poniedziałek, 31 marca 2014

Rozdział 7

   Dagmara siedziała z cwaniackim uśmiechem na twarzy i patrzyła prosto na Emilię. Nastolatka zmarszczyła czoło, niemo pytając, o co jej chodzi. Kiedy nie otrzymała odpowiedzi, westchnęła, zakładając ręce na piersiach.
   - Dlaczego tak patrzysz?- spytała w końcu na głos.
   Dagmara nie przestawała się uśmiechać od ucha do ucha, kołysząc zabawnie brwiami. Zielonkę zaczynało to szczerze denerwować.
   - Bartek tu był- powiedziała brunetka, poprawiając swoją pozycję na łóżku.
   - I?- nadal nie rozumiała iluzji koleżanki.
   - On nigdy nie przychodzi, kiedy ktoś u mnie jest!- powiedziała podekscytowana.
   - Nie zna mnie, przyjechałam z daleka i ciekawi go, dlaczego. To wszystko- wzruszyła ramionami. Takie właśnie było jej zdanie na ten temat.
   Była w stu procentach pewna, że będzie wzbudzała zainteresowanie innych swoją osobą, ponieważ do tej pory mieszkała tak daleko, żyła całkiem inaczej, a fakt, czyją była córką tylko dolewał oliwy do ognia, czego się obawiała.
   - Może masz rację..- zastanowiła się chwilę Dagmara.
   - No jasne, że mam- potwierdziła blondynka, zakładając za ucho zabłąkany kosmyk włosów.
   Emilia podeszła do oprawionego w ramkę zdjęcia, które wcześniej oglądała. Wzięła ją do swojej dłoni i odwróciła się przodem w stronę Dagmary.
   - Bartek mówił, że to twoje piętnaste urodziny- zaczęła.
   - Tak- brunetka uśmiechnęła się na wspomnienie tamtego dnia.- Były to moje najlepsze urodziny jak do tej pory- podeszła do Emilii i zatrzymała się tuż przed nią. Także spojrzała na zdjęcie, jedno z jej ulubionych.
   - Chyba macie dobre stosunki- zauważyła Emilia, nadal patrząc na fotografię.
   - To prawda- skinęła głową.- Oczywiście kłócimy się jak to bywa u rodzeństwa, ale naprawdę dobrze się dogadujemy. Zwłaszcza zważając na fakt, że to on jest starszy i płci przeciwnej- spojrzała na Emilię.- Ty chyba nie masz rodzeństwa, prawda?
   Emilia podniosła na nią swój wzrok.
   Zawsze chciała je mieć, ale niestety nie było jej to dane. Sara była za bardzo zajęta swoją karierą, żeby mieć więcej dzieci, a ciąża z pewnością odbiłaby się źle na jej ciele, które w jej pracy było kluczowe. Nie mogła sobie na to pozwolić, więc nigdy nawet nie myślała o dzieciach, od kiedy zaczęła swoją karierę modelki. Zawsze marzyła o wybiegu, światłach skierowanych na nią, ale w Polsce trudno było się wybić. Dlatego też wyjechała z rodziną do Nowego Jorku.
   Zielonka pokręciła przecząco głową. Często zastanawiała się, jak to jest mieć rodzeństwo, kłócić się z nim, ale też żartować i pomagać w lekcjach. Wyobrażała sobie swoją przyszłość, jak odwiedza swoją siostrę lub brata, razem spędzają święta, kupują prezenty na urodziny.. Mogła jedynie o tym marzyć, nic więcej.
   - Kiedy miałam sześć lat, powiedziałam Bartkowi, że chciałabym, żeby go nie było- zaczęła Daga, nagle poważniejąc. Ponownie spojrzała na zdjęcie i nie odrywała od niego wzroku.- Tydzień później podczas zabawy z kolegami, potrącił go samochód i trafił do szpitala- Emilia popatrzyła na Dagmarę, ale jej wzrok nadal utkwiony był w roześmianej buzi swojego brata uwiecznionego na fotografii.- Nigdy nie żałowałam tak bardzo swoich słów jak wtedy- dziewczyna wróciła pamięcią do tamtych czasów, które zdumiewająco dobrze zapamiętała.- Kiedy się zastanowię głębiej, to właśnie wtedy doceniłam to, że go mam. W końcu to właśnie Bartek bronił mnie przed starszymi kolegami, którzy ciągnęli mnie za warkoczyki- uśmiechnęła się lekko.- Nie wyobrażam sobie życia bez niego-spojrzała nareszcie na Emilię, która w skupieniu ją słuchała.
   -Zazdroszczę ci tego- powiedziała po kilku sekundach ciszy.- Chciałabym mieć kogoś takiego, na którego zawsze mogę liczyć.
   - Jestem pewna, że będziesz go miała- zapewniła Dagmara. Emilia odstawiła ramkę na jej poprzednie miejsce.- A teraz masz mnie- brunetka znowu uśmiechnęła się szeroko.- Możesz na mnie liczyć, naprawdę.
   - Dziękuję… Jednak trochę się boję- wyznała Emilia, patrząc na swoje palce.
   - Dlaczego? Nie zjem cię- Dagmara zaśmiała się cicho. Obie dziewczyny usiadły wygodnie na łóżku.
   - Nie jestem smaczna- Emilia zmarszczyła zabawnie czoło, a następnie spoważniała.- Obawiam się, że zadajesz się ze mną, bo wiesz, czyją jestem córką.
   - Proszę cię- prychnęła. - Do naszej szkoły przez pewien czas chodziła dziewczyna, która była córką jakiejś piosenkarki. Nienawidziłyśmy się. Sama słyszysz, nawet nie pamiętam, czyją córką była.
   Emilia spojrzała na nią. Chciała wyczytać, czy mówi prawdę i mówiła. Uśmiechnęła się lekko w jej kierunku.
   - Dziękuję.
   - Nie masz mi jeszcze za co dziękować- zauważyła.- Teraz musimy zadbać o to, żebyś czuła się w Polsce jak najlepiej!
   Zielonka zachichotała. Bardzo lubiła spędzać czas z Dagmarą. Była bardzo pozytywna osobą, z którą nie dało się nudzić. Dziewczyny ciągle miały wspólne tematy, które wydawały się nie kończyć, a kiedy musiały się żegnać, żałowały, że czas tak szybko mija. Z chęcią przebywałyby ze sobą cały czas, ale nie było to możliwe. Obie miały też swoje obowiązki.
   Emilia, leżąc wieczorem na swoim łóżku i patrząc w spadzisty sufit, uśmiechnęła się do siebie szeroko. Dziękowała sama sobie, że postanowiła tu przyjechać, ale wiedziała, że wszystko zaczęło się od decyzji jej rodziców. Była pewna, że już zawsze będzie im dziękowała za to, że dali jej możliwość przyjazdu.

