piątek, 19 grudnia 2014

Rozdział 16

   - Dostałam pracę!- pisnęła Emilia do słuchawki, rozmawiając z Lucie.
   Była bardzo szczęśliwa. Ze szkoły muzycznej zadzwonili do niej dwa dni po jej rozmowie i przekazali, że z chęcią przyjmą ją w zastępstwo za jedną z nauczycielek śpiewu i nauki grania na instrumentach klawiszowych i gitary. Kobieta była przeszczęśliwa. Zaczęła wątpić, że ją przyjmą, a wtedy zadzwoniła jej komórka z tą jakże dobrą wiadomością.
   - Bardzo się cieszę- powiedziała szczerze Lucie.- Chciałaś pracować, to będziesz, a na dodatek w czymś, co uwielbiasz. Szkoda tylko, że przez tak krótki okres.
   - Tak. Ale cieszę się i z tego co mam- Emilia leżała na brzuchu, na swoim łóżku i ramieniem przyciskając do ucha komórkę, przekładała kartki gazety, której nawet nie czytała, a jedynie oglądała obrazki.
   Ubrana była w szeroką, błękitną koszulę do kolan. Jej blond włosy szczepione były w koka na czubku głowy, a na twarzy nie miała nawet grama makijażu. W takim stanie można było zastać ją tylko wieczorami, tak jak wtedy, lub wczesnymi porankami.
   - Widzisz, ty zdobyłaś pracę, a ja ją tracę- Lucie westchnęła.
   - Wcale jej nie tracisz. Po prostu odchodzisz na krótki urlop.
   - Mam nadzieję, że moja pozycja nie spadnie- kobieta słyszalnie posmutniała.
   - Lucie, nie możesz tak myśleć. Prawdziwi fani cię nie opuszczą, a ja zawsze będę z tobą. Właściwie to, gdzie teraz jesteś?
   - W Chicago. Jutro mam tu sesję zdjęciową, która będzie przerabiana, tak żebym miała swoją figurę, a później występ… Wiesz, jak ja nie lubię oszukiwać ludzi?- spytała płaczliwie.
   - Wiem, Lucie, wiem, ale nie ma innego wyjścia- Emilia wspierała swoją przyjaciółkę, jak tylko mogła.- Dobrze o tym wiesz.
   - Było idealne wyjście- bąknęła, mając nadzieję, że Emilia tego nie usłyszy. Jednak tak się nie stało.
   - Lucie, czy ty sobie żartujesz?- przestała przeglądać magazyn.- Usunęłabyś tą ciążę i co? Może nie musiałabyś robić sobie tej przerwy, która jestem pewna, że wyjdzie ci na dobre, ale za to miałabyś wyrzuty sumienia, a później mogłabyś mieć problemy z zajście kiedykolwiek później w ciążę. Czytałam o tym.
   - A skąd wiesz, że chcę mieć dzieci?
   - A nie chcesz?- nie czekała na odpowiedź.- Niestety lub stety będziesz matką czy ci się to podoba, czy nie. I wciąż nie rozwiązałyśmy kwestii ojca, więc wiedz, że pamiętam o tym.
   - Emilka.. proszę cię, nie mówimy o tym- poprosiła.
   - Kiedyś musimy- zauważyła.- Im szybciej tym lepiej.
   - Nie jestem gotowa.
   - A kiedy będziesz?- Emilię irytowało pomału zachowanie Lucie.- Może to nie moja sprawa, ale, Lucie, ojciec musi się dowiedzieć…
   - Nie- Lucie jej przerwała.- Nie może się dowiedzieć. Nikt.
   - Nikt?- powtórzyła Emilia.- Więc co zrobisz z tym dzieckiem?- przestraszyła się. Nie chciała dopuszczać do siebie najgorszych scenariuszy.
   - Nie wiem, Emilka. Nie wiem. Nic nie wiem!- pożaliła się.- Moje życie pomału toczy się na sam dół.
   - Bez przesady. Jesteś młoda, uzdolniona, piękna…
   - I z dzieckiem- znowu jej przerwała.
   - Lucie, dlaczego ty nie możesz patrzeć na to wszystko z dobrych stron?
   - Bo tu nie ma dobrych stron!- krzyknęła.- Ciekawa jestem jak ty byś się zachowywała, gdybyś była teraz w ciąży.
   - Ale nie jestem- zauważyła.- Za to ty tak. Nie możesz myśleć w sposób, a co by było, gdyby… Popatrz lepiej, co jest teraz! Jesteś prawie w trzecim miesiącu ciąży, Lucie. To nie są żarty.
   - Wiem. To koszmar.
   Emilia westchnęła poirytowana. Z jednej strony rozumiała przyjaciółkę, a z drugiej miała ochotę jej wygarnąć to i owo.
   - Lucie, będę kończyła. Robi się późno, a ja jutro zaczynam pracę- nie chciała się z nią kłócić.
   - W porządku. Cześć i powodzenia jutro.
   - Dziękuję. Cześć- rozłączyła się i odłożyła komórkę na szafkę nocną. Zamknęła gazetę, która w dalszym ciągu leżała przed nią na łóżku, podniosła się i odniosła magazyn na komodę. Westchnęła. Nie chciało jej się spać nawet troszkę, ale musiała się położyć, żeby następnego dnia być wypoczęta i gotowa do swojej pierwszej w życiu pracy. Miała nadzieje, że sobie da radę.

***

   Emilia obudziła się o siódmej dzięki budzikowi. Przeciągnęła się niczym kot, leżąc w objęciach białej pościeli. Marzyła, żeby wrócić w objęcia Morfeusza, jednak nie mogła, o czym doskonale wiedziała. Musiała wstać i przyszykować się do pierwszego dnia w pracy. Jęknęła i bardzo wolno ściągnęła z siebie kołdrę, jakby ta ważyła co najmniej tonę. Usiadła, jednak po chwili znowu opadła na łóżko, zatapiając głowę w ciepłej poduszce. Przeklęła pod nosem, kiedy usłyszała dźwięk swojej komórki. Nie zmieniając pozycji, zaczęła szukać dłonią urządzenia, wydającego dźwięki, które leżało na szafce nocnej. Przy okazji coś zwaliła, ale nie przejęła się tym za bardzo. Była jeszcze zaspana i nie myślała. Już od dawna nie była zmuszana wstawać wbrew sobie. Po prostu, kiedy się przebudzała, a nie chciało jej się spać, wstawała. Jednak wtedy z największą chęcią ponownie by zasnęła. Kiedy w końcu odnalazła komórkę, przycisnęła ją do ucha, nie sprawdzając, kto dzwoni.
   - Halo?- wymamrotała w poduszkę.
   - Chyba sobie żartujesz- odezwał się kobiecy głos po drugiej stronie. Emilia na początku go nie poznała.
   - Kto mówi?- nie podniosła nawet głowy. Wciąż wtulała się w poduszkę.
   - Jak to kto? Aśka. Nie poznajesz mnie?- zdziwiła się.
   - Och, cześć, ciociu- przywitała się zaspanym głosem.- Czy tobie się chce dzwonić? Powinnaś być w pracy.
   Już na pamięć znała, która godzina jest w Polsce, a która w Nowym Jorku. Potrafiła to obliczyć nawet na pół przytomnie.
   - Coś czułam, że trudno będzie ci wstać. Intuicja.
   - Nic mi się nie chce- pożaliła się, przekręcając się na plecy.
   - Akurat dzisiaj? Przecież ty nie byłaś takim śpioszkiem.
   - Jakoś tak- wzruszyła ramionami, chociaż nie miała szans tego gestu zauważyć Joanna.
   - Wstawaj raz, dwa!- krzyknęła do słuchawki.- Jeśli nie wstaniesz, ja nie wrócę do pracy i mnie zwolnią, więc będziesz mnie miała na sumieniu.
   - Oj, ciociu…
   - Nie ciociu mi tu. Wstawaj! Już!- poganiała ją.
   - Dobra- z wielkim wysiłkiem podniosła się do pozycji siedzącej. Zaczęła się wybudzać.- Boję się trochę- przyznała.
   - Pierwszy raz jest zawsze najgorszy. Ale ja wierzę, że dasz radę.
   - Może i dam… A co jeśli uczniowie mnie nie polubią?
   - Ciebie nie da się nie lubić- zaśmiała się.- I jak? Wstałaś już.
   - No…- bąknęła, wstając na nogi. Podreptała do łazienki i spojrzała w lustro. Jej blond włosy, związane w koka, sterczały na wszystkie strony, koszula, w której spała, była pomięta. Tylko najbliżsi widzieli kiedykolwiek Emilię w takim stanie.
   - Więc się zbieraj. Mam nadzieję, że mnie nie kłamiesz..
   - Nie kłamię. Stoję na własnych nogach przed lustrem i załamuję się swoim wyglądem.
   - Nie przesadzaj. Dobra, kończę, bo mnie szef zje. Powodzenia w pracy, kochanie! Do usłyszenia!
   - Cześć ciociu. Pozdrów wujka i dzieciaki.
   - Pozdrowię.
   - Dziękuję za telefon i poświęcenie.
   - Polecam się na przyszłość- zaśmiała się.
   Emilia się rozłączyła.
   Oparła się o umywalkę w łazience i odkręciła jeden z trzech złotych korków. Starannie umyła twarz i od razu wyglądała lepiej. Następnie ściągnęła z siebie ubrania, w których spała i weszła pod prysznic. Kiedy ciepłe krople wody zaczęły spływać po jej ciele, poczuła się o wiele bardziej rozluźniona. Po orzeźwiającym prysznicu wytarła ze swojego ciała wodę, a wtarła brzoskwiniowy balsam do ciała. Drugim ręcznikiem wytarła włosy i założyła szlafrok, wiszący na haczyku w łazience. Przeszła do garderoby i zaczęła przeglądać swoje ubrania, szukać tego najodpowiedniejszego na pierwszy dzień w pracy. Kiedy znalazła coś co według niej się nadawało, wróciła do łazienki i przebrała się w wybrany zestaw, składający się z czarnych rurek i tego samego koloru bluzki, a na to nałożyła białą damską marynarkę z czarnym kołnierzykiem. Emilia wysuszyła za pomocą suszarki swoje blond włosy i ułożyła je tak jak zawsze. Weszła do pokoju i skierowała się do swojej toaletki. Usiadła na fotelu naprzeciwko i zaczęła przeglądać swoją biżuterię. Nie chciała przesadzić, dlatego włożyła w uszy kolczyki- perełki. Następnie zabrała się za makijaż. Podobnie nie chciała robić nic co by się wyróżniało, dlatego postawiła na leciutki makijaż w jasnych kolorach. Na nogi założyła czarne szpilki, użyła swoich ulubionych perfum i była gotowa do wyjścia. Zgarnęła jeszcze swoją małą, czarną torebkę, do której włożyła najpotrzebniejsze rzeczy.
   Zeszła na parter, gdzie przy śniadaniu siedziała Sara.
   - Cześć, mamo- przywitała się.
   - Witaj. Zjesz coś?- była modelka podniosła swój wzrok znad talerza na córkę.
   Emilia spojrzała na zegarek, wiszący w pomieszczeniu.
   -Nie- pokręciła przecząco głową.- Nie chcę się spóźnić.
   Sara wiedziała, że ich córka dostała pracę i tak jak jej mąż nie była zachwycona, ale nic nie mówiła. Uważała, że ta praca jest Emilii niepotrzebna, skoro pieniędzy mają aż nadto.
   - Jak wolisz- wzruszyła ramionami.
   - Już pójdę. Do zobaczenia później- Emilia odwróciła się na pięcie i wyszła.
   Na zewnątrz było jeszcze dość ciepło. W końcu dopiero skończyły się wakacje. Wiał leciutki wiaterek, ale był bardzo przyjemny. Przed willą stał już samochód Emilii. Zgadywała, że jak zawsze Brandon pamiętał, że ma jechać do pracy. Uśmiechnęła się sama do siebie i wsiadła do pojazdu. Odłożyła torebkę na siedzenie obok, zapięła pasy bezpieczeństwa i ruszyła.
  

