sobota, 30 maja 2015

Rozdzia 35

   Emilia jęknęła z niezadowoleniem, kiedy promienie słoneczne przedostały się przez zasłony, padając prosto na jej twarz. Przykryła się nakryciem pod same czoło, żeby tylko nie dać się do końca rozbudzić, jednak nic to nie dało. Było za późno. Wiedziała, że nie zdoła zasnąć. Westchnęła, kładąc się na plecach. Odkryła z siebie kołdrę i popatrzyła w biały sufit.
   Powróciła pamięcią do ostatniej nocy i wieczora, kiedy to do bardzo późna rozmawiała z rodziną. Uśmiechnęła się szeroko. Zdawała sobie sprawę z tego, jak wspaniałych ludzi ma wokół siebie. Podparła się na zgiętych łokciach i rozejrzała po niewielkim pokoju dla gości. Chociaż łóżko, na którym spała było dwuosobowe, tej nocy przenocowały na niej cztery osoby. Po kolei: ona, Sara, Filip i Joanna, a na podłodze na starym materacu chrapał Krzysiek. Pozostała dwójka dzieci dzieliła łóżko z dziadkami w pokoju obok. Było im ciasno, ale Emilia nie narzekała. Zawsze mogło być o wiele gorzej. Pidżamy dostali od Krystyny, która trzymała je specjalnie dla gości. Emilii trafiła się zielona koszula z szarym misiem z przodu. Dziękowała sama sobie, że zajęła miejsce od brzegu. Dzięki temu najciszej jak potrafiła wstała z łóżka i na palcach, zgarniając po drodze kapcie i szlafrok, które także dostała, wyszła z pokoju. Dopiero na korytarzu wsunęła stopy w ciapy, założyła na ramiona szlafrok i weszła do kuchni. Reszta jeszcze spała, więc musiała być cicho, żeby ich nie obudzić. Należał się im odpoczynek. Spojrzała na zegarek, wiszący na ścianie. Była dziewiąta rano. Jęknęła. Pomimo, że spała bardzo krótko, czuła się dziwnie wypoczęta. Poprawiając, gumkę, oplatającą jej włosy na czubku głowy, przekręciła kluczyk w drzwiach wejściowych i wyszła na zewnątrz, zamykając za sobą drzwi. Stanęła, kiedy promyki słońca, które nieśmiało wychylały się zza chmur, oświetliły jej twarz. Było trochę chłodno, ale nie przejmowała się tym. Podobała się jej ta cisza, która była wszechobecna. Wolała ją o trylion razy bardziej niż Nowy Jork. Zastanowiła się, czy także tak było wcześniej, zanim straciła pamięć?
   Usiadła na drewnianej ławce przy domu, zaciągając się świeżym powietrzem. Bardzo podobało się jej na wsi. Gdzieś w oddali usłyszała szczekanie psa. Pomyślała, że fajnie byłoby mieć zwierzaka. Problem polegał na tym, że najzwyczajniej się bała. Bała się, że później by się jej znudził lub przestał podobać.
   Sięgnęła dłonią do gumki i ściągnęła ją z włosów, pozwalając, aby kaskadami opadły na jej ramiona. Lekko się falowały, więc wiedziała, że konieczne będzie użycie prostownicy do włosów.
   Siedziała tak, patrząc na kołyszące się lekko pod wpływem niewielkiego wiatru drzewo, dopóki nie usłyszała, że nie jest sama. Odwróciła głowę w lewą stronę. Sara, ubrana w ubrania z poprzedniego dnia, stała parę metrów dalej ze skierowaną głową w stronę, w którą patrzyła przed chwilą Emilia.
   - Bardzo lubiłam to drzewo- powiedziała, nie odrywając od niego wzroku.- Kiedy byłam nastolatką, siadałam na nim i pisałam pamiętnik- popatrzyła na córkę.- Lubiłam czuć się taka wolna, kiedy moje nogi bezwładnie zwisały z gałęzi.
   - Musiało być fajnie- Emilia lekko się uśmiechnęła.
   - I tak też było- popatrzyła tęsknie na wspomnianą grubą gałąź.- Co tu robisz?- usiadła koło niej.
   Emilia wzruszyła lekko ramionami.
   - Nie wiem.. Jakoś ciągnęło mnie tu- przyznała.
   Sara objęła córkę ramieniem, pozwalając, aby ta położyła swoją głowę na jej piersi.
   - Tęskniłam za tym miejscem- wyznała.- Nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy. Dwadzieścia lat w Nowym Jorku to zdecydowanie za dużo.
   -Nie myślałaś, żeby tu wrócić?- Emilia zadarła lekko głowę do góry, aby spojrzeć na matkę. Ta patrzyła przed siebie na starą studnię.
   - Nie- odpowiedziała po chwili.- Nie wiem, czy dałabym radę się odnaleźć. Wiele się zmieniło.. ja się zmieniłam, ludzie się zmienili.
   - Tu jest pięknie. Tak spokojnie. Podoba mi się.
   - Mi także- oparła swoją brodę na czubku głowy Emilii.- Mam nadzieję, że będę tu często przyjeżdżała.
   - Jestem z ciebie dumna, mamo.
   Sara zmarszczyła czoło.
   - Dlaczego?
   - Pogodziłaś się z nimi- na ustach Emilii rozciągał się lekki uśmiech.- To musiało być dla ciebie trudne, ale dałaś radę.
    - Dałam- potwierdziła.- Wiesz… chciałaś, żebym się z nimi pogodziła. Wiele razy mnie prosiłaś, żebym przyjechała tu z tobą, ale ja za każdym razem odmawiałam.
   -Dlaczego?
   - Myślę, że po prostu się bałam. Byłam też za wielką egoistką. Nigdy nie pomyślałam, że oni mogą za mną tęsknić. Raczej wpajałam sobie samej, że mnie nie chcą..
   - To głupie.
   - Teraz to wiem- ich włosy rozwiał lekki wiaterek,który wywołał na Emilii gęsią skórkę.- Nie jest ci zimno?
   - Nie-pokręciła przecząco głową.- Kontynuuj.
   - Kiedyś nazwałaś mnie egoistką przed kamerą- Sara uśmiechnęła się sama do siebie na to wspomnienie.
   - Naprawdę? Dlaczego?- Emilia także się uśmiechnęła. Nie mogła sobie tego wyobrazić.
   - Nie wiem. Chyba wszystko cię za bardzo przerastało- pogłaskała ją po głowie niczym małe dziecko.- Zabierałam cię na pokazy mody i inne imprezy, na które nie chciałaś chodzić, a ja na siłę próbowałam wkręcić cię w show biznes. Tak naprawdę to właśnie ten incydent otworzył mi trochę oczy..
   - Wyjechałam do Polski- szepnęła Emilia.
   - Pamiętasz?- Emilia zadarła głowę, kiwając twierdząco głową.
   - Nie wiem, skąd, ale pamiętam- uśmiechnęła się, pokazując białe zęby.

   Emilia wpatrywała się w czarny mikrofon, który reporter przytknął jej do ust. Kompletnie nie wiedziała, co powiedzieć, bo było okropnie, ale nie było już wyjścia. Musiała powiedzieć to, co każdy od niej oczekiwał.
   - Bardzo fanie jest mieć tak piękną mamę.
   Nim dziewczyna skończyła odpowiadać na pierwsze pytanie, reporter zadawał jej kolejne.
   - Co myślisz o jej letniej kolekcji?
   - Myślę, że niejedna kobieta będzie czuła się w niej o wiele piękniej i kobiecej. Ubrania są przystosowane do każdej grupy wiekowej, co jest bardzo praktyczne- zmusiła się, aby sztucznie się uśmiechnąć.
   - Czy trudno jest jej godzić życie prywatne i zawodowe?
   Westchnęła. Pomimo, że odpowiedziała na tak małą liczbę pytań, miała dość.
   - Jakoś daje radę- odpowiedziała krótko, mając nadzieję, że da tym do zrozumienia mężczyźnie, że ma sobie pójść. Jednak on jeszcze nie zamierzał skończyć.
   - Jakie masz  z nią relacje?- patrzył na nią spod przymrużonych powiek.
   Zamknęła na chwilę oczy i policzyła od dziesięciu w dół. Nienawidziła takich sytuacji. Chciała jedynie sobie spokojnie usiąść i przeczekać kilka nudnych godzin.
   - Takie jak każda matka z córką- powiedziała.
   - Śmiem sądzić, że tak nie jest. Kilka razy przyłapano was na kłótniach. Wytłumaczysz się z tego jakoś? Często się kłócicie? Dlaczego?
   Z prędkością karabinu maszynowego próbowała wymyślić dobrą odpowiedź, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Nie mogła powiedzieć prawdy, to było pewne.
   - Jest egoistką, myślącą jedynie o swoich pokazach mody, a rodzinę ma daleko w poważaniu - kiedy to powiedziała, zdała sobie sprawę, że wypowiedziała na głos swoje myśli, czego nie miała w planach.
Nie chciała tego powiedzieć!

   - Bardzo się cieszę, że pamiętasz- Sara pocałowała ją w czoło. Następnie posmutniała.
   - Coś się stało?- zmartwiła się.
   - Ja..- zawahała się. Wiedziała, że musi jej powiedzieć prawdę, ale bała się. Nie chciała popsuć ich stosunków, które nigdy jeszcze nie były lepsze.- Okłamałam cię. Bardzo cię przepraszam.
   - W związku z czym?
   - Twoimi studiami- Sara czuła się strasznie. Nie rozumiała samej siebie, dlaczego chciała tak perfidnie okłamać córkę. Teraz tego żałowała.- Kochasz muzykę. Nigdy nie chciałaś być prawnikiem.
   - Domyśliłam się- powiedziała Emilia.
   - Naprawdę? I nie jesteś zła?
   - Nie jestem- Emilia podniosła się do pozycji siedzącej.- Tylko nie rozumiem powodu twojego kłamstwa.
   - Sama tego nie rozumiem- pokręciła głową.- Ale dziękuję, że nie jesteś zła.
   Normalnie Emilia pewnie wywołałaby kłótnie z matką, ale teraz wszystko było inne. Ona sama była inna chociaż nie do końca zdawała sobie z tego sprawę.
   - Chodźmy lepiej do środka. Jest chłodno- Sara wstała, ciągnąc za dłoń córkę.
   Była modelka czuła się, jakby ktoś po tylu latach zdjął jej klapki z oczu. A tym kimś była Joanna. Przedtem nie dostrzegała tylu ważnych i istotnych spraw. Jakoś inaczej postrzegała świat. Teraz nagle wszystko się zmieniło. Nie mogła sobie wybaczyć tylu błędów popełnionych w życiu, że zmarnowała tyle czasu na coś, co tak naprawdę nie było wcale ważne. Od zawsze kłóciła się z Emilią, a dlaczego? Tego sama nie potrafiła zrozumieć. Kłótnie wszędzie się zdarzają, ale między nimi były ciągle. Przez ostatnie lata non stop się mijały. Widziały się, ale nie spotykały. Każda miała swoje życie, prawie nie rozmawiały. Co za nonsens, pomyślała Sara. Dopiero tragedia je do siebie zbliżyła. Dlaczego nie mogło być tak od początku? Bo Sara zajmowała się swoją karierą, która była dla niej wtedy najważniejsza.
   Niestety czasu nie da się cofnąć, o czym każdy wie. Wiele osób chciałoby wrócić do przeszłości, naprawić swoje błędy, ale tak się nie da. Teraz tylko nasuwa się pytanie, czy to miałoby sens? Może kiedy nie popełnilibyśmy tych wszystkich błędów, nasze życie wyglądałoby całkiem inaczej, ale niekoniecznie lepiej. Podobno wszystko dzieje się po coś. Nawet kiedy myślimy, że świat się na nas uwziął, nic nam nie wychodzi, po latach możemy stwierdzić, że dobrze się wtedy stało, bo teraz spotkaliśmy szczęście.

