piątek, 27 lutego 2015

Rozdział 25

Proszę przeczytać ważną notkę pod rozdziałem. Dziękuję.

   Dagmara w ostateczności zgodziła się zostać u Emilii na parę dni. Kobieta czuła się z tym o wiele lepiej.  Obie dogadywały się coraz łatwiej, z czego zadowolona była Zielonka. Aż nie mogła uwierzyć, że z tak błahego powodu Dagmara zachowywała się, jak się zachowywała. Następnego dnia z trudem podniosła się z łóżka. Była padnięta. Zazdrościła Dagmarze, że mogła sobie spać, ile chciała. Sara i Kamil zostali już poinformowani o nowym gościu i nie robili żadnych problemów, chociaż Emilia odniosła wrażenie, że Sara nie była zachwycona. Jednak zignorowała to.
   Godzinę później Emilia była w szkole muzycznej. Szła do odpowiedniej sali, kiedy mignęła jej znajoma sylwetka. Wróciła się kilka kroków i zajrzała do jednej z niewielkich sal. Uśmiechnęła się lekko. Jenifer w pośpiechu pakowała kilka zeszytów do swojej torby. Było już parę minut po dzwonku na zajęcia i obie były spóźnione.
   - Cześć- powiedziała Emilia, kiedy dziewczyna odwróciła się przodem do niej. Lekko podskoczyła, zaskoczona widokiem, ale szybko się ogarnęła.
   I wtedy Emilia to zobaczyła. Dzięki podwiniętym rękawom bluzki Jenifer. Jej dłonie niemal całe pokryte były w okropnych, fioletowych siniakach... Dziewczyna szybkim ruchem dłoni zasłoniła fioletowe miejsca, ale  Emilia nie miała zamiaru udawać, że nic nie zauważyła. Kilkoma susami pokonała dzielącą ich odległość.
   - Jenifer, co to jest?!- niemal krzyknęła. To przestało być dla niej zabawne. Nie mogła zostawić tego ot tak. Z tą dziewczyną działo się coś niedobrego, a ona musiała się dowiedzieć, co. Po prostu musiała.
   - Nic mi nie jest- bąknęła. Unikała wzroku Emily jak tylko mogła.- Proszę cię, nie zaczynaj tego tematu- kiedy ich wzroki się spotkały, oczy Jenifer wypełnione były łzami. Trochę to zmieszało Emilię.
   Wyprostowała się i spojrzała nierozumiejącym wzrokiem na dziewczynę.
   - Jenifer, co się dzieje?- wyszeptała. Tak bardzo chciała coś zrobić. Może jej pomóc, jeśli było to konieczne..
   - Och, Emily- przytuliła się do niej. Emilia oplotła ją ramionami, ale nadal nic nie rozumiała.- Będę tak bardzo tęskniła...
   Odsunęła się od niej. Emilia zmarszczyła czoło.
   - Dlaczego będziesz za mną tęskniła? Przecież się jeszcze spotkamy.
   Jenifer tylko lekko pokręciła przecząco głową, kiedy po jej policzku spłynęła łza. Następnie wybiegła na korytarz. Emilia próbowała ją złapać, ale dziewczyna była szybsza i wybiegła z budynku.
   Nawet podczas zajęć Emilia myślała o dziewczynce i zastanawiała się nad sensem jej słów. Bo co miała na myśli, mówiąc to? Kobieta miała różne pomysły, ale żaden nie wydawał się racjonalny. Nawet trochę niczego nie rozumiała i to doprowadzało ją do szału. Tak bardzo chciała poznać prawdę... Ale właśnie tej prawdy nigdy by się nie spodziewała.

                                                                                             ***
    - Poprosiłem panią o rozmowę- zaczął dyrektor szkoły muzycznej, kiedy Emilia usiadła na fotelu naprzeciwko niego. Skinęła lekko głową.- Zdaję sobie sprawę, że miała pani tu jeszcze jakiś czas pracować, ale z przykrością muszę powiadomić, że do pracy wraca pani Miller- tego Emilia się spodziewała, kiedy szła do gabinetu. Bo po co innego by ją wzywał? Z chęcią zostałaby w szkole, ale niestety musiała odstąpić miejsca należnej osobie.
   - Rozumiem- pokiwała głową. Robiła wszystko, żeby nie pokazać, jak bardzo jest jej przykro. Przywiązała się do tego miejsca, uczniów, nawet nauczycieli, chociaż z nimi zbyt często nie rozmawiała.
   - Będzie pani tutaj do piątku, a później dam pani należną wypłatę. Bardzo miło było gościć panią w naszym budynku- zamknął jakąś teczkę, która wcześniej leżała przed nim otwarta, jakby chciał dać do zrozumienia, że zakończył rozmowę.
   - Mi także było miło- Emilia wstała, pożegnała się i wyszła.
   Musiała iść na kolejne zajęcia. Myśl, że był to jej ostatni tydzień z tymi dziećmi i młodzieżą trochę ją dobijała, ale ciągle powtarzała sobie, że od samego początku tak właśnie miało to wyglądać. Kiedy panna Miller wróci, ona odejdzie i nie mogła mieć do nikogo pretensji. Sama się na to zgodziła.
   Emilia wyszła ze szkoły muzycznej w dość dziwnym humorze. Nie miała siły nawet przekonująco się uśmiechnąć. Do jej zmęczenia dochodziło jeszcze to dziwne uczucie chęci pomocy Jenifer. Tylko jak miała to zrobić? Tego sama nie wiedziała. Była tylko pewna, że zrobi wszystko, żeby w końcu poznać prawdę.
   Była już na rogu budynku, kiedy dostrzegła mały kawałek zielonego papieru wetknięty w boczną kieszonkę jej torby. Wyjęła go i niemal odruchowo rozwinęła, wciąż mając w głowie obraz Jenifer.  Na karce napisano kilka słów dużym, wyraźnym i nieznajomym charakterem pisma. Emilia przeczytała je i poczuła, że robi jej się słabo. Rozejrzała się na wszelki wypadek dookoła, ale jak zawsze nic dziwnego nie zobaczyła. Nie miała szans. Włożyła kartkę głęboko do torby i ruszyła w stronę swojego samochodu zaparkowanego niedaleko. Ciągle miała wrażenie, że ktoś na nią patrzy. Nie mogła tego znieść. Kiedy tylko znalazła się w samochodzie ruszyła prosto do domu chociaż nawet tam nie czuła się już do końca bezpieczna.

   Weszła do willi, szybko zamykając za sobą drzwi. Pisnęła jak mała dziewczynka, kiedy przed nią wyrosła postać. Była to tylko Dagmara, która lekko się wzdrygnęła na reakcję blondynki. Emilia pomyślała, że to zaczyna być już chore. Mogła ją wystraszyć nawet taka osóbka jak Dagmara.
   - Wszystko w porządku? - spytała brunetka z zatroskaną miną.
   - Tak- odpowiedziała trochę za szybko, żeby brzmiało naturalnie.- Po prostu się wystraszyłam. Poznałaś już Danny'ego?- chciała jak najszybciej zmienić temat.
  - Nie- pokręciła przecząco głową.- Cały dzień byłam tylko ja i twoja mama..
  - Nic ci nie mówiła?- Emilii przyszło do głowy, że Sara mogła pokazać ciemniejszą stronę swojego charakteru.
   - Zadała kilka pytań- wzruszyła lekko ramionami. Ruszyły po schodach w górę, a następnie weszły do sypialni Emilii.- Pytała, czym się zajmuję i różne takie. Ale nie martw się. Nie sprawiła mi żadnej przykrości- dopowiedziała na wszelki wypadek.
   - Dobrze. Kiedy przyjdzie Danny poznam cie z nim- uśmiechnęła się lekko.
   Dokładniej przyjrzała się Dagmarze, czego wcześniej nie zrobiła. Jej ciemne oczy także patrzyły na Emilię. Dopiero teraz Emilii rzuciło się w oczy jak niska jest jej koleżanka. Mogła mieć może 1,60 m wysokości. Była też bardzo szczupła, a jej karnacja była trochę ciemniejsza od Zielonki. Formańska była naprawdę piękną kobietą. To było pewne. Emilia dziwiła się, że po Samie nie znalazła sobie kogoś. Czy aż tak bardzo go kochała, że nie potrafiła o nim tak długo zapomnieć? Ale on nie żył i nie mogła ciągle go rozpamiętywać. Przeszłość powinna zostawić za sobą, a zająć się teraźniejszością i przyszłością. Łatwo było tak pomyśleć, ale wykonać już nie tak łatwo, o czym doskonale wiedziała Emilia. Sama chciałaby tak zrobić... niestety życie ciągle pisało jej inne scenariusze.
  - Pójdę do siebie- z zamyśleń wyrwał ją głos Dagmary.- Odpocznij. Nie spałaś dzisiaj zbyt długo- uśmiechnęła się szeroko, odwróciła się na pięcie i wyszła, zamykając za sobą drzwi.
   Emilia usiadła w nogach swojego łóżka. Dopiero wtedy przypomniała sobie o kartce, która nadal leżała na dnie jej torebki. Zaczęła się nawet zastanawiać, jak ona znalazła się w tej kieszonce? Tylko raz zostawiła torebkę w pokoju nauczycielskim. Czy to wtedy ktoś ją podrzucił?
   Na sam widok zielonego papieru poczuła nieprzyjemny posmak. Z trudem zmuszała się do patrzenia na kartkę. Ciągle miała nadzieje, że słowa będą inne, a wcześniej po prostu się pomyliła. Ale słowa się nie zmieniły. Wciąż widniały na bladym tle, jakby miały po kilka metrów wysokości.

Nigdy nie wiesz, gdzie jestem, co robię i kiedy zaatakuję. Bądź czujna, piękna.