***
   Kiedy Emilia była coraz bliżej szkoły muzycznej, jeszcze bardziej się denerwowała. Dłonie zaczęły jej się pocić, serce kołatać w klatce piersiowej niemiłosiernie szybko, a na domiar wszystkiego jeszcze zaczęło jej się robić gorąco. Kobieta dziwiła się sama sobie. Nigdy bowiem nie stresowała się tak bardzo. Czy to nie banalne? Występowała publicznie przed wieloma ludźmi, ukazywała się w gazetach, była na YouTube, w przeszłości jeździła na gale, pokazy mody i inne tego typu imprezy, robiono jej zdjęcia, a nie stresowała się tak jak idąc pierwszy dzień do pracy. Niektórzy powiedzieliby, że to głupie bać się tak normalnej rzeczy, ale już po prostu tak było. Emilia sama tego nie rozumiała.
   Poczuła większy stres, kiedy weszła na główny korytarz, a okazało się, że uczniowie mięli przerwę. Większość głów skierowało się w jej stronę. Do tego akurat była przyzwyczajona, a mimo to poczuła się dość dziwnie. Zgadywała, że pewnie zastanawiali się, co tam robi... Kroczyła między uczniami w kierunku drzwi do pokoju nauczycielskiego. Właśnie tam kazał jej iść dyrektor podczas ich rozmowy telefonicznej. Poinstruował ją, żeby urządziła się w odpowiedniej szafce i zapoznała się ze swoim planem zajęć. Nacisnęła klamkę i weszła do pomieszczenia. Na środku stał długi stół, a za nim na swoich krzesłach siedziało kilku nauczycieli.
   - Dzień dobry- przywitała się Emilia, lekko się uśmiechając.
   - Witamy- powiedzieli niemal równocześnie. Także się uśmiechnęli.
   Wiedzieli, kim jest.
   - Zapraszamy, zapraszamy- drobna ruda kobieta wstała ze swojego miejsca.- Jestem Juliet Morgan- przedstawiła się.- Pomogę ci, jeśli chcesz.
   - Dziękuję- Emilia poczuła do tej kobiety sympatię.
   Już na pierwszy rzut oka wydawała się być miła. Miała drobną figurę i była o wiele niższa od Emilii. Wiekiem też nie mogła się jej równać. Kobieta o rudych szczepionych w koka włosach wyglądała na jakieś czterdzieści lat. W ogóle każdy z nauczycieli był o wiele starszy od Zielonki, dlatego czuła się tam jak dziecko.
   - To twoja szafka- Juliet podeszła do rzędu szafek pod ścianą po prawej stronie.-Tu masz kluczyk- podała go Emilii.- Możesz sobie zostawiać tu co tylko chcesz. Dzisiaj chyba nie masz za wielu rzeczy- bardziej stwierdziła niż zapytała, patrząc na torebkę blondynki.
   Emilia lekko się zawstydziła. Uświadomiła sobie, że nie wie nic o byciu nauczycielką. Nawet będąc dzieckiem, kiedy bawiła się z Jake'iem w szkołę, ona zawsze była uczennicą.
   - A co powinnam przynieść?- spytała nieśmiało Emilia.
   - No wiesz... Nie musisz, ale zawsze można mieć jakiś notatnik czy coś na swoje zapiski.
   - Rozumiem- pokiwała głową. Zapisała w głowie, żeby kupić notatnik.- Jest jeszcze coś o czym powinnam wiedzieć?
   -Tutaj- pokazała na jedną z półek- są dzienniki. Kiedy masz z daną grupą zajęcia, bierzesz odpowiedni, a po lekcji przynosisz i odkładasz w to samo miejsce. Czy jest jeszcze coś..- zamyśliła się.- Klasy są otwarte. Nasi uczniowie są bardzo dobrze wychowani. Wiedzą, co im wolno, a czego nie i jestem pewna, że nie będzie z nimi problemów. Do tej placówki uczęszczają dzieci od ósmego roku życia do dziewiętnastego- Emilia uważnie słuchała kobiety i próbowała jak najwięcej zapamiętać.- To chyba tyle. Lekcje wyglądają jak w każdej innej szkole z tym, że tu uczymy muzyki. Powinnaś wiedzieć, w końcu sama chodziłaś do podobnej szkoły. Na swoim planie zajęć masz napisane w jakiej sali masz lekcje i z jaką grupą, która po dzwonku będzie na ciebie czekać.
   - A ten plan to skąd mam wziąć?
   - Nie masz go jeszcze?- kobieta była zaskoczona. Emily pokręciła przecząco głową.- Pewnie dostaniesz od dyrektora.
   Emilia spojrzała na zegarek. Zostało jej pięć minut do spotkania z mężczyzną, który pełnił tam rolę dyrektora.
   - Właściwie to powinnam już pójść na spotkanie z nim- powiedziała Zielonka. Reszta nauczycieli jedynie się im przyglądała.
   - Naturalnie. Idź, idź- uśmiechnęła się, na co odpowiedziała tym samym.
   Emilia, przeprosiła i opuściła pokój nauczycielski. Na korytarzach było jeszcze kilku uczniów, co oznaczało, że wielkimi krokami zbliżał się dzwonek. Kiedy Emilia szła po schodach w górę, rozdźwięczał się przeokropny dźwięk, oznaczający początek zajęć. Po paru sekundach kobieta zapukała do drzwi dyrektora, a po otrzymanym zaproszeniu, weszła do jego gabinetu.
   - Dzień dobry- uśmiechnęła się.
   - Dobry, dobry. Proszę usiąść- wskazał krzesło po przeciwnej stronie biurka.
   Usiadła.
   -Witamy w naszej szkole.
   - Dziękuję za przyjęcie. Wiem, że to tylko na dwa, trzy miesiące, ale mimo to zależy mi na tej pracy.
   - Cieszę się. Poprosiłem panią o przyjście, aby zapoznać panią z tym budynkiem. Zwróciłem się z prośbą do nauczycieli, żeby pani trochę naświecili sytuacje.
   - Tak. Jedna z pań wytłumaczyła mi to i owo.
   - Doskonale. Proszę zwracać się do któregokolwiek z pracowników szkoły, a pewien jestem, że udzielą pani pomocy.
   - Dziękuję.
   - To pani plan zajęć na cały tydzień- podał jej kartkę.
   Emilia obrzuciła ją wzrokiem.
   -Jest tu pani nauczycielką śpiewu. Mam nadzieję, że nie muszę pani wszystkiego tłumaczyć, bo zdaję sobie sprawę, że wie pani kto to 'nauczycielka śpiewu'.
   -Tak, oczywiście wiem.
   -Dobrze. Jest tu sporo nauczycieli. Różnych i każdy z nich uczy czegoś innego.
   -Wiem- przytaknęła.
   - Na parterze nie ma sal lekcyjnych. Znajdują się tam jedynie sklepiki, stołówka, biblioteka i toalety. Na pierwszym piętrze są sale od numeru 12 do 20. Piętro wyżej 21-30. Mam nadzieję, że da sobie pani radę- mówił, jakby został do tego zmuszony i Emilię to lekko zirytowało, ale nie dała po sobie tego poznać.
   - Myślę, że tak.
   - Teraz może pani pójść do pokoju nauczycielskiego i przygotować się do kolejnej lekcji. Tą godzinę ma pani wolną.
   - Dobrze. Dziękuję- wstała, rozprostowała swoją spódniczkę i wyszła z gabinetu.
Jej stres już o wiele zmalał. Nie było wcale tak strasznie. Jednak czekały ją jeszcze lekcje, czego obawiała się najbardziej.


***

   Spojrzała na zegarek wiszący na ścianie. Zostało dwie minuty do dzwonka na drugą lekcję- jej pierwszą. Inni nauczyciele siedzieli przy kawach i rozmawiali na różne tematy. Jedni (głównie kobiety)  o problemach w swoich domach, jak można urządzić swój salon lub jaki lokal wybrać na urodziny dziecka... Emilię nie interesowały te tematy, więc po prostu siedziała. W końcu postanowiła się ruszyć. Wstała, zabrała torebkę, zgarnęła odpowiedni dziennik i wyszła. Wcześniej sprawdziła kilka razy z jaką grupą ma zajęcia i w jakiej sali. Skierowała się w stronę schodów i wspięła się na pierwsze piętro.Stając przed drzwiami sali numer 14, przymknęła oczy, wypuściła powietrze i przypomniała sobie jak to wszystko robiła jej nauczycielka śpiewu, którą bardzo lubiła. Dopiero wtedy nacisnęła klamkę i znalazła się w jednej z klas. Kilkanaście par 15-letnich oczu zatrzymały się na niej. Grupa nie liczyła więcej niż 15 osób.
   - Dzień dobry- przywitała się, uśmiechając się lekko. Chciała im pokazać, że przychodzi "w pokoju".
   - Dzień dobry- odpowiedzieli chórem.
   Emilia podeszła do biurka, gdzie położyła dziennik i swoją torebkę. Następnie odwróciła się przodem do grupy, która skanowała każdy jej ruch.
   - Cześć, wam- przywitała się jeszcze raz. Uśmiechała się przy tym szeroko.- Nazywam się Emily Zielonka i będę waszą nauczycielką śpiewu.
   Jedna z dziewczyn o kasztanowych włosach nieśmiało podniosła rękę do góry, dając znak, że chce coś powiedzieć.
   - Słucham.
   - A co z panną Miller?- spytała.
   - Jak masz na imię?- z twarzy Emilii nie znikał uśmiech.
   - Margaret- odpowiedziała dziewczyna. Miała bardzo potężny głos co dało się usłyszeć z jej mowy.
   - Bardzo ładnie. Panna Miller jest na zwolnieniu. Przyszłam w zastępstwie za nią na dwa miesiące. Wasza pani wróci.
   Dziewczyna pokiwała głową na znak, że zrozumiała.
   - Macie może jakieś pytania?- Emilia rozejrzała się po klasie. W górze znalazła się jedna dłoń.
   - Zawsze mnie zastanawiało, dlaczego mamy nauczycielkę śpiewu? Przecież umiemy to robić- klasa należała do tych odważniejszych.
   Emilia zaśmiała się pod nosem. Kilka lat temu to ona zadała takie pytanie swojej nauczycielce.
   - Śpiewanie na wysokim amatorskim bądź profesjonalnym poziomie wymaga wielu regularnych ćwiczeń i nauczyciela, który obiektywnie ocenia zarówno głos, jak i wskazuje błędy techniczne i brzmieniowe, których wy nie jesteście w stanie obiektywnie ocenić. Możecie błędnie ocenić barwę, brzmienie, sposób emisji, co wynika z czysto kwestii słyszenia samego siebie. Bo wiecie, że brzmicie inaczej niż siebie słyszycie, prawda?- grupa pokiwała twierdząco głową.- No właśnie.
   - Pani też miała nauczycielkę śpiewu, prawda?- spytała ta sama dziewczyna.
   - Tak, miałam. I proszę nie mówcie do mnie "pani". Czuję się staro- zaśmiała się.
   - Ale przecież...
   - Nie ma żadnego "ale". To ja tu jestem nauczycielką, więc macie mnie słuchać. No chyba, że jakiś inny nauczyciel tu przyjdzie to wtedy ciii- położyła palec wskazujący na ustach.- Jestem 'pani'- puściła im oczko.- Mam przeczucie, że będziemy się przede wszystkim dobrze bawić.
   Nareszcie doczekała się uśmiechu ze strony uczniów. Była z siebie dumna.
   - To jak? Pośpiewamy sobie trochę tak na początek?- klasnęła w dłonie. Grupa entuzjastycznie się zgodziła.- Chcę posłuchać waszych głosów.
   Wszyscy uczniowie ustawili się w krzywe koło z tyłu klasy. Emilia podeszła do odtwarzacza DVD wmontowanego w ścianę i włożyła do niego jedną z płyt. Z głośników popłynęła muzyka. Emily stanęła na środku koła.
   -To wasze płyty, więc powinniście znać utwory. Gdyby było inaczej, powiedzcie, a zmienię. W ogóle mówcie mi wszystko. Kiedy nie będziecie mięli ochoty już śpiewać, albo cokolwiek innego, też.
   - Dobrze- odpowiedzieli chórem.
   Pierwszą piosenką była Britney Spears "Criminal". Emilia chodziła od jednej osoby do drugiej i słuchała w jakiej tonacji dana osoba śpiewa. Próbowała także wychwycić inne szczegóły. Na znalezionej kartce zapisywała swoje obserwacje. Aby rozpoznać kogo się tyczyły, wpisywała jakiś znak rozpoznawczy, ponieważ nie znała ich imion.

