piątek, 31 października 2014

Rozdział 9

   Następnego dnia o trzynastej Emilia i Bartek spotkali się w jednym z barów w mieście.
   - Cześć, Emilia- powiedział mężczyzna, wchodząc.- Przepraszam, spóźniłem się. Długo czekasz?
   - Piętnaście minut- odpowiedziała, zerkając na zegarek.
   Tkwiła na barowym stołku, wysoko, jakby stała na szczudłach, i tylko dlatego ich oczy znalazły się na tej samej wysokości. Bartek wyglądał fantastycznie. Włosy miał nieco mniej potargane niż dzień wcześniej, a ubrany był w jeansy i granatową koszulę.
   Pochylił się ku Emilii i pocałował ją w policzek. Piżmowy zapach jego wody kolońskiej dotarł do jej nozdrzy.
   - Chodźmy. Przy stoliku jest dużo wygodniej- powiedział.
   Podał Emilii rękę, kiedy miała zeskoczyć z barowego stołka. Przyjęła jego pomoc. Poprowadził ją przez całą salę baru do stolika, przy którym stała kanapa obita brązowym pluszem, i puścił jej dłoń dopiero wtedy, kiedy już ją na niej posadził, po czym sam usiadł obok niej.
   -  Tak jest o wiele lepiej, prawda?
   - Lepiej- potwierdziła.
   - Dobra, więc miałaś dużo pytań- zaczął od razu, jakby chcąc mieć to już za sobą.- Zadaj je. Nie mam nic do ukrycia. Należy ci się prawda. Albo poczekaj- powiedział szybko.- Ja mam do ciebie jedno pytanie.
   - Dobrze- wzruszyła lekko ramionami.
   - Czytałem o tobie ostatnio. Jakieś dwa dni temu.
   - To bardzo możliwe- była już do tego przyzwyczajona.
   - Zerwałaś z chłopakiem?
   Emilia popatrzyła na niego zaskoczona. A więc o tym czytał, pomyślała. Tylko skąd media o tym wiedziały?
   - Z narzeczonym- poprawiła go cicho.- I to tak jakby on zerwał ze mną.
   - Narzeczony? Miałaś narzeczonego?- był bardzo zaskoczony.
   Media nie wiedziały o zaręczynach Emilii i Kevina. Utrzymywali to w tajemnicy. Kiedyś jakiś reporter zauważył pierścionek na palcu kobiety. Powiedziała wtedy, że nosi go tak symbolicznie i uwierzył... albo tak jej się wydawało.
    - Miałam. Co dokładnie pisali?
    - Że zerwaliście. Były zdjęcia jak się kłócicie. Płakałaś- na moment spojrzał jej prosto w oczy.- Podobno często 
były między wami spięcia. Wyjechał z Nowego Jorku.
   - Wszystko prawda- przytaknęła smutno.
   - Tylko nie płacz- powiedział, zauważając w oczach Emilii łzy.- To musiał być jakiś palant. Proszę cię, nie płacz- przytulił ją niepewnie.
   - Nie chcę płakać, ale nie potrafię inaczej- nastała chwila ciszy, po której Emilia wyswobodziła się z objęć Bartka.- Teraz muszę zacząć życie od nowa. Zapomnieć.. Koniec tematu- uśmiechnęła się lekko, zapewniając bardziej samą siebie, że wszystko jest OK.
   - Jak chcesz.
   - Bartek, od wczoraj zastanawia mnie jedna rzecz… Widziałam cię w Paryżu- zaczęła niepewnie.- Co tam robiłeś?
   - Kiedy?- próbował sobie przypomnieć.
   - W pierwsze wakacje po waszym wyjeździe.
   - Ach, wtedy. Byłem tam przejazdem. Widziałaś mnie?- Emilia przytaknęła.- Dlaczego nie podeszłaś?
   - Byłam w knajpce z Kevin'em. To właśnie w Paryżu go poznałam.  Stałeś na chodniku, a ja byłam w zbyt wielkim szoku. Zanim się opamiętałam, straciłam cię z zasięgu wzroku.
   Bartek uśmiechnął się.
   - Całe te lata mogliśmy porozmawiać, ale ciągle coś szło nie tak.
   - Ty mogłeś przez kilka lat się odezwać, podejść czy cokolwiek. Ja nie wiedziałam, że byłeś w Nowym Jorku.
   - Wiem. Bałem się.  Zjesz coś?- zmienił szybko temat.
   - Tak. Umieram z głodu.
   - Znam znakomite miejsce. Chodź.
   Oboje wstali z kanapy.
   Bartek zaprowadził Emilię do włoskiej restauracji, która była zaledwie kilka metrów od baru. Wskazano im mały stolik przy oknie, ozdobiony ładnym wazonem, w którym stała pojedyncza orchidea.
   Kiedy kelner przyniósł im ich zamówienia, Zielonka była w szoku. Chyba nigdy nie jadła tak znakomitych dań. Po posiłku Bartek upierał się, żeby dziewczyna zamówiła deser.
   - Wygrałeś- powiedziała, kiedy łyżeczka deseru wylądowała na jej języku.- To jest wyśmienite.
   - Mówiłem ci- wzruszył ramionami.- Kiedy wracasz do Nowego Jorku?
   - Nie wiem dokładnie. Pewnie za kilka dni. A ty?
   - Co, ja?- nie zrozumiał.
   - Kiedy wracasz?
   - Och, ja nie wracam- uśmiechnął się.- Zostaję tu- wytłumaczył.
   - Naprawdę?- przytaknął.- Wszyscy zostajecie?
   - Nie wiem- przyznał.- Moi rodzice są dziwni- zaśmiał się pod nosem.- Ciągle zmieniają miejsce zamieszkania. Nigdzie nie mogą znaleźć dla siebie miejsca. Ja zostaję. W Łodzi jest nudno- zrobił śmieszną minę złego dziecka, a Emilia parsknęła śmiechem.
   - W tej chwili zachowujesz się jak rozpieszczony bachor.
   - O-ho! I kto to mówi!- zaczął się przedrzeźniać.
   - Ej! Nie jestem rozpieszczona!- zaprotestowała z uśmiechem.
   - No, nie. Oczywiście, że nie- powiedział sarkastycznie.
   - Nie jestem rozpieszczona- powtórzyła, zakładając ręce na piersiach.- Gdybym była, nosiłabym we włosach kokardki.
   - No normalnie to też się nie ubierasz- zauważył, spoglądając na jej ubranie. Miała na sobie błękitne, krótkie spodenki, białą bluzkę z wielkim niebieskim sercem z przodu i tego samego koloru japonki. Nie zabrakło też bransoletki na jej nadgarstku i kolczyków.
   - Nie czepiaj się.
   - Jakiś cud, że nie masz obcasów?
   - Nie zawsze chodzę w obcasach. Koniec tematu- ucięła.
   Kiedy kelner zebrał ze stołu puste kubki po ich deserach i przyniósł rachunek, było już po dwudziestej. Bartek uparł się, że sam za wszystko zapłaci.
   Odprowadził Emilię pod dom Kwaśniewskich. Szli, nie śpiesząc się, ramie w ramie. Rozmawiali przez całą drogę. Opowiadali sobie jakie filmy i piosenki lubią, mówili o ulubionych miejscach i potrawach- po prostu opowiadali o sobie.
   - Dziękuję za bardzo fajne popołudnie- powiedziała Emilia, stojąc pod drzwiami.
   - Nie ma za co. Dobrze było porozmawiać.
   - Tak.
   Chwile stali w milczeniu, w blasku żarówki palącej się nad wejściem.
   - Czy tylko dla mnie wydaje się dziwne, że tak normalnie rozmawiamy?- spytała Emilia.
   - Dobrze, że się nie kłócimy. No chyba, że chciałabyś się ze mną pobić.
   - Nie mając odpowiednich butów, nie miałabym szans- prychnęła. Oboje zaczęli się śmiać.
   - Więc… dobranoc- Bartek uśmiechnął się chłopieńczo.
   - Dobranoc- blondynka odwróciła się i otworzyła drzwi. Kiedy już miała je za sobą zamykać, uśmiechnęła się do Fomańskiego, który wciąż stał przed domem. Później wślizgnęła się do salonu, gdzie Katarzyna i Tomek oglądali jakąś komedie.
   - Cześć- przywitała się.
   - Cześć. Chcesz coś zjeść?- spytał Tomek, odwracając się na moment w jej stronę.
   - Nie, dziękuję. Pójdę do pokoju- uśmiechnęła się ciepło i ruszyła w stronę schodów.
   W pokoju położyła się na łóżko i zaczęła myśleć o wszystkim, co wydarzyło się w ostatnim czasie. Po tylu latach spotkała Bartka i Dagmarę! Nie mogła w dalszym ciągu w to uwierzyć. Cieszyła się, że z mężczyzną normalnie rozmawia i nie ma wcale ochoty na niego nakrzyczeć za swój ból sprzed siedmiu lat. Za to dziwiło ją zachowanie jej byłej przyjaciółki, ale postanowiła nie zawracać sobie nią głowy. Pomyślała, że dziwnie szybko wszystkiego się dowiedziała, ale była z tego powodu zadowolona. Znała prawdę, którą chciała poznać przez ostatnie lata i to się liczyło. Teraz wiedziała, jak to wszystko wyglądało.

