piątek, 26 września 2014

Rozdział 4


   Pewnego późnego wieczoru, kiedy Emilia właśnie skończyła rozmawiać z Kevinem, zadzwoniła jej komórka. Spojrzała na wyświetlacz. Była to Lucie, jej przyjaciółka, którą była od siedmiu lat, czyli od kiedy poznały się w Paryżu.
   - Cześć, Emilia-  zaczęła. Ona jako jedyna z znajomych Emilii nie-polaków mówiła do niej w ten sposób. Wszyscy inni zwracali się do niej 'Emily'. Lucie mówiła cicho i Emilia poznała po jej głosie, że coś się stało.
   - Cześć. Wszystko w porządku?
   - Ktoś na mnie napadł- wyszlochała.
   - Co?- Emilia zerwała się na równe nogi.- Nic ci się nie stało?
   - Nie.
   - Jak to się stało?
   - Szłam wyjątkowo bez ochroniarzy. Wymknęłam się. To był okropny błąd- zaszlochała.- Ten typ szedł z naprzeciwka. Wyrwał mi torebkę i popchnął z całej siły.
   - Zgłosiłaś już to na policję?
   - Tak.
   - Lucie, musisz uważać. Jesteś gwiazdą! Każdy cię zna.
   Lucie była bardzo znaną gwiazdą muzyki pop. Robiła karierę od wielu lat i kochała swoją pracę całym sercem, ale odbijało się to na jej życiu prywatnym. Miała ochronę i nie mogła chodzić na imprezy ani jako nastolatka, ani teraz jako dorosła, co ją bardzo denerwowało.
   - Wiem, Emilka. Wiem. Chyba przylecę do Nowego Jorku w przyszły weekend. Muszę się z tobą spotkać.
   - Ja też chciałabym się z tobą zobaczyć. Długo się nie widziałyśmy.
   - Mogłabym na ten czas zamieszkać u ciebie? Nie chcę być sama w hotelu.
   - Oczywiście- zgodziła się od razu.- Nie mogę się doczekać.
    Niedługo potem pożegnały się. Emilia usiadła na łóżku i wyciągnęła z komody swój album. Zaczęła oglądać zdjęcia. Poznała Lucie w Paryżu, podobnie jak Kevina. Przewracając strony albumu, zaczęła się uśmiechać i smutnieć jednocześnie. Patrzyła na fotografie i nie mogła uwierzyć, jak bardzo się zmieniła. Nie tylko w wyglądzie, ale też w charakterze. Oglądała swoją własną przemianę z nastolatki w dorosłą kobietę. Żałowała, że nie może znowu być tą młodą dziewczyną. Nie chciała jeszcze bawić się w dorosłość.
   Emilii zrobiło się przykro, kiedy uświadomiła sobie, że gdyby nie ten wypadek, Lucie, która zawsze była zapracowana, nie przyjechałaby. Ale trochę ją rozumiała. Lucie była gwiazdą pop i na jej codzienny grafik składały się wywiady, koncerty, gale, sesje zdjęciowe i różne takie. Emilia już nie chodziła na żadne imprezy dla bogaczy. Wcześniej uczestniczyła w nich tylko dlatego, że Sara jej kazała. Po skończonej przez jej matkę karierze, Emilia mogła robić, co chciała i zdecydowała, że nie będzie uczestniczyła w żadnych takich imprezach, których nigdy nie lubiła.

***

   Następnego wieczoru Kevin i Emilia wybrali się na spacer. Zamierzała powiedzieć mu, że Lucie przyjeżdża, ale nie było odpowiedniej chwili. Kevin był tego dnia bardzo z czegoś zadowolony. Postanowiła go o tym poinformować, kiedy stanęli przed willą Zielonków, ale mężczyzna ją wyprzedził.
   - Mam dla ciebie niespodziankę- powiedział zadowolony.
   - Jaką?- spytała z ciekawością.
   - Wpadłem na pomysł, żeby w ten weekend pojechać do Miami. Spędzilibyśmy trochę czasu razem. Już nawet zarezerwowałem pokój w hotelu i dwa bilety na samolot- uśmiechnął się.
   - Może dałoby się to zrobić w następny weekend?- spytała z nadzieją.
   - Dlaczego?- spytał z ironicznym uśmiechem.
   - To z powodu kogoś z moich przyjaciół... Lucie przyjeżdża właśnie w ten weekend.
   - Rozumiem- rzucił wyraźnie niezadowolony.- I to z nią chcesz spędzić ten weekend nie ze mną.
   - Nie, nie o to chodzi. Możemy się spotkać we trójkę, ale też chciałabym mieć trochę czasu tylko dla niej.
   - Przecież w Miami wszystko jest już gotowe.
   - Kevin, ona została napadnięta. Muszę być przy niej. To moja przyjaciółka.
   - Nie masz w ogóle czasu dla mnie. Wcześniej szkoła, później wyjazd do Polski, teraz Lucie.
   - To nie tak, Kevin- powiedziała łamiącym się głosem. Nie lubiła się z nim kłócić, a na to się zapowiadało. Był na nią tak zły, że nie życzył sobie nawet żeby go dotykała. Kiedy ta próbowała położyć rękę na jego ramieniu, strząsną ją i się odsunął.- Dlaczego nie chcesz spędzać czasu z moimi przyjaciółkami? Polubiłbyś je. Olivii nawet nie znasz, a od razu ją znielubiłeś.
   - Nie widzę sensu, żeby spotkać się w ten weekend z tobą i tą twoją koleżanką, kiedy ja mogę  bawić się w Miami jak król- odwrócił się do niej tyłem.
   - Ja twoich znajomych nie unikam!
   - Spędziłbym z wami z chęcią czas, gdyby to nie wymagało zmiany moich planów.
   Wreszcie odwrócił się w stronę Emilii i widząc, że dziewczyna ledwo powstrzymuje płacz, powiedział:
   - Nie chciałem zrobić ci przykrości, ale zrozum też mnie.
   - A ty mnie. Mam dwa życia! Dwie rodziny! Na dwóch różnych kontynentach! I staram się ich jakoś pogodzić.
   - Próbujesz to zrobić od siedmiu lat. Czy warto? Mogłabyś dać już sobie z tym spokój- prychnął.
   - Dla ciebie najlepiej jest się poddać. Ale ja wiem, że w końcu mi się to uda. Wierzę w to- taka była prawda.
   Chwile milczeli, ale Emilia przerwała ciszę.
   - Jeśli nie chcesz poznawać ludzi, na których mi zależy, jak możesz myśleć, że mnie znasz?- szepnęła.
   - Co? Wiem o tobie wszystko, tak jak ty o mnie- oburzył się.- Wiem, że doskonale mówisz po polsku, tak jak po angielsku. Umiesz też mówić po hiszpańsku i francusku, chociaż nie tak dobrze. Masz drugie imię, które kocha twoja mama, a którego nie potrafię wymówić. 
Wiem nawet, że masz znamię od urodzenia. Wiem o tobie wszystko. Najmniejszy szczegół. Nie muszę poznawać twoich znajomych, żeby znać ciebie.
   - Owszem, musisz!- zawołała. Cieszyła się, że jest już ciemno i o wiele mniej ludzi kręci się po chodniku.- Oni są częścią mojego życia!- po drugiej stronie ulicy zauważyła kilku paparazzich, robiących im zdjęcia, więc postawiła nogę na schodku, prowadzącym do ich drzwi. Chciała po prostu wejść do domu i położyć się w swoim łóżku.
   - Nie bądź śmieszna- prychnął i chcąc ją zatrzymać, chwycił jej ramię.- Wiesz co? Spotkaj się z Lucie, a ja pojadę do Miami.
   - Dobrze- wypaliła ze złością, czując, że w jej oczach jest coraz więcej łez. Wyrwała się z jego uścisku i z twarzą zalaną łzami wróciła do domu. Całkowicie wyczerpana położyła się do łóżka.  Płakała bez końca, aż w końcu po wielu próbach, zasnęła, czując dziwny ból w sercu.