***

   Dzień mijał Emilii w ekspresowym tempie. Była z siebie dumna. Radziła sobie według niej bardzo dobrze. Uczniowie byli bardzo fajni i mili. Czekała ją jeszcze jedna lekcja. Wychodziła z pokoju nauczycielskiego kiedy na kogoś wpadła. Podniosła głowę. Nigdy by się nie spodziewała, że go tam spotka.
   - Danny.
   - Cześć- pocałował ją w policzek.
   - Hej. Co tu robisz?
   - Obiecałaś mi, że zadzwonisz z informacją czy cie przyjęli, czy nie, ale nie doczekałem się telefonu.
   Dopiero wtedy Emilia przypomniała sobie, że miała do niego zatelefonować.
   -Zapomniałam, przepraszam. Tak się cieszyłam, że wyleciało mi z głowy.
   - Wybaczam- uśmiechnął się.- Jak ci się tu podoba?
   -A jednak wiesz, że tu pracuję- zauważyła.
   - Mam swoje źródła wiadomości- wzruszył niewinnie ramionami.- Więc jak jest?
   - Bardzo miło- przyznała.
   - Chętnie dowiedziałbym się czegoś więcej- zachęcał ją do dalszego mówienia.
   - Mam za chwilę zajęcia, więc muszę iść- spojrzała w stronę schodów.
   - W takim razie zapraszam na kawę po pracy.
   - Przepraszam, ale nie. Chciałabym odpocząć po pierwszym dniu.
   - Rozumiem, ale nie wywiniesz się tak łatwo- pogroził żartobliwie palcem.
   - A kto to wie...
   - Dobra, więc będę leciał. Chciałem tylko zobaczyć, czy nie chcesz stąd zwiać, gdzie pieprz rośnie. Powodzenia.
   - Dziękuję. Za tą pracę też- uśmiechnęła się.
   - Nie ma za co. Do zobaczenia.
   - Cześć- odwrócił się na pięcie i odszedł.
   Dopiero po kilku chwilach Emilia poszła w kierunku klasy, gdzie miała ostatnie zajęcia. Nacisnęła na klamkę i weszła.
   - Dzień dobry- przywitała się grupa trzynastoletnich uczniów.
   - Dzień dobry- uśmiechnęła się, rozglądając się po zebranych. Jej wzrok na dłużej zatrzymał się na pewnej brunetce. Poznała ją, tak samo jak ona. Jenifer. Uśmiechała się do Emilii szeroko.
   Kobieta zaczęła zajęcia jak w innych grupach. Dopiero po nich usiadła na fotelu przy biurku i otworzyła dziennik. Chciała sprawdzić jak nazywa się dziewczyna, którą poznała. Zaczęła szukać jej imienia na liście, jednak były dwie dziewczynki o takim imieniu. Jenifer Gonzalez i Jenifer Brown.
   - Fajnie, że będziesz mnie uczyła- usłyszała nad sobą. Podniosła wzrok i napotkała czekoladowe tęczówki Jenifer.
   - Tylko przez dwa miesiące- zauważyła.
   - I tak się cieszę- usiadła na krześle naprzeciwko Emilii.
   - Ja również- przyznała.- Co cię do mnie sprowadza? Powinnaś już iść do domu. Lekcje się skończyły.
   - Nie śpieszy mi się- wzruszyła ramionami.- Wolę pobyć tutaj.
   - Często zostajesz po zajęciach?
   - Czasami. Lubię sobie poćwiczyć w spokoju.
   - W porządku.
   Chwile milczały. Żadna nie wiedziała, co powiedzieć.
   - Jesteś bardzo fajna- Jenifer szeroko uśmiechnęła się do Emilii.
   - Dziękuję.
   - Niektórzy mówią, że jesteś niemiła, pyskata i uważasz się za kogoś lepszego.
   - Tutaj tak mówią?- Emilia trochę się przestraszyła. Nie chciała mieć złej reputacji w pracy zaraz po pierwszym dniu.
   - Nie- zaprzeczyła dziewczynka.- Ogólnie- Emilia uspokoiła się.
   - Ludzie różnie mówią. Rozpowiadają jakieś plotki wyssane z palca. Gdybym się nimi wszystkimi zamartwiał, popadłabym w depresję.
   Emilia była przyzwyczajona, że ludzie mówili o niej różne rzeczy, które nie zawsze były prawdziwe. Nie mogła tego w żaden sposób uniknąć.
   - W tej kwestii wzorowałam się na tobie.
   - Naprawdę?- Emilia podniosła jedną brew do góry.
   - Tak- Jenifer energicznie pokiwała głową.- Nie przejmuję się tym co ludzie plotkują, bo ja znam prawdę.
   - Słusznie robisz.
   - To wiem.
   Emilia spojrzała na zegarek. Miała wielką ochotę wrócić do domu i zatopić się w mięciutkiej pościeli, ale coś trzymało ją przy Jenifer. Ta dziewczyna miała w sobie coś, co sprawiało, że Emilia chciała z nią zostać i po prostu rozmawiać, patrzeć jak się uśmiecha..
   - Przepraszam. Zatrzymuję cię- Jenifer wyprostowała się momentalnie, kiedy zobaczyła, że Emilia patrzy na zegarek.-Pewnie chcesz już wrócić do domu.
   - Nie- Emilia pokręciła głową.- Chcę z tobą posiedzieć.
   - Wcale nie. Idź już lepiej- popędzała ją. Wstała.
   - Jenifer, możemy porozmawiać- Emilia także się podniosła. Jenifer wciskała już jej torebkę
   - Nie. Kiedyś sobie porozmawiamy. Teraz idź do domu, zjedz coś z rodzicami, porozmawiaj z przyjaciółmi... cokolwiek- prawie wypchała ją z klasy. Emilia zdążyła jeszcze tylko wziąć dziennik. Nie rozumiała zachowania dziewczyny.
   - Jak wolisz...
   - Tak właśnie wolę.
   - A ty? Wracasz już do domu?- zatrzymała się.
   - Nie. Zostanę tu i pogram na czymś.
   - Mogłabym cię odwieść...
   - To nie po drodze- przerwała szybko.
   - Nie szkodzi. Mogę...
   - Nie. Nie możesz- powiedziała stanowczo.
   - Jenifer...
   - Jeszcze się stąd nie ruszam jak na tą chwilę. Chcę pograć.
   - No dobrze...
   - Więc, pa- Jenifer odwróciła się na pięcie i ruszyła korytarzem. Po chwili zniknęła za rogiem, a Emilia w dalszym ciągu stała tak jak wcześniej. Czuła, że coś było nie tak. Jednak postanowiła być dobrej myśli. Odniosła do pokoju nauczycielskiego dziennik, zabrała wszystkie swoje rzeczy i wróciła do domu.


***

   Emilia leżała na kanapie w salonie z miską płatków z mlekiem w misce, kiedy zadzwonił donośny dzwonek do drzwi. Nie przejęła się tym. Wiedziała, że ktoś otworzy. Mocniej zacisnęła gumkę na końcu warkocza zrobionego z jej włosów i włożyła do ust porcję płatków owsianych. W telewizji leciał właśnie jakiś serial, który starała się oglądać, ale nic nie rozumiała. Nic dziwnego. W końcu był to jego czterdziesty piąty odcinek. Jednak z braku zajęcia, wpatrywała się w ekran telewizora. 
   - Panno Emily, gość do pani- do pomieszczenia weszła gosposia.
   - Do mnie?- zdziwiła się. Nikogo się nie spodziewała.
   - Tak, proszę pani.
   - Dziękuję.
   Odstawiła na stolik miskę i wstała z kanapy. Nie miała pojęcia, kto mógł ją odwiedzić. Ruszyła do przedpokoju. Kiedy wyszła zza rogu, stanęła jak słup soli. Osoba, która tam na nią czekała, była jedną z ostatnich, których się mogła spodziewać.
--------------------------------------------
A więc… Jak już może się ktoś domyślił, będzie, a w sumie to już jest, malutki wątek Jenifer. Wpadłam na niego tak nagle. Dokładnie gdzieś w nocy w hotelu niedaleko Krakowa, ale to szczegół XD A warto dodać, że mieszkam w woj. lubelskim ;)
No to mam pytanie. Kto odwiedził Emilię? Jestem ciekawa Waszych pomysłów ;)


A teraz sprawy organizacyjne… Kolejny rozdział powinien się pojawić 26 grudnia, ale przez to, że będzie to święto nie będzie go. Każdy i ja też będzie świętować ;D i mogę nawet nie mieć czasu dodać rozdział, a tym bardziej poinformować o tym każdego.  A więc rozdział 17 pojawi się za 2 tygodnie. Gdyby się coś zmieniło to tak czy siak będę informowała ;)

No a teraz z racji tego, że zbliżają się święta, chcę życzyć wszystkim wszystkiego co najlepsze i szczęśliwego Nowego Roku!!!:* Żebyście spełniały swoje marzenia (jeśli macie, a jeśli nie to żebyście miały, bo życie bez marzeń to życie do kitu xD), rozwijały swoje pasje i w ogóle czego sobie życzycie. No i oczywiście szczęśliwego Nowego Roku!
Nie jestem najlepsza w składaniu życzeń także ten tego...
 
                               
                                                                     
Do napisania!:*

piątek, 12 grudnia 2014

Rozdział 15


   Po godzinie rozmów w parku, cała piątka poszła do baru i świetnie się bawiła. Jednak Emilie dręczyły jej myśli. Czego chciała od życia? Do czego miała dążyć? Czy była szczęśliwa?
   Jeszcze długo po spotkaniu zastanawiała się nad tym wszystkim, nad swoim własnym życiem. Była szczęśliwa, kiedy była z Kevin'em. Tak przynajmniej myślała. W tamtym momencie nie wiedziała nawet, czy choćby z nim odczuwała szczęście. Niczego już nie była pewna.
   Spotkanie ich dawnej paczki można było zaliczyć jak najbardziej do udanych. Według Emilii, wspaniale było poznać ich wszystkich na nowo. Jednak bała się, że mogą się już nigdy więcej w takim gronie nie spotkać. Każdo z nich miało własne życie, rodziny lub partnerów. Mieszkali nawet w innych krajach, co było niemałą przeszkodą. Ale nic nie mogli na to poradzić. Ich życia ułożyły się tak, a nie inaczej i mogli jedynie mieć nadzieje, że w przyszłości się jeszcze spotkają. Nie obiecywali sobie tego, bo jak już wiedzieli z własnego doświadczenia, nie zawsze udaje się dotrzymywać obietnic, jak to było, kiedy Emilia wyjeżdżała na stałe z Polski.
   Emilia została jeszcze kilka dni u Joanny i jej rodziny. Chciała wykorzystać ostatnie dni wakacji, bo wiedziała, że następnym razem odwiedzi ich bardzo możliwe, że dopiero za rok. W dalszym ciągu chciała znaleźć w Nowym Jorku pracę i wynająć mieszkanie, chociaż jej rodzice byli temu przeciwni.
   Kiedy wróciła do Stanów Zjednoczonych, czuła się jak nowo narodzona. Uznała, że bardzo dobrze jest czasami spotkać się ze starym znajomymi i po prostu spędzić z nimi czas.
   - Cześć- przywitała się Emilia, wchodząc do salonu, gdzie siedziała Sara z Kamilem, co trochę zdziwiło kobietę, ponieważ jej ojca prawie nigdy nie było.
   - Cześć, Emily- powiedzieli równocześnie.
   - Jak minął lot?- spytała Sara.
   -Dobrze- wzruszyła ramionami, siadając na kanapie obok matki.- Nie pracujesz?- spytała ojca.
   - Nie. Dzisiaj zrobiłem sobie wolne.
   - Nowość- bąknęła bardziej do siebie samej.
   - Dzwonił niedawno tutaj ten pracownik Kamila…- Sara się zamyśliła.- Ten, który był tu kiedyś u nas… Danny, tak?- Emilia przytaknęła. Już bała się, co od niej chciał. - Prosił cię do telefonu, ale że cię nie było, poprosiłam, żeby wpadł do nas dzisiaj.
   Emilia zrobiła okrągłe oczy.
   - Tutaj?
   -Tak. A czy to jakiś problem dla ciebie?- Sara podniosła jedną brew do góry.
   - Tak w sumie to nie, jeśli coś ode mnie chce- podrapała się po głowie.
   Nie zapomniała jednak o jego ostatnim wybryku i nie chciała mu tak łatwo wybaczyć. Nie widzieli się od spotkania w firmie Kamila, kiedy to miała zawieść mu tatą teczkę. I pomimo, że przeprosił, aż zbierało ją na wymioty, jak pomyślała, że te jego wybryk był jakimś głupim zakładem pijanych ludzi. To było po prostu chore.
   - Przyjdzie już niebawem. Powiedziałam mu, kiedy lądujesz- Sara upiła łyk kawy z filiżanki.
   - Dobra- wzruszyła ramionami. Z jednej strony nie chciała się z nim widzieć, a z drugiej ciekawiło ją, co może od niej chcieć.- Pójdę się rozpakować- odwróciła się na pięcie i zniknęła na schodach.

