piątek, 26 czerwca 2015

Rozdział 39


   - Córciu- Sara kiedy tylko wysiadła z samochodu Joanny i Krzyśka, rzuciła się w uścisku na Emilię. Bardzo mocno przycisnęła ją do swojej piersi, całując ją w czoło.- Tak bardzo się cieszę- do jej oczu napłynęły łzy szczęścia.- Nie mogę w to uwierzyć..
    Sara przyjechała z siostrą od razu kiedy dowiedziały się o nowej sytuacji. Nie chciała czekać ani chwili. Zabrała najpotrzebniejsze rzeczy i przyjechały.
   Kiedy Emilia odzyskała pamięć, rodzina i najbliżsi znajomi,  szybko zostali o tym poinformowani, jednak Emilia poprosiła o dyskrecje. Miała pewien plan. Wszyscy byli bardzo szczęśliwi. W pierwszej chwili nie uwierzyli, ale kiedy to zrobili, nie mogli posiąść się ze szczęścia. Każdy przeżywał tą wiadomość na swój sposób i każdy gratulował kobiecie. Ona jednak była z jednej strony szczęśliwsza niż oni wszyscy razem wzięci, ale z drugiej strony teraz znała swoje życie i co się wydarzyło przed wypadkiem.. Sam wypadek też pamiętała. I kiedy sobie to w pełni uświadomiła, rozpłakała się ze swojej własnej głupoty. Była na siebie wściekła. Dopiero teraz zrozumiała, dlaczego jej uczucia co do Danny'ego, a raczej Blaise'a były takie dziwne. Po prostu jej podświadomość coś jej podpowiadała.
    - Mamo, musimy porozmawiać- w oczach Emilii pojawiły się łzy. Sara płakała, ale jak na razie ze szczęścia, ale nie jej córka.
    - Dobrze, naturalnie- pokiwała szybko głową.
    Emilia ruszyła, prowadząc matkę za dom do ogrodu, gdzie mogły spokojnie porozmawiać. Usiadły na huśtawce ogrodowej.
   - Po pierwsze: jestem z ciebie naprawdę dumna, mamo- powiedziała Emilia z lekkim uśmiechem. Musiała jakoś zacząć rozmowę.- Jestem naprawdę szczęśliwa, że mamy teraz takie dobre kontakty. Jednak ten wypadek zrobił coś dobrego.
   - Masz rację, córeczko. Za późno zobaczyłam, jak dużo tracę. Teraz jesteś już dorosła, ale dasz mi jeszcze trochę pomatkować, prawda?
   - Jasne, że tak- skinęła z uśmiechem głową. Nagle spoważniała. Nadszedł czas, żeby powiedzieć to, co było nieuniknione.- Mamo, musisz coś wiedzieć..
   Sara zaniepokoiła się, widząc minę córki. Poprawiła swoją pozycję siedzącą i spojrzała pytającym spojrzeniem na kobietę. W oczach Emilii pojawiły się ponownie łzy.
   - Wiem, kto przyczynił się do śmierci taty- wyszeptała, a po jej policzku popłynęła pierwsza łza. Tuż za nią kolejna i kolejna.
   - Emilia, to był wypadek. Alarm nie zadziałał..
   - Nie, mamo. To wszystko było zamierzone- przerwała jej. Desperacko wycierała łzy, które spływały po jej policzkach.- Rozumiesz? To było zabójstwo!
   Sara zakryła twarz dłonią w szoku. W jej oczach także pojawiły się łzy, ale już nie szczęścia, jak chwilę temu. Już dawno nie poruszały takich tematów. W końcu Emilia nic nie pamiętała.
   - Co masz na myśli?
   - Pewna osoba to zaplanowała- jej głos się załamał.- Przyznał się do tego przed moim wypadkiem… i to on go spowodował. Najwyraźniej miał nadzieję, że zginę i go nie wydam… Mamo, musimy wracać do Nowego Jorku!- dławiła się własnymi łzami.
   - Ko to?! Kto to, Emilia?!- złapała córkę za ramiona. Była gotowa na wszystko, żeby tylko dowiedzieć się, kto zabił jej męża, głowę ich rodziny.
   - T… to- jąkała się. Nie mogła tego wydusić. To imię nie mogło przejść przez jej gardło. Brzydziła się na samą myśl o tym człowieku.
   - Kto?!- prawie krzyknęła. Jej łzy kapały z policzków, ale nawet ich nie wycierała. Jedynym jej celem było dowiedzenie się prawdy.- Emilia, powiedz mi! Słyszysz?!- nie mogła znieść tego, że jeszcze tego nie wie.
   Emilia spuściła głowę w dół.
   - Mamo, to Danny.
   Te słowa odbiły się w głowie Sary echem. Wyprostowała się i szeroko otworzyła oczy. Następnie z jej gardła wydobył się głośny szloch.
   - A może raczej powinnam powiedzieć Blaise Ryan Holland…- dopowiedziała.- Mamo, on nas wszystkich oszukał! Ciągle kłamał! Jemu zależy tylko na pieniądzach!
   - Nie.. nie.. nie- Sara zaczęła energicznie kręcić głową.- To nie może być prawda.
   Dla kobiety był to cios. Tak mu ufała.. bezgranicznie, a on okazał się być najzwyklejszym oszustem.
   - Emilia, on mieszka w naszym domu!- uświadomiła sobie nagle powagę sytuacji.
   - Wiem- pokiwała głową.- Dlatego musimy wrócić do Nowego Jorku..
   - Zadzwońmy na policję. Niech go złapią, zamknął. Zasługuje na najgorszą karę!
   - Mamo, poczekaj- zatrzymała ją Emilia, kiedy ta już chciała wyciągać komórkę z torebki.- Mam plan.
   - Plan?- spytała z niedowierzaniem.- Plan, Emilia?! Tu nie ma czasu na jakąś dzieciniadę! Trzeba działać!
   - Zaufaj mi…- szepnęła.
   Sara spojrzała jej głęboko w oczy.
   - Ufam ci- przytuliła córkę.
   Jeszcze tego samego dnia kupiły bilety do Ameryki przez Internet. Najbliższy lot, na który były wolne bilety, był za dwa dni, z czego nie były zadowolone, ale nie miały wyjścia. Musiały zaczekać. Tej nocy obie spały niespokojnie. Co chwilę się budziły, męczone koszmarami. W końcu Emilia poddała się i do samego rana leżała z otwartymi oczami.
   Bartek bardzo ją wspierał. Trochę dziwiło ją, że odzyskała pamięć akurat podczas pocałunku z nim, ale cieszyła się. W końcu wszystko sobie przypomniała. Wspominając ostatnie dni, uznała, że to była najdziwniejsza rzecz, jaka ją w życiu spotkała. Musiała iść do swojego lekarza w Nowym Jorku, ale Sara już zdążyła wcześniej do niego zatelefonować i powiadomić go o sytuacji Emilii.