***

   - Emilciu, popatrz jaki ładny ptaszek!- Julka pociągnęła Emilię za rękę w stronę jednego z drzew, na którym siedział niewielki kolorowy ptaszek.
   Dziewczynka była tak bardzo podekscytowana tym, że go dostrzegła wśród liści, że koniecznie musiała pokazać to Zielonce. Kiedy już napatrzyła się na ptaszka, pobiegła, oczywiście kurczowo trzymając dłoń Emilii, do swoich braci, którzy bawili się na niewielkim placu pośrodku czegoś, co przypominało park, znajdujący się na końcu wsi. Może lepiej byłoby to określić jako zagajnik?
   Wszyscy wybrali się na spacer po okolicy, rozmawiając na przeróżne tematy od samego wyjścia z domu. Nie przeszkadzało im, że ludzie patrzyli na nich z ciekawością wymalowaną na twarzy, może trochę dezorientacją, że firanki mijanych domów co jakiś czas się poruszały, zdradzając przy tym gapiów. Nic się nie liczyło tylko to, że nareszcie są razem.
   - Jestem taka szczęśliwa, że wszyscy tu jesteśmy- Krystyna powtórzyła to po raz setny w ciągu ostatniej godziny.- Teraz mogę spokojnie umierać.
   - Hej, hej, mamo. Powoli. Niech ci się nigdzie nie śpieszy,dobrze? Nie mam zamiaru jeszcze się z tobą żegnać- zaoponowała Joanna.
   - Przecież żartuję- uspokoiła ją.
   Szła, trzymając męża pod ramię. Sara niemalże z dumą na nich patrzyła. Pomimo tylu lat spędzonych wspólnie, nadal tak bardzo się kochali. Bardzo rzadko można spotkać taką miłość, którą ta dwójka się obdarowywała. Była modelka zatęskniła za Kamilem. Chociaż nie okazywali sobie tyle miłości, ile powinni, pewnie nawet aż tak się nie kochali, zajęci swoimi karierami, kobieta na swój sposób go kochała, a teraz bardzo tęskniła. Cieszyła się, że kiedy Emilia dorastała miała chociaż ojca, który o wiele lepiej się z nią dogadywał niż ona. Był taki okres w jej życiu, że żałowała, iż zdecydowała się przejąć na siebie taki obowiązek jakim była Emilia. Ale później patrzyła na nią i cieszyła się ze swojej decyzji.
   - Ostatnio dużo myślałam- powiedziała Krystyna, patrząc na roześmianą Emilię i wnuki, biegające kilka metrów od nich. Zaśmiała się, kiedy najstarsza wnuczka porwała na ręce najmłodszego chłopczyka i zrobiła mu „samolot”. Widziała, jaka szczęśliwa była.
   - Każdy dużo ostatnio myśli- wyprostowała Joanna, która szła ramię w ramię z siostrą. Jej mąż pojechał zaraz po przebudzeniu do pracy.
   - Mówimy, że jesteśmy teraz tacy szczęśliwi, bo jesteśmy wszyscy razem…- spojrzała na córki.- Ale nie jesteśmy.
   Na początku nie zrozumiały. Popatrzyły na matkę zdezorientowane, a następnie na siebie. Dopiero kiedy powędrowały wzrokami w kierunku, w którym patrzyła ich matka, zrozumiały. Patrzyła na śmiejącą się w głos Emilię, która akurat bawiła się w berka z dziećmi, dając im fory.
   Zapadła krępująca cisza. Nikt od wielu lat nie mówił na ten temat, sprawiając, że każdy zapomniał. Ale jak się okazało, Krystyna wciąż pamiętała.
   - Zastanawiam się, jakby to było gdyby ona tu była..
   - Mamo, nie warto o tym myśleć- Sara podeszła do matki, obejmując ją ramieniem.- Nie warto- szepnęła. Poczuła wilgoć na bluzce. Krystyna płakała.- Mamo, nie warto. Proszę cię, nie zadręczaj się.
   Dołączyła do nich Joanna.
   - Mamo, nie płacz. To było dawno- powiedziała, kładąc dłoń na plecach matki. Spojrzała na Juliana. Trzymał żonę za dłoń.
   - Nigdy się nie zastanawiałyście?- spytała staruszka.
   Siostry spojrzały na siebie, a następnie ich głowy odwróciły się w stronę Emilii. Zobaczyła, że na nią patrzą, więc pomachała im dłonią z szerokim uśmiechem na twarzy, pozwalając, aby Julka wskoczyła jej na plecy. Bawiła się z nimi jakby sama była dzieckiem.
   - Dawno temu- przyznała Sara.- Ale teraz to nie jest ważne. Jesteśmy razem i tylko to się liczy.
   - Ale bez niej- dopowiedziała Krystyna, odsuwając się od wszystkich.- Wrócę do domu, ale wy pochodźcie jeszcze.
   - Tylko za dużo nie myśl- poprosiła matkę Sara, uśmiechając się smutnym uśmiechem.
   Obie córki zaakceptowały decyzję matki o powrocie do domu. Wiedziały, że powinna teraz pobyć sama. Zawsze tak było.
   - Ja też wrócę z Krysią- Julian wytarł czoło chusteczką.- Żeby nie była sama w domu- dopowiedział szeptem córkom.
   - Jasne. Idź- powiedziały, patrząc jak dwie postacie się od nich oddalają.
   Popatrzyły na siebie smutno. Ten temat nie był w ich rodzinie poruszany od bardzo dawna, więc zdziwiły się, że akurat dzisiaj padł.  Obie westchnęły, podchodząc żywym krokiem do swoich dzieci.
   - Kto ma ochotę na ciastka?- spytała Joanna, wciągając pudełko smakołyków z torebki.
   Dzieciaki podbiegły do niej, wykrzykując radośnie. Sara w tym czasie podeszła do Emilii, która, oddychając jakby przebiegła maraton, stała wciąż kilka metrów dalej.
   - Moja kondycja jest straszna- skomentowała z szerokim uśmiechem.
   Sara odwzajemniła jej uśmiech. Tak bardzo ją kochała i nie wyobrażała sobie, że mogłaby ją stracić w tym wypadku..
   - Muszę koniecznie zacząć biegać wieczorami. A ty, mamo, musisz tego dopilnować niczym, pilnując mnie, żebym odrobiła lekcje- zaśmiała się.
   Sara także wydała z siebie coś na kształt śmiechu, ale miała ochotę zacząć płakać. Nigdy nie pilnowała Emilii, żeby odrabiała lekcje, nie uczyła jej pisać ani czytać, nie oglądała jej rysunków z przedszkola. Wszystko to robiła niania, a później jedynie nauczyciele. Sara była dumna z Emilii, że sama chciała się uczyć i pilnowała, żeby wszystko było odrobione. Sara nie mogła sobie tego wybaczyć. Miała ją jedną i nawet nie uczestniczyła w jej życiu.
   - Nie jest ci potrzebne bieganie- zauważyła.
   - Ale dla zabicia czasu będę mogła od czasu do czasu pobiegać, prawda?- nie oczekiwała odpowiedzi.- Jeżeli mi się będzie chciało oczywiście. Czy przed wypadkiem byłam leniem?- spytała, marszcząc zabawnie nos.
   - Raczej nie- Sara głębiej się zastanowiła i zdała sobie sprawę, że prawie nie znała własne córki.- W szkole dobrze sobie radziłaś na wychowaniu fizycznym- wzruszyła lekko ramieniem.
   - No, a od kiedy skończyłam szkołę,trochę minęło- zachichotała.
   - Emilka, ścigamy się?- podbiegł do nich Filip, kończąc konsumowanie ciastka z kawałkami czekolady. Kobieta spojrzała nad jego ramieniem. Julka już biegła w ich stronę, a Szymon był torturowany przez Joannę, która chciała za wszelką cenę wytrzeć go chusteczką higieniczną z pozostałości czekolady.
   - Jasne, że się ścigamy, mistrzu!- przybiła mu „piątkę”.- Wybacz, mamo, obowiązki siostry ciotecznej wzywają- uśmiechnęła się szeroko.
   - Idź, idź. Zaraz będziemy wracać- odwzajemniła uśmiech. Nie mogła się napatrzeć na taką odmienioną Emilię.
   Dwudziestopięciolatka ruszyła biegiem razem z Julką i Filipem w stronę jednego z grubych drzew.
   - Tu jest linia startu- położyła w poprzek długi patyk.- Stąd ruszamy, ok.? A tam- pokazała niedaleki zniszczony plac zabaw.- kończymy. Jasne?
   - Tak!- krzyknęły dzieci, ustawiając się w odpowiednim miejscu.
   - Gotowi? Start!
   Dzieciaki ruszyły, ale ona jeszcze chwilę stała w miejscu, aby dać im więcej czasu. Później bardzo wolnym truchtem ruszyła za nimi. Odwróciła się, aby spojrzeć na matkę i ciotkę, które już siedziały na jednej z ławek i o czymś rozmawiały, co chwile wybuchając śmiechem. Emilia uśmiechnęła się sama do siebie, biegnąc tyłem. Kiedy wykonała obrót o 180 stopni, wpadła na czyjąś klatkę piersiową. Owa osoba wypuściła z dłoni butelkę wody mineralnej, która spotkała się z ziemią.
   - Oh, przepraszam- powiedziała odruchowo Emilia.
   - Przepraszam najmocniej- mężczyzna, na którego wpadła, mówił po angielsku, więc podniosła zaciekawiona głowę do góry, aby na niego spojrzeć.
   - Nic się nie stało. To ja powinnam uważać- także zaczęła mówić w drugim znanym przez siebie języku.
   Mężczyzna był blondynem z kilkudniowym zarostem na twarzy. Niby normalny człowiek, ale było w nim coś co odstraszało Emilię. Czuła nieprzyjemne ciarki w dole kręgosłupa, patrząc w jego ohydne zielone oczy. Jego sam ubiór mógłby niejedną osobę odstraszyć. Miał na sobie czarne spodnie, tego samego koloru bluzkę i bluzę. Był ubrany cały na czarno i dość śmiesznie wyglądał z bladą cerą i krótkimi blond włosami.
   -Nie ważne kto na kogo wpadł- powiedział.- Emily, uważaj na siebie. Nawet nie wiesz, ile niebezpieczeństw jest wokół ciebie.
   Kobieta wyprostowała się. Znał jej imię. Skąd? I o czym mówił?
   - Znasz mnie?
   - Znam- przytaknął.
   - Przepraszam, ale ja ciebie nie pamiętam…
   - Wiem o twojej sytuacji- przerwał jej.- Ale nie znałaś mnie wcześniej, za to ja ciebie znam doskonale.
   Zmarszczyła czoło. Nic nie rozumiała.
   - O co ci chodzi?- spytała z mocno bijącym sercem.
   - Przyszedłem cię ostrzec. Jesteś teraz bardzo łatwym łupem- szerzej otworzyła swoje niebieskie oczy. Łupem?!- Uważaj.
   - Ale..
   Nie pozwolił jej nic powiedzieć.
    - Po prostu mnie posłuchaj- nerwowo odwrócił głowę, patrząc w stronę ulicy, która była nieopodal.- Nie wiesz, ile niebezpieczeństwa jest wokół ciebie- wrócił wzrokiem na jej twarz.- Nie jedna osoba na ciebie… poluje. Pamiętaj.
   Znowu odwrócił głowę. Podążyła za jego wzrokiem. Po drugiej stronie ulicy zatrzymało się czarne BMW. Sceneria kojarzyła się jej z jakimś marnym filmem kryminalnym.
   - Bądź ostrożna- powiedział jeszcze, odwracając się na pięcie. Następnie bardzo szybkim krokiem ruszył w stronę BMW. Emilia nawet jeśli by chciała, nie dogoniłaby go. Patrzyła na niego aż zniknął w czarnym pojeździe i odjechał.
   Nie do końca wiedziała, co właśnie się wydarzyło. Zaczęła się zastanawiać, czy ten mężczyzna i jego przestroga miały coś wspólnego z jej przeszłością? Zrobiła coś? Wpadła w kłopoty? Nic nie wiedziała i to ją denerwowało najbardziej.
  - Emilka przegrała!- usłyszała Filipa.
   Popatrzyła w ich stronę. Całkiem o nich zapomniała. Podbiegła do nich szybkim sprintem.
   - Wygraliście- odwróciła głowę za plecy, aby zobaczyć, czy już nikogo podobnego do tego mężczyzny nie ma.- Wracajmy już- mówiła bardzo nerwowo. Przestraszyła się.
   - Co? Dlaczego?- usłyszała niezadowolenie kuzynów.
   - Musimy już wracać- powiedziała, łapiąc ich za dłonie. Zaczęła iść szybkim krokiem w stronę Sary i Joanny, która w dalszym ciągu o czymś żywnie dyskutowały. Obok nich Szymek wcinał kolejne ciastko.
   Kiedy tylko do nich doszli, Emilia poprosiła, żeby już wracać do domu. Kobiety nie wiedziały, dlaczego Emilii tak zależy na szybkim powrocie, ale zgodziły się. W drodze powrotnej Emilia wciąż nerwowo odwracała się za siebie. Nagle zaczęła się czuć tak, jakby była obserwowana. Nie była pewna, czy to po prostu jej wyobraźnia, czy rzeczywiście tak jest. Serce dudniło jej w klatce piersiowej tak, że miała wrażenie, że wyskoczy jej z piersi. Podskoczyła w miejscu, kiedy usłyszała dźwięk swojej komórki, która poinformowała ją o nowej wiadomości. Drżącymi dłońmi wyciągnęła ją z kieszeni spodni i spojrzała na wyświetlacz. „Nieznany numer”. Przejechała palcem po ekranie, odblokowując urządzenie i kliknęła w chmurkę, aby odczytać wiadomość.
   Zrobiło jej się słabo i poczuła, że robi się blada, czytając słowa. Najgorsze było, że nie miała pojęcia od kogo to może być i co znaczyć. To ją przerastało. Miała ochotę usiąść i płakać z bezsilności. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że nic o sobie samej nie wie. O swojej przeszłości. Zaczęła się bać, że może nawet kogoś okradła, albo co gorsza zamordowała.. Wszystko co najgorsze przychodziło jej do głowy.

Daleko nam kazałaś za sobą jechać. Ale pamiętaj- nie uciekniesz. Wszędzie tam, gdzie ty, jesteśmy my. Pamiętaj, piękna.


---------------------------------------------------------------
Wiecie, co? Jak ja zaczynam się rozkręcać, zdaję sobie sprawę, że powinnam kończyć już tą historię :D To jest bardzo denerwujące. Jeszcze mam tyle do napisania, wyjaśnienia, a zostało mi 5 rozdziałów. Właśnie! Nie pisałam wam jeszcze xd Do zakończenia "Gotta go my own way" pozostało 5 rozdziałów. Postanowiłam zakończyć to opowiadanie na takiej równej 40- stce. Więc teraz ostrzegam, rozdziały mogą być bardzo długie, bo nie chcę kończyć, nie wyjaśniając czegoś.
A więc..
SPRAWY ORGANIZACYJNE:
Opowiadanie będzie wynosiło 40 rozdziałów.
Rozdział 36: 5-6 czerwca
Rozdział 37: 12-13 czerwca
Rozdział 38: 19- 20 czerwca
Rozdział 39: 26-27 czerwca
Rozdział 40: 3-4 lipiec

sobota, 23 maja 2015

Rozdział 34

   Lucie spędziła w szpitalu trzy dni. Lilly leżała obok niej w łóżeczku, w różowej czapeczce i kaftaniku, wywijając małymi kończynkami. Na lewym nadgarstku miała tasiemkę z informacją, czyją jest córką.
   - Lilly Emily Seguero- Lucie szepnęła do niej, kiedy leżała w jej ramionach.- Lilly wybrane przeze mnie, Emily ponieważ urodziłaś się w urodziny twojej cioci o tym imieniu i Seguero po rodzinie- pocałowała ją z czułością w czubek głowy.- Witaj w moim życiu.