---------------------------------------------------
Dobra. Pod poprzednim rozdziałem mogłam zrobić z siebie kompletną idiotkę, ale niestety.
Dzisiaj mogę wam zdradzić, że ostatnio dostałam takiego „oświecenia”, że sobie tego nie wyobrażacie. Mam kilka pomysłów, jeśli chodzi o tą historię, i zrobię wszystko, żeby je wykorzystać. Mam jak na tą chwilę napisane 14 i pół rozdziału, więc zacznę wprowadzać moje pomysły dopiero gdzieś w 15 (niestety) w opowiadanie, a  może i później, więc proszę o cierpliwość i wyrozumiałość :D A dlaczego? Bo nie da się tego ot tak po prostu wkleić. Myślę, że ubogaci to całą historię, więc… no… ten tego xD Czekajcie ;)
Dziękuję za wszystko!
Do napisania! :*

piątek, 24 października 2014

Rozdział 8

   Bartek uśmiechnął się, tak jak Emilia kochała i podszedł do niej bliżej. Przytulił ją. Tak po prostu, a jej po policzku popłynęła pierwsza łza. Była niemało zaskoczona jego ruchem. Po chwili odwzajemniła uścisk.
   - Ale się zmieniłaś- powiedział, uwalniając ją z uścisku.- Ledwo cię poznałem.
   - Ty też się zmieniłeś- odpowiedziała, kiedy kolejna łza wypłynęła z jej oka.
   - Ale nie płacz- Bartek wytarł łzy z jej policzków, a Emilia zadrżała.- Popsujesz sobie makijaż.
   - Jest wodoodporny- zaśmiała się cicho.
   - To ja was może zostawię skoro się znacie i zajmę się gośćmi- powiedziała Anita i oddaliła się.
   - Przykro mi z powodu twojej babci- powiedział Bartek.
   - To było bardzo dawno- już nie chciało jej się płakać. Była w szoku.- Dałam sobie radę.
   - Dlaczego zaczęłaś farbować włosy? Nie to że jest brzydko, bo wyglądasz ślicznie. Jesteś piękną kobietą.
   Emilia lekko się zaczerwieniła, co było trochę dziwne, bo ona nigdy tego nie robiła.
   Chwilę milczeli.
   - Siedem lat…- szepnęła Emilia, ale Bartek to usłyszał. Nie mogła uwierzyć.
   - Tak. Szmat czasu.
   - Właśnie. Dużo się wydarzyło.. i zmieniło.
   - Nawet bardzo dużo.
   W tamtym momencie z domu wyszła brunetka. Emilia od razu poznała, że to Dagmara, chociaż również się zmieniła. Kiedyś jej proste jak druty włosy teraz były lekko falowane, ale wciąż w kolorze brązowym tyle że z blond końcówkami. Zmieniła się z szalonej dziewczyny w kobietę. Jej rysy twarzy także uległy zmianie. Była poważniejsza.
   Dagmara szukała zaciekle czegoś w torebce.
   - Brat, nie widziałeś gdzieś mojej ładowarki do komórki?- nie podnosiła wzroku.- Wydawało mi się…- przerwała, zaważając Emilię, która stała jak słup soli. Dagmara także stanęła jak wryta w ziemie.
   Bartek tylko się uśmiechnął.
   - Dagmara, poznajesz ją? To Emilka.
   - Poznaję- powiedziała Dagmara bezuczuciowo.
   - Cześć, Daga… Dagmara- poprawiła się. Pomyślała, że pewnie już nikt tak do niej nie mówi.
   - Cześć.
   Stali chwilę w ciszy. Emilia czuła się dość dziwnie. Dlaczego Bartek ją przyjął tak radośnie, a Dagmara tak chłodno? Raczej spodziewałaby się odwrotnej sytuacji.
   - Pójdę do Anity- powiedziała blondynka, podnosząc wysoko głowę. ,,Jeżeli żyłam tyle lat bez niej to i teraz nie jest mi potrzebna” pomyślała, idąc za dom, gdzie miało być ognisko urodzinowe.
   - Pójdę z tobą- Bartek doskoczył do niej w kilku susach.- Nie przejmuj się nią. Czasami potrafi zachowywać się jak dziecko- powiedział, a Dagmara rzuciła w niego małym kamykiem, który przeleciał nad jego głową.- A nie mówiłem?- Emilia parsknęła śmiechem.