 ***

   Kiedy Emilia obudziła się następnego dnia, nie miała żadnej wiadomości od Kevina. Pojechała do firmy architektonicznej ojca, mając nadzieję, że rozmowa z pracownikami pozwoli jej nie myśleć o wczorajszej kłótni z Kevinem. Lubiła z nimi przesiadywać.
   - Dzień dobry- przywitała się naklejając na twarz trochę sztuczny uśmiech.
   - Dzień dobry, Emily- odpowiedzieli architekci.
   - Więc, proszę mówić mi nowinki z firmy- zaśmiała się Emilia. Poczuła się trochę lepiej, patrząc na znajome twarze.
   - Pan Holland to bardzo miły człowiek. Doskonale sobie radzi- powiedziała jedna z kobiet, podchodząc do niej.
   - To chyba dobrze- Emilia oparła się o jeden ze stołów.
   W pewnym momencie, słuchając innych nowości, zauważyła przez otwarte drzwi, jak Danny wyszedł na korytarz z jednego z pomieszczeń. Zauważył ją i wszedł do pokoju, w którym siedziała. Przeklęła w myślach. W jednej chwili zapadła cisza.
   - Nie zwracajcie na mnie uwagi i pracujcie dalej- rozkazał, zauważając dziwne napięcie. Architekci zajęli swoje miejsca i zaczęli pracować lub po prostu udawać.- Cześć, Emily.
   - Cześć- odpowiedziała, nie patrząc na niego tylko na czubki swoich szpilek. Nie mogła znieść tego faceta.
   - Chciałbym cię przeprosić za mój ostatni wybryk. To było szczeniackie- mówił całkiem szczerze.
   - Tak, tak, przeprosiny przyjęte- Emilia mówiła bez emocji, skubając róg swojej torebki. Wyciągnęła z niej zbożowy batonik.
   - To twoje śniadanie?- spytał. Przyglądał się jej pastelowej sukience bez ramiączek, która podkreślała jej znakomitą figurę. Niejedna kobieta mogła takiej pozazdrościć. Niewątpliwie to odziedziczyła po Sarze.
   - Aha- potrząsnęła głową.
   - Masz coś do normalnego jedzenia?
   - To jest normalne jedzenie- podniosła na niego wzrok.
   - Miałem właśnie zamiar coś zjeść, więc zapraszam cię na śniadanie- Emilia popatrzyła na niego wzrokiem naukowca.- Twój tata kazał nam się zaprzyjaźnić- przypomniał.
   - Powiedział, że byłoby dobrze gdybyśmy się polubili, ale po tym jak mnie potraktowałeś i w magiczny sposób zdobyłeś kluczyki do mojego samochodu, nie wiem czy się to uda.
   - Co ci szkodzi spróbować?
   - Spróbować? Nic mi nie szkodzi, ale nie wiem, czy mogę ci ufać po twoim wybryku.
   - To było głupie, przyznałem. To jak? Dasz się zaprosić na śniadanie?
   - Jasne. Możemy zrobić u mnie pizze i napić się wina…- przewróciła oczami. Powiedziała to jak najbardziej sarkastycznie, ale Danny najwyraźniej wziął to na poważnie.
   - U ciebie?
   - Tak. Nasza gosposia ma wolne, więc uratujemy też moją mamę od kanapek. I tak chciałam dzisiaj ją zrobić- wzruszyła ramionami. Wciąż nie mówiła serio i była pewna, że Holland to wyczuł. Był to czysty sarkazm.
   - Dobrze. Spotkamy się na parkingu. Zrobię sobie trochę dłuższą przerwę.
   Emilia wyprostowała się szybko. Zdała sobie sprawę z tego, co właśnie powiedział mężczyzna, który właśnie wychodził z pomieszczenia. Miała ochotę walnąć sobie w głowę jakimś wielkim młotkiem. Chciała pobiec za nim i wszystko sprostować, ale pomyślała, że byłoby to niegrzeczne z jej strony. „Raz kozie śmierć” pomyślała. Wysłała szybkiego sms’a do Sary, że będą miały gościa.
   Kiedy weszła na parking, Danny stał oparty o jej samochód.
   - Daj kluczyki- rozkazał.
   - Co?- spytała zaskoczona.- Co to, to nie. Ja prowadzę.
   - Chyba sobie żartujesz. Nie będę jechał z babą za kierownicą.
   - Jak ci coś nie pasuje, to nie musisz wcale jechać- miała nadzieję, że właśnie tak zrobi.- Jestem doskonałym kierowcą- dodała.
   - Tak, jasne, że dobrym. I zajmujesz cudze miejsca parkingowe- Emilia poczuła frustrację, ale postanowiła przemilczeć słowa mężczyzny.
   - Jedziesz, czy nie?- spytała przez ramię, idąc w stronę drzwi od strony kierowcy.
   - Dobra- powiedział, siadając na miejscu pasażera, a Emilia na miejscu kierowcy.
   - Słyszałem, że skończyłaś szkołę Julliard’a- pierwszy odezwał się Danny, kiedy stali na światłach.
   - Tak, to prawda. Tata ci się pochwalił- bardziej stwierdziła niż zapytała.
   - W pewnym sensie. Mówił też, że masz wyjątkowy głos.
   - Nie wiem, po co on tak wszystkim mówi- ruszyła. Zdawała sobie doskonale sprawę ze swojego talentu, ale nie lubiła się tym chwalić.
   - Zaśpiewaj coś- uśmiechnął się.
   - Teraz?- spytała zaskoczona, zerkając na niego.
   - Teraz- przytaknął.- Przecież nie powinien to być dla ciebie żaden problem.
   - Nie jest problemem, ale…
   - Nie ma żadnego ale- przerwał jej.- Zaśpiewać na przykład to- podkręcił piosenkę, która właśnie leciała w radio. Emilia zaśpiewała refren i kawałek zwrotki, a Danny z zainteresowaniem słuchał. Nie wstydziła się. Wiele razy występowała w szkole i śpiewała przy ludziach. Dla niej to było coś naturalnego.
   - Bardzo wysoko śpiewasz- zauważył, kiedy Emilia skończyła.
   - Mogę śpiewać jak chcę. Wysoko i nisko…
   - Super. Masz naprawdę śliczny głos. Taki… niespotykany.
   - Dziękuję- uśmiechnęła się nieznacznie.
   - Ale jak mówisz wydaje się, że masz całkiem inny głos..
   - To teraz porozmawiajmy o tobie- zmieniła szybko temat.-  Gdzie się uczyłeś, skąd pochodzisz?- spytała, żeby odciągnąć jego uwagę od jej osoby. Wolała rozmawiać nawet na tematy, które całkowicie ją nie interesowały.
   - Skończyłem Yale, a pochodzę z Nowego Jorku.
   - To gratulacje. Yale to nie byle jaka uczelnia.
   - Dzięki. Byłem dumny, że się tam dostałem. Harowałem na to jak wół. Spytałbym, skąd ty pochodzisz, ale twoją historię znają chyba całe Stany.
   Emilia zaśmiała się nerwowo i wysiadła z samochodu. Byli już na miejscu. Danny posłusznie podążył za towarzyszką. Przeszli przez hol i zeszli schodami w dół. Następnie ominęli kilka par drzwi i weszli do kuchni.
   Pomieszczenie to było urządzone w stali i granicie, a jej wyposażenie zadowoliłoby najbardziej wymagającego kucharza.
   - Macie piękny dom- powiedział Danny, rozglądając się po pomieszczeniu.
   - Dziękuję.
   - I wielki- dodał.- Ile tu jest pięter?- spytał z ciekawości.
   - Parter, trzy pietra, poddasze, gdzie jest jedna sypialnia, i podziemie. Taka piwnica- zaczęła szukać czegoś po szafkach kuchennych.
   - Ale zgaduję, że nie trzymacie tam jakichś konfitur domowych- zaśmiał się.
   - Nie. W podziemiach jest basen, siłownia i takie tam- powiedziała, jak gdyby nigdy nic.- Teraz jesteśmy na tak zwanym przez nas poziomie taras- wytłumaczyła. Mówiła to wszystko tylko po to, żeby nie zapadła pomiędzy nimi niezręczna cisza.
   - Śmiem sądzić, że jest tu taras- podniósł jedna brew do góry rozbawiony.
   - Tak. Jest z tyłu domu- na twarzy Emilii nie było grama uśmiechu. Robiła wszystko, automatycznie. Bez emocji.
   - No to nieźle. Co jeszcze tu ciekawego macie?
   - Muszę ci mówić?- Emilia nie lubiła chwalić się tym, co mają. Nie uważała się wcale za lepszą od innych. Nie uśmiechało jej się nawet to, że musiała przebywać z tym facetem w jednym pomieszczeniu.
   - Nie musisz, ale ciekawi mnie to. Nie na co dzień jest się w takim domu.
   - Rodzice mają go dzięki ciężkiej pracy.
   - Wiem. Twój tata to bardzo zapracowany człowiek.
   - Tak. Kiedy byłam młodsza mało kiedy go widywałam. Podobnie zresztą było z mamą- wzruszyła ramionami.
   Chwile milczeli.
   - No, to zabieram się do pizzy- powiedziała szybko Emilia, omijając wysepkę kuchenną.
   - Potrzebna ci pomoc?- zaoferował się Danny.
   - Nie, ale jak chcesz się na coś przydać, to idź tam- pokazała palcem odpowiednie drzwi- wybierz wino i przynieś je. Możesz też zawołać moją mamę. Powinna być w pierwszym salonie piętro wyżej. To ten, który mijaliśmy.
   - Z przyjemnością pójdę- ruszył w stronę schodów.
   Emilia wzięła się do przyrządzania pizzy.  Rozwałkowała gotowe ciasto, posmarowała je sosem, potem pokroiła pieczarki, paprykę i pepperoni.
   - Twoja mama odmówiła- powiedział Danny, wchodząc do kuchni. Wszedł po drodze do spiżarki z winami i wziął jedno z nich.
   - Pytała, kim jesteś?
   - Tak. Przedstawiłem się.
   Emilia przestała dekorować pizze dodatkami i wsunęła blachę do rozgrzanego piekarnika. Potem na blacie wyspy postawiła dwa talerze i sztućce dla dwóch osób.
   - Nie masz nic przeciwko, żebyśmy zjedli tutaj?
   - Nie- pokręcił przecząco głową. Jego wzrok zatrzymał się na dłoniach Emilii.- Zaręczynowy?- spytał, mając na myśli pierścionek.
   Kobieta spojrzała na biżuterię, zanim odpowiedziała.
   - Tak, zaręczynowy- Danny skinął głową.
   Emilia usiadła na krześle przy wysepce kuchennej. Oboje podnieśli kieliszki i ze smakiem popijali wino. Nagle komórka Emilii się zaświeciła. Oznaczało to, że ma wiadomość. Była od Kevin’a.

   Postanowiłem pojechać do Miami już dziś. Baw się dobrze z Lucie.