   Przeszły ją nieprzyjemne ciarki. Nie wiedziała, jak interpretować słowa. Jak groźbę? Czy może głupie żarty? Ale na żarty to nie wyglądało. Coraz bardziej się bała, a myśl, że owa osoba była przy jej torebce była nie do zniesienia. Tak na wszelki wypadek sprawdziła, czy nic z niej nie zniknęło, ale wszytko było na swoim miejscu.
  Czego chciała owa osoba? Po co ją dręczyła? I jaki związek miał z tym Kevin? Na żadne pytanie niestety nie znała odpowiedzi. Nie wiedziała nawet, czy wyrzucić tą kartkę, czy też iść z tym na policję. Ale przypomniała sobie słowa Kevina. Zignorować wszystko. Kilkoma ruchami dłoni zamieniła kartkę w małe kawałeczki papieru i wrzuciła je na samo dno kosza na śmieci.
   Według wiadomości na karce, miała być czujna. Ale przed czym? I o jakim zaatakowaniu pisał ten ktoś?    Chociaż papier leżał podarty w koszu, Emilia nadal miała w głowie słowa na nim napisane, a przed oczami nieznajome, pochyłe pismo nadawcy. Jej serce waliło niewyobrażalnie szybko i nic na to nie mogła poradzić. Powinna odpocząć, odprężyć się, a zamiast tego siedziała na łóżku ze wzrokiem wbitym w mały kosz na śmieci i z głową pełną najróżniejszych myśli.
   Kiedy wyjrzała przez okno w jej sypialni na teren przed willą, Danny wysiadał z limuzyny jej ojca, którą jeździł do pracy razem z Kamilem. Ich szoferem był oczywiście Brandon. Emilia wyszła z pokoju i poszła do holu. Weszła tam w momencie, kiedy mężczyzna zamykał za sobą drzwi frontowe.
   - Cześć, Emily- przywitał się, uśmiechając się lekko. Odpowiedziała mu tym samym.
   - Mamy gościa, jak już pewnie wiesz i chciałabym cię przedstawić- oboje ruszyli do salonu, gdzie usiedli na kanapach.
   - W porządku- wzruszył ramionami, odpinając guzik w marynarce garnituru i poluzowując krawat, opinający jego szyję.
   - Zaraz po nią pójdę- wstała, ale nie ruszyła z miejsca.- Danny... jak z twoimi problemami?- spytała niepewnie.
   Mężczyzna zmarszczył czoło i oparł ciężar swojego ciała na łokciach.
   - Jak było. Co miesiąc mam płacić sporą sumę, więc całe moje wynagrodzenie z pracy przeznaczam na to.
   - Mogę ci jakoś pomóc?
   - Dużo już zrobiłaś... nie chcę nadwyrężać twojej dobroci.
   - Jeśli mogę coś zrobić, powiedz- powiedziała od razu, patrząc mu w oczy. Chciała pomóc chociaż jemu.
   - Ymm..- zawahał się.- Mój samochód... się popsuł. Nie chcę wciąż zabierać czasu twojemu ojcu... On jedzie zazwyczaj na drugi koniec miasta, a ja na drugi..
   - Chcesz, żebym zapłaciła za naprawę- zgadła. Lekko skinął głową.
   Wiedziała, że po raz kolejny sama mu zaproponowała pomoc i wcale tego nie żałowała. Nikomu nie życzyła takiej sytuacji, w której znalazł się Danny Holland.
   - Zrobię to- zdecydowała.- Dużo to kosztuje?
   - Nie wiem- wzruszył ramionami.- Samochód jest w warsztacie, ale nie pytałem, ile wyniesie jego naprawa.
   - W takim razie się dowiedz.
   - Naprawdę dziękuję ci, Emily- popatrzył na nią z wdzięcznością wymalowaną na twarzy.
   - Nie ma sprawy. Stać mnie- zaśmiała się nerwowo.
   - Pójdę do siebie i przejrzę dokumenty- wstał i ruszył w kierunku schodów.
   - Ale miałam ci przedstawić..- nie dokończyła, bo zniknął jej z pola widzenia.
   Ruszyła w stronę kuchni, ale zrobiła może trzy kroki, gdy poczuła szarpnięcie za nadgarstek. Później wszystko działo się bardzo szybko. Danny pochylił się i przycisnął swoje wargi do jej ust, całując z wielką wprawą. Emilia zesztywniała, a on spojrzał badawczo w jej niebieskie oczy. Próbowała wyrwać się z jego mocnego uścisku- bez rezultatów. Kiedy on zdążył do niej podejść? Przecież poszedł w innym kierunku.
   - Czy wiesz, ile mam lat?- zapytał głosem niskim i ochrypłym.
   - Nie- pokręciła przecząco głową. Nigdy nawet się nad tym nie zastanawiała.
   - Dwadzieścia dziewięć. Zbliżam się do trzydziestki- niemal wyszeptał.
   Zmarszczyła skonsternowana czoło. Po co jej to mówił?
   - Dawno już wyrosłem z trzymania się za ręce i spacerków przy blasku księżyca.
   Wpatrywała się w niego, nic nie rozumiejąc.
   - Danny, ale…
   Skrzywił się, po czym jego twarz zmieniła się w maskę bez wyrazu.
   - Daj mi skończyć- skinęła lekko głową. Nie mogła zrozumieć tego faceta.- Przykro mi, że to mówię, ale taka jest prawda. Wyglądasz i myślisz jak nastolatka.
   Tego było już za wiele. Poczuła się lekko urażona. On po prostu dawał jej do zrozumienia, że była jak dziecko. Zacisnęła zęby i poczerwieniała na twarzy ze złości.
   - Nie przejmuj się tym tak- ponowiła próbę uwolnienia się z jego uścisku jednak ponownie się jej nie udało.
   - Jak śmiesz?!
   - Nie bulwersuj się tak- pogładził ją opuszkami palców po policzku- Najgorsze jest, że… mimo wszystko… po prostu coś mnie do ciebie ciągnie.
   Emilia nie wiedziała, gdzie patrzeć. Uciekała wzrokiem jak najdalej od twarzy Danny’ego. W jej głowie toczyło ze sobą wojnę kilkanaście myśli, których Emilia nijak nie mogła uporządkować.
   Mężczyzna pokręcił głową.
   - I nic nie można zrobić…- szepnął.
   - Danny, ja.. nie wiem…
   - Nic nie mów- myślała, że znowu ją pocałuje, ale tylko oparł swoje czoło o jej.- I tak bardzo komplikuję sytuację.
   - Nawet nie wiesz jak bardzo- wymamrotała nieskładnie. Czuła się niezręcznie tak blisko Danny’ego.- Odsuń się- poprosiła.
   Danny spojrzał na nią nieobecnym wzrokiem, ale posłusznie zrobił dwa kroki w tył. Emilia dopiero wtedy zaczęła normalnie oddychać. Nie zdawała sobie sprawy, że wstrzymywała oddech.
   - Wrócę do pracy- powiedział, wracając do swojego codziennego wyrazu twarzy.- Miłego dnia, Emily.
   Minął ją, a następnie usłyszała dźwięk zamykanych drzwi wejściowych. „Co to miało być?!” krzyczała w myślach. Nic nie rozumiała. Że Danny.. że on ją pragnął? Bo co oznaczały słowa : „ciągnie mnie do ciebie”?
   - O, Emily, dobrze, że jesteś- Sara z ulgą wymalowaną na twarzy podeszła do córki.- Wszystkich wywiało.
   - O co chodzi?- spytała, ale myślami była gdzieś indziej.
   - Postanowiłam wspomóc jeden ze szpitali. Miałam im dzisiaj przekazać czek z odpowiednią sumą. Z pewnością im się przyda.
    - Chcesz pobawić się w świętego Mikołaja? Tak troszkę za wcześnie, nie uważasz?
   Sara popatrzyła na nią karcąco.
   - Chcę pomóc rodzinom, które często nie mają pieniędzy na leczenie swoich dzieci, a że my mamy ich trochę więcej, to czemu nie?
   Emilia była szczerze zdumiona. Nigdy się nie spodziewała takiego daru od serca od swojej matki. Ale w duchu ucieszyła się. Sara zaczęła integrować w życie społeczne.
   - Więc w czym problem?
   - Nie mogę jechać, bo muszę pomóc w czymś Danny’emu..- chrząknęła- Chciałabym, żebyś to zawiozła- podała córce czek.
   - A na co dokładnie to jest?
   - Dla dzieci chorujące na białaczkę i raka.
   - W porządku- wzruszyła ramionami.- Pojadę.
   - Daj to pani Evans.
   Skinęła głową.
   Emilia wyminęła Sarę, ale zatrzymała się, kiedy usłyszała jej głos.
 - Dziękuję.
   Jedno słowo. Jedno,a  tak dużo znaczyło. Sara nigdy nie dziękowała. Blondynka odwróciła się i stanęła przed matką. Na początku po prostu tak stały, patrząc na siebie. W pewnej chwili Emilia nie wytrzymała i po prostu przytuliła się do Sary. Ale tylko na chwilkę. Czuła się dość dziwnie, chociaż wiedziała, że nie powinna.
   - To ja jadę- poinformowała i tym razem wyszła z domu, zabierając po drodze torebkę, do której włożyła czek i kurtkę, którą narzuciła na siebie.
   W odpowiednim szpitalu była dwadzieścia minut później. Kiedy weszła przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz. Nie lubiła szpitali. Kojarzyły jej się tylko źle. Bladoniebieskie ściany wcale nie zmieniały jej nastawienia do tego miejsca, a niewygodne zielone krzesła, które mijała jedynie odstraszały. Sama nie wiedziała, skąd u niej tyle empatii do zwykłych rzeczy. Po prostu czuła takie dziwne coś  i nie potrafiła tego zmienić.
   Pojechała windą na odpowiednie piętro. Kiedy żelazne pudełko się zatrzymało, wysiadła. Idąc długim korytarzem, mijała wiele sal, na których w większości leżały dzieci. Serce jej się krajało, patrząc na ich niewinne twarze. Tak bardzo było jej ich szkoda… Takie biedne dzieci chorowały i nikt nie mógł nic zrobić.
   - Przepraszam- zaczepiła jedną z kobiet w fartuchu. Miała krótko ścięte ciemne włosy i duże bystre zielone oczy.- Gdzie mogę znaleźć panią Evans?
   - To ja. W czym mogę pomóc?- uśmiechnęła się miło.
   - Jestem Emily Zielonka- przedstawiła się.- Moja mama, Sara Zielonka, nie mogła przyjechać osobiście, więc przywiozłam za nią czek- wyciągnęła go z torebki.
   - Och, to naprawdę miło. Tyle ludzi potrzbuję pomocy, a nie ma na to odpowiednich środków.. Pani mama bardzo nam pomaga.
   Emilia była pod wrażeniem. Więc nie był to pierwszy raz, kiedy Sara przekazała jakąś sumę pieniędzy na leczenie tych ludzi.
   - Bardzo mnie to cieszy, że można jakoś pomóc- głupio jej było, że ona sama wcześniej o tym nie pomyślała. Obiecała sobie, żę niebawem tu wróci i przeznaczy jakąś sumę na ten szczytny cel.
   - Bardzo dziękujemy- powiedziała po raz setny panna Evans, patrząc na Emilię z wdzięcznością. Czek spoczywał już w dłoniach brunetki.
   - Proszę nie dziękować. Niedługo tu wrócę- uśmiechnęła się lekko.
   Panna Evans chciała jeszcze coś powiedzieć, ale podeszła do niej jedna z pielęgniarek.
   - Potrzebna jest krew AB do Sali numer 65.
   - Dobrze, już idę. Porozmawiamy następnym razem, dobrze?- zwróciła się do Emilii.
   - Jasne- uśmiechnęła się.- Do zobaczenia.
   - Do zobaczenia- odwróciła się i odeszła, zostawiając Emilię na środku korytarza. Emilia rozejrzała się. Korytarz wydawał się jakiś opustoszały. Przeszły ją zimne ciarki. Już miała się odwrócić i wrócić do domu, kiedy usłyszała kobiecy głos.
   - Krew do Sali numer 74 do Jenifer Gonzalez!- usłyszała gdzieś w oddali.
   Nagle poczuła jakby spadała do wielkiej otchłani i nie mogła się niczego chwycić, żeby tylko nie upaść.
   Poszukała wzrokiem pielęgniarki, która wykrzyczała to jedno zdanie. Nie mogła odnaleźć jej wzrokiem. „Sala 74” powtarzała w głowie. Idąc w odpowiednim kierunku, miała wciąż nadzieję, że to zbieżność nazwisk lub po prostu się przesłyszała i wcale nie słyszała nazwiska Jenifer…
   Wszystkie jej wewnętrzne zapewnienia legły w jednym momencie. W momencie, kiedy stanęła przed wielką szybą, z którym na szpitalnym łóżku leżała dziewczynka… Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że to wcale nie ona, ale kiedy Emilia przyjrzała się bliżej już wiedziała, że to Jenifer. Nogi pod nią się ugięły, zaczęło jej się kręcić w głowie. Dostrzegła samą siebie w odbiciu szyby- bladą i wystraszoną. Wyobrażała sobie wszystko, nawet przemoc domową, ale nigdy do głowy by jej nie przyszło to.
   Jenifer, a raczej osóbka, która tak łudząco ja przypominała, leżała jak kukiełka na łóżku przykryta do pasa kołdrą. Od jej lewej dłoni ciągnęła się rurka do woreczka, wiszącego na stojaku. Worka z krwią… Serce jej się ścisnęło na ten widok. Twarz Jenifer była niewyobrażalnie blada, usta niemal sine, nie było nawet śladu po jej pięknych kasztanowych włosach, które widziała dzisiaj rano. Zamiast nich widniała chustka w kolorowe kwiatki…
    W oczach Emilii gromadziły się łzy. Nie mogła uwierzyć, że to co widzi to prawda. Miała wrażenie, że za chwilę się obudzi we własnym łóżku i wszystko będzie dobrze. Jenifer była chora! Po jej policzku popłynęła pierwsza łza, którą szybko wytarła dłonią. Nagle głowa Jenifer odwróciła się w jej stronę. Nie wiedziała wcześniej , że Emilia na nią patrzyła. Jej oczy podwoiły swoje rozmiary. Zerwała się do pozycji siedzącej, ale pielęgniarka, która stała przy jej łóżku i robiła coś w swoich papierach, musiała ja do ponownego położenia się. Emilia nie wiedziała, co zrobić. Stać tam? Czy może wejść do sali? Nie chciała żeby ktokolwiek widział ją w takim stanie w jakim właśnie się znajdowała. Po jej policzkach zaczęły jednym strumieniem płynąć łzy, które desperacko wycierała. Z jej piersi wydostał się szloch, kiedy zobaczyła, że Jenifer tak bardzo chce wstać, a pielęgniarka jej to uniemożliwia. W końcu dziewczynka się poddała i po prostu patrzyła na Emilię, która po prostu nie wytrzymała tego widoku. Zerwała się biegiem w stronę wind, a następnie w stronę wyjścia. Mijający ją ludzie myśleli pewnie, że zwariowała, ale ona się tym nie przejmowała. Po prostu biegła przed siebie i nawet na momen się nie zatrzymała. Gdzieś na dnie je torebki dzwonił telefon, ktoś ją zaczepił, ale ona tylko biegła i nawet nie zwracała na nich uwagi.
   Zatrzymała się w parku. Oparła się o zimny pień drzewa i zaczęła łapać powietrze, którego tak bardzo było jej trzeba. Miała lekką zadyszkę. W końcu nie miała najlepszej kondycji. Przeklęła pod nosem, kiedy poczuła na czubku głowy krople wody. Spojrzała w górę. Z ciemnego już nieba zaczął padać deszcz. Emilia przeczesała włosy rękoma. Do samochodu miała dość daleko- zostawiła go pod szpitalem.
   W jej torebce ponownie zaczął wibrować telefon. Tym razem wyciągnęła go i spojrzała na wyświetlacz. Była to Dagmara. Emilia pociągnęła nosem i wytarła spływające po policzkach ciecze,na które składały się jej własne łzy i deszcz.
   - Słucham- powiedziała, czując chłód. Jej kurtka zaczęła przemakać.
   - Emilia?- kobieta nie była pewna.
   - Tak, to ja- przygryzła dolną wargę, aby zapobiec zgrzytaniu zębów.
   - Nie poznałam. Gdzie jesteś? Jest już późno…- mówiła przestraszona. No cóż. W końcu bałą się o koleżankę.
   - Jestem w parku- powiedziała zgodnie z prawdą.
   - Gdzie? Emilia, jest już późno! Co ty robisz w parku?!
   Blondynka nie wytrzymała i zaczęła szlochać.
   - Ja nie wytrzymam… Dlaczego każdy kogo bardzo polubię musi cierpieć?
   - Ale o kim ty mówisz? W którym parku jesteś? Za chwilę przyjadę- dało się usłyszeć jakiś szelest.
   - Nie przyjeżdżaj. Pada i zmokniesz… Zaraz wrócę- obiecała.
   - Coś sprawia, że nie mogę ci uwierzyć. W którym parku jesteś?
   Emilia rozejrzała się, ale miała pustkę w głowie. Spod drzewa, pod którym stała, nie mogła dostrzeć żadnych charakterystycznych rzeczy dla tego parku. Wiedziała jedynie, że musi być niedaleko szpitala.
   - Nie jestem pewna… Dagmara, nie przyjeżdżaj. Już idę do samochodu- odepchnęła się od drzewa i biegiem ruszyła w stronę, z której wcześniej przybiegła. W międzyczasie się rozłączyła i wrzuciła komórkę do torebki. Wiedziała, że Dagmara się martwi, dlatego chciała jak najszybciej wrócić do domu i tam się wypłakać. Nie do końca docierało do niej to co zobaczyła.
   Nawet nie zdawała sobie sprawy, że w życiu spotkają ją jeszcze gorsze sytuacje.
-------------------------------------------------
Mam szczerą nadzieję, że rozdział się spodobał. W końcu tyle się wydarzyło! Uwieżcie, bardzo długo zastanawiałam się czy nie rozbić tego rozdziału na pół, ale pomyślałam, że już czas wyjaśnić wszystko z Jenifer. Kilka osób zastanawiało się, skąd te różne ślady, wiec teraz już wiadomo ;)