***

   Pozostałe dni wakacji minęła Emilii zadziwiająco szybko. Dosłownie jakby trwały kilka godzin. W tym czasie pomagała Janinie w ogródku, spotykała się z Dagmarą, razem wychodziły w różne miejsca, a raz nawet udało im się pojechać z jej rodzicami nad jezioro na trzy dni. Dziewczyny świetnie się bawiły, a przede wszystkim zbliżyły się do siebie. Zaczęły rozmawiać także na te poważne tematy, a leżąc w namiocie, który razem dzieliły, chichotały w poduszki, żeby nie obudzić rodziców Dagmary. Emilia dużo opowiadała jej o życiu w Nowym Jorku, co bardzo ciekawiło Dagmarę. Zawsze zastanawiała się, jak ludzie żyją w innych krajach, w których nie była.
   Bartka nie było prawie całe wakacje. Pojechał do swoich kuzynów, gdzie pomagał komuś w warsztacie samochodowym, zarabiając przy tym trochę pieniędzy. Dlatego też, że go nie było, jego rodzice zaproponowali Emilii, żeby pojechała z nimi na trzydniowy wypoczynek. Po wielu namowach Janina zgodziła się. Dla pewności Zielonka zadzwoniła do swoich rodziców i ich także spytała o zgodę. I zgodzili się, więc nie było żadnych przeszkód i Emilia pojechała.
   Pod koniec wakacji Dagmara złapała ospę, na którą wcześniej nie chorowała. Dlatego też nie mogła pójść do szkoły, kiedy rozpoczął się rok szkolny.
   Z dotarciem do szkolnego budynku Emilia nie miała problemu. Pojechała autobusem, co też było dla niej nowością, a ze znalezieniem sekretariatu poradziła sobie perfekcyjnie.
   Już kilka dni wcześniej Emilia zaczęła się denerwować. Nigdy nie chodziła do publicznej szkoły, nie mając na dodatek indywidualnych lekcji, więc wszystko to było dla niej nowością. Kamil dzwonił do szkoły i przedstawił dyrektorowi, jak wygląda sytuacja. Mężczyzna był bardzo wyrozumiały i obiecał pomóc Emilii odnaleźć się w nowym miejscu.
   Tak więc, kiedy dziewczyna przyjechała do szkoły, od razu skierowała się do sekretariatu. W środku było  o wiele jaśniej i cieplej niż się spodziewała. Podłogę pokrywała wykładzina w  kolorze błękitu, a ściany ozdobione były pucharami i trofeami. Za jednym z biurek z jasnego drewna siedziała rudowłosa, starsza kobieta, wyglądająca na miłą.
    Podniosła wzrok, kiedy usłyszała, że ktoś wszedł.
   - W czym mogę pomóc?- spytała.
   - Dzień dobry- przywitała się nastolatka. Kiedy to powiedziała, brwi sekretarki powędrowały do góry. No tak, wymowa, którą nadal nieznacznie poprawiła Zielonka, przyciągała uwagę wszystkich.- Nazywam się Emilia Zielonka- oświadczyła, a oczy sekretarki rozbłysły.
    - Ach tak- pokiwała szybko głową.- Panienki tata zdaję się dzwonił. Jesteś z Nowego Jorku?- Emilia przytaknęła, przygryzając dolną wargę. Coraz bardziej się bała. Nowe twarze, nowi nauczyciele, nowy budynek.. wszystko nowe i nieznane.
   Kobieta zaczęła grzebać w stercie papierów na swoim biurku i znalazła to, czego szukała.
   - Mam tutaj twój plan zajęć i numery klas z mapką szkoły- uśmiechnęła się lekko, kiedy Emilia nachyliła się, żeby przyjrzeć się papierom.
   Wyjaśniła jej, jak ma się przemieszczać w ciągu dnia z klasy do klasy i udzieliła paru rad. Następnie pożegnała się z uśmiechem, a Emilia odwzajemniła go, mając nadzieje, że wyglądała przekonująco.
   Dziewczyna wyszła na korytarz i siadając na stojącej przy ścianie ławce, przestudiowała mapkę. Kiedy rozdźwięczał się dzwonek, nastolatka podniosła swoją torbę, którą wcześniej położyła na ziemi przy jej nogach i minąwszy stołówkę, zlokalizowała klasę nr 14, gdzie miała pierwszą lekcję.
   Pomieszczenie nie było duże. Emilia podeszła do nauczyciela, którym był wysoki, łysiejący mężczyzna o nazwisku Pajkut, według informacji na kartce z planem lekcji. Gdy się przedstawiła, przyjrzał jej się uważniej, a ona przymusowo się uśmiechnęła.
    - Witamy w naszej szkole- powiedział, wskazując jej wolne miejsce na początku klasy.
   Emilia zajęła wskazaną ławkę, a nauczyciel przywitał się ze wszystkimi. Następnie przedstawił swój plan nauczania i zasady jakich uczniowie mają przestrzegać na jego lekcjach. Emilia wszystkiego uważnie słuchała, dyskretnie patrząc na resztę klasy. Od razu można było podzielić ją na cztery grupy ludzi: typowi kujoni, dziewczyny, dla których najważniejsze były markowe ubrania i buty i chłopaki, którzy całe dnie spędzali na siłowni lub grając w różne gry zespołowe oraz buntownicy. Ostatnia grupa była dość zróżnicowana, ale Emilia nie zdążyła się wszystkim przyjrzeć, gdy zabrzęczał dzwonek a przed nią wyrósł wysoki brunet.
    - Emilia Zielonka, prawda?- wyglądał na całkiem miłego.
    -Tak- odpowiedziała.
   - Kuba Hiudson- przedstawił się, wyciągając przed siebie dłoń, aby Emilia ją uścisnęła. To właśnie zrobiła.
   - Miło mi- uśmiechnęła się lekko.
   - Jesteś ze Stanów?
   - Tak. Dokładnie z Nowego Jorku- przytaknęła, zawieszając swoją torbę na ramieniu.
   - Co się stało, że tu jesteś?- wyszli razem z klasy.
   - Przeprowadziłam się- odpowiedziała, mając nadzieje, że nie będzie zadawał więcej podobnych pytań. Nie chciała, żeby ktokolwiek wiedział, że jest córką tych osób, których jest. Do tej pory nikt nie ujawnił się, że wie.
    -Trochę tu inaczej niż tam, prawda?- spytał.
    - Tak- przytaknęła.- Ale jestem tu już jakiś czas  i trochę się przyzwyczaiłam- dopowiedziała.
   Chłopak zaczął przyglądać się jej z zaciekawieniem. Obdarzyła go bladym uśmiechem i posłusznie za  nim skręciła w kolejny korytarz.
    - No to powodzenia- powiedział gdy dotarli pod klasę języka hiszpańskiego.
    - Ty nie wchodzisz?- zdziwiła się.- Myślałam, że tu wszyscy mają taki sam plan zajęć.
    - Niby tak, ale ja chodzę na niemiecki, a ty na hiszpański, więc do zobaczenia na kolejnej lekcji - zniknął szybko za rogiem. Emilia westchnęła i weszła do klasy. Próbował być miły.