   Danny zjawił się godzinę później. Zaparkował przed willą i kiedy Emilia zobaczyła mężczyznę, wysiadającego z samochodu, zeszła na parter. Oparła się o balustradę schodów i czekała. Drzwi otworzyła ich gosposia i zaprosiła Danny’ego do środka.
   - Witaj, Emily- przywitał się.
   - Cześć.
   Chciał ją pocałować w policzek, ale szybko mu to uniemożliwiła.
   - Dalej jesteś zła?
   - A dziwisz mi się?
   - Przeprosiłem- zauważył.
   - Jedno przepraszam nic nie znaczy.
   - Dla mnie znaczy.
   - Danny! Ty ciągle przepraszasz! Może lepiej zastanów się zanim coś zrobisz, to nie będziesz musiał przepraszać.
   - Miałem się zastanowić?- podniósł jedną brew do góry. Mówił bardzo spokojnie.- Emily, ja byłem zalany w dwie dupy.
   - I musiałeś się uczepić mnie?
   Westchnął poirytowany.
   - Jesteś bardzo…- zastanowił się.- Trudną kobietą.
   - Trudną?- powtórzyła, zakładając ręce na piersiach.- Jestem trudna? Więc najlepiej by było, gdyby od razu ci wybaczyła?
   - Dokładnie.
   - Mogę wybaczyć raz, ale ile można? Przestawiłeś mój samochód, wybaczyłam ci to, a równie dobrze mogłabym zadzwonić na policję! Jak ty w ogóle zdobyłeś wtedy kluczyki?!
   - Akurat to nie było trudne- mrugnął do niej okiem.
   - Czy ty zdajesz sobie sprawę, że to jest karalne?
   - Emily…- przewrócił oczami- Będziesz to wywlekać? Przecież to było dawno…
   - Masz rację, dawno, ale takich spraw się nie zapomina.
   - Musimy się kłócić?
   - Nie będziemy się kłócić, kiedy przestaniesz się tak zachowywać i dawać preteksty do kłótni.
   - Przeprosiłem. Co jeszcze mogę zrobić, żebyś mi wybaczyła. Teraz jestem trzeźwy. O!- wpadł na pomysł.- Może wybaczysz mi, kiedy coś ci powiem. Mam dla ciebie propozycje. Wiem, że szukasz pracy...
   - Skąd wiesz?- spytała podejrzliwie, trochę niegrzecznie mu przerywając.
   - Twój tata coś mi kiedyś powiedział- wzruszył ramionami.
   Emilia skinęła głową, dając mu znak, że zrozumiała i aby kontynuował. Była ciekawa, co takiego wymyślił. Domyśliła się, że właśnie w tej sprawie ją odwiedził.
   - Mam dla ciebie prace- powiedział.- To znaczy nie ja, ale mogę ci ją załatwić- uśmiechnął się triumfalnie
   - Możesz załatwić dla mnie prace?- chciała się upewnić. Przytaknął.
   - Skończyłaś studiować muzykę, więc uznałem, że jak najbardziej się nadajesz.
   - Mówisz mi to ot tak z dobroci serca czy coś chcesz w zamian?- była bardzo podejrzliwa. Po Danny'm Holland'zie można było się wszystkiego spodziewać.
   - Nic za to nie chcę- wzruszył ramionami. Emilia zaczęła się zastanawiać czy mówi serio, czy nie.- No może tylko twoje wybaczenie- mrugnął okiem.- Jest to posada nauczycielki śpiewu w jednej z niewielkich szkół muzycznych w Nowym Jorku. Nie jest to na długi okres czasu. Najdłużej na jakieś dwa miesiące. Na zastępstwo.
   Emilia chwilę się zamyśliła. Nie spodziewała się takiej wiadomości od Danny'ego. Dopiero miała się zabrać za szukanie pracy, a tu ona sama do niej przyszła. Było to jej na rękę, jednak miała lekkie obawy co do intencji mężczyzny.
   -Danny, powiedz od razu, czego chcesz?- postanowiła grać w otwarte karty.- Nie wierzę, że chcesz załatwić mi pracę dla wybaczenia.
   Popatrzył na nią jak na idiotkę.
   - A czy ja muszę coś chcieć w zamian?
   - A nie chcesz?- podniosła jedną brew do góry.
   - Nie- odpowiedział jakby to była najoczywistrza rzecz na świecie.- Tylko twoje wybaczenie.
   - Mówisz mi o tej pracy ot tak?- nie mogła uwierzyć.
  - Dokładnie tak, Emily. Chcę pokazać, że się staram i cie przeprosić po prostu. Kolejny raz. Poza tym dzięki mnie tej pracy nie dostaniesz. Sama musisz pójść tam i porozmawiać z odpowiednimi osobami.
   - Dobra.. - podrapała sie po karku.- Dzięki, że mi powiedziałeś- uśmiechnęła się blado.
   - Polecam sie na przyszłość- uśmiechnął się.- Daj mi znać, czy dostałaś tą robotę czy nie- puścił jej oczko.
   - Spoko- bąknęła.
   - Będę wracał już do pracy- zerknął w stronę drzwi.
   - Odprowadzę cię- ruszyli w stronę holu. Kiedy Danny otwierał frontowe drzwi, w ostatniej chwili się odwrócił.
   - Wyślę ci sms`em adres tej szkoły i nazwisko tego całego dyrektora- kąciki jego ust powędrowały do góry.
   - Dobrze. Jeszcze raz dziękuję- szczerze sie w duchu ucieszyła, że sama nie musiała szukać pracy. Zostało jej tylko pójść w odpowiednie miejsce i porozmawiać z odpowiednim człowiekiem. Bała sie jedynie, że ją stamtąd pogonią, ponieważ nie ukończyła pedagogiki, a jedynie muzykę.
   Po tym jak zamknęła po swoim gościu drzwi, poszła do swojego pokoju i napisała do Lucie wiadomość, w której dała znać, że niedługo pójdzie na rozmowę o pracę. Przyjaciółka pożyczyła jej szczerze szczęścia.
   Emilia położyła sie na swoim łóżku i  zaczęła zastanawiać się nad swoim życiem. Miała wszystko, o czym nie jedna osoba marzyła, ale nie czuła się szczęśliwa. Wiedziała, że czegoś jej brakuje. Co z tego, że jej rodzice byli bardzo bogaci, skoro ona chciała sama na siebie zarabiać? Chciała zobaczyć jak to jest utrzymywać sama siebie. Chciała chociaż raz w życiu zrobić coś jak normalny i przeciętny człowiek. Nigdy wcześniej nie było jej to dane, jedynie kiedy mieszkała przez rok w Polsce. W Nowym Jorku przed swoim wyjazdem chodziła do szkoły, ale miała indywidualne lekcje. Nie miała znajomych, normalnych przerw, nigdy nie odpisywała lekcji od nikogo, nie uczyła sie ściągać, nie miała swojej młodzieńczej, klasowej miłości, nie popadała w konflikty z rówieśnikami, nie chodziła na żadne imprezy szkolne... Wszystko to ją ominęło. Dopiero po swoim powrocie z Polski poszła normalnie do szkoły, miała znajomych. Wtedy poznała życie szkolne w Nowym Jorku. Zmieniło się jeszcze to, że nie chodziła juz do polskiej szkoły, jak to było wcześniej. Swoją naukę polską zakończyła,  wracając z ojczystego kraju na stałe. Czasami żałowała, że nie ukończyła tej szkoły, ale wtedy była tak szczęśliwa, że pójdzie do szkoły muzycznej, że nawet o tym nie myślała.


