piątek, 30 maja 2014

Rozdział 16

   - Co?- spytała dziewczyna, a w jej oczach pojawiły się łzy, których nawet nie starała się zatrzymać.
   - Nie jestem kimś odpowiednim dla ciebie- Bartek miał kamienny wyraz twarzy, co jeszcze bardziej ją zabolało. Nie pokazywał żadnych uczuć, a to on ją zapewniał, że jest dla niego ważna!
   - Nie bądź śmieszny- powiedziała, próbując, aby zabrzmiało to nonszalancko.- Jesteś najcudowniejszą osobą jaką spotkałam w życiu- po jej policzku spłynęła pierwsza łza.
   - Oszalałaś- prychnął. 
   - Nie, nie oszalałam, chyba, że z miłości- po jej policzku popłynęła kolejna łza, kiedy uświadomiła sobie, że to prawda. Nigdy nie sądziła, że tak to wygląda, ale była niemal pewna, że pomimo swojego młodego wieku zakochała się. Chciała dla niego jak najlepiej
, gdyby trzeba było, skoczyłaby za nim w ogień, żeby tylko zawsze był taki pełen energii, jak do tej pory.  

   - Emilia, przestań.
   - Jak mam przestać? Ot tak chcesz ze mną zerwać, nic mi nie tłumacząc.
   Przez dłuższą chwilę Bartek miał wzrok wbity w ziemie. Kiedy w końcu podniósł głowę, miał odmienione oczy- były gotowe na wszystko.
   - Emilia- odezwał się wreszcie- nie kocham cię. Nie ma sensu cię oszukiwać.
   Emilia powtarzała sobie to zdanie kilkakrotnie w myślach, bo za pierwszym razem to do niej nie dotarło.
   - Nie… kochasz… mnie?- wydukała.
   - Nie- odpowiedział bezlitośnie, a ona poczuła jakby ktoś włożył w jej serce tysiące szpilek.
   Wpatrywała się w chłopaka w osłupiała.
   - To zmienia postać rzeczy…
   Spojrzała w bok. Przez zaszklone oczy widziała o wiele słabiej. Chciała przestać płakać, ale nie potrafiła. Tak bardzo jej zależało..
   - Wiedziałam, że to… że się mną zainteresowałeś.. to by było zbyt piękne- jej głos na końcu się załamał.
   - Nie mów tak…- zrobił krok w jej stronę.
   - Mam tak nie mówić?- przerwała mu.- A jak mam mówić? Po co ze mną byłeś przez te kilka miesięcy?- spojrzała na niego.
   - Naprawdę myślałem, że… że jesteś tą jedyną- szepnął, wbijając wzrok w swoje buty.
   - Więc co się zmieniło i co ważniejsze, dlaczego?- nie rozumiała, gdzie popełniła błąd. Miała nadzieje, że będzie w stanie go naprawić.
   Nie otrzymała odpowiedzi. Bartek patrzył teraz w jeden punkt przed sobą. Po chwili zerknął na nią.
   - Przepraszam, że tak cię zraniłem..- przez moment wydawało jej się, że zobaczyła w jego pięknych, brązowych oczach ból, ale nie była pewna, bo równie szybko jak się pojawił, tak zniknął.
   - Przestań- wydusiła, powstrzymując szloch.- Co ci się we mnie nie podoba? Powiedz, a to zmienię.
   Z miny Bartka wyczytała, że jest za późno. Już nigdy nie będzie tak jak kiedyś. Wszystko prysło.
   - Zrobię wszystko, aby nie wchodzić ci w drogę i w twoje życie- obiecał, oddalając się trochę.- Ty też mi musisz coś obiecać.
   Emilia patrzyła na niego załzawionymi oczami. Nie mogła uwierzyć w to, co się właśnie działo na jej oczach.
   - Obiecaj, że zapomnisz o mnie i będziesz żyć tak, jakbym nigdy nie pojawił się w twoim życiu. Będziesz szczęśliwa, jestem tego pewien, czy wrócisz to Nowego Jorku, czy nie. Jesteś silniejsza niż ci się wydaje. Możesz wszystko tylko musisz w to uwierzyć..
   Emilia nawet nie analizowała jego słów, tego co do niej mówił. Nie miała na to siły. Wszystko zlewało się jej w jedno.
   - Proszę cię, bądź szczęśliwa…- zawahał się przez moment, ale podszedł do niej ten ostatni raz. Położył swoje dłonie na jej policzkach, a ona spojrzała na niego załzawionymi oczami.- Naprawdę życzę ci jak najlepiej w życiu.. Nie chcę, żebyś cierpiała, bo właśnie tak by było, gdybyśmy zostali razem..
   - M.. mówisz to.. t.. tak..- próbowała skleić jedno zdanie w całość, ale nie była w stanie.
   - Csii… Nic nie mów. Tylko mi obiecaj, że zapomnisz- skinęła wolno głową, powstrzymując szloch.
   - To już chyba wszystko- niemiłosiernie szybko się odsunął.- Ani ja, ani Dagmara nie będziemy cię niepokoić- podsumował i odwrócił się na pięcie. 
   - Z.. zaczekaj-  wykrztusiła, ale on już nie słuchał i ruszył w stronę swojego domu. 
   Emilia pomyślała, że zaraz zemdleje. Próbowała oddychać w normalnym tempie, ale nadaremnie. Zaczęła szlochać. Nie powstrzymywała się już. Nie potrafiła. Wszystko w niej pękło.. Kiedy do końca dotarło do niej, co właśnie się stało, zaczęła biec w stronę ich ulicy. Gdy dobiegała i była już dosłownie cztery domy od Formańskich, zobaczyła przez łzy, które kapały na jej bluzkę jak gruchy, że cała ich rodzina wsiada do samochodu i gdzieś odjeżdżają. Emilia jeszcze bardziej zaczęła płakać. Jednego dnia straciła przyjaciółkę i chłopaka, ale ten chociaż z nią porozmawiał. Nie znaczy to, że cokolwiek wyjaśnił, ale porozmawiał. Dagmara uciekła.
   Cała zapłakana wbiegła do domu babci. Ściągnęła kurtkę i buty. Nie zwracając uwagi na to co się dzieje wokół niej, pobiegła do swojego pokoju i zamknęła drzwi na klucz.
   Padła na łóżko i zaczęła się mścić na poduszce: bić ją, drzeć… Było jej wszystko jedno. Liczyło się tylko, że już nigdy nie będzie tak cudownie, jak było jeszcze dzień wcześniej.
   - Emilka- usłyszała głos babci za drzwiami.- Wszystko w porządku? Spotkałaś się z Bartkiem?
   Na dźwięk jego imienia zwinęła się w kłębek, jakby ktoś ją z całej siły bił.
   - Nie chcę teraz rozmawiać- odpowiedziała, szlochając w pościel.
   Janina
 jeszcze chwilę stała pod drewnianą powłoką, ale kiedy upewniła się, że Emilia jej nie otworzy, zeszła na parter, nie wiedząc, co innego zrobić. Nie miała nawet pojęcia, że chodzi o Bartka i Dagmarę.


***

Kiedy następnego dnia Emilia otworzyła powieki było jakoś jaśniej. Przetarła oczy i rzuciła się do okna. Zarówno podwórko jak i ulice pokrywało kilka centymetrów śniegu. Pokręciła z niedowierzeniem głową.

   Kiedy zeszła na parter, Janina zdążyła już wyjść, zostawiając jedynie karteczkę, że jest na zakupach. Dziewczyna zjadła szybko miskę płatków śniadaniowych z mlekiem i wypiła troche wody mineralnej. Nagle uderzyła ją rzeczywistość. Bartek.. ich rozmowa.. I na nowo w jej oczach pojawiły się łzy.
   Emilia przez pół nocy myślała o wszystkim, co się ostatnio działo. Nie potrafiła pojąć, dlaczego Formańscy tak się zachowali.. Na dodatek oboje..
   Dziewczyna wcale się nie śpiesząc, pojechała do szkoły autobusem. Przed lekcjami nie widziała nigdzie byłego chłopaka, ani przyjaciółki. A miała cichą nadzieję porozmawiać z Dagmarą.
   - Mam dla was ogłoszenie- zaczął pan Pajkut, czym zwrócił uwagę uczniów podczas pierwszej lekcji, jaką mieli właśnie z nim.
   Na tej lekcji Olivia usiadła z Emilią, ponieważ dość dobrze się dogadywały. Jako jedyna zauważyła, że z Zielonką jest coś nie tak, chociaż tak krótko się znały. Jednym z plusów ich znajomości było, że perfekcyjnie mówiły po angielsku, więc zażartowały nawet, że jak będą chciały o czymś porozmawiać w cztery oczy to wystarczy, że zmienią język i będą mówiły szybko, a nikt nic nie zrozumie. 
   - Od dzisiaj wasza koleżanka, Dagmara,  nie będzie uczęszczała do naszej szkoły- serce Emilii na chwilę stanęło. Po klasie przeszedł szmer.
   - Emilia- Olivia szepnęła do koleżanki z ławki.- Wiesz coś o tym?
   Dziewczyna pokręciła przecząco głową. Nauczyciel mówił coś jeszcze, ale Emilia nie słuchała.. Miała ochotę znowu się rozpłakać, ale nie mogła.. teraz patrzyła na nią cała klasa.
    Na przerwie wszyscy zasypywali Emilię masą pytań, ale na żadne nie mogła odpowiedzieć, bo przecież sama nic nie wiedziała. Poczuła w sercu dziwną pustkę. Bartka też nigdzie nie widziała.  Oboje zmienili szkołę? Ale tak w środku semestru? Nie mogła tego zrozumieć. 
   Bez najmniejszego przemyślenia wyciągnęła z kieszeni komórkę i wybrała numer Dagmary, jednak w słuchawce poinformowano ją, że dany numer nie istnieje. 
    Po jej policzkach poleciały nieproszone łzy. Dopiero teraz dotarł do niej sens słów Bartka z poprzedniego dnia: Ani ja, ani Dagmara nie będziemy cię niepokoić. A więc to miał na myśli? Odcięcie się od niej całkowicie? Ale przecież mieszkali tak blisko siebie…
   Emilia nie mogła wytrzymać w szkole, więc po raz kolejny zerwała się z lekcji pod pretekstem, że jednak nie czuję się zbyt dobrze, jak myślała rano.
   Kiedy szła chodnikiem w stronę domu, zadzwoniła jej komórka. W pierwszej chwili pomyślała, że to Daga albo Bartek, jednak to nie było żadne z nich, tylko Jake. Emilia lekko się uśmiechnęła.
   - Słucham*- powiedziała do słuchawki, kiedy przycisnęła ją do ucha.
   - Cześć, Em- usłyszała entuzjastyczny głos przyjaciela.
   - Cześć- nie mogła odwzajemnić jego entuzjazmu.
   - Co jest? Twój głos brzmi bardzo smutno.
   Emilia pomyślała, że nie chce mu wszystkiego opowiadać, ale z drugiej strony chciała się komuś zwierzyć. Teraz nie miała Dagmary.
   - Wszystko się wali- wychlipała.. Nie powstrzymała już potoku łez.
   - Dlaczego? Na pewno nie jest aż tak źle.
   - Jest gorzej niż źle, Jake.
   - Co się stało?
   Emilia usiadła na ławce na przystanku autobusowym. Opowiedziała mu wszystko w skrócie.
   - Co?!- krzyknął do słuchawki.- Skopię dupę temu twojemu całemu Bartkowi. Już zaraz rezerwuję bilet i lecę do ciebie.
   - Nie. Nie musisz przyjeżdżać. Dam sobie radę- jednak poczuła dziwne ciepło, kiedy to usłyszała. Był gotowy przyjechać.. dla niej.
   - Możesz na mnie liczyć. Pamiętaj.
   - Wiem i dziękuję.
   - Dzwoń do mnie o każdej porze dnia i nocy i informuj mnie na bieżąco. OK.?
   - OK. Muszę kończyć- zobaczyła nadjeżdżający autobus.
   - Dobrze. Do usłyszenia niedługo. Trzymaj się.
   - Do usłyszenia- nacisnęła czerwoną słuchawkę i odłożyła komórkę na jej poprzednie miejsce. 
   Do domu dotarła piętnaście minut później. Janina była bardzo zaskoczona, widząc wnuczkę tak wcześnie w domu. Nie kupiła tekstu Emilii o bólu głowy.
   - Myślę, że chodzi o Dagmarę… Słyszałam, że się wyprowadzili.
   - Wyprowadzili się?- spytała zszokowana. Te słowa uderzyły w nią, jakby ktoś walnął ją z całej siły po twarzy. Znowu poczuła napływające łzy.   
   - Tak.. Dagmara nic ci nie powiedziała? Myślałam, że wiedziałaś..
   - Gdzie się wyprowadzili?- chciała dowiedzieć się jak najwięcej.
   - Nikt tego nie wie- rozłożyła bezradnie ręce.- Nikomu nic nie powiedzieli. Wyprowadzili się nagle i nikt nie wie, dlaczego. Dzisiaj w nocy była to ekipa od przeprowadzek i wywozili ich rzeczy. Zdzisio do mnie dzwonił bo myślał, że to złodzieje..
   „W nocy?” zdziwiła się Emilia. Aż tak chcieli wszystko zachować w tajemnicy, zastanawiała się.
   Emilia bez słowa pobiegła na piętro i zamknęła za sobą drzwi do pokoju na klucz. Położyła się na łóżku i cierpiała męki. Ból w końcu musiał się pojawić. Wydawało jej się, że jej tułów to jedna wielka rana, która nie ma zamiaru się zagoić już nigdy. Czuła niewyobrażalny ból, którego nigdy wcześniej nie doświadczyła. Straciła dwie osoby.. tak ważne osoby w jej życiu..
   W jej głowie pozostawały pytania: Dlaczego tak się stało? Dlaczego oni tak zrobili? Dlaczego wyjechali? Dlaczego chcieli stracić z nią kontakt? Co się stało? Jednak na żadne z nich nie dostała odpowiedzi.
   Czuła pustkę w całej duszy. Większość czasu płakała i raniła się jeszcze bardziej, przypominając sobie chwile spędzone z Dagmarą i Bartkiem. Wszystko jej o nich przypominało.
   Ten ból był nie do zniesienia. 

