piątek, 24 kwietnia 2015

Rozdział 30

   - Mamo!- Emilia rzuciła się w uścisku na Sarę, która z chusteczką w dłoni siedziała na kanapie w salonie. Łzy strumieniami wypływały jej z oczu i Emilia zastanowiła się przez chwilkę, czy przez ten cały czas tak było? Sara objęła córkę i szlochała w jej ramię.
   W całej willi jakby wymarło życie. Nawet służba była jakaś przygaszona. Każdy bardzo szanował Kamila i nikt nie mógł uwierzyć, że jego już nie było.
   - Och, Emilka… nawet nie wiesz jak się cieszę, że tu jesteś- wymamrotała w jej bluzkę.
   Blondynka odsunęła się od matki na długość łokci i popatrzyła w jej zapłakane oczy. Ona także poczuła łzy pod powiekami i nie zamierzała ich zatrzymywać. Po chwili pierwsza łza popłynęła po jej policzku.
   - Jak to się stało?- spytała cicho. Nie za wiele dowiedziała się z rozmowy z matką, a prasie wolała nie ufać. Oczywiście pod ich willą roiło się od reporterów i dziennikarzy. Wciąż pracowały kamery, aparaty fotograficzne, dyktafony i mikrofony. Dla nich był to jedynie wspaniały materiał na artykuł, a dla rodziny Zielonków tragedia.
  - Wybuchł pożar na piętrze- mówiła roztrzęsionym głosem.- W jego gabinecie… Nie zadziałał alarm przeciwpożarowy..- głośno przełknęła ślinę.-Kiedy ktoś zorientował się, że się pali… było za późno- z jej gardła wydostał się kolejny szloch.- Kamil już nie żył… Po…podobno próbował się wy..wydostać, ale nie mógł..
   Emilia jeszcze bardziej zaczęła płakać. Wycierała desperacko łzy z policzków, ale nie za dużo to dało. W pewnej chwili zaczęła się zastanawiać, czy to wszystko nie jej wina? W końcu, dlaczego kolejna tak ważna w jej życiu osoba ją opuściła?
   Nie była w stanie wypowiedzieć nawet jednego słowa. Po porostu przytuliła się do Sary. Obie nie miały pojęcia, jak to dalej będzie. Nie chodziło o pieniądze. Chociaż Kamil był głównym i już od kilku lat jedynym żywicielem rodziny, na ich wspólnym koncie była pokaźna suma pieniędzy, która mogłaby w zupełności wystarczyć im na godne życie jeszcze przez wiele lat. Bardziej martwiły się o całokształt. Kamil był ojcem i mężem. Zarówno córka jak i żona bardzo go kochały.
   -Saro- do salonu wszedł Danny, ale zatrzymał się w pół kroku, widząc obie kobiety zalane łzami. Wiedział, że Emilia miała przyjechać, więc akurat jej obecność go nie zdziwiła.
   Blondynki odsunęły się od siebie i obie spojrzały w stronę mężczyzny. Ręce włożone miał do kieszeni spodni od czarnego garnituru, a dwa pierwsze guziki koszuli były rozpięte. Emilia zmarszczyła czoło. Było go stać na tak drogie ubrania? Wcześniej chodził raczej w drogo wyglądających rzeczach, ale ten garnitur z pewnością do tanich nie należał. Bardzo podobne nosił Kamil.
   - Emily- skinął w jej kierunku głową. Kobieta uniosła jedną brew do góry. Danny wydawał się być jakoś dziwnie formalny.
   - Cześć- bąknęła.
   - Zdaję sobie sprawę, że to może nie najlepszy moment, ale dzwonił pan
Derek Maddison- Emilia poczuła nieprzyjemne ciarki na dole kręgosłupa, słysząc to nazwisko.- Emily, od śmierci Kamila cały jego majątek zaczął należeć do ciebie.