   Po dwóch godzinach wszyscy goście siedzieli objedzeni i rozmawiali. Bartek siedział wygodnie oparty o kolana Emilii, trzymając w drugiej ręce ostatnią już parówkę. Dagmara zajęła miejsce naprzeciwko Bartka po drugiej stronie ogniska. Emilia dość często czuła jej wzrok na sobie.
   - Zjesz tą parówkę?- spytała Zielonka, nie wierząc własnym oczom, że Bartek potrafi tyle zjeść.
   - Jak najbardziej- odparł.- Jestem już pełny i mam ochotę zwymiotować, ale jedna mała, malutka paróweczka w tą czy w tą… Co za różnica?- uśmiechnął się od ucha do ucha.
   Na początku ogniska było dość drętwo, ale później każdy się sobie przedstawił, zaczęły się rozmowy i dla nikogo nie liczyło się, że są w tak różnym wieku.
   Coś trzasnęło w płomieniach i stos gałęzi nieco się zapadł, wyrzucając w powietrze kłąb pomarańczowych iskier.
   - Możemy porozmawiać?- szepnęła Emilia do Bartka. Kiedyś musiało to nastąpić, o czym oboje doskonale wiedzieli.
   - Jasne- podniósł się i pomógł Emilii wstać. Przyjęła jego pomoc.
   Oddalili się na bezpieczną odległość od reszty. Poszli za garaż, w którym kiedyś mieli próby do występu w szkole muzycznej, do której chodził Bartek. Emilia wyświadczyła mu wtedy przysługę i była jego partnerką. Dzięki temu zbliżyli się do siebie.
   Mężczyzna oparł się o ścianę i wyciągnął papierosa.
   - Palisz?- spytała Emilia.
   - Tylko czasami. Staram się rzucić, ale nie jest to takie proste jak się wydaje.
   - To ja ci pomogę- powiedziała, zabierając z jego rąk zapalniczkę i papierosa. Odwróciła się, zamachnęła się i wyrzuciła dość daleko obiekty.
   - Łał, niezły zamach- zaśmiał się.
   - Dziękuję. A teraz ani mi się waż zapalić- pogroziła palcem w żartach.
   Podniósł 
rozbawiony ręce w geście obronnym.
   Chwile milczeli, nie wiedząc co powiedzieć.
   - Mam tyle pytań- pierwsza odezwała się Emilia.
   - Więc mi je zadaj. Albo może nie. Chcę ci wszystko wytłumaczyć.
   - Jak chcesz- mówiła cicho.
   W głębi nie mogła uwierzyć, że stoi przed nią Bartek. Miała ochotę się uszczypnąć. Na dodatek nie kłócili się, a normalnie rozmawiali. Kiedyś jak sobie wyobrażała ich spotkanie, wyglądało to całkiem inaczej.
   - Przepraszam cię- powiedział całkiem szczerze.- Byłem kompletnym kretynem…
   - Kretynem? Nie. Dlaczego? Nic do mnie nie czułeś to ze mną zerwałeś i tyle…
   - Ty w to na serio uwierzyłaś?- przerwał jej zaskoczony.- Jejku, Emilka… Ja tak powiedziałem, żebyś mniej cierpiała. To znaczy, może tak myślałem, że będzie to mniej bolesne, ale z czasem zrozumiałem, że to było najgorsze rozwiązanie. I ten wyjazd bez żadnego pożegnania, czy choćby słowa… Za późno się opamiętałem. Ty byłaś 
już wtedy w Nowym Jorku…
   - Byłeś tu?
   - Nie raz. Mam tu rodzinę. Kiedy pierwszy raz przyjechałem była końcówka czerwca. Chciałem wszystko wytłumaczyć, przeprosić, miałem nadzieję, że mi wybaczysz, a dowiedziałem się, że dzień wcześniej wyjechałaś- zaśmiał się cicho.
   - Minęliśmy się- zauważyła, uśmiechając się pod nosem.
   - Tak. Rozmawiałem z Rafałem. Pamiętasz go?- Emilia pokręciła przecząco głową.- To brat Patryka, a Patryk z kolei był chłopakiem Olivii.
   - A, ten Patryk. Wiem, który. Olivia już od dawna nie jest z jego bratem.
   - No właśnie. Rozmawiałem z nim. Powiedział mi o śmierci twojej babci o tym, że wyjechałaś, jak przyjaciele za tobą tęsknili… Wszystko. Później się z tym pogodziłem.
   - Mogłeś zadzwonić- zauważyła.
   - Stchórzyłem.
   Emilia głośno przełknęła ślinę. Na jej język nachodziło jedno z ważniejszych pytań.
   - Dlaczego tak wtedy zrobiliście?- zapytała w końcu.
   - Ważne pytanie. Byłem głupi. Wiedziałem, że mamy wyjechać jeszcze na długo przed tym wszystkim. Bałem się powiedzieć. I to pierwszy powód. Żebyś mniej cierpiała. A drugi to…
   - To?- dopytywała się. Tego co jej powiedział się nie spodziewała.
   - Moja mama.
    Emilia podniosła brwi do góry. Nie widziała miny Bartka, bo było zbyt ciemno.
   - Jak twoja mama? Co ona miała do tego?- nic nie rozumiała.
   - Zaczęła na mnie naciskać i w ogóle… Spokoju mi nie dawała.
   Emilia nic kompletnie już nie rozumiała.
   - Ale z czym?
   - Emilka, bo ona… Ona cię nie bardzo lubiła i nie chciała, żebyśmy byli razem.
   Emilia szeroko otworzyła oczy. Zawsze wydawało jej się, że ich mama ją lubiła, a tu taka niespodzianka.
   - A… ale dlaczego?
   - Tego nie wiem. Nie chciałem ją wtedy słuchać. Byłem z tobą dość długo wbrew jej woli, ale kiedy mieliśmy się wyprowadzić, ona zaczęła jeszcze bardziej naciskać. W końcu uległem.
   Emilia nie mogła uwierzyć.
   - Co ja zrobiłam?- szepnęła.
   - Tego nie wiem. Nigdy już o tym nie rozmawialiśmy.
   Nastąpiła chwila ciszy. Z oddali słychać było jedynie śmiechy gości Anity.
   - Jeszcze raz cię bardzo przepraszam. Wiem, że cię skrzywdziliśmy i to nie dawało mi spokoju. Przez nas tyle cierpiałaś…
   - Już jest dobrze. Każdy w swoim życiu musi trochę pocierpieć.
   - Ale ty na to nie zasłużyłaś.
   - Bartek, już jest dobrze- zapewniała.
   - Wiesz? Cieszę się, że między nami po tych latach jest dobrze. Bałem się, że kiedy się spotkamy, naskoczysz na mnie, wykrzyczysz wszystko w twarz... Nawet spodziewałem się pobicia- zaśmiał się.
   - No raczej nie dałabym ci rady. Jesteś bardzo wysoki- także się zaśmiała.
   - No, ale tymi obcasami mogłabyś zrobić komuś krzywdę- spojrzał w ciemności na jej szpilki.
   - Nie bój się, nic ci nie zrobię. Nie mam do ciebie żalu. Lata zrobiły swoje.
   - Cieszę się. Zrobiła się z ciebie trochę taka modnisia- zaśmiał się, szturchając ją łokciem.
   - Hej! Mieszkam w Nowym Jorku i jestem córką takich osób jakich jestem- broniła się.
   - Wcześniej taka nie byłaś.
   - Bartek, nawet nie wiesz, jak się zmieniłam.
   - Wiem. Widzę.
   Emilia wyciągnęła swoją komórkę i spojrzała na wyświetlacz.
   - Robi się późno.
   - Już chcesz iść?
   - Nie chcę nadwyrężać gościnności Kaśki i Tomka.
   - Odprowadzę cię- postanowił od razu.
   Ruszyli w stronę ogniska.
   - Idziesz?- spytała Anita, podnosząc się z ziemi.
   - Tak. Pora na mnie. Dziękuję za zaproszenie. Było bardzo miło- dziewczyny się przytuliły.
   Emilia pożegnała się z resztą. Spojrzała dyskretnie na Dagmarę, która siedziała na rozkładanym krześle i patrzyła na ogień. Nie rozumiała, co jej jest.
   - Fajnie było, co nie?- spytał Bartek, gdy szli wolno chodnikiem.
   - Tak. Anita ma fajnych znajomych.
   - To prawda. Ale i tak byłem najstarszy i chyba najmądrzejszy- wypiął dumnie pierś.
   - No chciałbyś- Emilia prychnęła, za co dostała kuksańca w bok.- Gdzie teraz mieszkacie?- nagle zmieniła temat. Chciała jak najwięcej się dowiedzieć.
   - Kiedy się stąd wyprowadziliśmy, mieszkaliśmy w Poznaniu- wiedział, że chciałaby wiedzieć wszystko od początku.- Rodzice chcieli zacząć nowe życie w całkiem nowym miejscu. Nie byliśmy tam długo- szedł, patrząc na swoje buty. Dłonie miał w kieszeniach jeansów.- Kiedy skończył się rok szkolny, a ja zdałem maturę, wyjechaliśmy, bo rodzice nie mogli się tam odnaleźć. Nawet nie wiesz, jaki byłem zły- podniósł wzrok na Emilię.- Teraz możesz być zła, bo mieszkaliśmy w Nowym Jorku.
   - W Nowym Jorku?- stanęła.- Ale… jak to? Ot tak się przeprowadziliście na całkiem inny kontynent?
   - Podobnie jak wy ponad dwadzieścia lat temu- zauważył.
   - W sumie prawda- podrapała się po karku.
   - Mieszkaliśmy na Brooklynie. Nie to co ty na Manhattanie. Przyznam ci się, że nawet kilka razy cię widziałem.
   - Co?- była zaskoczona.- I dlaczego nie podszedłeś do mnie czy coś?
   - Byłaś taka szczęśliwa… Nie chciałem tego psuć. Chodziłem na każdy twój występ- uśmiechnął się nerwowo.- Trochę głupie to wszystko, wiem. Nawet Dagmara poszła ze mną chyba na dwa z nich. Za pierwszym razem się rozpłakała- zaśmiał się. Patrzył przed siebie. Emilia pomyślała, że przypomina sobie to wszystko.- Nawet nie wiesz, ile razy chcieliśmy do ciebie podejść, ale nie daliśmy rady. Takie z nas tchórze.
   - Mogliście przyjść… Byliście tak blisko, a ja o tym nie miałam pojęcia. Nie mogę uwierzyć…- uśmiechnęła się.- Teraz dalej mieszkacie w Nowym Jorku?
   - Nie. W Łodzi. Dwa lata temu wróciliśmy do kraju, bo tam zaczęło się wszystko sypać. Rodzice stracili pracę jedno po drugim i nie było ich stać na płacenie za studia Dagmary.
   - Co studiowała?
   - Dziennikarstwo. Skończyła ten kierunek w Łodzi.
   - A ty? Uczyłeś się jeszcze potem?
   - Jestem informatykiem, ale nie pracuję w zawodzie.
   Doszli pod dom Kwaśniewskich.
   - Dziękuję, że mnie odprowadziłeś.
   - Nie ma za co. Jakbyś chciała mnie jeszcze powypytywać, to możemy się spotkać. Należą ci się wyjaśnienia.
   - Dobrze. Możemy się spotkać- wzruszyła ramionami.
   - Więc, jutro?
   - Jutro- Bartek uśmiechnął się szeroko.
   - W takim razie do zobaczenia- po tych słowach odwrócił się i odszedł.
   Emilia przez chwilę stała jeszcze niezdecydowana. Nie mogła uwierzyć w dalszym ciągu, że po tylu latach, kiedy już o nim zapomniała, Bartek pojawił się na jej drodze. Cieszyła się, że nie chowa do niego urazy. Pomyślała, że oboje się zmienili. Nawet bardzo. Nie czuła do niego już nic. Jeszcze kilka lat temu za nim szalała, teraz był dla niej obojętny. Nadal kochała Kevin'a i nic nie mogła na to poradzić..