***


   Kilka dni później Emilia siedziała w swoim samochodzie, który kierowała pod adres podany przez Danny'ego. Od samego rana targały nią przeróżne emocje: stres, strach, ale też podekscytowanie. Pojazd zatrzymała na jednym z parkingów. Zgasiła silnik, odpięła pasy bezpieczeństwa i otwierając drzwi, sięgnęła po swoją dość dużych rozmiarów torebkę. Zasunęła samochód, używając do tego pilota i wyprostowała na sobie swoją pastelową, rozkloszowaną spódniczkę przed kolano. Westchnęła i ruszyła w stronę budynku. Nad wejściem widniał napis: "Szkoła muzyczna Pierwszego Stopnia nr. 2 w Nowym Jorku". Emilia popchnęła drzwi i znalazła się na głównym korytarzu.
   Podłoga wyłożona była szaro-czarnymi płytkami, a na ścianach widniała kremowa farba. Na jednej z nich wisiała dość dużych rozmiarów gazetka, a na niej różne aktualności. Podeszła do niej i zaczęła studiować poszczególne informacje, szukając tej, która ją interesowała. Po jakimś czasie doczytała, że gabinet dyrektora, do którego miała sie skierować, znajdował się na drugim piętrze. Danny dzwonił wcześniej i załatwił Emilii tą rozmowę. Znał sie z tym facetem. Spojrzała na zegarek. Zostało jeszcze trochę czasu do dzwonka, kiedy to wszyscy uczniowie opuszczą sale. Rok szkolny niedawno się zaczął. Dzieci wyglądały tak bardzo świeżo, wracając do szkolnych murów. Emilia nie mogła uwierzyć, że jeszcze zaledwie rok temu sama szła ostatni rok do szkoły.
   Kobieta skierowała się w stronę szerokich schodów. Zaczęła stawiać stopy na kolejnych schodkach, aż znalazła się na pierwszym piętrze. Kiedy już miała zacząć wchodzić na kolejne, usłyszała zza jednych z
drzwi najpierw fortepian, a później dziewczęcy głos. Brzmiał jak głos anioła. Był delikatny, można by było powiedzieć, że słodziutki. Jego właścicielka doskonale trafiała w dźwięki. Emilia szczerze się
zaciekawiła i podeszła do drzwi, zza których słychać było fortepian i głos. Lekko uchyliła drewnianą powłokę i wystawiła zza niej głowę. Rozejrzała się. Samo pomieszczenie nie było zbyt duże, jednak na tyle
duże, żeby na samym środku zmieścił się czarny instrument. Dziewczyna, na nim grająca, odwrócona była do drzwi tyłem. Miała krótkie, kasztanowe włosy, a sama jej sylwetka, która ukryta była za jeansami i granatową bluzką, wskazywała na to, że dziewczyna mogła mieć jakieś dwanaście może trzynaście lat. Mimo tego niewątpliwe było, że posiadała bardzo piękną barwę głosu. Emilia nie mogła się nasłuchać. Nawet nie zorientowała się, kiedy dziewczyna przestała grać i śpiewać. Zauważyła to dopiero wtedy, gdy szatynka odwróciła się i zamarła na widok Emilii, stojącej w drzwiach.
   -Em, cześć- powiedziała zmieszana Zielonka. Głupio się poczuła, że ją tak podsłuchiwała.- Przepraszam, ale usłyszałam jak śpiewasz i nie mogłam się powstrzymać- zaczęła tłumaczyć.
   - C...czy ty jesteś Emily Zielonka?- dziewczyna nawet mówiąc miała śliczny głos.
   - Tak, to ja- uśmiechnęła się lekko.
   - O, Boże! Naprawdę?- nie czekała na odpowiedź.- Zawsze chciałam cię poznać, spytać o kilka spraw..- była bardzo podekscytowana.
   - Naprawdę?- Emilia szczerze się ucieszyła.
   - Oczywiście. To dzięki tobie postanowiłam spróbować swoich sił w szkole muzycznej- Emilia poczuła wielką dumę.
   - Bardzo się cieszę. Jak masz na imię?
   - Jenifer.
   - Bardzo mi miło- weszła w gląb pomieszczenia.- Wiesz.. z chęcią bym z tobą porozmawiała, ale idę na rozmowę o pracę..
   - Będziesz tu pracowała?- jej oczy powiększyły swoje rozmiary.
   - Mam nadzieję, że tak- jej uśmiech stał się szerszy.
   - Nie mogę uwierzyć... Ja... ja byłam na twoich występach i w ogóle. Jesteś moim wzorem.
   - Naprawdę mi miło- Emilia poczuła w sercu takie dziwne ciepło. Była najnormalniej w świecie dumna, że jest dla kogoś wzorem. Nie spodziewała sie tego. Wiedziała, że ma kilku fanów, ale to nie to samo co poznać kogoś takiego osobiście.
   - Naprawdę z wielką chęcią bym z tobą porozmawiała, ale nie mogę się spóźnić- uśmiechnęła się przepraszająco.
   - Rozumiem- dziewczyna posmutniała.- A...- zawahała się.- Mogłabym cię przytulić?- lekko sie zaczerwieniła.
   Emilia szeroko się uśmiechnęła.
   - Jasne- rozłożyła ręce, a dziewczyna dość szybko znalazła się między nimi.
  Kiedy się od siebie oderwały, Emilia wprost nie mogła znieść widoku Jenifer.
   - Nie smuć się tak- poklepała ją lekko po ramieniu.- Może kiedy skończę tą całą rozmowę, mogłabym z tobą zamienić kilka zdań?
   Dziewczyna w jednej sekundzie uśmiechnęła się na całą szerokość.
   - Mogłabyś?- spytała z niedowierzeniem.
   - Oczywiście- widziała jak zależało dziewczynie.
   - Więc będę tutaj czekała- Jenifer usiadła przy fortepianie, zakładając nogę na nogę.
  - To może trochę potrwać, więc może lepiej by było gdybyś po prostu tu przyszła o jakiejś umówionej godzinie...
   - Nie. Ja tu zostanę- powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu.
   - Naprawdę?- Emilia była niemało zaskoczona. Nie spodziewała się, że ktoś będzie tak bardzo chciał z nią rozmawiać. Bo w końcu kim ona była? Córką byłej modelki i bizmesmena, która nic nie wniosła do show
biznesu. Jedynie skończyła szkołę muzyczną, a media i tak się nią interesowali. Mięli ją na oku, bo doskonale wiedzieli, że Kamil chce oddać jej swoje firmy.
   - Jasne, że tak- uśmiechnęła się jeszcze szerzej.- Nie pozwolę, żeby taka okazja przeszła mi koło nosa.
   - A twoi rodzice nie będą się martwili, że cię nie ma?
   - Mogę wracać, kiedy chcę- wzruszyła ramionami.
   - Zgoda. W takim razie do zobaczenia- Emilia odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę drzwi.
   - Ale przyjdziesz, prawda?- usłyszała za plecami, gdy już miała wychodzić.
   Odwróciła się przodem do Jenifer, która w dalszym ciągu siedziała na swoim miejscu.
   - Przyjdę- zapewniła. Nie mogłaby postąpić inaczej.
   Jenifer skinęła głową. Emilia uznała ten moment za odpowiedni na wyjście. Kiedy wchodziła po schodach na drugie piętro, myślała o ślicznej brunetce z twarzą anioła. Emilia odnalazła drzwi, na których wisiała tabliczka z imieniem i nazwiskiem dyrektora i zapukała.
   Usłyszała donośne "Wejść!", więc nacisnęła klamkę i wślizgnęła się do środka.
   Pomieszczenie było urządzone w kolorach brązu i kremu. Z prawej strony rozciągały się półki z książkami, a z lewej stała kanapa i stolik. Naprzeciwko drzwi umieszczone zostało biurko, za którym urzędował starszy mężczyzna z łysiną, a za nim rozciągało się okno. Dyrektor miał na sobie czarny garnitur, białą koszulę i krawat. Kiedy Emilia pojawiła się w drzwiach, podniósł wzrok znad papierów, którymi właśnie się zajmował.
   - Dzień dobry- przywitała się Emilia.- Jestem Emily Zielonka i byłam...
   - Tak, wiem- przerwał jej, podnosząc rękę.- Proszę usiąść, panno Zielonka- wskazał krzesło po drugiej stronie biurka. Emilia usiadła, zakładając nogę na nogę.
   - Chce pani uczyć w naszej szkole w zastępstwie?- przytaknęła.- Ma pani kwalifikacje, jakieś doświadczenia?
   - Skończyłam studia muzyczne, potrafię grać na gitarze, fortepianie lub pianinie, więc myślę, że bym się nadawała- wyciągnęła z torby swój dyplom ukończenia studiów.
   - Rozumiem. Pracowała już pani?
   - Nie- pokręciła przecząco głową.- Skończyłam szkołę w tym roku.
  - Więc nie pracowała pni z dziećmi ani nastolatkami?- podniósł jedną brew do góry.
   - Nie- powtórzyła. Poczuła, że właśnie traci tą posadę, kiedy dyrektor tak dziwnie się na nią popatrzył.- Ale bardzo dobrze dogaduje się z dziećmi. Tymi starszymi też- dodała. Pomyślała, że nie ma nic
do stracenia.
   - Co ma pani na myśli?- oparł się na łokciu.
   - Mam siostrzeńców, z którymi mam świetne kontakty, z tymi starszymi dziećmi też się dogaduję.
   - Dobrze...- zaczął z każdej strony oglądać dyplom.- Z wyróżnieniem-  mruknął sam do siebie. Emilia uśmiechnęła się pod nosem.- Dlaczego chciałaby pani u nas pracować?
   Emilia chwilę się zastanowiła. Przecież nie mogła powiedzieć, że szuka byle jakiej pracy, żeby tylko zarabiać własne pieniądze. Musiała zdobyć tą posadę.
   - Od zawsze kochałam muzykę- odpowiedziała wreszcie.- Kiedy poszłam do szkoły muzycznej, byłam wniebowzięta. Ukończyłam ją z wyróżnieniem. Chciałabym podzielić się swoją pasją i nauczyć coś
innych. Każdemu się wydaje, że muzyka jest prosta, bo co to śpiewanie... Ale to się tylko tak wydaje. Muzyki też trzeba się uczyć. Umieć trafiać w dźwięki, grać coraz lepiej na instrumentach. Udoskonalać... tak naprawdę wszystko. A to nie zawsze jest łatwe- rozgadała się. Dyrektor słuchał ją uważnie.- Muzyka to także teoria, która pomaga to wszystko zrozumieć. Ale nie można jej wykuć na pamięć. Trzeba ją także zrozumieć i myślę, że ja potrafię to wszystko przekazać młodemu pokoleniu. W końcu jeszcze nie tak dawno sama się tego uczyłam- zamilkła. Nie wiedziała, co jeszcze może dodać.
   Dyrektor patrzył na nią jeszcze przez chwilę, nie zmieniając swojej pozycji. Emilia zaczęła się zastanawiać, czy może nie jest brudna, czy coś...
   -Interesujące- mruknął.- Rozumiem, że pedagogiki pani nie skończyła?- oddał jej dyplom, który włożyła do swojej torebki.
   - Nie- pokręciła przecząco głową.
   - A to szkoda... Skontaktujemy się z panią- wstał.  Emilia popatrzyła na niego zdziwiona. "To już koniec?"
pomyślała. Także się podniosła i zawiesiła torebkę na ramieniu.
   -Dobrze. Proszę o telefon- podała swoją wizytówkę.
   -Zatelefonujemy do pani- zapewnił.
   -Dziękuję. Do widzenia- odwróciła się i wyszła.
   Nie wiedziała, co ma myśleć. Mieli do niej zadzwonić... Ale miała chociaż szansę na tą pracę, czy powiedzieli tak, żeby być mili? Tego nie wiedziała.  Ale postanowiła być dobrej myśli. Schodząc po schodach, prawie zapomniała, że miała spotkać się z Jenifer. Kiedy weszła do odpowiedniego pomieszczenia, dziewczyna siedziała w tym samym miejscu, gdzie była wcześniej i czytała jakąś książkę.
   - Ciekawe?- spytała Emilia, zwracając tym samym na siebie uwagę.
   Jenifer podniosła na nią wzrok i uśmiechnęła się szeroko, zamykając książkę.
   - Jest fajna, ale bardziej chcę porozmawiać z tobą- włożyła książkę do swojej torby.- Przyszłaś.
   - Przyszłam-  potwierdziła.- Przecież mówiłam, że to zrobię. Myślałaś, że cię wystawię?- usiadła obok brunetki, kładąc swoją torebkę przy fortepianie.
   - Szczerze, to nie sądziłam, że dotrzymasz obietnicy- przyznała.- Byłam niemal pewna, że zapomnisz albo specjalnie nie przyjdziesz...
   - Nie jestem taka- zapewniła Emilia.
   - Wiem, ale jednak miałam pewne wątpliwości.
   - W takim razie więcej ich nie miej.
   - Dobrze.
   Chwilę milczały. Ale nie była to krępująca cisza.
   - Ile masz lat?- zaciekawiła się Emilia.
   - W tym roku trzynaście.
   Emilia skinęła, dając znak, że zrozumiała.
   - O co chciałaś mnie spytać? Nie musisz się mnie wstydzić- właśnie takie miała wrażenie.
   - Nie wstydzę się. Po prostu teraz sama nie wiem, o co mam pytać... Chciałabym wiedzieć wszystko.
   - Na przykład?
   - Jak sobie radziłaś kiedy nie mogłaś spełniać marzenia, jakim była muzyka?
   Emilia popatrzyła na nią zdziwiona.
   - Wiem, że twoja mama nie chciała, żebyś chodziła do szkoły muzycznej.
   -Skąd?
   Tego Emilia się nie spodziewała. Przecież nikt prócz rodziny o tym nie wiedział. Ale jednak ktoś jeszcze i możliwe że nie była ona jedyną osobą.
   - Czytałam- Jenifer odpowiedziała na pytanie.
   Emilia nawet nie chciała pytać, gdzie. Często miała dość tego, że wszyscy o niej wszystko wiedzieli.
   - Pamiętaj- zaczęła, patrząc na dziewczynkę.- Zawsze dąż do wyznaczonego sobie celu, spełniaj marzenia, bo są one po to, żeby je spełniać. Możesz w życiu napotkać wiele przeszkód, ale musisz być silna i pokazać wszystkim, że stać cię na wszystko.
   - Mądre słowa- brunetka uśmiechnęła się leciutko.- Powinnam je sobie nagrać- zaśmiała się.
   - Wystarczy, że je zapamiętasz- Emilia odwzajemniła jej uśmiech.
   - Wiesz… Bardzo duo dla mnie znaczy, że ze mną rozmawiasz… Pewnie jesteś zapracowana i w ogóle, a ja ci zabieram czas- zaczęła nerwowo bawić się palcami.
   - Nie- Emilia szybko zaprzeczyła.- Mam dużo wolnego czasu, a rozmowa z tobą to czysta przyjemność.
   - Cieszę się, że bardzo możliwe, będziesz tu pracowała.
   - Też się cieszę i mam szczerą nadzieję, że będę cię uczyła. Zobaczę wtedy jak sobie radzisz..
   - A… Zagrałabyś coś ze mną- zerknęła na fortepian.
   - Oczywiście, że tak- obie poprawiły swoje pozycje.- Na cztery dłonie?
   - Tak… Jeśli chcesz- dopowiedziała szybko.
   - Chcę. Masz coś?- spojrzała na nuty.
   - Może to?- podała kilka kartek.
   Emilia zaczęła je przeglądać.
   - Dolly Suite- mruknęła.- Może być- położyła kartki tak, aby obie je widziały.- Gotowa?- dziewczyna skinęła głową.
   Obie wyprostowały plecy, jak przystało na pianistki i zaczęły grać. Wychodziło im dość dobrze jak na pierwszy raz. Ale nie była to taka sztywna gra. Bawiły się przy tym świetnie. Jenifer okazała się być bardzo dobrą pianistką. Gołym okiem widać było, że miała niewątpliwy talent.
   - Od kiedy grasz?- spytała Emilia, kiedy przestały grać.
   - Od czterech lat- wzruszyła ramionami.
   - Niemożliwe- Emilia była pod wrażeniem.- Dziewczyno, ty masz wielki talent! Cztery lata… to… to teoretycznie mało.
   - Dziękuję. Ty grasz wyśmienicie- dziewczyna lekko się zarumieniła.
   - Ja gram od wielu lat, a ty od czterech. Nie porównuj mnie. Jejku, Jenifer, musisz się rozwijać!
   - Dopóki mogę, będę to robiła- uśmiechnęła się słabo.
   Emilia zesztywniała. Nie wiedziała, czy dobrze zinterpretowała słowa dziewczyny, czy może coś jej się wydawało…
   - Dlaczego, dopóki możesz? Zawsze będziesz mogła.
   -Nie ważne- machnęła ręką. Tak tylko powiedziałam- uśmiechnęła się.
   Emilia udała, że jej uwierzyła, ale nie dawało jej to dość długo spokoju. Zastanawiała się nad tym coraz głębiej, ale nic nie mogło jej wpaść do głowy. Zastanawiało ją, o co chodziło Jenifer… Albo może powiedziała to ot tak? Ale to było niemożliwe. Nie mówi się ot tak takich rzeczy. Na myśl Emilii po pewnym czasie wpadło, że pochodziła z ubogiej rodziny, których nie było stać na jej naukę, ale w takim razie nie chodziłaby do szkoły muzycznej. W grę wchodziło jeszcze stypendium… Emilia postanowiła to przy najbliższej okazji sprawdzić.