   Emilia widocznie posmutniała. Odpisała Kevin’owi.

   OK. Odezwij się jak wrócisz.

   Kobieta postanowiła, że nie będzie myśleć o swoim narzeczonym. Inaczej zamyśliłaby się na śmierć.
   Godzinę później na dnie butelki zostało tylko trochę wina, a z pizzy dwa trójkąty. Zegar wskazywał za dziesięć jedenastą. Danny odłożył serwetkę i wstał.
   - Powinienem się zbierać- „no nareszcie, koleś” pomyślała Emilia.- Praca czeka. Mam nadzieję, że nikt nie zauważy, że mnie tak długo nie było i, co ważniejsze, że piłem- zaśmiał się cicho.
   Emilia również się podniosła.
   - Zadzwonię do Brandona, naszego szofera. Odwiezie cię.
   - Nie ma takiej potrzeby. Pojadę metrem lub złapię taksówkę.
   - Wykluczone. Już dzwonię do Brandona- wyciągnęła komórkę i poprosiła szofera o przybycie.
   Ruszyli w stronę drzwi wyjściowych.
   - Dzięki za śniadanie- powiedział, pochylając się lekko do przodu. Emilii przemknęło przez myśl, że chce ją pocałować, a do tego nie mogła dopuścić. Gdy już była gotowa go odepchnąć, on musnął lekko jej policzek.
   - Do zobaczenia.
   - Do zobaczenia- wyszedł.
   Emilia patrzyła na odjeżdżającą limuzynę przez okno. Myślała, że Danny już nigdy sobie nie pójdzie. Chociaż był dla niej miły, nie mogła zapomnieć o incydencie na parkingu. Postanowiła sobie, że już nigdy nie będzie mówiła nic sarkastycznie, bo jak widać, nie każdy rozpoznaje, kiedy mówi się serio, a kiedy nie. A że była dobrze wychowana, nie wyprowadziła go z błędu i zaczęła się zastanawiać, czy słusznie.

-----------------------------------------------------------------------------------------
Dziękuję bardzo za odpowiedzi na moje pytanie pod poprzednim rozdziałem. Wszystkie napisałyście, żeby Was informować, więc to też będę robiła.
A dzisiaj mam do Was kolejną prośbę. A mianowicie, czy wiecie może, gdzie mogę zamówić sobie zrobienie szablonu? Bo właśnie chciałabym zmienić szablon na tym blogu, żeby był taki… fajniejszy XD Wiem, że jest mnóstwo  szabloniarni, ale ja chciałabym was zapytać o zdanie, żebyście poleciły jakąś osobę godną zaufania. Chodzi mi o taki, gdzie będę mogła jakoś skontaktować się z osobą, które je robi, żeby uzgodnić mniej więcej jaki chcę. Może ta osoba też mi coś zaproponuje, ale to zobaczymy. I przyznam się bez bicia, że kompletnie nie wiem nawet jak się to wszystko ustawia, więc byłaby mi potrzebna pomoc :P
Jak ktoś kogoś zaproponuje, proszę też, żeby zajrzał na swój komentarz, bo mogę mieć jakieś pytania czy coś ;) Albo proszę zostawić jakiś namiar, kontakt na tą osobę. Bardzo dziękuję już teraz za pomoc :*

piątek, 19 września 2014

Rozdział 3

   Po dwutygodniowym pobycie u Joanny i Klipków Emilia postanowiła wrócić do USA. Podróż przebiegła sprawnie i nie było żadnych problemów, więc gdy zauważyła limuzynę ojca na parkingu przed lotniskiem, nie śpieszyło jej się. Z pojazdu wyszedł Brandon.
   - Dzień dobry, Emily- przywitał się. Emilia sama upoważniła go, aby mówił do niej po imieniu.
   - Cześć, Brandon- uśmiechnęła się szeroko.
   Mężczyzna wcale się nie zdziwił, kiedy Emilia zajęła miejsce obok kierowcy. Dość często tak robiła. Nie lubiła po prostu sama siedzieć na tylnych siedzeniach.
   - Jak minął ci lot?- spytał szofer, kiedy oboje wsiedli, a walizka wylądowała w bagażniku.
   - Bardzo dobrze. Zdziwiłam się nawet, że aż tak dobrze. Dużo osób podróżuje z powodu wakacji, ale nie było to wcale odczuwalne.
   - Dlaczego nie latasz odrzutowcem pana Kamila, jeśli można spytać?
   - Nie lubię- Emilia wzruszyła ramionami.- Podróżowałam nim kilkanaście razy, ale jakoś dziwnie mi podróżować samej,a tutaj mogę chociaż pobyć w towarzystwie obcych ludzi.
   - Pani Sara kazała przekazać, że dziś nie będzie jej w domu dość długo- zmienił temat. Emilia spojrzała na mężczyznę okrągłymi oczami. Nie spodziewała się, że jej mama gdzieś wyjdzie.- Idzie na jakieś masaże.
   -Znakomicie- ucieszyła się.- Naprawdę, dobrze. Dziękuję, że mi przekazałeś- szczerze się ucieszyła.- Pojadę do ojca, kiedy się odświeżę. Ty możesz już wrócić do siebie. Pojadę swoim samochodem.
   Zrobiła tak jak powiedziała i godzinę później jechała do firmy architektonicznej, którą dwa lata temu kupił Kamil.
   Wjeżdżając do podziemi nowoczesnego biurowca, Emilia ujrzała samochód zwalniający cenne miejsce na szczelnie wypełnionym parkingu. Niewiele myśląc, przyspieszyła swoim samochodem, aby nikt nie zajął jej wypatrzonego lokum dla jej pojazdu. Zauważyła  ogromny, luksusowy samochód, którego przystojny kierowca zamierzał także zająć to samo miejsce parkingowe. Przycisnęła więc mocniej pedał gazu i wyprzedziła jego zmamiary, zauważając w wstecznym lusterku wyraz niezadowolenia mężczyzny.
   Emilia, pędząc w stronę windy tak szybko, jak pozwalały jej na to wysokie szpilki, szukała w torebce swojej karty magnetycznej, która umożliwiała dostęp do biura. Nienawidziła przebywać sama na przeróżnych parkingach. Nagle znikąd na jej drodze pojawił się mężczyzna.
   - Nie tak szybko. Musimy porozmawiać- zdezorientowana uniosła głowę, choć spodziewała się kogo ujrzy. Brązowowłosy mężczyzna z bliska wydawał się jeszcze bardziej przystojniejszy i niepokojąco męski.
   Emilia spojrzała mu w oczy.
   - Stanęłaś na moim miejscu- rzucił oskarżycielskim tonem chociaż miał zaskakująco ciepły głos.
   - Naprawdę?- udała zaskoczoną.- A gdzie jest tak napisane, bo jakoś nie zauważyłam- odwróciła się i zaczęła udawać, że szuka jakiejś tabliczki.
   - Gówniaro, nie będziesz do mnie pyskowała- syknął.
   - Gówniaro?- oburzyła się Emilia.- Nie jestem gówniarą! Może młodo wyglądam, ale jestem po dwudziestce- wysyczała.
   - Oh- trochę się zmieszał.- Nie wygląda pani na tyle.
   - A jednak- rzuciła.- Teraz przepraszam, śpieszę się- powiedziała, szybko omijając mężczyznę i weszła do windy, która właśnie odjeżdżała. Nie zdążył jej zatrzymać.
   Zirytował ją ten facet. Wyzywał ją od gówniar, co ją dosłownie obraziło.
   W  ciągu paru minut jakie zajęło jej wejście do biurowca, Emilia zdołała próbowała zapomnieć o bezczelnym mężczyźnie i podchodząc do Samanty, sekretarki, uśmiechała się od ucha do ucha. Nauczyła się, że nie należy się przejmować ludźmi i niepotrzebnie się stresować. Życie w Nowym Jorku nauczyło ją między innymi właśnie tego.
   - Pan Kamil jest w sali konferencyjnej. Za pół godziny ma spotkanie- przekazała jej kobieta.
   W sali konferencyjnej panowała atmosfera napięcia i determinacji. Głównym źródłem stresu Kamila było, że to właśnie tego dnia w ich firmie pojawi się Danny Holland, mężczyzna, który ma przejąć od Zielonki pewne obowiązki. Miał mu powierzyć swoją firmę, więc naturalne było, że się obawiał. Postanowił jednak tak, aby móc bardziej skupić się też na innych firmach.
   - Cześć, tato- Emilia przytuliła ojca.
   - Cześć, Emily. Co ty tu robisz?- spytał zaskoczony.- Nie miałaś wrócić jutro?
   - Nie- zmarszczyła na chwilę czoło.- Musiało ci się coś pomylić.
   - Zaraz mam ważne spotkanie, więc może pójdziesz przywitać się z twoimi ulubionymi pracownikami? Na pewno się ucieszą.
   - Właśnie o tym myślałam- przyznała.
   - Potem 
do was przyjdę . Holland chce osobiście poznać pracowników.
   Emilia wyszła i idąc w stronę wind, uśmiechnęła się ciepło do sekretarki, z którą także bardzo się lubiła. Następnie zjechała windą dwa piętra w dół do działu, w którym pracowali ulubieni przez Emilię z wzajemnością pracownicy. Wszyscy wyściskali ją, gdy weszła.
   Wypytywali ją o wszystko. O podróż, humor, czy poznała kogoś. Emilia często z nimi przesiadywała. Kiedy jeszcze chodziła do szkoły, najczęściej to im 
jako drugim śpiewała piosenki, które miała zaliczać. Pierwszym, który je słyszał, zawsze był Kevin.
   Ich rozmowy przerwał Kamil, wchodząc w towarzystwie nowego pracownika. W pomieszczeniu zapadła cisza, więc Emilia podniosła wzrok znad projektu, który właśnie od niechcenia oglądała i zbladła. W drzwiach stał mężczyzna, z którym ścięła się jakąś godzinę temu na parkingu!
   - Pan Holland chciałby poznać osobiście wszystkich pracowników- ogłosił Kamil, rozglądając się po zebranych.
   - Mówcie do mnie po imieniu. Danny- przedstawił się, patrząc z zaciekawieniem na Emilię.
   Dziewczyna pomyślała, że pewnie myśli, że jest jednym z pracowników i ma teraz nad nią kontrolę.
   Danny witał się po kolei z architektami i zamieniał z nimi kilka słów. Powoli zbliżał się do biurka, przy którym siedziała Emilia, gdy Kamil stanął za jej plecami.
   Gdy Danny w końcu do niej doszedł, wyglądał na bardzo pewnego siebie. Emilia postanowiła to z satysfakcją zmienić. Wyciągnął do niej swoją męską dłoń.
   - Danny Holland- na jego twarzy widniał cwany uśmieszek.
   - Emily- przedstawiła się, podając mu swoją starannie wypielęgnowaną dłoń, po czym dodała dumnie- Emily Zielonka.
   Po tych słowach mina Danny’ego zrzedła, z czego była dumna Emilia. Cieszyła się, że utarła mu nosa. Była w końcu córką jego szefa.
   - Danny, to moja córka- powiedział Kamil.- Często przebywa w firmie, więc mam nadzieję, że się polubicie.  Możliwe że to moja córka już wkrótce będzie tu rządzić, więc nie chcę, żeby w przyszłości wynikły jakieś nieprzyjemności.
   Danny próbował maskować swoją minę.
   - Też tak myślę, tato- Emilia uśmiechała się zwycięsko.- Mam nadzieję, że nie będzie żadnych nieprzyjemności. Już pójdę.
   Emilia zerwała się z krzesła, pożegnała się ze wszystkimi i wyszła z biura. Ruszyła w stronę parkingu równie szybkim krokiem co wcześniej.
   -Przepraszam…
   Męski głos odezwał się gdzieś z tylu. Przyśpieszyła kroku.
   - Stój!- zawołał.- Mam twoją komórkę!
   Zwolniła i obejrzała się przez ramię. Dopiero teraz zauważyła, że zostawiła ją w biurze. Odwróciła się i zauważyła, że to Danny za nią biegł.
   Wręczył jej telefon.
   - Dzięki- powiedziała bez emocjonalnie.
   Oboje stali tak, jakby na coś czekali. Emilii zaczynało się to nudzić, więc ruszyła w kierunku parkingu.
   - Może cię odprowadzić?- spytał, idąc za kobietą.
   - Nie, dziękuję- odpowiedziała chłodno.
   - Ale ja nalegam- upierał się.
   ,,Jaki miły się nagle zrobił” pomyślała Emilia. Postanowiła się do niego nie odzywać.
   Dotarli do miejsca, gdzie Emily zostawiła swoje audi. Ku swojemu zdumieniu, nie było go. Na tym miejscu ujrzała za to samochód Danny’ego. Rozejrzała się niespokojnie, ale nigdzie nie dostrzegła swojego samochodu. Teraz zrozumiała, dlaczego Holland nalegał, żeby poszła z nim na parking. Chciał zobaczyć jej minę.
   - Gdzie jest mój samochód?- spytała spokojnie, ale w środku aż się gotowała ze złości.
   - Kazałem go odholować z mojego miejsca parkingowego.
   - Odholować?!- krzyknęła na całe gardło, a echo jej słów rozniosło się po całym parkingu.- Czy ty naprawdę chcesz kłopotów?!
   - Nie, ale należało ci się.
   - Należało?! Pierwsza zajęłam to miejsce i nic ci, kurwa, do tego! Jeżeli zobaczę chociaż jedną, małą ryskę na moim samochodzie, możesz pożegnać się z pracą- zagroziła w złości.
   - Nazwisko to nie wszystko- prychnął.
   - Nie wszystko, ale dzięki niemu mogę dużo zrobić- zauważyła.
   - Co ma jedno do drugiego?
   - Jesteś bezczelny!- krzyknęła.- Jak tak można odholować kogoś samochód bez większego powodu?! Jeżeli mój samochód zaraz się nie znajdzie, zadzwonię na policję.
   Stali tak chwilę, kiedy Holland wyjął swój telefon z kieszeni.
   - Przyprowadź samochód- rzucił do słuchawki i ponownie wsunął ją do kieszeni.
   Już po chwili zza zakrętu wynurzyło się auto Emilii. Kierowca bez słowa oddał kluczyki Danny’emu i odszedł. Holland wręczył je Emilii, a ta nie pytając skąd je miał, wsiadła do swojego samochodu i odjechała. Najwyraźniej dla Danny’ego  Holland’a nie było rzeczy niemożliwych.
   Na najbliższym parkingu stanęła i sprawdziła, czy aby na pewno mężczyzna nic nie zabrał z jej samochodu, ale wszystko było na swoim miejscu. Musiała się upewnić.