   - Wracam do Nowego Jorku.
   Emilia siedziała na kamiennych schodach trzystopniowych w parku. Wiał lekki wiaterek, który rozwiewał jej włosy na wszystkie strony, ale nie przejmowała się tym. Po odzyskaniu pamięci nie zmieniła się za bardzo. Zrozumiała, że woli tą „nową siebie”. Jedynym, co jej przeszkadzało to kolor jej włosów. Z chęcią wróciłaby do starego koloru, ale wiedziała, że to nie będzie takie łatwe.
   Bartek usiadł koło niej, opierając ciężar swojego ciała na łokciach opartych o kolana. Ciszę między nimi przerwał śpiew ptaszka na drzewie obok.
   -Nic nie powiesz?- spojrzała na niego. Nie chciała wyjeżdżać, ale musiała. I tak z trudem siedziała w miejscu. Gdyby mogła już byłaby w samolocie. Blaise mieszkał w ich domu i nie było wiadome, co takie robił. Sprzedał jej firmy, ale czy przypadkiem nie dopuścił się przy tym jakiegoś oszustwa? Po nim można było spodziewać się wszystkiego.
   - Powiem- odwrócił głowę w jej stronę.- Powiem tyle, że lecę z tobą.
   Emilia szerzej otworzyła swoje niebieskie oczy.
   - Nie mogę puścić ani ciebie, ani twojej mamy do Nowego Jorku samej. Skąd wiesz, co on zaplanował, a co zrobi?
   - Nie wiem, co zrobił on, ale wiem, co zrobię ja- powiedziała, kiedy jakieś dziecko ich ominęło, uśmiechając się lekko.- Mam plan i zamierzam się go trzymać.
   Popatrzył na nią zaskoczony. Bardziej spodziewał się, że Emilia jedzie tam, nie przemyślając tego głębiej, ale jakże się mylił. Emilia wszystko już sobie obmyśliła.
   - I tak lecę z wami nawet jeśli tego nie chcecie.
   - Ja chcę- uśmiechnęła się do niego lekko, co odwzajemnił.
   Sara i Emilia pojechały jeszcze do rodzinnej miejscowości byłej modelki. Obie chciały pożegnać się z rodziną tak, jak wcześniej zrobili to ze znajomymi w rodzinnej miejscowości Kamila. Przyjechała też Joanna z mężem i dziećmi. Emilia razem z matką obiecały, że będą się widywać tak często, jak to będzie możliwe i że z pewnością będą dzwoniły. Sarze było o wiele trudniej stamtąd wyjechać. Z chęcią zostałaby z rodzicami, za którymi tyle lat tęskniła, ale nie mogła. Miała teraz o wiele ważniejsze sprawy do załatwienia, które nie mogły zwlekać.
   Bartek tak jak obiecał, poleciał z Sarą i jej córką do Nowego Jorku. Matka Emilii była bardzo zaskoczona, kiedy usłyszała, że mężczyzna ma im towarzyszyć, ale nie robiła z tym problemów. Można nawet powiedzieć, że odetchnęła z ulgą. Nie będą same. W trakcie długiego lotu, Emilia opowiedziała im swój plan. Sara nie od razu się zgodziła, ale w końcu uległa. Bartek jedynie pokiwał głową i obiecał, że zrobi wszystko, żeby plan się udał.
   I wszystko było dobrze do czasu, kiedy nie wysiedli z samolotu. Wtedy serce Emilii jakby zwariowało, zaczęło tak szybko bić, że kobieta myślała, że kolejny raz w swoim życiu straci przytomność. Zdążyła się już odzwyczaić od tego miasta, ale na swój sposób nawet za nim tęskniła. W końcu tu się wychowała i przeżyła tyle lat. Cała trójka do willi Zielonków pojechała taksówką. Sara nie chciała dzwonić po Brandona. Musiałyby jeszcze na niego czekać.
   - I jesteśmy w domu- powiedziała Sara, kiedy zamknęły się za nimi drzwi wejściowe.
   Emilia rozejrzała się dookoła. Niby nic się nie zmieniło. Odstawili swoje torby na podłodze i ruszyli w stronę salonu, jednak kiedy zrobili dosłownie jeden krok, usłyszeli kroki na schodach, gdzie wszyscy jednocześnie spojrzeli.
   - Tak, wyślij mi to do firmy- Blaise rozmawiał przez komórkę, którą jedną ręką trzymał przy uchu. Kiedy podniósł wzrok, zatrzymał się w półkroku. Nie spodziewał się domowników.- Oddzwonię do ciebie- zakończył połączenie.- Cześć- uśmiechnął się, stając przed nimi.- Co tu robicie?- był widocznie w szoku.
   Emilia miała coraz większą ochotę walnąć go z pięści w twarz. Najwyraźniej Sara także odczuwała taką potrzebę, ale według planu nie mogły dać po sobie poznać, ze coś jest nie tak. Bartek aż kipiał. Jego dłonie zaciśnięte były w pięści, a wszystkie jego mięśnie napięte.
   - Podobno mieszkamy- wysyczała Sara. Emilia spojrzała na nią. Nic nieświadoma Sara nie powiedziałaby tak do Danny'ego, którego tak bardzo lubiła.
   - Postanowiłyśmy wrócić. Koniec tych wakacji. Czas wracać do pracy- powiedziała Emilia, wymuszając uśmiech.- Muszę dużo się nauczyć.. w końcu nic nie pamiętam, ale też pójdę do mojego lekarza na badania.
   Taki właśnie był plan, a raczej jego część. Udawanie, że nikt nic nie wie, a Emilia wcale nie odzyskała pamięci. Danny był chytrzejszy niż ktokolwiek by mógł sobie pomyśleć. Gdyby od razu go zaatakowały, mógłby pokazać swoje prawdziwe oblicze, a w ten sposób miały trochę przewagi.
   Emilia z obrzydzeniem, objęła Blise’a ramionami w lekkim uścisku na przywitanie.
   - Muszę się zdrzemnąć- powiedziała szybko Sara, żeby tylko odejść od mężczyzny, który tak ich oszukiwał i dalej w to brnął. Bardzo szybkim krokiem weszła na piętro i zniknęła im z oczu.
   - Cześć- Blaise wyciągnął dłoń w stronę Bartka. Ten z lekkim opóźnieniem ją uścisnął.
   - Przepraszam cię, Danny, za mamę. Miałyśmy ciężki lot, a poza tym nie była zadowolona, że wracamy. Z chęcią by tam została- zaśmiała się cicho. Sama była zdumiona, że tak łatwo przychodziło jej kłamać w żywe oczy, ale była zadowolona. Wszystko szło według małego planu, który wymyśliła, czekając na Sarę zanim ta do niej przyjechała.
   - Nic nie szkodzi- wzruszył lekko ramieniem.- Będziecie coś jeść?
   - Nie- odpowiedzieli równocześnie. Spojrzeli na siebie, uśmiechając się lekko.
   - Właściwie to chciałabym zobaczyć te papiery, które mam podpisać- zaczęła Emilia.- I może pojechałabym do mojej firmy.. Muszę to wszystko ogarnąć, żeby móc stanąć na własnych nogach.
   - Emily, wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć, prawda?- spytał Blaise, a Emilia miała wrażenie, że zwymiotuje. Stała przed zabójcą swojego ojca i normalnie z nim rozmawiała.
   - Wiem, ale jednak wolałabym wziąć swój los w swoje ręce- ominęła go, idąc w kierunku salonu. Bartek ruszył za nią, a za nimi szedł Blaise. Kobieta przywitała się po drodze z gosposią, a następnie usiadła na kanapie. Miejsce koło niej zajął Bartek, jakby chciał ją bronić, a Blaise usiadł naprzeciwko.
   - Papiery mam w firmie- powiedział, strzepując niewidzialny pyłek ze swojej stanowczo za drogiej koszuli.
   - To wspaniale!- niemal krzyknęła.- Jedźmy tam. Załatwię wszystko za jendym zamachem.
   -To znaczy?- spytał. Bartek milczał. Bał się, że powie coś, co ich zdradzi. Ledwo się powstrzymywał, żeby nie rzuciać się z pięściami na oszusta, z którym przebywali w jednym pomieszczeniu.
   - Zobaczę, co ciekawego w firmie, przeczytam te dokumenty.. takie tam- machnęła dłonią.- Jedziemy?- wstała.
    - Nie przebierzesz się?- spytał mężczyzna zdziwiony. Emilia miała na sobie czarne rurki, granatową bluzkę i katanę.
    - Nie marnujmy czasu. Zadzwonisz po Brandona?- spytała. Blaise  skinął głową, wyciągając komórkę, którą wcześniej schował w kieszeni.- Bartek, jedziesz z nami?- spytała, odwracając w jego kierunku głowę.- Zobaczysz moją firmę- uśmiechnęła się lekko mimo całej sytuacji.
   - Oczywiście, że jadę- odpowiedział od razu.- Chyba nie sądzisz, że zostawiłbym cię z nim sam na sam- dopowiedział po polsku tak, żeby Blaise nie zrozumiał.- Emilia, nawet nie wiesz jak się powstrzymuję, żeby się na niego nie rzucić.. Z wielką przyjemnością zdjąłbym ten uśmieszek z jego ust.
   - Dasz radę- odpowiedziała także po polsku.
   - Barndon czeka na zewnątrz- poinformował Blaise.
   - Dobrze. Pójdę powiedzieć mamie- powiedziała, wychodząc z salonu.
   Tym razem Bartek został. Najszybciej jak potrafiła wbiegła po schodach i pobiegła do sypialni Sary. Kiedy weszła do środka, jej matka oglądała zdjęcia w albumach. Płakała.
   - Mamo, już niedługo wszystko będzie dobrze- pogładziła ją po plecach.- Teraz jedziemy do firmy.. Niedługo wrócę.
   - Proszę cię, uważaj- poprosiła, przytulając córkę.- Nie mogę patrzeć na tego człowieka.. On zabił Kamila- jej głos się załamał.- Nie mogę nawet przebywać z nim w jednym pomieszczeniu, a fakt, że jest w tym samym budynku co ja, mnie przeraża..
   - Musimy dać radę- uśmiechnęła się do swojej matki i wyszła, zamykając za sobą drzwi.
   Obaj mężczyźni w dziwnej ciszy czekali na nią na dole schodów. Wszyscy razem wyszli i  pojechali w odpowiednie miejce. Podczas drogi Blaise pytał o podróż, czas, kiedy Emilia wraz z Sarą były w Polsce i inne błahe sprawy. Emilia odpowiadała ogólnikami, omijając najważniejsze rzeczy takie, jak częściowe a w końcu pełne odzyskanie pamięci. Kiedy w końcu dojechali na miejsce, Emilia jako pierwsza wyszła z samochodu. Gdy Bartek do niej dołączył, nie tracąc ani chwili ruszyła w stronę drzwi wejściowych. Blaise kroczył tuż za nimi. Wszyscy przywitali się z sekletarką, którą mineli w holu.
   - Emily- kobieta zatrzymała się, kiedy usłyszała swoje imię wychodząc z ust oszusta. Odwróciła się w jego stronę i zmuszając się, uśmiechnęła się lekko.- Chcesz zobaczyć coś konkretnego, że tak szybko idziesz?
   - Zależy mi na czasie- wzruszyła ramionami.- Mam do nauczenia się wiele rzeczy, więc każda minuta jest cenna. A, i te papiery- przypomniała.
   - Tak, tak. Mam je trzy piętra wyżej w moim gabinecie- spojrzał na widnę.
   - Więc po nie idź- chciała się go jak najszybciej pozbyć i wreszcie chociaż na chwile odetchnąć. Mimo, że tak dobrze przychodziło jej udawanie, jej serce nieustannie dudniło jak oszalałe. Bardzo się bała, że popełni błąd, zostanie przyłapana i Blaise się wkurzy. Obawiała się, do czego jeszcze jest zdolny skoro chciał ją zabić.. Mógł zrobić wszystko. Stąpała po kruchym lodzie i musiała działać szybko.
   - W porządku- skinął głową.- Gdzie będziesz?- Bartka traktował jak powietrze. Nie był zadowolony z jego obecności, a Formański cały czas chodził spięty. Powstrzymywał się, używając przy tym całą swoją samokontrolę, żeby tylko się na niego nie rzucić.
   - W gabinecie taty.. w sumie to pewnie teraz moim.
   - Dobra. Zaraz wracam- posłał im ostatnie spojrzenie, odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku, z którego przyszli. Kiedy tylko zniknął za rogiem, Emilia rzuciła się niemal biegiem do gabinetu Kamila. Bartek zaskoczony ruszył za nią. Kobieta wpadła do pomieszczenia jak burza. Od razu podbiegła do komputera, z którego korzystał jej ojciec i go uruchomiła. Dopiero wtedy usiadła na skórzanym fotelu i nerwowo stukała paznokciami w „myszkę”.
   - Zamknij drzwi i nasłuchuj, czy ktoś idzie- powiedziała szybko do Bartka, który stał przy ścianie z zaskoczoną miną.
   - Mogę wiedzieć, co ty wyprawiasz?- spytał, podnosząc jedną brew do góry. Nic nie rozumiał, ale stanął przy lekko uchylonych drzwiach tak, żeby widzieć, czy korytarz jest pusty.
   - Muszę coś sprawdzić- serce w jej klatce piersiowej mało nie wyskoczyło. Wydawało jej się, że komputer urochamia się wolniej niż zazwyczaj, a czasu było coraz mniej. Nie mogła zostać przyłapana przez Blaise’a. Wtedy zorientowałby się, że Emilia wszystko pamięta, między innymi wszystkie hasła bezpieczeństwa.
   Bartek patrzył na brunetkę, co jakiś czas zerkając przez szparę w drzwiach i nasłuchując. Kobieta z wielką wprawą coś wystukiwała na klawiaturze. Wypuściła głośno powietrze z ust, kiedy czekała aż z ekranu zniknie napis „Proszę czekać”. Jej palce dudniły jakiś znany tylko jej rytm na blacie biurka ze stresu. Przeczesała nerwowo swoje włosy i przygryzła dolną wargę, znowu stukając w klawiaturę. Chwilę to trwało.
   Nagle z jej twarzy odpłynęła cała krew i stała się blada jak ściana, w buzi zabrakło jej śliny, a powietrze stało się wyjątkowo ciężkie.
   - Boże..- szepnęła, zakrywając usta dłonią.
   Bartek popatrzył na nią nadal, nic nie rozumiejąc.
   - Co się stało?- spytał odruchowo.
   Kobieta podniosła na niego wzrok z ekranu komputera. W jej oczach pojawiły się łzy, kórych za wszelką cenę nie chciała wypuścić. Oparła się z bezradności o oparcie fotela.
   - Emilia, co się stało?- spytał głośniej.
   - O.. on- zająknęła się.- Okradł nas o dwa miliony dolarów- zakryła twarz dłońmi.
   Oczy Bartka powiększyły swoje rozmiary, kiedy nagle usłyszał czyjeś kroki, zbliżające się w ich stronę na korytarzu.
   - Idzie- powiedział szybko do Emilii. Ta znowu poczuła adrealine w żyłach, kiedy zorientowała się, jak mało czasu ma na ogarnięcie się. Najszybciej jak potrafiła nacisnęła odpowiedni przycisk na ekranie, tym samym wygaszając go. Nie miała już czasu, żeby wyłączyć go tak, jak powinna. Wstała z fotela i stojąc tyłem do drzwi, zaczęła desperacko machać sobie dłońmi przed oczami. Wiedziała, że są zaszklone.
   Kiedy usłyszała, że ktoś do nich dołączył, miała wrażenie, że jej serce nie wytrzyma i przejdzie zawał.
   - Przyniosłem- usłyszała tuż za sobą głos osoby, której tak nienawidziła.
   - To dobrze- powiedziała, odwracając się do niego przodem. Bartek stał przy kanapie ustawionej w rogu i wyglądał, jakby miał zabić Blaise’a.- Zaraz je przejrzę- powiedziała drżącym głosem. On ich okradł podczas ich nieobecności! Dwa miliony dolarów.. Czyżby miał taką dużą pewność, że Emilia nie będzie tego sprawdzała? A może miał jakis plan, który właśnie realizował?
   - Coś się stało?- spytał, mrużać oczy.- Płakałaś?
    Emilia przeklęła w duchu.
   - Przypomniałam sobie coś- wymyśliła na poczekaniu.
   - Przypomniałaś?- powtórzył szybko, patrząc na nią poważnie.- Co takiego?
   - Eee- podrapała się po głowie.- Jak poznałam Lucie- uśmiechnęła się lekko na wspomnienie przyjaciółki, ale też żeby jej słowa były bardziej prawdopodobne.
   - To… dobrze- powiedział przez zęby. Proste było, że nie podobało mu się, że Emilia „coś sobie przypomniała”. Kobieta już nie moła się doczekać, żeby zobaczyć jego minę, kiedy dowie się prawdy. O ile ją zobaczy..
   - Pokaż te papiery- dał jej do ręki kilka kartek.
   Emilia podeszła do fotela, na którym już siedziała. Chwilę patrzyła na zebranych, dłużej zatrzymując swój wzrok na Bartku. Zielonka pomału miała dość. Miała wielką ochotę wykrzyczeć cała prawdę, rzucić się na Blaise’a z pięściami i dac mu nauczkę, a tymczasem siedziała z nim w jednym pomieszczeniu i udawała, że mu ufa.. Nagle jej plan stracił sens, kiedy dowiedziała się o tych dwóch milionach. Nie była to mała suma..
   Usiadła w fotelu, zakładając nogę na nogę. W duchu modliła się, żeby Blaise nie zauważył, że komputer jest włączony. Wtedy wszystko by się wydało.
   - Usiądź sobie- wskazała fotel po drugiej stronie biurka. Mężczyzna wykonał jej polecenie.
   - Dać ci długopis?- spytał Blaise, sięgając do wewnętrznej kieszeni swojej marynarki.
   - Nie, nie trzeba- zahamowała go.
   Emilia opuściła wzrok na pierwszą kartkę, którą trzymała w dłoni. Nie do końca znała się na tym całym urzędowym piśmie. W końcu studiowała muzykę. Gdyby ktoś ją zapytał chociażby o historię muzyki to nie miałaby problemu, ale to co trzymała w dłoni można powiedzieć, że było dla niej czarną magią.
   Obaj mężczyźni śledzili każdy ruch kobiety. Była zdenerwowana- to było widoczne na pierwszy rzut oka i zauważył to też Blaise. Bartek ciągle miał go na oku. Denerwowała go ta cała gra, którą wymyśliła Emilia. Gdyby to od niego zależało, Blaise byłby już zakuty w kajdanki.
   Zarówno Holland jak i Formański czekali na werdykt Emilii.
   - Muszę to zanieść do prawnika ojca, żeby to przejrzał- powiedziała w końu. Bartek uśmiechnął się lekko.
   - D.. do prawnika?- powtórzył Blaise.- Jak?
   - Normalnie- wzruszyła ramionami, wstając.- Najlepiej zrobię to teraz, żeby mieć to z głowy- ruszyła w stronę drzwi.
   Poczuła nieprzyjemne ciarki, kiedy Holland złapał ją za dłoń tym samym zatrzymując ją. Bartek stanął tak, że wyglądał, jakby był w pełnej gotowości do walki.
   - Mogę to zrobić, jeśli chcesz- zaproponował Blaise. W Emilii aż krew się zagotowała.
   - Nie, dziękuję. Mogę zrobić to sama- powiedziała, nawet na niego nie patrząc. Wyswobodziła swoją dłoń z jego mocnego uścisku.- Nie chcę cię kłopoczyć.
    - Dla mnie to żaden problem- już sięgał po kartki, ale Emilia wyprostowała rękę, oddalając je od niego.- Mogę to naprawdę zrobić- mówił nerwowo.
    - Naprawdę nie trzeba. I tak bardzo nam pomogłeś- z trudem wypowiedziała te słowa. „Pomógł”. Aż zrobiło się jej niedobrze. Przypomniała sobie o włączonym komputerze, do którego podeszła.
    - Co robisz?- spytał Blaise,kiedy kobieta nachyliła się nad użądzeniem i zaczeła go wyłączać.
    - Zobaczyłam, że jest włączony. Musze go wyłączyć- powiedziała tym razem ona nerwowo. Chciała jak najszybciej wyjść.
    - Nikt go nie włączał od twojego wypadku, bo nikt nie zna haseł- zauważył. Emilia wyprostowała się jak drut. „Głupia, głupia, głupia” powtarzała sobie w głowie.
    - Był włączony- powiedziała niewyraźnie, szybkim krokiem opuszczając pomieszczenie.
   Szła tak szybko, że Bartek z trudem ją dogonił. Jej ojciec nie żył przez Blaise'a, a teraz ich okradł! Teraz już  Formański dotrzymywał jej kroku. Blaise nie szedł za nimi. Został na korytarzu. Jej serce ścisnęło się z bólu i rozpaczy. Tyle czasu wszyscy dali się oszukiwać, a on cieszył się, że rodzina Zielonków dała mu dach nad głową, darmowe jedzenie i dojazdy do pracy za darmo! Jakby tego było mało, pożyczał pieniądze nie tylko od Emilii, ale od wszystkich członków rodziny, których i taknie zamierzał oddać. Próbował wmówić jej kłamstwo, że byli parą, wykorzystując jej wypadek i udawał, że jest w niej zakochany.. Kobieta miała dość.
   - Emilia, uspokój się- poprosił Bartek, kiedy kobieta otworzył szklane drzwi, prowadzące do firmy gwałtownym ich pchnięciem.
    - Uspokój się?!- wydarła się na całe gardło, gwałtownie się zatrzymując i odrwacając się w jego stronę. Spojrzał na nią zaskoczony.- Czy ty siebie słyszysz, Bartek?! On nas okradł! Zabił mojego ojca!- w jej oczach pojawiły się łzy. Była wściekła, ale chciało się jej też płakać.
   - Wiem, ale musisz dać radę.
   - Nie- pokręciła przecząco głową.- Muszę, ale zrobić wszystko, żeby gnił w więzieniu do końca życia- wysyczała.
   - Co masz na myśli?- spytał. Zdążył się już pogubić.
   - Jedziemy na policję. Teraz i już, a później do prawnika- postanowiła.
   - A co z twoim planem?
   - Ja nie dam rady, Bartek- po jej policzkach popłynęły łzy.- Jestem z nim zaledwie od ponad godziny, a już nie mogę wytrzymać. Nie umiem patrzeć mu w oczy.
   Bartek podszedł do niej bliżej i objął ją ramionami. Zaczęła płakać w jego koszulkę, a on gładził ją pocieszająco po włosach. Myślała, że będzie to łatwiejsze.
   - Tak bardzo go nienawidzę- wymamrotała przez łzy.
   - Uwierz, ja też.
   Mężczyzna oparł sobie brodę na czubku jej głowy, pozwalając, żeby się wypłakała. Nie mógł patrzeć, jak bardzo cierpiała, ale znowu nie mógł zrobić nic, żeby ból był mniejszy. Kamila niestety nie mógł jej zwrócić, chociaż tak bardzo by chciał. Było to niemożliwe.
   Kiedy tak tam stali, na środku chodnika w centrum Nowego Jorku, w jeden z cieplejszych dni tej pory roku, mijani przez przypadkowych ludzi o przeróżnych narodowościach, pod ostrzałem kilkudziesięciu par oczu, obserwujących ich ukradkiem, upewnił się, że kocha ją całym sercem. Uświadomił sobie, że zaczął to czuć już wtedy, osiem lat temu, chociaż nawet o tym nie wiedział. Myślał, że to młodzieńcza miłostka, którą musi przejść każdy. Teraz był dorosły i wiedział, czym jest miłość. Właśnie to czuł do roztrzęsionej kobiety, tulącej się w jego pierś. Bolało go, że cierpiała, chciał zapewnić jej bezpieczeństwo, chroniąc ją nawet swoim własnym ciałem. Chciał ją widzieć szczęśliwą, uśmiechniętą i zadowoloną z życia tak, jak wtedy w Polsce, ale wiedział, że musi trochę minąć zanim tak się stanie.
   Wtedy właśnie Bartek obiecał sobie, że nie dopuści, żeby Emilia znów zapłakała przez faceta. Nie mógł dopuścić, żeby kiedykolwiek cierpiała tak, jak teraz. Wiedział, że drugiego takiego razu by on sam nie zniósł. Przechodził przez to wszystko razem z nią, przeżywając to co i ona. Musiał zrobić wszystko, żeby w końcu była naprawdę szczęśliwa. Już wystarczająco wycierpiała się w swoim życiu, co nie powinno mieć miejsca.