----------------------------------------------------------------------------------------

Nie wiem jak to zacząć, ale spróbuję.
Nie podoba mi się to opowiadanie. Kompletnie nic, a nic. Może pomysł jest jako taki, ale moim zdaniem trochę źle to wszystko zrobiłam. Nienawidzę  pisać jako narrator i bardzo żałuję, że II część tak właśnie zaczęłam. Wiem, moja wina. Nie będę tego zmieniała, bo po prostu nie chcę mieszać. Chciałabym tylko, żebyście nie myślały, że jakaś tam dziewczyna ma jakiś tam pomysł i zaczyna bawić się w nędzną ,,blogerkę”, bo to tak nie wygląda. W rzeczywistości piszę całkiem inaczej (trochę głupio to brzmi, ale ok). Pracuję właśnie nad inną historią i jestem z niej naprawdę zadowolona. Jest według mnie o wiele lepsza od tej, ale z drugiej strony ta chyba nie jest znowu taka zła, skoro czytacie xd Jejku, namieszałam. Chcę po prostu, żebyście wiedziały, że to co tu piszę to nie wszystko na co mnie stać. Bo stać mnie na wiele więcej. Teraz możecie, no nie wiem, osądzać mnie, że się nad sobą użalam, bez sensu tłumaczę czy coś. Po prostu, powtarzam, nie chcę, żeby ktokolwiek myślał, że jestem jakąś tam dziewczyną, która ot tak postanowiła napisać jakieś dziadostwo i publikować. Tak nie jest. Piszę od 10 roku życia (możecie sobie wyobrazić jak to wtedy wyglądało xD) i naprawdę długo zastanawiałam się nad założeniem bloga. Nawet nie wiem, dlaczego akurat tą historię wybrałam na opublikowanie. Nie wiem czy ktokolwiek coś z tego zrozumie, ale mam nadzieję, że tak…
I tak ostatnio dużo myślałam i doszłam do wniosku, że to moje „coś” jest niczym w porównaniu z Waszymi historiami (nie wiem jak to nazwać). Czuję się taka… bezsensowna. 

Nawet nie wiem, czy ktoś przeczyta tą notkę, ale niestety się mówi..
Dobra, koniec tego wszystkiego.
A! I pojawiła się Dagmara, wszystko zaczyna się wyjaśniać, bo chcę w jakiś sposób zamknąć ten rozdział "przeszłość".
Pozdrawiam serdecznie!

piątek, 17 października 2014

Rozdział 7


   Lecąc samolotem, Emilia nie mogła się doczekać, kiedy zobaczy Katarzynę, Tomasza i Zdzisława, u których zawsze się zatrzymywała, gdy przyjeżdżała do Polski. Nie widziała ich już dość długo, bo aż rok. Zdzisław był kiedyś bardzo bliskim przyjacielem jej zmarłej babci, Janiny.
   Odprawa w Polsce trwała krótko i kiedy weszła na salę, zaczęła rozglądać się w poszukiwania znajomych osób. Poinformowała ich, że przyjeżdża.
   Chwilę później zobaczyła Tomasza, syna Zdzisława i jego żonę, Kasię. Byli szczęśliwym małżeństwem od trzech lat.
   - Witamy w Polsce!- niemal krzyknął Tomek i przytulił Emilię, która następnie to samo zrobiła z Kaśką.
   - Cześć, wam. Nie zmieniliście się prawie w ogóle- spojrzała na czarnowłosą Kasię i od lat się niezmieniającego Tomka.
   - Za to ty bardzo się zmieniłaś- ruszyli w stronę wyjścia.
   Przez całą drogę powrotną opowiadali sobie nowinki. Kiedy dojechali, Emilia nie mogła uwierzyć własnym oczom. Nie poznała domu Kwaśniewskich.
   Parter, garaż na trzy samochody, tarasowo ułożone grządki oświetlone były wiszącymi pięknymi lampionami.
   - Tak, wiemy. Zaszaleliśmy z tym remontem- powiedział Tomek, podchodząc do drzwi frontowych.
   - Nie lubicie zbędnych ozdóbek i właśnie tak go wyremontowaliście- skomentowała Emilia, nadal się rozglądając.
   - Mówisz tak, bo jeszcze nie widziałaś wnętrza- bąknęła Katarzyna. Widocznie nie była zadowolona z wyglądu własnego domu.
   Tomek otworzył drzwi i zaprosił gościa do środka, biorąc od Emilii jej walizkę.
   Z korytarza widać było jadalnię z tapetą w duże kwiaty i dywanem w czerwone róże, zakrywającym podłogę z ciemnego drewna. Salon zastawiony 
był meblami z ciemnego drewna. Pod oknem stała czerwona kanapa i stolik, a na przeciwległej ścianie wisiał telewizor plazmowy. W rogu widniał wielki stół z sześcioma krzesłami.
   - Zaskakujące zestawienie- skomentowała Emilia.
   - Zaskakujące? Ohydne- prychnęła Kaśka.- Nie było mnie w domu jakiś czas i proszę co zrobił mój kochany mąż. To wszystko miało wyglądać całkiem inaczej- pożaliła się.
   - Nie jest tak źle.
   - Przyznaj rację, ten remont to niewypał. Nie musisz owijać w bawełnę. Chcesz coś zjeść?- spytał Tomek, otwierając drzwi do kuchni. Tego co Emilia tam zobaczyła, nie spodziewała się kompletnie. Meble w kuchni były czerwono- białe  z czarnymi dodatkami, a ściany  purpurowe i kiedyś dość przestronne pomieszczenie wydawało się jeszcze mniejsze niż było w rzeczywistości.
   - Nie. Pójdę wziąć prysznic. Hmm.. macie coś przeciwko czerwonemu kolorowi?- spytała.
   - Te meble miały być inne- pożaliła się ponownie Kasia i opadła na krzesło.- Całkiem inne i nie czerwone!- dodała.
   - A gdzie wujek?- spytała Emilia, zmieniając temat. Mówiła tak na Zdzisława.
   - Przyjdzie później. Jest u siebie w domu- Zdzisław mieszkał naprzeciwko dawnego domu babci Emilii, a  Tomek i Katarzyna na drugim końcu ulicy.
   - Dobrze. Więc ja pójdę się odświeżyć- Emilia ruszyła w stronę schodów, zabierając po drodze walizkę.
   - Nic się nie bój. Piętra nie remontowaliśmy!- krzyknął za nią Tomek, a ona się zaśmiała.
   Zgodnie z tym co powiedział Tomasz, piętro było w stanie nienaruszonym. Wciąż było tam miło i przytulnie. Emilia weszła do pokoju, w którym spała, kiedy przyjeżdżała. Położyła walizkę na niewielkim łóżku i rozpięła ją. Wyciągnęła z jej wnętrza kosmetyczkę i zestaw ubrań, w który chciała się przebrać. Była dopiero czwarta po południu. Wzięła prysznic i założyła na siebie czarną bokserkę i turkusowe, krótkie spodenki. Na rękę założyła tego samego koloru bransoletkę z kamyczkami, a na nogi wsunęła czarne japonki. Wysuszyła włosy i ułożyła je, a następnie włożyła w nie okulary przeciwsłoneczne. Umalowała się jeszcze lekko i była gotowa.  Zgarnęła jeszcze klucz do domu jej babci, który przywiozła z Nowego Jorku.
   Następnie zeszła na parter i poinformowała domowników, że idzie na spacer.
   Idąc dobrze jej znaną ulicą, w jej głowie zawitały tysiące wspomnień. Miała ich naprawdę wiele. Jak przyjechała, jej spacery z Dagmarą i Bartkiem, wspólne spędzanie czasu, później ich wyjazd, nowi znajomi, śmierć babci… Trochę zdziwiło ją to, że właśnie teraz sobie o tym wszystkim przypomniała. Wcześniej kiedy przyjeżdżała nawet przez myśl jej to wszystko nie przechodziło. Ale wcześniej miała Kevin’a. Już nic nie było takie samo jak wcześniej.
   Kiedy stanęła przed niewielkim domem, w przeszłości jej babci, weszła po schodach i włożyła klucz w zamek. Serce waliło jej jak oszalałe do czego była już przyzwyczajona. Działo się tak za każdym razem, kiedy tam przychodziła. Przekręciła kluczyk w zamku i weszła. Ta pustka, gołe ściany kiedyś ja przerażały, ale nawet to się zmieniło. To tam Emilia była taka szczęśliwa siedem lat temu…
   Dom od czasu do czasu odwiedzał Tomek i razem z Katarzyną dbali, żeby nie było w nim aż tak brudno i przerażająco, za co była im bardzo wdzięczna Emilia. Weszła do pomieszczenia służącego kiedyś za kuchnię i coś ja ukuło w sercu. To właśnie w tym pomieszczeniu osiem lat temu Emilia rozmawiała pierwszy raz z Dagmarą. Uśmiechnęła się na to wspomnienie. Czuła się jakby nie było to wcale tak dawno. Jej uśmiechnięte oczy… Emilia w głębi duszy tęskniła za tym wszystkim, co było kilka lat temu. Była taka szczęśliwa…
   Dziewczyna pochodziła jeszcze po pustych pomieszczeniach. W każdym z nich miała bardzo dużo wspomnień. Po paru minutach wyszła z domu i zamknęła drzwi na klucz.  Kiedy stała na chodniku, spojrzała na dawniej bladoróżowy dom, który teraz był koloru zielonego. W nowym kolorze nie przywoływał w niej tylu wspomnień. Był jakby obcy.
   Nagle Emilia usłyszała, że ktoś ją woła. Odwróciła się i zobaczyła biegnącą w jej stronę Anitę Noworską. To ona wraz z rodzicami i siostrami wprowadziła się po Bartku i Dagmarze do wspomnianego domu.
   - Cześć, Emilka- przytuliła ją mocno.- Kiedy przyjechałaś?
   - Dzisiaj- Emilia spojrzała na dziewczynę. Zmieniała się z roku na rok, tak jak jej siostra bliźniaczka, Ania. Obie były bardzo ładnymi szatynkami.
   - To doskonale! Zapraszam cię więc na moje i Anity piętnaste urodziny. Są za dwa dni- uśmiechała się szeroko.
   - Dziękuję. Oczywiście przyjdę.
   - Bądź gotowa o osiemnastej. Wpadnę po ciebie. I nie martw się. Nie będziesz musiała siedzieć z bandą małolatów- zaśmiała się.- Przyjadą moi kuzyni. To znaczy siostra cioteczna na pewno, ale kuzyn i ich rodzice jeszcze nie jest pewne. Tak czy siak, nie będziesz sama- trajkotała.
   - Dobra. I tak przyjdę.
   - OK. Troszeczkę się śpieszę, więc  do zobaczenia!- pomachały sobie i Anita zniknęła za drzwiami swojego domu.
   Emilia poszła przywitać się z Zdzisławem. Zapukała do drzwi, które otworzył jej staruszek z siwizna na głowie i miłym uśmiechem.
   - Cześć, wujku!
   - Oh, cześć, Emilia. Wejdziesz?- spytał skrzeczącym głosem.
   - Nie, dziękuję. Przyszłam się tylko przywitać. Idę jeszcze na cmentarz.
   - Ach, dobrze. Przyjdę później do Tomka.
   - Przyjdź. Porozmawiamy sobie.
   - Naturalnie. Dawno żeśmy się nie widzieli...
   - To prawda. Do zobaczenia później!
   Emilia ruszyła w dalszą drogę. Wstąpiła do małej kwiaciarni i kupiła piękną wiązankę kwiatów. Kiedy weszła na cmentarz, gdzie pochowana była Janina, poczuła łzy pod powiekami, ale nie pozwoliła im wypłynąć. Nagrobek jej babci był nieskazitelnie czysty. Paliło się też kilka zniczy i stały śliczne kwiaty. Emilia ucieszyła się, że ktoś odwiedza jej babcię. Postawiła kupione przez nią kwiaty. Musiała nieźle się nagłowić, aby znaleźć choć trochę miejsca. Była niezmiernie szczęśliwa, że grób jest zastawiony po same brzegi. Oznaczało to, że ludzie pamiętają…