   Z jednej strony o tym gdzieś głęboko w swojej podświadomości wiedziała, ale kiedy to usłyszała, jej oczy podwoiły swoje rozmiary. Tak długo kłóciła się z ojcem o te wszystkie firmy, a koniec końców i tak należą do niej. Była na siebie wściekła, że tak dużo czasu zmarnowała na kłótnie. Mogła te wszystkie chwile wykorzystać jakoś lepiej i może wtedy nie czułaby się aż tak źle z faktem, iż Kamila już nie było i nie mogła już naprawić swoich błędów.
  - Oficjalnie wszystko jest twoje- kontynuował Danny przez zaciśnięte zęby. On jako jedyny wydawał się być nieprzejęty stratą swojego szefa, który mu tak bardzo pomógł.- Jednak pan Maddison chce mieć wszystko na papierze. Będzie tu za godzinę.
  Emilia powoli wypuściła powietrze. Nie była gotowa na tak dużą odpowiedzialność, jaką było prowadzenie choćby jednej dużej firmy, nie wspominając o innych mniejszych, jakie posiadał Kamil. Wiedziała, że będzie potrzebowała pomocy chociaż na początku.
   - Dobrze- skinęła głową, wstając. Musiała się zgodzić. Nie miała innego wyboru.- Przebiorę się..
   Spojrzała najpierw na Sarę, później na Danny’ego, który nawet na moment nie zmienił swojej pozycji, a następnie ruszyła w stronę swojego pokoju.
  Na moment stanęła na schodach, patrząc na drzwi wejściowe. Zerknęła na zegarek, widniejący na jej nadgarstku i ze smutkiem pomyślała, że mniej więcej teraz Kamil wchodziłby przez te drzwi. Zawsze o tej właśnie godzinie przyjeżdżał do domu choćby na chwilkę. Najczęściej jadł posiłek i wracał do pracy. Ale tym razem drzwi się nie otworzyły. Nie zaprosiły do środka pana domu i już nigdy nie miały prawa tego zrobić.
   Kobieta wbiegła po schodach, przeskakując co drugi schodek, kiedy poczuła łzy pod powiekami. Ból był większy niż po stracie Jenifer. Tym razem zostawił ją jej własny ojciec. Może mu tego nie okazywała, ale bardzo go kochała i nie wyobrażała sobie życia bez niego. A teraz nie mogła mu powiedzieć, jak bardzo ważny dla niej jest. Do tego wszystkiego dochodził cały majątek, który należał teraz do Emilii. Nie miała pojęcia, jak da sobie z tym wszystkim radę. Nigdy nie prowadziła żadnej firmy, nawet nie wiedziała, jak to wygląda. Studiowała przecież muzykę. A teraz miała stać się głową tylu przedsiębiorstw, o których nie miała pojęcia.

                                                                                      ***

   -Co to, do cholery, jest?- mruknęła Emilia.
   Przed jej nosem na wielkim biurku z ciemnego drewna, stojącym w dawnym gabinecie jej ojca, leżał stos kartek. Zielonka nawet nie wiedziała, czego one wszystkie dotyczyły. Jakieś wyciągi z banku, faktury, umowy… Miała wrażenie, że za chwilę straci wszystkie włosy na głowie. To wszystko przerastało jej możliwości. Nawet się nie spodziewała, że prowadzenie firmy może być aż tak ciężkie.
   Od śmierci Kamila minęły trzy miesiące. Trzy miesiące w ciągu których media nie przestawały mówić o tym jakże przykrym incydencie w rodzinie Zielonków. Trzy miesiące od kiedy Emilia oficjalnie oznajmiła, że przejęła firmy ojca. Wtedy zaczął się istny harmider. Reporterzy chcieli kolejnych materiałów, chodzili za Emilią, zadawali pytania, ale ona uparcie milczała. Nie chciała im nic tłumaczyć. Zarówno jej jak i Sarze było bardzo ciężko w nowej sytuacji. Ale jednak to Emilia wzięła na swoje barki największy obowiązek- spróbowała sprawdzić się w roli bizneswoman. Nie do końca jej to wychodziło, ale chociaż z całych sił się starała. Nie nadążała nad tym wszystkim. Na szczęście bardzo pomagał jej Danny, za co była mu niezmiernie wdzięczna. On się na tym wszystkim znał. Emilia przeszła bardzo szybkie szkolenie, żeby mniej więcej się we wszystkim orientować, ale to nie wystarczyło, żeby do końca zrozumieć cały ten proces.