***

   Razem pojechali na komisariat policji. Oboje składali zeznania bardzo długo, a siedzący naprzeciwko nich mundurowy wszystko skrupulatnie zapisywał, kiwając wolno głową. Emilia przedstawiła swoje wszystkie dowody i opowiedziała całą historię, zaczynając od przypadkowego spotkania z „Danny’m” w podziemnym garażu firmy architektonicznej. Okazało się, że trzy stany USA poszukiwało nijakiego Ethan’a Blaise’a Holland’a. Mężczyzna po prostu za każdym razem zmieniał albo szyk swoich imion, albo wymyślał sobie całkiem nowe. Kiedy po ponad trzech godzinach wyszli z komisariatu, oboje byli wykończeni. Przez taki długi czas musieli tam siedzieć, powtarzając po kilka razy wersje wydarzeń. Co chwilę ktoś do nich dołączał, ktoś gdzieś dzwonił, informując, że znaleźli wreszcie tego, kogo tak długo szukali. Blaise był bardzo sprytnym człowiekiem. Musiał wszystko zawsze dokładnie planować, że za każdym razem udawało mu się uciec. Zielonkowie nie byli bowiem jedyną rodziną, którą okradł. Byli też i tacy, których doprowadził do ruiny, ale też tacy, którym udało się uniknąć najgorszego. Do wszystkich ich zostały wysłane odpowiednie pisma, żeby wstawili się na najbliższym komisariacie. W sprawę zostały bowiem zamieszane wszystkie stany, w których Blaise się pojawiał. Kradzieże nie były jego jedynymi wykroczeniami. Posiadał też fałszywe dokumenty i był mordercą.
   Mimo zmęczenia Emilia postanowiła od razu, że musi pojechać do ich prawnika. Chociaż prosiła Bartka, żeby wrócił do ich willi i zajął się  Sarą, ten był na tyle uparty, że postawił na swoim i pojechał razem z Emilią. Kobieta zadzwoniła do matki i powiedziała, skąd wraca i gdzie właśnie jedzie. Była modelka była w czystym szoku. Wyszła z domu najszybciej, jak tylko mogła, ponieważ Blaise już wrócił. Najzwyczajniej w świecie się go bała.
   U prawnika Emilia musiała wszystko opowiedzieć od początku. Chociaż było już dość późno, przyjął ich. Był ich doradcą w różnych sprawach od lat i należał do jednych z najlepszych prawników w kraju. Zaczął szukać jeszcze innych dowodów w sprawie oprócz tych, które dała mu Emilia. Po wielu wysiłkach odszukał detektywa, którego kiedyś zatrudnił Kamil i powołał go na świadka.
   Emilia bała się wracać do willi. W jednej z restauracji spotkała się z matką i wspólnie z Bartkiem opowiedzieli jej wszystko, co zaszło tego dnia z najmniejszymi szczegółami. W międzyczasie zjedli po lekkim posiłku. Żadno z nich nic nie jadło od przylotu i „kiszki im marsza grały”. Sara była wzburzona. Chcieli wrócić do domu i zobaczyć, co robi Blaise, ale strach dosłownie zjadał ich od środka. Bartek zgłosił się na ochotnika, żeby sam mógł pojechać i sprawdzić na czym stoją, ale Emilia stanowczo się temu sprzeciwiła. Kiedy tak siedzieli i rozmawiali o całej tej sprawie, rozmyślając, co zrobią dalej, do Emilii zadzwonił telefon. Był to ktoś z policji. Poinformował, że wyszło rozporządzenie o zgarnięciu Blaise’a Ethan’a Holland’a. Emilia poczuła ciarki na dole kręgosłupa, słuchając mundurowego. Z jednej strony się cieszyła, ale też obawiała. Miał zostać zatrzymany w ich domu, gdzie aktualnie przebywał.
   Kiedy kobieta zakończyła połączenie, czuła w gardle wielką gulę.  Nagle zapragnęła zwrócić wszystko, co przed chwilą zjadła.
   - Co się stało?- spytał Bartek, łapiąc ją za dłoń.
   - Za chwilę aresztują Blaise’a w naszym domu- wyszeptała. Z trudnościami łykała ślinę. Było jej niewyobrażalnie gorąco.
   - Jedziemy tam?- spytała Sara. Była równie roztrzęsiona co córka.
   Emilia chwilę się zastanowiła, ale w końcu skinęła głową. Zapłacili i wyszli. Taksówką pojechali pod willę, gdzie stały trzy czarne, duże samochodu. Wysiedli i biegiem wbiegli po schodach. Drzwi były otwarte na rozcież, a z piętra dobiegały jakieś krzyki. Po chwili grupa ubranych na czarno ludzi z ciężkimi butami na nogach, karabinami w dłoniach i maskami na twarzach zbiegło po schodach, ciągnąc za sobą siłą Blaise’a. Mężczyzna szarpał się, przeklinał, kopał owych mężczyzn, ale oni zdawali się nie zwracać na to uwagi. Najwyraźniej byli do tego przyzwyczajeni.
   - Ty dziwko!- krzyknął Blaise, plując śliną, kiedy na dole zobaczył Emilię. Kobieta lekko podskoczyła do góry, słysząc jego głos. Wspomnienia wróciły. Tak samo zachowywał się, kiedy odkryła jego oszustwo.- Popamiętasz mnie, suko!
   Bartek nie wytrzymał. Zerwał się i przepychając się pomiędzy facetami w czerni, podszedł do oszusta i wymierzył mu silny cios pięścią prosto w twarz. Blaise,  chociaż był trzymany z każdej strony przez mundurowych, zachwiał się do tyłu. Pomimo, że Bartek został odepchnięty w błyskawicznym tempie, był z siebie zadowolony.
   Podszedł do Emilii i przycisnął ją do siebie. Kobieta zakryła swoją twarz dłonią, żeby nie widzieć, jak Blaise zostaje siłą wyprowadzony z ich domu. W końcu nie wytrzymała i zaczęła płakać. Nareszcie go stąd zabrali. Został złapany.
   - Już po wszystkim.. Csii- Bartek kołysał się razem z nią w uścisku, żeby tylko ją uspokoić. Zerknął na Sarę. Lekko się do niego uśmiechnęła. Później spojrzała w górę schodów i łzy stanęły jej w oczach. Chciała dobrze razem z Kamilem, przyjmując pod swój dach „Danny’ego” a przez to straciła męża. Nie mogła sobie tego wybaczyć.
   - Niech pani się nie zadręcza- powiedział Bartek w jej stronę. Popatrzyła na niego.- Teraz będzie już tylko lepiej.
   - Dziękuję ci- popatrzyła mu prosto w oczy. Mówiła jak najbardziej szczerze.- Dziękuję- powtórzyła, kładąc swoją dłoń na jego ramieniu. Emilia podniosła swoją głowę do góry, żeby zobaczyć co się dzieje. Jej zaskoczenie było wielkie, kiedy zobaczyła całą sytuację, ale cieszyła się.
   Blaise’a już nie było, ale mimo to Emilia zapamiętała z najmniejszymi szczegółami jego twarz i ostatnie słowa. Czy była to groźba, której miała się bać? Tego nie wiedziała, ale odetchnęła z ulgą. Dała radę i oszust i morderca został złapany. Chociaż nie wykonała swojego planu, nie żałowała. Wręcz przeciwnie. Blaise nie spodziewał się aresztowania, więc nie miał szans na ucieczkę. Kiedy rozmawiali z jednym z policjantów dowiedzieli się, że został zastany na pakowaniu. A więc chciał uciec.. Na szczęście nie zdążył.

***

   Kiedy wszyscy ochłonęli, Emilia zadzwoniła do Lucie i wszystko jej opowiedziała. Piosenkarka przez cały czas od wyjazdu przyjaciółki myślała tylko o niej. Bała się, że coś się stanie, ale ucieszyła się szczerze, kiedy Emilia do niej zadzwoniła.
   Zielonka siedziała na krześle przy czarnym fortepianie, stojącym w rogu. Przez ostatnie dziesięć minut grała. Dawno już tego nie robiła i zatęskniła za tymi pięknymi dźwiękami, wydobywającymi się z instrumentu.
   W pewnym momencie jej telefon wydał z siebie dźwięk, przychodzącej wiadomości. Kobieta przerwała granie i wyciągnęła urządzenie z kieszeni. Kevin.



Emily, już nie musisz się niczym obawiać. Wszystko załatwiłem z TYMI ludźmi. Nie będą cię nękać. Jesteś już bezpieczna.

Kevin.

   Kobieta zaciągnęła się powietrzem. „Wszystko załatwiłem”.. Wszystko, czyli co? Zaczęła się bać. Ot tak załatwił sprawy z tymi niebezpiecznymi ludźmi? Musiała z nim porozmawiać i to najszybciej jak to było możliwe. Wybrała jego numer i zadzwoniła.
   - Emily..- w jego głosie słychać było jedynie zaskoczenie.
   - Tak, to ja. Kevin, co masz na myśli, pisząc „wszystko załatwiłem”?- spytała bez zbędnych wstępów.
   - Nie będą cię nękać.. Wszystko wróciło do normy- niemal wyszeptał.
   - A.. ale jak?- nie rozumiała.
   - Emily, proszę.. nie zadawaj tylu pytań. Ważne jest, że dali ci spokój.
   - Chcę wiedzieć- upierała się przy swoim.
   - Ale się nie dowiesz- powiedział dobitnie. Emilia fuknęła pod nosem.- Mogę ci jedynie powiedzieć, że bardzo duży wkład w to wszystko, co miało miejsce miał Danny.. a raczej Blaise.
   Cała ta sprawa zdobyła bardzo dużo rozgłos medialny. Prasa, telewizja, intrnet i inne źródła masowego przekazu nie mówiły o niczym innym. I znowu rodzina, chociaż niepełna, Zielonków znalazła się na językach wszystkich. Ale nie była to jedyna sprawa, o jakiej mówiono. Powrót pamięci Emilii, która już odwiedziała swojego lekarza, także wywołała falę dyskusji.
   - Jak to Blaise?- znowu poczuła szybsze picie serca na wspomnienie o tym mężczyźnie. Wstała, okrążając fortepian.
   Za swoimi plecami poczuła obecność Bartka. Mężczyzna owinął swoje dłonie wokół jej pasa i przytulił ją do swojego torsu.
   - Należał do nich.. kiedyś. To on ich na ciebie nasłał, wmawiając im, że dostaną pieniądze- Bartek zmarszczył czoło. Słuchał, co mówił Kevin, trzymając głowę na ramieniu Emilii.- A kiedy dowiedzieli się, że byłaś moją narzeczoną, wmawiali mi te wszystkie głupoty, że nie dadzą ci spokoju, jeśli nie wrócę.
   - Wszystko jest związane z nim…- wyszeptała.
   - Tak… Ale razem z jego zniknięciem, rozpłynęły się twoje zmartwienia.
   - Dziękuję, Kevin- powiedziała szczerze.- Naprawdę ci dziękuję. Za wszystko, co zrobiłeś. Wiedz, że jeżeli będziesz potrzebował mojej pomocy, możesz śmiało dzwonić, pisać lub przyjechać- zerknęła na Bartka. Uśmiechnął się do niej lekko.
   - To ja ci dziękuję, Emily.. Jesteś niesamowitą osobą..
  Emilia uśmiechnęła się do siebie. Nareszcie miała okazję być naprawdę szczęśliwa. Wszystko, co złe z, a ona wreszcie poczuła się odprężona. Po tylu nieszczęściach, które ją i jej rodzinę spotkały, miała możliwość, żeby odpocząć. Dlatego też zaraz po rozprawie w sprawie Blaise’a Ethan'a Holland’a, która odbyła się trzy miesiące później Emilia razem z Bartkiem pojechali do Tajlandii.
   Sama rozprawa była dla wszystkich bardzo stresująca. Mieli znowu zobaczyć Blaise’a. W sądzie siedzieli jak na szpilkach. Znowu każdy z nich musiał zeznawać, a złowrogi wzrok Holland’a siedzącego w asyście trzech policjantów jedynie potęgował ich uczucie. Jednak musieli dać radę. Sara rozpłakała się, kiedy mówiła o zamierzonej śmierci męża. Za każdym razem tak było. Po prostu była modelka nie mogła sobie nadal wybaczyć, że byli tacy naiwni. Kiedy mówiła Emilia, ciągle czuła na sobie wzrok Blaise’a. Miała wrażenie, że miał wielką ochotę wydrapać jej oczy. W końcu to ona go wydała.. Ale już się nie bała. Zeznawał także Bartek, ale powtórzy praktycznie to, co jego poprzedniczki. Na rozprawie wstawiły się też osoby, która już wcześniej zostały oszukane przez Holland’a. Była nią między innymi jakaś kobieta po czterdziestce, ale w większości były to młode osoby zwłaszcza kobiety. Każdej z nich mówił coś innego na swój temat. Wychodziło na to, że nigdy nie powiedział prawdy, ale teraz było to nieważne.
   Nie było innego wyjścia i sędzia z czystym sumieniem skazał Blaise’a Ethan’a „Danny’ego” Holland’a na dożywocie. Dopiero po ogłoszeniu wyroku Emilia odetchnęła z ulgą. Mężczyzna został wywieziony do innego stanu, gdzie miał odsiadywać swoją karę w szczególnie strzeżonym więzieniu z wyjątkowo silnym rygorem.