Ale teraz przejdę to mojej ważnej informacji. Przynajmniej dla mnie jest ona ważna.
Wielkimi krokami zbliżają się moje egzaminy… A że ja raczej wysoko mierzę i nie chcę dostać się byle gdzie, to muszę jeszcze bardziej przysiąść i zacząć się uczyć.. No właśnie. W związku z tym może to się odbić na blogu. Przestanę pisać, bo zajmuje to masę czasu. Rozdziały będę dodawała dopóki nie skończą mi się te które już mam napisane. Później może nastąpić niewielka przerwa w dodawaniu nowych. Nie potrafię określić, jaka ale z pewnością jakaś.
Kolejna sprawa też związana z moimi egzaminami. Mogę mieć zaległości u was na blogach. Będę próbowała czytać wszystko na bieżąco i komentować, ale nie jestem pewna w jakich terminach i czy systematycznie, za co już teraz bardzo PRZEPRASZAM. Jednak obiecuję, że wszystko nadrobię, kiedy już jakieś zaległości mi się pojawią. Mam jednak nadzieję, że aż tak źle nie będzie. W końcu 24h nie będę siedziała w książkach, ale informuję tak na wszelki wypadek. Mam nadzieję, że nikt nie będzie mi miał za złe.
Tak naprawdę to niczego nie jestem pewna. Wiem jedynie, że wszystko powinno wrócić do normy 24.04.2015r. Będzie już po egzaminach i tylko pozostaje kwestia tego, czy będę miała co dodawać… Nie będę jednak snuć czarnych scenariuszy. Zrobię wszystko, żeby wszystko wyszło sprawnie i żeby nikt nie był poszkodowany. Będę informowała na bieżąco w jakiej sytuacji się znajduję i dam znać, kiedy będzie miała nastąpić ta przerwa. No a kiedy już wrócę do normalnego trypu dodawania, poinformuję osoby, które do tej pory informowałam o nowych rozdziałach i nowościach (dla przypomnienia, jeśli chcesz być informowana o nowościach na blogu, daj znać w zakładce „Informowani”).
Mam nadzieję, że rozumiecie mnie i nikt nie będzie zły czy coś.. Naprawdę szukałam różnych sposobów rozwiązania tego, ale niestety to rozwiązanie jest najlepsze.  Nie mogę zawalić egzaminów przez bloga.
Mam nadzieję, że każdy dotarł do końca.
Dziękuję za uwagę i do następnego tygodnia!:*

