piątek, 28 listopada 2014

Rozdział 13

   „On tam mieszka? Ale jak to?” Emilia pytała samą siebie. To znaczyło, że…
   - O! Emily- drzwi wejściowe się otworzyły i jej oczom ukazała się Penny.
   Ubrana była w limonkową sukienkę na ramiączkach, która była rozkloszowana w biodrach, a jej bardzo długie, proste jak druty, czarne włosy spływały po jej ramionach.
   - Cześć, Penny- przywitała się. Nadal była w lekkim szoku.
   - Widzę, że się już poznaliście- uśmiechała się od ucha do ucha.- Lub nie. Mniejsza. A więc, Emily, to mój brat Danny- zatrzymała na nim swój wzrok dłużej.
   - My się już znamy- powiedział mężczyzna. Stał pewny siebie z rękami włożonymi w kieszenie spodni.
   Emilia nie mogła uwierzyć. Znała się z Penny od co najmniej pięciu lat, a teraz dowiaduje się, że jej bratem jest pracownik jej ojca, który tak bardzo ją irytował? Co prawda, w jej domu była tylko raz i mogła akurat wtedy nie spotkać Dannego, ale przecież niemożliwe, żeby świat był aż tak mały. A jednak.
   - Znacie się?- była zaskoczona. Emilia przytaknęła.- A można wiedzieć, skąd?
   - On pracuje w firmie mojego taty- odpowiedziała.
   Danny przechylił głowę w bok i przyglądał się Emilii, a ona miała ochotę dać mu siarczystego liścia. Strasznie ją irytował ten mężczyzna.
   - Ale ten świat jest mały- Penny klasnęła w dłonie.- Wchodźcie już do środka.
  Weszli. Emilia stanęła jak wryta, kiedy zobaczyła wnętrze. Cały dom zamieniony był w jeden wielki klub nocny! Grała klubowa muzyka, stały długie stoły z różnymi przekąskami i napojami, a dalej były dwie lodówki z zimnymi płynami. Po całym wielkich rozmiarów salonie „latały” dyskotekowe światła w kolorach czerwieni, żółci, zieleni i bieli. Ludzie tańczyli, ocierając się o siebie nawzajem, skakali lub popijali drinki.
   Penny została zatrzymana przez grupkę jakichś ludzi, więc Emilia sama ruszyła w głąb domu.
   - Niesamowite- powiedziała na głos.
   - No cóż. Z moim rodzeństwem nie da się inaczej- Danny pojawił się tuż przy jej boku. Od razu odsunęła się od niego o krok.- Mam dwie siostry i brata. Jedną z nich już znasz. Ta szalona to Victoria. Stoi tam- wskazał palcem na dziewczynę, stojącą przed imponującym stosem płyt kompaktowych.
   Ubrana była w wyszywany cekinami top bez rękawów i skórzane spodnie. Wyglądała niesamowicie w kolorach świateł dyskotekowych.
   - Cześć! Victoria- dziewczyna, podchodząc, wyciągnęła swoją chudą dłoń. Uśmiechała się szeroko.
   - Cześć. Emily- uścisnęła jej dłoń. Dziewczyna wyglądała na o wiele młodszą niż Emilia. Mogła mieć jakieś dwadzieścia lat.
   W zasięgu wzroku Emily, pojawiła się Penny. Chciała jak najszybciej odejść od Danny’ego.
   W tej samej chwili rozległ się donośny dzwonek. Victoria poszła otworzyć. Emilia od razu ruszyła w kierunku swojej koleżanki. „Oby tylko jak najdalej od Danny’ego” myślała.
   - Świetnie wszystko urządziłyście- powiedziała do niej.
   - To wszystko moja siostra. To ona  wszystko nakręca. Ma niezły charakterek- przewróciła oczami.
   - Możliwe. Nie znam jej zbyt dobrze.
   - To pewnie ją poznasz. Chociaż nie wiem czy dzisiaj, bo jest dość dużo jej gości i może nie mieć czasu uczepić się właśnie ciebie, ale inaczej nie dałaby ci spokoju.
   - Nie wiem czy mam się cieszyć, czy przeciwnie- zaśmiała się.
   Razem z Penny Emilia poszła potańczyć. Imprezę można było spokojnie uznać za udaną. Muzyka porywała do tańca i wszyscy znakomicie się bawili. Dom wypełniony był gośćmi, ale wcale nie było tłoczno. Na całe szczęście, dla Emilii,  kobieta mało kiedy choćby widziała Danny’ego. Kilka razy przeszedł jej przed oczami. Raz widziała go jak pił piwo z grupką znajomych. Świetnie się bawili. Ciągle się z czegoś śmiali i przedrzeźniali.
   Po jakimś czasie ciągłego tańczenia, Emilia stanęła na uboczu, popijając drinka.
   - Fajnie, co nie?- spytał Danny, podchodząc do niej. Przewróciła oczami, ale nie  było to widoczne w ciemnościach pomieszczenia, gdzie świeciły jedynie światła dyskotekowe.
   - Jest fajnie- odpowiedziała.- Nie wiedziałam, że mieszkasz tutaj razem z Penny.
   - Rodzice nam zostawili ten dom. Mój brat, Oscar, wyjechał z miasta i zostaliśmy tylko my. Penny i Victoria- albo Emilii się wydawało, albo Danny był pijany. Język mu się plątał i musiała bardzo uważnie wsłuchiwać się w jego słowa, żeby go zrozumieć.
   - Ile ona właściwie ma lat?- spytała z czystej ciekawości.
   - Osiemnaście, ale lubi udawać, że ma dwadzieścia trzy- zaśmiał się i zachwiał się z niewiadomych przyczyn. Tak, był pijany.
   - Jest urocza- skomentowała, patrząc na Victorię, która szalała na parkiecie ze swoimi znajomymi. Kiedy zauważyła na sobie wzrok Emilii, pomachała jej nad głowami gości.
   - Ma się rozumieć- stanął naprzeciwko Emilii.
   Patrzył na nią bardzo uważnie. Ściągnęła brwi, nie rozumiejąc, o co mu chodzi. Wyglądał jakby podejmował pewną decyzję. Kobieta w końcu zrozumiała, o co chodzi.
   -N…- zaczęła, ale było już za późno.