-----------------------------------------------------
Tak malutko tego ich spotkania po latach, ale uznałam, że nie będę się w tej kwestii za bardzo rozpisywała, bo to spotkanie nie będzie nic wnosiło do całej historii. Po prostu gdzieś tam w pierwszych rozdziałach wspomniałam coś o tym, więc musiałam gdzieś wsadzić xD Tyle. Bo już nie chciałam robić tak, że planowali, planowali i w ogóle, a tu nic z tego. A więc nici z wątku Dawida i Emilii XD
Do następnego :*

piątek, 5 grudnia 2014

Rozdział 14

   - Pocałował mnie!- pożaliła się Emilia, rozmawiając z Lucie przez telefon.
   - Czekaj, kto? Danny czy Bartek?- nie rozumiała.
   - Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Danny- zaczęła się bawić swoim warkoczem. Leżała na kanapie w salonie, trzymając nogi na oparciu.
   - Powoli. To dobrze czy źle?
   - Lucie! Czy ty w ogóle dzisiaj kontaktujesz? Rozmawiamy od pół godziny, a ty nadal nic nie rozumiesz…
   - Przepraszam. Przecież Kevin i ty to zamknięty rozdział. Więc w czym problem? Jesteś wolna.
   - Ja prawie nie znam tego Danny’ego! Wiem tylko, że jest chamem.
   - To ten co pracuje u twojego taty i przestawił ci samochód?- Lucie zaczęła wszystko kojarzyć.
   - Tak, to ten.
   - Ej, to jeżeli on coś tam do ciebie teges, to może spróbujesz z nim…- nie dokończyła, bo Emilia jej przerwała.
   - Czy ty zwariowałaś?!- krzyknęła.- Tobie przez tą ciąże chyba na mózg siadło.
   - Dlaczego?
   - Czy to nie oczywiste?!- rzuciła z irytacją.
   - No chyba nie. Moja przyjaciółka jest wolna, a odpycha od siebie facetów.
   - Lucie! Ja go nienawidzę, a ty każesz mi z nim być?!
   - Kto się lubi ten się czubi- Lucie zachichotała.
   - Przestań- bąknęła Emilia.
   - Zachowujesz się w tym momencie jak rozpieszczony bachor i tyle- skomentowała.
   - Nie całuję się z każdym facetem…
   - Przecież to on ciebie pocałował. Nie rób z tego jakiejś wielkiej sensacji. Zachowujesz się jakby co najmniej…
   - Zmieńmy lepiej temat- przerwała jej.-  Jak u ciebie?
   - Jednym słowem: masakra. Jestem taka zabiegana, że sobie tego nie wyobrażasz. Teraz jadę do San Francisco na jakąś sesje. Mają mi komputerowo usunąć lekki brzuszek- Emilia się uśmiechnęła.
   - A właśnie, jak się czujesz?
   - Dobrze- odpowiedziała krótko.  Wyczuwalne było, że nie chce rozmawiać o swoim stanie. Ale Emilia nie chciała tak łatwo się poddać. Musiała wyciągnąć od przyjaciółki jakiś informacje. W końcu prawie nic nie wiedziała.
   - Lucie, kim jest ojciec?- poszła po największej linii oporu.
   - Emilka, nie teraz- bąknęła.
   - W takim razie, kiedy? Lucie, musisz w końcu to powiedzieć.
   - Czy to ważne?
   - Nawet bardzo. Lucie…
   - Nie. Proszę cię, nie zaczynaj. Obiecuję, że kiedyś ci powiem, ale nie teraz. Nie jestem gotowa.
   - A kiedy będziesz?
   - Emilia, proszę cię. Powiem ci niedługo.
   - Dobra- dała za wygraną.
   - Muszę kończyć. Mamy postój, a ja muszę koniecznie siusiu- zaśmiała się.- Do usłyszenia wkrótce!
   - Na razie!

   Kiedy się rozłączyły, niemal od razu komórka Emilii ponownie zaczęła dzwonić. Spojrzała na wyświetlacz. Był to jej ojciec. Odebrała.
   - Przywiozłabyś mi, proszę, taką niebieską teczkę? Jest u mnie w gabinecie. Leży na biurku- Emilia podniosła się i poszła do gabinetu ojca i zaczęła szukać teczki.
   - Znalazłam- powiedziała, kiedy w zasięgu jej wzroku pojawił się pożądany obiekt.- Dobra, przywiozę ci ją. Gdzie jesteś?
   - W firmie architektonicznej.
   - Co? Tato, proszę cię- jęknęła.- Tylko nie tam. Może mama niech ci ją przywiezie…
   - Ty jesteś młodsza. Wiesz, że Sara nie lubi wychodzić.
   - Tato…
   - Nic się  nie martw. Danny jest jeszcze przez godzinę na konferencji, więc jak się pośpieszysz, to go nie spotkasz.
   Emilia najszybciej jak potrafiła wyszła z domu, zabierając ze sobą teczkę. Wsiadła do swojego samochodu i ruszyła w stronę firmy. Nie miała najmniejszej ochoty spotkać lub chociażby zobaczyć Dannego z odległości kilkunastu metrów. Jej złość na niego już lekko opadła, ale i tak była zła. Jednak nie było to w żaden sposób porównywalne do jej wczorajszych emocji względem niego. Musiała przyznać. Trochę przesadziła.
   Kiedy tak jechała, zadzwoniła jej komórka. Przeklęła pod nosem. Każdy do niej dzwonił, jakby nie mogli trochę później. Śpieszyła się, żeby zawieść jak najszybciej tą teczkę.
   - Słucham- przyłożyła komórkę do ucha. Przytrzymywała ją  swoim ramieniem.
   - Cześć, Emilka- usłyszała głos Olivii.
   - O, część. Jesteś chyba ostatnią osobą, której telefonu się spodziewałam.
   - No widzisz, potrafię zaskakiwać. Ale dobra, dzwonię, bo mam wiadomość- przeszła do sedna.
   - Bardzo ważną? Bo wiesz, jadę właśnie samochodem i troszeczkę się śpieszę- zmieniła pas ruchu.
   - Dla mnie ważna, nie wiem jak dla ciebie.
   - Dobra, mów, kochana, tylko, proszę cię, szybko i zwięźle- wiedziała, jak bardzo Olivia potrafi się rozgadać.
   - Wyprzedziłam cię i zorganizowałam razem z Justyną to spotkanie naszej paczki.
   - Naprawdę?- Emilia szczerze się ucieszyła. Kompletnie zapomniała, że miała zadzwonić w tej sprawie do ich wspólnej koleżanki.- Świetnie.
   - Tylko zastanawiamy się, czy tobie będzie pasował termin.
   - A jaki to termin?- skręciła w lewo.
   - Za miesiąc. Akurat, będą jeszcze wakacje, więc pomyślałyśmy, że będzie najlepiej. Reszcie pasuje.
   - Skoro każdy się zgodził to i ja się zgadzam. A gdzie?
   - I właśnie tu jest mały problem. Bo, jak się okazało, każdy z nas jest w innym kraju- cicho zachichotała.- I nad tym mamy największy problem.
   - A jakie są propozycje?- wjechała na parking podziemny.
   - No właśnie problem w tym, że żadne. Justyna jest w Polsce, ja i ty w Stanach, Klara mieszka w Szwajcarii, Kuba w Holandii, a Dawid w Niemczech.
   - No to nieźle się porozjeżdżali- Emilia zaparkowała na wolnym miejscu i zgasiła silnik. Odpięła pas bezpieczeństwa i przytrzymując jedną ręką komórkę, drugą wyciągnęła kluczyk ze stacyjki, wzięła teczkę i swoją torebkę, a następnie wysiadła z samochodu. Zamknęła za sobą drzwi i przy użyciu pilota, zasunęła pojazd. Włożyła go z kluczykami do torebki.
   - Właśnie. Może ty masz jakiś pomysł?
   - Ja myślę, że najrozsądniej byłoby, żebyśmy spotkali się  w Polsce. Wtedy każdy z nas musiałby przyjechać i nikt nie byłby wyróżniony.
   - Ale Justyna mieszka w Polsce- Emilia pędziła najszybciej jak mogła w stronę wind. W międzyczasie szukała karty magnetycznej.
   - Ale gdybyśmy zorganizowali spotkanie w innym miejscu, też musiałaby dojechać. Zresztą, nie będziemy się o to chyba sprzeczać, że jedna osoba będzie miała bliżej.
   - Myślę, że to dobry pomysł.
   - Też tak myślę- wsiadła do windy.- Więc, jak? Poinformujesz o naszym pomyśle Justynę, a ona resztę?
   - Dobra. Coś razem wymyślimy.
   - OK. Daj mi znać, jak coś. Na razie- rozłączyła się, kiedy drzwi windy się rozsunęły.
   Wyszła i skierowała się do sekretarki, Samathy, która przywitała ją szerokim uśmiechem.
   - Pan Kamil na chwilkę wyszedł, więc jeśli chcesz możesz poczekać u niego w gabinecie- tak, były na „ty”.
   - Dobrze, dziękuję- Emilia uśmiechnęła się i skierowała swoje ciało do gabinetu ojca.
   Rzuciła teczkę na biurko i usiadła w jego fotelu. Odwróciła go w stronę wielkiego okna, rozciągającego się od sufitu aż po podłogę i patrzyła na Nowy Jork. Lubiła ten widok. Kiedy usłyszała dźwięk otwieranych, a następnie zamykanych drzwi, odwróciła się pewna, że to jej ojciec wrócił. Jakże się myliła.
   - Och, hej- Danny podrapał się po karku.
   Emilia uniosła dumnie głowę.
   - Cześć- wstała, zdmuchując niewidzialny pyłek z bluzki.
   Danny podszedł do biurka Kamila i położył na nim jakieś dokumenty.
   - Co tu robisz?- spytał.
   - Nie twój zakichany interes- burknęła.
   - Emily, przepraszam…- głośno prychnęła.
   - Za każdym razem jak zrobisz coś głupiego, po prostu przepraszasz i myślisz, że wszystko będzie OK.?
   - Nie, ale…
   - Przestań- przerwała mu.- Nie chcę cię słuchać.
   - Emily, ja chcę po prostu…
   - Co?- ponownie mu przerwała.- Przeprosić? Znowu.
   - Chyba od tego powinno się zaczynać, nie sądzisz?
   - Ale ile razy można przepraszać? Dlaczego to zrobiłeś?
   - Bo…- zawahał się.-  Założyłem się z kolegami?
   - Założyłeś się?- Emilia uniosła jedną brew do góry.- A więc, ile jestem warta? A może wygrałeś butelkę wina lub coś w tym stylu?
   - Przestań.
   - Co, przestań? A więc, jak? Co wygrałeś?
   - Byłem pijany, tak? Jak człowiek jest pijany robi różne głupie rzeczy.
   - A później przeprasza, mam rację? Na tyle, żeby nie myśleć, nie byłeś pijany.
   - Cholera, Emilia, wybaczysz mi czy nie?
   - Nie- odpowiedziała od razu.
   Danny przewrócił oczami.
   - Nie przewracaj na mnie oczami- ostrzegła.
   - Sorry- podniósł ręce do góry w geście poddania.
   Emilia bez słowa ominęła Danny’ego i wyszła z budynku. Nie pobiegł za nią, za co mu w duchu dziękowała. Nie chciało jej się z nim kłócić. Nie mogła pozwolić, żeby jakimś jednym, głupim „przepraszam” wszystko naprawił. Z nią nie było tak łatwo.