piątek, 20 lutego 2015

Rozdział 24

   Emilia wytrzeszczyła oczy, patrząc na kobietę, stojącą przed nią. Nie wiedziała, czy jej się wydaje, czy Dagmara rzeczywiście przed nią stoi. Ale co by robiła w Nowym Jorku?
   - Cześć- brunetka lekko się uśmiechnęła, a Emilia myślała, że będzie zbierać szczękę z podłogi. Dagmara się do niej uśmiechnęła!
   - Hej- bąknęła oszołomiona.
   Sara stała obok z rękoma założonymi na piersiach. Uważnie obserwowała reakcje obu dziewczyn.
  - Zostawię was- powiedziała, wychodząc. Czuła, że to najlepszy pomysł.
   Emilia wskazała, żeby brunetka usiadła. Dagmara zajęła jedną z kanap- tą naprzeciwko tej, na której usiadła Zielonka.
   - Chcesz coś do picia, albo do jedzenia?- spyta
ła niepewnie. Nie wiedziała, jak się zachować. Nigdy w życiu nie spodziewałaby się jej w tym domu.
   - Nie, dziękuję.
   - Marnie wyglądasz- zauważyła. Dagmara wyglądała na zmęczoną. Miała podkrążone oczy i była bardzo blada.
   - Przyjechałam tu prosto z lotniska- przyznała.
   - Gdzie jest twój bagaż?- rozejrzała się, czy aby go nie przeoczyła.
  - W taksówce na zewnątrz.
   - Co? Dlaczego?- nie czekała na odpowiedź.- Poczekaj.
   Skontaktowała się z Brandonem, który na jej prośbę wniósł niewielką walizkę do willi i zapłacił taksówkarzowi.
   - Co tu robisz?- spytała Emilia, prowadząc Dagmarę do kuchni. Uparła się, że brunetka musi coś zjeść. Wyglądała kiepsko.
   - Musimy porozmawiać.
   Emilia przystanęła.
   - Dobrze.. skoro chcesz- wzruszyła lekko ramionami.- Ale najpierw musisz coś zjeść. Jadłaś cokolwiek dzisiaj?
   - W samolocie kanapkę- wyznała.
   Emilia wytrzeszczyła oczy. Lot trwał co najmniej kilka godzin, a ona zjadła kanapkę.
   - Nikt nie wie, że tu przyleciałam- powiedziała, siadając na krześle przy wysepce kuchennej.-
Tylko Bartek wie. Reszta myśli, że pojechałam do koleżanki na kilka dni... Ale nawet nie przyszło im na myśl, że wyjechałam z kraju.
   - Dlaczego ich okłamałaś?- podgrzała wczorajszy obiad.
   - Nie chciałam, żeby wiedzieli. Nie chcę, żeby ktokolwiek wiedział...
   - Na długo przyjechałaś? I gdzie będziesz mieszkać?- postawiła przed nią obiad. Popatrzyła na nią z wdzięcznością, wkładając kęs jedzenia do buzi. Przeżuła to i połknęła.
   - Nie myślałam jeszcze, na ile zostanę. Będę musiała zobaczyć, po ile są bilety... A gdzie zostanę?- wzruszyła ramionami.- Pojadę do hotelu, ale skontaktuję się z kimś i poproszę, żeby mnie przenocował.
   Emilia wpadła na pomysł, ale nie była pewna, czy wypowiedzieć go na głos. Jednak zaryzykowała.
   - Jeśli chcesz możesz zostać tutaj- zaproponowała niepewnie.
   Dagmara spojrzała na nią zaskoczona. Nie spodziewała się czegoś takiego po tym jak ją wcześniej traktowała. Czuła się z tego powodu głupio.
   - Nie chcę sprawiać kłopotów..
   - A co ty małe dziecko jesteś, żeby sprawiać kłopoty?- cicho się zaśmiała.- I tak mamy tu nowego lokatora.
   - Tym bardziej- Dagmara uparła się przy swoim. Nie chciała być piątym kołem u wozu i czuć się jak intruz. Wolała już stracić i zapłacić za pokój w hotelu niż liczyć na czyjąś
łaskę. I tak nie zamierzała zostać w Nowym Jorku długo. Bardzo ceniła to, że Zielonka zaproponowała jej gościnę, ale nie chciała z tego skorzystać. Zdawała sobie sprawę, jak zachowała się w stosunku do niej i bardzo tego żałowała, ale uznała, że mieszkanie w jej domu po czymś takim byłoby nie na miejscu.
   Kiedy tylko koleżanka Emilii skończyła jeść, wróciły do salonu, gdzie mogły porozmawiać. Emilia widziała, że Dagmarę coś gryzło, ale nie wiedziała, co to mogło być.
   Usiadły na kanapach i spojrzały na siebie.
   - Po co przyjechałaś?- spytała blondynka. Było to pierwsze pytanie, jakie nasunęło jej się na myśl.
   - Co się dzieje w twoim życiu?- tym razem to Dagmara zadała pytanie, nie odpowiadając tym samym na to zadane przez Emilię. Kobieta popatrzyła na nią zdziwiona.
   - Co ma się dzi...
   - Emilia- nie dała jej nawet dokończyć- ja od jakiegoś czasu mam takie złe przeczucia, że sobie nawet nie zdajesz z tego sprawy- miała zatroskaną minę.- Jakbym... była jakąś... no nie wiem... wróżką czy coś- jej klatka piersiowa podnosiła się i opadała coraz szybciej.
   Emilia siedziała i po prostu ją słuchała. Bo co miała powiedzieć?
   - Emilka- Dagmara wstała i podeszła do Emilii. Kucnęła przed nią, kładąc swoją dłoń na jej, która leżała na kolanie.- W Polsce bardzo często mi się śniłaś- patrzyła prosto w
jej niebieskie oczy.- Za każdym razem sen był niemal identyczny tylko osoby były inne- głośno przełknęła ślinę.- Zawsze ktoś cię krzywdził. W różny sposób.
   Kiedy te sny zaczęły mnie dręczyć coraz częściej, naprawdę się przestraszyłam.
   - W moim życiu nie jest teraz za kolorowo, ale nie sądzę, żeby....- już miała powiedzieć "żeby coś mi się stało", kiedy prz
ypomniała sobie o sekcie. Nie była pewna, czy mogli jej coś zrobić, ale musiała być ostrożna.
   - Proszę cię, uważaj. Bardzo na siebie uważaj- po policzku Dagmary popłynęła łza.
   Wtedy Emilia zobaczyła w niej starą Dagę. Tą trochę szaloną dziewczynę o brązowych niemal hipnotyzujących oczach, jej przyjaciółkę. Pierwszą jaką miała w życiu. Co z teg
o, że się zmieniła? Każda z nich wydoroślała i było to normalne. Lata robiły swoje. Emilia wcale nie pomyślała nawet w tamtej chwili o Dagmarze jako przyjaciółce. Na to było o wiele za wcześnie. Może się bała? Kilka lat temu Dagmara ją po prostu zostawiła. Może w jej sercu nadal był ten strach, że ponownie kogoś nagle straci. Cały czas starała się to od siebie odsuwać. Ta myśl nie miała prawa zagnieździć się w jej umyśle.
   - Uważam- szepnęła Emilia.- Nie martw się.
  - Och, Emilka- Dagmara nagle przytuliła się do Emilii. Kobieta na początku była bardzo zaskoczona, co było wytłumaczalne. Nie spodziewała się po prostu takiego gestu. Ale żeby w żadne sposób nie odtrącić siostry Bartka, odwzajemniła uścisk.
   - Tak bardzo cię przepraszam, Emilka- blondynka poczuła, że jej bluzka zaczyna być coraz bardziej mokra przez łzy brunetki, ale nie myślała o tym.-
Przepraszam za moje zachowanie... ja... po prostu jak cię zobaczyłam... byłam w takim szoku, że... że- jej słowa przerywały szlochy. Emilia także poczuła, że pod jej powiekami zbierają się łzy.- Całkowicie się nie spodziewałam... i... Bartek sobie lepiej z tym poradził, ale.. ja... przypomniałam sobie te wszystkie chwile... i... nie potrafiłam. Byłam zła na siebie, że tak cię wtedy potraktowałam...
   - Dagmara, już dobrze- Emilia poklepała ją lekko po plecach.- To było dawno. Nie wracajmy do tego.
   - Ale ja się czułam z tym tak źle i nawet nie zdawałam sobie sprawy, że tak okropnie cię traktowałam... Jakbyś była czemuś winna- lekko się jąkała. Wyprostowała się i spojrzała na Zielonkę, po której policzkach już ciekły łzy.- A ni
e byłaś niczemu winna. To wszystko była moja wina. Obwiniałam cały świat za to, że zostałam sama po śmierci Sam'a- głos jej się załamał. Zakryła usta dłonią i płakała jak bóbr. Jej twarz była zalana łzami. Na całe szczęście nie miała makijażu, który mógłby się rozmazać.
  
- Dagmara, już wszystko dobrze. Nie wracaj do przeszłości- nie mogła znieść takiego widoku brunetki. Ona niemal dławiła się łzami.- Nie mam do ciebie żalu, nie chowam urazy. Wszystko jest dobrze.
  - Naprawdę?
   - Tak- potwierdziła od razu.
   - Emilka, kiedy Sam...- nie potrafiła tego powiedzieć- odszedł, ja byłam taka samotna. Odcięłam się od świata, z nikim nie rozmawiałam. W końcu wróciłam do Polski, ale tam wcale nie było lepiej.
   - Bardzo mi przyk
ro, Dagmara... Tak mi przykro. Musiałaś bardzo dużo wycierpieć- wierzchem dłoni wytarła łzy z policzków.
  - Czułam wtedy, jakby moje ciało zostało rozdarte na pół... ale nie chcę już o tym mówić. Chcę zacząć wszystko od nowa, a nie mogłam tego zrobić, nie tłumacząc ci tego...
   - Już dobrze- zapewniła.
  - Wiesz...- zawahała się.- Bo mam pewien pomysł- Emilia spojrzała na nią zaskoczona.- Proszę- podała jej niewielką ulotkę.
   Dziewczyna spojrzała na kartkę. Była to ulotka reklamująca koncert.


Grają:
The Pulls
Damage
Noiled
Lareta
Bilety po 5 dolarów dostępne przy kasie.


   Emilia spojrzała zaskoczona na Dagmarę, która uśmiechała się z zaczerwienionymi oczami. Zdążyła wysuszyć mokre od łez policzki.
   - Odwróć na drugą stronę- powiedziała.
   Emilia ponownie przeniosła swój wzrok na papier i zrobiła to co kazała Dagmara. Na odwrocie znajdowała się doczepiona żółta karteczka.

Mam nadzieję, że razem z Dagmarą przyjdziesz. Umieściłem was na liście gości przy bramce. Będę grał z moim starym zespołem, chociaż w niepełnym składzie. Pomyślałem, że chciałabyś posłuchać.
Bartek.

   Emilia zmarszczyła czoło. Nagle dotarł do niej sens słów napisanych na karteczce.
   - Bartek jest w Nowym Jorku?- spytała.
   - Tak- odpowiedziała powoli,obserwując twarz Emilii.- Nie wiedziałaś?- pokręciła przecząco głową.- Jest tu już dość długo... Odwiedził cię nawet- Emilia była pewna, że mężczyzna wrócił do Polski- Dał mi to, żeby przekazać tobie.
  
Emilia lekko się uśmiechnęła. Nie rozumiała tylko, dlaczego sam jej tego nie dał. Bardzo miło ze Bartka strony, że o niej pomyślał, ale nadal nie mogła uwierzyć, że przez cały ten czas był w Nowym Jorku. I co tam wciąż robił?
   - To dzisiaj- zauważyła Emilia, sprawdzając datę na ulotce.
   - Tak- Dagmara skinęła głową. Usiadła na kanapie obok Emilii.- Pójdziemy?
   Emilia nie oderwała wzroku od kartki, którą trzymała w dłoni.
   - Pójdziemy.

                                                                            ***

Emilia zaprowadziła Dagmarę do swojej sypialni. Wniosły także jej bagaż, ponieważ chciały się przygotować do wyjścia. Emilia pomyślała, że powinno im to dobrze zrobić. Takie wyjście miało za zadanie ich odprężyć, zrelaksować i zapomnieć o wszystkich problemach. Obie kobiety przebrały się w ubrania odpowiednie na wyjście na koncert. Emilia założyła czarne rurki, białą bluzkę, a na to narzuciła różowy sweterek. Wykonała makijaż i wyprostowała swoje blond włosy. Była to lekka odmiana. Mało kiedy używała prostownicy do włosów.    Dagmara włożyła na siebie czarną luźną bluzkę, jasne spodenki, a na to długi fioletowy sweterek. Blondynka obawiała się, że o tej porze roku będzie jej koleżance po prostu zimno, ale się nie odzywała.