---------------------------------------------------------------------------------------------

   * rozmowa w j. angielskim

piątek, 23 maja 2014

Rozdział 15

   Janina zaraz po zawarciu transakcji, zabrała się za uprawę warzyw i kwiatów. Praca na powietrzu dobrze jej robiła. Nabrała apetytu i od razu wyglądała lepiej. Emilia odniosła wrażenie, że trochę poweselała. Parę razy zapytała ją, czy nie potrzebuje pomocy w pracach ogrodniczych, ale odpowiedziała, że nie. Coraz częściej piekła ciasto z owocami i zaczęła też gotować jakieś wymyślne potrawy, które wyglądały jak z kosmosu. Przed wyjazdem Kamil postawił jej na działce małą szklarnie, aby nawet w zimie Janina się nie nudziła. Kobieta bardzo cieszyła się ze swojego nowego ogródka.
   - Jak tam twoja babcia radzi sobie z uprawami?- spytała Dagmara, kiedy pewnego dnia uczyła się razem z Emilią w jej pokoju.
   - Dobrze. Czemu pytasz?- przygryzła końcówkę ołówka, leżąc na łóżku pupą do góry.
   - Widziałam ją ostatnio z panem Zdzisławem. Pomagał jej nieść zakupy.
   - I co?- Emilia nie rozumiała, o co chodzi przyjaciółce.
   Pan Zdzisław mieszkał naprzeciwko. Był wdowcem, mniej więcej w wieku babci Emilii i należał do grupy tych milszych osób w podeszłym wieku.
   - Moim zdaniem coś ich łączy.
   Emilia zrobiła okrągłe oczy. ,,Babcia i pan Zdzisław z naprzeciwka? Nie, to niemożliwe” pomyślała. Zielonka znała mężczyznę, ale nie za dobrze. Jak zgadywała, nie lubił wychodzić z domu, bo bardzo rzadko go widywała. Nawet jej babcia nie miała z nim bliższych kontaktów, więc sugestia Dagmary była niedorzeczna.
   Blondynka spojrzała na Formańską.
   - Naprawdę?- chciała się upewnić. Daga skinęła głową.-  Pan Zdzisław i babcia?
   - Gdybyś zobaczyła, jak on na nią patrzył, nie miałabyś wątpliwości.
   - Przecież… ale… jak?- wydukała, a jej przyjaciółka zaczęła się chichrać. Po chwili dołączyła do niej Emilia.
   Kiedy zwijały się ze śmiechu jakieś dobre pięć minut, do pokoju weszła Janina. Była ubrana w elegancką bluzkę i jasne spodnie, co było do niej całkowicie niepodobne. W dodatku miała pomalowane usta i korale na szyi! ,,Gdzie ja miałam oczy?” pomyślała Emilia, patrząc na nią zdumiona. Daga miała racje!
   - A co tu tak wesoło?- zapytała Janina, stając w progu.
   Na chwile odebrało im mowę.
   - Przypomniałyśmy sobie coś śmiesznego- wypaliła Dagmara. Nie chciały zdradzać swoich podejrzeń.
   - Nie czekajcie na mnie z kolacją. Idę na działkę…- powiedziała, poprawiając fryzurę.
   - W tym stroju?- zapytała Emilia, podnosząc jedną brew do góry.- Raczej pomyślałabym, że na randkę.
   - Na randkę?! Coś ty!- oburzyła się Jaśka, płoniąc się niczym nastolatka.
   - Emilka chciała powiedzieć, że ładnie pani wygląda- Dagmara mrugnęła okiem do Emilii, powstrzymując chichot. Nie mogła się opanować.
   - Dokładnie to chciałam powiedzieć- pokiwała głową Emilia, wstając z łóżka. Następnie podeszła do Janiny.- A dla kogo to ciasto?- zapytała, patrząc do koszyka, trzymanego przez jej babcię w ręku.
   - Dla kogo?... Dla mnie- mówiła wyraźnie zbita z tropu.
   - Przecież ty nie jesz słodyczy- zauważyła Emilia.
    Janina udała, że nie słyszy i wyszła, bąkając coś na temat kolacji, która była do podgrzania w lodówce.
    Jednak dziewczyny się nie poddały i musiały się upewnić, czy rzeczywiście babcia Emilii przeżywa drugą młodość. Podążyły tuż za nią. Droga nie trwała zbyt długo, ale przybyły na miejsce kilka minut po kobiecie. Już z daleka dobiegł je perlisty śmiech. Po chwili między listkami drzew, których nie było już za dużo, zobaczyły Janinę i pana Zdzisława, siedzących blisko siebie na ławce. On trzymał ją za rękę, a ona opowiadała mu coś ożywiona. Z jej twarzy nie znikał pogodny uśmiech, przez który jej zmarszczki stawały się jeszcze głębsze.
   - Dzień dobry- zawołały dziewczyny, otwierając furtkę.
   Zarówno jak pan Zdzisław tak i Janina popatrzyli na nie zaskoczeni. Oboje spalili klasycznego buraka i jedno przez drugie próbowało się wytłumaczyć.
   - Zdzisiu… to znaczy Zdzisław pomógł mi… pozagrabiać liście- powiedziała Janina wskazując na kosz liści.
   Nie było szans, żeby przez tak krótki czas to zrobili.
   - Ja… Tego… W rzeczy samej…- dodał sąsiad, wycierając czoło chusteczką.
   - Chciałyśmy ci pomóc- Emilia zerknęła na Dagmarę z uśmiechem. Miała ochotę zakołysać brwiami, ale tego nie zrobiła.
   - Nie!- starsi państwo zawołali chórem.- Radzimy sobie.
   Nastolatki wymieniły porozumiewawcze spojrzenia i o mały włos, a zaczęłyby się śmiać w głos.
   - Jeżeli się wam nudzi, to przyjechał syn Zdzisława- powiedziała Janina.- Ten, który ci Emilko, wszystko załatwiał w szkole- zwróciła się do wnuczki.
   - Dobrze. Pójdę do niego- odpowiedziała dziewczyna, kiwając głową z uśmiechem.- Do widzenia.
    Pomachały im na pożegnanie i wyszły z działki.
   Dziewczyny całą drogę powrotną przegadały o miłości rodzącej się w ogrodzie babci Emilii. Śmiały się w niebogłosy.
   - Mam coś dla ciebie- powiedziała Dagmara, kiedy stały przed jej domem. Uśmiechała się szeroko, co nie było nowością.
   - Mam się bać?- Emilia się zaśmiała.
   - Poczekaj tu- rozkazała brunetka i na chwilę zniknęła za drzwiami swojego domu. Po jakiejś minucie wróciła z grubą kopertą wypchaną po brzegi tak, że nawet jeśli ktoś by próbował, nie zakleiłby jej.- To do ciebie.
   Emilia wzięła do dłoni prezent, zaglądając do środka. Był tam wepchany spory stos zdjęć.
   - Wywołałam je dla ciebie i dla mnie na pamiątkę.
   - To są zdjęcia z naszego wyjazdu do Nowego Jorku?- spytała dla pewności Emilia.
   - Tak- brunetka pokiwała głową.- Za kilka lat powspominamy, jak to było- na chwilę posmutniała, ale szybko powrócił jej stały uśmiech.
   - Jej, dziękuję. Naprawdę. Sporo ich- były też dość ciężkie.- Może oddam ci pieniądze?
   - Nie wygłupiaj się- Dagmara machnęła dłonią w powietrzu, bagatelizując sprawę.- Jak prezent to prezent.
   - Dziękuję- powtórzyła Emilia, chowając fotografie do swojej torebki, którą miała przerzuconą przez ramię.
   W tej chwili z domu wyszedł Bartek. Miał na sobie dres, a na ramieniu sportową torbę. Nie odezwał się ani słowem, więc Emilia złapała go za dłoń, kiedy ją mijał. Zmarszczył czoło.
   - Co?- warknął.
   Teraz to Emilia zmarszczyła czoło. Zmieszała się.
   - Nic- wzruszyła ramionami, puszczając jego dłoń.- chciałam się przywitać. Nie widzieliśmy się dzisiaj.
   - Śpieszę się na trening- zerknął na swoją siostrę. Patrzył wszędzie, ale nie na Emilię, co trochę ją zezłościło, ale też zaniepokoiło.
   - Popatrz  na mnie- nie zauważyła nawet, kiedy Dagmara od nich odeszła.- Ej- złapała jego twarz w swoje dłonie, zmuszając, żeby na nią patrzył.- Coś się stało?
   - Nie.
   - Ale coś jest nie tak. Widzę to- patrzyła mu prosto w oczy.
   - Wszystko jest OK.? Jasne?- strącił jej dłonie i zrobił krok w stronę swojego samochodu, który zaparkował przy krawężniku.- Śpieszę się- ruszył w jego kierunku.
   - Mogę pojechać z tobą?- spytała niepewnie. Nie wiedziała, o co mu chodziło.
   - Będziesz się nudziła- bąkną, wrzucając swoją torbę na tylne siedzenia pojazdu. Emilia podeszła bliżej.
   - Popatrzę jak gracie- wzruszyła ramieniem.
   - Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł- otworzył drzwi od strony kierowcy, ale nie wsiadł.- Widzimy się jutro- dopiero po tych słowach zanurzył się w samochodzie i po chwili odjechał z piskiem opon.
   Emilia patrzyła jak odjeżdża z jednym wielkim mętlikiem w głowie. Nie rozumiała jego zachowania, ale postanowiła przypisać to zmęczeniu lub złemu humorowi, który każdemu się przecież zdarzał. Wróciła do domu swojej babci i od razu poszła do swojego pokoju. Usiadła na łóżku i wysypała przed siebie wszystkie zdjęcia z koperty, jakie dostała od Dagmary. Zaczęła oglądać każdą jedną fotografię. Tak jak się spodziewała, Formańska sfotografowała praktycznie wszystko: ich podróż, limuzynę, Times Square, ich wygłupy, willę Zielonków, wyjście do Jake’a i taniec Emilii z organizatorem imprezy, grę w kręgle, przygotowania przed rozdaniem nagród.. Znalazło się też zdjęcie, które zrobiła im gosposia przed samym wyjściem i to właśnie najbardziej spodobało się Emilii, bo każdy na niej był. Zapamiętała w głowie, żeby w najbliższym czasie kupić album i poukładać w nim zdjęcia.
   Wieczorem Zielonka postanowiła odwiedzić Tomasza. Przeszła na drugą stronę ulicy i zadzwoniła dzwonkiem. Drzwi otworzył jej wysoki mężczyzna o kasztanowych włosach i szerokim uśmiechu. Ubrany był w spodnie dresowe i koszulkę. Emilia domyśliła się, że to właśnie jest Tomasz. Wcześniej nigdy go nie widziała. Pierwszym, co rzuciło się jej w oczy był jego wygląd. Był po prostu młodszą wersją pana Zdzisława!
   - Dzień dobry- przywitała się z nieśmiałym uśmiechem.
   - Dzień dobry- badawczo się jej przyglądał. Znał Kamila, ale jej nie.
   - Jestem Emilia Zielonka- przedstawiła się.
   - Ach, tak Wiedziałem, że cię skądś kojarzę, ale nie wiedziałem, skąd. Miło mi cię wreszcie poznać. Wejdź- otworzył szerzej drzwi.
   Dziewczyna weszła, ale zatrzymała się w korytarzu.
   - Chciałabym panu podziękować- powiedziała, odwracając się w jego stronę.- Za to, że  załatwił pan mi to wszystko w szkole…
   - Nie masz za co dziękować- przerwał jej.- Lubię pomagać. I nie mów do mnie ,,pan”. Tomek jestem- nie przestawał się uśmiechać.
   - Dobrze- Emilia odwzajemniła uśmiech.- To dla ciebie- wyciągnęła w jego stronę najdłuższą, jaką udało się jej znaleźć w sklepie spożywczym, czekoladę z orzechami.
   - Dziękuję- uśmiechną się szerzej.- Wejdź dalej- zachęcał.
   - Nie, dziękuję- pokręciła głową.- Może innym razem. Przyszłam tylko podziękować, bo wcześniej nie było okazji.
   - Tak, to prawda. Studiuję w Warszawie.
   - Pójdę już. Muszę jeszcze odrobić lekcje..- dziewczyna odwróciła się na pięcie.
   - Szkoda. Wpadnij kiedyś.
   - Jeśli będę miała czas, to oczywiście- uśmiechnęła się, wychodząc na zewnątrz.
   Tomek zatrzymał się w progu. Pożegnali się i dziewczyna szybkim krokiem przecięła ulicę. Kiedy stała już przed swoimi drzwiami, wkładając kluczyk w drzwi (Janiny dalej nie było) coś przykuło jej uwagę. Wychyliła się lekko, żeby mieć lepszy widok. Bartek wrócił do domu, parkując swój samochód na podjeździe. Ale nie był sam. Z pojazdu wynurzyło się też jego dwóch kolegów. Śmiali się z czegoś w głos. Zniknęli jej z pola widzenia, nawet jej nie zauważając, a nastolatka poczuła w sercu smutek. Więc nie miał złego humoru. W takim razie, dlaczego tak ją wtedy potraktował? Westchnęła cicho i weszła do domu, zamykając za sobą drzwi. Czuła, że za chwilę się popłacze, więc jak najszybciej chciała zniknąć w swoim pokoju. Tak jak przypuszczała, kiedy tylko poczuła pod swoją głową poduszkę, rozpłakała się.