***

   Dwa kolejne dni minęły Emilii bardzo szybko. Pomagała Kaśce w domu, chodziła na zakupy, kupiła prezenty dla bliźniaczek, odwiedzała Zdzisława, który kilka razy odwiedził też ich. Tomka większość czasu nie było. Pracował.
   Dwie godziny przed imprezą urodzinową u Anity i Ani, Emilia zaczęła się przygotowywać. Zrobiła staranny makijaż, pomalowała paznokcie na kolor turkusowy, ułożyła włosy i przebrała się w sukienkę. Jej górna część miała identyczny odcień co kolor paznokci Emilii, a dolna część była bladoróżowa. Na nogi włożyła tego samego koloru szpilki na wysokim obcasie, a ręce ozdobiła śliczną bransoletką. Wtedy była gotowa.
   Punkt osiemnasta zadzwonił dzwonek do drzwi. Była to Anita, która przyszła po Emilię. Była ubrana w granatową krótką sukienkę, a na nogach miała tego samego koloru baleriny.
   - Wszystkiego najlepszego!- powiedziała Emilia, wręczając jej prezent.
   - Dziękuję. Wyobrażasz sobie, że Anka mnie wystawiła! Wolała urodziny spędzić u chłopaka!- poskarżyła się.
   - Jej wybór.  Przekażesz jej prezent ode mnie?
   - Jasne. Ślicznie wyglądasz.
   - To tak jak ty.
   - Dziękuję. A teraz chodźmy- pociągnęła ją za rękę i wyszły.
   Szły chodnikiem, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Między innymi o imprezie urodzinowej i ciotecznym rodzeństwie Anity, które właśnie przyjechało.
   I wtedy właśnie Emilia go zobaczyła. Trudno go było zresztą nie zobaczyć. Stał niezdarnie oparty o swój czarny motocykl na chodniku i patrzył w ekran komórki. Miał na sobie czarne, dopasowane jeansy i białą koszulkę.
   Serce Emilii mało nie wyskoczyło z piersi. Kompletnie się tego nie spodziewała. Poczuła, że zrobiła się blada, jakby zobaczyła ducha.
   Anita pociągnęła Emilię w Jego stronę, nie zauważając reakcji dziewczyny.
   - Bartek!- krzyknęła, podchodząc bliżej.- Chcę ci kogoś przedstawić.
   Dopiero wtedy mężczyzna podniósł głowę. Tak jak Emilia był bardzo zaskoczony i zmieszany. Wyprostował się i wyglądał jakby nie mógł uwierzyć własnym oczom podobnie jak ona. Od razu poznał Emilię.
   - To Emilia Zielonka- trajkotała dalej Anita, nie zauważywszy ich reakcji.- Mieszka w Nowym Jorku, super nie? Przyjechała tu niedawno. Mieszkała tu kiedyś przez pewien czas…- zamyśliła się.- Chwila… Ty też tu wtedy mieszkałeś. A potem się wyprowadziliście, a my się wprowadziliśmy. No albo nie umiem liczyć- zrobiła dość dziwną minę.- Mniejsza.
   Emilii stanęły łzy w oczach, ale za wszelką cenę chciała je ukryć. Oto po siedmiu latach stał przed nią Bartek, jej pierwsza miłość z lat młodzieńczych. To dzięki niemu była taka szczęśliwa, ale też dużo cierpiała, kiedy bez wyjaśnień najpierw ją zostawił, a potem wyjechał.
   - Wiem- powiedział mężczyzna, wpatrując się dalej w Emilię, której serce się ścisnęło, kiedy usłyszała jego męski głos. Bardzo się zmienił.- My się już znamy.

---------------------------------------------------------------
No i mamy Bartka! Jeej ! xD  Kto się cieszy? Tym razem wiecie już, że nie będzie jak pod koniec I części, bo stoją ze sobą twarzą w twarz! Tak na marginesie, dodałam go do odpowiedniej zakładki ;) Zaszły tam też pewne zmiany. A mianowicie, nie ma już opisów postaci.