   Z zewnątrz budynek wyglądał jak każdy stary club na Brooklynie. Ceglana fasada była całkowicie zasmarowana graffiti. Drzwi i okna były pomalowane farbą, która łuszczyła się i odchodziła. Nie spodziewała się, że koncert miał być w Bunkrze. To miejsce rozsławiły koncerty, które odbywały się w podziemiach. Żeby dostać się na występ wystarczyło wejść bocznym wejściem i zejść w dół długimi schodami.
   Świński blondyn urzędował przy kasie.
   - Jesteśmy na liście gości- powiedziała pewnie siebie Dagmara.
   - Jako kto?- spytał blondyn.
   - Dagmara i Emilia.
   Mężczyzna spojrzał na nie z dziwną miną, zapewne słysząc polskie imiona, następnie wziął do ręki długopis i zaczął przeglądać li
stę, która leżała przed nim. Stary zmarnowany zeszyt z zagiętymi rogami wyglądał na bardzo stary i wielokrotnie używany.
   - Dobra, mam. "Śliczna Emilia" to chyba ty i "Obrażalska Daga".
   Emilia parsknęła niekontrolowanym śmiechem, a po chwili usłyszała chichot Dagmary.
   - Typowe dla Bartka- bąknęła po polsku.
   - Zgadza się- Emilia przytaknęła w stronę mężczyzny.
   Blondyn przyłożył do dłoni dziewczyn gumową pieczątkę, która pozostawiła na ich skórze czarne logo budynku. Dagmara i Emilia weszły. Blondynka była w takim miejscu drugi raz w życiu. Za pierwszym razem trafiła do podobnego klubu, kiedy uczyła się w szkole Julliarda i koleżanki wyciągnęły ją na koncert.
   Sala była prawie zapełniona. Usiadły przy jednym ze stolików, który wcześniej z trudem namierzyły wzrokiem wśród ludzi i zamówiły po lampce wina. Kiedy na scenie pojawiła się pierwsza grupa, Emilia była już całkiem zrelaksowana, a towarzystwo Dagmary okazało się bardzo przyjemne. Kapela grała, a kobiety po prostu rozmawiały, przekrzykując muzykę trochę nieprzyjazną dla uszu, ale dzielnie to znosiły. Po dwóch godzinach, podczas których wystąpiły trzy zespoły, przyszła kolej na występ kapeli, do której kiedyś należał Bartek.
   - Idziemy!- krzyknęła Dagmara, ciągnąc Emilię za ramię.
   W żaden sposób nie mogły dostać się do sceny. Chociaż poprzedni zespół już jakiś czas temu przestał występować ich pokaźna ilość fanów blokowała przejście. Dopiero po jakimś czasie przecisnęły się bardziej do przodu.
   Światła zgasły i na scenie pojawiły się cztery sylwetki. Tłum zapiszczał i zagwizdał. Grupa składała się z perkusisty, klawiszowca, basisty i gitarzysty. Żaden z nich nie był Bartkiem.  Z głośników zaczęły płynąć pierwsze dźwięki. Wtedy lampy jeszcze bardziej przygasły i skierowały się w głąb sceny, gdzie pojawiła się piąta postać. Z gitarą przewieszoną przez ramię podeszła do mikrofonu. To był Bartek. Emilia domyślała się, że ktoś musiał zastąpić Sam’a, ponieważ wcześniej zespół także liczył pięciu członków. Światła migały, lekko rażąc w oczy, ale nikomu to nie przeszkadzało.Tłum szalał. Musieli być bardzo popularni, pomyślała Emilia. Ale jakim cudem nigdy na nich nie trafiła? Zastanawiała się. Ludzie zaczęli skakać, klaskać i piszczeć. Ich muzyka była skoczna i pobudzała do tańczenia.
    Emilia uważnie przyglądała się chłopakowi. Na scenie był jak w swoim żywiole. Panował nad nią, przemieszczając się z jednego krańca na drugi. Emilia w myślach uznała, że szkoda, że przestał występować. Niewątpliwie lubił to robić i wychodziło mu to bardzo naturalnie. Może i miejsce nie było najlepsze, ale zawsze to było coś.
   Głos Bartka był rewelacyjny. Mocny, melodyjny, przy tym lekko chrapowaty. Śpiewał bez cienia wysiłku. W ogóle się nie męczył, pomimo że wciąż skakał.
   Dagmara szturchnęła Emilię łokciem, zachęcając do tańczenia. Blondynka od razu się z godziła i obie zaczęły poruszać się w rytm skocznej piosenki, ocierając się o innych. Było tam dość ciasno. Brunetka od czasu do czasu śpiewała w głos słowa piosenek. Emilia ich nie znała, dlatego była jeszcze bardziej zaskoczona. Kapela miała sporą grupę fanów i Emilia nie mogła pojąć, jakim cudem wcześniej o nich nie słyszała. Po prostu nie mogła w to uwierzyć.  Oczywiście raz, kiedy ktoś wysłał jej link do strony zespołu, gdy wróciła na stałe z Polski, zafascynowała się nimi. Jednak nie na długo. Musieli być jeszcze mało kojarzeni. Emilia dość szybko o tym zapomniała. Zaczęła naukę w nowej szkole, miała nowych znajomych, wychodziła z nimi. Nie chciała wracać do przeszłości. Szkoda tylko, że nie wiedziała, że Formańscy byli tak blisko niej. Wtedy na pewno by tego wszystkiego tak nie zostawiła.
   Zespół grał przez czterdzieści minut. Kiedy ucichły gromkie oklaski i pogwizdy, piątka mężczyzn znikła za kulisami.
   - Chodźmy do baru- zaproponowała Dagmara.- Pewnie tam spotkamy Bartka. Chciał, żebyś przyszła.
   - A możemy najpierw iść do łazienki?- spytała Emilia, przekrzykując innych, aby jej towarzyszka usłyszała.
   Dagmara westchnęła, ale ruszyła w stronę damskich toalet. Była tam spora kolejka, więc gdy dziewczyny wróciły na salę, odbywało się sprzątanie przed ostatnim aktem wieczoru.
   Emilia dostrzegła Bartka w kącie z butelką piwa w dłoni. Był otoczony grupką dziewczyn, zapewne fanek. Dagmara podążyła za jej wzrokiem.
   - Po prostu chce być miły jak zawsze- skomentowała.
   Emilia wzruszyła ramionami. Nie za bardzo ją to interesowało. Bartek był dorosły i mógł robić, co mu się tylko podobało. Jednak poczuła się dziwnie. Nawet nie potrafiła tego określić.
   Oparła się o bar, stukając zadbanymi paznokciami o blat.
   - Chodźmy stąd- powiedziała, kiedy po jakimś czasie nic się nie działo. Zaczęła ciągnąć Dagmarę w stronę wyjścia.
   - Co? Dlaczego?- brunetka nic nie rozumiała. Wyrwała się jej.
   -Po co mamy na darmo tam stać jak jakieś dwa kołki- na chwilę odwróciła się w jej stronę.
   - Emilka!
   Stanęła jak wryta. To był głos Bartka.
   - Poczekaj!- zawołał. Zanim zdążyła się odwrócić, trzymał ją za ramię. Dopiero wtedy wykonała obrót i stanęła z nim twarzą w twarz. Patrzył na nią z uśmiechem. Po występie jego twarz błyszczała od potu, a oczy biły radością.
   - Cieszę się, że przyszłaś- zdjął dłoń z jej ramienia.- Dzięki, Dagmara, że ją przyprowadziłaś- uśmiechnął się do siostry.
   - Polecam się na przyszłość- odwzajemniła uśmiech.- Poczekam na zewnątrz. Strasznie tu gorąco- powachlowała sobie dłonią przed twarzą, jakby chcąc udowodnić słuszność swoich słów.
   - Poczekaj, też zaraz idę- powiedziała Emilia, ale Dagmara była już na schodach i jej nie usłyszała.
   - Dlaczego chcesz tak wcześnie wyjść?- spytał Bartek, upijając łyk piwa z butelki, którą wciąż trzymał w dłoni.- Jest bardzo wcześnie.
   - Pracuję- przypomniała.- Jeszcze nie długo, ale jak na teraz mam pewne obowiązki- uśmiechnęła się lekko.
   Skinął głową na znak, że zrozumiał.
   - Dlaczego nie podeszłyście?- spytał z uśmiechem.
   - Wokół ciebie było tak ciasno...
   - Ach, tak- pokiwał głową.- Rozumiem.
   - Dlaczego nie powiedziałeś nic, że zostajesz na dłużej? Byłam pewna, że wyjechałeś- chciała zmienić jak najszybciej temat.
   - Miałem kilka załatwień- wzruszył niedbale ramionami.
   Ktoś zawołał go zza kulis. Mężczyzna odwrócił się i uniósł kciuk do góry na znak, że usłyszał.
   - Muszę iść pomóc pakować sprzęt- uśmiechnął się.
   - Jasne. Idź.
   - Więc... do zobaczenia.
   Uśmiechnął się, odwrócił się i zniknął w niewielkim tłumie tłumie, który z każdą minutą stawał się coraz rzadszy.
-------------------------------
Mam dzisiaj pewną sprawę ;)
Już wiadome jest, że ta część opowiadania będzie dłuższa niż poprzednia.
Sama nie wiem, ile będzie rozdziałów, no ale jeszcze trochę. W związku z tym, że mam już mniej więcej cały zarys historii i tego co będzie dalej, mam pytanie. Bo tylko nad samą końcówką się zastanawiam i chciałabym poznać waszą opinię na ten temat. Czy historia ma skończyć się szczęśliwie, happy endem czy nie? Oczywiście nie piszę, że jak wy zagłosujecie np na happy end to tak będzie. Po prostu chciałabym znać waszą opinię.