   Lucie nie czuła się dobrze w szpitalu. Nieustanne płacze dzieci w nocy nie pozwalały jej zmrużyć oczu. Za to w dzień dołował ją widok mężów, odwiedzających swoje żony i dzieci. Przynosili im pluszaki, słodycze, kwiaty, obsypując całusami. Ich stoliki przy łóżkach były pełne prezentów od całej rodziny, a na jej stała jedynie butelka z wodą i miętówki. Odwiedzała ją jedynie Dagmara i Anna od czasu do czasu.
   Do szpitala przyjechał po nią Tomasz wraz z Dagmarą, chociaż nie było to ich obowiązkiem. Jakby tytułem rekompensaty każdy, kogo Lucie znała w Polsce dał jej niewielki prezent dla malucha, a pocztą codziennie przez dwa tygodnie przychodziła paczka od znajomych z różnych stron świata.
   Emilia nie wiedziała o narodzinach swojej imienniczki. Joanna, która wiedziała od Dagmary, powiedziała jedynie Sarze, ale żadna z nich nie poinformowała o tym Zielonki. Uznały, że to byłoby bez sensu, skoro ta i tak nie wiedziała, o kogo chodzi. Postanowiły najpierw doprowadzić do ich spotkania i sprawdzić, czy Emilia będzie coś pamiętała. Mimo to siostry wspólnie wysłały prezent dla Lilly, podpisując się także za Emilię. Były pewne, że gdyby nie wypadek z pewnością byłaby już przy przyjaciółce i pomagałaby jej w miarę swoich możliwości.
   - Lucie- zaczęła nieśmiało Dagmara, pomagając koleżance układać malutkie ubranka w komodzie.- Czy… ojciec Lilly wie o jej narodzinach?- kobieta nie znała historii piosenkarki.
   - Nie- odpowiedziała krótko. Nie była jeszcze gotowa opowiedzieć kolejnej osobie o tym, co przeżyła dziewięć miesięcy wcześniej.- I nigdy się nie dowie- dopowiedziała.
   - Co? Czemu?- brunetka na chwilę zaprzestała swojej czynności.- Myślę, że ma prawo wiedzieć.
   - Nie, nie ma do niczego prawa, a już na pewno nie do Lilly. Ona jest tylko moją córką- wskazała na siebie- i na zawsze tak zostanie.
   Dagmara podniosła obie brwi do góry. Nigdy nie pytała Lucie o pochodzenie ojca jej córeczki, chociaż ciekawość nieraz prawie ją zjadała od środka.
   - Przepraszam, ale nie jestem jeszcze gotowa, żeby powiedzieć cokolwiek więcej- przeprosiła wzrokiem, kładąc na pułce kolorowego misia, którego Lilly dostała od Anny.
   - Dobrze. Rozumiem.
   Wróciły do poprzedniego zajęcia. Lucie spojrzała na córkę, leżącą w drewnianym łóżeczku, które przyniósł Tomasz. Dziewczynka spała niczym aniołek. Była śliczna. Kobieta lekko się uśmiechnęła. Nie mogła uwierzyć, że to małe stworzenie było pod jej sercem. Była niemal gotowa zabić, gdyby była taka konieczność, za swoje dziecko.
   - Wiesz.. w szpitalu dużo myślałam nad przyszłością- zaczęła, odwracając wzrok od dziewczynki. Dagmara dała jej znak, że słucha i żeby kontynuowała.- Nie mogę zostać tutaj długo.
   - Dlaczego? Anka z Tomkiem ci nie pozwalają?
   - Powiedzieli, że mogę zostać, ile chcę…
   - Więc w czym problem?- nie rozumiała.
   - Nie czuję się tu dobrze. Wszyscy jesteście dla mnie bardzo dobrzy i jestem za to bardzo wdzięczna, ale chciałabym być w domu, żeby Lilly wychowywała się tam gdzie ja.. Ale boję się. Boję się tego całego rozgłosu, którego z pewnością nie uniknę, kiedy pokażę się gdziekolwiek z Lilly- posmutniała.
   Lucie regularnie kupowała przeróżne gazety, w których była choćby mała wzmianka na jej temat, a Dagmara tłumaczyła jej artykuły. Zastanawiano się, gdzie zniknęła tak znana piosenkarka i dlaczego, ale nikt nic nie wiedział. Snuli domysły, że może zrezygnowała z kariery albo wyjechała na wakacje, ale do niczego nie byli pewni. Ta sprawa była dla nich jedną wielką niewiadomą. Tak jak Emilia zapewniała, Lucie była bezpieczna tam, gdzie była.
   - Niestety będziesz musiała stawić temu czoło.. Chyba, że powiedziałabyś, że adoptowałaś Lilly..
   - Co? Nie!- podniosła głos. Poczuła się urażona samym faktem, że Dagmarze coś takiego wpadło do głowy.- Nigdy się jej nie wyrzeknę! Ona jest moją córką i tak będę ją przedstawiała!
   - Dobrze, przepraszam. Ja po prostu..
   - Nie ważne. Wiedz tylko, że Lilly jest dla mnie najważniejsza i jak będzie trzeba to zrezygnuję z pracy. I niech sobie ludzie mówią co chcą, ja wiem swoje. Dla niej- kiwnęła głową w stronę kołyski- zrobię wszystko.
   -Podziwiam cię, naprawdę. Ale nie jesteś na mnie zła?
   -Nie- pokręciła przecząco głową. Szybko ochłonęła.
   - Powiem ci coś- brunetka uśmiechnęła się szeroko.- To niespodzianka dla ciebie, ale myślę, że już mogę ci o niej powiedzieć.
    - Mów- pośpieszyła ją zniecierpliwiona.
    - Emilia ze swoją ciocią, Asią i matką są właśnie w samolocie i lecą do Polski- obie uśmiechnęły się na całą szerokość. Niespodzianka się udała. Lucie nigdy by się nie spodziewała, że Emilia przyleci zwłaszcza po tym, co się stało. Kobieta bardzo przeżyła wypadek przyjaciółki, ale nie mogła polecieć do Nowego Jorku ze względu na swój stan. Myslała o niej całymi dniami i nocami, nieraz płacząc w poduszkę. Nie mogła być przy niej, chociaż tak bardzo chciała.