   Po dwóch lekcjach nastolatka zaczęła rozpoznawać pierwsze twarze. Co kilka minut pojawiał się ktoś śmielszy, kto podchodził do niej, przedstawiał się i pytał o różne głupoty. Pewna dziewczyna usiadła na niektórych lekcjach z Emilią, a potem poszła z nią do stołówki. Jak się potem okazało, miała na imię Klara i była bardzo miłą osobą. Usiadły przy stoliku pełnego jej znajomych, których Emilii przedstawiła, ale dziewczyna nie wszystkie imiona zapamiętała. Rozpoznała jedynie Kubę, który zaprowadził ją wcześniej pod klasę hiszpańskiego. Kiedy jedli, Emilia prawie się nie odzywała. W pewnym sensie wstydziła się swojej wymowy.
   Po lunchu dziewczyna miała biologie. Po wejściu do klasy, położyła swój podręcznik na ławce i zajęła miejsce. Niestety lekcja dotyczyła budowy komórki, którą już znała. Mimo wszystko robiła sumiennie notatki, myśląc, jak to będzie, kiedy Dagmara będzie mogła wrócić do szkoły. Czy nadal będą tak dobrymi koleżankami jak do tej pory? Miała nadzieję, że tak.
   Gdy zabrzęczał dzwonek przy Emilii stanęła jakaś postać.
    - Jesteś Emilia Zielonka, prawda?- zapytał.
   Podniosła wzrok. Koło niej stał chłopak o jasnych włosach.
    - Tak- odpowiedziała z uśmiechem. Zaczęła się zastanawiać, czy kilka osób się nie zmówiło, żeby pod koniec każdej lekcji, podchodzić do niej. Czuła się z tym bardzo źle.
   - Michał- przedstawił się.
    - Miło mi. Moje imię już znasz- zauważyła.
   - Mamy teraz WF. Może pomóc ci znaleźć salę gimnastyczną?
   - Już wiem gdzie jest, ale jak chcesz to możemy pójść razem- zaproponowała. Denerwowało ją trochę, że wszyscy, wiedząc jedynie, że jest z Nowego Jorku, obchodzili się z nią jak z jajkiem. Przecież nie była jedyną pierwszoklasistką, która mogła mieć problemy ze znalezieniem klasy.
    Poszli razem. Chłopak gadał jak najęty, ale Emilii to nie przeszkadzało. Dowiedziała się, że mieszkał on kiedyś nad morzem w jakiejś małej mieścinie, której nazwy dziewczyna nie była w stanie zapamiętać i że lubi komputery. Był bardzo sympatyczną osobą, jak każdy kogo do tej pory poznała.
   Pożegnali się dopiero przy wejściu do damskiej szatni.
   Nauczyciel WF-u, pan Obszański, po przedstawieniu się, pozwolił im grać w co tylko będą chcieli. Wybrali siatkówkę. Emilia nie była dobra z WF’u, ale jakoś przeżyła cztery mecze, po których lekcja się skończyła. Dziewczyna przebrała się z dresu i wyszła na zewnątrz, ruszając od razu w stronę domu. Była to jej ostatnia lekcja. Włożyła do uszu słuchawki, podłączone do jej komórki i puściła swoją ulubioną piosenkę, idąc szybkim krokiem po chodniku, mijana przez samochody.
   W połowie drogi ktoś za nią zawołał, ale zignorowała to, myśląc, że się jej wydaje. Chciała jedynie dojść spokojnie do domu. Nie chciało jej się nawet czekać na autobus. Wolała się przejść i pooddychać świeżym powietrzem.
   - Hej! Emilia, poczekaj!- krzyknął znowu męski głos.
   Tym razem odwróciła się, aby sprawdzić, kto ją woła. Kiedy wykonała półobrót w tył, o mało nie wpadła na czyjąś klatkę piersiową. Podniosła wzrok i zobaczyła przed sobą Bartka. Serce jej stanęło na jego widok i nie mogła z siebie wydusić ani słowa, jakby miała jakąś gule w gardle. Nie widziała go przez większą część wakacji i nawet nie wiedziała, kiedy wrócił.
   - Cześć, Emila- powiedział z tym swoim uśmieszkiem na twarzy. On pierwszy ją tak nazwał.- Myślałem, że cię już nie dogonię. Potrafisz bardzo szybko chodzić.
   -A, aha- wydukała, wyciągając z uszów słuchawki.
   - Co ty taka małomówna? Hę?- powiedział szturchając ją łokciem.
   - Trochę mnie zaskoczyłeś- odpowiedziała, próbując kontrolować drżenie głosu.
   - Ja? Zaskoczyłem? Co w tym dziwnego, że sąsiad i brat twojej przyjaciółki się z tobą wita?
   Wzruszyła jedynie lekko ramieniem.
   Ruszyli razem w drogę do domu, którą i tak oboje musieli pokonać.
   - Jak ci minął pierwszy dzień?- spytał Bartek, zerkając na blondynkę.
   - Spokojnie. Mam w klasie naprawdę miłe osoby.
   - Widziałem cię kilka razy na korytarzu, ale zawsze z kimś byłaś.
   Emilia spojrzała na niego zaskoczona.
   - Chodzisz do tej samej szkoły?- zdziwiła się. Nie wiedziała o tym. Nawet taka ewentualność nie przyszła jej do głowy.
   - Na to wygląda- uśmiechnął się, pokazując zęby.- Ale to mój ostatni rok.
   - A mój pierwszy- uśmiechnęła się lekko, żeby nie uznał, że jest jakąś poważną mumią.- Nie widziałam cię.
   - Szkoła jest duża, więc małe jest prawdopodobieństwo, że będziemy się tam widywać, ale czasami tak się zdarza, że ludzie na siebie wpadają.
   Przez resztę drogi głównie milczeli. Tylko przy pożegnaniu wymienili symboliczne cześć i poszli w swoje strony.
   - Cześć, babciu- przywitała się Emilia, wchodząc do domu. Położyła na pierwszym schodku schodów na górę swoją torbę i weszła do kuchni, gdzie była Janina.
   - Witaj, skarbie- odpowiedziała, wycierając dłonie.- Jak tam pierwszy dzień w szkole?
   - Było fajnie. Poznała kilka osób- Emilia sięgnęła po jabłko, które leżało na stole.
   - To dobrze. Robiliście coś ciekawego?
   - Głównie nauczyciele omawiali materiał na ten rok szkolny. Tylko na biologii mieliśmy normalną lekcje. Nauczycielka jest dość.. szalona- powiedziała, zastanawiając się jak inaczej określić kobietę, która już pierwszego dnia nie przypadła jej do gustu. Wydawała się być zła na cały świat za to, że pracuje w szkole.
   - To dobrze.
   Przesłuchanie dobiegło końca. Janina wychowała swojego jedynego syna już dawno, więc równie dawno nie przeprowadzała takich rozmów. Zasiadły do obiadu, po którym Emilia sprzątnęła kuchnie, po czym zaczęła przeglądać podręczniki dla zabicia czasu. Dagmara nadal była chora, więc odpadało odwiedzenie jej. Emilia nie chciała się zarazić.
   Zwlekała z pójściem do łóżka tak długo, jak się dało, oglądając nudny program w telewizji. Wreszcie Jaśka oświadczyła, że pora pójść spać. Podniosła się z fotela z niechęcią, a umywszy się, wsunęła się pod kołdrę i usnęła.
  Rano nastolatka zauważyła, że mała ikonka w jej komórce miga. Oznaczało to, że dostała sms’a.  Sięgnęła po urządzenie i odczytała wiadomość.