 Dziękuję z góry za odpowiedzi :D
Życzę miłego tygodnia!

piątek, 13 lutego 2015

Rozdział 23

   Danny zwrócił się o pomoc do znajomego. Ze znalezieniem Kevina nie było większego problemu, ale trudniej było z owym mężczyzną. Nic o nim nie wiedzieli co było wielkim kłopotem.
   Dwa dni później Emilia siedziała z Danny’m w samochodzie i jechali do Waszynktonu. Kobieta do końca nie wiedziała nawet, po co tam jechała, ale musiała wszystko wyjaśnić. Nie mogła bezczynnie siedzieć i nic nie robić. Bała się spotkania z Kevinem. W końcu chciała zostawić przeszłość za sobą, Kevina tym bardziej. Ale słowa nieznajomego nie dawały jej spokoju. Znał Kevina. Albo tylko kłamał, żeby ją zmylić. Niczego nie była pewna, dlatego chciała to sprawdzić.
   Przez większość podróży panowała cisza, którą przerywało jedynie radio. Emilia pogrążona była we własnych myślach i nie miała ochoty na żadne rozmowy. Kiedy dojechali pod nieznany dla Emilii dom, spojrzała zdziwiona na Danny’ego.
   - To tu?
   Przytaknął.
   Wyjrzała przez szybę samochodu. Nie znała tego budynku, a była pewna, że jechali do domu Collinsów.
   - Przeprowadził się- powiedział mężczyzna, zgadując, o czym myślała jego towarzyszka.- Odciął się od rodziny i unika ich jak może.
   Emilia pokręciła z niedowierzaniem głową. Była w szoku, co stało się z Kevinem.
   Bez słowa opuściła samochód. Poczekała aż dołączy do niej Danny i razem ruszyli w stronę budynku. Nie wyglądał najgorzej, ale nie mieścił się w tak ślicznej okolicy jak miejsce, gdzie kiedyś mieszkał Kevin. Emilia miała nadzieję, że pani Elisabeth się także nie przeprowadziła, ale wątpiła w to. W końcu Danny powiedział, że jej syn odciął się od rodziny.
   Weszli na klatkę schodową. Danny poprowadził Emilię na trzecie piętro i stanęli przed jednymi z drzwi. To on miał wszystkie informacje od swojego znajomego.
   - Jesteś gotowa?- spytał.
   - Chcę mieć to już za sobą- wyminęła go i nacisnęła dzwonek.
   Przygryzła dolną wargę i czekała. Usłyszała po drugiej stronie drewnianej powłoki kroki, zgrzyt zamka, a następnie drzwi się otworzyły. Kevin, ubrany cały na czarno, był niemało zaskoczony zastanym widokiem. Przez chwilę cała trójka patrzyła na siebie nawzajem. Nikt nie wiedział, co powiedzieć. Pierwszy odezwał się Kevin.
   - Mogę wiedzieć, co tu robicie?- nie zamierzał ich wpuścić do środka.
   - Przyjechałam z Danny’m z tobą porozmawiać - odpowiedziała kobieta, zakładając ręce na piersiach.
   - O czym ty jeszcze chcesz rozmawiać?- Emilia przewróciła oczami. Zaczynało ją irytować takie zachowanie mężczyzny.
   - Mi się wydaje, że mamy o czym. Ale nic się nie bój. Możliwe, że to będzie ostatni raz, jeżeli będziesz wszystko mówił- postanowiła być stanowcza. Kevin nie mógł zauważyć, jak bardzo się bała.
   Nie wiedziała czego się spodziewać. Kevin był taki oschły, a przecież, kiedy spotkała go z Bartkiem, powiedział, że nie pozwoli jej skrzywdzić… Myślała, że wrócił stary Kevin, ale niestety pomyliła się.
   - Co chcesz wiedzieć?- zrobił minę, jakby stał tam z przymusu.
   - Kevin, nie rób mi łaski, że tu stoisz! Nie rozumiem cię- dość szybko straciła ochotę na rozmowę z byłym narzeczonym.
   - Nie musisz mnie rozumieć- bąknął.- Po co ciągle przyjeżdżasz?
   Już miała się odwrócić i po prostu odejść, ale przypomniała sobie, dlaczego tam pojechała.
   - Jestem tu, bo ktoś, nie wiem kto, który do mnie dzwoni, powiedział, że musi ci podziękować, że dzięki tobie zwrócił na mnie uwagę- mówiła na jednym tchu i nie dawała sobie przerwać.- Dzwoni do mnie, mówi, że jestem śliczna, podkłada mi jakieś prezenty… Ja mam dość. I chcę wiedzieć, kto to, bo najwyraźniej cię zna.
   Kevin zrobił okrągłe oczy i Emilia nie była pewna, jak to odczytać. Głośno przełknął ślinę, wpatrując się bez przerwy w niebieskie oczy kobiety. Jego rysy twarzy bardzo się zmieniły i Emilia miała wrażenie, że wrócił jej narzeczony. Zaczął energicznie kręcić głową.
  - Emily- zrobił krok w jej stronę.- Ja… j… ja- zaczął się jąkać. Ciągle kręcił głową. Emilia kompletnie nie wiedziała, o co chodzi. Miała wrażenie, że ta głowa zaraz mu odpadnie. Danny stał tam i wszystkiemu się przypatrywał z wysoko uniesionymi brwiami.- Ja tak cię przepraszam- złapał ją za ramiona i popatrzył głęboko w oczy.- A… ale ja ci obiecuję… obiecuję, że nic ci się nie stanie, rozumiesz?
   Emilia stała osłupiała. Nic nie rozumiała ze słów Kevina. Kto miał ją skrzywdzić i dlaczego? Ten facet co do niej dzwonił? Jej serce przyśpieszyło swoje obroty.
   - Kevin… ale o czym ty mówisz?
   Mężczyzna wciąż powtarzał, że nic jej się nie stanie, że nie dopuści do tego. Przycisnął ją w desperackim uścisku i mamrotał ciągle coś pod nosem. Emilia w pewnej chwili miała wrażenie, że zwariował. Próbowała wyswobodzić się z uścisku, chociaż jej serce chciało tam pozostać, ale nie mogła zapomnieć, że wszystkiemu przypatrywał się Danny. Kevin jedynie zacieśnił uścisk.
   - Koleś, czy ty nie widzisz, że ona chcę się wydostać?- powiedział Danny ostrym tonem, jakby był po prostu zazdrosny. Złapał Kevina za ramię i odsunął go od Emilii. On nawet na niego nie spojrzał.
   - Emily, ja ci obiecuję- swoje dłonie przeniósł na jej policzki. Objął jej twarz dłońmi i patrzył jej w oczy.
   - Kevin, powiedz, o czym mówisz… ja nic nie rozumiem.
   - Nie musisz wiedzieć- wymamrotał.- Po prostu unikaj go jak możesz.
   - Jak mam go unikać, skoro nie wiem, kto to?
   - Nie odbiraj zastrzeżonych telefonów, jakieś upominki, prezenty, wyrzucaj… Proszę cię, nie rób niczego głupiego- chwile jeszcze na nią patrzył, a następnie odwrócił się i wszedł do mieszkania, zamykając za sobą drzwi.
   Emilia popatrzyła na Danny’ego całkiem zdezorientowana. Mężczyzna podszedł do dzwonka i zaczął nim dzwonić, a następnie pukać w drzwi, ale Kevin im nie otworzył. Zasunął się od środka.
   - Jaki popapraniec- bąknął Danny,  przestając swoich prób dobicia się do Kevina.- Lepiej chodźmy. Po nic tu będziemy stać- złapał ją za dłoń i zaczął ciągnąć schodami w dół.
   - O co mu chodziło?- spytała. Ciągle w głowie siedziały jej słowa mężczyzny „obiecuję, że nic ci się nie stanie”. Co miał na myśli? Co jej groziło? Zaczynała się coraz bardziej bać.
   - Tego nie wiem- wzruszył ramionami, otwierając jej drzwi do samochodu. Zajęła miejsce pasażera.
   Znajomy Danny’ego nie znalazł mężczyzny, który do niej dzwonił. Mieli za mało informacji, a on cudów nie potrafił działać.
   Ruszyli. Emilia nie wiedziała, co ma o tym wszystkim myśleć. Bać się? Zignorować to wszystko? A zachowanie Kevina wszystko pogorszyło. Zachowywał się co najmniej dziwnie. Kobieta nic z tego nie rozumiała. Wiedziała tylko, że musi unikać tych telefonów. Tak powiedział Kevin. Ale jak to miała zrobić? Nie odbierać połączeń numerów zastrzeżonych, to było pewne, ale co dalej? Nie przyjmować prezentów… To akurat mogło być proste. Ale ona po prostu się bała. Groziło jej niebezpieczeństwo? A może nie? Już nic nie wiedziała. Wyjazd do Waszynktonu w pewnym sensie trochę pogorszył sytuację- bardziej się wszystkiego obawiała, a z drugiej strony wiedziała chociaż na czym stoi… Chociaż nie. Nawet tego nie wiedziała. I to doprowadzało ją do istnego szału.