***

   Lot samolotem był dla Emilii niemałym przeżyciem. W końcu nie pamiętała, jakie to odczucie być w powietrzu. Jednak mimo wszystko podróż minęła jej bardzo dobrze. Wyjechały, zostawiając wszystko w rękach Danny’ego. Ufały mu.
   Na lotnisko przyjechał po kobiety Krzysztof z dziećmi, które od razu, kiedy zobaczyły dwie znajome twarze, rzuciły się biegiem w ich kierunku.
   - Emilka! Mama!
   - Jak fajnie, że jesteście!
   - Tęskniliśmy!
   - Tata kupił nam wczoraj lody!
   - A dwa dni temu byliśmy na placu zabaw!
   - I jakiś kotek utknął na drzewie!
  Przekrzykiwali się nawzajem. Aśka opowiedziała co nieco o swoich pociechach w samolocie. Emilia wcale nie czuła się nieswojo. Wręcz przeciwnie. Już pokochała te dzieciaki. Gorzej było, kiedy podszedł do nich mąż Joanny. Żona dzwoniła do niego regularnie, stąd wiedział, że siostry się pogodziły. Każdo z nich było lekko zakłopotane, ponieważ się nie znali. Mężczyzna przywitał się z żoną, Emilią, lekkim uściskiem, z którego szybko wyswobodziła się Zielonka, a następnie stanął przed szwagierką.
   - A więc nadeszła ta chwila- zaczęła Asia.- Poznajcie się. Mój mąż, Krzysiek i siostra, Sara.
   - Cześć. Miło mi cię nareszcie poznać- mężczyzna podał jej swoją dłoń.
   - Mi również. Zdążyłam trochę o tobie usłyszeć- uścisnęła jego dłoń.
   - Mam nadzieję, że same dobre rzeczy- uśmiechnął się.- Chodźmy do samochodu- wziął dwie walizki i wszyscy zwartą grupką ruszyli w kierunku wyjścia.
   - Emilka, pokażę ci moje rysunki!- Julka złapała ją za prawą dłoń. Kobieta lekko się zmieszała, ale szybko ukryła to uczucie. Te dzieciaki ją znały i to nic, że ona ich nie pamiętała. Już w pewien sposób ich pokochała.
   - Dobrze. Z pewnością są śliczne- uśmiechnęła się ciepło do dziewczynki w zielonym płaszczyku.
   - Moje są ładniejsze!- podbiegł do nich Filip, łapiąc ją za drugą dłoń.- Moje też obejrzysz, dobrze? Narysowałem jeden dla ciebie w szkole- spojrzał na nią, zadzierając do góry głowę.
   - Jasne, że tak. Jestem pewna, że wszystkie są piękne- poczochrała mu włosy.
   - Ja mogę ci, Emilciu, oddać wszystkie!
   - Ja też!
   Emilia czuła się jak na jakiejś licytacji. Śmiała się sama do siebie. Dzieci były niesamowite. Jedynie najmłodszy chłopczyk trzymał się ciągle przy swojej mamie, jakby chciał się nią nacieszyć na zapas. Dopiero w samochodzie zaczął przekrzykiwać swoje rodzeństwo opowieściami z przedszkola.
   Farbowana brunetka spojrzała na Sarę, kiedy jechały ulicami miasta, w którym mieszkała rodzina Joanny. Wszyscy zapakowani byli w ich miniwana i nikt nie skarżył się na ciasnotę. Była modelka rozmawiała z siostrą. W rozmowę od czasu do czasu wcinał się Krzysiek, dopowiadając coś od siebie. Tak minęła im podróż.
   Kiedy byli w mieszkaniu Klipków, zostały oprowadzone po każdym pomieszczeniu. Dzieci od razu wzięły Emilię za dłonie i poprowadziły do swoich pokoi, pokazując swoje zabawki, rysunki i książki, z których uczyły się czytać. Kobieta próbowała z całych sił zachowywać się tak, jakby znała ich od zawsze i wcale nie straciła pamięci. Po jednym dniu spędzonym razem po prostu pokochała ich tak jak kochała przed wypadkiem. Jedynie w obecności Krzysztofa czuła się nieswojo, ale miała nadzieję, że wkrótce się to zmieni. Sara przez cały czas rozmawiała z siostrą na przeróżne tematy i Emilia szczerze się dziwiła, że nie brakuje im tematów. No ale w końcu miały do nadrobienia ponad dwadzieścia lat. Joanna pokazywała siostrze albumy ze zdjęciami, które z chęcią oglądała też Emilia i opowiadała różne historyjki rodzinne. Sara, podobnie jak jej córka, najgorszy kontakt miała z Krzysztofem, ale starała się z całych sił to zmienić. Wszyscy znaleźli się w dziwnej sytuacji. Sara poznała męża swojej siostry, a Emilia nikogo nie pamiętała. Mimo to czuła się jak w domu.
   Już następnego dnia wszyscy wsieli do samochodu Klipków i pojechali do rodziców Sary i Joanny. Tego spotkania była modelka bała się najbardziej. Po tylu latach milczenia miała zobaczyć swoich rodziców.. Przez ostatnie dwadzieścia lat myślała o nich sporadycznie. Unosiła się dumą i wmawiała sama sobie, że cała zaistniała sytuacja to tylko ich wina. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, jaką egoistką była. Uważała, że musi stać się jak najbardziej sławna, bogata, żeby utrzeć nosa rodzinie, żeby zobaczyli, jak silna jest, ale to były tylko pozory. Sara na swój sposób była odważna, w końcu przez tyle lat żyła w show biznesie, ale nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jaka słaba była. Wystarczył przyjazd siostry, żeby tak bardzo zmieniła patrzenie na życie. Wystarczyło kilka rozmów, żeby postanowiła przylecieć po tylu latach do rodzinnej miejscowości. Wystarczyło kilka chwil przemyśleń, żeby zdjęła klapki z oczu i zrozumiała, że rodzina jest najważniejsza. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że do tej pory tego nie doceniała. Zaczynała zauważać, jak dużo szczęścia ją spotkało podczas tych wszystkich nieszczęść. Podobno wszystko dzieje się po coś. Każde szczęścia czy też smutek na ziemi nie jest bez celu. Zawsze do czegoś prowadzi. Kobieta coraz częściej zaczęła się zastanawiać, czy śmierć Kamila, wypadek Emilii nie prowadziły wspólnie do tego, że zmieniła się na lepsze? Że postanowiła zrobić wszystko, żeby pogodzić się z rodziną?
   - Jesteśmy- powiedział Krzysiek, kiedy wjeżdżał na zadbane podwórko.
   Emilia i Sara z zaciekawieniem spojrzały przez szybę. Starsza z kobiet poczuła wilgoć pod powiekami, kiedy zdała sobie sprawę, jak bardzo tęskniła za tym miejscem. W jednej chwili przypomniała sobie swoje młodzieńcze lata, jak wspinała się na stojące tuż przy domu drzewo z grubą wystającą gałęzią, żeby pisać swój dziennik, jak w dzieciństwie bawiła się z kolegami „z podwórka”. Dużo się od tamtej pory zmieniło, ale z drugiej strony nie aż tak bardzo. Ogród, który co roku był pielęgnowany przez Krystynę, matkę Joanny i Sary, nadal znajdował się w tym samym miejscu, czyli przed odnowionym domem, który teraz prezentował się bardzo ładnie, budynki gospodarcze na tyłach posiadłości nadal stały na swoim miejscu, stara studnia, teraz już nieużywana, w dalszym ciągu ozdabiała to miejsce, a ukochane drzewo byłej modelki nadal rosło po lewej stronie, chociaż nie należało do tych młodych i bezpiecznych.
   Kiedy Krzysiek zatrzymał pojazd, wszyscy wysiedli. Sara zaciągnęła się świerzym powietrzem, którego tak dawno nie doświadczyła i złapała lekko zdenerwowaną córkę za dłoń w geście wsparcia, kiedy dzieci rozbiegły się w różne strony ogrodzonego podwórka, słysząc za sobą prośbę Joanny, żeby uważali. Kobieta podeszła do siostry i siostrzenicy, w tym samym czasie co Krzysiek zaczął iść za swoimi pociechami. Widocznie chciał się odsunąć na bok i nie przeszkadzać w załatwianiu jakże ważnych spraw.
   - Gotowe?- spytała z lekkim uśmiechem. Zdawała sobie sprawę, jakia ta sytuacja musi być dla nich trudna.- Wejdźmy do środka, bo inaczej zostaniemy przywitane na środku podwórka- wskazała dłonią drogę do drzwi wejściowych.
   Kobiety z lekkim wachaniem ruszyły.
   - Czy… rodzice wiedzą, że przyjechałam?- spytała Sara, kiedy już łapały za klamkę drzwi.
   Siostra spojrzała na nią i lekko pokręciła głową.
   - Wiem, powinnam była im powiedzieć, przepraszam. Po prostu pomyślałam, że fajnie byłoby zrobić im taką małą niespodziankę- wzruszyła lekko ramionami.
   - Więc nie są przygotowani, super- bąknęła do siebie blondynka.
   Weszły do środka. Ich nozdrza od razu zostały wypełnione zapachem świerzego ciasta. Sara zatrzymała się przy jednym z obrazów wiszących w korytarzu, kiedy rozpoznała malowidło. Kiedy miała siedemnaście lat, kupiła go rodzicom na ich rocznicę ślubu. Nie mogła uwierzyć, że nadal tam wisiał, chociaż nie należał do tych ładnych. W tym samym czasie Emilia razem z ciotką weszły do kuchni, gdzie układała nakrycia Krystyna.
   - Cześć, mamo. Już jesteśmy- przywitała się Joanna, przytulając matkę.
   - Oh, cześć, Joasiu- uśmiechnęła się, pogłębiając swoje zmarszczki. Wytarła dłonie w fartuch, który opinał jej biodra i wolno podeszła do wnuczki.- Emilciu… jak się czujesz?-bała się zrobić jakiś krok, żeby jej nie przestraszyć.
   - Cześć. Bywało lepiej- uśmiechnęła się smutno.
   Dziadkowie Emilii dowiedzieli się o wypadku w tym samym czasie co Joanna, więc wiedzieli o stanie kobiety.
   - Nie pamiętasz mnie, prawda?- złapała ją za ramiona, żeby się jej przyjrzeć.
   - Miałam raz taki niewielki przebłysk.. wspomnienie i cię zobaczyłam, ale była to chwila- pokręciła wolno głową. Mimo że nie pamiętała swojej babci zbyt dobrze, jedynie dzięki temu jednemu wspomnieniu, przestała się bać, kiedy zobaczyła jej dobrą twarz pooraną licznymi zmarszczkami. Nie dało się nie lubić tej kobiety.
   - Cóż.. Bardzo się cieszę, że widzę cię całą i zdrową, słoneczko. Bardzo się bałam.
   - Prawie nic mi nie jest- uśmiechnęła się lekko.
   - Będzie ci przeszkadzało, kiedy cię uściskam?
   Zawahała się, ale chwilę później lekko skinęła głową.
   - Siadajcie i częstujcie się ciastem- wróciła do układania talerzy.- Krzysiek i dzieci są na dworze?
   - Tak- przytaknęła Joanna.- Tylko.. mamo, bo mamy jeszcze jedną niespodziankę- spojrzała na Emilię, która lekko się do niej uśmiechnęła.
   - Niespodziankę?- zdziwiła się kobieta.- Dla mnie? Kochanie, mnie nie tak łatwo zaskoczyć-zachichotała skrzepliwym głosem.
   - Myślę, że tym razem się zdziwisz, uwierz, mamo- wycofała się na korytarz, gdzie Sara wcześniej wspominała stare lata, patrząc na znajomy obraz. Teraz stała lekko wystraszona z mocno bijącym sercem i najzwyczajniej bała się wejść dalej.
   - Chodź- Joanna wyciągnęła w jej stronę swoją dłoń, którą chwyciła. Głośno wypuściła powietrze i weszły do kuchni w tym samym momencie, kiedy Krystyna odwróciła się w tamta stronę przodem z pełną dłonią sztućców.
   - Za chwilę będzie obiad i..- zaczęła, ale nie dokończyła, widząc osoby stojące po drugiej stronie pomieszczenia. Sztućce z brzękiem wylądowały na podłodze, wydając nieprzyjemny odgłos. Kobieta szeroko otworzyła oczy i zakryła usta dłonią, a po jej policzku spłynęła łza.
   - To ta niespodzianka- powiedziała Joanna, podchodząc do Emilii, która stała i przyglądała się kobietom.
   Sara nie ruszyła się z miejsca. Nie wiedziała, co zrobić. Cała jej odwaga odpłynęła. Oto po dwudziestu trzech latach stała przed własną matką. Gdyby nie słyszała wcześniej jej głosu, nie poznałaby jej. Za to Krystyna od razu rozpoznała córkę, której losy przez wszystkie lata śledziła dzięki prasie, a następnie Emilii. Często była z niej dumna, że tyle w swoim życiu osiągnęła, ale tęskniła. Bardzo tęskniła za jedną ze swoich córek. Cierpiała, żyjąc zmyślą, że straciła drugą ze swoich dziewczynek, a teraz jedna z nich stała w jej kuchni.
   -Matko kochana- szepnęła.- S.. Sara?- spytała jakby dla pewności.
   - Cześć, mamo- w jej oczach pojawiły się łzy.
   - Nie mogę uwierzyć…- nie odrywała od niej wzroku podobnie jak Sara od Krystyny.- Sarunia moja kochana- po jej policzkach zaczęły lecieć łzy wiekości gruchu. Po chwili dołączyła do niej była modelka, ale i Emilia musiała wytrzeć łzę z policzka.
   Staruszka szybkim krokiem zamknęła przestrzeń pomiędzy nią a córką, zamykając ją w mocnym uścisku. Zaczęły sobie nawzajem płakać w ramiona. Krystyna głaskała ją po włosach, jak małą dziewczynkę. Lekko odchyliła się od niej, kładąc dłonie na jej policzkach. Patrzyła prosto w jej zapłakane oczy.
   - Moja córunia… Moja kochana…- dławiła się własnymi łzami.- Wróciłaś do mnie… Jesteś tutaj… Jesteś w domu, swoim domu…
   - Przepraszam, mamo. Tak bardzo przepraszam za te wszystkie lata- wtuliła się w jej pierś.- Tak bardzo żałuję..
   - Saruś, już dawno ci wybaczyłam i tylko czekałam na twój przyjazd.. Tak bardzo się cieszę… Kochana moja… Tyle lat cię nie widziałam..
   - Ja też bardzo się cieszę, że cię widzę, mamo. Tak bardzo żałuję, że byłam taka…
   - Csii…- uciszyła ją.- Już koniec o tym. Jesteś tu i to jest ważne, kochanie. Moja malutka- jeszcze mocniej ją przytuliła.
   Joanna spojrzała na siostrzenicę w tym samym czasie, kiedy ona odwróciła głowę w jej kierunku. Obie płakały ze szczęścia, ale nie aż tak jak pozostałe dwie kobiety. Aśka uśmiechnęła się do Emilii szeroko. „Gdybyś tylko wiedziała, że to było twoje marzenie, żeby się pogodziły” pomyślała. Emilia od wielu lat próbowała robić wszystko, żeby Sara się przełamała, ale nigdy jej się to nie udało. Gdyby to pamiętała z pewnością byłaby przeszczęśliwa. Ale teraz też była. Jej rodzina się pogodziła.
   Głowy wszystkich odwróciły się w stronę progu, kiedy usłyszały, że ktoś do nich dołączył. W drzwiach stał Julek, dziadek Emilii. Szeroko otworzył oczy, kiedy zobaczył, kto znajduje się w jego kuchni.Najdłużej zatrzymał swój wzrok na starszej córce, która w dalszym ciągu była obejmowana przez Krytynę. Sara też na niego patrzyła. Lekko się obawiała. W końcu to był człowiek, który przed laty postawił jej ultimatum, które zmieniło jej życie na zawsze. Człowiek tak surowy, jak niejeden żołnież. Może skutkiem tego było to, że przez kilka lat służył w wojsku. Zawsze trzymał dyscyplinę w domu.
  Zapadła cisza. Sara wytarła łzy z policzków, wyswobadzając się  z objęć matki, która nadal płakała.
   - Tato..
   - Sara?- także nie mógł uwierzyć własnym starym oczom, które już zawodziły.- Córko…
   Wolnym krokiem z powodu problemów z kręgosłupem, podszedł do Sary i zatrzymał się metr od niej.
   - Ty? Tutaj?
   - Jak widać..
   - A.. ale.. oh, Sara, wybaczysz mi?- złapał ją spracowanymi dłońmi za rękę, zamykając ją w swoich.
   - Oczywiście- przytaknęła szybko.- Zrozumiałam, jak dużo błędów popełniłam i postanowiłam naprawić chociaż część z nich.
   - Dziwnie mówisz- złączył brwi w jedną.- Amerykanka się znalazła- wiedziała, że żartował.Zawsze taki był.- Przyjechałaś- stwierdził.
    - Tak- skinęła głową.- Przyjechałam naprawić błędy.
   W jednej chwili znalazła się w objęciach ojca. Kamień spadł jej z serca. Tak bardzo tęskniła zarówno za matką jak i za ojcem. Sama sobie nawet do końca z tego nie zdawała sprawy, jak bardzo brakowało jej rodziców przez te wszystkie lata. A teraz ich odzyskała.
   - Prawdziwy cud- powiedziała Krystyna.- Tak dużo się modliłam, żebyś wróciła i w końcu moje prośby zostały wysłuchane- teraz to ona przechwyciła Sarę w swoje ramiona.- Julek, przywitaj się z wnuczką i Asią- pokręciła z rozbawieniem głową.
   -Przepraszam was- podszedł do wspomnianych osób.- Po prostu…- nie potrafił znaleźć odpowiednich słów na opisanie tego, co czuł.
   - Rozumiemy i także bardzo się cieszymy- przerwała mu Joanna.
   Starzec przytulił swoją wnuczkę, a następnie młodszą córkę.
   Wszyscy usiedli przy stole, gdy do domu wrócił Krzysiek z dziećmi. Kiedy zjedli obiad przygotowany przez Krystynę, zajęli się rozmową. Każdy coś opowiadał, starsi  nie mogli się nacieszyć obecnością obu córek i wnuczki. Żałowali jedynie, że nie było z nimi Kamila. Nie unikali jego tematu. Wiedzieli, że tak nie można. Musieli po prostu pogodzić się z jego utratą raz na zawsze. Nawet Emilia, która niewiele pamiętała, czuła smutek podczas rozmowy o ojcu. Na szczęście, lub nie, kiedy temat został zmieniony, myśli o nim zepchnęła na dalszy plan. Wsłuchiwała się w rozmowy z nadzieją, że coś sobie przypomni. Teraz to był jej jedyny cel. Wiedziała, że musi uzbroić się w cierpliwość, ale niepokoiła się. W Nowym Jorku chodziła do lekarza na kontrolę. Uznał, że dobry byłby dla Emilii taki wyjazd, więc już dwa dni później wsiadła w samolot razem z ciotką i matką.
   Wszyscy siedzieli tak do późnego wieczora. Dzieci zostały położone spać, a reszcie nawet do głowy nie przyszło, żeby odpocząć. Mieli wiele lat do nadrobienia. Emilia zrobiła sporo zdjęć, które chciała wywołac i włożyć do albumu. Pomyslała, że to bardzo fajne, kiedy ma się wspomnienia uwiecznione na fotografiach. Po kilku latach można powspominać, przypomnieć sobie daną chwilę. Było to niezastąpione. Słuchając starszych, z zaskoczeniem uznała, że czuje się tam, jak w domu. Otaczali ją życzliwi ludzie, którzy ją kochali, co wyczuwała z daleka. Uśmiechnęła się sama do siebie. Bardzo doceniała to, że ma najważniejsze osoby przy sobie. Miała rodzinę.