Hej. Tu twój sąsiad Bartek ;)
Wpadłabyś do mnie po południu? Pomogłabyś mi w czymś, gdybyś tylko chciała. Twój numer  tel. ukradłem Dagmarze. Nie złość się.
Do zobaczenia.
 
   Dziewczynę bardzo zdziwiła ta wiadomość. Co mógł chcieć od niej brat jej koleżanki? Ubierając się skupiła się na tym, że ma iść pierwszy raz do Bartka, a nie do Dagmary. Była sobota, więc Emilia miała wolny dzień.
   Po umyciu naczyń po śniadaniu, Emilia odpaliła laptopa, który kupił jej niedawno Kamil i sprawdziła, pocztę. Nie robiła tego już dość długo.
   Miała wiadomość od Sary, którą wysłała 22 sierpnia.

 Cześć, skarbie. Wczoraj wróciłam z Florydy. Wyjazd trochę się przedłużył. Masz już wszystko potrzebne do szkoły? A jak tam u Dagmary? Mam nadzieję, że OK.
Mama.

   Emilia otworzyła nowe okno i zaczęła pisać.

Cześć, mamo. U mnie i Dagmary wszystko OK., oprócz tego, że jest chora. Zaprzyjaźniłyśmy się. Mam nadzieję, że na Florydzie świetnie się bawiłaś. Pozdrów tatę.
Emilia.

   Dziewczyna z matką kontaktowała się tylko przez emile, bo Sara była na tyle zapracowana, że nie miała czasu porozmawiać na video-czacie, a czasem nawet porozmawiać chwilę przez telefon. Różnica czasu była dodatkowym problemem.
   Przedpołudnie Emilii bardzo się dłużyło. Kiedy uznała, że może już pójść do Bartka, wyszła z domu. Drzwi otworzyła jej mama jej znajomych. Była zaskoczona tą wizytą. Dagmara była u lekarza, a jeszcze bardziej się zdziwiła, gdy Emilia poinformowała ją, że przyszła do jej syna. Kobieta zaprowadziła ją do pokoju chłopaka, pukając przed wejściem. Puściła ją przodem, otwierając drzwi.
   Bartek leżał na łóżku z laptopem na kolanach.
   - Emilka!- wyszczerzył zęby w uśmiechu, kiedy ją zobaczył. Miał bardzo białe szkliwo.
   Jego uśmiech wyzwolił w Emilii coś dziwnego. Entuzjazm. Uświadomiła sobie, że cieszy się z tego spotkania i także się uśmiechnęła.
   - Cześć- przywitała się.
   Chłopak wstał i stanęli naprzeciwko siebie. Dziewczyna odkryła, że aby spojrzeć mu w twarz musi nieźle zadrzeć głowę.
   Bartek dał porozumiewawczy znak swojej mamie i ta wyszła, zamykając za sobą drzwi.
   - To o co chodzi?- spytała od razu dziewczyna.
   - Jak pewnie wiesz, chodzę do publicznej szkoły muzycznej. Uczę się grać na pianinie, a niedawno skończyłem naukę gry na gitarze- usiadł na fotelu ustawionym pod oknem. Drugi zajęła blondynka.
   Szczerze? Emilia nie miała zielonego pojęcia o żadnej szkole muzycznej, ale postanowiła nie wyprowadzać go z błędu. Bo po co?
   - A co ja mam z tym wspólnego?- spytała, nie rozumiejąc do czego dąży.
   - Nauczyciele wprowadzili nowe ćwiczenie i trzeba dobrać się w pary. Chłopak i dziewczyna- przerwał blado się uśmiechając.
   - I że ja miałabym ci pomóc w tym ćwiczeniu- zgadła.
   - Tak- uśmiechnął się szerzej.- Poprosiłbym Dagmarę, ale ona tańczy jak kaczka- zaśmiali się.
   - Tańczyć? Trzeba tańczyć?- spytała z szeroko otwartymi oczami.
   Bartek wytłumaczył jej wszystko. Dowiedziała się, że po prostu w grupie chłopaka jest za mało dziewczyn i nauczyciel pozwolił wykonać zadanie z kimś spoza szkoły. Samo ćwiczenie było dość trudne jak na zwykłą publiczną szkołę muzyczną. Para musiała wykonać układ taneczny do piosenki, którą się wylosowało, ale też ją wykonać. Zaliczenie miało być w formie występu przed publicznością, więc osoby, które miały dużą tremę były w kropce.
   Dziewczyna pomyślała, że mogłaby mu pomóc. Tylko prawie go nie znała, co stanowiło poważny problem. Każdy głupi wie, że źle pracuje się z nieznajomymi osobami. Jednak mimo to po długim namyśle Emilia zgodziła się. Kiedyś w końcu chodziła na lekcje tańca. Bała się bardziej tego, że nie będzie mogła się dogadać z Bartkiem lub między nimi będzie niezręczna cisza, ale chciała być dobrej myśli. W końcu nie mogło być tak źle, prawda?