   Poczuła wargi Danny’ego na swoich. Całował ją mocno, trzymając ją ręką za szyję, aby mu się nie wyrwała. Emilia okładała go pięściami z całej siły, ale jemu zdawało się to nie przeszkadzać. Nie odwzajemniała pocałunku. Wiedziała, że był pijany, ale to był szczyt wszystkiego. Emilia chwyciła go za policzki i z całej siły odepchnęła. Nareszcie jej się udało. Danny odsunął się od niej i spojrzał jej w oczy.
   - Ty chamie jeden!- krzyknęła na całe gardło. Dopiero wtedy goście zwrócili na nich uwagę. Zamachnęła się i wkładając w to całą swoją siłę, uderzyła go w twarz.
   Tłum ludzi zabuczał. Dla nich było to niezłe przedstawienie, ale ona nie zwracała na nich uwagi. Była za bardzo zbulwersowana. Czuła jak jej ciało płonie z wściekłości.
   - Emily- wybąkał, zaskoczony uderzeniem. Chciał ją złapać za dłoń, ale mu to uniemożliwiła.
   - Łapy przy sobie! Wracam do domu!
   - Odwiozę cię- powiedział spokojnie.
   Emilia prychnęła.
   - W takim stanie?
   - Nie. My też mamy szofera…
   - Dzięki. Wolę pójść pieszo!- zaczęła szukać komórki w torebce, aby zadzwonić po Brandona.
   - Zapomniałaś komórki, prawda?- zgadł.
   - Super!- wydarła się. Nie zwracała najmniejszej uwagi na gości, którzy z zainteresowaniem na nich patrzyli. Zaczęła szukać w tłumie Penny lub chociaż Victorii, ale jak na złość nigdzie ich nie było.- Zajebiście! Odwieź mnie! Proszę bardzo! Mam tylko nadzieję, że ojciec zwolni cię z pracy przy najbliższej okazji, ty podły, obleśny, dupku!
   Danny wywrócił oczami. Zaprowadził Emilię do samochodu. Szła bardzo nerwowo, chcąc być jak najdalej od mężczyzny.
   Sama sobie otworzyła drzwi pojazdu.
   - Ty- pokazała na niego palcem- nigdzie nie jedziesz. Twój szofer mnie odwiezie.
   - Daj spokój. Nie zjem cię.
   - Nienawidzę cię, Holland!- krzyknęła mu w twarz.
   - To dobrze- uśmiechnął się.- Zawsze to jakieś gorące uczucie- puścił jej oczko.
   Emilia myślała, że zaraz straci nad sobą kontrolę. Miała w tamtej chwili ochotę zadusić go za pomocą własnych dłoni.
   - Uczucie?! Ja ci dam uczucie, kiedy tylko porozmawiam z ojcem!
   - Przestań- powiedział z uśmiechem.
   Wyglądał jakby w ogóle nie przejmował się jej słowami. Emilia nie wiedziała, czy zachowywał się tak, bo był pijany, czy po prostu nie miał skrupułów.
   Cała drogę spędzili w ciszy. Emilia nerwowo stukała paznokciami w podłokietnik. Była wściekła, a Danny najwyraźniej był z siebie zadowolony.
   - Żegnam- rzuciła, wysiadając z auta.
   Usłyszała jednak, jak silnik gaśnie. Danny szybko ją dogonił.
   - Przyznaj się, że ci się podobało- mrugnął do niej okiem.
   - Twoje niedoczekanie!- koło nich pojawiło się kilku paparazzich, którzy zaczęli robić im zdjęcia. Emilia przeklęła pod nosem, zasłaniając się torebką. Tylko czekali na jakiś skandal w ich rodzinie.
   Jak najszybciej wbiegła na schody. Już miała otwierać drzwi, kiedy Danny złapał ją za rękę.
   - Zostaw mnie!- wydarła się.-Jeszcze ci mało?!- reporterzy nie przestawali robić im zdjęć.- Masz się do mnie nie zbliżać, zrozumiano?!
   - Dobra- uniósł ręce na znak poddania się.
   Emilia z hukiem zamknęła za sobą drzwi do domu. W holu pojawiła się Sara. Była już w szlafroku.
   - Nie chcę jutro żadnych gazet, czy choćby słowa na temat dzisiejszego wieczoru!- powiedziała ze złością, omijając matkę, która stała jak sparaliżowana. Pomyślała, że jej córkę musiało coś naprawdę zezłościć, bo nigdy taka  nie jest.
   Emilia zaczęła ze złością wchodzić po schodach. Miała ochotę coś rozwalić. Jak on śmiał?!  Kiedy weszła na górę, spotkała w korytarzu Kamila.
   - Jak tam było na imprezie?- spytał niczego nieświadomy. Był dobrze poinformowany. Zawsze wiedział, co dzieje się w domu, a nigdy prawie w nim nie przebywał.
   - Beznadziejnie! Uderzyłam Danny’ego!- krzyknęła. Stanęła przed ojcem. Była tak zła, że pierwszy raz miała ochotę kogoś pobić. A najbardziej Danny’ego.
   - Danny’ego? A więc on tam był?- Emilia przytaknęła.- Ach, tak? A czym ci się naraził?- mówił dość spokojnie, co jeszcze bardziej rozzłościło Emilię.
   - Pocałował mnie!- pożaliła się.
   - Co?- nie mógł uwierzyć.- Czyżby się w tobie zakochał- zakołysał brwiami.
   - Gówno mnie obchodzi czy się zakochał, czy nie! Nie chce go znać!
   - Było aż tak źle?- spytał widocznie rozbawiony Kamil.
   - Tato, zwolnij go.
   - Córciu, nie mogę go zwolnić dlatego, że cię pocałował. Trzeba oddzielać sprawy osobiste od zawodowych.
   - Świetnie! Więc wyjadę na zawsze do Polski, żeby go nigdy w życiu nie spotkać!
   - Nie żartuj sobie. Uspokój się.
   - Jak ma się uspokoić?! On mnie POCAŁOWAŁ, tato! Wiesz co to słowo oznacza?!
   - Naprawdę było aż tak źle?- Kamil się zaśmiał. Dla niego zachowanie córki było mocno przesadzone.
   - Tato! Ja go nawet nie znam! Co więcej, nienawidzę go.
   - Jak możesz go nienawidzić, skoro go nie znasz?- zauważył. Chciało mu się śmiać w głos, ale powstrzymywał się, żeby jeszcze bardziej nie rozzłościć Emilii.
   - Ugh! Idę do siebie- z impetem otworzyła drzwi do swojej sypialni, a następnie tak samo je zamknęła. Rzuciła się na łóżko i zaczęła wyżywać się na poduszce. Musiała coś zrobić ze swoją złością, inaczej rozerwałoby ją to na strzępy.
   Nie mogła uwierzyć, że on to naprawdę zrobił.