   Kiedy Emilia była już w willi, rozdźwięczał się dzwonek jej komórki. Spojrzała na wyświetlacz. Była to Olivia.
   - Część- przywitała się Emily, czując dopiero teraz, jak się odpręża.
   - Hej. Co tam u ciebie?- usłyszała w słuchawce.
   - Wszystko dobrze. Wróciłam dzisiaj z Polski… Nie uwierzysz! Spotkałam tam Justynę!- ożywiła się nagle.
   - Myślimy o tej samej Justynie?
   - Justyna Bartosik. Wyszła za mąż.
   - Za mąż?- słyszalnie się zdziwiła.- Niedługo zostaniemy tylko my we dwie jako panny- zaśmiała się.
   - Nie wiadomo. Nie wiemy co u reszty… A propos. Tak sobie chwilkę rozmawiałyśmy. Justyna ma kontakt ze wszystkimi z naszej dawnej paczki, oprócz ciebie, a ja mam kontakt z tobą- usiadła na kanapie w salonie i zaczęła bawić się rogiem ozdobnej poduszki. Musiała zająć czymś rękę.-  Zaproponowałam, żebyśmy zorganizowały jakieś spotkanie. Fajnie byłoby zobaczyć resztę po tylu latach.
   - Wspaniały pomysł!- Olivia bardzo się ucieszyła.- Trzeba koniecznie coś zorganizować.
   - Tak. Mam numer telefonu do Justyny, więc się kiedyś z nią skontaktuję i może się uda.
   - Mam nadzieję. Trochę tęsknię za wszystkimi.
   - Ja troszkę też- przyznała.
   - Więc do roboty, moja droga. Wszystko leży w waszych rękach- zaśmiała się.
   - Dobra. Niedługo skontaktuję się z Justyną i spróbujemy coś wymyślić.
   - Wspaniale! Informuj mnie na bieżąco. Trzymaj się. Pa.
   - Cześć- rozłączyła się.
   Westchnęła. Emilia bardzo chciała zobaczyć się z resztą jej dawnej paczki. W
 przeszłości bardzo się z nimi polubiła i żałowała, że ich kontakt się urwał.
   Postanowiła zadzwonić do Kevina. Otworzyła listę kontaktów i zaczęła szukać odpowiedniego numeru. Nagle jej uwagę przykuł jeden z nich. Był zapisany jako Danny. Emilia pomyślała, że nie przypomina sobie, żeby zapisywała kogoś w ten sposób. Nagle poczuła szybsze bicie serca. Danny musiał wykorzystać tą chwilę, kiedy miał jej telefon na wpisanie swojego numeru. Emilia w pierwszej chwili była wściekła na mężczyznę. Potem wściekłość jej minęła i poczuła coś bardzo dziwnego. Coś czego nigdy wcześniej nie czuła i nie rozumiała, co to..