***

   Rano Emilia obudziła się w strasznym stanie. Nie wyspała się i miała koszmary całą noc. Były one różne. W niektórych były straszne potwory, w innych był Bartek. W tych drugich Formański ciągle na nią krzyczał, a potem rozszarpywał go jakiś dziwny stwór. Gdy dziewczyna podbiegała do kawałków ciała Bartka, nagle się rozpływały. I tak w kółko. Budziła się z zimnym potem na czole, a kiedy zasypiała sen się powtarzał. W końcu się poddała i leżała do samego rana. Bała się zasnąć.
   Bartek czekał na nią, jak co dzień odkąd Emilia wyzdrowiała, pod jej domem, ale wyraz jego twarzy pozostawał wiele do życzenia. W jego oczach kryło się coś, czego nie potrafiła określić- i to ją przerażało.

   - Jak samopoczucie?- spytał, jakby od niechcenia.
   - Świetnie- skłamała, szurając butami po chodniku.
   Chłopak uśmiechnął się ponuro, otwierając przed nią drzwi do jego samochodu, którym zaczęli jeździć do szkoły.
   Kiedy dojechali pod budynek szkolny, powietrze wypełniały wirujące, białe drobinki. Emilia popatrzyła w kłębki waty, zbierające się wzdłuż krawężników.
   - Lubisz śnieg?- spytał cicho Bartek, jakby chciał przerwać tą niezręczną ciszę.
   - Lubiłam, ale po wspomnieniach zimy w Nowym Jorku, mam dość- uśmiechnęła się lekko, chciąc przełamać lody, ale nic to nie dało.
   Bartek dostał w tył głowy obrzydliwą, topniejącą śnieżką. Odwrócił się natychmiast, by zobaczyć, kto ją rzucił. Podejrzewał Dawida, który właśnie oddalał się pośpiesznie- i to nie w kierunku szkoły, tylko na ulice. Formański przykucnął i zaczął formować z puchu swój własny pocisk.
   - Zobaczymy się na obiedzie- rzucił jedynie i ze śmiechem rzucił pocisk w kierunku oddalającej się sylwetki przeciwnika.
   Emilia westchnęła i poszła do szatni, aby zmienić buty i zostawić kurtkę. Następnie skierowała się do klasy na pierwszą lekcje, czyli historie. Kiedy zadzwonił dzwonek, zajęła swoje miejsce i czekała na przybycie Dagmary. Ku jej zdziwieniu dziewczyna, gdy już się pojawiła, ominęła ławkę, w której zawsze siadała z Emilią i siadła z obok Justyny, która była równie zaskoczona jak Zielonka.
   - Mogę z tobą usiąść?- usłyszała nad sobą głos Klary, która zazwyczaj siedziała z Justyną. Przyjaźniły się.
   - Jasne-  odpowiedziała zmieszana, odwracając się i patrząc na Dagmarę pytającym wzrokiem, ale ta nie zaszczyciła ją nawet jednym spojrzeniem. Trochę ją to zabolało, ale postanowiła nie wyciągać pochopnych wniosków. Coś było na rzeczy, ale nie wiedziała jeszcze, co.
   Po paru minutach do klasy wszedł nauczyciel, a za nim szczupła blondynka. Ubrana była w ciemne dżinsy i czerwoną bluzę z kapturem. Wszyscy spojrzeli po sobie, jakby chcąc dowiedzieć się, kto to, ale nie dostali odpowiedzi. Każdy widział ją pierwszy raz na oczy.
   - Chciałabym wam przedstawić Olivię- nauczyciel wskazała na nieznajomą.- Będzie chodziła z wami do klasy.
   - Cześć, Olivia- powiedzieli wszyscy chórem.
   - Cześć, wam- odpowiedziała dziewczyna z jakimś dziwnym dla wielu osób akcentem. Jedynie Emilia uśmiechnęła się pod nosem, rozpoznając dobrze znany akcent.
   - Olivia przyjechała do nas z Los Angeles- kontynuował nauczyciel.- Wyprzedzę wasze pytanie. Umie mówić po polsku. Jej tata jest Amerykaninem, a mama Polką, zgadza się, Olivia?
   - Tak- przytaknęła dziewczyna. Miała piękny uśmiech, którym wszystkich obdarowywała.
   - Mam nadzieję, że przyjmiecie ją serdecznie- nauczyciel zakończył swoje przemówienie i kazał blondynce zająć wolne miejsce.
   Cała klasa przyjęła dziewczynę z otwartymi ramionami. Lekcja się nie odbyła, ponieważ dużo osób chciało porozmawiać z nową koleżanką. Nagle każdy miał do niej jakieś pytanie. Emilia też zamieniła z nią kilka słów. Cieszyła się, że nie będzie jako jedyna ze Stanów Zjednoczonych. Bardzo dobrze się rozumiały. Jedynie Dagmara ciągle trzymała się bardziej z boku. Kiedy Zielonka chciała do niej podejść ta, jakby zauważając jej zamiary, przechodziła w inne miejsce. Emilia nie wiedziała, o co chodziło i to ją przerażało, bo nie mogła nic zrobić.
   Przez cały ranek wszyscy rozmawiali o  śniegu i o Olivii, a Dagmara w dalszym ciągu uciekała od niej jak od ognia.
   Nim minęły trzy lekcje Emilia miała dość już tego milczenia zarówno Bartka jak i Dagmary. Nie była skora przemówić jako pierwsza, ale najwyraźniej było to jedyne rozwiązanie, aby dowiedzieć się czegokolwiek. Na pierwszy ogień poszedł Bartek.
   - Wpadniesz do mnie później?- wydusiła z siebie na stołówce. Zawsze wpadał, jak go o to poprosiła.
   - Nie mogę- odparł sucho.
   - Czego?
   - Jedziemy w odwiedziny do znajomych- Emilia nie uwierzyła. Nigdy jeszcze nie jeździli w środku tygodnia do znajomych, tylko nie rozumiała, dlaczego ją okłamuję.
    Po posiłku, który zjedli w ciszy, Emilia poszła na poszukiwania Dagmary. Znalazła ją w WC. Dziewczyna stała oparta o zlew i patrzyła w lusterko, powieszone na ścianie. Chyba płakała, ale Zielonka nie była pewna. Kiedy tylko zobaczyła, że Emilia weszła, od razu ruszyła w kierunku drzwi. Tym razem blondynka nie pozwoliła jej ot tak ją wyminąć jak wiele razy tego dnia na korytarzu.
   - Co ci jest?- spytała.
   - Nic- powiedziała unikając jej wzroku. Teraz Emilia była pewna, że płakała.
   - Dlaczego mnie unikasz?
   Nastąpiła chwila ciszy. Dagmara wyglądała jakby się nad czymś bardzo zastanawiała.
   - Daj mi spokój!- warknęła.- Odczep się ode mnie raz na zawsze!
   Emilia nie wiedziała, jak się zachować. Stanęła jak posąg, a Dagmara szybkim krokiem wyszła. Dziewczyna stała tak nawet, gdy zadzwonił dzwonek na lekcje. Postanowiła, że tam nie pójdzie. Usiadła na parapecie w łazience i wciąż myśląc o tym, co powiedziała jej Dagmara zaczęła płakać. Nie wiedziała kompletnie, o co jej chodziło. Nie chce się już z nią przyjaźnić? Ale dlaczego? Ot tak dla kaprysu? Jeszcze dzień wcześniej wszystko było między nimi perfekcyjnie.. Śmiały się, rozmawiały…
   Kiedy zadzwonił dzwonek na przerwę, Emilia wytarła łzy i poszła zwolnić się z dalszych lekcji u pana Pajkuta. Powiedziała mu, że bardzo źle się czuje i dlatego płakała, co zauważył bez problemu i nie zjawiła się na lekcji. Rozmawiała z nim na korytarzu, gdzie go znalazła i czuła, jak siedzą na niej tysiące oczu ciekawskich gapiów. Między nimi był Bartek i Dagmara na drugim końcu korytarza, ale nie przejmowała się tym. Nie interesowało ją, że ma czerwone oczy i wygląda fatalnie.
   Jednak do domu nie doszła, bo dogonił ją Bartek i poprosił o rozmowę. Zgodziła się od razu. W końcu tego dnia była to nowość. Wcześniej zachowywał się, jakby mówił do niej z przymusu.
   - Chodźmy się przejść- powiedział wypranym z emocji głosem. Chciała zaprotestować, ale nie wiedziała, jak. Znowu poczuła, że coś jest nie tak.
   Bartek nie potrzebował ustnej zgody dziewczyny. Pociągnął ją za sobą w stronę niedalekiego lasku. Zaczęła wzbierać się w niej panika.
   Nie zaszli daleko. Kiedy Bartek się zatrzymał, wciąż widać było ulice i budynki. Odwrócił się w jej stronę.
   - Z nami koniec, Emilia.


-----------------------------------------------------------------------------------------
No witam :D I ja się podoba? Jak myślicie, co się dzieje? Jestem ciekawa, jakie są wasze pomysły, więc piszcie, jeżeli je macie.