--------------------------------
Rozdział taki króciutki. Jakoś tak wyszło. Następny będzie dłuższy, obiecuję ;) W ogóle te rozdziały, które piszę teraz wychodzą bardzo długie, porównując z tymi,
Dziękuję bardzo za szczerość pod ostatnim rozdziałem. Dobrze wiedzieć, co poprawić. Będę się bardzo starała to robić.

Tak sobie ostatnio myślałam i postanowiłam, że muszę gdzieś jakoś wsadzić Bartka xD Dość dawno już był, a ma tu co najmniej dwie fanki xD
Więc już piszę, że niedługo się pojawi! Nie wiem jak i gdzie, ale się pojawi! :D 
Pozdrawiam serdecznie!:*

piątek, 21 listopada 2014

Rozdział 12

   Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, ale to Emilia pierwsza odwróciła wzrok. 
   - Mamo, jesteś gotowa?- spytał Kevin, przenosząc wzrok na swoją matkę. Emilię przeszły ciarki, kiedy usłyszała jego głos.
   - Miałeś przyjechać za godzinę- stwierdziła kobieta, zerkając na zegarek.
   - Tak, ale plany się zmieniły- bąknął. 
   Mówił tak chłodno… Emilia nigdy go takiego nie widziała. Zmienił się. Nawet bardzo. Na dodatek wcale nie na lepsze. Wygląd jako pierwszy rzucił się jej w oczy. Ściął włosy. Wcześniej jego czupryna była wiecznie potargana, a włosy o wiele dłuższe. Teraz ścięty był na krótko, a na jego twarzy widniał zarost. Ubrany był cały na czarno. Czarne spodnie, koszulka i bluza. 
   - Możemy… możemy porozmawiać?- spytała Emilia kierując swoje słowa do Kevin'a. Chciała z nim wyjaśnić wszystko twarzą w twarz i mieć na zawsze spokój. 
   Na chwilę na nią spojrzał.
   - Nie- odpowiedział krótko i dwrócił wzrok.- Nie mamy już o czym rozmawiać- dodał.
   - Nie mamy?- Emilia nie mogła uwierzyć. Siedem lat wspólnego życia, a teraz… to.- Według ciebie jest wszystko OK.?
   - Tak- wciąż na nią nie patrzył. Wzrok wbity miał w ścianę. 
   - Nie! Nic nie jest dobrze- wstała.- Jak ty się w ogóle zachowujesz? Nie poznaję cię.
   - A co?! Mam ci paść w ramiona?!- krzyknął nagle, strącając ręką wazon z kwiatami, który roztrzaskał się na podłodze na małe kawałeczki. Woda rozlała się po panelach, a płatki kwiatów się w niej zamoczyły.
   Elisabeth i Sara podskoczyły na swoich miejscach, a Emilia stała jak sparaliżowana. Jednego była pewna: facet stojący przed nią, nie był tym, którego wcześniej kochała.
   - Kevin, na litość …- zaczęła Elisabeth, wstając. Nie dane jej było dokończyć.
   - Nie musisz padać mi w ramiona, tylko ze mną porozmawiaj! To tak dużo?!- Emilia także podniosła głos.
   - Do jasnej cholery, Emily- zacisnął dłonie w pięści jakby starał się uspokoić.- Po prostu daj spokój. 
   Emilia szerzej otworzyła oczy. Nie mogła uwierzyć. To jak Kevin na nią patrzył w pewnym sensie ją przerażało. Jego wzrok był ciemny i taki przerażający. 
   - Wiesz co? Dobra. Nie chcesz nic wyjaśniać, normalnie porozmawiać, to nie- poddała się. Po prostu się poddała. Nie miała już siły.- Jeśli wolisz, żeby między nami było tak jak teraz, dobra- poczuła łzy pod powiekami, ale za wszelką cenę  nie chciała pozwolić im wypłynąć na powierzchnię.- Tylko, do cholery jasnej, nie pokazuj mi się już więcej nigdy w życiu na oczy, bo nie mam zamiaru być tak traktowana przez kogoś, kogo kochałam, bo nawet nie wiesz, jak to cholernie boli!- krzyknęła i trącając Kevina  w ramię, wybiegła z salonu. Kiedy wbiegła po schodach na piętro, a następnie wpadła do swojego pokoju, po jej policzkach spływały słone krople wielkości grochu. 
   Czuła wewnętrzny ból, patrząc na takiego Kevina. Nie mogła uwierzyć, że kiedyś go tak bardzo kochała i była gotowa zrobić dla niego wszystko. Nie poznawała go. Zmienił się nie do poznania i czuła, że to nie jest ten sam facet. Jej wewnętrzna intuicja podpowiadała jej, że z nim jest coś nie tak, jak powinno być. 
   I chociaż nie powinno ją to obchodzić, bała się, że Kevin w coś się wpakował. W coś złego.
***
   Rano, kiedy Emilia jadła śniadanie, zadzwoniła jej komórka. Była to Corey. Kobieta spytała, czy Emilia nie mogłaby do nich przyjść i pomóc jej wypisywać zaproszenia.
   -Zaproszenia? Jakie zaproszenia?- spytała, marszcząc czoło.
   - Wychodzę za mąż- usłyszała.
   - Za Jake’a?!- pisnęła. Kobieta po drugiej stronie przytaknęła.- Jak ja się cieszę! Naprawdę- z wrażenia wstała.
   - Ja też- w jej głosie słychać było podekscytowanie.- Więc przyjdziesz? Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jaką dużą mam rodzinę. 
   - Oczywiście, że przyjdę. Zaraz będę.
   Rozłączyła się i w mgnieniu oka pobiegła do swojego pokoju. Bardzo cieszyła się, że Jake i Corey nareszcie postanowili się pobrać. Byli idealną parą według wszystkich.
   W swoim pokoju przebrała się i chodząc po schodach, minęła się z Sarą.
   - Można wiedzieć, gdzie się wybierasz?- spytała jej matka, przystając u szczytu schodów. Emilia właśnie schodziła z ostatniego schodka.
   - Idę do Corey- wzruszyła ramionami. Spojrzała na swoją matkę, dlatego zadarła głowę do góry.
   - Ładnie wyglądasz- powiedziała, lustrując córkę od góry do dołu. Ona sama miała na sobie szarą spódnicę za kolano i białą bluzkę z krótkim rękawkiem, a na jej głowie widniał kok, czyli tak jak zazwyczaj. 
   - Dziękuję, mamo- Emilia przystąpiła z nogi na nogę. 
   - Długo cię nie będzie?- spytała, jeżdżąc palcem wskazującym po balustradzie schodów.
   - Nie wiem. Mam pomóc wypisywać Corey zaproszenia na ich ślub.
   - Wychodzi za mąż?- zaciekawiła się. 
   -Tak. Dzisiaj się dowiedziałam.
   - Dobrze, więc idź- westchnęła.
   Emilia już miała się odwrócić i wyjść, ale w ostatniej chwili zmieniła swoje zamiary.
   - Mamo, ty też powinnaś gdzieś wyjść.
   Sara zaśmiała się cicho. No cóż. To było lepsze od jej obojętnego wzroku. 
   - Emily, ja się już nie nadaję do wyjść.
   - A kto tak powiedział? Ty? Sama sobie to wmawiasz- stwierdziła.
   - Emily, nie mam znajomych.
   - A dlaczego? Bo sama ich od siebie odpychałaś, bo myślałaś, że nie jesteś nic warta. A to wcale nie jest prawdą, o czym powinnaś doskonale wiedzieć. 
    - Idź już do tej Corey- ponagliła. 
   Emilia westchnęła i odwróciła się na pięcie, ale nie ruszyła się z miejsca. Uśmiechnęła się sama do siebie i wbiegła po schodach do swojej matki, przeskakując co drugi schodek. Pocałowała ją w policzek.
   - Kocham cię, mamo- powiedziała i uśmiechnęła się do niej szeroko. 
   Zaskoczenie na twarzy Sary było widoczne. Nie spodziewała się tego w najmniejszym stopniu. No cóż… Emilia nie za często jej to mówiła.
   Uśmiechnęła się do córki.
   - Też cię kocham.
   Emilia pomału zeszła po schodach w dół. Kiedy stała już na samym dole, zerknęła przez ramię. Sara wciąż stała na swoim miejscu. Pomachała jej na pożegnanie i wyszła. 
   Przed willą stał już jej nowy samochód. Brandon musiał go tam postawić, jakby wiedząc, że Emilia gdzieś będzie chciała wyjść. Ale nie było to nowością. Zawsze gdzieś wychodziła. 
   Wsiadła do pojazdu i włączyła się do ruchu. Nie mogła uwierzyć, że ma nowy samochód. Jechała bardzo ostrożnie. Musiała się do niego przyzwyczaić, żeby prowadzić tak jak wcześniej. 
   Kwadrans później była już pod drzwiami mieszkania jej przyjaciół. Zadzwoniła dzwonkiem. Drzwi otworzył jej Jake. 
   - Cześć- przywitał się i przytulił ją.
   - Cześć. Ja do Corey- uśmiechnęła się.
   - Jasne, jasne. Wejdź- odsunął się, a ona przestąpiła przez próg. 
   Wskazał jej drzwi, w których w tej samej chwili pojawiła się brunetka.
   - Emily!- zawołała szczęśliwa- Cześć.
   - Cześć.
   Jake wyjrzał przez okno.
   - Steve już przyjechał- zakomunikował swojej narzeczonej.- Będę wieczorem. Już tęsknię. 
   Przyciągnął ją do siebie i pocałował na pożegnanie. Emilia im zazdrościła. Mięli siebie, a ona nie miała nikogo takiego. Co prawda, było tak od niedawna, ale tęskniła za tym wszystkim. W oczach jej przyjaciół było widać, jak bardzo się kochają. 
   Kiedy Jake wyszedł, zarumieniona Corey odwróciła się do Emilii.
   - Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem ci wdzięczna, że przyjechałaś- powiedziała szczerze.- Naprawdę, dziękuję ci z całego serca. Gdyby nie ty goście nie rozczytaliby się z pisma Jake’a, a  mi musieliby amputować nadgarstek- weszły do jadalni, gdzie stał ogromny stół, a na nim stert kopert. 
   Corey spojrzała na Emilię przepraszająco.
   - Nie wiedziałam, że macie tylu znajomych i tak liczną rodzinę- przyznała Emilia.- Będzie to bardzo duże wesele.
   - Mam dużo kuzynów i wszystkich muszę zaprosić.  I wyobraź sobie, że będę musiała to wszystko wysłać. Nieźle mnie to będzie kosztowało. Pewnie chcesz się wycofać, co?
   - No coś ty- prychnęła.- Dawaj te koperty. Zabieramy się do roboty- klasnęła w dłonie i  usiadła na jednym z krzeseł.
   Corey także zajęła jedno z nich i rozdzieliła koperty na pół. Pomiędzy nimi położyła kartkę z imionami, nazwiskami i adresami wszystkich gości. Zabrały się do pracy. Przez kilka minut słychać było tylko długopisy, jeżdżące po papierze. 
   - Czy coś jest nie tak?- spytała cicho Corey.- Wyglądasz, jakby… jakbyś się czymś zadręczała.
   - Aż tak to widać?- uśmiechnęła się kwaśno.
   - Nie aż tak. Tak tylko pytam. Jeśli nie chcesz nie musisz mówić- zapewniła.- Ale myślę, że by ci to pomogło.
   Tego Emilii było trzeba. Marzyła, żeby się po prostu komuś wygadać. Lucie nie miała czasu, z czego przykro było Emilii, ale rozumiała ją, Olivia… z nią mało kiedy się komunikowała. Nawet nie wiedziała, dlaczego. Po prostu jakoś tak każdy dzień uciekał im między palcami.
   - Masz rację- przyznała Emilia.- Mam kilka zmartwień.
   - Jeśli chcesz, to mów.
   - Chodzi o Kevina.. głównie…
   - O, nie- Corey przerwała Emilii.- Miałaś o nim zapomnieć, pamiętasz?
   - Tak, ale on wczoraj u nas był. Bardzo się zmienił. Nie poznałam go. Był taki… oschły.
   - Bo to dupek, mówię ci. 
   - Myślę, że coś u niego jest nie tak…
   - Tak. U niego jest coś nie tak, ale z głową. 
   - Może się w coś wplątał?
   - Nawet jeśli tak, to co? To nie twoja sprawa. Jeśli on cię tak traktuje, dlaczego ty tak nie potrafisz?
   - Nie wiem- wzruszyła ramionami. 
   - Czy… czy ty coś jeszcze do niego czujesz?- spytała, trochę przestraszona.
   - Nie- Emilia ją uspokoiła tym jednym słowem.
   - Emily, proszę cię, daj sobie z nim spokój. Popatrz jak on cię potraktował. To kretyn.
   - Wiem. Masz rację. 
   - Ale nie chodzi też o niego, prawda?- podniosła jedną brew do góry.
   - Nie. To znaczy o niego głównie, ale nie tylko. Tylko, że reszta nie jest tak ważna- westchnęła.- Kiedy byłam w Polsce, spotkałam Bartka…
   - Bartka? Jakiego Bartka?- nagle jej oczy poszerzyły swoje rozmiary.- TEGO Bartka?!- krzyknęła. Emilia przytaknęła. Opowiedziała kiedyś jej i Jake’owi w skrócie jak to było z nią i Formańskim.- Przecież on wyjechał.
   - Tak, ale wrócił. Akurat, kiedy ja tam byłam. 
   - I co? Wydrapywaliście sobie oczy?
   - Nie. Właśnie o to chodzi, że między nami było… dobrze. I z tego powodu się cieszę.
   - Więc, o co chodzi?- nie rozumiała.
   - Jego siostra, Dagmara… Z nią było coś nie tak. Była taka dziwna. Nie odzywała się do mnie. A kiedyś byłyśmy przyjaciółkami…
   - A ty jak zwykle przejmujesz się wszystkimi dookoła- Corey przewróciła oczami.- Głupia jest skoro zachowuje się jak dziecko, zamiast powiedzieć, o co jej chodzi. Tyle. Proszę cię, Emily, nie zadręczaj się sprawami, którymi nie powinnaś.
   - Dobrze…
   Corey poklepała Emilię po dłoni, a potem zmieniła temat. Była wspaniała- potrafiła wyczuć odpowiedni moment do zmiany tematu.
   - Dostałam wczoraj kilka ulotek z daniami. Wybrałam potrawy. Mam nadzieję, że wszystkim będzie smakowało. 
   - Z pewnością- Emilia sięgnęła po kolejną kopertę. 
   - Postanowiliśmy też z Jakiem, że zamieszkamy w Miami.
   Emilia przestała pisać i spojrzała na kobietę okrągłymi oczami.
   - Miami?
   - Tak. Oboje chcieliśmy tam zamieszkać.
   - Ale to tak daleko… Nie będziemy mogły się widywać zbyt często. Do tej pory nie robiłyśmy tego z wiadomych powodów, a teraz… Teraz to będzie jedna wielka klapa.
   Do tego to miasto kojarzyło jej się z Kevinem.
   - Damy radę. Nie zapominaj, że mamy tu rodzinę, więc będziemy przyjeżdżać. Ty też możesz nas odwiedzać.
   - Dziękuję za zaproszenie. Tylko ciekawe, czy po dzisiejszym dniu będę mogła ruszać ręką- zażartowała.
   - Powinno obejść się bez amputacji. 
    Jakiś czas później trzasnęły drzwi wejściowe.
   - Cor?- zawołał Jake.
   - Chyba czas na mnie. Prawie skończyłyśmy. Dasz sobie radę z ostatnimi pięcioma?
   - Jasne, nic się nie martw. Dziękuję ci bardzo. Spodziewaj się zaproszenia w najbliższych dniach.
   - Dobrze.
   Emilia wstała i przeciągnęła się. Trochę im to zajęło. Nawet nie zdawała sobie z tego sprawy.
   - O, Emily. Widzę, że jakoś to przeżyłaś- Jake wszedł do jadalni.
   - Tak. Dałyśmy radę. Będę już szła. Cześć- przytuliła najpierw Corey, później Jake’a i skierowała się w stronę wyjścia. 
   -Pa. Jeszcze raz dziękuję- zawołała za nią Corey.
***
   - Emily, to ty?- zawołała Sara, słysząc, że ktoś wszedł do holu.
   - Tak- odkrzyknęła.
   Sara pojawiła się w zasięgu jej wzroku z filiżanką kawy w dłoni.
   - Co u Jake’a i Corey?- spytała, popijając łyk kawy.
   - Wspaniale. Prawie wszystkie zaproszenia są gotowe do wysłania.
   - To miło- uśmiechnęła się.- Dzwoniła ta twoja koleżanka, Penny.
   - Penny?- Emilia się zdziwiła. Nie miała pojęcia, po co mogła dzwonić jej koleżanka ze szkoły Julliarda. 
   - Tak, Penny. Zaprosiła cię na przyjęcie czy coś w tym stylu.
   - Kiedy?
   - O ósmej- Emilia spojrzała na zegarek, wiszący na ścianie. Była druga trzydzieści po południu.
   - Dobrze. Pójdę. U niej?
   - Tak. W jej domu. 
   - Dziękuję, że mi przekazałaś- wbiegła po schodach na górę. 
   Kiedy weszła do pokoju, odłożyła torebkę na łóżko i weszła do garderoby. Zaczęła przeglądać różne stroje, które mogły nadawać się na przyjęcie. 
   Po pewnym czasie zaczęła się przygotowywać. Założyła sukienkę bez ramiączek, sięgającą przed kolano. Górna część była czarna, a dolna, ta od piersi w kolorze turkusu. Na nogi założyła wysokie, czarne szpilki, a na szyję złoty, gruby naszyjnik. Zmyła swój poprzedni makijaż i zabrała się za nowyNastępnie na środkowy palec lewej ręki założyła pierścionek, a na nadgarstek wsunęła bransoletkę. Włosy szczepiła w koka na czubku głowy.
    Kiedy spojrzała na zegarek była odpowiednia pora, żeby wyjść. Ze swojej poprzedniej torby przełożyła pomadkę i puder do małej czarnej torebki od Chanel. 
   Zeszła po schodach i wyszła na zewnątrz, gdzie czekał na nią Barndon, przy czarnej limuzynie ojca Emilii. Bardzo się zdziwiła, bo nie mówiła nic, że to on ma ją zawieść.
   - Dobry wieczór, Emily- przywitał się, uśmiechając się miło.
   - Dobry wieczór, Brandon.
   - Słyszałem, że potrzebujesz podwózki na przyjęcie.
   - To prawda, ale…
   - Żadnego ale. Zapraszam- uśmiechnął się, pokazując swoje zmarszczki i otworzył Emilii tylne drzwi limuzyny.
   - Dziękuję- wślizgnęła się do środka. 
   Nie lubiła jeździć limuzyną, ale też nie narzekała. 
   Podróż minęła bardzo szybko.
   - Wyglądasz naprawdę ładnie- powiedział Brandon, kiedy otworzył jej drzwi, aby wysiadła.
   - Dziękuję- uśmiechnęła się szczerze.
   - Życzę miłej zabawy.
   Odprowadził ją wzrokiem, kiedy wchodziła po schodach do drzwi wejściowych. Kiedy już miała klamkę w zasięgu ręki, zza jej pleców dobiegł aksamitny głos.
   - Emily?
   Natychmiast się odwróciła. Danny właśnie susami pokonywał schody. Miał na sobie czarne spodnie i białą koszulę. Jego włosy były lekko poburzone, ale każdy mógł się założyć, że były tak po prostu wystylizowane.
   - Cześć- przywitał się.
   - Cześć- przewróciła oczami. Jeszcze jego tam brakowało, pomyślała.- Co tu robisz?- spytała. 
   Nie spodziewała się go tam. Bo co on mógł robić w domu jej koleżanki?
   - Co ja tu robię?- podniósł cwaniacko jedną brew do góry.- Ja tu mieszkam.
   „Cholera” pomyślała Emilia.