    Kilka razy dzwonił do niej Bartek. Pierwszy raz zrobił to, kiedy przeczytał w gazecie o śmierci Kamila. Nie było go już w Nowym Jorku. Pojechał ze znajomymi na wycieczkę i on sam nie wiedział, kiedy wróci. Podróżował, korzystał z życia dopóki mógł, czego w pewnym stopniu zazdrościła mu Emilia.
   Kobieta podniosła wzrok znad białej kartki papieru, kiedy usłyszała pukanie do drzwi.
   - Proszę- powiedziała na tyle głośno, aby osoba po drugiej stronie ją usłyszała.
   Do środka wsunęła się głowa brązowowłosej sekretarki- Ellie.
   - Proszę pani- Emilia w myślach przewróciła oczami. Tyle razy jej powtarzała, żeby zwracała się do niej po imieniu, a ta dalej robiła jak wcześniej. Kobieta źle czuła się, kiedy otaczali ją ludzie tak bardzo formalni. Taki sam był kiedyś Kamil.- Ma pani gościa.
   Emilia zmarszczyła czoło, spoglądając na zegarek naścienny. Miał ją co prawda odwiedzić jakiś mężczyzna, z którym miała odnowić jakąś umowę, ale było jeszcze za wcześnie.
   - Kto to?- spytała, wracając wzrokiem na brunetkę.
   - Pan…
   - Danny Holland we własne osobie- dokończył za nią on sam, pojawiając się w drzwiach. Uśmiechał się lekko.- Bardzo jesteś zajęta?- spytał, mijając Ellie.
   Emilia wzruszyła lekko ramionami. Miała jeszcze dużo do zrobienia, ale nie do końca była pewna, jak się do tego zabrać, a że Danny pojawił się w firmie, pomyślała, że spyta go o to i o owo.
   Odprawił sekretarkę, a sam wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi. Następnie wolnym krokiem podszedł do biurka i zajął miejsce w wygodnym fotelu naprzeciwko Emilii, rozpinając uprzednio swoją czarną marynarkę.
   - Przyszedłeś w jakiejś konkretnej sprawie?- spytała, odkładając długopis.
   - Po prostu sprawdzić, jak sobie radzisz- wzruszył ramionami.
   Emilia westchnęła.
   - Jakoś powoli idzie. Na przykład to- wskazała stos kartek.- Nawet nie wiem, o co w tym chodzi- przeczesała palcami włosy, opierając się na fotelu.
   - Mogę?- spytał Danny, zanim wziął do dłoni kartki. Zaczął każdą dokładnie przeglądać, pocierając kciukiem swoją dolną wargę.- Kamil jest… znaczy był- poprawił się- jednym ze sponsorów budowy hotelu na Dominikanie. A te wszystkie papiery są właśnie z tym związane. Koszty wszystkiego, postępy, jak idą prace, czy są jakieś przeszkody i różne takie- odłożył papiery na biurko.
   Emilia zmarszczyła czoło, poprawiając swoją pozycję siedzącą. Miała dość takiego życia, a doskonale wiedziała, że to tylko początek.
   - I co ja mam z tym zrobić?- spytała. Jej ojciec zajmował się tyloma branżami, że coraz częściej się gubiła i szczerze się dziwiła, jak on dawał sobie radę. Była bardzo wdzięczna Danny’emu za to, że przejął obowiązki Kamila w dwóch jego formach. Chociaż je miała z głowy. Emilia nie rozumiała, dlaczego jej ojciec posiadał tyle niewielkich firm, zamiast jednej dużej. Wtedy wszystko byłoby w jednym miejscu i nie trzeba by było jeździć raz tu, a raz tu..
   - Przejrzeć, zapoznać się, czy wszystko się zgadza, czy cię przypadkiem nie oszukują, czy coś…
   - A skąd mam to wiedzieć? Nie znam się na tym- powiedziała żałośnie. Była bliska załamania. Nie dawała rady, a  nie chciała doprowadzić firmy do bankructwa. Jej ojciec włożył we wszystko tyle pracy i czasu… Nawet poświęcając swoją rodzinę.