Jak chcecie zobaczyć moje wyobrażenie Olivii, Dawida i Justyny zapraszam do zakładki ,,Bohaterzy”. Dodałam ich, bo nie są oni jakimiś jednorazowymi bohaterami, ale będą się jeszcze nie raz pojawiać w przyszłości.
Pozdrawiam!:* 

piątek, 16 maja 2014

Rozdział 14


   Następny dzień  był koszmarny. Padał deszcz, więc ze śniegu pozostała mokra breja, taksówki stały się nieosiągalne, metro- gdy Emilia próbowała skorzystać z tego środka komunikacji- nagle stanęło, więc nie było nawet mowy, aby gdziekolwiek dojechać. Brandon z samego rana pojechał gdzieś razem z Kamilem i od tamtej pory nie wrócił. Zapewne miał niemały problem z dojechaniem do willi Zielonków.
   Wróciwszy do domu, Emilia czuła się jak zmoknięta kura. Zazdrościła Sarze i Dagmarze, że nie musiały ruszać się z domu. Teoretycznie ona też nie musiała, ale chciała kupić jakieś małe upominki dla babci, rodziców Dagmary i Bartka jednak nic z tego nie wyszło.
   Po południu w domu Zielonków ,,wiało nudą”. Dagmara chciała spotkać się z Sam'em, ale w żaden sposób nie mogli do siebie nawzajem dotrzeć, więc chodziła niezadowolona. Emilia siedziała w swoim pokoju, starając się skupić na książce, którą czytała, ale tak naprawdę nasłuchiwała, kiedy pojawi się Brandon. Wydawało jej się, że mimo głośnego szumu trwającej od rana ulewy, będzie w stanie usłyszeć z drugiego piętra dźwięk drzwi wejściowych. Przeceniła się- kiedy po raz kolejny wyjrzała przez okno, limuzyna stała na podjeździe. Z prędkością światła zbiegła na parter. Miała nadzieję, że w końcu uda jej się dotrzeć do jakiegoś sklepu. Na ostatnim schodku potknęła się o własne nogi i kiedy już przygotowała się na upadek, poczuła czyjąś silną dłoń, oplatającą ją w talii, tym samym ratując ją przed zderzeniem się z ziemią. Oszołomiona podniosła wzrok na swojego ratownika. Spotkała się z szarymi tęczówkami i szerokim uśmiechem na twarzy ich właściciela.
   -Uważaj na siebie, bo zamiast na lotnisko pojedziesz do szpitala- zaśmiał się cicho.
   - Dzięki za uratowanie- wyswobodziła się z jego uścisku i zrobiła krok w tył, aby powstał miedzy nimi mały dystans.- Co tu robisz?- zmarszczyła czoło.
   - Przyszedłem się pożegnać z przyjaciółką, bo ta raczej takiego zamiaru nie miała.
   "Przyjaciółka" dzwoniło jej w uszach.
   - Wiesz kiedy jadę?- zdziwiła się.
   - Oczywiście, że wiem- Jakie puścił jej oczko.
   - Nawet ja tego do końca 
nie wiem..- mruknęła.- Tato!- krzyknęła w głąb domu. Po chwili zza rogu wyłoniła się zmęczona sylwetka Kamila.- Kiedy mamy samolot?
   - Jutro o ósmej- plany się zmieniły.
   - Dziękuję. Tylko tyle chciałam- mężczyzna kiwnął głową, odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę swojego gabinetu.-
   - A to ja chciałem ci powiedzieć- mruknął.
   - Nie potrzebuję twojej łaski- wystawiła język 
w stronę Jake’a niczym  małe dziecko. 
   - Zauważyłaś, że zachowujemy się właśnie jak kiedyś?
   - Yhmm- pokiwała twierdząco głową.- Chodź, zrobię ci herbatę- pociągnęła go za rękę w stronę kuchni.
   Przechodząc koło salonu, Jake przywitał się z Dagmarą, która przygaszona oglądała jakiś kanał w telewizji.
   - To jak? Chcesz malinową, zieloną…
   - Nie chcę herbaty- przerwał jej.- Siadaj- wskazał krzesło, koło tego na którym sam siedział.
   Emilia posłusznie usiadła.
   - A może chcesz ciasto?- spytała nagle, a Jake przewrócił oczami.- Jest bardzo dobre. O, a może kawa?
   - Emily- jęknął.- Nic nie chcę, dziękuję. Przyszedłem, bo jak teraz wyjedziesz, to nie wiadomo kiedy przyjedziesz.
   - Przecież 
możesz mnie odwiedzić. Przyjedź kiedyś z moim tatą- zaproponowała.
   - Zobaczymy. Co jest Dag…- zawahał się. Nie potrafił wymówić jej imienia.
   - Dagmarze- podpowiedziała.- Myślę, że  to przez Sam’a.
   - Co?- zmarszczył brwi.- Co on jej zrobił?- jego głos stał się groźniejszy.
   - Nic jej nie zrobił. Po prostu… myślę, że… Daga jest smutna, bo wyjeżdża stąd i nie będzie się z nim widywać. Może boi się, że stracą kontakt. Myślę…
   - Że coś tam między nimi teges- dokończył za przyjaciółkę Jake, uśmiechając się szeroko i kołysząc zabawnie brwiami.
   - Dokładnie.
   - Nie będzie tak źle. Mogą do siebie jeździć..
   - Ale to nie będzie to samo. Będą na dwóch różnych kontynentach… Ty tego nie zrozumiesz. Nie jesteś dziewczyną.
   - Podobno nie- uśmiechnął się. Emilia nie mogła się powstrzymać i odwzajemniła uśmiech.
   - Oj, zamknij się- szturchnęła go łokciem.- Chodź, pójdziemy do Dagmary. Nie chcę żeby tak sama siedziała- wstali i poszli do salonu, gdzie w dalszym ciągu siedziała przyjaciółka Emilii.
    Kiedy weszli, Dagmara podniosła na nich wzrok i lekko się uśmiechnęła, ale Emilia wiedziała, że był to wymuszony uśmiech.
   - Nad czym myślisz?- spytała Emilia, siadając obok przyjaciółki.
   - Nad niczym. Nie chce po prostu jeszcze wracać- wyznała szczerze.
   - Kiedyś jeszcze przyjedziemy- obiecała.- Może na ferie?
   - Byłoby fajnie- ożywiła się nieco.
   - To co, dziewczyny, idziemy na bilarda do piwnicy Emily?- zaproponował Jake, żeby zmienić temat.
   - Ty masz bilarda w piwnicy?- Dagmara szeroko otworzyła oczy.
   - Tak się składa, że mam- Emilia niewinnie się uśmiechnęła.
   - I ja się dopiero teraz o tym dowiaduję?- Daga w jednej chwili się ożywiła, wstając gwałtownie.
   Zeszli po schodach w dół. W pierwszej chwili Emilia i Jake myśleli, że przyjaciółka dziewczyny zemdleje, kiedy zobaczyła niewielki basen i siłownie.
   - Dlaczego ty mi nie powiedziałaś, że masz w domu basen?- spytała z wyrzutem Daga, zaplatając ręce na piersiach.
   - Nie było okazji- wzruszyła ramionami. Nie oprowadzała ją po "piwnicy", która służyła rodzinie Zielonków jako piętro do pewnego sposobu relaksu i wypoczynku.
   - Co ty, dziewczyno, jeszcze tu masz?
   - Cóż… trochę pomieszczeń jest. Na przykład sala kinowa…
   - Sala kinowa?- Dagmara nie mogła uwierzyć.- A zdążę jeszcze obejrzeć przed wyjazdem jakiś film? Zawsze chciałam to zrobić.
   - Jasne. Kiedy pogramy, pójdziemy obejrzeć film- obiecała.
   - Ja bym się z domu nie ruszała, gdybym miała to wszystko- podeszła do basenu i stając na płytkach przy nim, zanurzyła jedną dłoń w wodzie.
   Jake stał i wpatrywał się z oszołomieniem w dziewczyny. No tak, nic nie rozumiał.  Emilia wytłumaczyła mu, że kiedy znudzi im się gra, pójdą do sali kinowej, na co chłopak ochoczo się zgodził.


***

    Emilia zmarszczyła zdziwiona brwi, kiedy patrzyła na Kamila schodzącego po schodach ze swoją torbą podręczną w dłoni.
   - Tato, lecisz gdzieś?- spytała ostrożnie, zakładając swoją kurtkę na ramiona.
   - Owszem, lecę- uśmiechnął się lekko do córki.- Lecę z wami- dopowiedział, a Emilia niemal pisnęła ze szczęścia.
   - Naprawdę?!- skinął głową, a ona podskoczyła w miejscu, rzucając się na niego w uścisku. Rodzice bardzo rzadko z nią gdzieś jeździli, dlatego tak się ucieszyła na tą wiadomość.- Mama zostaje?- spytała, patrząc w stronę schodów prowadzących na piętro.
   - Jest zmęczona- bronił żonę.- Gazety o niej piszą…- westchnął zrezygnowany.- Zrozum ją- niemal szeptał.
   - Nie może chociaż na pięć minut zejść, żeby się z nami pożegnać?- dziewczyna zaczynała czuć złość.
   - Jest wykończona..
   - Dobra. Nie broń jej- machnęła dłonią, zapięła suwak w kurtce, zabrała swoją walizkę i wyszła na zewnątrz, żeby jak najszybciej dostać się do limuzyny, która już na nich czekała. Za nią ruszyła Dagmara, która od samego rana była smutna i Emilia doskonale wiedziała, co było tego powodem. A raczej kto.
   Kiedy cała trójka usadowiła się wygodnie na siedzeniach pojazdu, Brandon odpalił silnik i ruszyli. Kamil prawie od razu zaczął coś robić na swoim laptopie, bez którego nigdzie się nie ruszał, więc nastolatki mogły troche porozmawiać.
   - Co z Sam’em?- spytała szeptem Emilia. Z głośników zaczęła płynąć jakaś piosenka.
   - Nie zadzwonił- Dagmara posmutniała.- Nie wiem, co mam myśleć..
   - Bardzo ci się podoba?
   - Tak.. myślę, że tak- skinęła głową. Ciągle mówiły szeptem.- Pocałował mnie.
   - Naprawdę?- Emilia uśmiechnęła się szerzej.
   - Tak.. ale teraz się nie odzywa..
   Rozmawiały o Sam’ie całą drogę na lotnisko. Emilia starała się pomóc jakoś przyjaciółce. Potem nie miały jak zamienić ze sobą choćby jednego zdania. Lotnisko było przepełnione. Każdy czekał na swój samolot, a te startowały co kilka minut. Przez śnieg wiele lotów zostało odwołanych i teraz na lotnisku panował istny harmider. Cała trójka szczęśliwie przeszła przed odprawę i kontrolę, a następnie zajęli miejsca na pokładzie samolotu. Dagmara przespała prawie cały lot, a Emilia zasnęła tylko na dwie godziny. Nie potrafiła spać w takich miejscach, więc gdy wylądowali, wyczerpana z sił opuściła samolot. Po odebraniu walizek Kamil, Emilia i Dagmara musieli skorzystać z taksówki. Zielonka jęknęła niezadowolona, kiedy zobaczyła, że w Polsce jest już czternasta, a myśl, że będzie musiała przestawić się na nowy czas i iść do szkoły już następnego dnia, dobijała ją.
   Dwie godziny podczas drogi nastolatki spały, a raczej drzemały. Emilia nie potrafiła już utrzymać otwartych oczu i opierając się o ramię ojca, przysnęła. Miała wrażenie jakby dopiero co zamknęła oczy, a Kamil już ją obudził, mówiąc, że są na miejscu. Janina wybiegła im na powitanie, ale blondynka nie miała nawet siły przytulić babci. Obie wniosły wspólnymi siłami walizkę do salonu, a  w tym czasie Kamil pomógł Dagmarze dotrzeć do domu, rozmawiając przy tej okazji parę minut z jej rodzicami.
   Kiedy Emilia dotarła do swojego pokoju, przebrała się jedynie w pierwszą lepszą pidżamę po czym zasnęła jak suseł, a kiedy się obudziła, nie pamiętała nawet czy to środa, czy piątek, czy niedziela. Chciało jej się jedynie spać.
    Przekręciła się na drugi bok i wtedy coś musnęło jej czoło.