------------------------------------------------------------------------------
Hej hej :D
Rozdział taki sobie i nawet długi nie jest, ale do Waszej oceny ;)
Chciałabym spytać, kogo mam zawiadamiać o nowych rozdziałach? Bo nie wiem czy informować, czy same będziecie sobie patrzyły, czy jak… Jak wiadomo rozdziały są dodawane w piątki lub soboty co tydzień, co już chyba wiecie, ale no nie wiem… Więc, napiszcie mi, proszę, w komentarzach, kogo mam powiadamiać, a kto sobie będzie sam ,,pilnował”. Z góry dziękuję za współpracę i pozdrawiam ;)


piątek, 12 września 2014

Rozdział 2

   Emilia Zielonka następnego dnia usadowiona wygodnie na tylnym siedzeniu czarnej limuzyny  z uśmiechem przyglądała się ruchowi ulicznemu. Dziewczyna przyzwyczaiła się już do niego. W końcu spędziła w Nowym Jorku większość życia. Nawet nie wiedziała, że może być tu taka szczęśliwa. A to wszystko za sprawą Kevina, który przeprowadził się z Waszynktonu do Nowego  Jorku specjalnie dla niej. Zaczął studiować architekturę, ale nigdy jej nie skończył. Bardzo wspierał Emilię we wszystkim. Kiedy miała występy w szkole, zawsze przychodził, doradzał jej jak tylko mógł. Później była szkoła wyższa. Do samego końca był z nią. Wszystko było jak z bajki. Taka wielka miłość, o której pisały nawet gazety. A później nagle zaczęło się wszystko psuć…
   Limuzyna się zatrzymała, więc Emilia wysiadła z pojazdu. Brandon, ich wieloletni szofer, wyciągnął jej walizkę.
   - Miłej podróży- powiedział, uśmiechając się ciepło.
   Emilia lubiła Brandona. Był z jej rodziną od samego początku i stał się już dla nich niczym jak rodzina. Kobieta podziękowała i poszła do budynku lotniska. Odebrała zamówiony bilet i przeszła odprawę.
   Kiedy samolot wylądował w Polsce, była piętnasta. Kiedy weszła do pomieszczenia, gdzie ludzie czekają na swoją rodzinę, przyjaciół, znajomych, którzy także przylecieli tym samolotem, zauważyła biegnącą w jej stronę ciocię Asię, a za nią razem z jej mężem, Krzysztofem, jej trójkę wspaniałych dzieci- Filipa, Julkę i Szymona.
   - Cześć, Szymon- rzekła Emilia, biorąc najmłodszego chłopaczka na ręce. Był jej chrześniakiem.- Wiesz jaki jesteś ciężki?
   - Bo mam już cztery latka- powiedział z dumą. Odstawiła go.
   - Cześć, dzieciaki- przywitała się z pięcioletnią dziewczynką i sześcioletnim chłopcem z uśmiechem.
   - Witaj- odezwała się w końcu Joanna, przytulając siostrzenicę.
   - Cześć, ciociu. Cześć, wujek.
   - Jak ci minął lot?- spytała, ruszając zwartą grupką ku wyjściu.
   - Nawet dobrze. Bywało gorzej.
   Włożyli walizkę Emilii do bagażnika, a sami załadowali się do samochodu Joanny i Krzysztofa, który prowadził.
   Przez całą drogę rozmawiali na wszystkie tematy jakie przyszły im do głowy.
   Kiedy samochód się zatrzymał na parkingu przed blokiem, gdzie mieszkała Joanna z rodziną, wysiedli. Krzysztof poszedł z dziećmi na pobliski plac zabaw, aby kobiety mogły chwilę porozmawiać na osobności. Aśka z siostrzenicą weszły z walizką na drugie piętro. Joanna włożyła kluczyk do zamka, otwierając drzwi. Ich oczom ukazało się mieszkanie.
    Zielonka bardzo lubiła ich mieszkanie. Ogromny śnieżnobiały salon z kremowymi plamkami o bogatej teksturze, gładkie białe obicia, białe ściany, lustra, stoliki ze szkła, delikatne oświetlenie i kominek, czyli to co się najbardziej rzucało w oczy. Wystrój wszystkich pomieszczeń był bardzo nowoczesny. W sypialni Joanny i Krzysztofa na środku pokoju stało wielkie łoże z baldachimem, koło niego toaletka, a dalej niebiesko- biała sofa. Jedną ze ścian zajmowały bardzo meble.  W jadalni stał ogromny, szklany stół z chromowanymi krzesłami a pod ścianą kredens. Kuchnia była urządzona w kolorach żółci i czerni. Pokój, w którym spała Emilia, gdy tu przyjeżdżała, był skromniejszy od reszty domu. Łóżko, szafki i wielki regał z książkami. Mimo tego miło się w nim spędzało czas. Na końcu korytarza znajdowała się łazienka i ostatnie dwa pokoje. Jeden należał do Julki i był urządzony jak komnata małej królewny. Prawie wszystko różowe: niewielkie łóżko z baldachimem, mały dmuchany zamek, biurko, szafki z ubraniami i mnóstwo zabawek. Na podłodze położony był mięciutki dywan z wizerunkiem królewny. W pokoju chłopaków również było dużo zabawek. Ale jak u Julki były to lalki, u nich znajdowały się samochody. Cały pokój był w kolorach granatu. Na ścianie widniała tapeta w samochody. Dwa łóżka i biurka, meble składały się na wystrój tego pomieszczenia.
   - Zrobić ci kawę? A może jesteś głodna?- spytała Joanna, kiedy Emilia siadała na kanapie w salonie.
   - Nie, dziękuję. Kiedy pojedziemy do dziadków?
   - Może jutro? Dzisiaj odpocznij i się rozpakuj- usiadła obok Emilii.- Co tam u was? Jak się trzyma Sara?
   - Mama tak jak było, ale ogólnie jest dobrze. Tata wciąż pracuje i coraz rzadziej go widuję, ale nie przejmuję się już tym.
   - Cieszę się, że u was wszystko dobrze. Widzę cię raz na jakiś czas i za każdym razem wydajesz mi się coraz ładniejsza- obie się zaśmiały.
    - Dziękuję. Staram się jak mogę.
    Zanim Joanna zdążyła coś powiedzieć w drzwiach stanął Krzysiek z dziećmi, uśmiechniętymi od ucha do ucha.
   - Nie dało się ich dłużej zatrzymać, więc koniec pogaduszek- powiedział mężczyzna, ściągając buty.
   - Emilka, mam pociąg! Taki duży- Filip rozłożył ręce na całą szerokość.- Pójdziesz zobaczyć?- kusił chłopiec.
   - Za chwilkę, dobrze? Teraz idźcie umyć sobie rączki.
   Emilia odprowadziła dzieci wzrokiem, które odwróciły się i ze śmiechem znikły za drzwiami łazienki.
   - Bardzo cię kochają- powiedziała Joanna.
   - Ja tez ich bardzo kocham.
   - Nawet nie wiesz jak się cieszyły, kiedy powiedziałam, że przyjeżdżasz. Każdo chce ci coś pokazać- zaśmiały się.
   - Emilka!- usłyszała krzyk Julki z korytarza. Chwilę później cała trójka była już w salonie. Dziewczynka dała Emilii gitarę.- Zaśpiewaj i zagraj nam coś- poprosiła ze słodkim uśmiechem.
   - No, dobrze- zgodziła się. Zaczęła szarpać o struny jedną z ulubionych piosenek dzieci. Grając, także śpiewała. Była to bardzo żywa piosenka, dlatego dzieciaki zaczęły skakać i się wygłupiać, a Emilia się z nich po cichu śmiała. Wyglądały bardzo zabawnie. Zazwyczaj tak było, że Emilia musiała im coś zagrać. Zmieniło się to trochę w taki rytuał.
   - Ślicznie- dzieci zaczęły klaskać.
   - Dziękuję- udawała, że się kłania.- Miałam po prostu świetną widownię.
   Dzieci poszły coś zjeść, a Emilia ruszyła do ,,swojego” pokoju. Wzięła odpowiednie rzeczy i poszła wziąć prysznic. Po odświeżeniu się, przeprosiła wszystkich i poszła spać. Była bardzo zmęczona, a zmiana czasu jej tego nie ułatwiała.
    Rano Emilia, otulona w błękitny szlafrok, wyszła z sypialni. Przez chwilę stała przy oknie w jadalni, myśląc o tym, co ja czeka w przyszłości. Później poszła do kuchni i napiła się kawy.
   Sięgnęła po komórkę i wybrała numer Kevina.
   - Halo?- usłyszała zaspany głos mężczyzny.
   - Cześć, kochanie- przywitała się.- Spałeś jeszcze?
   - Tak. Zapomniałaś o różnicy czasu. Tu jest dopiero trzecia nad ranem- wymamrotał.
   - Zapomniałam- miała ochotę walnąć się z otwartej dłoni w czoło.-  Zadzwonię później, zanim wyjdziesz.
   - Nie, spoko. Jak już mnie obudziłaś, to mów- powiedział nie bardzo miło. Emilia poczuła lekkie ukłucie w sercu.
   - Coś się stało?- spytała, patrząc na swój pierścionek.
   - Nie, skąd taki pomysł?- usłyszała sarkastyczne pytanie.
   - Możesz normalnie odpowiedzieć?- zaczęła się denerwować.
   - Wyjechałaś i nawet się nie pożegnałaś.
   - Chciałam się pożegnać, ale miałeś wyłączony telefon- zauważyła. Kiedy spotkali się ostatnio w kawiarni, nie myślała o pożegnaniu, rozmawiając ciągle na temat jego problemów.
   - Dobra, nie chcę się kłócić- usłyszała, jak wypuszcza powietrze.- Więc, co tam u ciebie?- spytał jakby od niechcenia.
   - Wszystko dobrze. Podróż minęła mi dobrze, a dzieci są wspaniałe. Ucz się języka polskiego to kiedyś z nimi porozmawiasz.
   Kevin był kilka razy z Emilią w Polsce u Joanny, Krzysztofa i dziadków dziewczyny, ale kobieta musiała wszystko im tłumaczyć. Jedynie jej ciotka znała nawet dobrze angielski.
   - Uczę się przecież. To trudny język- zauważył.
   Kevin chodził w Nowym Jorku na kurs językowy, który skutkował tym, że coraz częściej rozumiał, jak ktoś mówił po polsku, ale nie potrafił, a może raczej bał się, cokolwiek powiedzieć z myślą, że się ośmieszy.
   - Nie będę ci przeszkadzała. Śpij dobrze. Dobranoc.
   - Na razie. Kocham cię- powiedział po polsku, a Emilia uśmiechnęła się jak głupia do sera.
   - Tez cię kocham- powiedziała i rozłączyła się.
   Chwilę siedziała na kanapie w salonie, kiedy przyszła Joanna.
   - Wcześnie wstałaś- zauważyła.
   - Trochę minie zanim się przyzwyczaję do nowego czasu..
   Jej ciotka usiadła obok niej, obejmując ją ramieniem. Nie potrzebowały słów, żeby się rozumieć. Emilia dużo opowiadała jej przez telefon, między innymi to, co się działo między nią i Kevinem. Joanna wspierała ją, jak tylko mogła na odległość. Bardzo się ze sobą zżyły odkąd Emilia odkryła, że ma w ogóle ciotkę.