   - Jeśli chcesz mogę to zrobić za ciebie- zaproponował.
   - Naprawdę?- skinął głową.- Jej, Danny będę bardzo wdzięczna.
   Uśmiechnął się lekko, ponownie zgarniając wszystkie kartki.
   - Wiesz już, co z tym wszystkim zrobisz?- spytał.
   Emilia westchnęła, wstając. Wiedziała, że mówił o całym majątku, jakim były także firmy. Podeszła do wielkiego

okna, rozciągającego się na całego szerokości i długości jednej ze ścian. Spojrzała na piękny widok za szkłem, gdzie widniały nowoczesne nowojorskie wieżowce.
   - Chyba będę musiała coś po prostu… sprzedać… Nie dam rady tego wszystkiego ogarnąć- zaplotła ręce na piersiach.- Bardzo się staram, ale nie potrafię- odwróciła się przodem do Danny’ego, który także wstał, ale nadal stał po drugiej stronie biurka.
   - Wiesz, że możesz na mnie liczyć..
   - Wiem. I za wszystko ci jeszcze raz dziękuję, ale zawsze nie będę mogła liczyć na ciebie. Trzeba patrzeć przyszłościowo. W końcu ty nie zawsze będziesz… Może w przyszłości otworzysz własną firmę.. Nie chcę się od nikogo uzależniać.
   - Rozumiem- spojrzał na zegarek, który miał na swoim nadgarstku.- Muszę wracać do pracy.
   - Dobrze. Ja też- uśmiechnęła się smutno.
   - Powodzenia. W domu oddam ci to- pokazał na papiery.- Oczywiście wytłumaczę ci też jak to sprawdzać i tak dalej, ale teraz zajmij się czymś innym. I… zastanów się nad tymi sprzedażami.
   - Zastanowię się- obiecała, chociaż nie widziała innego rozwiązania. Nie nadawała się do tego.- Do zobaczenia.
    - Do zobaczenia- zniknął za drzwiami.
    Emilia głośno wypuściła powietrze i usiadła w fotelu, aby odczytać kolejnego majla, który właśnie dostała.


    Wyszła z firmy bardzo późno. Było już ciemno, kiedy szła szybkim krokiem w stronę parkingu, gdzie zostawiła samochód. Chciała zadzwonić do Lucie albo Dagmary, spytać jak sobie radzą, ale w Polsce była noc, więc to nie wchodziło w grę. Często telefonowała do przyjaciółki, która choć była daleko, bardzo ją wspierała. Do narodzin jej dziecka zostało zaledwie kilka tygodni i Lucie bardzo się denerwowała, ale z kolei Dagmara bardzo jej pomagała. Emilia bardzo chciała polecieć do Polski, być przy przyjaciółce, ale nie mogła zostawić tego wszystkiego.
   Szukała kluczyków w swojej torebce, kiedy znajoma postać mignęła jej przed oczami. Podniosła wzrok i zamarła. Kevin stał oparty o jej samochód i patrzył jej prosto w oczy. Gdyby była trochę dalej, nie poznałaby go.  Ogolił głowę do zera i wyglądał coraz bardziej jak jakiś gangster. Na jego ramionach była czarna kurtka, a pod nią widoczna była tego samego koloru koszulka. Musiała przyznać, że gdyby spotkała go w ciemnym zaułku, przestraszyłaby się. W sumie to podziemny parking nie był lepszym miejscem.. Szybko odgodniła od siebie ciemne myśli. Wolnym krokiem podeszła bliżej, zatrzymując się jakieś trzy metry przed nim.
   - Inni też myślą, że to ty go zabiłaś?-  zapytał ze złośliwym uśmieszkiem bez jakichkolwiek wstępów.
   Emilii zrobiło się słabo, słysząc jego zimny głos. Nie chciała go takiego pamiętać, ale on ciągle dawał o sobie znać. Chciałaby kojarzyć Kevina z mężczyzną dobrym i uśmiechniętym, jaki był podczas ich związku.