   Zacisnęła mocniej powieki, myśląc, że wciąż śni. Wzdychając z rezygnacją, otworzyła oczy, aby wrócić do realnego świata.
   - O, nie- wyrwało jej się.
   Była pewna, że nadal śpi. Otworzyła oczy drugi raz. Nie, Bartek wciąż tam był. Jego twarz od twarzy Emilii dzieliło zaledwie kilka centymetrów.
   - Przestraszyłem cię?- spytał szeptem z troską w głosie.
   Chłopak przyglądał się jej uważnie, a jego oczy były w ciemnościach czarne jak smoła. Emilia zamrugała kilkakrotnie, starając sobie przypomnieć, gdzie w ogóle jest. Była jak nieobecna- nic nie pamiętała.
   - Kurcze- jęknęła ochryple.
   - Coś się stało, kochanie?
   Skrzywiła się.
   - Nie żyję?- spytała.
   - Żyjesz.
   - Tak? W takim razie, dlaczego nie potrafię się obudzić?
   - Właśnie się obudziłaś, Emilka- zachichotał.
  Spojrzała na niego jak na debila.
   - Jasne- prychnęła.- A ty sobie siedzisz tutaj jak gdyby nigdy nic.. Ech… Muszę się obudzić- uszczypnęła się w dłoń, ale nic to nie dało.

   Bartek pokręcił z niedowierzeniem głową i westchnął ciężko.
   Emilia oderwała wzrok od twarzy chłopaka i zerknęła w bok na otwarte okno, przez które do pokoju wpadało zimne powietrze. Powoli trzeźwiała. Wszystko zaczęło jej się układać w logiczną całość. Bartek… Bartek wszedł przez okno! Tak jak to zrobił kilkanaście tygodni wcześniej! On tu siedział! A ona mówiła jakieś głupoty. Poczuła, jak się czerwieni. 
   - Czyli… to wszystko… to nie sen?- wymamrotała.
   - To nie sen- przytaknął.
   - To nie umarłam, żyję i będę tańczyć tango?
   - Bredzisz, Emilia. Chyba powinnaś jeszcze się zdrzemnąć.
   - Nie!- zaprotestowała szybko, podnosząc się do pozycji siedzącej.- Ja naprawdę tańczyłam tango! Tylko… w piątek.
   Bartek zaczął się śmiać.
   - Która godzina?
   - Jest parę minut po północy- odpowiedział, sprawdzając to w komórce, którą na chwilę wyciągnął z kieszeni spodni.
   - Czekałeś tu?- spytała z niedowierzeniem.
   - Nie- pokręcił przecząco głową.- Przyszedłem godzinę temu. Widziałem, że masz uchylone okno, a mam już doświadczenie z wchodzeniem tutaj taką drogą. Dagmara już wstała, więc pomyślałem, że i ty niedługo się obudzisz- wytłumaczył.
   - Nie obudziłeś babci i taty?
   - Nie. Śpią. Rozmawiałem wcześniej z Kamilem. Upoważnił mnie, żebym mówił do niego po imieniu.
   - O czym?
   - O wszystkim – wzruszył niedbale ramionami.- A zaczęło się od tematu samochodów.
   Emilia zachichotała. Jej tata w dzieciństwie chciał być mechanikiem, o czym wiedziała, ale teraz nie miał o tym zielonego pojęcia.
   - Bardzo tęskniłem- szepnął Bartek, a jej serce przyspieszyło swoje obroty.
   - Ja też- przyznała.
   Chłopak posadził Emilię na swoich kolanach i otulił ją ramieniem, całując, a to w czoło, a to w czubek nosa. Za każdym razem przechodziły ją ciarki.
   - Wciąż nie rozumiem, dlaczego ja..- szepnęła.
   - Bo mam wspaniały gust- zażartował, za co dostał kuksańca w bok i się zaśmiał.
   - Mówię poważnie. Myślisz, że nie widzę, jak ogląda się za tobą większość dziewczyn?
   - Jesteś zazdrosna?- mimo ciemności, Emilia zauważyła na twarzy Bartka figlarny uśmieszek.
   - Jestem- przyznała.
   - Zauważ, że to ciebie wybrałem, a nie te dziewczyny. Martwi mnie, że nie wierzysz, że jesteś śliczna, mądra, najpiękniejsza…
   - Przestań- Emilia się zaczerwieniła.
   - Dlaczego nie możesz w to uwierzyć?- w odpowiedzi dostał lekkie wzruszenie ramion.
   Ujął stanowczo jej twarz w obie dłonie, a ich usta dzieliły  milimetry.
   - Kocham cię i już- szepnął i wpił się w jej wargi.
   Serce Emilii waliło jak młot. Całowali się bardzo niepewnie, ale po chwili coś się zmieniło. Wargi chłopaka zrobiły się bardziej zdecydowane. Nastolatka mało nie zemdlała i cudem została przytomna. Dziewczyna była tak bardzo stęskniona za Bartkiem, że nie stawiała oporu, gdy chłopak zaczął wplatać jedną rękę w jej blond włosy.
   Kiedy się od siebie oderwali, Emilia opadła na łóżko. Miała przyśpieszony oddech, a świat wirował jej przed oczami.
   - Przepraszam- Bartkowi też brakowało tchu. 
   - Za co ty mnie przepraszasz?- nie rozumiała.
   - Chyba powinienem pójść- nie dostała odpowiedzi.- Jakby ktoś się obudził, to mielibyśmy problemy. Porozmawiamy jutro- cmoknął Emilie w policzek i ruszył w stronę okna.- Zamknij tylko okno, bo jest chłodno. Dobranoc- wysłał jej całusa w powietrzu.
   - Dobranoc- Emilia uśmiechnęła się, gdy Bartek zeskakiwał z drzewa.
   Dziewczyna zasnęła dopiero godzinę później, a obudziła się nad ranem, wpół do piątej. Rzuciła się pędem do łazienki. Janina znalazła ją tam o siódmej, gdy chciała ją obudzić do szkoły. Nastolatka leżała na podłodze z policzkiem przyciśniętym do płytek na ścianie. Przez kilka sekund na nią patrzyła, a później zawyrokowała.
   - Grypa żołądkowa.
   - Chyba tak- wyjęczała.- Babciu, zadzwoń, proszę, do Dagmary i poproś, żeby wzięła dla mnie notatki z dnia naszej nieobecności…- poprosiła ochrypłym głosem.
   - Dobrze.
   Emilia niemal cały dzień spędziła w łazience. Od czasu do czasu zaglądała do niej Janina lub Kamil, ale ten po południu pojechał odwiedzić znajomego ze szkolnych lat i dopiero po piętnastej blondynka usłyszała czyjeś kroki.
   - Żyjesz jeszcze?- była to Dagmara.
   - Powiedzmy- wyjęczała Zielonka.
    - Bartek chciał przyjść- pojawiła się w drzwiach.- Ale trener się go uczepił i musiał iść na trening. Później musi biec do szkoły muzycznej, więc wpadnie do ciebie pewnie dopiero wieczorem- Emilia jedynie pokiwała głową na znak, że zrozumiała.- Przyniosłam ci notatki- zamachała swoją torbą w powietrzu.
   - Dziękuję. Jak mi przejdzie to przepiszę…- chwile później pochyliła się nad muszlą klozetową.
Po wyjściu Dagmary Emilia zasnęła na dywaniku w łazience, ale gdy się obudziła była już we własnym łóżku, a za oknem było już jasno. Nie pamiętała, jak się tam znalazła, ale zgadywała, że przeniósł ją Kamil. Na nocnym stoliku stała szklanka wody. Dopięła się do niej łapczywie i wypiła jednym haustem. 
   Wstała ostrożnie, ale była mile zaskoczona, że czuje się normalnie. Żeby nie kusić losu, na śniadanie zjadła herbatniki.
   - Nie uwierzysz- Kamil podał córce szklankę świeżej wody, kiedy siedzieli razem w kuchni.- Babcia wymyśliła sobie, że ma za mały ogródek i się nudzi. Postanowiła więc kupić sobie działkę- prychnął.- Jadę dzisiaj coś jej kupić.
   - Przecież niedługo będzie śnieg- zauważyła.
   - Ale babcia chce i już- przewrócił oczami, co w jego wykonaniu było dziwne.- Jeśli nie czujesz się na siłach, nie musisz iść do szkoły- zmienił temat.- Ale jutro koniecznie- zagroził palcem.- Dzwoniłem do twojego nauczyciela. Jesteś usprawiedliwiona.
   Pokiwała głową, kierując się w stronę schodów ze szklanką wody w dłoni. Nie chciało jej się wracać do szkoły i bała się, że znowu poczuje się źle, więc zabrała się za przepisywanie lekcji i nadrabianie zaległości.


--------------------------------------------------------------------------------
Witam was :D
Co do kolejnego rozdziału mogę napisać tyle, że trochę zacznie się w końcu dziać, bo do tej pory wszystko było takie... bezproblemowe xd Nie mówię, że od razu zrobię z tego kryminał czy coś, bo oczywiście nie, ale myślę, że będzie trochę ciekawiej ;)
W takim razie do następnego tygodnia!:*