środa, 19 marca 2014

Rozdział 6

   Kolejny tydzień minął Emilii bardzo spokojnie i bez żadnych niespodzianek. Często chodziła z Dagmarą po mieście, robiąc zakupy lub po prostu siedząc w parku i jedząc lody gałkowe, kupione w budce niedaleko. Widocznie odróżniała się od innych, ale wciąż starała się jak mogła, żeby do września, czyli do rozpoczęcia szkoły, wczuć się w nowe miejsce i panujące tam zasady. Jednak niemalże ciągle zapominała, że nie jest już w Nowym Jorku. Tam życie toczyło się całkiem inaczej, tak.. szybko. Tutaj nastolatka miała okazję zwolnić tempo i cieszyć się każdą chwilą.
   Pewnego dnia Dagmara zaprosiła Emilię do siebie. Dziewczyna założyła dżinsowe szorty i pomarańczową bluzkę na ramiączkach, związała włosy w najlepszy jaki potrafiła kucyk, wsunęła na stopy japonki i wyszła.
   Lato było bardzo ciepłe, dlatego szła ulicą, nie śpiesząc się, ale i tak po chwili ujrzała bladoróżowy dom. W końcu miała do przejścia zaledwie kilka metrów.
   Kiedy zadzwoniła dzwonkiem, otworzyła jej Dagmara. Dziewczyny przywitały się i brunetka zaprosiła Emilię do środka.
   Wnętrze domu urządzone było w ciepłych kolorach, które wypełniały każde pomieszczenie. Był tam przestronny przedpokój i duża kuchnia z ogromną jadalnią. Salon znajdował się zaraz obok jadalni, z której można było wejść na rozległy taras upiększony kolorowymi kwiatami. Na piętrze znajdowała się łazienka i trzy sypialnie. Pierwsza, znajdująca się naprzeciw schodów, należała do rodziców Dagmary. Właścicielem drugiego pokoju był starszy o dwa lata brat dziewczyny, Bartek, a trzeci należał do nowej koleżanki Emilii.
   Zielonka wraz ze Dagmarą rozsiada się wygodnie na skórzanej kanapie w salonie.
   - Gdzie są twoi rodzice?- spytała Emilia, rozglądając się na boki. W domu było bardzo cicho, aż za cicho według niej. W ich willi w Nowym Jorku wciąż ktoś bywał i mało kiedy mogła zaznać błogiej ciszy, która i tak nie mogła równać się z tą tutaj.
   - Tata w pracy, a mama ćwiczy jogę u swojej koleżanki- dziewczyna skrzywiła się na samą myśl. Emilia także spróbowała wyobrazić sobie matkę Dagmary w różnych dziwnych pozycjach, uśmiechając się głupio sama do siebie.
    Dagmara pokazywała właśnie Emilii zdjęcia na swoim telefonie komórkowym, kiedy Zielonka kątem oka zobaczyła, że ktoś wchodzi do salonu. Odwróciła głowę w tamtym kierunku i zamarła. Dziewczyna wiele razy widziała bardzo przystojnych mężczyzn, ale zazwyczaj byli to aktorzy lub piosenkarze, którzy nie widzieli świata poza pieniędzmi i kolejnymi panienkami. On był inny. Taki naturalny i bardzo przystojny.
   Brat Dagmary, Bartłomiej, wszedł właśnie do salonu pewnym krokiem.
   Chłopak był bardzo ciemnym brunetem o równie ciemnych oczach co jego siostra i opalonej, pomimo początku naprawdę upalnych dni, skórze. Musiał coś trenować albo chociaż dużo ćwiczyć, bo jego sylwetka nie pozostawiała dużo do życzenia. Był bardzo młody, miał dziewiętnaście lat, umięśnione ciało i z pewnością niejeden mężczyzna mógł mu tego zazdrościć. Chodzący ideał. Ubrany był w jasną koszulkę i jeansowe męskie spodnie do kolan.
   Uśmiechnął się do dziewczyn, pokazując swoje śnieżne zęby.
   - O, Bartek!- zawołała za nim siostra, gwałtownie wstając z kanapy. Chłopak zatrzymał się wpół kroku do kuchni.
   - Nie mam czasu. Głodny jestem- powiedział niezadowolony. Kiedy się odezwał, serce Emilii zabiło mocniej. Miał taki aksamitny głos..
   - Mama kazała ci powiedzieć, że masz posprzątać w garażu- brunetka założyła ręce na piersiach.
   - A czy przypadkiem mama nie prosiła cię o to tydzień temu?- spytał, podnosząc jedną brew do góry.
   - Oj, czepiasz się szczegółów- Dagmara machnęła w powietrzu dłonią, bagatelizując sprawę.- Ja mam gościa- pokazała na Emilię,
   - Ja mogę iść- powiedziała szybko Zielonka, wstając. Wzrok Bartka powędrował na nią, przez co poczuła, jak się lekko rumieni. Nienawidziła, kiedy ktoś patrzył na nią w taki sposób.
   - Chyba sobie żartujesz- prychnęła Dagmara.- Zostajesz- zdecydowała. Jej brat pokręcił z niedowierzaniem głową. Denerwowało go, że zawsze kiedy jego siostra miała coś zrobić, koniec końców i tak on musiał się za to zabrać.
   - Przedstawię was- klasnęła w dłonie, jakby wpadła na jakiś naprawdę genialny pomysł.- Bartek, to jest Emilia. Emilia, to jest Bartek, mój brat- powiedziała, wymachując rękoma pomiędzy nimi.
   - Cześć- przywitał się, podchodząc bliżej.- Bartek- wyciągnął w jej kierunku dłoń.
   - Emily.. To znaczy Emilia- poprawiła się szybko, ściskając lekko jego dłoń. Znowu zapomniała, gdzie jest. Zaczynało ją to denerwować, ale w końcu była w Polsce zaledwie nieco ponad tydzień. Co to było w porównaniu z trzynastoma laty w USA? Nic.
   - Miło mi- uśmiechnął się lekko. Wargi Emilii także powędrowały do góry.
   - Mi również- odpowiedziała.
   Bartek obrzucił je ostatnim spojrzeniem, zrobił kilka kroków w tył i po chwili zniknął w kuchni. Wtedy Dagmara złapała Emilię za dłoń i pociągnęła w stronę schodów. Kiedy były w połowie, krzyknęła jeszcze do brata:
   - Pamiętaj o garażu!
   Zniknęły za drzwiami jej pokoju. Emilia usiadła na rogu łóżka stojącego pod ścianą i zaczęła bawić się własnymi palcami.
   - Gdyby nie był moim bratem, mogłabym się w nim zakochać- mruknęła Dagmara, opierając się o niewielkie biurko.
   - Co?- spytała Emilia, nie wiedząc, o co chodzi.
   - Nie nic. Mówię tylko, że gdyby Bartek nie był moim bratem mogłabym się w nim zakochać, ale wtedy byłabym skazana na płacze po nocach- wzruszyła lekko ramionami.
   - Dlaczego?- w pewien sposób zaciekawiła się.
   - Radzę ci nie zawracać sobie nim głowy. Dla niego żadna dziewczyna stąd nie jest ani wystarczająco ładna, ani mądra, ani błyskotliwa..- zaczęła wymieniać na palcach.- A która się w nim zakocha jest skazana na rozczarowanie.
   - Dagmara, wcale nie zamierzam sobie zawracać nim głowy- powiedziała pewnie.- Nawet go nie znam.
   - Ale z pewnością poznasz- zauważyła szybko Formańska.- Jako że przypadł mu taki przywilej bycia moim bratem, a my spędzamy ze sobą dużo czasu, niemalże jesteś skazana na to, żeby się z nim widywać- Emilia nie wiedziała, czy ma się cieszyć, czy bać.- Nie jest zły, ale za to jest stanowczo za przystojny- wydęła wargi w niezadowoleniu.- Dlaczego to on musiał zabrać mi te wszystkie niesamowite geny?
   - Dagmara, jesteś śliczną dziewczyną- powiedziała bez zastanowienia Emilia.
   - Naprawdę?- brunetka nagle się ożywiła. Blondynka skinęła głową.- Dziękuję ci- uśmiechnęła się szeroko. Uśmiech też miała bardzo podobny do swojego brata.
   Zaczęły rozmawiać na neutralne tematy takie jak szkoła, do której od września miały razem pójść. Emilia cieszyła się, że będzie znała chociaż ją. Kiedy Dagmara wyszła do łazienki, Zielonka została sama. Zaczęła rozglądać się po pokoju koleżanki. Zawiesiła swój wzrok na zdjęciu oprawionym w ładną ramkę. Wstała i podeszła w jego kierunku. Na fotografii uwiecznione były czyjeś urodziny, co zdradzał tort w tle. Dagmara szczerzyła się w uśmiechu w stronę aparatu, rozkładając ręce na boki niczym skrzydła samolotu. Bartek trzymał ją na plecach, także uśmiechając się szeroko w stronę obiektywu.
   - Piętnaste urodziny Dagmary- usłyszała za plecami, przez co lekko podskoczyła, odwracając się gwałtownie. Bartek stał oparty o framugę drzwi i patrzył prosto na Emilię.
   - Przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć- powiedział szybko.
   - Nic nie szkodzi- powiedziała cicho.
   Włosy miał potargane ale i tak wyglądał, jakby dopiero co skończył kręcić reklamówkę żelu do włosów. Spojrzał na Emilię z przyjaznym uśmiechem.
   Chwilę oboje milczeli, ale dla Emilii ta chwila była wiecznością. Na szczęście chłopak postanowił przerwać ciszę. Widocznie jemu też to przeszkadzało.
   - Dlaczego tu przyjechałaś?- spytał, wchodząc wgłąb pokoju.
   Nikt wcześniej nie zadał jej tego pytania.
   -To trochę skomplikowane- odpowiedziała, patrząc w podłogę.
   - Chyba się nie pogubię- naciskał.
   Emilia chwilę się zamyśliła, a potem odwróciła głowę i ich oczy się spotkały. Zmieszana odpowiedziała bez namysłu.
   - Moja mama jest modelką w Nowym Jorku.
   - To akurat nie jest zbyt skomplikowane- wtrącił, ale zaraz pozwolił jej dokończyć.
   - Mama dużo podróżuje, prawie nigdy nie ma jej w domu, podobnie jak taty- powiedziała na jednym tchu.
   - A kim on jest?- oparł się tym razem o dużą szafę należącą do jego siostry.
   - Ma kilka dużych firm i często wyjeżdża w interesach.
   - Czy istnieje możliwość, że ich kojarzę?- spytał, uśmiechając się tym swoim promiennym uśmiechem.
   - Sara i Kamil Zielonka- odpowiedziała, odwzajemniając uśmiech.
   - Serio? To twoi rodzice?- spytał tak zaskoczony, jakby co najmniej dowiedział się o istnieniu kosmitów.
   - Nie wiedziałeś? Przecież mieszkaliśmy tu kilkanaście lat temu.
   - Jakoś niezbyt interesują mnie historie naszej ulicy- uśmiechnął się i ciągnął dalej.- I rozumiem, że postanowiłaś tu przyjechać, aby dać rodzicom wyjeżdżać?
   - Nie- pokręciła przecząco głową.- Po prostu zawsze chciałam żyć jak normalna nastolatka, a nie cały czas chodzić przy rodzicach i świecić przykładem. Oni doskonale o tym wiedzieli, więc po jednej z kłótni, tata zaproponował, żebym wyjechała- dziewczyna westchnęła. ,,Po co ja w ogóle zaczęłam mu to wszystko opowiadać?" pomyślała, a Bartek przyglądał się jej badawczo, jakby jej historia życia była dla niego czymś ważnym. A nie mogła przecież być.
   - I zgodziłaś się tu przyjechać?
   - Jak widać, tak. Prawie od razu wiedziałam, że się zgodzę. To było moje marzenie - podsumowała, zastanawiając się, po kiego licha on się jej tak przygląda?
   - Twoim marzeniem było mieszkać w Polsce?- prychnął.
   - To kraj, w którym się urodziłam- popatrzyła na niego zła. Kochała Polskę i zawsze chciała uciec od Nowego Jorku.- Na dodatek jest piękny.
   - Dobrze, dobrze, spokojnie- uśmiechnął się. Nie chciał jej denerwować.
   W tym momencie do pokoju weszła Dagmara. Była wyraźnie zadowolona  z ujrzanego widoku.
   - Zostawię was- odezwał się Bartek, odpychając się od szafy.- A my jeszcze kiedyś dokończymy naszą rozmowę- zwrócił się do Emilii, puszczając jej perskie oko. Później zniknął za drzwiami i usłyszały jedynie kroki w dół schodów.