   Emilia zmobilizowała się jednak i odważnie spojrzała w jego chłodne brązowe oczy, marszcząc czoło.
   - O czym ty mówisz?- syknęła. Miała dość jego zmian nastrojów. Widziała go pierwszy raz od kilku miesięcy i musiała niestety stwierdzić, że wcale się z tego powodu nie cieszyła. Jeszcze jego jej brakowało i jego dziwnych obietnic…
   I wtedy to sobie uświadomiła. Już nic nie czuła do Kevina! Miała ochotę uśmiechnął się sama do siebie. Nie czuła nic. Całkowita pustka, jakby był jakimś obcym człowiekiem… W sumie to był. Nie takiego Kevina znała.
   - Nie udawaj, że nie wiesz, o co mi chodzi- odepchnął się od maski samochodu i zrobił dwa kroki w jej stronę, ale ona tyle samo się cofnęła. Zaczynał ją przerażać.- Kamil Zielonka. Mówi ci to coś?
   - Czy ty sugerujesz, że zabiłam własnego ojca?!- krzyknęła,a jej głos odbił się echem po parkingu.
   - Ja jestem tego niemal pewny- sprostował. Emilia potarła palcami czoło. Czegoś takiego się nie spodziewała.
   - Na jakiej podstawie? Kochałam go!- w środku aż się gotowała ze złości.
   - Jesteś teraz bogatsza o jakieś kilka milionów, często się kłóciliście…
   - Kevin, to mój ojciec! Jak możesz w ogóle tak myśleć?! Znasz mnie już na tyle dobrze, że powinieneś wiedzieć, iż na pieniądzach mi nie zależy. Poza tym, kiedy wybuchł pożar byłam w Polsce. Jakim sposobem miałabym go zabić? Myślisz, że podpaliłabym całe piętro w biurowcu?!- była oburzona. Jak Kevin mógł myśleć,że to ona zabiła Kamila?
  - Istnieją różne sposoby. Mogłaś komuś zapłacić..
  - Kevin, zejdź na ziemię! Jak możesz mnie oskarżać o coś tak okropnego?! Nigdy bym nikogo nie skrzywdziła, a tym bardziej własnego ojca! Nie widzisz, jak żałosne są twoje słowa?
   Zaczął się nad czymś zastanawiać.
   Nagle Emilia poczuła, że robi jej się słabo. Poczuła na rzęsach łzy. Nie mogła uwierzyć, że kiedyś kochała Kevina, planowała z nim wspólną przyszłość, a teraz on tak diametralnie się zmienił. Odwróciła się do niego tyłem, by ukryć łzy. Nie mogła pokazać mu jaka słaba była. Oskarżał ją o zaplanowanie morderstwa! Morderstwa własnego ojca! Emilia zachwiała się i nagle ujrzała, że asfalt parkingu zaczyna się do niej niebezpiecznie zbliżać.
   Kevin podbiegł do niej w jednej sekundzie i złapał ją za ramiona, aby zapobiec jej  upadkowi. Spojrzał na jej mizerną twarz.
    - Jak tyś to zrobiła?- zapytał.
    - Przecież  nie zrobiłam tego specjalnie- bąknęła, stając pewniej na własnych nogach.
    - Jadłaś coś dzisiaj?- spytał, patrząc jej w oczy, ale ona odwróciła wzrok.
    Nie jadła. Była zbyt zajęta, żeby myśleć o jedzeniu. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że przez ostatni czas nie spozywała zalecanej dawki pożywienia lub nawet nie jadła go wcale.
   - Jakby cię to obchodziło- mruknęła, odsuwając się od niego. Czuła lekki strach. Ten Kevin nie był tym samym mężczyzną, w którym była zakochana.
   - Ktoś cię jeszcze nękał?-spytał.
   Zmiana tematu? Emilia podniosła jedną brew do góry.
   - Nie powinno to cię interesować- ominęła go, otwierając drzwi do swojego samochodu. Wślizgnęła się do środka, ale nie zdążyła zamknąć drzwi, bo Kevn jej to uniemożliwił.