piątek, 9 maja 2014

Rozdział 13


   Następnego dnia, kiedy Emilia wstała, Nowy Jork tonął w śniegu, którego zaspy wyglądały w Central Parku jak kopczyki bitej śmietany. Idące dzieciaki, przeskakiwały przez nie i ciskały w siebie śnieżkami. Dla nich była to frajda, ale Emilia znając życie, wiedziała, że już pewnie ogłoszono zamkniecie szkół i innych budynków publicznych.
   Nastolatka pobiegła do pokoju Dagmary. Musiała się dowiedzieć wszystkiego, co wydarzyło się w nocy.
Brunetka, w piżamie, leżała rozwalona w poprzek małżeńskiego łóżka i spała jak zabita, ale Zielonka nie poddała się i nie wyszła. Zamiast tego z rozpędu wskoczyła na pościel, wpadając na Dagmarę, która drgnęła przestraszona.
   - Dzień dobryyyy- zaczęła śpiewać blondynka wymyślone przed chwilą słowa i do wymyślonej przez siebie melodii.- Słoneczko już od dawna świeci i wszyscy wyszli na dwór tak jak dzieci. Szkoda dnia na spanie, czas na wstawanie!
   - Masz śliczny głos, ale zamknij się- burknęła Dagmara, przykrywając się jeszcze bardziej kołdrą.
   - Trzeba wstawaaać!!- krzyknęła jej nad uchem rozbawiona Emilia. Wyciągnęła z kieszeni spodni komórkę i włączyła pianie koguta, co kiedyś miała na budzik.- Słyszysz? Nawet kurczaki już zdążyły wstać!
   - Emilia, przymknij się!- Dagmara zasłoniła dłońmi uszy.
   - Wstajemy, wstajemy!- Zielonka zeszła z łóżka, ciągnąc za sobą białą kołdrę.- Nie ma czasu!
   Usłyszała fuknięcie przyjaciółki. Chwilę walczyła sama ze sobą, ale w końcu otworzyła zaspane oczy. Na jej twarz poleciało kilka kosmyków włosów, ale jej to nie przeszkadzało.
   - Jakbyś chciała wiedzieć, kurczaki wstają bardzo rano, a ja nie- wtuliła twarz w poduszkę.
   - Dagmaraaa- Emilia pociągnęła ją za dłoń.- Musimy porozmawiać!
   Brunetka podniosła głowę do góry, a następnie usiadła na łóżku, patrząc na Emilię, jakby miała ją zamordować.
   - O której wróciłaś?- spytała blondynka, siadając obok niej.- Gdyby rodzice się zorientowali, że wróciłyśmy oddzielnie, miałabym kłopoty.
   - Ale nic się nie stało. Jest spoko- wymamrotała zaspana i potarła dłońmi twarz.
   - Czy ty jesteś pijana?!- wykrzyknęła z gniewem Emilia, dając możliwość i takiej ewentualności wkraść się do jej umysłu.
   - Nie, Emilia- odpowiedziała spokojnie Formańska.- Jestem po prostu zmęczona. Spałam trzy godziny- wymamrotała, spoglądając na zegarek.
   -Co?! Dagmara, wróciłaś o piątej rano?
   - Tak wyszło- wzruszyła niewinnie ramionami.- Poszłam jeszcze z Sam’em na hamburgera.
   - Czy ty wiesz, jakie miałabym kłopoty…
   - Tak, wiem. Gdyby twoi rodzice się dowiedzieli- przewróciła oczami.
   - Dokładnie.
   - Przepraszam.. Po prostu bardzo dobrze mi się z nim rozmawiało.. Wraca do Nowego Jorku na stałe.
   Przez następne pół godziny Dagmara opowiadała Emilii o Sam’ie. Zielonka dowiedziała się, że jej przyjaciółka znalazła bratnią duszę. Byli sobą zafascynowani, mieli ze sobą dużo wspólnego i bardzo dobrze czuli się w swoim towarzystwie.
   - A co z Dawidem?- spytała Emilia, kiedy już wysłuchała krótkiego streszczenia nocy.
   - Nic- Dagmara wzruszyła ramionami.-Co ma być? Podoba mi się, ale nie mogę liczyć na nic więcej.
   W tej chwili do brunetki przyszedł  sms. Kiedy zobaczyła, kto jest nadawcą, aż upuściła komórkę. Napisał do niej Sam. Prosił, żeby zarówno ona jak i Emilia wyszły na zewnątrz ciepło ubrane. Dagmara, pobijając swój rekord, ubrała się w ciepłe ubrania. Zielonka już wcześniej zadbała o swoją garderobę.
   Kiedy wyszły na zewnątrz, wciąż padał śnieg. Ludzie chodzili w popłochu, niezadowoleni pogodą. Dziewczyny zmarszczyły zaskoczone czoła, kiedy przed nimi zatrzymała się bryczka, przypominająca niewielką karetę na dwóch kołach. Wysiadł z niej Sam, a za nim Jake, ubrany w puchową kurtkę i wełnianą narciarską czapkę.
   - Rydwan czeka- to Sam zaprosił dziewczyny do środka. Spojrzały na siebie niepewnie, ale wsiadły.
   - Włóżcie je, bo odmrozicie sobie palce- powiedział Jake, podając im dwie pary rękawiczek. Następnie opatulił je ciepłą baranicą.
   - Spałeś coś dzisiaj w ogóle?- spytała Dagmara, siedząc obok Sam’a.
   - Nie- pokręcił przecząco głową.- Musiałem zorganizować wam wycieczkę pożegnalną.
   Brunetka uznała, że to słodkie.
   Dziewczyny miały wracać do Polski nocnym lotem, dlatego był to ich ostatni dzień w Nowym Jorku.
   - Gdzie jedziemy?- spytała Emilia po chwili, trochę zdenerwowana. Panował taki chłód, że z chęcią każdy siedziałby w domu. 
   Jake popatrzył na nią figlarnie, a Sam powiedział coś na ucho Dagmarze i oboje parsknęli śmiechem. Emilia nic nie rozumiała i to ją denerwowało.
   - Umiesz jeździć na łyżwach?- spytał ją Jake. Spiorunowała go wzrokiem. Doskonale wiedział, że nie potrafiła.
   - Nie mów, że..
   - Tak, jedziemy na lodowisko- potwierdził Sam z uśmiechem.
   - Chyba sobie żartujecie- popatrzyła na nich, ale mówili poważnie.- Zabiję cię kiedyś- te słowa skierowała do Jake’a, który chichotał, starając się ukryć ten fakt przed Emilią.
   Bryczka zatrzymała się. Cała czwórka wysiadła na panujący na zewnątrz chłód.
   - Mam propozycję- zaczęła Dagmara po polsku, przez co spotkała się z niezadowoloną miną Jake’a.- Możemy się podzielić. Ja i Sam pójdziemy na lodowisko dla tych bardziej zaawansowanych- uśmiechnęła się, powstrzymując chichot. Cały czas nawiedzały ją obrazy, jak Emilia wywala się na lodzie.
   Zielonka wytłumaczyła pomysł koleżanki Jake’owi.
   - Myślę, że to będzie najlepsze rozwiązanie- poparł ją.- Poświęcę się i pójdę z Emilią na to małe.
   Tak też zrobili, rozdzielając się.
   Jake wynajął dwie pary butów z łyżwami, pomógł Emilii w sznurowaniu, a potem zaprowadził na lód. Dziewczyna czuła się strasznie pośród dzieci, które jeździły milion razy lepiej niż ona. Jednak po jej pierwszych niezgrabnych ruchach, szybko odzyskała pewność siebie, Jake zaś okazał się doskonałym łyżwiarzem. Przez cały czas nie odstępował Emilii na krok, aby nie zrobiła sobie krzywdy. Kilka razy mało brakowało, a zderzyłaby się z lodem pod jej łyżwami. Z czasem jazda Emilii szła jej coraz lepiej.
   Kiedy Jake dowiedział się, że jeszcze nic nie jadła, siłą zaciągnął ją do stolika przy niedalekim barze. Zjedli po hot-dogu i wypili po kubku czekolady na gorąco, aby się rozgrzać. Bawili się świetnie. Nieustannie żartowali z niezgrabnych ruchów Zielonki sprzed dwóch godzin.
   - Nie pamiętam, kiedy się tak świetnie bawiłam- wyznała Emilia, dopijając swoją czekoladę.
   - Powiedz mi, jak ci się układa w Polsce?- zmienił temat.
   - Dobrze- powiedziała krótko, ale zaraz dodała.- Czuję się tam naprawdę dobrze. Tak.. swobodnie.
   - Masz kogoś?- tym pytaniem ją zaskoczył.
   - Tak- przytaknęła z uśmiechem, przypominając sobie uśmiech Bartka.- Ten "ktoś" to Bartek, starszy brat Dagmary- wytłumaczyła.
   - Więc przyjaźnicie się i chodzisz z jej bratem?- podniósł do góry obie brwi.
   - Dokładnie- przytaknęła z uśmiechem.- A ty? Zawładnąłeś już sercem .. kogoś.
   Zarumienił się, a Emilia miała ochotę się zaśmiać.
   - Podoba mi się pewna  dziewczyna- wyznał.- Ma na imię Corey.
   - Więc w czym problem?
   - Sam nie wiem..
   Zadzwonił telefon Emilii, więc szybko go wyciągnęła i odebrała połączenie. Dzwonił Kamil przypomnieć o ich wylocie. Zapewniła, że pamięta.
   Chwilę później, jak opiekuńczy brat, Jake przyniósł jej precel i kubek herbaty. Wiatr ucichł, ale wciąż padał śnieg, więc szybko poczuła zimno pomimo wypicia całego kubka czekolady na gorąco.
   Kiedy postanowili wracać, dziewczyna nie mogła dodzwonić się do Dagmary, a Jake do Sam’a. Oboje wyłączyli telefony. Uśmiechnęli się do siebie porozumiewawczo. Chłopak odprowadził Emilię pod same drzwi, zostawiając dorożkę pozostałej dwójce. Zielonka podziękowała mu za mile spędzony czas  i pożegnali się.
    Nastolatka czekała na Dagmarę jeszcze godzinę, w tym czasie pakując swoją walizkę, kiedy ta nareszcie raczyła się pojawić. Zaraz za nią do domu wszedł Kamil.
   - Emilka! Nie mamy dzisiaj lotu!- pisnęła Dagmara. Była widocznie zadowolona.
   - Jak to?- nie rozumiała.
   - Odwołali lot i przełożyli go na wtorek- wytłumaczył spokojnie Kamil, wieszając swoją kurtkę w szafie.
   - Co? Jak my nadrobimy wszystko w szkole?- zmartwiła się.
   - Nie myśl o szkole! Zostajemy w Nowym Jorku!- Dagmara niemal skakała w miejscu.
   - Zadzwonię do twojej mamy, Dagmaro i wszystko wytłumaczę- Kamil pokręcił z rozbawieniem głową, widząc uradowanie przyjaciółki córki.
   Emilia chciała już wracać pomimo wszystko. Czekał na nią Bartek. Niezadowolona poszła do swojego pokoju, kiedy Dagmara zaczęła rozmawiać przez telefon z Sam’em. Zielonka położyła się na brzuchu na swoim łóżku i włączyła laptopa, następnie dzwoniąc do swojego chłopaka na wideo-czacie. Musiała go zobaczyć chociaż w ten sposób. Tęskniła.


piątek, 2 maja 2014

Rozdział 12

Rozdział dedykuje mojej koleżance Angelice R. która czytając go jeszcze się nie zorientowała, kim jest autorka tego bloga :D Pozdrawiam ją i mam nadzieje, że w końcu się domyśli kim jestem.




   Emilia wcale się nie pomyliła. Dosłownie, gdy zamknęła drzwi, na ulicy pojawiło się pięć czarnych busów wypełnionych reporterami.
   - Emilia!- krzyknęła z gniewem Sara, schodząc po schodach z zieloną maseczką na twarzy. Jej głos rozniósł się echem po całym domu.- Coś ty znowu zrobiła?! Czemu pod naszym domem jest banda tych pasożytów?!
   - Byłam tylko na kręglach z Dagmarą- tłumaczyła się.- Chciałam jej pokazać kilka miejsc i…
   - Czy ty naprawdę nie mogłaś darować sobie tych kręgli?!
   - Proszę pani- zaczęła cicho Dagmara, stając po stronie przyjaciółki. Bała się odezwać, ale czuła, że musi.- Emilia nic nie zrobiła. Grałyśmy tylko w kręgle i oni się zjawili. Chciała mi pokazać Nowy Jork..
   - Kochana, w naszym życiu to wystarczy- nadal była wściekła, ale kierując swoje słowa w stronę brunetki, mówiła spokojnie.
   - Emilia, dobrze wiedziałaś, jak to się skończy!- krzyknęła znowu, aż Dagmara podskoczyła w miejscu.
   - Nie, nie wiedziałam!- teraz to blondynka podniosła głos.- Już nawet nie mogę nigdzie wyjść, nie mogę pokazać Dagmarze, która jest naszym gościem, miasta i jest pierwszy raz w Nowym Jorku i należałoby ją trochę oprowadzić, nie sądzisz?!- Formańska była szczerze zaskoczona wybuchem przyjaciółki. Nigdy nie widziała, żeby krzyczała aż tak bardzo.- Normalne dziewczyny w moim wieku nie martwią się, że kiedy wystawią nos za drzwi swojego domu, następnego dnia będą w gazecie! Ona zastanawiają się, jakie buty założyć na wieczorną imprezę lub gdzie się spotkać z przyjaciółmi!- wydzierała się na całe gardło. Sara też była zaskoczona.- Może teraz zrozumiesz, dlaczego chciałam tak bardzo wyjechać?! Żeby normalnie żyć, a nie znosić twoje humorki, twoich menadżerów, stylistki i tych wszystkich ludzi, którzy tu przychodzą i mnie ciągle upominają! Niedługo oddychać bym nie mogła tak, jak ja bym chciała tylko jak chce Sasha!
   - Przykro mi, droga córko, że jestem tak wyrodną matką- powiedziała Sara, chcąc się odwrócić, ale Emilia jeszcze nie skończyła.
   - Nie chodzi o to, czy jesteś wyrodną matką, czy nie- mówiła już trochę spokojniej.- Raczej chodzi o to, czy kiedykolwiek się zastanawiałaś, jak ja się czuję? Przypomniałaś sobie swoje lata młodości? Jestem pewna, że ty nie patrzyłaś na fakt, czy będąc na głupiej kręgielni w miejscu, gdzie nikt nawet nie powinien zwrócić na ciebie szczególnej uwagi, pojawi się facet z aparatem większym od niego. Powinnaś po prostu czasami mnie zrozumieć. To tak wiele?- ciągle patrzyła prosto na swoją matkę. Nawet nie zdawała sobie z tego sprawy, że się zapomniała i mówiła po angielsku.
    Sara spojrzała na swoje wypielęgnowane palce, czując się głupio.
   - Staram się- szepnęła w końcu.- Jesteśmy po prostu inną rodziną niż ta którą chciałabyś, żebyśmy byli. Wybraliśmy takie życie, żeby było ci łatwiej w życiu..
   -Mi łatwiej?- pokazała palcem na siebie, jakby źle zrozumiała, podnosząc jednocześnie brwi do góry.- W jaki sposób? To wy jesteście w tej chwili jak ryby w wodzie, nie ja.
   - Przepraszam- powiedziała jedynie Sara, odwróciła się i stukając swoimi złotymi obcasami o podłogę, wróciła do nakładania maseczki.
   Teraz to Emilia poczuła poczucie winy, ale z drugiej strony miała nadzieję, że jej matka weźmie sobie w końcu jej słowa do serca. Ale i tak miała duże postępy. W końcu pozwoliła jej wyjechać, a to było już coś.
   Tej nocy Emilia nie spała zbyt dobrze. Nienawidziła się kłócić z matką, ale czasami nie wytrzymywała. Zaczęła tęsknić za Bartkiem i za babcią… Za spokojnym życiem w Polsce.