***

   Dni 
Emilii mijały dość szybko. Pomagała Corey i Jake’owi w organizowaniu ślubu i wesela. Na przykład pomogła im wybrać kwiaty na udekorowanie i obrusy. Świetnie się przy tym  bawiła. Cieszyła się też, że mogła w jakiś sposób pomóc narzeczonym. Często patrzyła na nich z lekką zazdrością. Zazdrościła im, że mają siebie, kochają się.. Życzyła im szczęścia. 
   Dwa dni po wybryku Danny’ego, do Emilii zadzwoniła Penny i przeprosiła ją za brata. W trakcie całej sceny, była w kuchni i szykowała kolejne przekąski, więc nie wiedziała co się stało, ale kiedy tylko ktoś jej to przekazał, zatelefonowała do Emilii, która zapewniła ją, że przecież to nie jej wina.
   Danny’ego unikała jak tylko mogła, co nie było trudne. Po prostu nie jeździła do firmy architektonicznej.
   Pewnego dnia zadzwoniła do niej Olivia i poinformowała, że razem z Justyną postanowili spotkać się w mieście, w którym mieszka ciocia Asia Emilii, czyli również w miejscu zamieszkania Justyny. Emilia zgodziła się na to. Mogła równocześnie pojechać na spotkanie i odwiedzić Klipków i dziadków. Dla niej było to jak najbardziej na rękę.
   Kiedy nadszedł dzień jej wyjazdu do Polski, cieszyła się jak głupia. Wcześniej nie zdawała sobie sprawy z tego, jak tęskniła za resztą przez te lata.
   Na lotnisko po Emilię przyjechał Krzysztof z dziećmi, które rzuciły się na swoją siostrę cioteczną w niedźwiedzim uścisku.
   - Jak ja za wami tęskniłam- każdo z trójki ucałowała w policzki i mocno przytuliła. Chociaż nie tak dawno się widzieli, stęskniła się za nimi.
   Przywitała się też ze swoim wujkiem.
   W mieszkaniu Klipków, czekała na nich Joanna z obiadem, który wszyscy ze smakiem zjedli.
   Kobiety rozmawiały ze sobą do późna. O wszystkim i o niczym. Emilia kochała właśnie takie rozmowy ze swoją ciocią, która zachowywała się jak jej przyjaciółka. W końcu nie była wcale od niej tak dużo starsza. Dzieliło je jedynie sześć lat.
   Następny dzień, był dniem spotkania się z resztą paczki.
   Porannym lotem do Polski przyleciała Olivia, ale postanowiła zamieszkać w hotelu, chociaż Emilia zaproponowała jej, żeby razem z nią zatrzymała się u Joanny i Krzysztofa. Jednak Olivia nie chciała się nikomu narzucać.
   Już kilka godzin przed spotkaniem Emilia czuła wielkie zdenerwowanie, chociaż nie wiedziała, dlaczego. Przecież byli to jej przyjaciele. Byli. Bała się, że tak, jak większość ludzi, zmienili się nie do poznania.
   Mieli spotkać się w parku, a później gdzieś razem pójść.
   Emilia postanowiła się nie stroić na to spotkanie. Założyła więc zwykłe czarne rurki i granatową bluzkę, a na to zarzuciła szary sweterek, ponieważ wieczór był dość chłodny. Wykonała lekki makijaż i ułożyła włosy tak jak zwykle.
   Ustaliły z Olivią, że ta przyjdzie po Emilię do mieszkania Klipków i razem pójdą do parku. Tak też się stało. O szóstej po południu w  drzwiach mieszkania stanęła Olivia.
  - Gotowa?
   - Tak- Emilia wzięła swoją torebkę, pożegnała się z Aśką, Krzyśkiem i dziećmi, a następnie wyszły.
   Postanowiły pójść pieszo.
   - Denerwujesz się?- spytała Emilia Olivię, kiedy szły w stronę parku.
   - Jasne, że tak. Mamy wszystkich zobaczyć po tylu latach…
   - Ciekawa jestem, czy się bardzo zmienili.
   - Ja też- przyznała, uśmiechając się.
   Weszły przez bramę parkową. Obie zaczęły się rozglądać za jakimiś znajomymi twarzami. Jako pierwszą Emilia zauważyła Justynę.
   - Już są- powiedziała do koleżanki i pociągnęła ją w stronę grupki osób.
   Z każdym krokiem, stawianym w ich stronę, obie denerwowały się coraz bardziej. Kiedy były dość blisko reszty, w ich stronę odwróciła się jedna z dziewczyn- Klara.
   - O, Matko!- pisnęła, podbiegając do kobiet. Zwróciła tym uwagę reszty.- Olivia i Emilia!- rzuciła się na nich w uścisku. Odwzajemniły go.- Cholera! Jak ja was dawno widziałam!
   - My też- powiedziały równocześnie.
   Przyjrzały się swojej koleżance. Nie zmieniła się za bardzo. Jedynymi zmianami, jakie zauważyły były ostrzejsze rysy twarzy. Oprócz tego była niemal identyczna jak dawna Klara. Brązowe włosy z blond końcówkami, sięgające do ramion, drobna figura i dziewczęcy uśmiech.
   - Chodźcie. Czekaliśmy na was- pociągnęła je w stronę reszty.
   - Cześć- obie wymieniły uściski z każdym z zebranych- Kubą, Dawidem i Justyną. Na sam koniec dziewczyny się popłakały.
   - Ja pierdole, dlaczego wy ryczycie?- spytał Dawid, który także mało się zmienił. Wyglądał jak typowy macho i tyle mogły stwierdzić na jego temat. Uważał się za niewiadomo jak pięknego i przez to był bardzo pewny siebie.
   Kuba bardzo wymężniał. Z twarzy zmienił się najbardziej. Miał bardzo męskie rysy, ubierał się o wiele poważniej, co nie było dziwne, w końcu był też też o wiele starszy od tamtego chłopaka sprzed siedmiu lat, miał też lekki zarost na twarzy. Jego ciemne włosy były poburzone, ale każdy mógł się założyć, że po prostu zostały tak wystylizowane. Jego sylwetka także uległa zmianie. Był nieźle umięśniony, co musiało być efektem albo pracy fizycznej, albo wielu godzin spędzonych na siłowni.
   Justyna wciąż miała rude włosy, jedynie zmieniła odcień i skróciła ich długość. Wcześniej były bardzo długie, teraz ledwo dotykały ramion.  
   - Przymknij się- wymamrotała Klara przez łzy.- Ty nie masz w ogóle uczuć. Typowy mężczyzna- przewróciła oczami.
   - Mam uczucia, ale nie potrafię pojąć, że ryczycie, bo się spotkałyście. Ja rozumiem, jakby to było pożegnanie, ale nie jest! No, ludzie! Bez kitu!
   - Dobra, lepiej się opanujmy- powiedziała Emilia, wycierając dłonią łzy z policzków. Cieszyła się, że zrobiła wodoodporny makijaż.
   - Ale się wszyscy zmieniliście- Olivia po raz kolejny obrzuciła wszystkich spojrzeniem.
   - Wy też. Amerykanki wielkie- bąknął Dawid.
   - Niemiec wielki- odpyskowała Olivia, uśmiechając się szeroko.
   Usiedli na jednej z ławek w parku.
   - Jak tam u was?- spytała Justyna, poprawiając swoją bluzkę.- Każdo z was wyjechało, tylko ja zostałam. Pokazałam jaką jestem patriotką- uśmiechnęła się szeroko, pokazując biel swoich zębów.
   -Pff- prychnął Kuba.- A weź z tym patriotyzmem. Spróbuj znaleźć tu pracę, a będzie dobrze. Tylko przez to wyjechałem.
   - Mówcie za siebie z tym patriotyzmem. Ja jestem Amerykanką we wszystkich papierach- rzuciła czarnowłosa.
   - A jak tobie, Klara, układa się życie w Szwajcarii?- spytała Emilia, kierując całą uwagę na brunetkę, siedzącą obok niej.
   - Jestem bardzo szczęśliwa. Mam synka- uśmiechnęła się szeroko.
   - Ooo- kobiety zachichotały.- Dlaczego 
z nim nie przyjechałaś?
   „Typowe kobiety” pomyślał zarówno Dawid jak i Kuba.
   - Został z Samuel’em. To mój mąż- wytłumaczyła.
   - A jak ma na imię twój synek?- dopytywała się Olivia. Chciała jak najwięcej dowiedzieć się o życiu swoich znajomych, z którymi tak długo nie miała kontaktu.
   - Fabio. Ma trzy latka.
   Emilia szeroko się uśmiechała.
   Wtedy pierwszy raz pomyślała, że chciałaby być na miejscu Klary. Mieć męża, dziecko… własną rodzinę. Jednak ze smutkiem musiała stwierdzić, że nie jest to jej dane, jak na razie.
   - Opowiedz coś więcej- zachęciła Olivia.- W ogóle, o każdym z was chcę wiedzieć jak najwięcej- popatrzyła na resztę.
   - Jeśli o mnie chodzi, nie ma co opowiadać- Dawid oparł się o drzewo obok ławki.- Mieszkam sobie w Niemczech, pracuję, szaleję, bawię się jak tylko mogę i to by było na tyle- wzruszył ramionami.
   - A ty, Kuba?
   - Pracuję w Holandii. Mam dziewczynę, z którą mieszkam i nie zamierzam wracać do Polski chyba, że w odwiedziny czy coś w tym stylu- wzruszył niedbale ramionami. Nie byli zbyt rozmowni.
   - Jesteśmy międzynarodowi- zaśmiała się Justyna.- O mnie wiecie wszystko, bo z każdym z was rozmawiałam przedtem. Ale o was dziewczyny- spojrzała na Emilię i Olivię- nie wiemy prawie nic. Och, przepraszam. O Emilce ja osobiście wiem co nieco- poprawiła się.- Podobno masz przejąć te wszystkie firmy twojego taty, tak? Gazety o tym huczały.
   - Ja ich nie chcę, ale ojciec się uparł- odpowiedziała.
   - Ale mów, mów- zachęcała Klara.- Opowiadaj, co tam u ciebie.
   - No cóż… Skończyłam szkołę muzyczną, zerwałam z narzeczonym, to znaczy… w sumie to on pierwszy ze mą zerwał, ale to szczegół. A teraz próbuję jakoś uporządkować swoje życie.
   - Jesteś szczęśliwa?- każdy nagle był bardzo poważny.
   Emilia chwilę zastanowiła się nad odpowiedzią. Sama tego nie wiedziała. Czy była szczęśliwa? Do tej pory myślała, że tak, ale w końcu nie była pewna. Miała wszystko: pieniądze, dom, rodzinę, chociaż rozbitą, mogła podróżować, znała wiele ważnych ludzi… Ale czy to było szczęście? Zdawała sobie sprawę, że nie miała jednej z najważniejszych rzeczy. Nikogo tak bliskiego, jakim był mąż dla Klary czy Justyny. Nie miała nikogo, kto by ją kochał, tak jak ona sobie to wyobrażała. A wcale nie wymagała wiele. Tylko miłości mężczyzny.
   - Myślę, że jestem na swój sposób szczęśliwa- odpowiedziała wreszcie.- Skończyłam szkołę, którą chciałam skończyć…
   - A ja myślę, że nie jesteś do końca zadowolona z życia- swoją opinię wyraziła Klara.
   Klara miała wielką rację. Emilia nie była zadowolona ze swojego życia. Co z tego, że miała pieniądze, willę, która w przyszłości miała należeć do niej, drogi samochód, szofera, drogie ubrania, biżuterię, skoro nie tego oczekiwała od życia? Ona wymarzyła sobie zamieszkać z kochającym mężem i dziećmi we własnym domu, który nie przypominałby willi Zielonków. Mieć ogródek z pięknymi kwiatami, huśtawkę… To bogactwo, w którym żyła, wychodziło już jej bokami. Wiele ludzi właśnie do tego dążyło: do bogactwa. Ona jednak chciała od tego uciec. Tylko był jeden problem: nie umiała. Nie potrafiła ot tak rzucić wszystkiego i przeprowadzić się w nowe miejsce. Całe jej życie było w Nowym Jorku.
   W ostateczności, Emilia sama siebie nie rozumiała. Nie wiedziała, czego chce. I to było najgorsze.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć!
Przepraszam, jeśli komuś to przeszkadza, ale musiałam trochę przyśpieszyć akcję. Jak już kiedyś wspominałam, od kolejnego rozdziału zacznę wcielać w plan moje pomysły, ale wszystko powoli, bo tak od razu się nie da ;)
I PRZEPRASZAM bardzo! Nie jestem nawet trochę zadowolona z tego rozdziału, ale nie miałam już czasu, żeby go poprawić… Mam nadzieję, że przymkniecie na to oko xD
Pozdrawiam! 