- Dziękuję ci, Danny- powiedziała Emilia, stojąc przy drzwiach do swojej sypialni.
   Bardzo ceniła to, że mężczyzna jej pomógł. Na dodatek pojechał tam z nią, a mógł pójść normalnie do pracy. W jego sytuacji każda suma, jaką mógł zarobić, bardzo się liczyła. Emilia nie zazdrościła mu tego. Ona nigdy w życiu nie miała problemów z pieniędzmy. Niestety Danny takiego szczęścia już nie miał. Do tego dochodziło jego rodzeństwo, które rozsiane było po stanach. Kobieta nie utrzymywała kontaktów z Penny. Z tego co zdołała się dowiedzieć, jej znajoma pomału starała się rozwinąć swoją karierę, jednak nie było to łatwe. Nic nie wiedziała o problemach brata i Danny postanowił, że się nie dowie.
   - Jakbym mogła ci jakoś pomóc, powiedz, a postaram się coś zrobić- uśmiechnęła się lekko.
   - Wiesz...- zawachał się.- Jest pewna sprawa...
   Emilia lekko się zaskoczyła. Nie spodziewała się, że tak od od razu przyjmie jej pomoc. Wyglądało to trochę tak jakby czekał aż Emilia mu to zaproponuje.
   - Victoria ma niedługo urodziny...- chrząknął.- No a ja nie mam pieniędzy, żeby jej coś kupić... Chciałbym prosić, żebyś mi pożyczyła pewną sumę.
   Emilia podniosla brwi do góry. Była niemal pewna, że siostra Danny'ego zrozumiałaby, jeśli nie dałby jej prezentu na urodziny. Jednak nie była sknerą, a pożyczka nie stanowiła dla niej problemu.
   - Jasne. Pożyczę ci. Ile?
   Nie odpowiedział od razu. Chwilę milczał jakby tocząc ze sobą wewnętrzną walkę. Emilia spojrzała na niego wyczekująco.
   - Ile byś mogła- wzruszył ramionami.
   - A masz coś konkretnego na oku?- zaczęła szukać w swojej torebce portfela.- Bo wiesz... Nie wiem, ile ten prezent może wynieść- wyciągnęła szukany obiekt i sprawdziła jego zawartość.
   - Jeszcze się nie rozglądałem, ale coś wybiorę.
   - Masz- podała mu trzy baktnoty studolarowe.- Powinieneś się wyrobić w budżecie, prawda?- przyjął pieniądze.- Jeśli by ci zabrakło, mogę pożyczyć ci coś jeszcze- dodała.
   Miała jednak nadzieję, że Danny nie przekroczy sumy. Nie chciała wydawać pieniędzy jej rodziców. Zresztą uznała, że za trzysta dolarów można kupić coś naprawdę pożądnego dla dziewczyny.
   - Oddam, jak będę miał jak. Dziękuję ci- zgiął banknoty na pół i włożył je do tylniej kieszeni spodni.- Do zobaczenia. Pojadę jeszcze do firmy.
   - Na razie- uśmiechnęła się i odprowadziła mężczyznę wzrokiem.Dopiero wtedy weszła do swojego pokoku, zamykając za sobą drzwi. Niemal od razu usłyszała dźwięk swojej komórki. Wydobyła ją z torebki i sprawdziła dzwoniącego. Jej serce przyśpieszyło swoje obroty, a ręce zaczęły się pocić, kiedy zobaczyła, że dzwoni numer zastrzeżony. Nie odebrała tak jak kazał Kevin. Zamiast tego odrzuciła urządzenie na łóżko i po prostu stała na środku pokoju i na niego patrzyła. Miała wrażenie, że jej serce opóści za chwilę swoje stałe miejsce. Dzwonek umilkł, ale ona nadal patrzyła na komórkę. W dwóch krokach pokonała przestrzeń dzielącą ją od łóżka i zgarnęła telefon. Niemal wypuściła go z dłoni, kiedy wydała z siebie dźwięk. Nie patrząc nawet, kto tym razem dzwonił, odrzuciła połączenie i przeczesała włosy dłońmi. Obiecała sobie, że jak jeszcze raz zadzwoni, wyłączy komórkę. Nie było to konieczne, bo urządzenie milczało. Odetchnęła z ulgą, opadając na pościel. Jej oddech zaczął się normować. Chciała, żeby te telefony się skończyły, jednak nie było to takie łatwe.
      Kiedy zasypiała w objęciach miękkiej pościeli, nie myślała o niczym innym jak o zachowaniu Kevina i zastanawiała się, o czym wiedział i co nie chciał powiedzieć. Na dodatek zaczęło ją męczyć, skąd Bartek wiedział o sekcie? Nie miał z jej byłym narzeczonym styczności, więc bardzo ją to ciekawiło. Nie bała się. Ufała Bartkowi, ale nie wiedziała, dlaczego. Może źle robiła? Ale z drugiej strony Bartek nie miał żadnych powodów, żeby ją okłamywać. Niczego już nie była pewna i jedno co wiedziała to, to że musiała ciągle być na baczności. 
***
   Emilie obudził dzwonek jej komórki. Na wpół obudzona przycisnęła ją do ucha.
   - Halo?- wymamrotała zaspana, przecierając oczy, aby sprawdzić godzinę.
Jednak po drugiej stronie usłyszała sygnał zakończonego połączenia. Niemal w tej samej chwili ktoś zapukał do drzwi jej sypialni. Odłożyła komórkę na szafkę, stojącą obok łóżka, kiedy owa osoba weszła do środka.
   - Emily, jeszcze śpisz?- Sara była bardzo zaskoczona.
  - Już nie- udało jej się dostrzec godzinę. 11.40. Na szczęście była niedziela, więc nie musiała iść do pracy.
   - Wstawaj. Masz gościa- powiedziała przez zęby.
   Emilia wyżej podniosła głowę, operając się na łokciach.
   - Gościa?
   Sara skinęła głową.
   - Kto to?- nikogo się nie spodziewała.
   - Ktoś kogo nigdy byś się tu nie spodziewała. Pośpiesz się- odwróciła się na pięcie i zniknęła za drzwiami.
   Emilia zmarszczyła czoło, wstając z łóżka. Nie miała pojęcia, kt
o mógłby ją odwiedzić bez wcześniejszego telefonu. "Może Olivia? Albo Lucie!" Wpadło jej do głowy. Z prędkością torpedy wpadła do garderoby. Ubrała się w jasne jeansy, a do tego narzuciła na siebie pierwszą bluzkę jaką zobaczyła w zasięgu wzroku. Rozczesała swoje blond włosy szybkimi ruchami szczotki do włosów i umyła zęby. Stojąc przed lustrem, uznała, że wygląda w porządku. Niemal zbiegła po schodach i weszła do salonu, skąd dobiegały ją głosy.
   -Dagmara?