------------------------------------------------------
Cześć wszystkim!
Oto 34 rozdział :D
Ostatnio zrobiłam sobie ostatnio taką małą rozpiskę i niestety muszę napisać, że jestem zmuszona ominąć jeden wątek :( No ale niestety.. "Gotta go my own way" nie może ciągnąć się w nieskończoność, prawda?
W tym tygodniu 'wywiało mnie' na prawie drugi koniec Polski, gdzie nie miałam dostępu do internetu, ale wszystko co mam do nadrobienia, nadrobię ;)
Ostatnio też zaczęłam poprawiać pierwszą część opowiadania, czyli "Window on a new world". Zaczęłam czytać wszystko od początku i trochę zmieniać. Ale nie są to zmiany na tyle duże, żeby zmieniać coś w fabule. Po prostu bardziej są to błędy stylistyczne lub usuwam jakąś część rozdziału, żeby napisać ją innymi słowami.
To by było na tyle. Do następnego tygodnia!

piątek, 15 maja 2015

Rozdział 33



   - Emilia?
   Sara była w czystym szoku podobnie jak Danny, który siedział koło niej na kanapie w salonie. Córka byłej modelki poprosiła Brandona, żeby zawiózł ją do fryzjera. Wytłumaczyła to chęcią zmiany czegoś w swoim wyglądzie, ale nikt nie spodziewał się takiego efektu, który właśnie im prezentowała.
   Na pierwszy rzut oka nikt ją nie poznał. Dopiero po chwili uświadomili sobie, że to Emilia we
własnej osobie weszła do salonu. Nigdy do tej pory kobieta nie chciała zmieniać koloru swoich włosów, ale najwyraźniej utrata pamięci coś w niej zmieniła. Upodobania chyba też. Jej długie blond fale zostały zastąpione  brązem. Ale nie tylko kolor musiał jej przeszkadzać, ponieważ teraz włosy były proste jak druty i o wiele krótsze, sięgające do łopatek.
   Od jej powrotu ze szpitala do domu zaczęła też się inaczej ubierać. Już się tak nie stroiła jak wcześniej, ale zakładała najprostsze ubrania. Nie miała ich zbyt wielu w swojej garderobie, ale w najbliższym czasie planowała wyjść na zakupy, kiedy tylko będzie się bardziej orientowała w okolicy. Jej pamięć stopniowo wracała. Przez ostatnie dni przypomniała sobie część swojego dzieciństwa, ale jeszcze nie na tyle, żeby zorientować się, że Sara ją okłamała.
   - Jestem pod wrażeniem- Danny wstał ze swojego miejsca i podszedł do Emilii. Stanął naprzeciwko niej i przyjrzał się jej uważnie. Po chwili dołączyła do niego Sara.
   - Nie patrzcie się tak na mnie, bo czuję się dziwnie- uśmiechnęła się.- Jest aż tak źle?
   - Jest… inaczej- skomentowała jej matka.- Zawsze byłaś blondynką. Bardzo odważna zmiana.
   - Wiem, ale jakoś poczułam, że tego potrzebuję.. Wiem, że byłam taką… strojnisią- zaśmiała się na własne sformułowanie- i to właśnie chciałam zmienić. Nie czułam się dobrze z tymi lokami..
   - Moim zdaniem wyglądasz ślicznie- Danny położył swoje dłonie na jej ramionach.
   Wtedy poczuła niewielkie ukłucie w głowie.

   - Pan Holland chciałby poznać osobiście wszystkich pracowników- ogłosił Kamil, rozglądając się po zebranych.
   - Mówcie do mnie po imieniu. Danny- przedstawił się, patrząc z zaciekawieniem na Emilię.


   - Danny Holland- na jego twarzy widniał cwany uśmieszek.
   - Emily- przedstawiła się, podając mu swoją starannie wypielęgnowaną dłoń, po czym dodała dumnie- Emily Zielonka.

  Oczy Emilii przypominały okrągłe monety. Danny patrzył na nią zaskoczony. Nie wiedział, co się stało. Spojrzał najpierw na Sarę, a później ponownie przeniósł swój wzrok na Emilię.
   - Przypomniałam sobie coś- uśmiechnęła się szeroko.- Dzień, w którym cię poznałam- powiedziała, kierując swoje słowa w stronę mężczyzny.
   - Naprawdę?- udał zaskoczonego, ale w głębi poczuł strach. Emilia przypominała sobie coraz więcej, a on marnował czas na jakieś głupoty. Musiał zacząć działać i to szybko.- Tylko ten dzień?- spytał dla pewności.
   - Tak- skinęła głową.- Byłam od ciebie szybsza i zajęłam ci miejsce parkingowe- uśmiechnęła się cwaniacko.
   - To było nie fair. A później utarłaś mi jeszcze nosa- uśmiechnął się lekko.- Szczerze nie wiedziałem, co wtedy ze sobą zrobić.
   - Ale żeby przestawić mój samochód? To było wredne- ciągle się szeroko uśmiechała.
   - To zrobiłem wcześniej. Nie wiedziałem, kim jesteś.
   - Córciu, tak się cieszę- Sara ją przytuliła, co z chęcią odwzajemniła.- Może już wkrótce przypomnisz sobie wszystko?
   - Mam nadzieję.
   - Przepraszam- do salonu weszła gosposia.- Mają państwo gościa- kobiety odsunęły się od siebie.
   Cała trójka spojrzała na siebie zaskoczona. Żadne z nich nikogo się nie spodziewało.
   - Zaproś go tutaj- rozkazała Sara. Uśmiechnęła się jednocześnie do córki. Ich relacje były o wiele lepsze niż przed wypadkiem. Okazywały sobie o wiele więcej czułości, ale zauważyć to mogła tylko Sara.
   Kiedy usłyszeli zbliżające się kroki, popatrzyli w stronę korytarza. Gdy zza rogu wysunęła się postać owego gościa, Sara wstrzymała oddech, a jej serce przyśpieszyło swoje obroty. Nie wierzyła własnym oczom, że widzi ją tutaj, w Nowym Jorku, w jej domu.
   - Cześć- przywitała się Joanna. Dopiero po paru sekundach zatrzymała swój wzrok na Emilii. Do tej pory patrzyła tylko na swoją siostrę. Nie widziały się od wielu lat i żadna z nich do tej pory nie chciała „przełamać lodów”. Młodsza z nich miała wiele obaw, jadąc tam, ale musiała zobaczyć siostrzenicę.
   - Emilka?- zrobiła okrągłe oczy. Nie poznała jej.- Rany boskie…- zasłoniła usta dłonią.- N.. nie wierzę.
   Emilia uśmiechnęła się szeroko.
   - Każdego zaskoczyłam, ciociu.
   Zarówno Sara jak i Aśka popatrzyły na nią zdezorientowane.
   - Pamiętasz mnie?
   - Sama się zdziwiłam, ale tak- Emilia uśmiechnęła się szerzej, zamykając przestrzeń między nimi , a następnie obejmując  Joannę ramionami.- Miło się widzieć, ciociu.
   - Mi też bardzo miło cię widzieć, Emilka. Nawet nie wiesz, jak się wszyscy baliśmy- odsunęły się od siebie.- Od razu zarezerwowałam bilet i przyleciałam.
   - Prawie nic mi nie jest- wzruszyła lekko ramieniem. Prawie niezauważalnie posmutniała. Chociaż udawała twardą i próbowała funkcjonować jakby nic się nie stało, nie było to takie proste.
   - Cześć, Sara- Aśka cała swoją uwagę skupiła teraz na starszej siostrze.
   - Joanno- skinęła głową.
   Próbowała być twarda, jak przez te wszystkie lata, kiedy wmawiała sobie, że nie tęskni za swoją rodziną, że ich nie potrzebuje, ale gdy zobaczyła swoją siostrę, wszystkie jej mury obronne, które budowała przez lata, pękły. Zdała sobie sprawę, że nigdy wcześniej tak nie żałowała swoich czynów.
   - Siostrzyczko…- po jej policzkach popłynęły łzy.
   W kilku susach zamknęła przestrzeń między nimi i mocno przytuliła się do Joanny. Tak bardzo jej brakowało siostry. Wcześniej nie zdawała sobie z tego sprawy. Wiedziała, że nie może stracić wszystkich swoich najbliższych. Wystarczającym cierpieniem była dla niej utrata męża. Zdała sobie sprawę z tego, jak niemądra była, nie chcąc mieć jakiegokolwiek kontaktu z rodziną pomimo wielu próśb Emilii. W końcu nawet ona straciła nadzieję.
   Sara płakała w ramię siostry, która była nie mało zaskoczona. Ale cieszyła się. Nie przemyślała nawet swojego przyjazdu do Nowego Jorku. Kiedy tylko dowiedziała się o wypadku z gazet i nie mogła dodzwonić się do siostrzenicy, zostawiła swoje dzieci pod opieką dziadków i przyleciała do USA. Dopiero w drodze do willi Zielonków, zaczęła się nad wszystkim zastanawiać. Obawiała się, że Emilia nie będzie jej pamiętała, a z Sarą się pokłóci, ale jakże się myliła. Przez te wszystkie lata tak bardzo tęskniła za siostrą, ale pogodziła się z jej decyzją. Nie chciała się narzucać. Wystarczało jej, że chociaż z Emilią miała stały kontakt.
   - Asiu… j… ja… tak bardzo przepraszam- krztusiła się własnymi łzami.
   - Wybaczam ci. Spokojnie..
   Emilia nie do końca wiedziała, o co w zaistniałej sytuacji chodziło. Zerknęła na Danny’ego. Stał zdezorientowany. Wcale mu się nie dziwiła. Nic nie rozumiał, ponieważ reszta zgromadzonych osób rozmawiała po polsku. Kiedy zauważył, że Emilia mu się przygląda, uśmiechnął się lekko. Speszyła się, odwracając wzrok. Spojrzała na matkę i ciotkę, które właśnie nawzajem się przepraszały za te wszystkie zmarnowane lata, kiedy nie miały nawet minimalnego kontaktu.

   - Halo?- przyłożyła komórkę do ucha.
   -E…Emilka?- spytała jakaś kobieta po drugiej stronie. Emilia nie rozpoznawała tego głosu. 
   - Tak, a kto mówi?
   - Joanna Bartosik- serce Emilii zamarło. To nazwisko…- Jestem twoją ciocią.


   - Nigdy nie próbowaliście się jakoś skontaktować z moimi rodzicami?- Emilia chciała dowiedzieć się wszystkiego, czego nie powiedziała jej Sara.
   - Próbowaliśmy. To znaczy, ja wysyłałam listy do was. Byłam mała. Tęskniłam za siostrą. Sara odpisywała mi na wiadomości, wysyłała co jakiś czas zdjęcie. Jednak skończyło się to, kiedy się przeprowadziliście z Brooklyn’u na Manhattan. Od tamtej pory kompletnie nie mięliśmy kontaktu. Odcięła się od nas. Z czasem wasza rodzina stała się dla nas rodziną Zielonków  z gazet- posmutniała.- Kupowałam każdą gazetę, gdzie była Sara i przyklejałam jej zdjęcia na ścianach- lekko się uśmiechnęła.- Czytałam każdy artykuł o was. To był jedyny sposób, żeby dowiedzieć się, co się u was dzieje.

   - My też nie byliśmy święci- Krystyna właśnie weszła do pomieszczenia, niosąc tacę z zaparzoną herbatą w dzbanku i szklanki.- Julek, twój dziadek, powiedział jej w złości, że jak wyjedzie nie ma po co wracać, więc mogła to przyjąć na poważnie. 
   - Dlaczego  dziadek tak powiedział?
   - Był zły. Nie chciał żeby Sara wyjechała. Myślał, że w ten sposób ją zatrzyma…
   - Nie zmienia to faktu, że moja własna matka nie powiedziała mi o własnej rodzinie. Kiedy ja pytałam, mówiła, że nie ma czasu, a kiedy już nie mogła wykręcić się od odpowiedzi, mówiła tylko o dziadkach. O nikim więcej.
   - Spróbuj ją zrozumieć- próbowała bronić siostrę, Joanna.

   Emilia uśmiechnęła się sama do siebie. Znowu przypomniała sobie jakąś część swojej przeszłości, dzięki czemu chociaż trochę zrozumiała, co właśnie działo się  w jej salonie.
   - Emily, co tu się właściwie dzieje?- spytał Danny tak cicho, że nie miała pewności, czy rzeczywiście to usłyszała.
   - Moja ciocia i mama właśnie po latach się spotkały i pogodziły- uśmiechnęła się szeroko, podchodząc do wspomnianych osób.
   - Tak bardzo wyrosłaś- Sara była zapłakana, ale szczęśliwa jednocześnie. Pierwszy raz od ponad dwudziestu lat widziała swoją młodszą siostrę. Chociaż Emilia do niej jeździła, nigdy nie chciała oglądać żadnych zdjęć.
   - To normalne.. Minęło dwadzieścia jeden lat… Za to ty się…- urwała. Nie chciała jej obrazić.
   - Postarzałam. Tak, wiem- Sara nie przestała się uśmiechać.- Pewnie jesteś głodna.. Chodź, zjemy coś- złapała siostrę za dłoń i już zaczęła prowadzić w stronę kuchni.
   - Mamo- Emilia ją zatrzymała.- Poczekaj chwilę- pokręciła z rozbawieniem głową.- Zapomniałaś o czymś. Ciociu, to jest Danny Holland- przedstawiła jej.
   - Miło mi- podała mu swoją wolną dłoń, którą uścisnął.
   - Mi również- skinął w jej kierunku głową.
   - A..- zawahała się.- Kim jesteś?
   - Tego nie pamiętam- powiedziała szybko Emilia, wyprzedzając mężczyznę, który już otwierał usta, żeby odpowiedzieć na pytanie. Nie chciała, żeby przedstawiał się jako jej chłopak, dopóki sobie tego nie przypomni.
   - Rozumiem- pokiwała głową.
   Sara nie dała nikomu nic więcej powiedzieć. Zaciągnęła siostrę do jadalni i sama podała jej obiad. Cały czas zasypywała ją pytaniami. Nie mogła sobie wybaczyć, że przez tyle lat nic nie obchodziły ją losy swojej rodziny. Teraz postanowiła wszystko naprawić.
   Przegadała z Joanną wiele godzin. Już dawno nie rozmawiała z nikim po polsku tak długo. Czuła się głupio, że tak zaniedbała swój ojczysty język. Zaproponowała siostrze zamieszkanie u nich na czas jej pobytu w Nowym Jorku, a ta z chęcią się zgodziła.