***

   - Krabi jest śliczne- powiedziała zachwycona Emilia, leżąc obok Bartka na piaszczystej plaży z kolorowym sokiem w szklance o dziwnych kształtach. Wygrzewali się na słońcu, popijając co chwila swoje napoje.
   Przylecieli samolotem do Tajlandii trzy dni temu. Postanowili odpocząć po ciężkich wydarzeniach ostatnich miesięcy. Bawili się świetnie, a pogoda im jak najbardziej sprzyjała. Aż nie chciało się stamtąd wyjeżdżać. Czuli się tam jak w raju.
   Emilia wróciła do jej ukochanego blondu na głowie. Kosztowało ją to wiele rozjaśnień włosów, ale w końcu się udało i teraz ponownie została blondynką. Jedyna różnicą były pasemka i to, że nadal codziennie używała prostownicy do włosów. Ale była zadowolona.
   - Masz rację- przyznał Bartek. Na jego nagim torsie wysychały pomalutku krople wody, z której jakiś czas temu wyszedł wyszedł.
   - Zadzwonię do mamy i zaproponuję jej to, o czym rozmawialiśmy- powiedziała, szukając komórki w swojej materiałowej torebce. Kiedy w końcu go odnalazła, wystukała odpowiedni numer i przyłożyła urządzenie do ucha. Sara odebrała po trzech sygnałach.
   - Mamo, mamy z Bartkiem dla ciebie propozycję- uśmiechnęła się do chłopaka, który to odwzajemnił.- Wspólnie uznaliśmy, że powinnaś odpocząć i chcielibyśmy zaproponować dołączenie do nas w Krabi!
   Sara na początku nie chciała się zgodzić i Emilii zajęło pół godziny zanim nareszcie była modelka zgodziła się do nich przylecieć na urlop. Zielonka uśmiechnęła się szeroko, kończąc połączenie.
   - Mamy jakieś plany na dzisiaj?- spytał Bartek, patrząc spod swoich ciemnych okularów. Kobieta pokręciła przecząco głową, chowając komórkę na jej poprzednie miejsce.
   - W takim razie- przekręcił się na bok- Idziemy na zakupy- uśmiechnął się ślicznie.
   - Na zakupy?- powtórzyła zdziwiona.- Jakie zakupy?
   - Codziennie chodzimy coś zwiedzać, a dzisiaj pójdziemy na zakupy.
   - Dlaczego?
   - Bo nie mamy co jeść- prychnął.- Tak o mnie dbasz?- zrobił smutną minkę.- Chodzę głodny.
   - Znalazł się głodomór- parsknęła śmiechem.- Ciągle coś jesz- zauważyła z uśmiechem.
   Emilia i tak zgodziła się. Razem poszli do swojego pokoju, który tymczasowo zamieszkiwali i przebrali się. Godzinę później byli już w mieście. Wchodzili do każdego napotkanego po drodze sklepu i zazwyczaj coś kupowali. Zaopatrzyli się w owoce, warzywa, napoje, ale też Emilia nie zrezygnowała ze ślicznej bluzki, którą sobie upatrzyła. Na końcu weszli do jednego z większych sklepów, który wyglądem nieco przypominał supermarket. Chodzili między regałami, co chwile wrzucając coś do swojego koszyka, który niósł Bartek.
   - Pójdę poszukać pasty do zębów- powiedział, kiedy Emilia zatrzymała się przy stoisku z gazetami. Kobieta skinęła lekko głową na znak, że zrozumiała. Mężczyzna ruszył w odpowiednim kierunku i chwilę później zniknął jej z oczu.
   Kobieta włożyła do koszyka, który zostawił jej Bartek, jedną z gazet, w której wypatrzyła artykuł o swojej rodzinie. Prasa już prawie o nich nie pisała, a takie przypadki trafiały się sporadycznie, więc ciekawa była, o co chodziło tym razem. Odwróciła się na pięcie i wpadła centralnie w jakąś kobietę. Ta wystraszona upuściła zawartość swoich rąk, na którą składało się kilka gazet w tym ta, którą także postanowiła kupić Emilia. Blondynka w jednej chwili schyliła się i zaczęła zbierać czasopisma.
   - Najmocniej przepraszam- zaczęła, chociaż nie miała wcale pewności, że kobieta rozumie po angielsku.- Potrafię być bardzo nieostrożna- zaśmiała się nerwowo. Kiedy stanęła na równe nogi, uśmiechnęła się lekko do kobiety. Spojrzała na jej twarz, oddając jej gazety i zamarła. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Gwałtownie zamrugała, żeby upewnić się, że wzrok ją nie myli.
   - Nic się nie stało- odpowiedziała owa kobieta. Wyglądała na przestraszoną, ale jednocześnie szok wymalowany był na jej twarzy. Emilia nie była pewna, ale wydawało jej się, że w oczach pojawiły się jej łzy.. Ale dlaczego?- Każdemu się może zdarzyć- jednak umiała angielski.
   - Tak- Emilia patrzyła na nią, jakby była jakaś nienormalna. Po prostu miałą wrażenie, że jej wzrok zaczyna płatać jej figle.
   Kobieta stojąca przed nią była niemal identyczna jak Sara! Prawie identyczne rysy twarzy, figura.. Jedynym co się nie zgadzało to kolor włosów. Owa kobieta miała je w kolorze czarnym, a Sara była blondynką.
   - Przepraszam, że tak patrzę, ale… jest pani niemal identyczna jak moja mama- wytłumaczyła z lekkim uśmiechem. Nie chciała być uważana za chorą psychicznie.
   - Podobno każdy z nas ma swojego sobowtóra gdzieś w świecie- uśmiechnęła się nerwowo.- Pójdę już- powiedziała i nie odwracając się za siebie, ruszyła szybkim krokiem w stronę kas.
   Chwilę potem wrócił Bartek. Emilia powiedziała mu o dziwnym spotkaniu, ale mężczyzna uznał, że najnormalniej w świecie są do siebie podobne i to wszystko.
   Wrócili i poszli na plażę, żeby do końca wykorzystać słoneczny dzień, ale Emilia nadal w głowie miała twarz kobiety o czarnych włosach i nie dawało jej to spokoju.

   Dwa dni później Emilia razem z Bartkiem stała na pobliskim lotnisku i czekała na matkę kobiety. Kiedy ta wyszła z odprawy, podeszli do niej wymieniając uściski.
   - Zobaczysz mamo, nie zapomnisz tych wakacji- powiedziała Emilia, kiedy szli w stronę postoju dla taksówek.
   Kobieta nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że miała stuprocentową rację.
   Bartek razem z Emilią oprowadzili Sarę po pobliskich miejscach, ale i tak głównie wypoczywali na plaży, która była główną atrakcją tego miejsca. Rzeczywiście była modelka niemal od razu się odprężyła i już po kilku godzinach spędzonych w Krabi czuła się wypoczęta jak nigdy.
   I tak płynęły im beztrosko kolejne dni aż do dnia, kiedy Sara poszła sama do miasta. Gdy nie było ją dość długo, Emilia postanowiła ruszyć w poszukiwanie matki. Przestraszyła się. Znalazła ją po godzinie, siedzącą w jednej z małych kafejek przy stoliku. Nie była sama. Jakże Emilia się zdziwiła, kiedy poznała osobę jej towarzyszącą. Była to kobieta, którą kilka dni wcześniej spotkała w sklepie! W pierwszej chwili pomyślała, że także musiały na siebie wpaść i postanowiły gdzieś usiąść. W końcu nie codziennie spotyka się osobę tak podobną do siebie. Jednak z każdym kolejnym krokiem, który Emilia stawiała w ich stronę, zauważała, że coś jest nie tak. Oczy nieznajomej były lekko zaczerwienione, a Sara płakała jak małe dziecko. Po jej policzkach spływało dosłownie morze łez, co trochę zaniepokoiło Emilię, dlatego przyśpieszyła kroku.
   Zatrzymała się, gdy była już dosłownie trzy metry od ich stolika. Wtedy usłyszała zdania, które zbużyły jej świat.
   - Saro, powiedziałaś jej?- mówiła owa kobieta o czarnych włosach. Co dziwniejsze mówiła po polsku.
   Była modelka spuściła głowę w dół, patrząc na szklankę, trzymaną w dłoniach.
   - Dobrze, że tego nie zrobiłaś- kontynuowała kobieta, patrząc prosto na Sarę.-  Jest szczęśliwa.. Jak myślisz, jakby zareagowała, gdyby dowiedziała się, że nie jesteś jej biologiczną matką, tylko jestem nią ja…
   I wtedy ją zauważyły.


_______________________________
Witam Was z przedostatnim rozdziałem "Gotta go my own way"!
Tak, wiem rozdział jest taki bardzo długi.. Mam nadzieję, że nie ciągnął się wam w nieskończoność?

Przepraszam! Gdybym miała więcej czasu i do dyspozycji większą ilość rozdziałów z pewnością wszystko to opisałabym bardziej szczegółowo, wprowadziłabym więcej akcji, ale „na złamanie karku” chcę się ze wszystkim wyrobić, więc jeszcze raz bardzo przepraszam! I bez tego rozdział wyszedł baaardzo długi i nie chciałam, żeby wszyscy się tu ponudzili na śmierć ;P Myślałam też, żeby rozbić go na pół, ale wtedy to już na pewno bym się nie wyrobiła. Jest to najdłuższy rozdział w  tym opowiadaniu, ale też chyba najwięcej się dzieje, prawda?
I teraz kluczowe pytanie: co o tym wszystkim sądzicie i czy się podobało? A, no i czy się spodziewałyście takiego czegoś na samym końcu opowiadania?
Czekam na odpowiedzi :D

Dzisiaj jest taki szczególny dzień, bo oficjalnie zaczynają się wakacje! :D Dlatego też chciałabym wam życzyć  wesołych, słonecznych dni, które spędzicie jak najlepiej, miłego wypoczynku oraz uśmiechu na twarzach, żebyście we wrześniu mogły powspominać z uśmiechem te dwa miesiące i abyście niczego nie żałowały :D



Tymczasem zapraszam już za tydzień na ostatni rozdział opowiadania.
Całuję :*

piątek, 19 czerwca 2015

Rozdział 38

   Emilia stała, patrząc raz na Lucie, a raz na mężczyznę imieniem Kevin. Nie wiedziała, co powiedzieć. Kiedy Joanna opowiadała jej o Lucie, wspomniała coś o jakimś Kevinie, przypomniała sobie, ale nie sądziła, że był dla niej kimś ważniejszym. Jak się okazało, był. Kobieta wróciła pamięcią do chwil, kiedy oglądała zdjęcia w albumach po powrocie ze szpitala. Miała ochotę strzelić sobie z otwartej dłoni w czoło. Jak mogła nie skojarzyć imion? Mogła już wtedy zapytać Joannę o Kevina, z którym miała tyle zdjęć z kilku lat jej życia. Jak na złość nawet o tym nie pomyślała. Prawie całkowicie zapomniała o tej osobie, która stała teraz niemal tuż przed nią i czekała na jej ruch. Spojrzała mu prosto w oczy.
   - Po co przyjechałeś?- spytała spokojnie, zakładając ręce na piersiach.
   - Porozmawiać- odpowiedział. Emilia usłyszała coś na kształt mruknięcia ze strony Lucie. Kobieta spojrzała w stronę przyjaciółki. Wyglądała, jakby chciała zabić Kevina własnym wzrokiem.
   - O czym?- przymrużyła oczy, jakby chciała wykryć jakieś kłamstwo. Trochę dziwiła ją postawa przyjaciółki.
   - Nie wiem- westchnął.- Właściwie nie wiem, po co przyjechałem. Może chciałem cię zobaczyć? Nie wiem..- pokręcił głową.
   Emilia patrzyła na niego uważnie. Następnie swój wzrok przeniosła na Lucie i Annę, uśmiechając się lekko w ich kierunku.
   - Możecie nas zostawić samych?- spytała. Oczy Lucie powiększyły swoje rozmiary.- Lucie, tylko z nim porozmawiam- uspokoiła, chociaż nadal nie znała powodu zachowania blondynki. Anka posłusznie wstała z kanapy i posyłając lekki uśmiech w stronę Emilii, wyszła, kierując się w stronę schodów. Lucie jeszcze chwilę siedziała na swoim miejscu, ale później powoli wstała, uważając na swoją córeczkę.
   - Emilka, proszę cię, zwracaj uwagę na to, co słuchasz- poprosiła szeptem. Emilia zmarszczyła czoło, jeszcze bardziej nic nie rozumiejąc, ale powoli skinęła głową. Następnie poczekała aż jej przyjaciółka zniknie jej z pola widzenia.
   - Usiądź- zwróciła się do byłego narzeczonego, wskazując kanapę, na której już wcześniej siedział. Chwilę się zawahał, ale usiadł, a Emilia naprzeciwko niego w fotelu, w którym chwilę wcześniej siedziała Lucie.- Chciałeś porozmawiać- przypomniała. Skinął ledwo widocznie głową, nawet na nią nie patrząc.- Bo.. wiesz..- podrapała się po karku.- Ja cię nie pamiętam. Wiem tylko, że byliśmy kiedyś zaręczeni.
   - Zaręczeni- prychnął pod nosem.- Tak, byliśmy zaręczeni- pokręcił głową.
   - Jeśli chcesz, możesz mi coś o nas opowiedzieć- zaczęła niepewnie. Pomyślała, że dobrze by było wiedzieć, jakie relacje ich łączyły po zerwaniu.
   - O nas?- zaakcentował drugie słowo. Skinęła wolno głową.- Co tu mówić- wzruszył ramionami. Siedział pochylony lekko do przodu, opierając się na rękach opartych na kolanach.- To trochę skomplikowane.
   - Ale chciałabym wiedzieć.
   - Cholera, Emily- opuścił swoją głowę w dół tak, że niemal brodą dotykał klatki piersiowej.- To tak cholernie trudne- przejechał dłońmi po swojej łysinie, która z pewnością nie była wynikiem wieku.
   - Więc mi to wytłumacz- szepnęła. Albo jej się wydawało, albo usłyszała chlipnięcie. Zmarszczyła czoło. Kevin płakał? Nie, to nie było możliwe.
   - W życiu popełniłem tyle błędów..- jego głos się urwał.
   - Każdy je popełnia- zawahała się, czy nie wstać i do niego nie podejść, ale zrezygnowała.
   - Tylko, że za moje błędy płacisz ty- wyprostowała się. Ona płaci za jego błędy? Ale jak? Zastanawiała się.- Nie pamiętasz, ale tak bardzo cię zraniłem- i wtedy podniósł swój wzrok na nią. Jej buzia bezwładnie się otworzyła, kiedy zobaczyła jego czerwone oczy pełne łez, które co chwila spływały po jego i tak już mokrych policzkach.
   - Kevin- wstała i przysiadła na nogach tuż koło jego kolan. Wciąż na nią patrzył.- Dlaczego płaczesz? Ja nie pamiętam, co nas łączyło i co się między nami stało, ale chcę, żebyś mi to powiedział-  ponownie spuścił swoją głowę.- Ej- położyła swoją dłoń na jego kolanie. Nawet nie zdała sobie sprawy z tego, że dotknęła lekko jego słoni, która teraz leżała na jego udzie.- Ke..
   Urwała, kiedy znowu zobaczyła te obrazy.