-------------------------------------------------------------

No hej :D Taki króciutki rozdział, ale jest :)
Kurde, od pewnego czasu zastanawiam się czy ktoś w ogóle czyta to opowiadanie. Wejść jest dość dużo, a komentarz jeden na rozdział (jak to było pod piątym rozdziałem) xd Dla mnie to i tak wielka radość, że ktokolwiek to czyta. Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, jak długo się zastanawiałam: założyć bloga, czy nie założyć? Ale mniejsza o to. Jeżeli już zaczęłam publikować to opowiadanie to myślę, że skończę.
Pozdrawiam!:*

piątek, 14 marca 2014

Rozdział 5

   Następnego ranka Emilię obudził szum deszczu za oknem, a że dziewczyna na noc uchyliła okno, wydawał się on sto razy głośniejszy. Z trudem zwlekła się z łóżka i spojrzała na zegarek. Była siódma rano. Poprzedniego wieczora położyła się spać dość szybko z powodu zmęczenia, które przypomniało o swoim istnieniu.
   Zeszła na parter. Janiny już nie było. Pojechała do Dolinów, gdzie dorywczo pracowała, o czym powiedziała wnuczce poprzedniego dnia. Chociaż nie narzekała na biedę i radziła sobie całkiem nieźle, żyjąc ze swojej renty, a przelewy jakich dokonywał co miesiąc Kamil na konto swojej matki, sprawiały, że często czuła się jak królowa, kobieta nie lubiła się nudzić. Nigdy nie była w Nowym Jorku chociaż syn z synową bardzo często ją zapraszali, więc nie miała pojęcia, w jaki sposób oni żyją.
   Emilia poszła do łazienki. Chciała się uwinąć jak najszybciej, bo nie miała w zwyczaju siedzieć długo w wannie lub tak jak teraz stać pod prysznicem. Włożyła na siebie ubrania przyniesione wcześniej z pokoju, na które składały się trochę przetarte dżinsy i t-shirt, umyła zęby gwałtownymi ruchami szczoteczki i rozczesała włosy, wychodząc na korytarz. Doprowadziła go do względnego ładu swój pokój i zeszła do kuchni. Tam na śniadanie postanowiła zjeść płatki kukurydziane z mlekiem.Wzięła więc pierwszą, lepszą miskę i wlała do niej mleko, które znalazła w lodówce, wsypując jednocześnie płatki kukurydziane, które z kolei wczoraj kupiła razem z Janiną. Usiadła na krześle i zaczęła jeść, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Emilia szybkim krokiem poszła otworzyć, chociaż nie wiedziała, kogo ani czego się spodziewać.
   Za drewnianą powłoką stała zgrabna, ale dość niska brunetka. Miała na sobie zielony dres i tenisówki, a w ręku trzymała parasolkę, z której kapały krople wody. Przez ramię miała przerzuconą torbę, którą właśnie poprawiła, żeby ta się nie zsunęła.
   Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, widząc Emilię.
   - Cześć. Jest może pani Jasia? - spytała brunetka.
   Jej głos był tak miły, że od razu można było ją polubić.
   -Nie, nie ma jej- odpowiedziała Emilia po krótkiej chwili.- Jak chcesz możesz na nią poczekać- zaproponowała chociaż nie wiedziała, dlaczego.- Powinna zaraz być- dodała, zerkając kontem oka na zegarek, wiszący w korytarzu.
  Dziewczyna tanecznym i pewnym krokiem weszła. Widać było, że zna dom, bo od razu po ściągnięciu przemoczonych butów skierowała się do kuchni i usiadła na krześle. Czuła się tam swobodniej niż sama Zielonka.
    - Przeszkodziłam ci w śniadaniu - bardziej stwierdziła niż zapytała. - Nie przejmuj się mną i jedz. Mam sprawę do twojej babci.. Bo ty pewnie jesteś Emilka?- promienny uśmiech nie znikał z jej twarzy.
   Emilia skinęła głową. Była pod wrażeniem temperamentu brunetki. Wyglądała na bardzo miłą osobę.
   - Oh, ale ze mnie gapa- dziewczyna walnęła się z otwartej ręki lekko w czoło. - Jestem Dagmara, ale możesz mówić do mnie Daga - wyciągnęła rękę do Emilii, wstając i gdy ta ją uścisnęła, ponownie usiadła. - Mieszkam dwa domy dalej - kontynuowała- Przychodzę, a raczej przychodziłam często pomagać twojej babci i dużo o tobie słyszałam- nadal nie przestawała się uśmiechać. Emily zaczęła się zastanawiać, czy nie bolą ją już mięśnie twarzy, ale najwyraźniej odpowiedź brzmiałaby "nie".- To prawda, że pięknie śpiewasz?- zapytała nagle.
   Emilia spojrzała na nią zaskoczona. Zdawała sobie sprawę ze swojego talentu, ale nigdy nie mogła go rozwijać. Jej marzeniem było pójść do szkoły muzycznej i nauczyć się czegoś profesjonalnego, ale wiedziała, że Sara jej nie pozwoli. Chciała, żeby Emilia została prawnikiem, albo poszła w jej ślady, czego w żadnym wypadku nie chciała nastolatka. Za to Kamil miał nadzieję, że Emilia przejmie całą jego działalność i będzie kontynuowała to, co on robi teraz. Żadna z perspektyw nie podobała się samej Emilii i bała się, co zrobi, kiedy będzie musiała wybrać dalszą drogę nauki.
   Kiedy Zielonka zdołała sobie przypomnieć, kiedy zaprezentowała swój głos babci, Dagmara nie spuszczała z niej roześmianego wzroku. Emilia była niemal pewna, że musi być bardzo lubianą osobą.
   - Czy ja wiem? Może ładnie, ale nie pięknie- odpowiedziała w końcu wymijająco.
   - Nie bądź taka skromna- machnęła ręką w powietrzu.- Koniecznie musisz mi kiedyś coś zaśpiewać.
   - Długo pomagasz mojej babci?- Emilia chciała jak najszybciej zmienić temat.
   - Od dwóch lat przychodzę, gdy mam czas lub jeśli poprosi pani Jasia. Wiesz, że będziemy chodziły do jednej klasy?- teraz to ona zmieniła temat.- Sprawdzałam dzisiaj listę przyjętych. Coś mi świtało w głowie twoje nazwisko, ale nie wiedziałam, skąd je znam, więc spytałam mamę - ciągnęła Dagmara, a Emilia nadal nie mogła uwierzyć, że istnieje  taka pozytywna osoba jak ona.- No i moja mama mi wytłumaczyła, że przyjechałaś.
   - Szybko się tu rozchodzą wieści. Prawie nie wychodzę.
   -Przyzwyczaisz się do tego. Na tym osiedlu tak to już jest. Tu wszyscy wszystko o sobie wiedzą. Jesteśmy taką jedną, wielką rodziną.
   - Skoro tak, to powinnaś mnie znać. Przyjeżdżałam tu kiedyś na wakacje- zauważyła.
   - Nasza rodzina przeprowadziła się tu dwa lata temu- wytłumaczyła.
   - Moja babcia nigdy nie wspominała, że ktoś jej pomaga.
   -No wiesz, Emilko, może pani Jasia nie chciała się przyznać, że często boli ją kręgosłup- powiedziała ciszej, jakby się bała, że ktoś ją usłyszy.
   W tym momencie dziewczyny usłyszały otwierające się drzwi wejściowe. Wróciła Janina i weszła do kuchni.
   - O! Widzę, że się poznałyście- uśmiechnęła się szerzej, pogłębiając swoje zmarszczki.
   - Tak, pani Jasiu - odezwała się pierwsza Daga.- Ma pani bardzo fajną wnuczkę- mówiła z tym swoim uśmieszkiem na twarzy. Podeszła do staruszki.
   -Co cię do nas, Dagmaro, sprowadza?- spytała, kładąc siatkę z kilkoma artykułami spożywczymi na blacie kuchennym. Widocznie bardzo lubiła brunetkę.
   - Mama poprosiła, żebym przyszła do pani po przepis na te ogórki curry, o których pani ostatnio mówiła- wyciągnęła z torby, która nadal wisiała na jej ramieniu, niewielki notes i długopis.
   - Zostawię was- powiedziała Emilia, odstawiła niedokończone płatki z mlekiem do zlewu i pobiegła do swojego pokoju.
   Kiedy po paru minutach siedziała po turecku na łóżku i bawiła się własnymi paznokciami, usłyszała, jak Dagmara wychodzi i niemalże po tym rozległy się kroki Janiny zbliżającej się w jej stronę, aż w końcu usłyszała pukanie do drzwi.
   - Po południu przyjdzie Dagmara i obiecała, że oprowadzi cię po mieście, żebyś wiedziała, gdzie co jest- powiedziała Janina, wychylając się zza drzwi.
   - W porządku- zgodziła się nastolatka, lekko się uśmiechając. Janina wyszła, zamykając za sobą drzwi.
   Emilia odpaliła stary komputer. Czekała dobre pięć minut aż w końcu mogła włączyć internet, który, o dziwo, był. Sprawdziła pocztę. Miała kilka wiadomości od Sary. Pisała:

Cześć skarbie. Przepraszam, że nie zdążyłam się z Tobą pożegnać, ale wiesz jak to jest z tymi samolotami. Jak ci minął lot? Niedługo lecę na Florydę. Mam tam zareklamować nowe bikini. Masz pozdrowienia od taty. Całuski. 
Mama

   Emilia westchnęła i otworzyła kolejnego maila, wysłanego osiem godzin po pierwszym.

Emilio, dlaczego nie odpisujesz? Coś się stało? Zaczynam się martwić.
Mama

 Ostatni przyszedł dziś rano.
Emilio Weroniko Zielonko, jak nie odpiszesz do wieczora, przylatuje do Polski.

   Tak, Emilia miała dwa imiona, ale nigdy nie używała drugiego z nich. To Sara ulubiła sobie to imię, co nieraz denerwowało jej córkę.
   Od razu zaczęła pisać wiadomość, bo nie chciała, żeby wynikła jakaś awantura o maila.