piątek, 6 lutego 2015

Rozdział 22

   Emilia zeszła na parter, gdzie spotkała Danny'ego.
   - Cześć, Em- przywitał ją wesoło, ale bardzo zmęczonym głosem.
   Emilia przyjrzała się mężczyźnie uważniej. Nie tylko z jego głosem było coś nie tak. Wyglądał kiepsko: miał poszarzałą twarz, opadały mu powieki, a włosy sterczały na wszystkie strony.
   - Wszystko w porządku?- spytała, kiedy ruszyli ramię w ramię w stronę salonu.- Jesteś chory?
   - Padnięty jestem i tyle- ledwie to powiedział, porządnie ziewnął.
   Usiedli na kanapie. Danny wziął do ręki pilota i zaczął skakać po kanałach. Czuł się już jak u siebie w domu. Ponownie ziewnął.
   - Przypominasz zombie. Powiesz, co się stało?
   - Nic się nie stało. Po prostu spałem trzy godziny w ciągu dwóch dób- jedną rękę położył na oparciu kanapy tuż za Emilią i oparł głowę.
   - Dlaczego?- zmarszczyła czoło.
   - Zostaję dłużej w pracy, żeby jak najszybciej zarobić pieniądze na spłacenie długu i chodzę na kurs...- przeciągle ziewnął.
   - Jaki kurs?
   - Kamil pomógł mi wpisać się na listę...- podrapał się po głowie.- Nie będę ci tłumaczył, bo to nie ma znaczenia.
   - A może ma. Chcę wiedzieć.
   - Po takim kursie będę mógł otworzyć własną firmę.
   - To fajnie, że masz plany.
   - A ty już wróciłaś z pracy?
   - Pół godziny temu.
   - Kamil dał mi trochę wolnego. Wcale nie chciałem, ale jakoś... tak...- mówił to bezbarwnym głosem, więc Emilia na niego zerknęła. Miał zamknięte oczy. Chciała wstać z kanapy, kiedy złapał ją za nadgarstek.
   - Nie śpię- wymamrotał.
   - Powinieneś pójść się położyć- zaproponowała.
   W odpowiedzi usłyszała pochrapywanie.
   Emilia popatrzyła na niego. Nie chciała mu przeszkadzać, bo chciała, żeby nadrobił trochę nocy. Wiedziała jednak, jak niewygodnie musiało mu być. Miała idealną okazję, żeby się mu przyjrzeć.
   Jego długie rzęsy opadały na policzki, z jego twarzy o męskich rysach zniknęły oznaki przemęczenia. Musiała przyznać, że Danny był przystojny. Spojrzała na jego posturę. Wcześniej nigdy się mu nie przyglądała. Zauważyła, jak umięśniony był. Musiał spędzić na siłowni wiele godzin.
   Kobieta sięgnęła po pilota, żeby wyłączyć telewizor plazmowy, kiedy ręka Danny'ego zsunęła się z oparcia kanapy na plecy Emilii. Przestraszyła się, przez co upuściła pilota. Danny wzdrygnął się i otworzywszy oczy, zerwał się na równe nogi.
   - Co jest?- spytał zdezorientowany.
   -Upadł pilot- Emilia wskazała na przedmiot.
   -Usnąłem?- przytaknęła.- Kurde, ale się popisałem- ciężko opadł na kanapę.
   - Nie trwało to zbyt długo. Powinieneś się położyć- pogłaskała go po głowie, doprowadzając do porządku jego włosy.
   - Nie- pokręcił przecząco głową.- Odechciało mi się spać.
  Zaśmiał się, prostując swoją posturę. Spojrzał poważnie na Emilię, która nie wiedziała, o co chodzi. Przed chwilą się uśmiechał, a nagle spoważniał. Patrzył jej prosto w oczy. Spojrzała na niego pytająco.
    - Mam dość tych gierek.
   - Co? Jakich gierek?- nic nie rozumiała.
   - Gierek. Normalnych- wzruszył ramionami.- Nie jestem jakimś małotaltem, żeby bawić się w jakieś podchody. Ja mówię prosto z mostu.
   - Ale… o co ci chodzi?
   Nie odpowiedział. Zamiast tego wpił się w jej usta z wielką siłą. Na początku zdezorientowana i zszokowana nie wiedziała, o co chodziło. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, co się dzieje. Mimo to, zaskakując samą siebie, nie odepchnęła go.
   - Wow, serio to odwzajemniłaś- uśmiechnął się szeroko. Jego twarz znajdowała się kilka centymetrów od twarzy Emilii.
   - Tak…- sama się zastanawiała, dlaczego tak postąpiła. Odsunęła się od niego.
   - Ostatnio dostałem po twarzy- zaśmiał się.
   Emilia także zachichotała.
   - Masz racje, ale nie bój się, tym razem cię nie pobiję- zapewniła.
   - Mam nadzieję- uśmiechnął się niepewnie.
   Między nimi zapadła krępująca cisza. Oboje nie wiedzieli, co powiedzieć.
   W głowie Emilii tłumiło sięm tysiące myśli. Nie wiedziała, co ma o wszystkim myśleć. Nawet nie mogła się zdecydować, czego ona chce…  Denerwował ją taki stan rzeczy, ale nic nie mogła na to poradzić, chociaż bardzo chciała.
   A Danny? Powiedział, że ma dość gierek, podchodów, a zamiast powiedziec cokolwiek, po prostu milczał. Trochę to zirytowało Emilię, ale nic mu nie powiedziała. Zamiast tego wstała i ruszyła w stronę schodów. Była zła też na siebie. Odwzajemniła jego pocałunek!
   Po chwili poczuła czyjąś dłoń, oplatającą jej nadgarstek.
   - Jesteś zła?- spytał Danny, chociaż Emilia nawet nie odwróciła się w jego stronę.
   - Nie- skłamała. Pokręciła przecząco głową, przenosząc na niego wzrok.- Po prostu nie wiem, co mam o tym wszystkim sądzić- wzruszyła lekko ramionami.
   - A czy to nie jest jasne?- podniósł jedną brew do góry. Kobieta pokręciła głową.- Cholera- puścił jej nadgarstek i przeczesał włosy palcami.- Strasznie mnie kręcisz.
   Oczy Emilii podwoiły swoje rozmiary. Nie wiedziała, co powiedzieć. Zamaist zrobić cokolwiek, po prostu stała i tępo wpatrywała się w mężczyznę przed nią. Nie do końca wierzyła, że dobrze usłyszała. Niby powinna domyśleć się już po pocałunku, ale jakoś nie docierała ta informacja do niej.
   - Nic nie powiesz?
   - J… ja…- zaczęła się jąkać, co nie było w jej stylu.- Po prostu jestem w… w szoku.
   - Nie powinnaś się dziwić. Jesteś piękną kobietą.
   Spuściła wzrok na swoje stopy.
   - Nie wiem, co mam ci powiedzieć, bo…
   - Tak, wiem. Ty nic takiego nie czujesz i traktujesz mnie jak pracownika swojego ojca- przewrócił oczami.
   - Lubię cię, nawet bardzo, ale…- nie wiedziała, jak obrać w słowa swoje uczucia. Darzyła Danny’ego uczuciem dość dziwnym. Z jednej strony postrzegała go jako mężczyznę, a z drugiej nie potrafiła się przełamać. Może się bała kolejnego związku? Nie była pewna.
   - Dobrze. Nie tłumacz się. Rozumiem- podszedł do niej bliżesz tak, że niemal stykali się klatkami piersiowymy.- Ale zapamiętaj jedno- patrzył prosto w jej niebieskie oczy.- Ja nie zamierzam spocząć, a tym bardziej się poddać.
  Powiedział to, ominął ją i zniknął za drzwiami, a Emilia w dalszym ciągu stała na swoim miejscu. Poczuła się dość dziwnie. Danny powiedział to tak… jakby to była jakaś groźba, ale z drugiej strony mógł być tego nieświadomy. Kobieta wypuściłą głośno powietrze i poszła do swojej sypialni, gdzie od razu rzuciłą się na swoje łóżko, zatapiając głowę w pościeli. Chciała być kochana, założyć rodzinę, a kiedy już pojawia się ktoś kto mógłby jej to dać, ona nie potrafiła odwzajemnić jego uczucia. Jeżeli oczywiście było szczere. Ale, jak to mówią, serce nie sługa, o czym się przekonała. Nie chciała nigdy nikogo w żaden  sposób skrzywdzić. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego jest taka dobra. Nie powinna patrzeć na wszystkich dookoła tylko zająć się wreszcie sobą. 
   Podniosła się z łóżka i zajrzała pod nie. Paczka od tajemniczego nadawcy nadal tam była. Wyciągnęła ją, ale nie zajrzała do środka. Po porstu podeszła do okna i otworzyła je na całą szerokość, wpuszczając do pomieszczenia powiew zimnego powietrza i zamachnęła się z całej siły. Wyrzuciła paczkę, która wylądowała na chodniku przed willą, ale nie przejęła się tym. Po prostu chciała się tego pozbyć i uznać cały telefon i prezen za jakiś głupi żart, a nawet sen. Niestety nie było jej to dane, bo pare sekund później zadzwoniła jej komórka. Przycisneła ją do ucha, ale nie zdążyła nic powiedzieć, bo osoba po drugiej stronie zbarała głos.
   - Nie łądnie tak wyrzucać prezent.
   Zamarła. Wiedział, co zrobiła, więc rzeczywiście ją obserwował. Wyjrzała przez okno i rozejrzała się dookoła, ale nie dostrzegł niczego dziwnego. Ulicą jechało wiele samochodów, chodnikiem szło dużo ludzi, w których połowa rozmawiała przez komórki. Zamknęła okno i podeszła do swojej toaletki.
   - Czego ode mnie chcesz?- spytała zezłoszczona.
   Usłyszała chichot.
   - Czego chcę? Wielu rzeczy, kotek- przeszły ją zimne ciarki.
   - Dość tych żartów! Kim ty jesteś?!
   - Hmm.. Powiem tak: muszę bardzo podziękować Kevinowi, że dzięki niemu zwróciłem na ciebie uwagę.
   Emilia patrzyła na ścianę naprzeciwko niej, nie mrugając. Z tym wszystkim jest związany Kevin? Myślała. I wtedy przypomniała sobie słowa Bartka. Kevin ma styczność z sektą. Ale w jaki sposób? Czy to ktoś od nich właśnie do niej dzwonił? W jej głowie tłumiło się tysiąc myśli.
   - Co ma z tym wspólnego Kevin?- spytała drżącym głosem.
   - Wiele więcej niż możesz sobie pomyśleć- głos się zaśmiał.
   Emilia zerknęła na wyświetlacz i przeklęła pod nosem. Numer był zastrzeżony. Spowrotem przycisnęła urządzenie do ucha, ale nic nie powiedziała. Pamiętała słowa byłego narzeczonego, kiedy spotkała go ostatnio. Zapewnił ją, że nie pozwoli jej skrzywdzić. Ale co to znowu mogło oznaczać?
   - Najlepiej byłoby gdybyś po prostu powiedział, o co ci chodzi- odezwała się wreszcie.
   - Jeszcze nie jest na to odpowiedni czas- przewróciła oczami, rozłączając się.
   Miała już dość wszystkiego. Tych telefonów, zachowania Danny’ego. Normalnie wszystkiego. Chciała jedynie położyć się w łóżku i zapomnieć o wszystkim. O wszystkich sprawach. Wiedziała, że musiała dać radę, wszystko rozwiązać, poukładać swoje życie, ale nie wiedziała nawet jak. I to było według niej najgorsze. Ta niewiedza. Chciała wszystko mieć za sobą, spokojnie żyć, a nawet nic nie robiąc, coś się działo. Bo przecież nie kiwnęła palcem, żeby ktoś do niej dzwonił, żeby dostawała tajemnicze prezenty. Nie rozumiała swojego „szczęścia”.
   Musiała coś zrobić. Wiedziała to aż za doskonale. Musiała być w końcu szczęśliwa.  Albo przynajmniej spróbować.
   Szybkim krokiem ruszyła w kierunku drzwi. Z rozmachem otworzyła je i wyszła na korytarz. Nie zwalniając kroku, stanęła przed odpowiednimi drzwiami. Zapukała w drewnianą powłokę i chwile odczekała, a kiedy usłyszała donośne „Proszę”, nacisnęła klamkę i pchnęła drzwi. Zrobiła krok do przeodu tak, aby stanąć w sypialni. Dopiero wtedy podniosła głowę na twarz Danny’ego.
   - Chcę porozmawiać.
   Chwilę na nią jedynie patrzył.
   - O czym?- założył ręce na klatce piersiowej.
   - O tym co dzisiaj się stało- odpowiedziała szybko. Nie mogła się wycofać. Musiała spróbować.
   - Usiądź, jeśli chcesz- wskazał kanapę, stojącą przy oknie.
   Skinęła głową i zajęła wskazane miejsce. Mężczyzna usiadł obok niej, patrząc wyczekująco. Emilia chrząknęła.
   - Więc podobam ci się, tak?- spytała, jakby chcąc się upewnić.
   - No…- patrzył na nią spod przymrużonych powiek.
   - Może to jest pochopna decyzja, ale po prostu…- nie mogła znaleźć odpowiednich słów.- Jeśli chcesz, możemy spróbować.
   Szok na twarzy Danny’ego był jednoznaczny. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Na dodatek w tak szybkim czasie. Był już bardziej przygotowany na ciągłe staranie się..
   - Ale nie oczekuj ode mnie zbyt wiele- kontynuowała Emilia.- Po prostu… Nie chcę przegapić żadnej szansy i…- plątała się we własnych słowach. W końcu nawet nie wiedziała, czy dobrze postępuje, ale musiała spróbować. Powtarzała to ciągle w głowie.
   - Więc.. rozumiem, że nic nie czujesz, ale nie chcesz przegapić szansy, więc wbrew swoim uczuciom, chcesz być ze mną?- podniósł jedną brew do góry.
   Emilia zmarszczyła czoło.
   - Kiedy tak to mówisz, brzmi to okropnie.
   - Takie jest- wzruszył ramionami.- Emily, ja nie chcę tu jakieś dziecinady, nie rozumiesz? Nie chcę cię do niczego zmuszać…
   - Powiedziałeś, że się nie poddasz…
   - Tak- przerwał jej.- Ale nic na siłę.
   Emilia zamyśliła się. Nie wiedziała, czy dobrze postąpiła. Przeklnęła w duchu. Zamiast cokolwiek naprawić, jeszcze bardziej wszystko zaczęła plątać. Pomyślała, że chyba nie potrafi normalnie żyć. Zawsze musiała coś zrobić, żeby pogorszyć całą sytuację.
   - Przepraszam- bąknęła.- Zachowałam się jak kretynka. Chcę tylko w końcu zrobić coś dobrze, ale boję się… boję się, że coś przegapię i później będzie za późno- mówiła bardzo szybko.- Że stracę jakąś szansę… Chyba zaczynam wariować- westchnęła. Chciało jej się płakać, ale nie mogła jeszcze bardziej się ośmieszyć.
   - Emily, jeśli chcesz, powiedz co się dzieje… Widzę,że coś jest nie tak- Danny zacięcie na nią patrzył.
   - Nie- pokręciła zamaszyście głową.- Nie chcę moimi problemami obarczać jeszcze ciebie. Masz własne… A właśnie. U ciebie coś się zmieniło?- chciała jak najszybciej zmienić temat.
   - Emily, to działa w obie strony. Ja mówię i ty mówisz- nie udało jej się.
   - Ale co mam ci powiedzieć?- wyrzuciła ręce w powietrze.- Że nie wiem co zrobić ze swoim życiem? Że chcę normalnie zacząć żyć, a ciągle się coś dzieje?!- w jej oczach pojawiły się nieproszone łzy.
   -  Co się dzieje?
   - Nawet ja tego nie wiem- po jej policzku popłynęła pierwsza łza.- Cholera, nawet nie wiem, co się dzieje!
   - Mogę ci jakoś pomóc?- był widocznie zmartwiony.- W jakikolwiek sposób..
   - Nie sądzę- pokręciła głową.- Nikt mi nie może pomóc, bo jak?- nagle wpadła na pomysł.- Chociaż mógłbyś.
   - Naprawdę?- przygryzł dolną wargę.- W taki razie, jak?- potarł swoje dłonie jedną o drugą, opierając się na łokciach o kolana, jakby przygotowywał się do jakiejś tajnej misji.
   - Masz może jakieś znajomości, czy coś, żeby znaleźć pewną osobę? A może i nawet dwie.
   Danny chwilę się zastanowił.
   - No… dałoby się załatwić. A o kogo konkretnie ci chodzi?
   - Kevin Collins i jakiś nieznajomy, który do mnie dzwoni- powiedziała od razu i czekała na werdykt.
----------------------
Cześć wszystkim!
 Rozdział poprawiany chyba tysiąc razy a i tak jest jaki jest… No niestety.. Musiałam dodać.

A teraz taka mała informacja. Gdybym była zła to bym tego nie napisała, ale ja jestem dobra więc pisze ;) xD Ostatnio napisałam całe rozwiązanie wątku Jenifer! A więc teraz tylko kwestia tego, czy według was jestem bardzo do przodu czy nie ;) No ale pisząc to mam na myśli, że wielkimi krokami zbliża się ten tak bardzo upragniony przez was moment ;) Nie wiem czy się cieszyć, czy wręcz przeciwnie..
A więc czekajcie cierpliwie ;)
Pozdrawiam!