***

   Kilka godzin później Joanna, Emilia i dzieci już byli na wsi.
   - Cześć, babciu- Emilia podbiegła do kobiety i ją mocno przytuliła. Następnie to samo zrobiła z dziadkiem.
  - Witaj,
 Emilciu. Nie wiedzieliśmy, że przyjedziecie- powiedziała starsza kobieta, która od lat się nie zmieniała. Twarz poorana licznymi zmarszczkami, chustka na głowie i miły uśmiech na twarzy. Jak na swój wiek, trzymała się bardzo dobrze. 
   - Wczoraj przyleciałam. Co tam u was?- wszyscy usiedli na ławce przed domem. Dzieciaki zaczęły biegać i się bawić.
   - U nas nic nowego. Jest jak zawsze- Emilia spojrzała na dom dziadków. Został on odremontowany trzy lata temu i wyglądał teraz naprawdę ślicznie. Piękne kwiaty dodawały mu uroku.
   - U nas podobnie.
   - A co tam ciekawego u Sary?- w oczach Krystyny można było wyczytać ból. Od lat czekała aż jej córka ją odwiedzi, a ona nawet ani razu nie zadzwoniła.
   - U mamy wszystko dobrze. Jest jak było. Siedzi w domu, prawie nie wychodzi, bo uważa że jest brzydka i nie chce się pokazywać- Emilia westchnęła.
   - Przecież wcale staro nie wygląda. Niektóre kobiety wyglądają o wiele gorzej w tym wieku- zauważyła Joanna.
   - Ja to wiem, ale wytłumacz to jej.
   Julian, dziadek Emilii zawołał wszystkich na herbatę, więc weszli do domu, gdzie kontynuowali swoją rozmowę. Później atmosfera stała się już o wiele weselsza i taka została do wieczora.

***
   Ostatni dzień, który Emilia miała u Joanny była bardzo słoneczny. Po wypiciu porannej kawy, Emilia wyszła z Filipem, Szymonem i Julką na spacer.
   - Emilka, ty masz mamusię i tatusia?- spytała pięcioletnia dziewczyna, ciągnąc ją za rękę w stronę budki z lodami.
   - Mam.
   - Filip mi mówił, że to nasza ciocia i wujek.
   - Tak, to prawda- przytaknęła.
   - Więc, dlaczego my ich nie znamy? Nie przyjeżdżają do nas z tobą- Emilia nie wiedziała, co ma powiedzieć. Nie sądziła, że taką rozmowę będzie musiała przeprowadzić ona.
   - Julciu, dokładnie nie wiem. Życie takie bywa. Są troche pogniewani na babcie i dziadzia.
   - Na moją babcię i dziadzia?- dziewczynka szeroko otworzyła oczy. Chłopcy już zamawiali lody.
   - Tak. Ale nie zrozum mnie źle. Po prostu w życiu bywają takie sytuacje… których nie da się rozwiązać- „tą akurat się da” pomyślała Emilia. Nie wiedziała, jak to wytłumaczyć dziewczynce, żeby źle jej nie zrozumiała.- Mogą odbić się na naszej przyszłości.
   - To znaczy, że jak teraz kupię loda, to może to odbić się w mojej przyszłości?- Julka była bardzo mądrą dziewczynką.

   - Niekoniecznie. Ale może cię boleć brzuszek, jeżeli zjesz ich za dużo- obie się zaśmiały.
   - Chyba rozumiem. Są pogniewani- Julka kiwnęła głową i podbiegła do swoich braci. Emilia odetchnęła z ulgą.
   Kiedy każdy miał swojego loda, cała czwórka usiadła na ławce w niedalekim parku. Wtedy Emilię zaczepiła jakaś kobieta.
   - Emilia?- spytała, wpatrując się w blondynkę. Podniosła głowę. Kobieta miała rude włosy i jakąś dziwnie znajomą twarz.
   -Tak- odpowiedziała trochę zmieszana.
   - Nie poznajesz mnie? To ja, Justyna.
   - Justyna?- nie mogła uwierzyć.
   Z Justyną Emilia kolegowała się kiedy była w Polsce kilka lat temu. Późn
iej tak jak z całą resztą straciła kontakt.
   Przytuliły się lekko.
   - Nie mogę uwierzyć.
   - A co ja mam powiedzieć?- Justyna szeroko się uśmiechnęła.- Spotkałam właśnie dawną przyjaciółkę, którą widziałam przez ostatnie lata tylko w gazetach. To twoje dzieci?
   - Nie- Emilia się zaśmiała.- To moje cioteczne rodzeństwo. Co tam u ciebie?
   - Dwa miesiące temu wyszłam za mąż- pochwaliła się od razu, czerwieniąc się się lekko. Usiadły na ławce.- Przeprowadziłam się tu.
   - Gratulacje- szczerze się ucieszyła szczęściem koleżanki.
   - A jak tam u ciebie?
   - Ja nie wyszłam za mąż, ale nigdy nic nie wiadomo- Emilia się zaśmiała.- Skończyłam szkołę, chcę znaleźć pracę i kupić mieszkanie.
   - Mogę ci pomóc. Zajmuję się nieruchomościami.
   - Dziękuję, ale mieszkam w Nowym Jorku.
   - Wybrałaś tamto życie- bardziej stwierdziła.
   - Nic nie wybrałam. Nie miałam wyjścia. Później samo się tak ułożyło.
   - Szkoda, że nie miałyśmy kontaktu. Nasze drogi się rozeszły.
   - Niestety... Musimy się spotkać kiedyś całą paczką.
   - Koniecznie.
   - Masz ze wszystkimi kontakt?
   - Oprócz ciebie i Olivii, tak.
   - To wyśmienicie. Ja nie mam kontaktu z nikim, oprócz Olivii- zaśmiały się z tego zbiegu okoliczności.
   - Więc musimy kiedyś zorganizować spotkanie. Daj mi swój numer- Emilia podała jej ciąg cyfr. Następnie to samo zrobiła Justyna i się pożegnały, bo siostrzeńcy Emily bardzo chciały już iść.
   Kiedy wrócili do mieszkania Joanny, Emilia postanowiła zadzwonić do swojej koleżanki, Penny, którą poznała w szkole. Nie chciała z nikim tracić kontaktu, tym bardziej z Nowego Jorku.
   - Cześć- przywitała się, oczywiście po angielsku.
   - Cześć, Emily.
   - Co tam u ciebie? Nie rozmawiałyśmy już od dłuższego czasu- Emilia zaczęła bawić się rąbkiem „jaśka”, leżącego na kanapie.
   - Za tydzień idę na casting do musicalu- Penny postanowiła postawić na karierę aktorki, w czym wspierała ją w latach szkolnych Emilia.
   - Więc będę trzymała za ciebie kciuki.
   - Dzięki. Ty też powinnaś zrobić coś ze swoim głosem, pokazać go światu.
   Penny namawiała już Emilię, żeby także zaczęła chodzić na castingi, ale ona nie miała na to najmniejszej ochoty.
   - Może w przyszłości- wykręciła się kolejny raz.- Czasami żałuję, że nie poszłam do Yale na prawo, tak jak chciała mama.
   - Zwariowałaś?! Przecież walczyłaś o to, żeby iść do Julliarda! Muzyka to twoje przeznaczenie!
   - Też tak myślałam, ale teraz widzę, że źle zrobiłam tak o to walcząc. Nie mam nawet, gdzie iść do pracy.
   - Mówiłaś coś o nauczycielce- przypomniała sobie.
   - Mówiłam. To chyba jedyne rozwiązanie. Będę nauczycielką i już, ale rodzice nie bardzo chcą mi pozwolić…
   - Oj, proszę cię- prychnęła Penny.- Oni ci nawet nie pozwalają się wyprowadzić, a jesteś dorosła.
   - Trochę ich rozumiem. Taty ciągle nie ma, mama zostaje sama, a nasza willa jest bardzo duża.
   - Ja już swoje zdanie wyraziłam.
   - Wiem. Przepraszam cię, Penny, ale muszę kończyć- powiedziała Emilia, widząc, że Filip i Julka zaczynają się kłócić.
   - Dobrze. Zadzwoń jeszcze kiedyś.
   - To samo mogę powiedzieć do ciebie. Do usłyszenia lub zobaczenia.
   - Pa.
   Rozłączyła się i pobiegła rozwiązać konflikt między dziećmi. Później znowu bardzo dużo myślała nad swoim życiem. Nie wiedziała, co zrobić. Szukać pracy jako nauczycielka w jakiejś szkole muzycznej? Czy może pójść w całkiem innym kierunku? Niczego już nie była pewna i to ją denerwowało najbardziej.Chciała być już ustatkowana, ale w najbliższej przyszłości się na to nie zapowiadało.