Chciałabym jeszcze bardzo podziękować (kolejny raz, ale nigdy nie jest za dużo) za wykonanie tego ślicznego szablonu Rudej!

piątek, 10 października 2014

Rozdział 6

   Podczas podróży Emilia napisała wiadomość do Lucie, w której w skrócie wyjaśniła, dlaczego właśnie jest w drodze do Waszynktonu. Kobieta bardzo się zdziwiła, ale postanowiła poczekać aż jej przyjaciółka wróci i wszystko wyjaśni.
   Kiedy samochód Jake’a zatrzymał się przed domkiem, gdzie mieszkał kiedyś Kevin ze swoją mamą, Elisabeth, a później tylko ona sama, Emilia miała wrażenie, że zemdleje. Na szczęście Jake był przy zdrowych zmysłach i wszystkim zarządzał.
   - No to co, mała? Idziemy- powiedział, wychodząc z pojazdu. Kobiety zrobiły to samo.
   Emilia na miękkich nogach podeszła do drzwi. Drżącymi rękoma nacisnęła dzwonek i czekała. Po drugiej stronie usłyszała czyjeś kroki. Kiedy usłyszała zgrzyt zamka, jej serce mało nie wydarło się z piersi. Myślała,  że przeżyje zawał serca, kiedy drewniana powłoka się otworzyła, a za nią ujrzeli Kevin’a.
   - Emily…- szepnął zaskoczony.
   - Tak, ja. Przyjechałam po wyjaśnienia- zamachała mu listem przed twarzą. Mówiła twardo, chociaż czuła jakby miała za chwilę się rozpłakać.
 
   - Co mam ci wyjaśniać?- spytał, a Emilia myślała, że wyjdzie z siebie.
   - Jak to, co?!- krzyknęła.- Siedem lat byliśmy razem, jesteśmy zaręczeni, a ty zrywasz ze mną przez jakiś głupi list?!
   - Nie dałbym rady powiedzieć ci tego w twarz.
 
   - A jednak musisz, bo ja nie zamierzam się stąd ruszyć dopóki sama tego nie usłyszę- założyła ręce na piersiach.
   - Emily…- powiedział błagalnym tonem, ale ona nie zamierzała się poddać.
   - Stary, zachowałeś się jak kompletny kretyn w stosunku do Emily- powiedział Jake dość spokojnie, ale słychać było, dla tych co go dobrze znali, że już nie może wytrzymać.
   - Emily, dlaczego nie dasz spokoju?
   - No chyba żartujesz!- wyrzuciła ręce w powietrze.- Pamiętasz, jak krytykowałeś Bartka i Dagmarę?! Jak śmiałeś się z jej listu?! A teraz sam taki napisałeś!
   Dagmara po kilku miesiącach napisała do Emilii list, w którym wyjaśniła, dlaczego tak postąpiła, a nie inaczej. Chciała po prostu, żeby Emilia mniej cierpiała, a skutek był odwrotny. Kiedy Zielonka opowiedziała pewnego dnia o tym Kevinowi, śmiał się z Dagmary, że list był bezsensu i tylko pogorszył wszystko zamiast polepszyć.
   - Nie miałem wyjścia i proszę cię, nie krzycz.
   - Jak mam nie krzyczeć, skoro tak się zachowujesz?! Czy dla ciebie nic te siedem lat nie znaczyło?!
   - Znaczyło bardzo dużo… Ale nie możemy być razem.
   - W takim razie, powiedz mi w twarz to, co napisałeś w tym liście- poczuła jak do jej oczu zaczynają napływać łzy.
   - Emily- zrobił przerwę jakby się zmagał z samym sobą. Zamknął oczy.- Z nami koniec- powiedział po chwili, podnosząc powieki.
   Emilia pokiwała wolno głową. Po jej policzku poleciała pierwsza łza.
   - Dobra. Chciałam to usłyszeć, więc usłyszałam- zaczęła szarpać się z pierścionkiem na jej palcu. Kiedy go ściągnęła, popatrzyła na niego ostatni raz i rzuciła nim w klatkę piersiową Kevin’a.- Żegnaj- powiedziała, po czym odwróciła się i weszła do samochodu.
   Jake jeszcze coś mówił do Kevin’a, ale mało ją to obchodziło. Dla niej liczyło się tylko to, że właśnie wszystko się skończyło. Siedem lat. Wiedziała, że coś od pewnego czasu było na rzeczy. Między nimi było inaczej, ale nie sądziła, że właśnie tak to się skończy. Tyle lat.. Poszło na marne. Chociaż nie. Emilia miała chociaż wspaniałe wspomnienia. Zaczęła płakać jak bóbr.
 

***

   Kiedy Jake i Cora podwieźli ją pod willę była wyprana z uczuć. Wypłakał już wszystko. Ból, żal, smutek. Czuła tylko pustkę. Nie mogła uwierzyć, że Kevin to zrobił. Gdy wysiadła z samochodu przyjaciela, dopadła ją  urażona duma.
 
   Emilia wszystko opowiedziała Lucie, która była wściekła na mężczyznę i chciała nawet do niego pojechać i wygarnąć mu co nieco, ale Emilia ją powstrzymała. Niestety Lucie po dwóch dniach musiała wrócić, ponieważ czekał ją koncert. Postanowiła, że będzie ukrywała swój stan, ile będzie mogła, a potem coś wymyśli.

***

   - Dzień dobry- przywitała się Emilia z rodzicami w poniedziałek rano i pocałowała ich w policzki.
   - Dzień dobry- odpowiedzieli.
   - Lepiej się już czujesz?- spytała Sara.
   - Trochę tak…- usiadła na krześle i nalała sobie herbaty.
   - Wiem, że to może nie najlepszy moment, ale mamy do przedyskutowania pewną kwestię- tym razem odezwał się Kamil.
   - Jaką?- Emilia nie rozumiała.
   - Kiedy przejmiesz po mnie firmę.
   Dziewczyna zakrztusiła się herbatą, którą właśnie piła.
   - Fi… firmę?- zająknęła się.
   - Tak, firmę, droga córko. Jesteś moim jedynym dzieckiem i powinnaś wiedzieć, że kiedyś wszystko co moje będzie twoje.
   - Ale… ja nie chcę.
   - Wszystkich firm nie przejmiesz, bo nie dasz sobie rady i jestem tego świadomy, ale jedną czy dwie…
   - Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Nie chce twoich firm.
   - Emily…
   - Przestań. Nawet nie chcę tego słuchać. Chciałabym sama bez waszej pomocy coś osiągnąć. W pierwszej kolejności znaleźć pracę i wynająć mieszkanie…
   - Chcesz się wyprowadzić?- przerwała jej Sara.
  
- Tak. Przecież to jest oczywiste.
   - Ten dom jest na tyle duży, że spokojnie zmieściłoby się w nim kilka rodzin, więc nie jest konieczna wyprowadzka.
   - Mamo, ja chcę się usamodzielnić. Nie chcę mieszkać całe życie z wami.
 
   - Przeszkadzamy ci w czymś?
   - Nie o to chodzi. Jestem dorosła i chcę mieszkać sama. We własnym mieszkaniu- podkreśliła.
 
   - Po co, skoro możesz tu na dodatek za darmo.
   Emilii skoczyło ciśnienie. Zaczynała się coraz bardziej denerwować. Rodzice zachowywali się, jakby jej nie słuchali.
 
   - Jeszcze kiedyś o tym wszystkim porozmawiamy- bąknęła Emilia, wstając.- Idę się spakować.
   - Spakować? Gdzie?- spytał szybko Kamil.
   - Lecę do Polski.
   - Ale po co?- spytała Sara.
   - Mamo, wczoraj sama kazałaś mi zapomnieć o Kevinie i żyć dalej- poprzedniego wieczoru do sypialni Emilii przyszła Sara i zamieniła z nią kilka słów.- Próbuję to robić. Skoro tak się wszystko ułożyło, zapomnę o nim. Dopóki są wakacje, chcę wyjechać i odpocząć. Przy okazji odwiedzę Kasię, Tomka i wujka. Kiedy wrócę, będę szukała pracy.
   - Nie ma takiej potrzeby- powiedział szybko Kamil i także wstał.- Przecież przejmiesz po mnie firmę, więc zajmiesz się nią.
   Emilia poczuła jak robi się czerwona ze złości.
   - Czy ty nie rozumiesz, że nie chcę twoich firm?!- prawie krzyknęła.
   - Dostaniesz je, nawet jakbyś nie chciała.
   - A więc, lepiej żebym doprowadziła je do ruiny, niż sprzedać?- Emilia podniosła jedną brew do góry.
   - Dlaczego miałabyś je doprowadzić do ruiny?
   - Nie będę ich prowadziła.
   - Będziesz- upierał się.
   Emilia wyrzuciła ręce w powietrze, odwróciła się na pięcie i ruszyła do swojego pokoju. Była wściekła. Do jej rodziców mówiło się jak do słupów. I tak robili co chcieli.
 
   Kiedy się spakowała była pierwsza po południu, więc zniosła walizkę na parter. Dzień wcześniej kupiła bilet na pierwszy lot do Polski.
   - Przyjdzie tu dziś Sasha- powiedziała Sara, podchodząc do córki. Mówiła bez żadnych emocji zresztą jak prawie zawsze.
 