                                                                              ***

   Lampy oślepiały Lucie, kiedy wjechała na wózku do sali operacyjnej, tak że musiała zasłonić oczy. Gdy usiadła na stole operacyjnym, anestezjolog powiedział, że da jej znieczulenie i nie może się poruszyć. Patrząc, jak specjaliści się przygotowują, usłyszała głos Dagmary.
   - Jestem, Lucie. Za dwie sekundy będę przy tobie- już po chwili stanęła w drzwiach ubrana w zielony kitel, czepek i białe buty ochronne. Podeszła do Lucie i pogłaskała ją po ręce.- Wszystko będzie dobrze. Jestem przy tobie. Musisz się teraz odprężyć i zapomnieć o wszystkim, dobrze?- była bardziej zdenerwowana niż sama ciężarna. Wyrzucała z siebie słowa niczym karabin maszynowy. Lucie w pewnej chwili zachciało się śmiać, ale się powstrzymała. Pokiwała jedynie głową w tym samym czasie kiedy poczuła wbijanie igły w dolną część kręgosłupa.
   - Proszę się nie ruszać- poinformował jeszcze raz lekarz. Następnie po jakimś czasie sprawdził czy znieczulenie działa.
   - Jest pani gotowa- poinformował.- Proszę się położyć.
   Z pomocą pielęgniarki wykonała polecenie. Później w  połowie jej ciała ustawiono parawan, zasłaniając dolne jego części. Dagmara siedziała tuż przy jej głowie, trzymając ją za rękę. Brunetka mówiła na wszystkie tematy, jakie jej przyszły do głowy, żeby tylko odwrócić uwagę Lucie od tego, co właśnie działo się po drugiej stronie przeszkody. Narzekała na korek, w którym utknęła, kiedy jechała do szpitala, że kupiła sobie nową bluzkę, którą opisała z najmniejszymi szczegółami, że wysłała kilka CV z związku z poszukiwaniem pracy, o którą była bardzo trudno. Czasami się zapominała i ze stresu zaczynała mówić po polsku, następnie przepraszając za to Lucie, która z jednej strony ją słuchała, ale z drugiej myślami była daleko.
   Jakiś czas później parawan został lekko opuszczony, ukazując dziecko Lucie koloru surowej wątróbki, z wyciągniętymi rączkami i zamkniętymi oczami.
   - Lucie, to twoje dziecko- powiedziała Dagmara łamiącym się głosem.
   - Tak- potwierdziła pielęgniarka.- Piękna dziewczynka. Gratuluję.
   - Jest śliczna, Lucie- Formańska ścisnęła jej rękę.
   Lucie się rozpłakała. Ale były to łzy szczęścia. Dziecko wydawało z siebie przeraźliwy krzyk, ale dla niej była to najwspanialsza melodia na świecie.
   Spojrzała na zegarek naścienny. Była dziesiąta pięć. A jaki dzień? Dwudziesty marca.
   Dwudzieste piąte urodziny Emilii.

                                                                          ***

   - Wszystkiego najlepszego!- krzyknęła Sara z Joanną, kiedy Emilia weszła do salonu.
   Była modelka ucałowała Emilię w oba policzki. Kobieta uśmiechnęła się szeroko, przytulając matkę. Następnie podeszła do Joanny, z którą zrobiła to samo.
   - Emilka, masz już dwadzieścia pięć lat!- Aśka nie mogła zrozumieć, jak szybko jej siostrzenica dobiła takiej liczby. Jeszcze nie tak dawno przyjechała do niej jako siedemnastolatka, a teraz była kobietą.
   - Wiem- skinęła głową.- No to, jak? Robimy imprezkę?- zażartowała.
   - W sumie… to czemu nie?- Joanna i Emilia spojrzały zaskoczone na Sarę praktycznie w jednym momencie.- Dlaczego tak patrzycie?- nie rozumiała.- To bardzo dobry pomysł.
   - Mamo, kogo bym zaprosiła?- spytała, jakby to było oczywiste.- Nie pamiętam swoich znajomych. Czułabym się bardzo dziwnie, kiedy przytulaliby mnie obcy dla mnie w tej chwili ludzie…
   - Saro, Emilia ma rację- poparła ją Aśka.- To byłoby dla niej trudne.
   - A ja myślę, że mogłaby sobie coś przypomnieć, gdyby zobaczyła kilka znajomych twarzy- upierała się przy swoim.
   Sara bardzo się zmieniła od przyjazdu jej siostry. Osoby, które znały ją od dawna, z pewnością takiej jej nie widziały od bardzo dawna. Była uśmiechnięta, zaczęła inaczej się ubierać, zakładając nawet zwykłe jeansy. Pogodzenie się z Joanną wpłynęło na nią bardzo dobrze i przede wszystkim ona sama czuła się jak nowonarodzona. I pomyśleć, że gdyby nie przyjazd Aśki, dalej mogłyby się do siebie nie odzywać.. Sara nie wyciągnęłaby pierwsza ręki. Była za słaba, żeby zrobić taki krok.
   Joanna spojrzała na Emilię pełna obaw. Jednak ta uśmiechnęła się szerzej.
   - Jestem w stanie się zgodzić, ale nie zmienia to faktu, że się boję- nie przestała się uśmiechać.
   Emilia także zmieniła się od wypadku. Jako że nie pamiętała, jaka była wcześniej, teraz tworzyła nową siebie. Pierwszym co rzucało się w oczy, była oczywiście zmiana koloru włosów. Drugą rzeczą był ubiór. Zakładała na siebie całkiem inne ubrania niż wcześniej. Nie zwracała uwagi, czy bluzka pasuje kolorystycznie do pozostałych części ubioru. Zakładała po prostu to, w czym było jej wygodnie. Nie  wiedziała, jakie miała wcześniej zmartwienia, więc ciągle się uśmiechała. Była tak pozytywnie nastawiona do życia, jak nigdy wcześniej.
   - Wiem, córciu. Ale należy spróbować- Sara podeszła do niej bliżej.- Możemy zaprosić Jake’a i Corey.. Może by przyjechali.. I ta twoja koleżanka! Olivia? Tak, chyba tak.
   -A.. oni wiedzą, że ja…- zawahała się. Nie lubiła mówić o sobie, jako osobie, która straciła pamięć. Wolała myśleć, że chwilowo pewnych spraw nie pamięta.
   - Corey i Jake powinni wiedzieć. Rozmawiałam z jego rodzicami. Przyjaźnimy się od lat. Ale wątpię, żeby twoja znajoma wiedziała. Bo skąd? Nie wiem, czy miałyście kontakt i czy dzwoniła do kogoś, żeby się dowiedzieć, co u ciebie. W grę wchodzą jedynie gazety.
   - Jacy oni są?- cała trójka usiadła na kanapie.- Gdzie ich poznałam? Chcę trochę o nich wiedzieć zanim kogokolwiek zaprosimy- wzruszyła lekko ramionami.
   Sara opowiedziała jej o jej znajomości z Jake’iem.
   Przyjaźnili się od dzieciństwa. Bawili się razem w czesnych latach szkolnych, później wspólnie odrabiali lekcje, zapisywali się na różne zajęcia dodatkowe. Potem przez jakiś czas nie mieli tak dobrego kontaktu jak kiedyś. Kiedy Emilia wróciła z Polski po jej długim wyjeździe, ich przyjaźń się odnowiła i trwała aż do wyjazdu małżonków z Nowego Jorku. Po tym nie mieli zbyt dobrego kontaktu.
   Następnie Joanna opowiedziała co nieco Emilii o Olivii. Kobieta wysłuchiwała siostrzenicę w przeszłości, kiedy opowiadała jej o swoich znajomych, więc teraz powtórzyła jej to wszystko.
   - Dobrze, zgadzam się, ale najpierw chcę jeszcze coś zrobić- potarła o swoje dłonie.
   Siostry spojrzały na siebie, nie wiedząc, o co może jej chodzić.
   - Chciałabym pojechać do Polski- powiedziała, zaskakując tym ciotkę i matkę. Popatrzyły na nią z szokiem wymalowanym na twarzach.- Chcę zobaczyć ten kraj.
   - Myślałam, że nie chcesz nigdzie jeździć, bo czujesz się dziwnie, spotykając osoby, których teoretycznie nie znasz- pierwsza odezwała się Sara.
   Emilia wolno skinęła głową. Tak właśnie powiedziała jakiś czas temu matce.
   - Tak, ale chcę jak najszybciej sobie wszystko przypomnieć, a skoro mam jakieś wspomnienia z tym krajem, to chcę tam pojechać.
   - Myślę, że to dobry pomysł- zgodziła się Joanna.
   - Dzień dobry, paniom- Danny wszedł do pomieszczenia pewnym krokiem. Ostatnio był bardzo zadowolony, ale jednocześnie zniecierpliwiony. Emilia nic nie pamiętała, więc miał dużo czasu na wykonanie swojego planu, a nawet wymyślenie nowego, lepszego, który mógłby przynieść mu więcej korzyści niż zakładał. Teraz to on rozdawał karty. Bał się tylko jednego. Że w najmniej odpowiednim momencie Emilia coś sobie przypomni i zacznie bardziej uważać. Niepokoiło go to.
   - Cześć- przywitały się.
   - Emilia, mogę cię prosić?- całą swoją uwagę skupił na niej.
   - Jasne- podniosła się i podreptała za nim na korytarz.
   Kiedy się zatrzymała, Danny miał w dłoni wielki bukiet tulipanów. Uśmiechnął się szeroko, wręczając jej rośliny.
   - Wszystkiego najlepszego, Emily- pocałował ją w policzek, celowo przeciągając  chwilę, kiedy ich skóra się spotkała, najdłużej jak się dało.
   - Oh, dziękuję, Danny. To bardzo miłe- przyjęła kwiaty.
   - Jesteś moją dziewczyną, więc to normalne, że daję ci kwiaty.
   Emilia chrząknęła zakłopotana. Nie miała pojęcia, jak bardzo Danny kłamał, a ona była taka naiwna.. Nie chciała go ranić swoim odrzucaniem, a tymczasem to on starał się ze wszystkich sił przejąć nad nią całkowitą kontrolę. Nie do końca mu się to udawało. Myślał, że będzie mu łatwiej ją przekonać, że są parą, ale ona wciąż miała się na baczności, co doskonale wyczuł. Dlatego też postanowił obrać trochę inną taktykę i nie czekać bezczynnie aż kobieta w pełni będzie wierzyć w jego kłamstwa.
   -Danny, ja…
   - Wiem- przerwał jej.- Nie pamiętasz, jak wiele nas łączyło, ani żadnych wspólnych chwil- starał się wyglądać na jak najbardziej przygnębionego.- Ale mimo wszystko nie chcę się od ciebie oddalać nawet jeśli miałbym sprawić, żebyś ponownie mnie pokochała.
   Emilia nie wiedziała, co odpowiedzieć. Czuła się winna, chociaż nie powinna. Nie miała pojęcia, jakim draniem był mężczyzna stojący przed nią.
   - A więc masz już dwadzieścia pięć lat- uśmiechnął się szeroko, zmieniając temat. W duchu Emilia była mu za to wdźęczna. Nie lubiła rozmawiać z nim o swojej przeszłości, bo mówił tylko o ich rzekomym związku.
   - Tak- uśmiechnęła się lekko.- Jestem już stara-wydęła usta w niezadowoleniu.
   - Przestań. Jesteś bardzo młodą, piękną kobietą- patrzył jej prosto w oczy, żeby jego słowa przybrały na mocy.
   - Hm.. dziękuję- podrapała się po karku.
   - No nic, nie będę ci przeszkadzał. Idź świętować.
   Już się odwróciła i ruszyła w drogę powrotną do salonu, kiedy się zatrzymała. Danny nadal stał w tym samym miejscu i uważnie ją obserwował. Obejrzała się przez ramię, zakładając kosmyk włosów za ucho.
   - Danny, będę organizowała imprezę- stanęła do niego przodem.- Czuj się zaproszony- uśmiechnęła się.
   - Dzięki. Z pewnością skorzystam z zaproszenia.
   - Fajnie- skinęła głową, ponownie ruszając w stronę salonu.
   - Emilia- tym razem to on ją zatrzymał. Zerknęła przez ramię.- Ślicznie ci w brązie.
   - Dziękuję.
   Tym razem doszła do matki i ciotki, które w dalszym ciągu siedziały na kanapie i zawzięcie
opowiadały sobie nawzajem wszystko, co wydarzyło się przez lata, które straciły. Obie siostry nie mogły się sobą nacieszyć. Żadnej z nich nie mieściło się w głowie, że straciły tak dużo czasu przez własną głupotę. Chociaż teoretycznie Joanna nie była winna. Jej siostra wyjechała, kiedy ta była jeszcze dzieckiem i nie do końca wiedziała, co się działo, ale z drugiej strony przecież dorosła i wszystko zrozumiała. Wtedy mogła zadzwonić do siostry, chociaż spróbować nawiązać kontakt, ale ona tego nie zrobiła. Była myślała, że zburzyłaby idealny świat siostry, a tego nie chciała. A Sara? Przez ponad dwadzieścia lat nie odzywała się do rodziny przez swoją zawiść. Była zła na ojca, który postawił jej ultimatum. Miała do wyboru, albo rodzina, albo kariera. Ale ona wybrała to drugie. Od dziecka marzyła o karierze modelki, a kiedy nadarzyła się ku temu okazja, nie mogła jej zmarnować. Dopiero teraz zrozumiała, jak źle postąpiła. Kariera odeszła, pozostawiając za sobą jedynie wspomnienia, ale rodzina wciąż była. Bała się spotkania z pozostałymi jej członkami, ale wiedziała, że to nieuniknione. Musiała wszystkich przeprosić i szczerze po tylu latach porozmawiać.
   Wtedy postanowiła. Pojedzie do Polski razem z Emilią i Aśką. Pierwszy lat od dwudziestu dwóch lat do rodzinnej miejscowości, a pierwszy od ośmiu do tego kraju.