---------------------------------------------------------------------------------

Cześć wszystkim! :D Co tam u was? Jak po drugim tygodniu szkoły? <o ile 
jeszcze chodzicie > Bo u mnie nawet dobrze, jak na szkołę ;)  A, właśnie, tak w ogóle to zastanawiałam się ostatnio, na jakim stopniu naukowym jesteście? Możecie napisać, jeśli chcecie ;)
Przepraszam, jeśli rozdziały są na razie nudne, ale postaram się to szybko zmienić.
Więc do następnego (wiem, że nie powinno się zaczynać zdania od „więc”, ale to takie moje małe przyzwyczajenie, także no.. xD) :*

piątek, 5 września 2014

Rozdział 1

   -Dosyć o tym, kochanie. Obiecałeś przecież…*- Emilia położyła swoją wypielęgnowaną dłoń na ramieniu Kevina.
   Siedzieli w kawiarni, popijając kawę. Kiedy dziewczyna powiedziała „przestań”, chłopak umilkł i przeprosił uśmiechem.
   -Przepraszam… Fajnie ci- uśmiechnął się lekko.- Skończyłaś dopiero szkołę i nie masz jeszcze żadnych problemów.
   - Chcę ci pomóc, ale ty nie chcesz przyjąć mojej pomocy- zauważyła.
   - Po prostu… chcę mieć tą świadomość, że sam dałem radę.
   -Dobrze. Jak chcesz- dała za wygraną. Zaczęła się bawić złotym pierścionkiem z brylantem, który widniał na jej serdecznym palcu u lewej ręki od dwóch lat.
   Kevin oświadczył się w jej dwudzieste drugie urodziny. Zabrał ją tamtego dnia nad klif gdzieś daleko za miastem. Zrobili piknik, a kiedy słońce zaczęło zachodzić, wyznał Emilii miłość i zadał jej to bardzo ważne pytanie. Zgodziła się od razu. Wtedy ich miłość kwitła. Byli ze sobą odkąd Emilia miała siedemnaście lat. Zaledwie kilka miesięcy po tym jak się poznali, kiedy to dziewczyna była na wakacjach w Paryżu, zostali parą. Mimo, że od zaręczyn minęło tak dużo czasu, ani razu nie rozmawiali o ślubie.
   - Kevin… Muszę iść- powiedziała Emilia, spoglądając na zegarek.
   -Dobrze- dopił kawę i zostawił banknot na stole, wstając.
   Na pożegnanie pocałowali się w policzek i rozeszli w swoje strony. Emilia przywołała taksówkę.
   - 247 Central Park West- powiedziała do mężczyzny za kierownicą, zamykając za sobą drzwi samochodu.
   Na miejscu była parę minut później. Zapłaciła kierowcy i wysiadła na wczesny, letni, nowojorski wieczór. Lato było w tym roku wyjątkowo ciepłe.
   Weszła do holu i ruszyła na poszukiwania Sary. Znalazła ją w kuchni, jedzącą ciasto.
   -Cześć- przywitała się, kładąc swoją torebkę na krześle.
   Sara kiwnęła jedynie głową, wkładając kolejny kęs wypieku do buzi. Nie przestrzegała już diety, tak jak było kiedyś. Od sześciu lat nie była już modelką. Wywalili ją. Uznali, że powinna dać szansę innym młodym kobietom. W
 tamtym okresie nie było z nią  zbyt dobrze, ale po jakimś czasie zaakceptowała tą decyzję i pogodziła się z utratą ukochanej pracy. Nawet przestała się im dziwić. W końcu zaczęła się starzeć. Kiedyś piękna blondynka bez ani jednej zmarszczki, teraz przeciętna kobieta po czterdziestce. Wszystko się w niej zmieniło, oprócz koloru włosów. Wciąż była blondynką, ale nigdy nie miała rozpuszczonych włosów.  Zawsze były szczepione w kok lub w najlepszym wypadku w kucyk.
   Sara wstała i bez słowa podeszła do córki.
   -Znowu byłaś u fryzjera?- spytała, gładząc Emilię po jej blond włosach, sięgających do połowy pleców. Kiedyś były proste, teraz falowane.
   -Tak- odpowiedziała. Trochę ją dziwiło, że jej mama pyta ją o włosy, czego nigdy nie robiła.- Przefarbowałam na ciemniejszy blond- przymrużyła oczy, uważnie się jej przyglądając.
   -W naturalnym odcieniu wyglądałaś lepiej- stwierdziła.
   -Mamo, od czterech lat nie mam naturalnego koloru. Naprawdę będziemy teraz o tym rozmawiać?- zaczęła się denerwować.
   Sara opuściła swoje ręce wzdłuż ciała i zajęła swoje poprzednie miejsce na stołku przy wysepce kuchennej. Zaczęła dalej konsumować ciasto.
   - Jadę do Polski- poinformowała Emilia.
   - Dobrze- Sara przyzwyczaiła się do wjazdów córki, które były dość częste.
   - Nie chciałabyś pojechać?- i tak znała odpowiedź.
   -Nie- odpowiedziała od razu.- Od siedmiu lat tam nie byłam i wcale nie śpieszy mi się jechać.
   -Tam, gdzie jadę nie byłaś od ponad dwudziestu lat.
   -Tym bardziej.
   - Jak chcesz- Emilia nawet nie marzyła już, że w końcu Sara tam pojedzie.
   Kobieta była zła na swoją rodzinę od wielu lat. Przed dwudziestoma laty jej ojciec kazał jej wybierać: albo wyjedzie do Stanów i zacznie wymarzoną karierę, ale straci rodzinę, albo zostanie. Wybrała pierwsze rozwiązanie. Od tamtej pory nie mają ze sobą kontaktu. Odkąd Emilia poznała drugą część swojej rodziny, a było to siedem lat temu, próbowała pogodzić z nimi rodziców, ale bez skutków. Sara była nieugięta.
   - Pójdę do siebie.
   Weszła na piętro, a następnie do swojego pokoju.
   Był on urządzony w bielach i szarościach. W centrum stało wielkie łóżko, a po obu jego stronach szafki nocne, na których widniały lampki. Naprzeciwko wisiał telewizor plazmowy, a obok niego komoda w kolorze jasnego drewna. Na podłodze leżał duży, mięciutki, szary dywan, a w oknach wisiały piękne zasłony.
   Kiedy Emilia wyciągała właśnie swoją walizkę na kółkach, aby się spakować, usłyszała dzwonek jej komórki. Wzięła ją do dłoni i odebrała połączenie.
   -Cześć, Olivia- przywitała się z koleżanką, którą poznała podczas jej rocznego pobytu w Polsce kilka lat temu.
   - Cześć, Em. Jesteś w Nowym Jorku?- usłyszała w słuchawce.
   Emilia nie miała kontaktu z większością osób poznanych w Polsce mimo, że obiecywali sobie kontaktować się ze sobą. Jakiś czas tak było, ale po mniej więcej roku samo tak wyszło, że przestali pisać, dzwonić. Każdy z nich miał własne życie. Wyjątkiem była Olivia, z którą Emilia przez cały czas miała kontakt. A kiedy jej koleżanka wróciła z Polski do Los Angeles, zaczęły nawet się spotykać. Jednak nie za często.
   - Tak, jestem w domu- jedną ręką położyła walizkę na łóżku i ją otworzyła.
   - Świetnie. Możesz się dzisiaj ze mną spotkać? Jestem u ciotki.
   -Jasne. Spotkajmy się. Tam gdzie zawsze?- Emilia ucieszyła się na wiadomość, że po czterech miesiącach znowu zobaczy Olivię.
   -Tak. Widzimy się za jakąś godzinkę?
   - Dobrze. Do zobaczenia- Emilia z uśmiechem się rozłączyła.
   Wybrała numer do Kevina. Chciała przypomnieć mu, że wyjeżdża, co zapomniała zrobić wcześniej, ale miał wyłączony telefon. Westchnęła i szybko zaczęła pakować jej ulubione ubrania do walizki. Jej garderoba była ogromna. Wszystkie ubrania markowe i bardzo drogie. Kiedyś Emilia nie przykładała zbytniej uwagi do stroju, ale dorosła. Teraz na najmniejsze wyjście się stroiła. Wciąż czasami dopadali ją paparazzi, ale już o wiele rzadziej.
   Kiedy skończyła pakowanie, zobaczyła, jak mało ma czasu na przygotowanie się do spotkania z Olivią. Na ,,jednej nodze” zaczęła biegać po pokoju w poszukiwaniu butów i torebki. Gdy odnalazła pożądane obiekty, podeszła do lustra, gdzie zaczęła poprawiać swoje złociste włosy. Spojrzała na siebie i pomyślała, jak bardzo się zmieniła. Kiedyś dziewczyna, która nie dbała czy buty pasują jej do torebki, teraz kobieta, która bez makijażu się nigdzie nie ruszała. Pomalowane paznokcie, markowe, drogie ubrania, najdroższe buty, biżuteria- jej teraźniejszy świat. Teraz ubrana była w białą bluzkę 
z czarnymi guziczkami i kołnierzykiem na szerokich ramiączkach, a do tego miała błękitną spódniczkę, która była krótsza z przodu, a dłuższa z tyła i na nogach czarne buty na wysokim koturnie. Do tego czarna torebka, błękitne bransoletki na nadgarstku i kolczyki. Emilia poprawiła makijaż i wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi.
   Kiedy zeszła na parter, Sara wychodziła z salonu.