   - Mam dla ciebie niespodziankę- powiedział zadowolony.
   - Jaką?- spytała z ciekawością.
   - Mam taki pomysł, żeby w ten weekend pojechać do Miami. Spędzilibyśmy trochę czasu razem. Już nawet zarezerwowałem pokój w hotelu i dwa bilety na samolot.
   - Może dałoby się to zrobić w następny weekend?
   - Dlaczego?- spytał z ironicznym uśmiechem.
   - To z powodu kogoś z moich przyjaciół. Lucie przyjeżdża właśnie w ten weekend.
   - Rozumiem- rzucił wyraźnie niezadowolony.- I to z nią chcesz spędzić ten weekend nie ze mną.
   - Nie, nie o to chodzi. Możemy się spotkać we trójkę, ale też chciałabym mieć trochę czasu tylko dla niej.
   - Przecież w Miami wszystko jest już gotowe.
   - Kevin, ona została napadnięta. Muszę być przy niej. To moja przyjaciółka.
   - Nie masz w ogóle czasu dla mnie. Wcześniej szkoła, później wyjazd do Polski, teraz Lucie.
   - To nie tak, Kevin- powiedziała łamiącym się głosem. Nie lubiła się z nim kłócić. Był na nią tak zły, że nie życzył sobie nawet żeby go dotykała. Kiedy ta próbowała położyć rękę na jego ramieniu, strząsną ją i się odsunął. – Dlaczego nie chcesz spędzać czasu z moimi przyjaciółkami. Polubiłbyś je. Olivii nawet nie znasz, a od razu ją znielubiłeś.
   - Nie widzę sensu, żeby spotkać się w ten weekend z tobą i tą twoją koleżanką, kiedy ja mogę  bawić się w Miami jak król- odwrócił się do niej tyłem.
   - Ja twoich znajomych nie unikam!
   - Spędziłbym z wami z chęcią czas, gdyby to nie wymagało
zmiany moich planów.


   - Co tu się u diabła dzieje?- spytała, stając w drzwiach.
   - Dzień dobry- mówiła, dysząc.- Wie może pani, gdzie jest Kevin?
   - Wyprowadził się przecież- odpowiedziała, machając rękami.
   - Wyprowadził się?- Emilia nie wierzyła własnym uszom.
   - Tak. Do Waszynktonu chyba.


   - Nie udawaj, że nie wiesz, o co mi chodzi- odepchnął się od maski samochodu i zrobił dwa kroki w jej stronę, ale ona tyle samo się cofnęła. Zaczynał ją przerażać.- Kamil Zielonka. Mówi ci to coś?
   - Czy ty sugerujesz, że zabiłam własnego ojca?!- krzyknęła,a jej głos odbił się echem po parkingu.
   - Ja jestem tego niemal pewny- sprostował. Emilia potarła palcami czoło. Czegoś takiego się nie spodziewała.
   - Na jakiej podstawie? Kochałam go!- w środku aż się gotowała ze złości.
   - Jesteś teraz bogatsza o jakieś kilka milionów, często się kłóciliście…
   - Kevin, to mój ojciec! Jak możesz w ogóle tak myśleć?! Znasz mnie już na tyle dobrze, że powinieneś wiedzieć, iż na pieniądzach mi nie zależy. Poza tym, kiedy wybuchł pożar byłam w Polsce. Jakim sposobem miałabym go zabić? Myślisz, że podpaliłabym całe piętro w biurowcu?!- była oburzona. Jak Kevin mógł myśleć,że to ona zabiła Kamila?
  - Istnieją różne sposoby. Mogłaś komuś zapłacić..
  - Kevin, zejdź na ziemię! Jak możesz mnie oskarżać o coś tak okropnego?! Nigdy bym nikogo nie skrzywdziła, a tym bardziej własnego ojca! Nie widzisz, jak żałosne są twoje słowa?


   Emilia zaczęła gwałtownie mrugać powiekami. Kiedy sobie coś przypominała, wyglądała jak w jakimś transie. Na dodatek strasznie bolała ją głowa. Kevin nie wiedział, co się dzieje. Popatrzył na nią zdziwiony. Kobieta położyła płasko dłoń na swoim czole, wracając na swoje wcześniejsze miejsce.
   - Już nie musisz mi nic tłumaczyć- wymamrotała.- Przypomniałam sobie kilka… scen.
   - Przypomniałaś sobie?- jego oczy przypominały okrągłe monety.- Emily, wraca ci pamięć!
   - Tak- uśmiechnęła się lekko jednak szybko kąciki jej ust opadły w dół.- Traktowałeś mnie okropnie..- wyszeptała.
   - Wiem- skinął smutno głową.- Miałem powody..
   - Dlaczego teraz przyjechałeś?- przerwała mu.- Dlaczego, Kevin? Teraz chcesz rozmawiać? Teraz?- powtórzyła.- Gdzie byłeś wcześniej?- prawie krzyczała. Sama już nie wiedziała, co czuje. Na dodatek teraz, kiedy sobie przypomniała, jaki dla niej był.- Dlaczego teraz? Teraz, kiedy nie wszystko pamiętam, a właściwie prawie nic... Co robiłeś wcześniej?
    - Wcześniej robiłem wszystko, żeby ci skurwiele nic ci nie zrobili!- wykrzyczał na całe gardło, gwałtownie wstając tak, że aż wbiła się zaskoczona w fotel.
   Jego klatka piersiowa bardzo szybko się unosiła i równie szybko opadała. Dłonie zaciśnięte miał w pięści, a usta zacisnął w wąską linię. Po jego wcześniejszych łzach były jedynie ślady w postaci lekko wilgotnych policzków. Przez chwilę oboje milczeli. Emilia oblizała swoje suche wargi i dopiero wtedy na niego spojrzała.
   - Co masz na myśli?- spytała cicho, jakby bojąc się, że Kevin znowu wybuchnie niczym wulkan.
   Odwrócił się do niej tyłem i stanął przy oknie z widokiem na ogród. Patrzył za szybę, ale nie na nią, co ją trochę zdenerwowało.
   - Nie spotkało cię nic dziwnego od wypadku?- nadal stał tyłem.
   Spotkało, ale nie chciała mu o tym mówić. Nikomu nie chciała mówić. Dlaczego? Tu chwilę się zastanowiła.. A jeżeli o mężczyźnie z parku i tym, który do niej dzwonił, a następnie który siedział w czarnym BMW, wiedział coś Kevin? Może wyjaśniłoby się wszystko? Dostałaby odpowiedzi na swoje pytania?
   - Nie- stchórzyła. W jakiś sposób się bała.
   Ta odpowiedź podziałała na Kevin’a jak czerwona chusta na byka. Odwrócił się gwałtownie i rzucił jej spojrzenie, które można było uznać za groźne.
   - Nie kłam- prychnął.- Wiem, kiedy kłamiesz. Emily, byliśmy razem nie rok czy dwa. Wiem o tobie więcej niż możesz sobie myśleć.
   Spuściła głowę, jakby została za coś karana.
   - W takim razie, dlaczego mnie o to pytasz?
   Nie odpowiedział na jej pytanie.
   - Byli tu- powiedział, ponownie odwracając się do niej tyłem, jakby nie chciał patrzeć jej w oczy.
   - Kto?- spytała tak cicho, że sama zaczęła się zastanawiać, czy to nie były po prostu jej myśli.
   - Powiedz mi prawdę, ktoś do ciebie dzwonił, pisał.. cokolwiek?- spojrzał na nią przez ramię tylko po to, żeby chwilę później znowu odwrócić głowę.
   Emilia bawiła się własnymi palcami. Musiała powiedzieć.  Teraz albo nigdy. On mógł jej wszystko wytłumaczyć.
   - Ktoś..- chrząknęła w celu oczyszczenia gardła.- Jakiś mężczyzna zaczepił mnie raz..
   - Jorge- przerwał jej. Zmarszczyła czoło.- Przyjechał tu przede mną.
   - Kim jest Jorge?
   - To mój..- zawahał się- przyjaciel. Mów dalej- polecił nareszcie się odwracając. Oparł się niechlujnie o ścianę obok.
   - Ktoś inny do mnie najpierw pisał, później dzwonił. Widziałam go w..
   - Czarnym BMW, tak?- podniósł jedną brew do góry.
   - Tak- skinęła głową.- Skąd wiesz?
   - To oni- był widocznie zły. Z jego ust wydostała się wiązanka przekleństw.- Nie sądziłem, że przyjadą aż tutaj- prychnął.- Jak widać, są zdolni do wszystkiego- mruknął jakby sam do siebie.- Zrobili ci coś?- spytał szybko, gdy sobie uświadomił, że coś się mogło stać.
   - Nie- pokręciła przecząco głową.- Co mieli mi zrobić? Kevin, kim oni są?
   - Jeszcze nie jestem do końca pewien, co są w stanie zrobić… Trzeba dmuchać na zimne.
   - Kim oni są?- ponowiła pytanie, które najbardziej ją interesowało w całej tej sprawie.
   Kiedy jego oczy spojrzały prosto w jej, zauważyła, że są gotowe na wszystko. Jakby zaraz miał ruszyć i walczyć w wojnie, dosłownie.
   - To coś na kształt sekty- powiedział, a serce Emilii na chwilę stanęło. „Coś na kształt sekty” dudniło jej w głowie przez kilkanaście sekund.
   - Jak to, coś na kształt sekty?- spytała.- Albo są sektą, albo nie- wzruszyła lekko ramionami.
   Kevin westchnął najwyraźniej lekko zirytowany.
   - To skomplikowane- bąknął, siadając ponownie na kanapie.
   - Więc mi to wytłumacz- szepnęła ledwie słyszalnie.
   - Emily, nie jest ci to potrzebne- obrzucił ją spojrzeniem.
   - Ale chodzi o mnie!- podniosła głos.
   - Nie zmuszaj mnie…- jego cierpliwość się kończyła. Postanowił, że nie będzie jej wszystkiego mówił, żeby chociaż w pewnym sensie ją odciążyć z problemów, ale ona najwidoczniej nie zamierzała się poddać tak łatwo.
   - Kevin, chodzi o mnie, więc muszę wiedzieć- wstała, odgarniając z twarzy kilka kosmyków włosów.
   - Ale nie mogę ci powiedzieć!- nie patrzył na nią.
   - A właśnie, że możesz!- upierała się przy swoim.
   - Nie mogę..- pokręcił przecząco głową.
   - Kevin, musisz mi powiedzieć!- krzyknęła.- Ja chcę to wiedzieć! Im chodzi o mnie, tak?! Więc muszę wiedzieć na czym stoję!- przygryzł swoją dolną wargę.- Dlaczego jesteś taki uparty i nie chcesz nic powiedzieć?!
   - Bo cię, do cholery, kocham i nie chcę, żeby coś ci się stało!- wykrzyczał na całe gardło, gwałtownie wstając.
   Emilia nie była zdolna wymówić ani jednego słowa pod wpływem wielkiego zdumienia i zaskoczenia. Spuściła wzrok na czubki swoich stóp, zakrywając tym samym twarz włosami. Nie chciała patrzeć na Kevina. Nie potrafiła. Słyszała jedynie jego przyśpieszony oddech.
   Nastąpiła cisza.
   - Chyba powinienem..- zaczął niepewnie mężczyzna- teraz ci co nieco wytłumaczyć- podniosła na niego wzrok. Uśmiechnął się lekko w jej stronę.- Usiądź, proszę.
   - Dlaczego to powiedziałeś?- zignorowała jego prośbę.
   - Bo to prawda- wyszeptał tak, żeby usłyszała.
   - Zerwałeś ze mną i traktowałeś mnie okropnie- zauważyła.
   - To także prawda- zgodził się ze smutkiem wymalowanym na twarzy.- Chcę ci to właśnie wytłumaczyć. Usią…- nie dokończył, bo Emilia zajęła swoje poprzednie miejsce w fotelu, zakładając nogę na nogę. Kevin także opadł na kanapę, wzdychając.
   - Mów- Emilia przyglądała mu się uważnie.
   Chrząknął.
   - Pewnie nie pamiętasz, jak się poznaliśmy..
   Pokręciła przecząco głową.
   - Wiem tylko, że było to w Paryżu, kiedy poznałam Lucie- wiedziała to od Joanny.
   - Dokładnie. Podobno to miasto zakochanych…- uśmiechnął się smutno.- Nie od razu byliśmy razem. Ty wróciłaś do Nowego Jorku, a ja zostałem w Paryżu- przypomniał sobie ich pożegnanie na lotnisku. Obiecał jej wtedy, że jeszcze się spotkają.- Później zacząłem studiować w Nowym Jorku. Wiesz dlaczego?- pokręciła przecząco głową.- Żeby być blisko ciebie- uśmiechnął się na to wspomnienie, kiedy ją o tym poinformował.- Później stworzyliśmy poważny związek, który przetrwał tak długo..
   - Ale ty wszystko popsułeś- wtrąciła. Kevin zrobił niezadowoloną minę.
   - W pewnym sensie, tak. Zaczęliśmy się kłócić.. Bardzo często… Nawet gdybyś nie straciła pamięci, nie znałabyś prawdziwego powodu.
   - Sekta?- domyśliła się.
   -Tak- przytaknął.- Nie należałem do nich, ale robili wszystko, żeby mi zrujnować życie. Tacy właśnie są- jego wzrok zatrzymał się w jednym punkcie, którym był kwiatek doniczkowy ustawiony na parapecie.- Rujnują ludzi, tak jak zrujnowali mnie- Emilia słuchała w skupieniu. Było jej szkoda Kevina, z całego serca mu współczuła.- Rzuciłem pracę, wyjechałem.. ciebie traktowałem najgorzej jak to było możliwe.. nawet mój wygląd- prychnął.- Popatrz, co ze sobą zrobiłem. Przecież ja.. ja nienawidziłem tatuaży, a  wiesz, co zdobi moje ciało? Tatuaże- odpowiedział swoje pytanie. Ściągnął gwałtownymi ruchami bluzę, którą miał na sobie, ukazując gołe ręce, których nie zakrywała jego koszulka. Rzeczywiście całe jego górne kończyny pokrywały w większości czarne malunki. Kiedy Emilia chciała im się bliżej przyjrzeć, mężczyzna szybko narzucił na siebie bluzę.
   - Stoczyłem się na dno.
   - Nie mów tak.
   - Nie mówić?- prychnął.- Nie mam grosza przy duszy, pracy, ani mieszkania. Wszystko straciłem przez nich.
   - Jak tu przyjechałeś?- zapytała cicho.
   - Mama pomogła mi przejrzeć na oczy. W Waszynktonie chodzę na terapię, żeby wrócić do normalnego życia.. Ale to nie jest łatwe. Powiedziałem im, że z tym kończę, więc uczepili się ciebie- jego dłonie zaciśnięte były w pięści.- Pewnie chcesz zapytać, dlaczego ty?- wcale nie zamierzała, ale nic nie powiedziała. Dała mu kontynuować.- Chcą mnie jak najbardziej zranić za odejście. Próbowali mnie na różne sposoby szantażować. To bardzo niebezpieczni ludzie, Emily…
   - Zdaję sobie z tego sprawę..
   - Oni są mordercami- kiedy to powiedział, jej oczy powiększyły swoje rozmiary co najmniej dwukrotnie.- Nie mogę ich wydać policji.. Niejeden próbował i dołączył do listy zaginionych w niewyjaśnionych okolicznościach..
   - Kevin… to jest straszne- dopiero teraz sobie w pełni uświadomiła, w  jakim niebezpieczeństwie była.- Co zrobimy?
   - Zrobimy?- powtórzył.- Nie, Emily, ty nie będziesz nic robiła. Muszę to załatwić sam- wstał. Emilia zaskoczona także się podniosła.- Jeszcze nie wiem, jak, ale to zrobię. Obiecuję ci to tu i teraz.
   Położył swoją dłoń na jej policzku, patrząc jej czule w oczy. Nie trwało to długo. Jakby ktoś go poparzył, opuścił swoją rękę wzdłuż ciała i szybkim krokiem wyszedł, zostawiając Emilię z milionem kłębiących się w jej głowie myśli. Kobieta wolno weszła po schodach na piętro, a następnie weszła do sypialni, którą zajmowała aktualnie z Lucie i Lilly, śpiącą teraz w drewnianym łóżeczku. Blondynka od razu skierowała swój wzrok na przyjaciółkę, podchodząc do niej, jak ta tylko zamknęła drzwi.
   - Emilia, co się stało?- spytała przestraszona wyglądem Emilii. Kobieta, chociaż nie zdawała sobie z tego sprawy, była bardzo blada, a ręce telepały się, jakby były galaretą.
   - Och, Lucie.. Dowiedziałam się takich strasznych rzeczy- po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. Lucie od razu objęła ją ramionami i czule pogładziła ją po włosach. Pozwoliła, aby Emilia wypłakała się jej w ramię, a następnie usiadły i kobieta wszystko opowiedziała przyjaciółce, co właśnie usłyszała od Kevina. Lucie także była zdruzgotana. Emilii mogło się coś stać jeszcze przed wypadkiem! A to wszystko dlaczego? Bo Kevin odseparował się od sekty.
   W nocy Emilia spała bardzo niespokojnie. Co chwilę się budziła, dręczona koszmarami pod różnymi postaciami. Kręciła się na łóżku niespokojnie i cieszyła się tylko, że nie obudziła Lucie. O czwartej nad ranem nie wytrzymała i wstała. Po wsunięciu na swoje stopy klapek, zeszła po cichu na parter i wypiła dwie szklanki wody mineralnej. Kiedy i to jej nie pomogło, wyszła na zewnątrz, najciszej jak potrafiła, przekręcając kluczyk w zamku. Usiadła na jednym ze schodków, prowadzących do drzwi wejściowych. Musiała odetchnąć świeżym powietrzem. Podskoczyła, jak mała dziewczynka, kiedy poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. W pierwszej chwili chciała rzucić się do ucieczki z głośnym wrzaskiem, ale odetchnęła z ulgą, kiedy rozpoznała osobę, stojącą przy niej.
   - Co tu robisz?- spytała, pocierając dłońmi skórę na swoich ramionach. Na zewnątrz było chłodno, a ona wyszła w cienkiej pidżamie.
   - O to samo mógłbym spytać ciebie- Bartek ściągnął grubą bluzę i położył ją na ramionach Emilii. Kobietę od razu ogarnęło ciepło pod wpływem okrycia. Mężczyzna usiadł obok niej tak, że stykali się kolanami.
   - Musiałam pomyśleć- wzruszyła ramieniem.
   - To pomyślmy razem- uśmiechnął się, co odwzajemniła.
   Siedzieli tak przez jakiś czas w ciszy. Emilia nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, kiedy zasnęła, opierając swoją głowę na ramieniu Bartka. Ten, kiedy zorientował się, że Emilia śpi, najdelikatniej jak potrafił wziął ją na ręce w pozycji panny młodej i wolnym krokiem zaniósł ją łóżka.