sobota, 9 maja 2015

Rozdział 32

   Donośne pikanie aparatury obudziło blondynkę, ale nie miała ochoty podnosić powiek. Ból w klatce piersiowej i pulsująca głowa nie zachęcały do otworzenia oczu. Jednak kobieta zmusiła się i postanowiła spróbować. Powoli uchyliła oczy, ale rażące światło zmusiło ją do zamknięcia ich z powrotem. Jeszcze jedna próba. Tym razem się udało i powstrzymała powieki przed opadnięciem.
   Rozejrzała się. Nad nią rozciągała się biała ściana, pokryta licznymi lampami, która tak niemiłosiernie raziły po oczach. Za jej prawej strony dochodziło pikanie aparatury, co tak bardzo ją irytowało.
   Z bólem wypuściła powietrze z ust i delikatnie zamrugała.
   Drzwi do sali otworzyły się i do środka wszedł grupy mężczyzna w białym fartuchu. Za nim kroczyła blondynka koło czterdziestki, tak na oko. Uśmiechnęła się lekko, ale z bólem wymalowanym na twarzy. Chciała coś powiedzieć, ale lekarz ją powstrzymał. Kazał jej pozostać w pewnej odległości od łóżka, a sam podszedł.
   - Słyszy mnie pani?- spytał,nachylając się nad blondynką.
   Pokiwała twierdząco głową. Nie miała siły odpowiedzieć. Coś bardzo bolało ją w klatce piersiowej.
   - Jak się pani czuje?- zapisał coś w zeszycie, który przyniósł ze sobą.
   Przełknęła głośno ślinę i oblizała wargi.
   - Boli mnie- wyszeptała.
   - Wiem. Uległa pani wypadkowi.
   Zmarszczyła czoło.
   - C.. co się stało?- każde słowo wiele ją kosztowało.
   - Dowie się pani wszystkiego w swoim czasie- zamknął notatnik i schował długopis do kieszeni  fartucha. Następnie dał znak kobiecie, która z nim przyszła, a ta w jednej chwili znalazła się przy łóżku.
   - Emilia, nie rób mi więcej takich numerów- po jej policzku popłynęła pojedyncza łza. Złapała ją za rękę, ale ta się wyrwała. Na twarzy starszej kobiety pojawiło się zmieszanie.
   - Kim pani jest?-spytała chrapowato. Nie znała tej kobiety.
   Lekarz spojrzał najpierw na pacjentkę, a później na ową kobietę. Ta z kolei była całkiem blada i wystraszona.
   - Nie wie pani, kto to jest?- spytał doktor jakby dla pewności, ponownie otwierając swój zeszyt i wyciągając długopis.
   Spojrzała na obecnych, ale nic to nie dało.
   - Nie- pokręciła przecząco głową.- A mam pamiętać?
   Starsza kobieta spojrzała na lekarza ze strachem w oczach. Mężczyzna chrząknął zakłopotany. Sam był zaskoczony, ale w pewnym stopniu tego się spodziewał.
   - Emily, nie żartuj sobie ze mnie-kobieta popatrzyła na nią błagalnie.
   - Dlaczego miałabym z pani żartować?- czuła się troszkę lepiej, dzięki czemu mówienie nie sprawiało już jej aż tak wielkich trudności. Jednak nadal wypowiadała słowa wolno i cicho.
   - Emily…- szepnęła, a z jej oczu popłynęły łzy.
   - Kim jesteś?
   - A więc stało się to, czego się obawiałem- powiedział lekarz, przez co dwie pary oczu skierowały się w jego stronę.
   - Czyli co?- spytały niemal równocześnie.
   - Podejrzewałem amnezję wsteczną od silnego uderzenia- mężczyzna przejechał dłonią po swojej łysinie na głowie.
    Zapadła cisza. Emilia nie wiedziała w dalszym ciągu, co jej dolegało.
   - Czyli…co?- spytała cicho.
   Lekarz westchnął zrezygnowany.
   - Straciła pani pamięć.
   Kobieta, która przyszła z doktorem zaniosła się szlochem i bez słowa opuściła pomieszczenie. Nie mogła przyjąć tej wiadomości do siebie. Był to dla niej wielki cios.
   - Ale proszę się nie martwić- lekarz uspokoił Emilię.- Nie wygląda to tak, jak w filmach- zaśmiał się nerwowo. Starał się z całych sił, aby pacjentka poczuła się lepiej.- Powinna pani sobie wiele wydarzeń przypomnieć dość szybko. Teraz po prostu wszystko jest za świerze. Musi się pani starać- i wyszedł.
   Później odbyły się szeregi badań, którym musiała poddać się Emilia. Amnezja wsteczna polegała na utracie pamięci w odniesieniu do zdarzeń, których dana osoba była świadkiem przed urazem, więc kobieta nie pamiętała niczego ze swojej przeszłości. W pewnym sensie uspokoił ją lekarz, mówiąc, że powinna szybko sobie wszystko przypomnieć. Jednak mimo to bała się. Nie pamiętała nikogo ani niczego.
   Po badaniach Emilia się zdrzemnęła. Była wykończona, a myśl, że nie pamiętała swojego życia, wcale nie pomagała. Czuła całkowitą pustkę w głowie i nie mogła tego znieść.

   Kiedy kobieta usnęła, do sali, w której leżała wszedł mężczyzna. Dowiedział się niedawno o
wypadku i od razu wrócił do Nowego Jorku. Wolno podszedł do łóżka, na którym leżała. Spojrzał na nią. Wyglądała tak bardzo niewinnie, niczym dziecko. Serce mu się ścisnęło z bólu. Za nic nie zasłużyła na tyle nieszczęść, jakie ją spotkały. Wyciągnął w jej stronę dłoń i opuszkami palców pogładził jej policzek. Przejechał kciukiem po zadrapaniu na jej policzku. Miał ochotę przejąć na siebie wszystkie jej cierpienia, ale nie mógł. Pochylił się nad nią i dotknął wargami jej czoła, które prawie całe zasłonięte było przez biały bandaż. Kobieta poruszyła się. Bartek, bojąc się, że ją obudzi, szybkim krokiem wyszedł z pomieszczenia, a następnie z budynku. Nie chciał,żeby ktokolwiek wiedział, że odwiedził Emilię. Jednak obiecał sobie, że dowie się, kto jest odpowiedzialny za wypadek i czy rzeczywiście był to przypadek, tak jak podawano, bo z tego co podejrzewał, nie mogło tak być. I on miał swoje podejrzenia.
                                                               
  ***
   Emilia jadła śniadanie, kiedy drzwi do jej sali, na której leżała sama, otworzyły się. Spojrzała w tamtą stronę. Weszła tam kobieta, którą zobaczyła zaraz po przebudzeniu, ale nie była sama. Towarzyszył jej młody mężczyzna. Jego także sobie nie przypominała, czego się spodziewała.
   Spojrzała na nich niepewnie, odkładając kanapkę na stolik obok. Następnie strzepała okruszki z bluzki, poprawiła niestarannego koka na czubku głowy i czekała, chociaż sama nie wiedziała na co.
   - Cześć, Emily- jako pierwsza przywitała się kobieta. Wolno do niej podeszła, ale pozostawiła między nimi trochę przestrzeni.- Jak się czujesz?
   - Lepiej- powiedziała krótko, przygryzając wargę. Nie wiedziała, kto to, kim dla niej jest, czy też nie jest i to ją bardzo denerwowało.
   - Jak się domyślam, jego też nie pamiętasz- machnęła głową w stronę mężczyzny, który w dalszym ciągu stał na drugim końcu pomieszczenia i wyglądał, jakby nie wierzył własnym oczom. Na jego twarzy malowało się niedowierzanie i strach jednocześnie.
   Emilia pokręciła przecząco głową. Nie miała pojęcia, kim był.
   - To Danny- nic jej to nie mówiło, za co przeprosiła wzrokiem.
   - Niestety nie pamiętam. A kim pani dla mnie jest?- to najbardziej ją ciekawiło, ponieważ to ona jako pierwsza przyszła do niej i często widywała ją na korytarzu, kiedy jechała na badania. Pamiętała gdzieś głęboko w swojej głowie, że ją zna, ale nie wiedziała, jaką konkretnie rolę w jej życiu odgrywała.
   - Cóż…- chrząknęła, odsuwając dla siebie krzesło. Następnie usiadła na nim i położyła dłonie na kolanach.- Jestem twoją matką- popatrzyła jej prosto w oczy.
    Emilia miała jeden wielki mętlik w głowie. Nie wiedziała, komu może ufać i czy nikt jej nie okłamuje. Czuła się niczym zagubione dziecko. Nie wiedziała, co robić, ale jak na razie jedynymi osobami, które ją odwiedziły byli właśnie w jej sali.
   - Jaką mam pewność, że pani nie kłamie?- spytała podejrzliwie. Musiała uważać.
   Kobieta westchnęła,szukając czegoś w swojej torebce. W tym czasie Emilia zerknęła ponad ramieniem kobiety na mężczyznę. Ten nie spuszczał z niej wzroku. Patrzył na nią spod przymrużonych powiek z rękoma założonymi na piersiach, ale kiedy zauważył, że i Emilia na niego patrzy, wyprostował się i podszedł bliżej.
   - Więc nie pamiętasz mnie ani niczego, co wydarzyło się wcześniej?- spytał, zatrzymując się tuż przy nogach łóżka.
   - Niestety nie…
   - Proszę, oto jeden z dowodów, że jestem twoją matką- jej uwagę zwróciła ponownie kobieta.
   Wyciągała w jej stronę jakąś fotografię. Emilia wzięła ją do dłoni i przyjrzała się postaciom tam uwiecznionym. Ona stała na samym środku z szerokim uśmiechem na twarzy. Po jej bokach widniała owa kobieta i jakiś mężczyzna. Wszyscy obejmowali się w pasie i patrzyli prosto w kadr.
   - To ty, ja i…Kamil, twój ojciec- wytłumaczyła od razu kobieta.- Ja mam na imię Sara, ty jesteś Emily, ale to już chyba wiesz.
   - Wiem. To pamiętam. Gdzie mój ojciec?- spojrzała na Sarę. Musiała się dowiedzieć jak najwięcej.
   - Zmarł jakiś czas temu- na jej pytanie odpowiedział Danny.- Wybuchł pożar i zadusił się w swoim gabinecie.
   Emilia zrobiła okrągłe oczy i spojrzała na pozostałą dwójkę.
   -Tak, to prawda- przytaknęła jej matka.- To był dla nas wielki cios. Odwrócić zdjęcie.
   Kobieta zrobiła to co jej kazano. Na odwrocie ktoś napisał bardzo starannym pismem:

Kochanym rodzicom- Emilia.

   - Dałaś nam to trzy lata temu. Mam nadzieję, że mi uwierzyłaś. Jestem twoją matką- wytarła łzę z policzka.
   Emilia przez chwilę się wahała, ale skinęła lekko głową.
   - Wierzę. Myślę, że nie masz podstaw, żeby kłamać. Zresztą jesteśmy nawet do siebie podobne- uśmiechnęła się lekko. Pierwszy raz od jej wypadku. Sara także się uśmiechnęła. Najważniejsze było, że Emilia jej uwierzyła.
   - A ty? Kim jesteś?- zwróciła się do Danny’ego.- Wiem, że masz na imię Danny, ale nic poza tym.
   Mężczyzna zawahał się. Zerknął na Sarę, ale szybko wzrokiem wrócił na Emilię. Pozostała dwójka milczała, czekając na odpowiedź.
   -Przed wypadkiem zostałem twoim chłopakiem- powiedział wreszcie.
   Emilia bezwładnie otworzyła usta. Tego się nie spodziewała. Nawet nie pomyślała o takiej ewentualności. Sara także była w szoku. Takiej odpowiedzi nie spodziewała się w ogóle.
   - Naprawdę?- to ona pierwsza się odezwała.- Gratuluję… To znaczy, że byłeś z nią przed wypadkiem- zauważyła.- Dlaczego nie powiedziałeś tego policji?
   - Nie przed samym wypadkiem- sprostował.- Kilka godzin przed tym jak Emily pojechała… gdzieś. A później zadzwoniła pani, że miała wypadek…
   - Ja.. ja przepraszam. Ja nie pamiętam… nic- Emilia zaczęła się jąkać.
   - Nic nie szkodzi- Danny uniósł swoje kąciki ust do góry.- Mam nadzieję, że jak najszybciej sobie przypomnisz, ale nie będę na ciebie naciskał. Nie bój się.
   - Dziękuję.
   Na chwilę zapanowała cisza. Nikt nie wiedział, co powiedzieć, a Emilia układała sobie wszystko w głowie.
   - Możecie mi powiedzieć coś jeszcze?- poprosiła.- Chcę wiedzieć jak najwięcej. Kim jestem, co robię, co lubię..
   - Dobrze- Sara skinęła głową.- Skończyłaś studiować muzykę- przełknęła ślinę, ukosem zerkając na Danny’ego.- Jednak nie lubiłaś tego- Emilia zmarszczyła czoło, a Danny spojrzał na Sarę zaskoczony. Szybko jednak wrócił do naturalnego wyrazu twarzy  tak, że Emilia nawet nie zauważyła jego zaskoczenia.- Poszłaś na te studia, ponieważ postanowiłaś się zbuntować, a później nie chciałaś w połowie przerwać. Chciałaś być prawnikiem.
  Danny był zdumiony. A więc  Sara postanowiła okłamywać Emilię? Nie do końca to wszystko rozumiał, ale postanowił się nie odzywać i po prostu później porozmawiać o tym z byłą modelką.
   - No.. dobrze- Emilia podrapała się po czole.- W takim razie czym się zajmuję?
   Sara opowiedziała Emilii już prawdziwą historię o tym jak nie chciała wcześniej przejąć firm Kamila, które po jego śmierci i tak zostały jej własnością. Nie wspomniała jednak ani słowem o tym krótkim okresie, kiedy to Emilia pracowała w szkole muzycznej. Kobieta postanowiła zrobić wszystko, aby według niej jej córka zaczęła podejmować słuszne decyzje.
   Dla Danny’ego była to także idealna sytacja, aby wyjść z całej historii czysty jak łza. Emilia nic nie pamiętała, przynajmniej na tą chwilę, więc nie wiedziała, że był oszustem, który podszywał się pod kogoś innego. Nie wiedziała też, że to on spowodował wypadek, mając nadzieje, że nie przeżyje. Jednak stało się inaczej, ale ze skutków był zadowolony. Zyskał czas, który był mu potrzebny na skończenie swojej „roboty”, a małe kłamstwo, którego się dopuścił, mówiąc kobiecie, że był jej chłopakiem, mogło dużo ułatwić. Musiał tylko trochę poudawać, zyskując jej przychylność i namawiając ją do kilku spraw… Ale dla niego to nie mogło być tak trudne. Już sama Sara postanowiła stworzyć „nową Emilię”. Wszystkie okoliczności mu sprzyjały z czego był niesamowicie zadowolony.
   - Przepraszam, ale muszę odpocząć- powiedziała Emilia, kiedy Sara skończyła swoje opowieści.
   - Oczywiście. Odpocznij sobie. Później jeszcze przyjdę- Sara ścisnęła lekko dłoń córki, ale ta tym razem jej nie cofnęła. To była jej matka.
   Kobieta uśmiechnęła się jeszcze i zniknęła za drzwiami. Danny nadal stał przy łóżku. Wolnym krokiem, obserwując reakcje Emilii, podszedł bliżej niej. Kiedy lekko musnął jej policzek, przeszły po niej ciarki, których nie mogła niestety zaliczyć do przyjemnych. Jednak mimo wszystko postanowiła to zignorować.
   - Do zobaczenia, kochanie.
   - Cześć- powiedziała, odwracając od niego głowę. Czuła się bardzo dziwnie w zaistniałej sytuacji.
   Danny popatrzył jeszcze przez chwilę na jej twarz, a następnie wyszedł, zostawiając ją ze swoimi myślami.
                                                                   