   Rano budzik Emilii zadzwonił o ósmej; za oknami jaśniał nowojorski listopadowy dzień. Jęknęła z niezadowoleniem, kiedy spojrzała na kalendarz. To dzisiaj wieczorem miało się odbyć rozdanie nagród. Nagle odechciało jej się tam iść, a przecież po to właśnie przyjechała do Nowego Jorku.
  Po podstawowych czynnościach porannych dziewczyna odsłoniła rolety w oknach swojego pokoju. Przed ich domem widniał ogromny tłum reporterów, czego się spodziewała. Gdy tylko jeden z nich zauważył Emilię w oknie, wszystkie pozostałe obiektywy skierowały się w jej stronę. Odskoczyła od okna jak oparzona. Westchnęła i zeszła na parter, gdzie Dagmara z Kamilem jedli śniadanie, a Sara była rozchwytywana przez kosmetyczkę i fryzjerkę, które przed większymi uroczystościami gościły w ich domu.
   - Dzień dobry- przywitała się, nie od razu zauważając swojego ojca w jadalni.
   - Witam, witam- Kamil odłożył gazetę, którą czytał i wstał ze swojego miejsca.
   Emilia poczuła, jakby ktoś wylał na nią kubeł zimnej wody.
   - Tata!- pisnęła, rzucając mu się w ramiona.- Jak dobrze cię widzieć!
   - Ciebie również, słoneczko- pogładził ją czule po włosach.
   Usiedli przy stole.
   - Emilia, jestem w gazecie!- pisnęła podekscytowana Dagmara.- Twój tata powiedział, że mogę ją sobie wziąć na pamiątkę.
   - Więc śmiało ją sobie zatrzymaj. My mamy ich sporo- bąknęła Emilia, sięgając po tosta.
   - Dzięki- brunetka uśmiechnęła się szerzej. Niejedna osoba zastanawiałaby się, czy nie boli ją twarz od ciągłego uśmiechu, ale Emilia już ją znała na tyle dobrze, że się przyzwyczaiła.- Przeczytać ci?
   - Nie, dziękuję- Zielonka zrobiła niezadowoloną minę.- Nie lubię słuchać o sobie.
   - Jak chcesz- Dagmara wróciła do jedzenia.
   Zaraz po śniadaniu Daga dała się namówić przez Sarę na skorzystanie z usług fryzjerki i kosmetyczki na co ta chętnie się zgodziła. Emilia stanowczo odmówiła i przyglądając się temu chaosowi, oglądała programy telewizyjne. Zadzwoniła też na chwilę do Bartka.

  Dopiero o czwartej po południu Emilia zaczęła swoje przygotowania do imprezy. Wzięła prysznic, wyprostowała swoje włosy i wykonała delikatny makijaż. W garderobie czekała już na nią biała sukienka, którą kupiła dla niej matka. Była to spokojna kreacja, znakomicie skrojona i bardzo elegancka. Całość dopełniały kolczyki z brylantów i pereł oraz szpilki na obcasie.
   Kiedy Emilia zeszła po schodach do holu, wszyscy już czekali.
   Kamil wyglądał oszałamiająco w swoim smokingu. Miał białą jedwabną koszulę z muszką, a włosy zaczesał do tyłu.
   Dagmara miała na sobie sukienkę pożyczoną od Sary na ten wieczór. Była to długa biało- czarna kreacja na ramiączkach, której tył niewiele ciągnął się po ziemi. Brązowe włosy nastolatki zostały upięte, a na twarzy miała wykonany staranny makijaż. Wyglądała pięknie.
   Tego wieczoru matka Emilii zapierała dech w piersiach jeszcze bardziej niż zwykle. Miała na sobie przylegającą, purpurową sukienkę, trzymającą się na cienkim pasku zamotanym dookoła jej szyi i odsłaniającą dekolt i jej idealnie wyrzeźbione ramiona. Jej blond włosy zostały artystycznie upięte w pozornym nieładzie, a nienagannie przyklejone sztuczne rzęsy, przypominały czarne, delikatne pająki wczepione w powieki.
   Dagmara poprosiła o pamiątkowe zdjęcie, do którego wszyscy zapolowali, a fotografię wykonała ich gosposia. Nastolatka była zachwycona.

   Cała czwórka wyszła, a pół godziny później dołączyli do długiej kolejki limuzyn czekających cierpliwie, żeby wypluć z wnętrza swych olśniewających pasażerów. Reporterzy- setki reporterów stłoczeni z gotowymi do akcji aparatami fotograficznymi, magnetofonami i mikrofonami, wychodzili ze skóry, żeby dostrzec kogoś ważnego. W środku było jeszcze tłumniej. Fani oblepiali ściany tak ściśle, że ledwie można było przejść do wielkiej sali balowej, w której zbierały się wszystkie osobistości.
   Gdy tylko wyszli z limuzyny, Emilia chwyciła Dagmarę pod rękę. Wyglądała na podekscytowaną i przestraszoną równocześnie.
   W pierwszej kolejności poszli rodzice Emilii, a tuż za nimi przyjaciółki. Reporterzy natychmiast zaczęli wykrzykiwać na całe gardło imię Sary i Kamila i rozbłysły flesze. Z wielkim trudem cała czwórka przedostała się do sali balowej, gdzie było trochę spokojniej.
   Sara i Kamil byli wśród sobie podobnych, więc od razu pochłonęła ich rozmowa. Emilia i Dagmara usiadły przy jednym ze stolików i czekały na rozpoczęcie imprezy.
   - Tu jest tak.. inaczej- skomentowała Formańska, dyskretnie się rozglądając na boki.- Nikogo tu nie znasz?
   -Znam- przyznała.- Ale jakoś nigdy nie mamy wspólnych tematów. Zresztą oni są inni niż ja. Lubią to całe zamieszanie.
  Spojrzała w stronę wejścia akurat w momencie, kiedy Jake, jej dawny przyjaciel, wszedł zaraz za swoją rodziną. Tak dawno go nie widziała…   Zmienił się, odkąd Emilia miała okazję zobaczyć go ostatnim razem. Z pewnością wyprzystojniał. Jego włosy koloru ciemnego blondu, były teraz lekko poburzone, a szare oczy rozglądały się po zebranych. Dziewczyna była pod wrażeniem
.
   Nie zauważył jej pośród tłumu i zajął stolik zaraz obok rodziców.
    Pięć minut później zaczęto serwować kolację, więc Sara z Kamilem usiedli obok dziewczyn. Tuż po posiłku zgasły światła i puszczono muzykę. Zaczęto wywoływać zwycięzców w mniej ważnych kategoriach. Emilia usłyszała kilka znajomych nazwisk, ale ta część uroczystości w ogóle ją nie interesowała.
    Podczas przerwy na reklamy panie pudrowały nosy i malowały usta, a potem znów kamery wychwytywały zwycięzców i coraz bardziej rosły emocje.
   W końcu przyszła kolej na najlepszą i najbardziej odnoszącą sukcesy modelkę tego sezonu. Sara zdobywała nagrodę w tej kategorii tyle razy, że Emilia nie miała wątpliwości, iż zdobędzie ją i w tym roku. Na ekranie pokazały się twarze nominowanych. Bez wyjątku spięte. Zabrzmiała muzyka i nastąpiła niekończąca się chwila ciszy i wreszcie nazwisko zwycięzcy… jej nazwisko… nie, w tym roku po raz pierwszy od jedenastu lat zwycięstw Sary Zielonki, nazwisko kogoś innego.
   Emilia ze łzami w oczach popatrzyła na matkę, kiedy dotarła do niej rzeczywistość, nie mogąc uwierzyć własnym uszom. Patrząc tak na mamę, która w tamtej chwili z chęcią wybiegłaby z sali, czuła jej ból i rozczarowanie. Kiedy nowy zwycięzca zmierzał w stronę podium, Emilia złapała pod stołem rękę Sary i mocno ją uścisnęła, zapominając o ich ostatniej kłótni. Sara popatrzyła na nią z wdzięcznością i Emilia była już pewna że modelka była załamana. Chciała przytulić mamę, ale nie pozwalały jej na to pracujące bez przerwy kamery, które co jakiś czas zatrzymywały się na ich stoliku.
   - Nie mogę uwierzyć- wyszeptała cicho Emilia do Dagmary, która choć bardzo mało rozumiała, domyśliła się, o co chodzi. Co innego było bowiem uczyć się języka angielskiego w szkole, a używać go w praktyce.
      Wyczytano jeszcze kilka nagród, aż przyszedł czas na nagrodę za najlepiej rozwijającego się przez ostatni rok przedsiębiorcę. Jak już wielokrotnie w przeszłości, zwycięzcą w tej kategorii został Kamil Zielonka. Kiedy wielce z siebie rad stał na podium, dziękując wszystkim właściwym osobom, a wreszcie swojej żonie, Sara uśmiechnęła się przez łzy. Publiczność uhonorowała go długimi brawami, a dumna z ojca Emilia nie próbowała ukryć łez.
   Wtedy wyłapała wzrok Jake’a skierowanego w jej stronę. Uśmiechnęła się do niego lekko, co odwzajemnił, bijąc nadal brawo dla jej ojca. Ona także nie przestawała klaskać. Według niej dziwnie było nie mieć kontaktu z osobą, z którą się praktycznie wychowało, ale niestety ich ścieżki rozeszły się tak, że taka sytuacja wyszła sama z siebie i żadne z nich nie mogło nic zrobić. Żyli niby w jednym świecie, ale po przeciwnych jego stronach.
   Gdy impreza zaczęła zmierzać ku końcowi Sara nie wytrzymała wyszła z sali. Nie mogłaby znieść tych współczujących wzroków znajomych i plotek, które były nieuniknione. Kilka minut po tym Emilia oznajmiła tacie, który przyjmował same gratulacje i Dagmarze, że chce porozmawiać z Sarą i wyruszyła na jej poszukiwania. Dziewczyna znalazła matkę otoczoną przez grupkę jej współpracowników. Wśród nich była też Sasha. Modelka czy miała wciąż mokre od łez wypłakanych w chwili, gdy wyczytano nazwisko jej konkurentki, a nie jej..
   - Jak się czujesz?- spytała Emilia.
   - Dobrze- oznajmiła Sara nieprzekonująco.- Po prostu moje lata świetności minęły.
   - Mamo… coś jest nie tak.. Widzę to..
   - Nie, nie. Wszystko w porządku- powiedziała tak, że Emilia była już pewna, że w karierze matki nie dzieje się dobrze, ale postanowiła nie zmuszać jej do odpowiedzi skoro nie chciała.
   Cała czwórka nie została długo na dalszej części imprezy, gdzie było już mniej osób niż wcześniej. Sara robiła dobrą minę do złej gry. Kamery bardzo często robiły zbliżenie jej twarzy. Cóż… jej przegrana była już sensacją.
   Następnego dnia wszyscy wstali po południu po ciężkim wieczorze. Na zewnątrz  stała cała gromada reporterów. Kamil dostał nagrodę, a Sara nie, co było dla nich był idealnym materiałem na artykuł do jakiegoś brukowca i tylko czekali, żeby zrobić zdjęcie smutnej Sarze. Ale ona nie była głupia i nawet nie pokazała się w oknie.
   Kiedy Emilia zeszła na parter, zatrzymał ją Brandon.
   - Otrzymała panienka zaproszenie na przyjęcie do Jake’a Herman’a- oznajmił, po czym wręczył jej kartkę z adresem domu przy Piątej Alei, który doskonale znała i prywatnym numerem telefonu, informując jednocześnie, że przyjęcie zaczyna się o szóstej wieczorem.
   Emilia podziękowała grzecznie, uśmiechając się.
   Kiedy szła do Dagmary, żeby przekazać jej wiadomość, uśmiechnęła się sama do siebie. Nie spodziewała się tego zaproszenia. W końcu tak dawno ze sobą nie rozmawiali… Emilia słyszała, że Jake słynął z imprez wśród swoich znajomych, ale na żadną nigdy nie była zaproszona, dlatego tak wielkie było jej zdumienie. Czy to dlatego, że poprzedniego wieczoru ją widział?
   - Jesteś pewna, że mogę iść?- spytała Formańska, kiedy Emilia przekazała jej wiadomość.
   - Jasne, że tak- zapewniła.
   - Ale ten cały Jake zaprosił ciebie…
   - Tak, zaprosił mnie- przytaknęła.- Ale jeżeli mnie to z tobą w pakiecie- uśmiechnęła się szerzej.
   Chciała tam iść. W końcu była to okazja, żeby porozmawiać z dawnym przyjacielem, spytać, co u niego… Wydawało jej się jakby lata, w których razem spędzali całe popołudnia były miliony wieków temu.
   Dagmara się zgodziła.
Miała iść na kolejną imprezę w Nowym Jorku, z czego bardzo się cieszyła, ale też obawiała. Martwiła się, bo nie potrafiła biegle mówić po angielsku, ale podtrzymywał ją fakt, że będzie miała przy sobie Emilię.
  Nastolatki poszły na zakupy do sklepu, do którego zawsze chodziła Zielonka. Ulubiła sobie go, bo mogła tam spokojnie sobie coś kupić i nie być następnego dnia porównana do Sary w jakiejś gazecie. Na dodatek mięli tam sporo fajnych rzeczy, a tylko tyle potrzeba jej było do szczęścia.
   Po powrocie zaczęły się szykować do wyjścia. Emilia założyła na siebie nową czarną sukienkę przed kolano, która niezwykle podkreślała szczupłą sylwetkę dziewczyny. Włosy rozpuściła, usta uszminkowała czerwoną pomadką, której już dawno nie używała, a na stopy wsunęła szpilki. Użyła jeszcze perfum i założyła złoty zestaw biżuterii, i była gotowa, więc zeszła do holu, gdzie czekała na nią Dagmara w swojej sukience w kolorze złota. Zielonka uśmiechnęła się do niej, schodząc z ostatniego schodka. Jej przyjaciółka wyglądała jak milion dolarów, a kreacja wcale nie była droga. Formańska podkręciła lekko włosy i wykonała staranny makijaż i Emilia musiała przyznać, że wyglądała wyśmienicie.
   Gdy dziewczyny zajechały na miejsce, było już po szóstej. W środku uroczej kamienicy panował przepych spowodowany sporą liczbą wielkich ciemnoczerwonych sof i grubym dywanem, który tłumił kroki przyjaciółek, przemierzających hol. Hermanowie, według informacji portiera, mieszkali na dziesiątym piętrze. Zielonka spytała o to dla pewności. I postąpiła słusznie, bo jak się okazało, jakiś czas temu zmienili mieszkanie na większe.
   Na odpowiednim piętrze usłyszały zgiełk dobiegający zza drzwi Hermanów- impreza trwa już w najlepsze i uczestniczy w niej co najmniej pięćdziesiąt osób, o czym nastolatki przekonały się, kiedy otworzył im kamerdyner, a muzyka stała się jeszcze
 głośniejsza.
  