--------------------------------------------
Cześć!
Mam prośbę. Chciałabym żebyście napisały w komentarzach, co Wam sie podoba, 
a co nie w tym opowiadaniu. Tylko tak szczerze. Chciałabym po prostu wiedzieć i poprawić to co nie przypadło wam do gustu. No może jeśli nie będzie się podobać nic to tego nie poprawie, ale postaram się zmienić.
Krótko i na temat xd
Pozdrawiam!:*

piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 11

   Emilia stała zszokowana  i tępo wpatrywała się w Bartka.  Takiej wiadomości się nie spodziewała.
   - J… jak popełnił samo… samobójstwo?- zaczęła się jąkać, co nie było do niej kompletnie podobne.
   - Brał narkotyki- wytłumaczył Bartek, podnosząc wzrok na Emilię.- Byłem z nim w kapeli, kiedy mieszkałem w Nowym Jorku- Emilia przypomniała sobie, jak wróciła z Polski na stałe do USA i ktoś wysłał jej link do strony kapeli, w której był Bartek. Dość szybko o tym zapomniała.- Przeprowadził się tam. On i Dagmara byli razem. Później zaczął brać narkotyki i z nim zerwała. Powiesił się w swoim pokoju.
   Emilia nie wiedziała, co ma powiedzieć. Przetwarzała te informacje w głowie, ale wciąż do niej to nie docierało.
   - Ale… Jake powinien wiedzieć, a nic nie powiedział. Kolegowali się do pewnego czasu. Później jakoś ich kontakt się urwał… ale powinien wiedzieć.
   - Wątpię. Powiedziałby ci.
   Emilia i Dagmara poznały Sama na imprezie właśnie u Jake’a. 
   W tej chwili rozdźwięczał się dzwonek komórki Emilii. Szybko ją wyciągnęła i przyłożyła do ucha.
   - Słucham.
   - Cześć, Emilia- był to Kamil, jej ojciec.
   - Cześć, tato- zdziwiła się jego telefonem. Nigdy do niej nie dzwonił. Chyba, że była to 
bardzo ważna sprawa.
   - Zabukowałem ci bilety lotnicze na pojutrze- powiedział. Emilia ściągnęła brwi.
   - Bez mojej wiedzy?- spytała poirytowana. Z jednej strony ciągle miała w głowie Sam'a a z drugiej to, co mówił do niej ojciec.
   - Chyba wystarczy ci tych wakacji, nie sądzisz? Musisz wrócić i zacząć szkolenie do przejęcia firmy.
   - Cholera jasna!- krzyknęła, tracąc nad sobą kontrolę. Miała wszystkiego już dość. Kevin, Sam, jej ojciec..- Czy ty nie zrozumiesz, że nie chcę twojej firmy?!- była wściekła. Do jej ojca mówiło się jak do ściany.- Nie. Chcę. Jej- powiedziała, kładąc nacisk na każde słowo. Bartek popatrzył na nią zdziwiony.
   - A ja chcę, żebyś ją przejęła. Przepiszę ją właśnie tobie, czy ci się to podoba, czy też nie.
   - A więc chcesz, żebym doprowadziła ją do ruiny? Tato, ja się nie znam na tego typu sprawach, jak prowadzenie firmy. Uczyłam się muzyki- nie interesowało ją, że wszystkiemu przysłuchiwał się Bartek.
   - I to był nasz błąd, że pozwoliliśmy ci na taki kierunek- Emilia nie mogła uwierzyć. Ojciec zawsze był po jej stronie, a teraz nagle zaczął wygłaszać swoje zdanie. No trochę za późno.
   - Spóźniłeś się, jak widać.
   - Bilet odbierzesz sobie na lotnisku. Odprawę już ci zrobiłem. Do zobaczenia- rozłączył się, a Emilia stała, patrząc wciąż na komórkę, z szeroko otwartymi oczami.
   - Coś się stało?- spytał ostrożnie Bartek.
   - Pojutrze wracam- bąknęła, chowając komórkę.
   - Szkoda…- wyrzucił puszkę po coli do odpowiedniego pojemnika.
   Stali tak chwilę w ciszy. Kobieta spojrzała na zegarek, który miała na nadgarstku. Zaczynało robić się późno.
   - Będę szła. Spędzę trochę czasu z Kaśką i Tomkiem- ruszyła w stronę wyjścia. W ostatniej chwili się odwróciła.- Jutro wpadnę jeszcze się pożegnać i w ogóle.
   - Spoko. Nigdzie się nie wybieram- puścił jej oczko.- Do zobaczenia jutro.
   - Cześć- wyszła.
   Droga do domu Kwaśniewskich nie zajęła jej dużo czasu. Kiedy tam dotarła, małżeństwo już wróciło z pracy.
   - Cześć- Emilia weszła do salonu, gdzie oboje siedzieli.
   - Cześć- odpowiedzieli razem.
   - Pojutrze wracam- poinformowała, siadając w fotelu.
   - Och. Już? Tak szybko?- zdziwiła się Katarzyna.
   - Tak. Muszę poszukać pracy- skłamała. Co prawda miała takie zamiary, ale mógł być problem z Kamilem.
   - Rozumiem.
   Komórka Emilii ponownie zaczęła wibrować. Poirytowana, wyciągnęła ją, spodziewając się, że dzwoni jej tata. Ku jej zdziwieniu na ekranie widniało imię Lucie, więc odebrała najszybciej, jak potrafiła, dając znak Kaście i Tomkowi, że pójdzie do siebie.
   - Cześć, Lucie- przywitała się po angielsku.
   - Cześć, Emilia.
   - Coś się stało, że dzwonisz?
   - Chciałam po prostu porozmawiać. Czy to takie dziwne?- słychać było, że jest lekko urażona.
   - Nie, przepraszam. Nigdy nie dzwoniłaś na pogaduszki. Zawsze miałaś bardzo napięty grafik- zauważyła.
   - Wiem, ale postanowiłam to zmienić. Ktoś mi ostatnio powiedział, że przez takie zachowanie mogłabym zniszczyć przyjaźń. A tego nie chcę. Chcę być na bieżąco w twoim życiu.
   - Ja w twoim też. Jak się czujesz?- Emilia przypomniała sobie o stanie Lucie. Nie mogła się do tej myśli przyzwyczaić. Nie wyobrażała sobie swojej przyjaciółki, jako matkę.
   - Czuję się dobrze. Miałam niezły ochrzan od menadżera- Emilia wyobraziła sobie, jak Lucie przewraca oczami.- Ale dał w końcu spokój. Mam teraz bardzo napięty grafik. Trzeba odbębnić niektóre roboty, zanim będzie widoczne, że… no wiesz- Emilia ściągnęła brwi. Pomyślała, czy aby Lucie nie wstydzi się tego, że spodziewa się dziecka?
   - Byłaś u lekarza?
   - Tak. Wszystko jest dobrze.
   - Dużo przytyłaś?- Emilia lekko się zaśmiała. Cieszyła się, że będzie przeszywaną ciocią.
   - Nic mi lepiej na ten temat nie mów- Lucie westchnęła.- Mój brzuch staje się coraz bardziej widoczny. Chodzę w o wiele szerszych ubraniach. Boję się, że ktoś zauważy. Jedna gazeta napisała już raz artykuł o tym , że troszkę mi się przytyło.
   - Nie powinni się domyśleć, ale, Lucie, przecież wiesz, że długo tego nie ukryjesz?
   - Wiem, Emilka, wiem. Ale na to nic nie poradzę. Ogłoszę, że na parę miesięcy idę na urlop, żeby odpocząć od tego wszystkiego. W końcu bez ani jednej przerwy jestem zabiegana od tylu lat… Czytałam trochę o tym i o tamtym… Nie powinnam jeszcze tyć, ale jak widać przybieram na wadze.
   - Różnie bywa.
   -Teraz jestem w drodze z Dublina do Londynu.
   - Więc obie jesteśmy chociaż w Europie- zauważyła.
   - Emilka, bardzo cię przepraszam, ale muszę kończyć. Zaraz wsiadam do samolotu.
   - Dobrze. Odezwij się jeszcze kiedyś.
   - Już niedługo będę miała mnóstwo czasu- bąknęła. Lucie zawsze miała bardzo wesoły głos, nawet kiedy była bardzo zmęczona, ale odkąd wiedziała o swoim stanie, jej ton głosu był taki… przygnębiony.
   - Dobrze. Więc do usłyszenia lub zobaczenia.
   - Pa. Tęsknię.
   - Ja też- rozłączyły się.