   - Sasha? Po co?- Emilia niemało się zdziwiła na tą wiadomość.
   Sasha była kiedyś prawą ręką Sary, ale ta zwolniła ją kilka lat temu, kiedy jej kariera zaczęła się sypać. Od tamtej pory nie miały zbyt dużego kontaktu, więc ta wizyta wydawała się bardzo dziwna. Emilia z Sashą się wprost nienawidziły. Emilia za charakter kobiety, który był jednym z najgorszych, a ona Emily za to, że według niej dziewczyna była rozpieszczonym bachorem.
 
   - Chce po prostu zobaczyć, jak żyjemy- odpowiedziała Sara, bawiąc się liściem jednego z kwiatków, stojących w holu.
 
   - O której przyjdzie?- obie ruszyły w stronę salonu.
   - Zaraz.
   - Ale nie muszę być dla niej miła i udawać, że ją lubię?- Emilia zrobiła minę niewiniątka niczym dziecko, które ukradło cukierka i zostało przyłapane.- Ona mnie traktowała okropnie.
   - Owszem, musisz być miła- ucięła Sara, słysząc dzwonek do drzwi. Ruszyła w tamtym kierunku.
   Już po chwili do salonu wkroczyła pewnym krokiem bez cienia uśmiechu Sasha. Emilia nie zdziwiła się z faktu, że kobieta się nawet nie uśmiechnęła. Zawsze taka była. Poważna i oschła. Ubrana była jak typowa bizneswoman. Skanowała przestrzeń dookoła siebie bardzo powoli i uważnie jakby chcąc zapamiętać każdy szczegół. Emilia wymusiła krzywy uśmiech. Nienawidziła tej kobiety.
 
   - Wasz dom nic się nie zmienił, za to domownicy bardzo- stwierdziła.
   - Nie wiem, czy mam pani dziękować, czy raczej płakać- rzuciła dalej z wymuszonym uśmiechem Emilia. Sara skarciła ją wzrokiem.
 
   - Usiądź, proszę- była modelka wskazała kanapę.- Może skosztujesz kawę lub herbatę?
   - Kawę, poproszę- odpowiedziała Sasha. Sara zaczęła iść w stronę kuchni. Chwilę później zniknęła za rogiem.
   Emilia z niechęcią usiadła naprzeciwko gościa.
 
   - Skończyłaś tą swoją szkołę Julliard’a?- spytała nagle Sasha z obrzydzeniem w głosie.
   - Wiem, że pani miałaby satysfakcję, gdybym nie skończyła, ale no cóż… skończyłam. Z wyróżnieniem- dodała, unosząc dumnie głowę. Już nie mogła znieść tej kobiety.
    - I co zamierzasz teraz robić? Siedzieć na utrzymaniu Kamila?- w Emilii krew się zagotowała. ,,Co za wredna i chamska baba” pomyślała.
   - Nie. Będę pracowała.
   - Tak?- zaciekawiła się.- A gdzie?
   - Jeszcze nie wiem.
   - A może chciałabyś pracować u mnie?- Emilia zrobiła okrągłe oczy.
   - U pani?- prychnęła.- Żeby przechodzić przez to wszystko co kiedyś i być pani niewolnicą? Nie, dziękuję.
   W tej chwili Sara weszła do kuchni z dwoma filiżankami kawy na tacy. Emilia odetchnęła z ulgą i wstała.
   - Przepraszam, ale ja już pójdę. Mamuś, ja już będę jechać- przytuliła ją.- Pożegnaj tatę ode mnie.
   - A gdzie jedziesz?- spytała Sasha z ciekawością.
   - Do Polski- odpowiedziała sucho Emilia. Po Sash’y widać było, że powstrzymuje się od jakiegoś komentarza. Emilia w duchu dziękowała, że nie musi widywać tej kobiety.- Więc, do widzenia- odwróciła się na pięcie i wyszła. Czekała ją podróż do miasta, w którym siedem lat temu mieszkała przez rok i to w nim tyle się w jej życiu zmieniło. To tam między innymi poznała Bartka, Dagmarę i Olivię. Czuła, że coś się wydarzy.

-------------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć wszystkim!
Rozdział taki króciutki, ale kolejny będzie już dłuższy.
Ostatnio mnie coś męczy. Wydaję mi się, że to opowiadanie jest baaardzo nudne. Naprawdę. Ale chcę napisać, że mam nadzieję, tak zbyt długo nie będzie, bo, obiecuję, troszkę się będzie działo. Wcale nie pisze, że nastąpi to szybko, więc proszę o cierpliwość. Nie wiem czy tą notką przypadkiem nie zniechęcam, ale niestety się mówi. Bo mam wrażenie, że zanudzam tym opowiadaniem xD Więc powtarzam: cierpliwości ;)
Dziękuję za wszystko i pozdrawiam!

piątek, 3 października 2014

Rozdział 5

   Następnego dnia Emilia poszła do kawiarni, gdzie czekała już na nią Lucie. Kiedy tam dotarła, jej przyjaciółka siedziała nad filiżanką cappuccino. Ubrana była w zwiewną sukienkę w kolorowe kwiatki, a jej blond włosy opadały na jej ramiona. Po jej lewej stronie stał ochroniarz ubrany w czarny garnitur i ciemne okulary. Emilia na widok Lucie uśmiechnęła się do siebie.
   - Emilka!- zawołała, kiedy ją zauważyła. Zerwała się z krzesła i podbiegła, żeby ucałować przyjaciółkę w policzek na powitanie. Wtedy Emilia zauważyła, że ma czerwone oczy od płaczu.
   - Lucie, nie płacz. To była tylko torebka. Dobrze, że nic gorszego się nie stało.
   - Wiem.. Nie płakałam dlatego- posmutniała.- Chodź, usiądziemy.
   - Co się stało?- spytała zatroskana Emilia, siadając przy stoliku.
   - Oh, Emilka- Lucie rozpłakała się.- Ja… ja… jestem w ciąży- niemal wyszeptała.
   - Nie żartuj sobie ze mnie- Emilia wzięła to za dobry żart.
   - Nie żartuję- z jej oczu kapały krople łez.- Ja na… naprawdę je… jestem w cią…ży.
   - Co?!- krzyknęła Emilia. Jej oczy mało nie wyskoczyły z orbit.- Jak to?! Z kim?! Lucie, przecież… nie masz chłopaka od… od czterech miesięcy…- powiedziała o wiele ciszej, zdając sobie sprawę, że są w miejscu publicznym i obie mogą zostać rozpoznane.
   - Nie ważne z kim. Ważne, że jestem w ciąży i brukowce mnie zjedzą.
   - Lucie, tak mi przykro. Nie wiem, co powiedzieć.
   - Pomóż mi- poprosiła  błagalnym tonem.
   - Ale jak?
   - Nikt nie wie o tej ciąży i nie może się dowiedzieć. Muszę usunąć…- szepnęła łamiącym się głosem.
   - Nie, Lucie, nie. Nie możesz tego zrobić. To twoje dziecko. Chcesz je zabić?
   - Nie, ale co mam zrobić? Nie mam innego wyjścia.
   - Masz. Urodź je, kochaj, wychowaj.
   - Emilka, ty nic nie rozumiesz. Brukowce nie dadzą mi spokoju… Mogę stracić wszystko, co do tej pory osiągnęłam.
   - Miej w nosie tych debili. Ciesz się. Będziesz mamą.
   - Łatwo powiedzieć. Wiesz jaka to będzie sensacja? Lucie Seguero, samotna matka.
   - Pomogę ci. Możesz na mnie liczyć.
   - Wiem. Dziękuję- uśmiechnęła się przez łzy.
   - Nie masz za co. Po to są przyjaciele. Coś razem wymyślimy. A teraz trzeba się cieszyć, że przyjechałaś.
   Kobiety resztę dnia wykorzystały najlepiej jak się dało. Robiły zakupy, śmiały się do łez. Próbowały nie rozmawiać na poważne tematy. Chciały po prostu się pobawić. Emilia robiła wszystko, żeby jej przyjaciółka nie myślała o tym, że pod sercem nosi dziecko, z czego nie była zadowolona.
   Następnego dnia około siódmej rano, gdy Lucie jeszcze spała, Emilia postanowiła się przewietrzyć. Otwierała już drzwi, kiedy zauważyła na wycieraczce małą, białą kopertę. Pochyliła się, podniosła ją i odwróciła. Była zaadresowana do niej. Nie było na niej znaczka tylko odręczne pismo. Natychmiast rozpoznała pismo Kevin’a. Zastanawiała się, dlaczego napisał do niej list. Mógł przecież zadzwonić, napisać. Powinien być w Miami, a skoro list nie został wysłany, musiał być w Nowym Jorku i go przynieść. Emilia zaczęła oddychać szybciej, a jej serce biło nierówno i mocno.
   Weszła powrotem do hollu, przykucnęła i drżącymi rękami rozdarła kopertę. Wyjęła z niej dwie złożone kartki.