Dziewczyny oddały swoje kurtki, które założyły przed wyjściem, przeszły przez hol i powiodły spojrzeniem  po pokojach eleganckiego apartamentu. Zwróciły uwagę przede wszystkim na gości w swych sukienkach i ubranych na ,,luźno” mężczyzn. Wszyscy byli mniej więcej w wieku Emilii i Dagmary lub kilka lat starsi. Nie było śladu rodziców Jake’a i ich znajomych, więc wiadome już było, że to do chłopaka należała cała zabawa.
   Dagmara spojrzała niepewnie, ale z uśmiechem na Emilię. Nie wiedziała, jak ma się zachowywać.
   - Emily!- usłyszały za plecami, dlatego wykonały półobrót w tył.
   Jake szedł właśnie w ich stronę ze szklanką w dłoni. Uśmiechał się szeroko, a kiedy już stanął naprzeciwko Zielonki, przekrzykiwał muzykę i rozmowy innych.
   - Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że przyszłaś!- powiedział ze szczerą radością, przytulając ją mocno. Była zaskoczona, ale też szczęśliwa.
   - A ja dziękuję za zaproszenie- uśmiechnęła się.- Jake, to moja przyjaciółka, Dagmara z Polski- skinęła głową w stronę brunetki.
   - Bardzo miło mi cię poznać, Da…
   - Dagmara- powtórzyła Emilia z uśmiechem.
   - Dagmajra- powtórzył zadowolony z siebie, a Formańska zachichotała. Chłopak podał jej swoją dłoń, którą uścisnęła.
   - Mi również jest miło- powiedziała po angielsku z uśmiechem na twarzy.
   - Im więcej ludzi tym lepsza zabawa!- krzyknął, upijając łyk ze swojej szklanki.- Jeżeli chcecie coś do picia, tam są automaty i lodówki- pokazał palcem ponad głowami tańczących na drugi koniec pomieszczenia.
   - Dziękujemy. Może później. Więc… jak tam u ciebie, Jake? Dawno się nie widzieliśmy- zauważyła Emilia, przyglądając się twarzy dawnego przyjaciela. Przypomniała sobie jego dziecinne rysy i uśmiechnęła się na samo wspomnienie.
   - Tak, to prawda- pokiwał głową.- Nasze drogi trochę się od siebie oddaliły.. A co u mnie? Hmm.. Wiesz, jestem studentem- uśmiechnął się szeroko.
   - Studiujesz? Gratulacje! Na jakim kierunku?
   - Zarządzanie i marketing- zakołysał brwiami.
   - Nigdy bym nie pomyślała- przyznała.- Cieszę się.
   - A ty? Jesteś w Polsce!
   - Tak- pokiwała głową.- Musiałam odpocząć od Nowego Jorku, i od tego szybkiego życia.
   - Mi tam się ono podoba- pomachał do kogoś, unosząc wysoko dłoń.
   Zaczęli rozmawiać na przeróżne tematy. Do Jake’a co jakiś czas ktoś podchodził, witał się i zamieniał kilka słów, ale kiedy tylko odchodził, wracali do swojej rozmowy. Dagmara stała przy nich, co jakiś czas coś mówiąc, ale głównie się przysłuchiwała. I tak rozumiała mniej niż połowę wypowiadanych przez nich słów. Mówili bardzo szybko i niewyraźnie, jak dla niej.
   - Pamiętasz nasze wspólne lekcje tanga? Zapisała nas twoja mama- Jake parsknął niekontrolowanym śmiechem.
   - Jasne, że pamiętam! Miałam wtedy dziesięć lat, ty dwanaście i kompletnie nie chcieliśmy tam chodzić- także zachichotała.- Ale w ostateczności było fajnie- zauważyła.
   - A może odświeżymy sobie pamięć?- spytał z miną niewiniątka.
   - Co? Nie!- powiedziała piskliwym głosem.- Przecież ja nic nie pamiętam!
   - Jak to „nic”? Pomogę ci- uśmiechnął się szerzej,  jeżeli to było możliwe.
   Chciała znowu zaprotestować, ale Jake już podchodził do DJ’a. Kiedy wrócił, ogłosił przy użyciu mikrofonu, plany tańca, więc kilka osób zaczęło się ustawiać. Jednak nie było ich za wiele. Zaledwie dwie inne pary. Jake wyciągnął otwartą dłoń w stronę Emilii, która szeroko się uśmiechnęła.
   - Zatańczy pani?
   - Z panem zawsze- mrugnęła do niego, wychodząc na środek parkietu.
   Do ich uszu dotarły pierwsze takty tanga. Pozostali goście ustawili się dookoła i z zainteresowaniem obserwowali, co się działo. Zanim zaczęli, Emilia kątem oka zauważyła, że Dagmara trzyma w dłoni swój aparat. Uśmiechnęła się sama do siebie. Brunetka na każdym kroku robiła zdjęcia.
   Emilia ruszyła w odpowiednim momencie w stronę Jake’a, rozpoczynając taniec. Na początku się denerwowała- w końcu wszyscy patrzyli, ale później całkiem się odprężyła. Okazało się, że jej ciało doskonale pamięta wyuczone w dzieciństwie pozy. Mogła tańczyć niemal jak kiedyś, z czego była bardzo zadowolona i zdziwiona jednocześnie. Nie spodziewała się, że tak dobrze im będzie szło. Gdy Jake podtrzymał ją, odchyliła się mocno do tyłu i przez moment zauważyła wpatrzoną w nią z szokiem wymalowanym na twarzy Dagmarę. Po chwili zarzuciła nogę na biodro Jake’a i zastygła w końcowej pozie.
   Rozległy się brawa

   Gdy odwrócili się w stronę Dagi, ujrzeli przy niej wysokiego, szczupłego mężczyznę o ciemnych włosach. Miał na sobie białą koszulę i czarne spodnie. Uśmiechnął się w kierunku Jake’a, kiedy ponownie pokój wypełniła klubowa muzyka, a pozostali goście zaczęli tańczyć.
   - Stary, kupę lat!- wykrzyknął, witając się z Herman'em w męski sposób.- Dowiedziałem się, że organizujesz imprezę, więc wpadłem! Jestem właśnie w mieście.
   - Świetnie się złożyło!- Jake był widocznie zadowolony.- Długo się nie odzywałeś!
   Emilia podeszła bliżej Dagmary.
   - Znasz go?- spytała brunetka. Zielonka pokręciła przecząco głową.
   - Cześć, Emilia- przywitał się z nią dla niej nieznany chłopak, a ona osłupiała. Tym bardziej, że powiedział to po polsku.
   - Cześć- brzmiało to bardziej jak pytanie. Chrząknęła zmieszana.- Czy my się znamy?
   - Ty mnie nie, ale ja ciebie owszem- uśmiechnął się łobuzersko.
   - Sam- wyciągnął w jej kierunku dłoń, którą uścisnęła.
   - Moje imię już znasz- zauważyła.
   - Słuszna uwaga. A twoja śliczna koleżanka to..- stanął naprzeciwko Dagmary.
   - Dagmara- przedstawiła się, uśmiechając się w jego kierunku. Był bardzo pozytywnym człowiekiem.
   - Niezmiernie miło mi poznać- ucałował grzbiet jej dłoni.
   Emilia poczuła szturchnięcie. Był to Jake.
   - Czy ty to widzisz?- szepnął do niej. Skinęła jedynie głową.
   - Kto to jest?- spytała, uważnie przyglądając się Sam’owi.
   - Znajomy. Wyjechał z Nowego Jorku kilka lat temu, kiedy jego rodzicom się nie ułożyło tu życie.
   - Spojrzała na niego zaciekawiona.
   - Jest Polakiem- wytłumaczył.- Ale urodził się tutaj, stąd jego imię. Miał osiem lat, kiedy wyjechał, ale wciąż mieliśmy kontakt chociaż nie tak dobry.
   - Dlaczego go nie kojarzę?- spytała zdziwiona.
   - Nie jestem pewien, ale chyba nawet go nigdy nie poznałaś.
   - Mówię wam, wymiataliście- zwrócił się tymi słowami do Emilii i Jake’a, więc skończyli swoją rozmowę.
   - Zazdrościsz- Jake zaczął się z nim przekomarzać.
   - Nie obrazicie się, jeżeli zabiorę wam koleżankę, prawda?- spytał, zerkając na Dagmarę. Ta popatrzyła na cała trójkę zaskoczona.- Koniecznie musimy zatańczyć.
   - Jeżeli ona chce..- zaczęła Emilia.
   - Jasne, że chce- przerwał jej Sam z uśmiechem.- Prawda?- spojrzał na brunetkę.
   - Cóż.. Możemy zatańczyć- wzruszyła lekko ramionami.
   I już chwilę później wywijali na parkiecie.
   Jakiś czas później Emilia i Jake także weszli na parkiet, a z czasem zaczęli się do nich dołączać znajomi chłopaka.
   Około północy Emilia postanowiła wrócić do domu chociaż zabawa trwała w najlepsze. Kiedy podeszła do Dagmary, ta rozmawiała z Sam’em, siedząc na kanapie w rogu. Dziewczyna nie chciała wracać. Odeszła na chwilę z Emilią na stronę, prosząc, żeby mogła zostać. Kiedy Jake, który do nich podszedł, obiecał, że dopilnuje, żeby Dagmara wróciła do domu Zielonków cała i zdrowa, Emilia zgodziła się. Dawny przyjaciel odprowadził ją do taksówki, obiecując jeszcze raz zająć się jej przyjaciółką. Mimo to nastolatka żałowała, że zostawiła przyjaciółkę, kiedy wróciła do willi i miała wyrzuty sumienia..

------------------------------------------------
Jeżeli chcecie zobaczyć, jak wyobrażałam sobie Jake’a, zapraszam do zakładki ,,Bohaterzy”.