***
  
   Następny dzień minął Emilii bardzo szybko. Spędziła go z Katarzyną, która zrobiła sobie wolne w pracy i Zdzisławem. Dopiero wieczorem umówiła się z Bartkiem i jego kuzynkami, żeby się pożegnać.
   - Będziemy za tobą tęskniły- powiedziały prawie równocześnie bliźniaczki, a Emilii zachciało się śmiać. Były do siebie tak bardzo podobne.
   - Ja też będę tęskniła- przytuliła je obie.
   - Nie, my bardziej- sprzeciwiły się.
   - Wszyscy będziemy tęsknić tak samo- powiedział Bartek z uśmiechem. Podszedł do Emilii i objął ją ramionami.- Więc, jak? Do zobaczenia kiedyś tam?- spytał, kiedy się od siebie odsunęli.
   - Tak. Mam nadzieję- odpowiedziała.
   - No nie przesadzaj. Przecież 
jeszcze tu przyjedziesz- zauważył.
   - Pewnie kiedyś tak, ale nie sądzę, że nastąpi to w niedalekiej przyszłości.
   - Naprawdę cieszę się, że nie masz do mnie żalu.
   - Bartek, już to mówiłeś. Ile razy mam ci powtarzać? Nie chcę
 do nikogo chować urazy.
   - Dobra, dobra, zrozumiałem- zaśmiał się.
   - Muszę iść- powiedziała, zerkając ze smutkiem na zegarek.
   - No…- podszedł do niej i pocałował ją w policzek.
   Emilia uśmiechnęła się lekko.
   - Cześć- powiedziała do wszystkich i odwróciła się na pięcie, machając im ostatni raz.
   - Do zobaczenia- usłyszała jeszcze.


***

   Kiedy Emilia wyszła z odprawy na lotnisku La Guardia, Kamil czekał na nią przy wyjściu. Kobieta była niemało zaskoczona obecnością jej ojca, który nigdy nie przyjeżdżał po nią na lotnisko, kiedy z skądś wracała.
   - Cześć, tato- przytuliła go.- Co tu robisz?
   - Przyjechałem po ciebie- uśmiechnął się.
   - Nigdy tego nie robiłeś- zauważyła. Wziął od niej walizkę.
   - Dzisiaj mam ku temu powód- uśmiechnął się tajemniczo.- Mam dla ciebie niespodziankę.
   - Jaką?- spytała. Ruszyli w stronę ogromnych rozmiarów parkingu.
   - Sprzedałem twój samochód.
   - Co?!- krzyknęła tak, że grupka osób odwróciła się w ich stronę.- Dlaczego to zrobiłeś?!
   - Miał już swoje lata- wzruszył ramionami.
   - Miał tylko siedem lat- bąknęła.
   - Dla ciebie tylko, dla mnie aż. Był stary. Dostałaś go, żeby nie jeździć do szkoły taksówką. Stać nas na nowy, więc dlaczego miałabyś jeździć czymś tak podstarzałym?
   - Lubiłam go. A na następny chciałam sama zarobić.
   - Ale cię wyręczyłem i…
   - Chwila- przerwała mu.- Jak to mnie wyręczyłeś? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że…
   - Kupiłem ci nowy samochód- dokończył za nią.
   - Tato- jęknęła.- Dlaczego? Wcale go nie chciałam.
   - Ale go kupiłem, bo nie wypada, żeby moja córka jeździła czymś starym.
   - Nie był aż tak stary.
   - Dla mnie był. Proszę- dał jej kluczyki.- Odwróć się.
   Emilia posłusznie wykonała obrót i stanęła jak wryta. Myślała, że oczy wypadną jej z orbit.
   - Najnowsze audi Q7. Prosto z salonu- powiedział Kamil, podchodząc do córki.
   Przed nimi stało nowe białe auto z przyciemnianymi szybami. Był śliczny i taki… nowy.
   - Podoba ci się?- spytał Kamil.
   - Oczywiście, że tak… ale… tato…
   - Emily, czy ty nie możesz po prostu podziękować i tyle?
   - Dziękuję- powiedziała i przytuliła ojca.- Naprawdę dziękuję.
   Wsiedli. Emilia na miejscu kierowcy. Była zachwycona i chociaż nie chciała, żeby rodzice dawali jej tak drogie prezenty, cieszyła się z niego. W środku pachniało jeszcze nowością. Przekręciła kluczyk w stacyjce i ruszyli. Emilia jechała bardzo ostrożnie. Bała się, że uszkodzi nowy samochód, a tego nie chciała.
   Gdy dojechali pod willę Zielonków, kobieta dała swojemu ojcu kluczyki, aby ten odstawił samochód na odpowiednie miejsce. Sama wzięła walizkę i weszła do domu. Odstawiła torbę przy schodach, kierując się do salonu, żeby przywitać się z Sarą. Już idąc w tamtym kierunku, usłyszała czyjeś głosy. Zdziwiła się, bo mało kto ich odwiedzał. Weszła do salonu i w pierwszej chwili myślała, że zacznie piszczeć.
   - Pani Elizabeth!- powiedziała z radością. Podbiegła do kobiety i mocno ją przytuliła.- Co pani tu robi?
   - Przyjechałam was odwiedzić- odpowiedziała kobieta z szerokim uśmiechem na twarzy.
   Emilia szczerze się cieszyła z tej wizyty.
   Elisabeth Collins była matką Kevina. Emilia od samego początku miała znakomite kontakty z kobietą. Bardzo się lubiły, choć rzadko się spotykały z powodu ich miejsc zamieszkania. Jednak jakoś to było.
   - Myślałam, że jesteś w Polsce- powiedziała pani Collins, kiedy Emilia usiadł obok swojej mamy.
   - Dopiero wróciłam. Cieszę się z pani przyjazdu. A…- zawahała się.- Kevin przyjechał z panią?
   - Przywiózł mnie- odpowiedziała. Wiedziała, jak jest między Emilią, a jej synem.- Pojechał teraz do jakiegoś kolegi. Ma po mnie wpaść później.
   - Czy on wie, że tu jestem?
   - Nie- spodziewała się takiej odpowiedzi.- Wiedział, że jesteś w Polsce, ale nie spodziewał się, że wrócisz.
   - Co u pani 
ciekawego?- zmieniła temat.
   - Nic szczególnego…
   - Była pani może w Paryżu?
   Elisabeth była tam kiedyś dozorczynią w jednym z budynków.
   - Nie. Już nie zamierzam się ruszać ze Stanów- uśmiechnęła się.- Za stara jestem na te wszystkie podróże.
   - Niech pani nie przesadza. Nie jest pani jeszcze stara.
   - Jestem, jestem. Przykro mi, że tak wyszło z Kevinem- powiedziała nagle. Emilia spuściła głowę i zaczęła bawić się swoimi palcami.- Nie mogę go usprawiedliwiać, ale to nie jest zły chłopak.
   - Wiem- szepnęła Emilia. Zerknęła na Sarę, która siedziała obok niej. Uśmiechnęła się do niej lekko.
   - Nie chcę o tym rozmawiać- powiedziała szybko. Chciała zapomnieć o swoim byłym narzeczonym.
   Jednak nie było to jej dane, bo dziesięć minut później, kiedy trzy kobiety w najlepsze rozmawiały, do salonu wkroczył pewnym krokiem Kevin. Niczego nieświadoma 
Emilia, podniosła wzrok. Gdy dostrzegła mężczyznę, wyprostowała się dumnie. Nie chciała dawać Kevinowi żadnej satysfakcji.
   Nie wiedziała, czego ma się spodziewać.