Droga Emily,
Proszę, przeczytaj ten list uważnie. Dziś akurat widzę rzeczy takimi jakie są.
   Przepraszam, jeśli list jest za długi. Bardzo dużo myślałem od czasu naszej kłótni, a dziś podjąłem bardzo ważną dla mnie decyzję. Nie byłbym w porządku wobec Ciebie, gdybyśmy spotykali się dalej, jakby nic się nie stało. Ty chciałabyś się spotykać ze znajomymi, zaglądać do klubów, bawić się, a ja Ci w tym przeszkadzam. Nie mogę zmuszać Cię, żebyś wybierała między mną, a przyjaciółmi.
   Muszę zakończyć nasz związek, bo z każdym dniem zależy mi na Tobie coraz bardziej. Być może jutro albo za kilka dni nie dałbym rady napisać tych słów. Zależy mi na Tobie jeszcze bardziej niż kiedykolwiek. Kocham Cię. Ale po prostu się boję.
   Piszę to z bólem, ale muszę. Nie mogłem Ci tego powiedzieć wprost. Nie dałbym rady. Jestem tchórzem. Przepraszam, że załatwiam to w postaci listu, ale naprawdę nie dałbym rady spojrzeć Ci w oczy…  Jesteś dla mnie ważniejsza niż ja sam. Nie gniewaj się, że podjąłem tą decyzje za Ciebie. Mam nadzieję, że zrozumiesz. Chcę żebyś była szczęśliwa, miała życie pełne sukcesów, żeby otaczali Cię przyjaciele, mężczyzna, który będzie Cię kochał tak samo jak ja. Nie mogę Cię zatrzymać przy sobie. Zasługujesz na kogoś lepszego ode mnie.
   Pewnie sama zauważyłaś, że od jakiegoś czasu miedzy nami jest inaczej. Nie wiem, dlaczego i to mnie przeraża. Wolę zakończyć to teraz niż kiedy będzie już za późno.
   Odbuduj stare znajomości, które przeze mnie nie przetrwały. Zadzwoń do Jake’a i przeproś go za mnie.
   Pamiętaj o wszystkich wspaniałych chwilach, które razem przeżyliśmy. Mam nadzieję, że te siedem lat było dla Ciebie równie ważne co dla mnie. Przepraszam, że zmarnowałem Ci tyle lat życia.
  Wybacz mi.

Kocham Cię.
Kevin.

   Emilia wstała z trudem. Miała ściśnięty żołądek. Docierało do niej to co przed chwilą przeczytała. Ledwo stała na nogach. Zamknęła oczy i skoncentrowała się na oddechu. Przeczytała list jeszcze raz. Tym razem zwróciła uwagę na inne słowa. ,,Zależy mi na Tobie jeszcze bardziej niż kiedykolwiek”, ,,Kocham Cię”.
   ,, Jak on mógł to zrobić, skoro mnie kochał?” Emilia nie rozumiała. ,,Tym bardziej, że doskonale znał historię moją i Bartka. Potępiał go za jego zachowanie, a teraz sam zrobił podobnie. Chyba nie mam szczęścia w miłości…” myślała.
   Dla Emilii Bartek i Dagmara byli bardzo ważnymi osobami. Z dziewczyną przed laty się przyjaźniła, a chłopak był jej pierwszą miłością. Wszystko było idealne, ale w pewnym momencie zaczęło się coś psuć. Skończyło się na tym, że Dagmara i Bartek, którzy byli rodzeństwem wyjechali bez pożegnania. Emily nie widziała od tamtej pory Dagmary. Chłoapka widziała w Paryżu, kiedy poznała  Lucie i Kevin’a jednak nie rozmawiała z nim. Za późno zareagowała.
   Emilia otworzyła drzwi. Wciągnęła w płuca nowojorskiego powietrza. Jej nogi same ruszyły przed siebie. Biegła szybciej niż kiedykolwiek w życiu. Przecinała ulice i skrzyżowania. Nie przywołała taksówki, nie zwracała uwagi na przechodniów. Nie zastanawiała się, ile tak biegnie. Nie zatrzymała się, dopóki nie dopadła drzwi Kevina do jego mieszkania. Nacisnęła dzwonek i nie zdjęła z niego palca, dopóki nie wyszła sąsiadka ze swojego mieszkania.
   - Co tu się u diabła dzieje?- spytała, stając w drzwiach.
   - Dzień dobry- mówiła, dysząc.- Wie może pani, gdzie jest Kevin?
   - Wyprowadził się przecież- odpowiedziała, machając rękami.
   - Wyprowadził się?- Emilia nie wierzyła własnym uszom.
   - Tak. Do Waszynktonu chyba.
   Osłupiała Emilia odwróciła się i bez słowa odeszła. Nic nie rozumiała.
   Szła ulicami Nowego Jorku bez celu. Zastanawiała się, dlaczego każdy chłopak, na którym jej zależy, opuszcza ją? Na dodatek Kevin znał całą znajomość Emilii i Bartka. To jak ją zostawił, a teraz sam uciekł. W pewnym momencie nogi Emilii same skierowały ją do mieszkania jej dawnego przyjaciela, Jake’a, gdzie mieszkał z narzeczoną Corey.
   Zadzwoniła dzwonkiem. Otworzył jej Jake.
   - Emily? Co ty tu robisz?- spytał, nie wierząc własnym oczom. Był wyraźnie zaskoczony.
   Emilia i Jake byli w przeszłości przyjaciółmi, ale kilka lat temu przestali się spotykać, a skończyło się na tym, że nie mieli ze sobą żadnego kontaktu.
   - Jake… przepraszam cię- w jej oczach pojawiły się łzy.- Przepraszam za wszystko. To moja wina, że jest teraz… tak.
   - Wejdź- zrobił jej miejsce, żeby weszła. Przekroczyła próg i ściągnęła buty. Już od bardzo dawna nie była w tym mieszkaniu.
   Usiedli w salonie. Emilia opowiedziała wszystko jemu i Corey, która
 do nich dołączyła. Przepraszała ich chyba milion razy.
   - Wszystko będzie dobrze- powiedziała Corey.- A Jake wcale nie był na ciebie aż taki zły, że wolałaś innych znajomych. Już ci wybaczył.
   - To prawda- przytaknął.
   - Może spróbuj zadzwonić do Kevin’a- zaproponowała.
   - Wcześniej o tym nie pomyślałam.
   Wyciągnęła komórkę z kieszeni spodni i wybrała odpowiedni numer. Jednak w słuchawce poinformowano ją, że taki numer nie istnieje.
   - Zmienił numer- powiedziała i po jej policzkach zaczęły spływać ponownie łzy.
   - W takim razie jedziemy do Waszynktonu- powiedział Jake, wstając z kanapy. Emilia i Corey spojrzały na niego zaskoczone.- Co się tak patrzycie? Ruszać się i idziemy do samochodu!

--------------------------------------------------------------------------------------------
No cześć Wam!
Wiem, że nie wszystkim może podobać się rozwój sytuacji, no ale cóż...
Dzisiaj chciałabym  coś jeszcze wytłumaczyć.
Pewna osoba spytała mnie ostatnio, dlaczego komentuję każdy komentarz pod rozdziałami? I tak sobie pomyślałam, że może i Wy się zastanawiacie nad tym, więc wyjaśniam. Odpowiadam na pytania, albo dziękuję za opinię (w zależności jaki to komentarz), ponieważ chcę mieć jakiś tam kontakt ze swoimi czytelnikami. Żeby nie było tak, że Wy sobie komentujecie, a ja taka niewdzięczna nawet nie dziękuję. Bo jest mi bardzo miło. I to właśnie dla tej małej nici kontaktu, odpowiadam na każdy komentarz ;) To tak, gdybyście się zastanawiały ;)

Do odpowiedniej zakładki została dodana Corey i Jake ;)
A jak się podoba rozdział? Chętnie sobie poczytam wasze opinie i odpowiem na pytania ;)
Pozdrawiam serdecznie :*