  Emilia uchyliła lekko powieki, ale kiedy zdała sobie sprawę, że nie jest u Anny i Tomasza, otworzyła je gwałtownie, podnosząc się na łokciach. Rozejrzała się na boki i uśmiechnęła się sama do siebie. Następnie pokręciła z niedowierzaniem głową. Przeturlała się na drugą stronę łóżka, kiedy zdała sobie sprawę, że nie jest sama. Bartek leżał na podłodze, owinięty w brązowy koc jakby leżał w kokonie. Emilia z uśmiechem oparła głowę na dłoniach, leżąc na brzuchu. Przyjrzała się mężczyźnie. Wcześniej nie miała okazji bezkarnie mu się przyjrzeć i nie być narażona na żadne docinki. Bartek był niezaprzeczalnie przystojnym mężczyzną. Od zawsze wyróżniał się urodą, ale teraz z męskimi rysami był przystojniejszy niż kiedykolwiek wcześniej. Z pewnością jego wysportowana sylwetka przyciągała dziewczyny. Jednak on nie był żadną zainteresowany. Oczywiście miał kilka partnerek w swoim życiu, ale nie było to nic poważnego.
   - Podziwiasz widoki?- spytał Bartek sennie, uśmiechając się, chociaż jego oczy wciąż pozostawały zamknięte.
   Emilia speszyła się, wracając na miejsce, w którym się obudziła.
   - Nie- bąknęła, czując, że jest czerwona jak burak. Usłyszała, jak Bartek wyplątuje się z koca, ale nie patrzyła w jego stronę. Łóżko lekko się zakołysało. Dopiero wtedy przeniosła swój wzrok na Bartka, który siedział na drugim końcu posłania i się jej przyglądał.
   - Znowu u ciebie spałam- bąknęła.- Jak tu trafiłam?
   - Przyniosłem cię- wzruszył ramionami z uśmiechem.- Nie chciałem chodzić po domu Anki.
   - Przeze mnie będziesz cierpiał na bóle kręgosłupa- zaśmiała się pod nosem.
   - Mogę cierpieć. Ważne, że ty się wyspałaś.
   - Nie mogę aż tak nadużywać twojej gościnności.
   - Ja pozwalam. Rano była tu Lucie. Przestraszyła się, kiedy się obudziła, a ciebie nigdzie nie było… Czy coś się stało, że była taka przestraszona?- przymrużył oczy, przyglądając się uważnie Emilii.
   - Można tak powiedzieć, ale nie chcę o tym rozmawiać- wymamrotała.- Która godzina?- rozejrzała się w poszukiwaniu zegarka.
   - Dziesiąta- Bartek sprawdził godzinę w swojej komórce, która leżała na szafce koło łóżka.
   - Jej, muszę iść- zerwała się na równe nogi. Dopiero zdała sobie sprawę, że jest w swojej pidżamie, na którą składały się krótkie spodenki w zieloną kratę i cieniutka bluzka na ramiączkach w tym samym kolorze.
   - Poczekaj, zawołam Dagmarę, żeby ci coś pożyczyła- wstał i zaczął iść w stronę drzwi, ale Emilia go zatrzymała.
   - Nie, nie trzeba- powiedziała.- To tylko kilka metrów. Nic mi nie będzie.
   - Ale..
   - Nic mi nie będzie- zapewniła drugi raz.- Dziękuję za przenocowanie, co nie było konieczne. Mogłeś mnie obudzić.
   - Nie, nie mogłem. Emilia, to nie jest normalne, że o czwartej rano siedziałaś na schodach i, jak to nazwałaś, myślałaś- popatrzył jej w oczy.
   - To tak samo jak to, że o czwartej rano byłeś na ulicy- odgryzła się.- Jeszcze raz dziękuję. Do zobaczenia- pożegnała się szybko, założyła na nogi swoje klapki i wyszła z pokoju. Zbiegła po schodach w dół i wyszła na zewnątrz. Nikogo po drodze nie spotkała, z czego była bardzo zadowolona. Truchtem pobiegła do domu Tomka. Zdawała sobie sprawę z tego, jak strasznie musi wyglądać. Kiedy tylko zamknęła za sobą drzwi, tuż przed nią wyrosła Lucie.
   - Co robiłaś u Bartka?- spytała z cwanym uśmiechem.
   - Nic, co zapewne myślisz- przewróciła oczami.- Zasnęłam na schodach, siedząc z nim w nocy, a on zaniósł mnie do siebie, żeby nie chodzić po czyimś domu- weszły do kuchni. Emilia usiadła na krześle i sięgnęła po jabłko, leżące w misce.
   - Lubisz go, nie?- Lucie usiadła obok niej.
   Emilia popatrzyła na nią w pierwszej chwili zaskoczona, ale pokiwała twierdząco głową.
   - Stara miłość nie rdzewieje, prawda?- uśmiechnęła się szeroko.
   - Przestań- skarciła ją.- Ja nawet nie pamiętam, co nas łączyło.
   - Ale sobie przypomnisz, a jak na razie wygląda na to, że on ci się podoba!- pisnęła podekscytowana.
   - Gdzie Lilly?- Emilia szybko zmieniła temat, czując, że robi się jej gorąco.
   - Z Anią na spacerze. Ma wolne- odpowiedziała, ale szybko wróciła do poprzedniego tematu.- Emilka, wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć prawda?
   Emilia popatrzyła jej w oczy, przygryzając dolną wargę. Następnie uśmiechnęła się sama do siebie, patrząc na jabłko, które trzymała w dłoni.
   - O, mateńko! On ci się naprawdę podoba!- krzyknęła podekscytowana Lucie, a Emilia popatrzyła na nią z uśmiechem.
   - Chyba tak..- ugryzła owoc i zaczęła wolno przeżuwać zawartość swoich ust.
   - Emilia, jak ja się cieszę!
   - Ale nie krzycz tak- upomniała ją.
   - Nikogo tu nie ma- wzruszyła lekko ramionami.- Musisz mi wszystko opowiedzieć.
   - Nie ma co opowiadać. Po prostu, kiedy z nim jestem, czuję się taka…- nie mogła znaleźć odpowiedniego słowa- szczęśliwa. To głupie- pokręciła głową.
   - Nie, to wcale nie jest głupie. Czujesz coś do Bartka- Lucie uśmiechnęła się, pokazując swoje białe zęby.
   Emilia popatrzyła na swoje palce. Co do tego nie miała wątpliwości. Zaczęła coś czuć do Bartka, ale nie miała pojęcia, jak to się stało. Teoretycznie mało czasu spędzili razem ale to było coś takiego, jakby odrodziły się w niej stare uczucia. Ale podobało się jej to. Te motylki w brzuchu na samą myśl o tym mężczyźnie, uczucie szczęścia, kiedy był przy niej.. to było nie do opisania. Bała się tylko, że się zawiedzie. Mimo to nie potrafiła postrzegać go inaczej. Nie mogła. Nie chciała.