piątek, 28 listopada 2014

Rozdział 13

   „On tam mieszka? Ale jak to?” Emilia pytała samą siebie. To znaczyło, że…
   - O! Emily- drzwi wejściowe się otworzyły i jej oczom ukazała się Penny.
   Ubrana była w limonkową sukienkę na ramiączkach, która była rozkloszowana w biodrach, a jej bardzo długie, proste jak druty, czarne włosy spływały po jej ramionach.
   - Cześć, Penny- przywitała się. Nadal była w lekkim szoku.
   - Widzę, że się już poznaliście- uśmiechała się od ucha do ucha.- Lub nie. Mniejsza. A więc, Emily, to mój brat Danny- zatrzymała na nim swój wzrok dłużej.
   - My się już znamy- powiedział mężczyzna. Stał pewny siebie z rękami włożonymi w kieszenie spodni.
   Emilia nie mogła uwierzyć. Znała się z Penny od co najmniej pięciu lat, a teraz dowiaduje się, że jej bratem jest pracownik jej ojca, który tak bardzo ją irytował? Co prawda, w jej domu była tylko raz i mogła akurat wtedy nie spotkać Dannego, ale przecież niemożliwe, żeby świat był aż tak mały. A jednak.
   - Znacie się?- była zaskoczona. Emilia przytaknęła.- A można wiedzieć, skąd?
   - On pracuje w firmie mojego taty- odpowiedziała.
   Danny przechylił głowę w bok i przyglądał się Emilii, a ona miała ochotę dać mu siarczystego liścia. Strasznie ją irytował ten mężczyzna.
   - Ale ten świat jest mały- Penny klasnęła w dłonie.- Wchodźcie już do środka.
  Weszli. Emilia stanęła jak wryta, kiedy zobaczyła wnętrze. Cały dom zamieniony był w jeden wielki klub nocny! Grała klubowa muzyka, stały długie stoły z różnymi przekąskami i napojami, a dalej były dwie lodówki z zimnymi płynami. Po całym wielkich rozmiarów salonie „latały” dyskotekowe światła w kolorach czerwieni, żółci, zieleni i bieli. Ludzie tańczyli, ocierając się o siebie nawzajem, skakali lub popijali drinki.
   Penny została zatrzymana przez grupkę jakichś ludzi, więc Emilia sama ruszyła w głąb domu.
   - Niesamowite- powiedziała na głos.
   - No cóż. Z moim rodzeństwem nie da się inaczej- Danny pojawił się tuż przy jej boku. Od razu odsunęła się od niego o krok.- Mam dwie siostry i brata. Jedną z nich już znasz. Ta szalona to Victoria. Stoi tam- wskazał palcem na dziewczynę, stojącą przed imponującym stosem płyt kompaktowych.
   Ubrana była w wyszywany cekinami top bez rękawów i skórzane spodnie. Wyglądała niesamowicie w kolorach świateł dyskotekowych.
   - Cześć! Victoria- dziewczyna, podchodząc, wyciągnęła swoją chudą dłoń. Uśmiechała się szeroko.
   - Cześć. Emily- uścisnęła jej dłoń. Dziewczyna wyglądała na o wiele młodszą niż Emilia. Mogła mieć jakieś dwadzieścia lat.
   W zasięgu wzroku Emily, pojawiła się Penny. Chciała jak najszybciej odejść od Danny’ego.
   W tej samej chwili rozległ się donośny dzwonek. Victoria poszła otworzyć. Emilia od razu ruszyła w kierunku swojej koleżanki. „Oby tylko jak najdalej od Danny’ego” myślała.
   - Świetnie wszystko urządziłyście- powiedziała do niej.
   - To wszystko moja siostra. To ona  wszystko nakręca. Ma niezły charakterek- przewróciła oczami.
   - Możliwe. Nie znam jej zbyt dobrze.
   - To pewnie ją poznasz. Chociaż nie wiem czy dzisiaj, bo jest dość dużo jej gości i może nie mieć czasu uczepić się właśnie ciebie, ale inaczej nie dałaby ci spokoju.
   - Nie wiem czy mam się cieszyć, czy przeciwnie- zaśmiała się.
   Razem z Penny Emilia poszła potańczyć. Imprezę można było spokojnie uznać za udaną. Muzyka porywała do tańca i wszyscy znakomicie się bawili. Dom wypełniony był gośćmi, ale wcale nie było tłoczno. Na całe szczęście, dla Emilii,  kobieta mało kiedy choćby widziała Danny’ego. Kilka razy przeszedł jej przed oczami. Raz widziała go jak pił piwo z grupką znajomych. Świetnie się bawili. Ciągle się z czegoś śmiali i przedrzeźniali.
   Po jakimś czasie ciągłego tańczenia, Emilia stanęła na uboczu, popijając drinka.
   - Fajnie, co nie?- spytał Danny, podchodząc do niej. Przewróciła oczami, ale nie  było to widoczne w ciemnościach pomieszczenia, gdzie świeciły jedynie światła dyskotekowe.
   - Jest fajnie- odpowiedziała.- Nie wiedziałam, że mieszkasz tutaj razem z Penny.
   - Rodzice nam zostawili ten dom. Mój brat, Oscar, wyjechał z miasta i zostaliśmy tylko my. Penny i Victoria- albo Emilii się wydawało, albo Danny był pijany. Język mu się plątał i musiała bardzo uważnie wsłuchiwać się w jego słowa, żeby go zrozumieć.
   - Ile ona właściwie ma lat?- spytała z czystej ciekawości.
   - Osiemnaście, ale lubi udawać, że ma dwadzieścia trzy- zaśmiał się i zachwiał się z niewiadomych przyczyn. Tak, był pijany.
   - Jest urocza- skomentowała, patrząc na Victorię, która szalała na parkiecie ze swoimi znajomymi. Kiedy zauważyła na sobie wzrok Emilii, pomachała jej nad głowami gości.
   - Ma się rozumieć- stanął naprzeciwko Emilii.
   Patrzył na nią bardzo uważnie. Ściągnęła brwi, nie rozumiejąc, o co mu chodzi. Wyglądał jakby podejmował pewną decyzję. Kobieta w końcu zrozumiała, o co chodzi.
   -N…- zaczęła, ale było już za późno.
   Poczuła wargi Danny’ego na swoich. Całował ją mocno, trzymając ją ręką za szyję, aby mu się nie wyrwała. Emilia okładała go pięściami z całej siły, ale jemu zdawało się to nie przeszkadzać. Nie odwzajemniała pocałunku. Wiedziała, że był pijany, ale to był szczyt wszystkiego. Emilia chwyciła go za policzki i z całej siły odepchnęła. Nareszcie jej się udało. Danny odsunął się od niej i spojrzał jej w oczy.
   - Ty chamie jeden!- krzyknęła na całe gardło. Dopiero wtedy goście zwrócili na nich uwagę. Zamachnęła się i wkładając w to całą swoją siłę, uderzyła go w twarz.
   Tłum ludzi zabuczał. Dla nich było to niezłe przedstawienie, ale ona nie zwracała na nich uwagi. Była za bardzo zbulwersowana. Czuła jak jej ciało płonie z wściekłości.
   - Emily- wybąkał, zaskoczony uderzeniem. Chciał ją złapać za dłoń, ale mu to uniemożliwiła.
   - Łapy przy sobie! Wracam do domu!
   - Odwiozę cię- powiedział spokojnie.
   Emilia prychnęła.
   - W takim stanie?
   - Nie. My też mamy szofera…
   - Dzięki. Wolę pójść pieszo!- zaczęła szukać komórki w torebce, aby zadzwonić po Brandona.
   - Zapomniałaś komórki, prawda?- zgadł.
   - Super!- wydarła się. Nie zwracała najmniejszej uwagi na gości, którzy z zainteresowaniem na nich patrzyli. Zaczęła szukać w tłumie Penny lub chociaż Victorii, ale jak na złość nigdzie ich nie było.- Zajebiście! Odwieź mnie! Proszę bardzo! Mam tylko nadzieję, że ojciec zwolni cię z pracy przy najbliższej okazji, ty podły, obleśny, dupku!
   Danny wywrócił oczami. Zaprowadził Emilię do samochodu. Szła bardzo nerwowo, chcąc być jak najdalej od mężczyzny.
   Sama sobie otworzyła drzwi pojazdu.
   - Ty- pokazała na niego palcem- nigdzie nie jedziesz. Twój szofer mnie odwiezie.
   - Daj spokój. Nie zjem cię.
   - Nienawidzę cię, Holland!- krzyknęła mu w twarz.
   - To dobrze- uśmiechnął się.- Zawsze to jakieś gorące uczucie- puścił jej oczko.
   Emilia myślała, że zaraz straci nad sobą kontrolę. Miała w tamtej chwili ochotę zadusić go za pomocą własnych dłoni.
   - Uczucie?! Ja ci dam uczucie, kiedy tylko porozmawiam z ojcem!
   - Przestań- powiedział z uśmiechem.
   Wyglądał jakby w ogóle nie przejmował się jej słowami. Emilia nie wiedziała, czy zachowywał się tak, bo był pijany, czy po prostu nie miał skrupułów.
   Cała drogę spędzili w ciszy. Emilia nerwowo stukała paznokciami w podłokietnik. Była wściekła, a Danny najwyraźniej był z siebie zadowolony.
   - Żegnam- rzuciła, wysiadając z auta.
   Usłyszała jednak, jak silnik gaśnie. Danny szybko ją dogonił.
   - Przyznaj się, że ci się podobało- mrugnął do niej okiem.
   - Twoje niedoczekanie!- koło nich pojawiło się kilku paparazzich, którzy zaczęli robić im zdjęcia. Emilia przeklęła pod nosem, zasłaniając się torebką. Tylko czekali na jakiś skandal w ich rodzinie.
   Jak najszybciej wbiegła na schody. Już miała otwierać drzwi, kiedy Danny złapał ją za rękę.
   - Zostaw mnie!- wydarła się.-Jeszcze ci mało?!- reporterzy nie przestawali robić im zdjęć.- Masz się do mnie nie zbliżać, zrozumiano?!
   - Dobra- uniósł ręce na znak poddania się.
   Emilia z hukiem zamknęła za sobą drzwi do domu. W holu pojawiła się Sara. Była już w szlafroku.
   - Nie chcę jutro żadnych gazet, czy choćby słowa na temat dzisiejszego wieczoru!- powiedziała ze złością, omijając matkę, która stała jak sparaliżowana. Pomyślała, że jej córkę musiało coś naprawdę zezłościć, bo nigdy taka  nie jest.
   Emilia zaczęła ze złością wchodzić po schodach. Miała ochotę coś rozwalić. Jak on śmiał?!  Kiedy weszła na górę, spotkała w korytarzu Kamila.
   - Jak tam było na imprezie?- spytał niczego nieświadomy. Był dobrze poinformowany. Zawsze wiedział, co dzieje się w domu, a nigdy prawie w nim nie przebywał.
   - Beznadziejnie! Uderzyłam Danny’ego!- krzyknęła. Stanęła przed ojcem. Była tak zła, że pierwszy raz miała ochotę kogoś pobić. A najbardziej Danny’ego.
   - Danny’ego? A więc on tam był?- Emilia przytaknęła.- Ach, tak? A czym ci się naraził?- mówił dość spokojnie, co jeszcze bardziej rozzłościło Emilię.
   - Pocałował mnie!- pożaliła się.
   - Co?- nie mógł uwierzyć.- Czyżby się w tobie zakochał- zakołysał brwiami.
   - Gówno mnie obchodzi czy się zakochał, czy nie! Nie chce go znać!
   - Było aż tak źle?- spytał widocznie rozbawiony Kamil.
   - Tato, zwolnij go.
   - Córciu, nie mogę go zwolnić dlatego, że cię pocałował. Trzeba oddzielać sprawy osobiste od zawodowych.
   - Świetnie! Więc wyjadę na zawsze do Polski, żeby go nigdy w życiu nie spotkać!
   - Nie żartuj sobie. Uspokój się.
   - Jak ma się uspokoić?! On mnie POCAŁOWAŁ, tato! Wiesz co to słowo oznacza?!
   - Naprawdę było aż tak źle?- Kamil się zaśmiał. Dla niego zachowanie córki było mocno przesadzone.
   - Tato! Ja go nawet nie znam! Co więcej, nienawidzę go.
   - Jak możesz go nienawidzić, skoro go nie znasz?- zauważył. Chciało mu się śmiać w głos, ale powstrzymywał się, żeby jeszcze bardziej nie rozzłościć Emilii.
   - Ugh! Idę do siebie- z impetem otworzyła drzwi do swojej sypialni, a następnie tak samo je zamknęła. Rzuciła się na łóżko i zaczęła wyżywać się na poduszce. Musiała coś zrobić ze swoją złością, inaczej rozerwałoby ją to na strzępy.
   Nie mogła uwierzyć, że on to naprawdę zrobił.

--------------------------------
Rozdział taki króciutki. Jakoś tak wyszło. Następny będzie dłuższy, obiecuję ;) W ogóle te rozdziały, które piszę teraz wychodzą bardzo długie, porównując z tymi,
Dziękuję bardzo za szczerość pod ostatnim rozdziałem. Dobrze wiedzieć, co poprawić. Będę się bardzo starała to robić.

Tak sobie ostatnio myślałam i postanowiłam, że muszę gdzieś jakoś wsadzić Bartka xD Dość dawno już był, a ma tu co najmniej dwie fanki xD
Więc już piszę, że niedługo się pojawi! Nie wiem jak i gdzie, ale się pojawi! :D 
Pozdrawiam serdecznie!:*