Spokojnie mamo. Nie musisz przyjeżdżać, bo w końcu lecisz na Florydę, prawda? U mnie wszystko dobrze. Poznałam taką Dagmarę. Mieszka parę domów dalej i jest przemiła. Wczoraj byłam z babcią na zakupach i kupiłam sobie parę rzeczy. Nie bój się o mnie. Radzę sobie doskonale. Całuję
Emilia

   Po wyłączeniu komputera, Emilia nie wiedziała, co z sobą zrobić. Za namową Janiny, która musiała sporo się natrudzić, żeby wnuczka się zgodziła, dziewczyna poszła do Dagmary.
   Po paru minutach Emilia już wyszła z domu. Na szczęście przestało padać, więc spokojnie według wskazówek babci skierowała się do domu Dagmary.
   Był on bladoróżowego koloru, gdzie w południe słońce odbijało się od różu i tworzyło wspaniałą jasność tak jak teraz. Wokół domu i ogrodzenia mieniło się od różnych gatunków kwiatów, co w połączeniu wyglądało ślicznie.
   Emilia niepewnie zadzwoniła dzwonkiem do drzwi. Otworzyła jej trzydziesto-paro letnia kobieta, tak samo uśmiechnięta jak Dagmara. Dziewczyna od razu domyśliła się, że musi to być jej mama.
   - Dzień dobry- przywitała się nastolatka z lekkim uśmiechem.
   - Dzień dobry- odpowiedziała kobieta, uważnie przyglądając się Emilii, co ją trochę skrępowało. Z pewnością wiedziała, kim jest. Nikt nie mógł jej pomylić, zważając nawet na jej amerykański akcent, który mimo wszystko był bardzo słyszalny.
   - Jest może Dagmara?- spytała.
   Gdy Emilia wypowiedziała te słowa, usłyszała tupot zbiegającej po schodach osoby. Była to oczywiście jej nowa znajoma, która zachowywała się jakby tylko czekała na przyjście Emilii.
   - Cześć - przywitała się już drugi raz tego dnia i uścisnęła Emilie, jakby znały się od lat.
   - Cześć. Chciałabyś może pójść na jakiś spacer czy coś w tym stylu?- zaproponowała niepewnie.
   - Jasne, słońce- Dagmara rozpromieniła się jeszcze bardziej. W mgnieniu oka się ubrała i od razu wyszły, kierując się w stronę centrum.