***

   - Emilia, nie dzwoniłaś, nie pisałaś przez tak długi czas. Co ja sobie miałam myśleć?- Sara była słyszalnie zła na córkę. Młodsza Zielonka zadzwoniła do swojej matki, kiedy zobaczyła w swojej komórce pięć nieodebranych połączeń od niej. Głupio się czuła, kiedy zorientowała się, że od jej przyjazdu tu nie odezwała się do Sary. Miała bardzo duże wyrzuty sumienia, ale jakoś wcześniej całkowicie o tym zapomniała. Za dużo się działo.
   - Przepraszam, mamo. To już się nie powtórzy, obiecuję- siedziała na kanapie w salonie z kolanami podsuniętymi pod klatkę piersiową.
   - Mam nadzieję. Kiedy wracasz?
   Emilia wyprostowała się. Nie chciała wracać, ale z drugiej strony tęskniła za ciotką, dziadkami, matką i oczywiście dziećmi. Brakowało jej ich, ale nie chciała znowu zostawiać Lucie. Ani odjeżdżać od Bartka. Podpowiedział jej wewnętrzny głos i niestety musiała przyznać mu rację.
   - Nie wiem. Nie myślałam o tym. A ty? Nie chcesz już wrócić do Stanów?
   - Nie chcę, ale z bólem serca będę musiała to wkrótce zrobić. Danny mieszka u nas.. i tak głupio się czuję, że zostawiłyśmy go samego.
   - Kiedy będziesz chciała, wrócę z tobą- powiedziała to niechętnie. Chciała zostać.
   - Emilia, dam sobie radę. Jeżeli Lucie cię potrzebuje, zostań.
   - Pomyślę nad tym- Emilia usłyszała dźwięk otwieranych drzwi wejściowych, dlatego wstała i ruszyła w tamtym kierunku. Uśmiechnęła się lekko, kiedy zobaczyła Bartka w korytarzu. Pokazała mu, żeby poczekał.
   - Dobrze się tu czuję, ale trzeba wrócić do rzeczywistości. A ty Emilia masz firmę do prowadzenia. Musisz się wszystkiego nauczyć. Danny dzwonił do mnie ostatnio. Przypominał o twoim podpisie.
   - Tak, jasne. Podpiszę odpowiednie papiery, kiedy wrócę do Nowego Jorku.
   Bartek oparł się o ścianę i patrzył na Emilię z rozbawieniem.
   - Mam nadzieję, że tam nie rozrabiasz.
   Emilia zaśmiała się w głos.
   - Mamo, nie jestem dzieckiem.
   - Wiem, ale dla mnie zawsze nim będziesz.
   - Wiem. Mamo, muszę kończyć. Zadzwonię niedługo.
   - Dobrze tylko tym razem postaraj się nie mieć ważniejszych spraw od zadzwonienia do starej matki.
   - Nie jesteś stara- Emilia przewróciła oczami.- Do usłyszenia, mamo. Kocham cię.
   - Ja ciebie też kocham, Emilia. Pamiętaj o tym.
   - Pamiętam- rozłączyła się.
   Dopiero kiedy schowała komórkę w kieszeni spodni, Bartek stanął prosto, wciąż na nią patrząc.
   - Rozmowa międzynarodowa?- zaśmiał się.
   - Nie do końca. Mama jest u dziadków.
   - Och- wyrwało mu się.
   - Pogodzili się i wszystko jest jak w prawdziwej rodzinie- wytłumaczyła.- Co tu robisz?
   - Chcę cię gdzieś zabrać- uśmiechnął się szeroko, a Emilii zmiękło serce.- I nie pytaj, gdzie, bo to niespodzianka- dopowiedział zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć.
   - Dobrze. Skoro niespodzianka- wsunęła na stopy buty i wyszli zaraz po tym jak Emilia napisała karteczkę, którą zostawiła na stole, z wiadomością, że wyszła.
   Bartek zaczął prowadzić Emilię w przeciwną stronę niż w tą, w którą zazwyczaj chodzili. Szli ramie w ramię, rozmawiając na przypadkowe tematy, kiedy ktoś wpadł na Emilię, o mały włos nie wylewając na nią kawy z plastikowego kubka, który roztrzaskał się na chodniku.
   - Przepraszam najmocniej- mówił w języku angielskim, co uczuliło Emilię. Bartek spojrzał na niego zaskoczony.
   - Nic się nie stało- zapewniła szybko.- Każdemu się mogło zdarzyć.
   - Mimo to bardzo mi przykro- mężczyzna spojrzał jej w oczy. Na chwilę przeniósł swój wzrok na Bartka, ale równie szybko wrócił do Emilii.- Nie wybaczyłbym sobie, gdybym zabrudził ubrania tak pięknej kobiety, jak pani, a co gorsza poparzyłbym skórę.
   Emilia się speszyła na jego odważne słowa, ale miała nadzieję, że nie dała tego po sobie poznać.
   - Nic się nie stało, naprawdę- zapewniła jeszcze raz. Mężczyzna wydawał się być taki.. mroczny.
   - William, zostaw ją- usłyszała za plecami. W jednej sekundzie razem z Bartkiem odwrócili się. W ich stronę szedł pewnym krokiem Kevin, który mierzył groźnym spojrzeniem owego Williama.
   Emilia spojrzała zdezorientowana na Bartka i dopiero kiedy drugi raz spojrzała na mężczyznę, na którego wpadła, zesztywniała.
   - Czego chcesz?- spytał, stając tuż przed Emilią, oddzielając ją od Williama.
   - Dobrze wiesz, czego chcę- uśmiechnął się obleśnie.
   - Kevin..- zaczęła niepewnie Emilia, ale ten nie dał jej dojść do słowa.
   - Załatw ze mną, co masz załatwić, a nie dręczysz ją!- krzyknął tak, że kilka osób odwróciło się w ich stronę. Zapewne niczego z ich konwersacji nie rozumieli, ale Emilia przeprosiła ich wzrokiem za hałas.- Nic mnie już z nią nie łączy, kiedy to zrozumiecie?!
  Emilia nie do końca to rozumiała, ale miała wrażenie, że Kevin mówi to celowo. Ale czy to był jeden z… Nie, to niemożliwe- zapewniała samą siebie.
   - W takim razie, skoro chcesz załatwiać wszystko na własną rękę, Brian chce się z tobą widzieć- powiedział owy William, uśmiechając się zwycięsko.
   - Gdzie on jest?
   - Tam, gdzie zawsze.
   - Pojadę tam- zdecydował. Emilia już miała się wtrącić, ale tym razem to Bartek ją powstrzymał. Czuł, że nie powinni się odzywać.
   - Zapraszamy- nie przestawał się uśmiechać.- Będziemy czekać. Tylko nie zmień zdania, bo nie będziemy tacy mili- pogroził palcem, odwrócił się na pięcie i ruszył w nieznanym im kierunku.
   Kevin stał w pozycji obronnej dopóki mężczyzna nie zniknął im z pola widzenia.
   - Czy to był..
   Emilia nie dokończyła, bo jej były narzeczony odpowiedział:
   - Jeden z nich- przeniósł swój wzrok na nią.- Co ci mówił?- spytał, patrząc tylko na nią. Bartka zaczęło lekko irytować to, że o niczym nie wiedział.
   - Wpadł na mnie i przepraszał..
   - Typowe- mruknął.- Masz się nią zajmować, jak wyjadę- zwrócił się do Bartka. W jego oczach można było zobaczyć chłód, kiedy kierował w jego stronę te słowa.
   - Dobrze- zgodził się.
   Emilia wodziła wzrokiem od jednego mężczyzny do drugiego.
   - Chwila, gdzie wyjeżdżasz?
   - Pojadę do Briana- powiedział jak gdyby nigdy nic.- Musze to załatwić raz na zawsze.
   - Kevin, ale…
   - Emilia, dość- przerwał jej.- I tak dużo stresu się najadłaś z mojej winy- podszedł do niej.- Proszę cię tylko o jedno. Uważaj na siebie i staraj się unikać takich debili jak ja- zaśmiał się na własne słowa.
   - Będę uważać- uśmiechnęła się lekko.
   - Dzięki, że przy niej jesteś. Mam nadzieję, że jej nie skrzywdzisz tak jak ja- wyciągnął swoją dłoń w stronę Bartka. Ten, wahając się chwilę, uścisnął ją.
   Emilia popatrzyła zaskoczona na Kevina. On myślał, że ona jest razem z Bartkiem. Uśmiechnęła się do siebie, kiedy zdała sobie sprawę, że chciałaby, żeby tak właśnie było.
   Kevin posłał im ostatnie spojrzenie i zniknął im z oczu, oddalając się w stronę ulicy, na której był hotel, w którym mieszkał. Emilię ogarnął lekki niepokój o mężczyznę, ale wiedziała, że musi mu pozwolić jechać. Musiał naprawić to, co popsuł.

***

   - Nie powinniśmy założyć kasków?- spytała Emilia, przekrzykując z trudem motor, który prowadził Bartek. Mężczyzna z całych sił starał się odwrócić jej uwagę od wszystkich problemów i z powodzeniem.
   - Nie ma czasu do stracenia!- odkrzyknął.- Poza tym to blisko!
   Emilia wtuliła twarz w jego plecy. Obejmowała go w mocno pasie i nie zamierzała go puścić dopóki się nie zatrzymają. Wiatr rozwiewał jej włosy i czuła silny powiew wiatru na twarzy, ale nie przejmowała się. Ufała Bartkowi.
   Po kilku minutach zeszli z motoru.
   - Co będziemy robili?- spytała.
   - Musisz mi zaufać- uśmiechnął się.- Zgodzisz się, żebym zawiązał ci oczy?
   - No.. dobrze- była zaskoczona i przestraszona jednocześnie.
   Bartek położył Emilii ręce na ramionach i ją obrócił. Następnie zasłonił jej oczy jedwabnym szalikiem i zawiązał z tyłu głowy.
   - Dobrze. A teraz weź mnie za rękę- powiedział.
   Emilia z lekkim wahaniem złapała go za dłoń. Kiedy ich skóra się ze sobą spotkała, poczuła dziwne ciepło w sercu. Mężczyzna ruszył, prowadząc Emilię. Potykała się co kilka minut, więc asekurował ją, żeby nie upadła. Co chwilę pytała, gdzie idą, ale on nie chciał zdradzić jej szczegółów.
   - Zatrzymaj się- powiedział w końcu po kilkunastominutowym spacerze.- Jesteśmy na miejscu.
   Rozwiązał opaskę, która opadła na ziemię. Emilia szerzej otworzyła oczy z zachwytu, kiedy zobaczyła to, co dla niej przygotował. Przed nimi stała altana udekorowana sztucznymi, kolorowymi kwiatami, kokardami i serpentynami.
   - O rany!- wykrzyknęła Emilia. Uścisnęła Bartka bardzo mocno, a potem zawstydziła się i odsunęła kilka kroków.
   - Podoba ci się?- spytał.
   - A jak myślisz?- zaśmiała się.- To jest przepiękne!
   Weszli do altany, gdzie stały dwa rozkładane krzesełka, mały stolik i wielki kosz piknikowy. Usiedli na krzesłach. Bartek zaczął wyciągać zawartość koszyka. Wypakował z niego dwa kubki, do których nalał gorącej czekolady z termosu. Potem na stole pojawiły się przeróżne smakołyki, jak pianki, żelki, truskawki, bita śmietana i kruche ciastka. Emilia była oszołomiona. To wszystko było niesamowite.
   - Co się stało?- spytał Bartek niepewnie.- Może wolałabyś pojechać do McDonalnda?
   - Nie- pokręciła przecząco głową.- To wygląda wspaniale. Po prostu nie wiem, co powiedzieć.
   Rozpromienił się.
   - Jedzmy.
   Zaczęli rozkoszować się różnymi pysznościami. Bartek opowiadał różne śmieszne historie, dlatego też Emilia co jakiś czas się śmiała. Tymczasem pociemniało i niebo zaciągnęło się chmurami. Najpierw zaczęło lekko kropić, a zaraz potem padać na całego. Na ich głowy zaczęły kapać krople deszczu.
   - Cholera!- zawołał Bartek.- Musimy stąd uciekać! Leje jak z cebra! Tu niedaleko można się schować przed deszczem. Po rzeczy wrócę później. Gotowa?
   Emilia skinęła głową z uśmiechem. Zaczęli biec, ale kiedy kobieta nie mogła dorównać kroku Bartkowi ten stanął.
   - Wezmę cię na barana.
   Chciała zaprotestować, ale on już przykucnął. Emilia wskoczyła mu na plecy, a mężczyzna zaczął biec. Oboje byli coraz bardziej przemoczeni, ale nie przejmowali się tym. Zielonka zsunęła się z jego pleców, kiedy ten dobiegł do wiaty.
   - I co teraz?- zaśmiał się.- Oboje jesteśmy przemoczeni do suchej nitki, a obiad nam się utopił.
   - Nie mam zielonego pojęcia- oboje zaczęli się śmiać.
   Nagle Bartek spoważniał. Patrząc Emilii prosto w oczy, przysunął się bliżej niej. Ich  twarze dzieliło tylko kilka centymetrów. Emilia czuła jego oddech na swojej surze. Czuła zapach jego męskich perfum. Zapach przy którym nie umiała się skupić i myśleć tak, jak w innych sytuacjach. Usta Bartka znalazły się na jej w jednej sekundzie. Na początku całowali się delikatnie. Oboje tego chcieli. Jego ręce znalazły się na jej tali, przyciągając ją do siebie. Ich wargi zaczęły ze sobą w spół pracować. Emilia marzyła, żeby ta chwila trwała wiecznie. Kobieta zarzuciła mu swoje ręce na szyję i wtedy to się stało.

  - Halo?
   - Cześć, mamo- powiedziała, a jej serce zaczęło coraz szybciej bić.- Chciałabym cię przeprosić. Masz dużo racji, ale zrozum też mnie- głos zaczął jej drżeć. Mimo to mówiła dalej. Nie mogła się wycofać, więc wolała mieć to już za sobą.- Nie chce, abyśmy się kłóciły- dziewczynie zaczęły napływać łzy do oczu, które próbowała z całych sił powstrzymać.
   - Skarbie- zaczęła Sara. Głos jej drżał.- Ja też nie chcę, żebyśmy się kłóciły, ale mi również jest ciężko. Próbowałam cię wychować najlepiej jak potrafiłam.
   -Wiem. Strasznie źle się czułam z tym wszystkim.
   - Ja też. Uwierz mi, gdybym była teraz obok ciebie to bym cię strasznie mocno przytuliła.

   -Mamy dla ciebie pewną propozycje. Tylko się nad nią zastanów bardzo dobrze, bo może zmienić twoje życie na zawsze.
   -Jaka  to propozycja?-ledwo z siebie wykrztusiła. Nie wiedziała, czego się spodziewać. Musiała przyznać samej sobie, że się bała.
   - Gdybyś chciała to z mamą jesteśmy skłonni pozwolić ci wyjechać na rok do Polski, do babci Jasi i sprawdzić czy takie życie normalnej nastolatki ci odpowiada- powiedział akcentując słowa normalna nastolatka.

  - Oh, ale ze mnie gapa- dziewczyna walnęła się z otwartej ręki lekko w czoło. - Jestem Dagmara, ale nazywają mnie Daga - wyciągnęła rękę do Emilii, wstając i gdy ta ją uścisnęła, ponownie usiadła. - Mieszkam dwa domy dalej - kontynuowała- Przychodziłam często pomagać twojej babci i dużo o tobie słyszałam.

  -Spodobał ci się, prawda?
   - Co? Nie- Emilia udała zaskoczoną jej pytaniem i poczuła jak się czerwieni.
   - Luz, ja mu nic nie powiem- szturchnęła ją łokciem.- Wiem, wygląda zabójczo. Gdyby nie był moim bratem, mogłabym się w nim zakochać. Ale nie zawracaj sobie nim głowy. Żadna z miejscowych dziewczyn nie jest dla niego dostatecznie ładna.
   -Dagmara, wcale nie zamierzam sobie zawracać nim głowy- zaczęła prostować Emilia.- Zrobił na mnie porażająco dobre wrażenie, to prawda, ale to nie znaczy, że od razu mam za nim szaleć. Nie jestem tego typu dziewczyną, która zakochuję się w wyglądzie.

  - O co ci chodzi?- spytała Emilia i lekko się zarumieniła.
   - Jak to o co? Bartek przyszedł tu i siedział z tobą! On nigdy nie rozmawia z moimi znajomymi!

  - Hej! Emilia, poczekaj!- krzyczał męski głos.
   Emilia odwróciła się, aby sprawdzić kto ją woła. Odwróciła się i ujrzała tuż przed sobą, nikogo innego, jak Bartka. Serce jej stanęło na jego widok i nie mogła z siebie wydusić ani słowa jakby miała jakąś gule w gardle.
   - Cześć Emila- powiedział z tym swoim uśmieszkiem na twarzy. On pierwszy ją tak nazwał. – Myślałem że cię już nie dogonie.
   -A,aha- wydukała.
   -Co ty taka małomówna? Hę?- powiedział szturchając Emilię łokciem.
   - Nie wiem. Trochę mnie zaskoczyłeś- odpowiedziała, próbując kontrolować drżenie głosu.
   - Ja? Zaskoczyłem? Co w tym dziwnego, że sąsiad i brat twojej przyjaciółki się z tobą wita?

   - To w czym mam ci pomóc?- podjęła temat Emilia.
   - Jak pewnie wiesz, chodzę do publicznej szkoły muzycznej. Uczę się grać na pianinie, a niedawno skończyłem naukę gry na gitarze.
   Emilia nie miała o tym zielonego pojęcia, ale postanowiła udawać, że o wszystkim wiedziała.
   - A co ja mam z tym wspólnego?- spytała, nie rozumiejąc do czego dąży.
   - Bo wprowadzili nowe ćwiczenie i trzeba było dobrać się w pary. Chłopak i dziewczyna- przerwał blado się uśmiechając.
   - I że ja miałabym ci pomóc w tym ćwiczeniu?- zgadła Emilia.
   - Tak. Poprosiłbym Dagmare, ale ona tańczy jak kaczka.