---------------------------------------------------------------------------------------
Witam! :D
Napiszę szczerze, że ostatnio się trochę przeraziłam... Wchodziłam co jakiś czas tutaj, a tu dwa komentarze... Nie wiem czy osoby, które głosowały w ankiecie, czytają to, czy tylko ot tak zagłosowały, ale mam nadzieję, że to pierwsze. Nie zmuszam nikogo do komentowania ani nic tylko po prostu ostatnio dużo nad tym myślałam i boję się, że zanudzam tą historią. Mam niezłe wyrzuty sumienia...
Z tego co się zorientowałam jest kilka osób, które z różnych powodów nie komentują, ale chociaż wiem, że czytają. I to mnie trochę uspokaja ;)
Chciałam jakoś tak fajnie zakończyć tą notkę, a tu lipa, bo nie mam pojęcia jak xD
Więc do następnego! :*

piątek, 7 listopada 2014

Rozdział 10

   Gdy rano Emilia na dobre się obudziła, było dziwnie jasno. Usiadła i zakręciło się jej w głowie. Światło padało tak, jak w południe.
   - Ale numer- mruknęła, patrząc w stronę okna.
   Ubrania dziewczyny były rozrzucone po całej podłodze. Depcząc po nich, poczłapała do łazienki. Wzięła prysznic i poczuła się trochę lepiej. Kiedy wróciła do pokoju i zrobiła porządek z ciuchami, narzuciła na siebie bluzkę i spodenki, i zeszła do kuchni. Nikogo nie było w domu. Na stole leżała kartka z informacją, że małżeństwo jest w pracy. Emilia nalała sobie szklankę wody i wypiła ją trzeba haustami. Dopiero wtedy spojrzała na zegarek. Była jedenasta. W Nowym Jorku była dopiero piąta rano, więc odpadała pierwsza myśl Emilii, żeby zadzwonić do rodziców.
   Wyszła na zewnątrz. Słońce prażyło niemiłosiernie. Kobieta nie miała nic do roboty, więc postanowiła pójść na spacer. Wzięła kluczyki do domu jej babci. Ruszyła w jego kierunku, uprzednio zamykając dom Kwaśniewskich na klucz.
   Szła chodnikiem i wspominała. Tęskniła za tymi latami, kiedy mieszkała właśnie tam. Była taka młoda i co ważniejsze szczęśliwa. O wiele szczęśliwsza niż teraz. Teraz jest kobietą, która nie wie, co zrobić ze swoim życiem. Chciała pracować, ale nie w firmie ojca, którą chciał jej przepisać. Nie chciała być jak jej ojciec- wiecznie zapracowana. Do tego nie mogła dopuścić. 
   - Cześć, Emilia!- krzyknął ktoś. Kobieta obejrzała się w tamtym kierunku. Był to Bartek, który razem z Dagmarą, szedł drugą stroną ulicy. Dźwigał coś i wgl
ądał jakby chciał odpocząć.
    Zielonka podeszła do nich. Dagmara tylko na nią patrzyła i ani słowem się nie odezwała. Ale coś się zmieniło. Jej wzrok był jakoś dziwnie milszy. 
   - Cześć. Co tak dźwigasz?- spytała blondynka, uśmiechając się szeroko. Postanowiła nie zawracać sobie głowy Dagmarą i jej zachowaniem. Patrzyła tylko na Bartka jednak doskonale czuła wzrok brunetki na sobie.
   - Zakupy- odpowiedział, wzruszając ramionami.
   - Pomogę ci- zaoferowała się Emilia, ale mężczyzna szybko się odsuną, kiedy ta chciała wziąć od niego siatkę.
   - Chyba zgłupiałaś.
   - Z tego co wiem, wszystko ze mną dobrze.
   - Nie będziesz tego niosła.
   - Przecież widzę, jak się męczysz.
   - Wcale się nie męczę- zaprzeczył szybko.- Emilia, bez przesady. To jest lekkie.
   - Jak sobie chcesz, ale żeby później nie było, że nie proponowałam- wzruszyła ramionami.
   - Gdzie idziesz?- spytał.
   - Na spacer. Pomyślałam, że wstąpię do domu babci i może do pana Zdzisława, jeśli jest u siebie. A wy- zawahała się czy nie powiedzieć „ty”, ale uznała, że to byłaby lekka przesada-  skąd wracacie? Z zakupów?
   - Tak. Wysłali akurat nas- Dagmara dalej się nie odzywała.
   - Rozumiem- pokiwała głową.
   Rozdźwięczał się dzwonek komórki Emilii. Wyciągnęła ją z kieszeni i nie patrząc, kto dzwoni, przycisnęła ją do ucha.
   - Słucham.
   - Emily?- spytał głos w słuchawce. Od razu rozpoznała, że to Kevin, a jej serce przyśpieszyło swoje obroty.
   - Tak. To ja- mówiła po angielsku.  Odwróciła się plecami do Dagmary i Bartka.
   Nastąpiła chwila ciszy, ale Emilia ją przerwała.
   - Po co dzwonisz?
   - Chciałem porozmawiać.
   - Porozmawiać?- spytała z pogardą.- Ja myślę, że już wszystko co miałeś powiedzieć, powiedziałeś.
   - Chciałbym cię przeprosić za swoje zachowanie. Wiem, jestem kompletnym dupkiem.
   Dopiero wtedy Emilia przypomniała sobie, że stoi za nią Bartek i Dagmara. Dała im, a bardziej Bartkowi, porozumiewawczy znak, że już pójdzie i ruszyła w stronę domu, w którym mieszkała osiem lat temu.
   - Bardzo chciałbym z tobą porozmawiać w cztery oczy, ale ty jesteś w Polsce- westchnął.
   - Skąd wiesz, gdzie jestem?
   - Czytałem w internecie- Emilia przeklęła pod nosem. Denerwowało ją, że każdy może po prostu przeczytać sobie, gdzie jest i co robi. Była wściekła, kiedy dowiedziała się, że zaczną wydawać gazetę poświęconą całkowicie Kamilowi trzy lata temu. Od tamtej pory zawsze pojawiał się 
w niej chociaż jeden artykuł na jej temat. Choćby nic nie robiła to wypatrzą ją nawet na zakupach.
   Przekręciła kluczyk w zamku i weszła do opustoszałych pomieszczeń. Stanęła na środku pokoju, który służył kiedyś za salon.
   - Ale jeśli nie mogę na żywo z tobą porozmawiać, to zostaje mi telefon- odezwał się znowu.- Najlepiej będzie jak o sobie zapomnimy i ułożyły sobie życie na nowo.
   „Właśnie to próbuję zrobić, idioto, a ty do mnie dzwonisz i przypominasz mi o swoim istnieniu” pomyślała Emilia, przewracając oczami.
   - Nie będę przyjeżdżał do Nowego Jorku. Chcę, żebyś i ty nie przyjeżdżała do Waszynktonu- Emilię „zamurowało”.- Nie chciałbym, kiedyś cię spotkać gdzieś na ulicy.
   - Zabraniasz mi tam przyjeżdżać?- oburzyła się.- Nie możesz tego zrobić. Miasto to nie twoja własność! A poza tym jest duże. Są bardzo małe szanse, żebyśmy się spotkali.
   - Ale jakieś są- zauważył.
   - Chciałeś ze mną zerwać, dobrze- puściły jej emocje. Krzyczała do komórki.- Ale nie zabronisz mi przyjeżdżać do jakiegokolwiek miasta! Jesteś nienormalny! Może będziesz jeszcze udawał, że się nie znamy, kiedy jakimś cudem się spotkamy?
    - Chcę nam obojgu oszczędzić cierpień.
    - Cierpień?! Jakich cierpień? Cierpiałam przez ciebie, ale daję sobie radę i wątpię, żeby zakaz przyjeżdżania do Waszynktonu miał sens!
   - Emily, ja chcę jak najlepiej.
  - Wiesz co? Chrzań się! Może od razu zabronisz mi oddychać?!
    Rozłączyła się, nie czekając na reakcję Kevina. Oparła się o ścianę i dała upust swoim emocjom. Rozpłakała się jak małe dziecko. Dziękowała sobie w duchu, że nie ma makijażu. Dostała smsa z numeru, z którego dzwonił Kevin.