piątek, 7 marca 2014

Rozdział 4

     Myśl, że wyjeżdża z Nowego Jorku, nadal siedziała w głowie Emilii, kiedy ta siedziała wygodnie w limuzynie wlokącej się ślimaczym tempem Czterdziestą Pierwszą ulicą w stronę lotniska. Nastolatka miała niewielkie wyrzuty sumienia, że zostawia wszystko, ale z drugiej strony nic ją tu nie trzymało. Nie miała przyjaciół, za którymi mogłaby tęsknić ani nawet bliższych znajomych. Kiedyś jej jedynym bardzo dobrym kolegą był Jake Herman, syn przyjaciół rodziców Emilii. Razem się bawili, chodzili w dużym stopniu z nudów na lekcje tańca, odrabiali wspólnie lekcje.. Bardzo dobrze się dogadywali. Wszystko to jednak zmieniło się, kiedy rodzice chłopaka postanowili, że od trzeciej klasy podstawówki nie będzie on miał indywidualnego nauczania tak jak Emilia. Próbowali także przekonać w tej kwestii Sarę, ale ta była nieugięta. Po zmianie szkoły Jake zaczął mieć nowych znajomych, przyjaciół, a w końcu jego kontakt z Emilią się urwał i teraz szli własnymi ścieżkami. Mieli okazję spotkać się jedynie od czasu do czasu na nielicznych spotkaniach, na których jakimś cudem chłopak się zjawiał. Jego w przeciwieństwie do Emilii rodzice nie zmuszali do publicznych wystąpień, czego dziewczyna mu zazdrościła.
   Nastolatka wyciągnęła ze swojej torby małe lusterko. W jego odbiciu zobaczyła swoje niebieskie oczy i spadające na twarz blond włosy. Wiele osób mówiło jej, że urodę odziedziczyła po swojej mamie, która właśnie siedziała w samolocie lecącym na Manhattan. Bardzo możliwe, że nawet się nie zobaczą przed wylotem Emilii, dosłownie się mijając.
   Limuzyna zatrzymała się.
   Emilia z Kamilem, którzy przez całą drogę na lotnisko rozmawiał służbowo przez telefon komórkowy, wysiadła z pojazdu prosto w duszny letni wieczór. Było tak parno, że Emilii momentalnie zrobiło się słabo. Szybko wzięli walizki i minęli tłum tłoczących się przy wejściu ludzi chodzących w popłochu i weszli do budynku. W środku uwijała się jak w ukropie policja przy tłumie ludzi, czekających na samolot jakiejś znanej gwiazdy. Emilia pomyślała, że to bez sensu, że taka bogata osoba nie lata prywatnym samolotem tylko woli przepychać się przez swoich psychicznych fanów. Ale to jej wybór. Rodzice Emilii mieli swój odrzutowiec, którym się przemieszczali, ale dziewczyna wolała latać tanimi liniami lotniczymi wśród najzwyklejszych ludzi.
   Jej myśli o możliwościach podróżowania przerwał głos z głośników umieszczonych w całym budynku. Nieznana nikomu kobieta poinformowała wszystkich, żeby osoby lecące do Polski wstawili się do odprawy.
   Gdy Emilia weszła wraz z Kamilem do windy mającej zawieść ją na drugie piętro,  gdzie miała rozpocząć się odprawa, poczuła, jak motylki w brzuchu, które czuła do tej pory, teraz zmieniły się w wybuchające granaty. Nosiło ją z nerwów od samego rana, ale też była podekscytowana.
   Po wyjściu z ruchomego pudełka, stanęła w kolejce do odprawy i pożegnała się z tatą, mocnym uściskiem i buziakiem w policzek. Kamil  nie mógł z nią lecieć. Czekał na Sarę, która pół godziny później miała przylecieć na to samo lotnisko. Emilia przeszła przez bramkę. Następnie sprawdzili jej torby i ją. Po wielu kontrolach i oddaniu walizek do zapakowania na pokład samolotu, Emilia mogła odnaleźć swoje miejsce w latającej maszynie.   Chwilę musiała poczekać i usłyszała informacje, żeby zapiąć pasy bezpieczeństwa. To też zrobiła.
   Lot trwał bardzo długo, bo dziewięć godzin z przesiadką w Niemczech.
   Po wylądowaniu w Polsce Emilia wolno i bez pośpiechu pozbierała swoje rzeczy i wysiadła. Niemal padała z nóg, ale ostatkiem sił utrzymywała swoje powieki otwarte. Równie dobrze mogła się zdrzemnąć w samolocie, ale nie potrafiła, kiedy wiedziała, że otacza ją tyle obcych ludzi. Po odebraniu bagaży weszła do wielkiego pomieszczenia, gdzie ludzie witali się z osobami, którzy tak jak Emilia wyszli z samolotu.
   ,,Ciekawe czy ktoś w ogóle po mnie przyjechał" pomyślała i ruszyła w stronę drzwi wyjściowych, gdy nigdzie nie dostrzegła nikogo znajomego.
   Ktoś zawołał jej imię, kiedy była już prawie na zewnątrz.
   -Emilka! Poczekaj!
   Dziewczyna gwałtownie się odwróciła. Była to jej babcia, Janina. Jej kochana babcia, której nie widziała trzy lata i która właśnie biegła wolno w jej stronę. Pierwsze co rzuciło się nastolatce w oczy to bardzo dobry stan fizyczny staruszki. Chociaż lata jej nie oszczędzały, trzymała się bardzo dobrze.
   Emilce przypomniało się jak, gdy była o wiele mniejsza, podczas wizyt u babci,  ta zabierała ją do zoo i na plac zabaw, na którym spędzały miłe popołudnia. To właśnie była ona. Miła i kochana babcia, która nigdy nie podniosła na nią głosu.
   Z rodziną ze strony Sary Zielonkowie nie mieli kontaktu od trzynastu lat. Pokłócili się, kiedy Sara, Kamil i mała Emilia postanowili wyjechać do Nowego Jorku i tam rozpocząć nowe życie. Wtedy rodzice Sary w złości postawili im ultimatum: jeśli wyjadą, nie mają po co wracać. Wyjechali i wzięli sobie ich słowa bardzo głęboko do serca.
   -Cześć, babciu - przywitała się Emilia, przytulając Janinę z całych sił.
   - Cześć, kochanie- odwzajemniła uścisk wnuczki.- Ale wyrosłaś- była zdumiona. Popatrzyła na wnuczkę, oglądając ją z każdej strony.- Już nie jesteś tą małą dziewczynką, która bawiła się lalkami.
   Emilia uśmiechnęła się szerzej, idąc wraz z nią do jej samochodu.
   Włożyły walizki do bagażnika i ruszyły do domu Janiny. Czekała ich co najmniej godzina podróży, a z tempem w jakim poruszał się sfatygowany pojazd Janiny, Emilia miała wątpliwości, czy zajadą tam w ciągu trzech godzin. Kiedy zobaczyła, czym jeździ jej babcia, szczerze się przestraszyła. Obawiała się, czy jest on w ogóle bezpiecznym środkiem transportu. Nie była przyzwyczajona do takich pojazdów jak ten, ale nic nie powiedziała. Nie chciała wyjść na rozpieszczoną pannę z Nowego Jorku. Całe swoje życie starała się taka nie być.
   Nastolatka sennym głosem opowiadała co nieco o rodzicach i ciekawostkach z Nowego Jorku Janinie przez prawie całą drogę. Chciała jak najdłużej podtrzymać temat, ale i tak mimo starań w końcu usnęła w niewygodnym fotelu samochodu. Obudziła się jakiś czas później. Wyjrzała zaciekawiona przez szybę.
   Okolica była niezaprzeczalnie piękna. Wszystko tonęło w zieleni: korony drzew, ich pokryte mchem pnie, porośnięta trawą ziemia. Przez tę wszechobecną zieleń Emilia czuła się tu jak na obcej planecie, ponieważ w Nowym Jorku było co prawda kilka parków i oczywiście wielki Central Park, ale tutaj wszystko było takie naturalne. Nie otaczały ich budynki o ogromnych wysokościach, ale małe domki z pięknymi ogródkami.
   Emilia wysiadła z samochodu, kiedy pojazd zatrzymał się przed jednym z budynków. Janina mieszkała w niewielkim domku na przedmieściach. Dziadek Emilii zmarł zanim ta zdążyła go poznać. Dom ten posiadał dwie sypialnie. W jednej, kilkanaście lat temu, zamieszkiwał dziadek Emilii z babcią, a w drugiej ona sama z rodzicami. W tej drugiej, po wyjeździe do Stanów, Janina urządziła pokój, w którym spała i bawiła się Emilia, podczas jej kilku wizyt. Sara i Kamil najczęściej przylatywali tylko po to, aby przywieść córkę i jeszcze tego samego dnia wracali. Taka sama sytuacja była, gdy Emilia wracała do Nowego Jorku. Nie podobało się to matce Kamila, ale przestała się wtrącać w życie syna i jego rodziny. Był dorosły i mógł robić, co mu się podobało. Była z niego dumna, że odniósł taki sukces w życiu, ale martwiło ją, że tak rzadko się widywali. Dlatego też jej radość była jak nie z tej ziemi, kiedy Kamil spytał ją, czy Emilia może do niej przyjechać na tak długo.
   Cały bagaż zdołały wieść na piętro za jednym zamachem. Emilia dostała sypialnie wychodzącą na zachód na podjazd przed domem, tę samą co za każdym razem, gdy tu przyjeżdżała. Drewniana podłoga, bladoniebieskie ściany, spadzisty sufit, stare meble i świeżo uprane firanki składały się na jego wystrój. W kącie pokoju nadał stał miniaturowy fotel bujany- ulubiony w dzieciństwie Emilii. Na biurku stał stary komputer kupiony jeszcze przez rodziców nastolatki, gdy tu mieszkali. Dziewczyna miała spore wątpliwości, czy ten jeszcze działa.
   W domu była tylko jedna łazienka, czyli niewielkie  pomieszczenie u szczytu schodów. Emilia miała ją dzielić z babcią, od czego zdołała się odzwyczaić.
    Jedną z wielu cech babci dziewczyny było brak nadopiekuńczości, więc prawie od razu zostawiła wnuczkę samą, aby się rozpakowała i rozgościła. Nastolatka była zdumiona, że nagle odechciało się jej spać, jak za pomocą czarodziejskiej różdżki. Miała możliwość rozpakowania się i spokojnego odświeżenia po podróży.
   Gdy Emilia skończyła układać ubrania w starej sosnowej komodzie, poszła z kosmetyczką do jej wspólnej łazienki, dzielącej z babcią. Poukładała na zwolnionej przez Janinę półce swoje kosmetyki i wzięła odświeżający prysznic.
   Przy kolacji Janina z Emilią znowu zaczęły plotkować. Babcia dziewczyny opowiadała o okolicy i ludziach mieszkających w sąsiedztwie, a następnie wyszła do ogrodu.
   Dziewczyna usiadła przy dębowym stole na jednym z trzech krzeseł i lustrowała wzrokiem niewielką kuchnię. Nic się nie zmieniło. Ściany nadal były wyłożone ciemnym drewnem, szafki jaskrawożółte, a podłoga z linoleum. Nad niewielkim kominkiem w przylegającym do kuchni saloniku wisiał rząd fotografii poczynając na młodości dziadków, a kończąc na zdjęciach Emilii aż do ubiegłego roku. Zdjęcia te wysyłała własnoręcznie Sara.
   Emilia usiadła wygodnie na kanapie i sięgnęła po pilota od niewielkiego babcinego telewizora. Odpaliła go. Nie była przyzwyczajona do polskiej telewizji, ale postanowiła spróbować. Niestety, dostępne były tylko trzy kanały, na których transmitowane były programy, które w żadnym stopniu nie interesowały nastolatkę. Z rezygnacją wróciła do swojego pokoju i położyła się na łóżku, rozglądając się po pomieszczeniu. Był szary i nudny, co się jej nie podobało. Przypomniała sobie o ozdobach, które ze sobą zabrała- spodziewała się takiej ewentualności. Sięgnęła do jednej z dwóch toreb leżących nadal prawie puste na środku pokoju i wyciągnęła kolorowe, sztuczne motylki, które przyczepiła do firanki.
   -Miałabyś ochotę na zakupy? Przy okazji zwiedziłabyś trochę miasto- zaproponowała Janina, gdy Emilia weszła do ogrodu. Staruszka szła właśnie do wnuczki, omijając grządkę truskawek.
   -Jasne- zgodziła się chętnie nastolatka. Zakupy jak najbardziej jej odpowiadały. Zawsze to nie siedziała w domu.
   Pół godziny później były już w centrum miasta. Weszły do jednego ze sklepów i Emilia zaczęła przeglądać ubrania wiszące na wieszakach.
   - Przymierzę tę- powiedziała do babci i wyciągnęła wykończoną koronką lawendową bluzeczkę z wieszaka, a Janina kiwnęła głową. - Zaraz wracam- odparła nastolatka, znikając w przymierzalni. Kiedy wróciła przyjrzała się w dużym lustrze. Janina przez kolejne piętnaście minut mówiła, że Emilia wygląda ślicznie we wszystkim, co przymierzyła. W końcu nastolatka zaopatrzyła się w kilka nowych rzeczy i z zakupami poszły do budki z lodami. Dzień był naprawdę ciepły.
   Kiedy wróciły do domu, Emilia z uśmiechem uznała, że podoba się jej w Polsce. Samo to, że mogła nareszcie normalnie funkcjonować, wychodzić, kiedy chciała i gdzie chciała, nie narażając się na zdjęcia bardzo ją mobilizowało do dalszych starań, żeby było jeszcze lepiej. Wszystko dopełniała cisza, która ją otaczała. Już od bardzo dawna nie zasypiała w takiej błogiej ciszy bez klaksonów samochodów zza okna, a od tego dnia miało tak być przez równy rok.