   - Emilia, ja cię chyba kocham.
   Wtedy dziewczynę zamurowało. Czuła jak nie może się ruszyć i nic powiedzieć. Nie mogła uwierzyć w to co usłyszała.
   - Rozumiem twoje milczenie. Po prostu traktujesz mnie jak przyjaciela i brata swojej przyjaciółki- po tych słowach wyraźnie posmutniał.
    - Ty chcesz być ze mną?- spytała zszokowana Emilia.
    - Oczywiście. Już od jakiegoś czasu mi się podobasz, ale pierwszy raz w życiu bałem się ci to powiedzieć.
   - I nie blefujesz?- wciąż nie mogła uwierzyć własnym uszom.
   -Nie. Mówię serio- mówił.- Tak naprawdę to kilka razy w garażu chciałem ci dać jakiś znak, ale pierwszy raz się bałem, co do mnie nie podobne- wyznał.
    W między czasie Emilia zobaczyła, że Bartek nie trzymał już jej ręki.
   - Tak szczerze, to cały ten czas tylko czekałam na twój znak- odezwała się Emilia i poczuła jak oblewa ją rumieniec.


    -Porozmawiajmy o tobie- powiedziała Olivia, kiedy usiadły.
    - O mnie?- zdziwiła się Emilia.
    - Tak. Zauważyłam, że odkąd wyjechali Formańscy, jesteś pozamykana, jak stara wieża. Na cztery spusty!- nie patyczkowała się.
    - Stara wieża?- poczuła się lekko sfrustrowana.- Jak to?
    - Tak to!- rzuciła.- Na kilometr widać, że się zawiodłaś, rozczarowałaś. Na twarzy masz to napisane.
     - Naprawdę?
    - No naprawdę. Ty nawet nie zdajesz sobie sprawy, ilu chłopaków chociażby ze szkoły, się za tobą ogląda. Daliby wszystko, żebyś poszła z nimi na jakąś imprezę, a ty nigdy nie czaisz o co im chodzi.
   - Rany. Chyba naprawdę jestem jak stara wieża.
   - Oj jesteś, jesteś- pokiwała głową Olivia, przeżuwając kęs naleśnika.- A co z tobą i Kubą?- popatrzyła na Emilie badawczo.- On sam nic nie mówi, ale przecież dość dobrze go znam i myślę, że on coś tam do ciebie teges- zakołysała brwiami.- To porządny facet. Naprawdę ci się nie podoba?

   Kevin czekał na Emilię na dole. Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu na widok dziewczyny. Lucie była już na planie do nowego teledysku.
   - Jak się dzisiaj miewa droga Emilia?- spytał.
   - Dobrze- odpowiedziała z uśmiechem.- Gdzie pójdziemy?
   - Do Luwru.
   - W porządku. Ty tu jesteś ekspertem. Prowadź.

  - Teraz zostaję tutaj z mamą do końca wakacji, ale potem musimy koniecznie się spotkać- powiedział Kevin i przytulił Emilię.
   - No jasne, że tak.

   - Mam nadzieję, że zmieniłaś zdanie i zrozumiałaś, że muzyka to głupota?- spytała Sara, kiedy siedzieli już w limuzynie.
   - Nie, mamo- odpowiedziała stanowczo Emilia.- Przeciwnie. Lecąc samolotem, dużo myślałam. Postanowiłam, że chcę chodzić do Fiorello H. LaGuardia High School of music & Art.*, apotem studiować w szkole Julliarda**. Mam nadzieję, że mnie oboje wesprzecie. Zrozum mamo, muzyka to moja pasja i chcę ją rozwijać


  - Pan Holland to bardzo miły człowiek. Doskonale sobie radzi.
   - To chyba dobrze- Emilia oparła się o jeden ze stołów.

   - Cześć, tato- przytuliła go.- Co tu robisz?
   - Przyjechałem po ciebie- uśmiechnął się.
   - Ale nigdy tego nie robiłeś- zauważyła. Wziął od niej walizkę.
   - Dzisiaj mam ku temu powód- uśmiechnął się tajemniczo.- Mam dla ciebie niespodziankę.
   - Jaką?- spytała. Ruszyli w stronę parkingu.
   - Sprzedałem twój samochód.
   - Co?!- krzyknęła tak, że grupka osób odwróciła się w ich stronę.- Dlaczego to zrobiłeś?!
   - Miał już swoje lata- wzruszył ramionami.
   - Miał tylko siedem lat- bąknęła.
   - Dla ciebie tylko, dla mnie aż. Był stary. Dostałaś go, żeby nie jeździć do szkoły taksówką. Stać nas na nowy, więc dlaczego miałabyś jeździć czymś tak podstarzałym?
   - Lubiłam go. A na następny chciałam sama zarobić.
   - Ale cię wyręczyłem i…
   - Chwila- przerwała mu.- Jak to mnie wyręczyłeś? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że…
   - Kupiłem ci nowy samochód- dokończył za nią.
   - Tato- jęknęła.- Dlaczego? Wcale go nie chciałam.

   - Bartek!- krzyknęła, podchodząc bliżej.- Chcę ci kogoś przedstawić.
   Dopiero wtedy mężczyzna podniósł głowę. Tak jak Emilia był bardzo zaskoczony i jakby zmieszany. Wyprostował się i wyglądał jakby nie mógł uwierzyć własnym oczom. Od razu poznał Emilię.
   - To Emilia Zielonka- trajkotała dalej Anita, nie zauważywszy ich reakcji.- Mieszka w Nowym Jorku, super nie? Przyjechała tu niedawno. Mieszkała tu kiedyś przez pewien czas…- zamyśliła się.- Chwila… Ty też tu wtedy mieszkałeś. A potem się wyprowadziliście, a my się wprowadziliśmy. No albo nie umiem liczyć- zrobiła dość dziwną minę.- Mniejsza.
   Emilii stanęły łzy w oczach, ale za wszelką cenę chciała je ukryć. Oto po siedmiu latach stał przed nią Bartek, jej pierwsza miłość z lat młodzieńczych. To dzięki niemu była taka szczęśliwa, ale też dużo cierpiała, kiedy bez wyjaśnień najpierw ją zostawił, a potem wyjechał.
   - Wiem- powiedział mężczyzna, wpatrując się dalej w Emilię, której serce się ścisnęło, kiedy usłyszała jego męski głos. Bardzo się zmienił.- My się już znamy.

   - To się za chwilę zabawimy- burknął Bartek. Emilia spojrzała na niego z dołu, ale on obserwował już tylko Kevina.
   Niemiłosiernie szybko szedł w ich stronę. Emilia nie wiedziała, jak się zachować. Cieszyła się, że nie jest sama, ale z drugiej strony obawiała się.
   W końcu Kevin stanął jakieś dwa kroki przed nimi. Stanęli. Cała trójka stała tak w kompletnej ciszy i po prostu na siebie patrzyła.
   -Co tu robisz?- spytała Emilia po angielsku.
   Milczał. Z jego twarzy nie dało się wyczytać nic.
   - Co tu robisz?- powtórzyła ostrzej. Była zirytowana.
   Dalej milczał. Po prostu na nią patrzył jakby stracił mowę.
   - Kurwa, koleś ogarnij dupe!- ryknął Bartek. Także mówił po angielsku. Znał język. W końcu mieszkał tam kilka lat.- Po co dręczysz Emilkę?- słychać było w jego mowie, że nie jest z Nowego Jorku. Trochę szpecił język, ale Emilia się nie dziwiła. Nie miał tego akcentu.
   - A ty po co się wtrącasz?- Kevin pierwszy raz się odezwał, przenosząc wzrok na Bartka.- To sprawa między mną, a nią.
   - Kevin, zastanów się w końcu. Raz mówisz, że lepiej byłoby żebyśmy się więcej nie spotkali, a teraz...
   - Widzę, że już znalazłaś pocieszenie- przerwał jej.
   - A nawet jeśli to co?- Bartek znowu zabrał głos.- Nie powinno cię to interesować.
   - Nie rozmawiam z tobą- wciąż patrzył na Emilię.
   - Ale ja tak. Daj jej koleś spokój.
   - Bo ty tak chcesz?- prychnął.
   - Nie. Dla jej dobra.
   - Bartek, proszę cię- popatrzyła na niego. Mówiła po polsku.- Daj mi z nim porozmawiać. Chcę go o coś spytać. Idź już do tego kolegi. Dam sobie radę.
   - Emilka, nie. Ten koleś jest w sekcie, zapomniałaś?- spytał z wyrzutem.- Nie możesz z kimś takim utrzymywać kontaktów. Nigdy nie wiadomo czy to co robi nie jest kontrolowane przez... no wiesz.
   - Właśnie o tym chcę z nim porozmawiać.
   - Dlaczego sama utrudniasz sobie życie?- patrzył na nią błagalnie.
   - Nie utrudniam sobie życia tylko chcę właśnie wszystko wyjaśnić..
   - Ty go wciąż kochasz- stwierdził. Emilia popatrzyła na niego skonsternowana. Ona sama tego nie wiedziała.
   - Bartek, nie wiem...

   - Jenifer, co to jest?!- niemal krzyknęła. To przestało być dla niej zabawne. Nie mogła zostawić tego ot tak. Z tą dziewczyną działo się coś niedobrego, a ona musiała się dowiedzieć, co. Po prostu musiała.
   - Nic mi nie jest- bąknęła. Unikała wzroku Emily jak tylko mogła.- Proszę cię, nie zaczynaj tego tematu- kiedy ich wzroki się spotkały, oczy Jenifer wypełnione były łzami. Trochę to zmieszało Emilię.
   Wyprostowała się i spojrzała nierozumiejącym wzrokiem na dziewczynę.
   - Jenifer, co się dzieje?- wyszeptała. Tak bardzo chciała coś zrobić. Może jej pomóc, jeśli było to konieczne..
   - Och, Emily- przytuliła się do niej. Emilia oplotła ją ramionami, ale nadal nic nie rozumiała.- Będę tak bardzo tęskniła...

  - Krew do Sali numer 74 do Jenifer Gonzalez!- usłyszała gdzieś w oddali.

Jenifer Gonzalez umarła.

   Z pisma, które zostało wysłane dwa dni przed śmiercią Kamila, wynikało ewidentnie, że Danny Holland, a raczej Blaise Ryan Holland, jest oszustem! Najzwyklejszym oszustem, który oszukał już niejedną osobę, a teraz chciał to samo zrobić z Zielonkami! Na papierze było napisane wszystko, dosłownie wszystko. Miejsce urodzenia, miejsce zameldowania… wszystko. Emilia uświadomiła sobie, że nie znała ani jednej prawdziwej informacji o nim. Pochodził z Irlandii, ale od dziesięciu lat mieszkał w Filadelfii i oszukiwał ludzi z różnych stanów. Za każdym razem wszystko uchodziło mu jakimś cudem płazem, ponieważ informacje jakie o sobie podawał były jego wymysłami, które podawał swoim ofiarom. Kamil nie zdążył przeczytać pisma.. Emilii zaczęło brakować powietrza.  Holland chciał ich oszukać! A ona rozważała jeszcze dobę temu  przepisanie mu swoich firmy! (…)
   -Co tam chowasz?- spytał, a po jej ciele rozeszły się nieprzyjemne ciarki.
   - Eeem… List.
   - Jaki?- zrobił krok w przód. Chciała się cofnąć, ale nie miała gdzie.
   - Taty- ledwo wydusiła z siebie to słowo. Zaczęła się zastanawiać, jak daleko mężczyzna może się posunąć..
   - Ciekawy?
   - Bardzo- pokiwała głową.- Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy,Danny…- oblizała wargi-  a może powinnam powiedzieć Blaise?- poczuła nagły przypływ odwagi. Mężczyzna zrobił okrągłe oczy i pobladł.- Blaise Ryan Holland z Irlandii.. Ciekawe, nie?
(…)
   -Nawet nie wiesz jak cholernie ta śmierć pokrzyżowała moje plany.. Nie byłem zadowolony- mężczyzna wrócił do całkiem normalnego i spokojnego wyrazu twarzy. Był gotowy na wszystko, a przy tym bardzo spokojny. W nim wszystko było sprzeczne ze sobą.
(…)
   - Jeżeli dowiedziałaś się już prawdy… Powiem ci taką ciekawostkę. To dzięki mnie twój ojczulek kopnął w kalendarz- wyszeptał, a Emilia pobladła.



   To było jak najmocniejsze uderzenie wielką cegłówką w głowę Emilii. Wielkie było najpierw zdziwienie Bartka, a później strach pomieszany z dezorientowaniem. Złapał kobietę najszybciej, jak potrafił. Wokół nich nadal padał deszcz, jakby urwała się chmura, oni sami byli przemoczeni, a Emilia leżała na ziemi. Jedynie jej głowa była przytrzymywana przez Bartka. Kiedy zdał sobie sprawę, że kobieta jest nieprzytomna, trochę spanikował. Nie wiedział, co robić, więc zaczął nie za lekko, nie za mocno stukać dłonią w jej policzek, żeby się obudziła.
   - Emilia?!- niemal krzyczał.- Obudź się- zaczęła ogarniać go coraz większa panika.
   Podniósł ją z ziemi na ręce, żeby nie leżała na betonie i wtedy jej powieki lekko zadrgały. Zawahał się, kiedy miał już wyjść spod dachu i rzucić się biegiem szukać pomocy. Zatrzymał się i patrzył na nią.
   - Emilka? Słyszysz mnie?- spytał przejęty.
   Chwilę nie było żadnej reakcji z jej strony. Dopiero po kilkunastu sekundach zobaczył lekkie skinienie głową. Odetchnął z ulgą. Ocknęła się i to było najważniejsze. Bartek przykucnął tak, że Emilia siedziała na jego kolanach.
   - Co się stało?- spytał. Znowu chwilę musiał czekać, aż Emilia zareagowała na jego słowa. Bardzo powoli otworzyła swoje oczy i spojrzała na niego. Mężczyzna zauważył, że coś się zmieniło. Wyczytał to w jej oczach. Patrzył na nią z lekkim niepokojem. Kobieta złapała się za głowę, która niemiłosiernie ją bolała. Czegoś takiego jeszcze nie przeżyła nigdy. Była pewna.
   - Emilia, powiedz proszę, co się stało? Mam cię zabrać do domu? Do lekarza?- bał się. Najzwyczajniej się bał, że coś się stało.
   - Chyba nie trzeba- wyszeptała. Nie była zdolna normalnie mówić. Skierowała swój wzrok najpierw na swoje ciało, a następnie ponownie przeniosła go na twarz Bartka, która dalej nic nie rozumiał.
   - Bartek, odzyskałam pamięć.


----------------------------------
No, cześć :*
Jak się podoba rozdział? Nareszcie ta upragniona chwila, nie? :D Wyjaśniło się prawie wszystko, w końcu jest to już sama końcówka opowiadania, ale pozostała jeszcze jedna z ważniejszych kwestii ;) A więc, jak myślicie.. Emilia odzyskała pamięć, a co zrobi dalej? Pojedzie do NY i wygarnie wszystko Danny'emu? :D XD Jeżeli macie jakieś swoje "scenariusze", piszcie ;)

Do końca opowiadania zostały dwa rozdziały w tym jeden taki, który z pewnością nie należy do krótkich, ale mam nadzieję, że każdy da radę :D W końcu można się poświęcić tak na sam koniec..

Zapraszam za tydzień!:*