Zrozum mnie

   Emilia prychnęła i rzuciła komórką o ziemię. Usiadła na zimnej posadce i skryła twarz w dłoniach.
   - Co się stało?- czyjś głos rozniósł się echem po pomieszczeniach.
   Podniosła zapłakany wzrok. Bartek stał na drugim końcu pokoju.
   - Co tu robisz?
   - Usłyszałem krzyki. Poważnie, głośno krzyczałaś- przykucnął przy częściach komórki. Po chwili poskładał ją w całość.- Będzie działał. Nie rzuciłaś zbyt mocno- podał jej urządzenie, a następnie usiadł koło niej.
   - Co się stało?- powtórzy wcześniej zadane pytanie.
   - Dlaczego życie jest takie trudne?
   - Tak po prostu jest. Sam tego do końca nie wiem.- Bartek domyślił się, że przez komórkę rozmawiała z Kevin'em. Usłyszał kawałek ich rozmowy.- Kochasz go?
   Spojrzała na niego zdziwiona. Nie spodziewała się takiego pytania.
   - Nie wiem- odpowiedziała po chwili milczenia. Patrzyła na ścianę naprzeciwko nich.- Czasami myślę, że byłam z nim z przyzwyczajenia. Ale teraz, kiedy jest jak jest, brakuje mi go- wyznała.- Chociaż chcę odsunąć od siebie tą myśl, nie zawsze mogę.
   - Musicie porozmawiać ze sobą bardzo poważnie, ale na żywo. Nie możecie zachowywać się jak dzieci.
   - On nie chce rozmawiać- pokręciła głową.- Zmam go. Nie zmieni zdania. Zabronił mi przyjeżdżać, tam gdzie mieszka- prychnęła.
   - Ale nigdy nic nie wiadomo. Pewnego dnia może zapuka do twoich drzwi i poprosi o rozmowę, wybaczenie…
   - Nie- zaprzeczyła szybko.- Jeśli sobie coś postanowił, to tak będzie. Jeśli coś powie, nie da się tego zmienić.
   - Pamiętasz, jak wyznałem ci pierwszy raz miłość?- spytał, zerkając na Emilię. Popatrzyła na niego. Przytaknęła. Bartek wszedł tamtej nocy do niej przez okno w jej pokoju.- Obiecałaś wtedy, że nigdy mnie nie zapomnisz, że my się udamy.. Później obiecałaś, że nie przestaniesz mnie kochać- Emilia była w szoku, że pamiętał takie drobiazgi.- Ale przestałaś i pokochałaś Kevina- mówił to wszystko, jakby wcale nie chodziło o nich, tylko o jakąś parę ich znajomych.- Tak może być i w tym przypadku. On może mówić, a robić coś innego.
   Dość długo milczeli. Oboje nie wiedzieli, co powiedzieć.
   - Mamy tu dużo wspomnień.
   - Masz rację- przyznał Bartek, wstając.- Chodź. Powspominamy- uśmiechnął się lekko, pomagając Emilii wstać.
   Poszli schodami na piętro, do pokoju, który służył jako pokój Emilii. Bladoniebieska farba, którą pomalowane 
były przed laty ściany, zaczęła odchodzić, a podłoga niszczeć. Wszędzie było tak bardzo szaro.
   - Szkoda mi, że ten dom tak niszczeje- powiedziała Emilia, podchodząc do okna przez które Bartek kiedyś wszedł do jej pokoju. Przed oknem wciąż rósł świerk, dzięki któremu chłopak miał możliwość dostać się do okna dziewczyny. Uśmiechnęła się na wspomnienie, kiedy pierwszy raz go na nim zobaczyła.
    - Nie myślałaś, żeby go odnowić?- oparł się o ścianę.
    - Myślałam, ale po co? Przyjeżdżam tu bardzo rzadko, a tata nie ma czasu na tego typu sprawy. Mogę się założyć, że zapomniał już, że ma w Polsce dom.
   Chwile milczeli. Oboje pochłonięci byli w własnych myślach.
   - O czym myślisz?- spytał Bartek, patrząc na Emilię.
   - Wspominam- uśmiechnęła się lekko.
   - Ja też. Tęsknię za tamtymi latami. Tyle rzeczy zrobiłbym inaczej- westchnął.
   - Ja też bym co nieco zmieniła. Ale mało, bo jednak mimo wszystko, byłam szczęśliwa- przejechała palcem po starym parapecie.
   - Czas bardzo szybko płynie.
   - Za szybko.
   Zeszli na parter i weszli do dawnej kuchni.
   - Służyłem ci często za testera twoich dań- przypomniał sobie Bartek.
   - Racja. I musisz przyznać, że z czasem dobrze gotowałam.
   - Przyznaję.
   Emilia zaczęła się rozglądać. Ściany były wyłożone ciemnym drewnem, co nie zmieniało się nawet kiedy Janina jeszcze żyła. Kiedyś podłoga była z linoleum, teraz była goła. Emilia czuła taką pustkę w środku, kiedy przychodziła do tego domu. Kiedyś było tam tak rodzinnie i ciepło. Nie mogła znieść myśli, że to nie miało prawa już wrócić.
   - Wrócimy do domu i wyciągniemy mój motocykl?- zaproponował Bartek, żeby przerwać tą ciszę.- Pojeździmy trochę- uśmiechnął się szeroko.
   - Dalej jeździsz?
   - Jasne. Zastępuje mi często samochód. Lubię czuć  wiatr we włosach. Czuję  się wtedy taki… wolny.
   Na zewnątrz lekko mżyło, ale to im nie przeszkodziło i dość szybko wyciągnęli motor. Jeździli po bocznych uliczkach, dopóki deszcz nie zmienił dróg w grzęzawiska, a Bartek nie zaczął narzekać, że jest głodny.
   W domu Noworskich, który już niedługo miał ponownie być Formańskich, zastali Dagmarę, oglądającą jakiś program w telewizji i Kornelię, trzynastoletnią siostrą Anity i Ani.
   - Bartek mówił, że bardzo się zmieniłaś, ale nie myślałam, że aż tak- była pod wrażeniem. Wyściskała ją i wycałowała.- Zdjęcie w gazecie to co innego. Nie mogłam się doczekać aż przyjadę od ciotki, żeby cię w końcu zobaczyć. Rok się nie widziałyśmy- jakoś tak zawsze wychodziło, że się mijały.
   - Tak. Ja też bardzo się cieszę- Emilia mówiła całkiem szczerze. Żałowała, że już niebawem ich rodzina się wyprowadzi.
   - Kornelia, nie męcz jej- Bartek jęknął.- Bądź dobrą kuzynką i zrób coś do jedzenia.
   - Ha! Chciałbyś- założyła ręce na piersiach i wystawiła mu język.
   - To ja coś zrobię- zaoferowała się Emilia.
   - Nie ma mowy. Jesteś gościem- przewróciła oczami.- Daga- ,,a jednak ktoś ją jeszcze tak nazywa” pomyślała Emilia.- Zrób coś jeść- usiadł na oparciu kanapy, na której siedziała i zaczął bawić się jej włosami.
   - Sam sobie zrób- burknęła, nie odwracając wzroku od telewizora.- Nie jestem twoją służącą.
   Emilia westchnęła i bez słowa ruszyła do kuchni, a zdezorientowany Bartek podążył za nią.
   - Co chcesz jeść?- spytała.
   - Nie będziesz nic tu robiła- powiedział szybko.
   - Albo sam sobie coś zrobisz, albo ja ci zrobię. Twój wybór.
   - Sam dam radę- wyciągnął z lodówki szynkę, odwinął folię, którą była zapakowana i zaczął ją jeść. Samą. Bez chociażby chleba.
   Emilia uniosła brwi.
   - Och, też chcesz?- spytał, wyciągając w jej stronę jeden plaster.
   - Nie, dzięki- pokręciła głową, myśląc, że Bartek zachowuje się jak dziecko. Albo robił to specjalnie.
   Po paru minutach, przez które mężczyzna konsumował wszystko co było w lodówce, poszli do garażu. Wspólnie umyli motor. Emilia cieszyła się, że miała zajęcie. Zazwyczaj, kiedy tu przyjeżdżała, nudziła się. W garażu czuła się jak u siebie, bo to właśnie tam kilka lat temu wspólnie z Bartkiem ćwiczyli do występu w szkole muzycznej, do której chodził mężczyzna. Wtedy między nimi zaczęło coś być.
   Kiedy skończyli robotę, Bartek wyjął  dwie puszki coli.
   - Bartek, zwróciła na siebie jego uwagę.- Macie kontakt z Sam'em?
   Sam’a razem z Dagmarą poznała w Nowym Jorku, gdzie Zielonka zabrała raz przyjaciółkę.
   Formański wyraźnie 
się zawahał i posmutniał.
   - On…- zaczął. Spuścił wzrok na swoje buty.- Sam dwa i pół lata temu popełnił samobójstwo.

-----------------------------------------------------------------------------
Hej, hej!
Z rozdziału zadowolona nie jestem, ale jest do Waszej oceny. Już niedługo <moim zdaniem> zacznie się trochę więcej dziać, bo teraz te rozdziały są takie... naciągane (?). Nic się nie dzieje i czuję się z tym źle, więc bardzo bardzo przepraszam.
I jeszcze mam prośbę. Jeśli czytają to nowe czytelniczki (bo z tego co mi wiadomo, takie są), proszę, żeby napisały, czy chcą być informowane o nowych rozdziałach, a jeśli tak, to gdzie. Z góry dziękuję i pozdrawiam :D