 ***

   Emilia leżała w szpitalu jeszcze jakiś czas. Z dnia na dzień czuła się o wiele silniejsza. Codziennie kilka razy dziennie odwiedzała ją Sara, a Danny od czasu do czasu. Niczego sobie nie przypomniała pomimo, że jej matka opowiadała jej różne historie z jej życia, najczęściej z dzieciństwa. Bardzo je to do siebie zbliżyło. Kobieta przynosiła do szpitala różne zdjęcia, pokazując córce niektóre osoby z jej życia. Jednak ani razu nie powiedziała nic na temat rodziny Formańskich. Od zawsze ich nie lubiła i nie chciała, żeby jej dziecko miało z nimi do czynienia. Bartek także nie przyszedł więcej do szpitala.
   Danny któregoś dnia przyniósł Emilii jej telefon komórkowy, ponieważ go o to poprosiła. Miała go w dniu wypadku przy sobie, więc do tej pory leżał na komisariacie. Jednak możliwe było jego odebranie, więc to także zrobił Danny.  Ale mimo to Emilia nic sobie nie przypomniała. Sprawdziła listę kontaktów, których miała sporo, rejestry połączeń, sms’y, galerię zdjęć… Nic to nie pomogło.
   Pewnego dnia przyszedł do niej doktor. Uważał, że powinna wrócić do domu, przebywać w znajomych miejscach, wśród znajomych wcześniej osób, a może to pomoże jej w odzyskaniu chociaż w części jakichkolwiek wspomnień. Dlatego też dzień później, kiedy przyszła Sara, pomogła córce spakować rzeczy, które ta miała w szpitalu, przebrać się w wygodne ubrania i wyszły z sali. Kiedy szły w stronę wind, Emilia wzięła ją pod rękę, lekko się uśmiechając. W pierwszej chwili Sara była bardzo zaskoczona. Wcześniej Emilia nigdy tak z nią nie chodziła. Jednak odwzajemniła uśmiech.
   Gdy wyszły ze szpitala, otoczyła ich wielka grupa reporterów. Emilia nie wiedziała, co się dzieje bowiem Sara nie powiedziała jej, jak rozpoznawalne były. Dla dwudziestolatki był to szok i wielkie
zaskoczenie. Nie spodziewała się takiego ataku. Ludzie wykrzykiwali pytania, wpychali im mikrofony pod nosy, robili zdjęcia i nagrywali. Emily, z szeroko otwartymi oczami i rozglądając się na boki w pewien sposób wystraszona, szła śladami matki. W asyście policjantów, którzy pilnowali porządku, dotarły do limuzyny, która od razu ruszyła. Emilia oparła się o oparcie i próbowała wszystko to pojąć.
   - Co to było?- spytała w końcu.
   - Jesteśmy osobami dość rozpoznawalnymi- Sara strzepała niewidzialny pyłek ze swojego płaszcza.- Kamil był znanym przedsiębiorcą, a ja lata temu modelką.
   - Dlaczego nic nie powiedziałaś?- spytała z wyrzutem.- Przygotowałabym się jakoś na ten atak!
   - Przepraszam, nie pomyślałam- skłamała. Przez ten cały czas od wypadku myślała, jak powiedzieć Emilii, kim są, ale tak, żeby wszystko szło po jej myśli.- W skrócie mówiąc, męczą nas zawsze, kiedy stanie się coś złego. Teraz głośno jest o tobie.
   - Jesteśmy.. bogaci?- spytała.
   - Tak- Sara od razu odpowiedziała. Wiedziała, że Emilia i tak się domyśli, kiedy zobaczy ich willę.
   - W nocy coś sobie przypomniałam- powiedziała cicho. Sara w jednej sekundzie cała swoją uwagę skupiła na niej.- Na początku myślałam, że to sen, ale później... teraz wiem, że to sytuacja z mojego życia- przymknęła powieki, przypominając sobie tą sytuację.

   - Wszystkiego najlepszego, Emilka!
   - Dziękuję, babciu- przytuliły się.
   
   - Były moje urodziny- zaczęła.- Tak mi się wydaje- zmarszczyła czoło. Była ze mną babcia. Jestem tego pewna. Ale otoczenie było jakieś inne. Byłam w Polsce, prawda?
   - Pewnie tak. Przypomniały ci się twoje siedemnaste urodziny, jak się domyślam. Mieszkałaś tam wtedy.
   - Dlaczego?
   - Chciałaś- wzruszyła lekko ramionami.- A my ci pozwolilismy.
   Emilia pokiwała wolno głową. Miała nadzieję, że jak najszybciej wszystko jej się przypomni. Nienawidziła tego uczucia pustki. Lekarz kazał jej przyglądać się różnym przedmiotom, które mogły jej pomóc odzyskać pamięć, oglądać zdjęcia, nagrania, wszystko z czym miała jakieś wspomnienia. Właśnie to zamierzała zrobić zaraz po powrocie.
   Wyszły z pojazdu i z pomocą Brandona dotarły do drzwi wejściowych. Pod willą także było sporo grono reporterów. Emilia zamknęła za sobą drzwi, kiedy razem z Sarą przekroczyły próg. Zadarła głowę do góry, patrząc na wysoki sufit. Następnie przeskanowała wzrokiemszerokie schody ze złotą poręczą.
   - Witam w domu- Sara usmiechnęła się lekko.
   - Chciałabym pójść do mojego pokoju- powiedziała szybko.Chciała zobaczyć, czy sobie cos przypomni. To było dla niej najważniejsze.
   - Dobrze. Chodź za mną.
   Weszły po schodach na piętro, a następnie przecieły długi korytarz i zatrzymały się na samym jego końcu pod jednymi z drzwi.
   - To tu.
   - Dziękuję. Mogę zostać teraz sama?
   - Jasne. Przyjdę do ciebie później i oprowadzę cię po całym domu.
   Emilia skinęła głową i kiedy Sara zniknęła za rogiem, nacisnęła klamkę i uchyliła drzwi, wślizgując się do środka. Obróciła się wokół własnej osi. Zdała sobie sprawę, że kojarzy to pomieszczenie i wiedziała skąd. Była to jej sypialnia. Nie wiedziała, co dokładnie powinna zrobić, więc podeszła do komody, stojącej po drugiej stronie pokoju i otworzyła wszystkie szafki. Na pierwszy ogień poszło śliczne pudełko w kolorze błekitu. Otworzyła wieko i wysypała jego zawartośc na podłogę, gdzie chwilę później usiadła. Przyjrzała każdą kartkę, która wcześniej leżała w pudełku. Były to świadectwa, dyplomy za różne zajęte przez nią miejsca w konkursach w znacznej większości muzycznych. Zmarszczyła czoło. Przecież Sara powiedziała jej, że nie lubiła spiewać, więc wydało jej się to co najmniej dziwne, że brała w nich udziały. Zapamiętała sobie, żeby spytac o to matkę.
   Spowrotem włożyła wszystko do pudełka i odłożyła je na poprzednie miejsce. Zamiast niego zgarnęła kilka albumówi i po kolei, jeden po drugim, zaczęła kartkować. Każdą fotografię oglądała ze skupieniem, mając nadzieję coś sobie przypomnieć. Najpierw uwiecznione było jej dzieciństwo. Zdjęcia były podpisane, dzięki czemu dowiedziała się, że były robione w Polsce. Z dalszych fotografii wynikało, że mieszkali w jakimś mieszkanku na Brooklynie, nastepnie na Manhattanie, ale nie willi, w której teraz była. Takowe zaczęły się, kiedy miała dwanaście lat. We wszystkich jej okresach życia było mnóstow zdjęć z wystepów, zabaw muzycznych, więc miała coraz większe wątpliwości, czy Sara jej nie okłamała. Nie umknęło jej uwadze to, że na zdjęciach nie była z żadnymi przyjaciółmi tylko z jednym chłopakiem. Nijakim Jake'iem. Dopiero później znalazła fotografie, gdzie była z kimś innym. Na jednym z nich stała trójka osób- ona, jakis chłopak i dziewczyna. Oboje byli brunetami, a ona jako jedyna blondynką. Obejmowali się w pasie i szczerzyli do aparatu. Zdjęcie było podpisane:

10 październik
Z Damarą i Bartkiem.

   Jednak tych zdjęć nie było za wiele. Później owa dwójka przestała się poajwiać, a zamiast nich byli inni. Kiedy Emilia sięgnęła po kolejny album, była już w Nowym Jorku. Na fotografiach częściej zaczął pojawiac się inny chłopak.
   - Z Kecin'em- przeczytała na głos.
   Był widoczny prawie na każdej stronie. Zauwazyłą, że musiał być dla niej kims naprawdę ważnynym. Na zdjęciach byli przytuleni, razem zwiedzali różne miejsca, a na którejś z kartek było zdjęcie pierścionka na jej palcu. Domyśliła się, że musieli się zaręczyć. .. Później pojawiło się jeszcze kilka zdjęć, a reszta kartek była pusta. Nie było zdjęć mniej więcej z ostatniego roku jej życia. Z trzaskiem zamkneła album i wszystkie schowała do komody, jednak w jej głowie wciąż przelatywały te wszystkie zdjęcia.
   Sięgnęła na sam koniec jednej z szafek, gdzie był spory stos gazet. Zaczęła czytac nagłówki z kilku z nich. " Kolejny występ Emily Zielonka". "Czy córka byłej modelki pójdzie w jej ślady?". "Niesamowity występ córki Sary Zielonka i Kamila Zielonka".  "Emily Zielonka w szkole Julliarda". "Kolejny występ Emily Zielonka. Zapowiada się kariera muzyczna?". "Powrót córki Zielonków. Kim była dziewczyna, która jej towarzyszya?". Otworzyła gazetę na tym artykule. Spojrzała na zdjęcia, na których była z Dagmarą w kręgielni prawie osiem lat temu. Przyjechała wtedy na rozdanie nagród jej rodziców i towarzyszyła jej brunetka. Były wtedy przyjaciółkami.
   Emilia zaczęła układać w głwie wszystko to, czego się dowiedziała. Jednak było to wciąż za mało. Mogła sobie jedynie wyobrazić, jak wyglądało jej życie przed wypadkiem. Jednego była pewna. Musiała dowiedzieć się jak najwięcej i zrobić wszystko, aby jak najszybciej przypomnieć sobie jej własne życie. Przecież była to tylko kwestia czasu, prawda?
-----------------------------
Cześć wszystkim!
Od razu bardzo przepraszam za ewentualne błędy. Ostatnio było u mnie sporo zamieszania, bo podczas burzy piorun strzelił w główny nadajnik od internetu i nie miałam do niego dostępu cały tydzień O.o Dlatego też mam zaległości z rozdziałami, ale już dzisiaj zabieram się za nadrabianie ;)
Rozdział pisany w połowie przed chwilą.. niestety. Wszystkie rozdziały mam zapisane na drugim laptopie, z którego w tej chwili nie mogę korzystać, więc byłam zmuszona napisać wszystko jeszcze raz. Jak najszybciej postaram się poprawić jakiekolwiek błędy, które z pewnością się znajdą.
Mam nadzieję, że zrozumiecie.
Pozdrawiam serdecznie!:*