   - Wychodzę- poinformowała Emilia.
   - Widzę- Sara zaczęła przeglądać listy, leżące na małym stoliczku, postawionym w holu.- A mogę spytać, gdzie?
   - Spotkam się z Olivią- odpowiedziała szczerze. Nie miała nic do ukrycia.
   - No tak. Znajomi, wcześniej szkoła… Twoje życie towarzyskie jest bardzo dobre- mówiła bez emocji, czyli jak zawsze.
   - To chyba dobrze- zauważyła.
   - Oczywiście, że dobrze- Sara odłożyła korespondencję i spojrzała na córkę.- Jesteś bardzo piękną kobietą.
   - Dziękuję, mamo. Do czego to zmierza?- była już trochę zniecierpliwiona.
   - Do niczego- wzruszyła ramionami.- Jestem dumna, że jesteś taka piękna. Wszyscy mi to mówią.
   - To dobrze, że nie jestem brzydka. Mamo, proszę cię, o co ci chodzi? Śpieszy mi się.
   - Och. O nic, o nic. Jak się śpieszysz, to już idź. I tak cię nigdy nie ma w domu.
   - Mamo- Emilia podeszła do kobiety.- Więc o to ci chodzi? Że mnie nie ma w domu?- nie czekała na odpowiedź.- Kiedy byłam, to ciebie nigdy nie było- mówiła bardzo spokojnie.- To ciebie nie było kiedy cie potrzebowałam, dorastałam. Między innymi dlatego wyjechałam. Ale nie bój się, patrząc matce prosto w oczy.- Ja nie zostawię cię, jak ty mnie, ale nie oczekuj ode mnie, że będę siedziała cały czas w domu- odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę drzwi.- Wrócę wieczorem- powiedziała jeszcze, zanim zamknęła za sobą drzwi wejściowe.
   Ruszyła ruchliwym chodnikiem w stronę kawiarni, w której miała spotkać się z Olivią. Nie zwracała uwagi na przechodniów. Szła przed siebie, aż doszła do swojego celu. Kiedy pchnęła drzwi, rozejrzała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu koleżanki. Nie dostrzegła nigdzie jej blond włosów. Nagle ktoś z tyłu zasłonił jej oczy.
   - Zgadnij, kto- usłyszała znajomy głos i uśmiechnęła się.
   - Olivia, przestań- odwróciła się i aż podskoczyła.- Gdzie jest moja Olivia i co z nią zrobiłaś?- spytała żartobliwie, patrząc na całkiem odmienioną osobę. Przytuliły się.
   - Podoba ci się?- spytała Olivia, siadając przy wolnym stoliku.
   - Jasne- Emilia spojrzała na jej czarne włosy, które były od zawsze w kolorze naturalnego blondu.
   Olivia zawsze była bardzo ładna. Teraz kiedy przefarbowała włosy, wyglądała jeszcze lepiej. Tak poważnie. Chociaż tej powadzę zaprzeczał jej ciągły szeroki uśmiech na twarzy.
   Zamówiły po soku.
   - Opowiadaj, co tam u ciebie?- zachęciła Emilia, odwzajemniając uśmiech koleżanki.
   - W sumie nic ciekawego. Przyjechałam do cioci na wakacje. Los Angeles już mi się znudziło.
   - Nie myślałaś, żeby wrócić do Polski?
   - Nigdy. Skończyłam tam liceum i wróciłam na stałe do USA- kelner przyniósł ich napoje, więc podziękowały.
   - Odnowiłaś z kimś ostatnio kontakt?
   - Nie. Ostatni jaki miałam to z Klarą, kiedy wychodziła za mąż- Olivia upiła łyk napoju.
   - Ach, tak. Opowiadałaś. Dość wcześnie poślubiła tego… szwajcara?- czarnowłosa przytaknęła.
   - Z resztą większego kontaktu nie miałam po wyjeździe. Każdy się zmienił. Już nikt z naszej dawnej paczki nie jest taki sam. Nawet nie wiem, gdzie są. Wszystko zaczęło się zmieniać po twoim wyjeździe…
   - Tsa… Ciekawi mnie, co u nich?
   - Mnie też, ale tak jak mówiłam, miałam kontakt tylko z Klarą. A, no i z Kubą troszeczkę. Właśnie! Kuba!- ożywiła się nagle.- Kiedy ostatnio byłam w Holandii, pamiętasz?- Emilia przytaknęła. Jej koleżanka pojechała wtedy do pracy, ale coś poszło nie tak i wróciła.- Widziałam go w tedy! Z głowy mi wypadło. Spotkałam naszego Kubę w sklepie. Rozmawialiśmy chwilę. Dowiedziałam się, że pracuje w jakimś sadze, czy coś. Właśnie tam. W Holandii.
   - Wszyscy się rozjechali. Ty w Los Angeles, ja tutaj, Kuba w Holandii… Tylko nie wiemy, co z resztą. Od dawna mnie to nie interesowało, ale tak sobie pomyślałam, że głupio wyszło. Obiecywaliśmy sobie kontakt i to wszystko, a wyszło jak wyszło. I niestety muszę przyznać, że wiele było tu mojej winy- posmutniała.
   - Nie- zaprzeczyła gwałtownie.- Nie było z twojej winy. Jakoś my mamy kontakt tylko reszta nie- zauważyła.- Przecież chodziłaś do szkoły tak jak my.
   - Ale miałam nowych znajomych i później nie dbałam już o kontakt z wami. A wy mi tak bardzo pomogliście…
   - Nie obwiniaj się. To nie twoja wina. Jakoś oni też się nie śpieszyli, żeby z tobą porozmawiać.
   - W  sumie racja. Tylko ty zawsze kiedy poprosiłam byłaś na wideo- czacie- Emilia zaczęła się nad tym zastanawiać.
   - A co tam u Kevina? Kiedy
 w końcu ten ślub?- zmieniła temat.
   - U Kevina wszystko dobrze. Ma małe kłopoty z mieszkaniem, ale nie chce pomocy. A o ślubie nie rozmawialiśmy- westchnęła.
   - Jeszcze nie?- zdziwiła się.- Przecież mówiłaś, że porozmawiasz z nim, kiedy skończysz szkołę. A przypominam, że skończyłaś ją miesiąc temu. Z wyróżnieniem- uśmiechnęła się szeroko.
   - Miałam porozmawiać, ale nie było odpowiedniej chwili. Nie chcę na niego naciskać.
   - Kobieto, jesteście razem od siedmiu lat, a od dwóch jesteście zaręczeni! Bez przesady. Ile masz czekać na jedną rozmowę? Żenicie się albo nie. Proste.
   - Dobra, to może zmieńmy temat- Emilia nie lubiła rozmawiać na temat jej ślubu.
   - Zawsze od tego nie będziesz uciekała.
   - Nie uciekam. Po prostu nie chcę wyjść na jakąś zdesperowaną pannę, która nalega na ślub.
   - Ja cię czasami nie rozumiem- Olivia westchnęła zrezygnowana.- Jesteście ze sobą tak długo, a nawet o tym nie rozmawialiście.
   - Olivia, między nami nie jest już tak jak było…
   - Co?- pisnęła.- Rozejdziecie się?- jej oczy przypominały okrągłe monety.
   - Tego nie powiedziałam- zauważyła.- Nie wiem po prostu, czy ślub w takiej chwili byłby dobrym pomysłem. Tym bardziej, że on nawet o nim słowem nie wspomniał.
   - Nie znam go za bardzo, ale myślę, że to ty musisz zacząć temat. On nigdy nic nie powie i zostaniesz starą panną.
   Emilia się zaśmiała.
   - Dobra, porozmawiam z nim jak wrócę z Polski- zdecydowała.
   - Lecisz do Polski?- przytaknęła.- Do ciotki i dziadków, czy do Kaśki?
   - Do dziadków i cioci. Nie będę tam długo, ale chcę ich odwiedzić.
    Rozmowa zeszła na całkiem neutralny grunt. Siedziały w kawiarni dość długo. Pożegnały się dopiero wieczorem i obie rozeszły się w swoje strony. Emilia wróciła do domu i skończyła się pakować, myśląc nad słowami swojej koleżanki na temat jej i Kevin'a. Wiedziała, że Olivia ma dużo racji, ale się bała. Bała się, że popełni błąd, którego nie będzie mogła cofnąć.

----------------------------------------------------------------
*w USA Emilia i jej rodzice rozmawiają po angielsku

Witam Was :D
I jak? Pierwszy rozdział moim zdaniem taki sobie. Bardzo Emilia się zmieniła? A może w ogóle? Czekam na opinie ;)
Bohaterzy będą dodawani do specjalnej zakładki, kiedy tylko pojawi się ktoś ważniejszy, więc jeśli to kogoś interesuję, proszę zaglądać tam co jakiś czas. Zapewne będę też pisała w notkach, że ktoś się pojawił, ale mogę zapomnieć.

Dziękuję tym, którzy nie odeszli i zostali ze mną ;) A według ankiety doszło dwóch czytelników, z czego się bardzo cieszę i mam tylko nadzieję, że nikt nie zagłosował sobie ot tak, ponieważ ja naprawdę chcę wiedzieć, ile osób to czyta.
A jak wam minęły wakacje? Wyjechałyście gdzieś? A może byłyście w domu? Chwalcie się śmiało :D Bo ja byłam w Anglii <3 Śliczny kraj. Dosłownie wszystko mi się w nim podobało. Bardzo zachęcam do odwiedzania Londynu, bo naprawdę warto. Zawsze marzyłam, żeby tam pojechać i w końcu mi się udało ;)
Pozdrawiam serdecznie :*