    - Nie możesz normalnie odpowiedzieć?
    - Nie- powiedziała stanowczo. Jego zmiany nastrojów ją denerwowały. Nawet bardzo.
    - A co jeśli powiedziałbym, że mnie to interesuje?
    Popatrzyła na niego.
    - Kevin, zastanów się w końcu- mówiła przez zęby.- Chwile temu oskarżałeś mnie o zabójstwo taty, a teraz nagle zaczynasz się martwić o moje bezpieczeństwo? Jesteś pomylony.
   - Być może- wzruszył ramionami.- Ale mam swoje powody- bąknął.
   - A więc może mnie oświecisz?
   - Nie mogę.
   Prychnęła, usiłując zamknąć drzwi, ale jej na to nie pozwolił.
   - Zejdź- rozkazała, ale on dalej stał na swoim miejscu.- Do cholery, Kevin, daj mi w końcu spokój!- wykrzyczała mu niemal w twarz.
   Z jego miny nie dało się wyczytać nic. Wypuścił powietrze ze świstem, jakby próbował się uspokoić i zrobił dwa kroki w tył, umożliwiając tym samym Emilii odcięcie się od niego poprzez zamknięcie drzwi. Kobieta zapięła pasy bezpieczeństwa, włączyła światła i nie patrząc na Kevina odjechała, zostawiając go samego na pustym parkingu.

                                                                                            ***

   - Mogę?- Danny wychylił się zza drzwi. Emilia odwróciła się w jego stronę. Właśnie zamierzała iść spać.
   - Wejdź- usiadła na swoim dużym łóżku. Po chwili dołączył do niej mężczyzna. Ubrany był w szary dres.
   -Wszystko jest w porządku- powiedział, dając jej papiery, które wcześniej od niej wziął.
   - Dziękuję, ale nie mam już dzisiaj siły, żeby słuchać, jak to wszystko robić.. Może jutro?- była bardzo zmęczona. Marzyła tylko, żeby położyć się w objęciach swojej miękkiej pościeli.
    - Jak wolisz..- przerwał na chwilę.- Zastanowiłaś się, co zrobisz z firmami?
    - Z pewnością coś sprzedam- już to postanowiła nieodwracalnie.- Nie dam sobie rady. Ale jeszcze nie wiem, co zrobić z tymi większymi firmami. Pomógłbyś mi sprzedać na początek jakąś mniejszą?
    - Jeśli chcesz… Bo wiesz.. ja mam pomysł..- zaczął trochę niepewnie.
    -Jaki?- usiadła po „turecku”.
    - Chciałbym od ciebie coś kupić- powiedział, uważnie obserwując jej reakcję.
   Emilia podniosła obie brwi do góry. Było go stać na coś tak drogiego? Chyba, że uważał, że ze względu na ich znajomość zgodzi się sprzedać po jakiejś mniejszej cenie.. Ale wtedy mimo to każda nieruchomość miała dość wysoką wartość. A Danny mówił, że nie stać go nawet na prezent dla siostry.. Chyba że w ciągu ostatnich miesięcy coś się zmieniło, ale jak? To było niemal niemożliwe.
   - Kupić?- powtórzyła, jakby chcąc się upewnić, czy słuch ją nie myli.
   - Tak- skinął głową.
   - Ale…- podrapała się po karku.- Stać cię?- spytała ostrożnie.- Bo mimo wszystko nie chcę dużo stracić na sprzedaży- dodała szybko.
   - No właśnie o to chodzi- przełknął ślinę.- Chciałbym spłacać jakoś w ratach albo coś..
   - Ale Danny… Ty przecież spłacasz długi rodziców- przypomniała sobie.- Dasz radę?
   - To trochę poniżające, ale… Chciałbym, żebyś przepisała na mnie firmę architektoniczną, którą i tak prowadzę.. Kiedy skończę spłacać długi rodziców, w ratach płaciłbym tobie za firmę.
   - Jak dużo ci zostało?
   - Spłacania?- przytaknęła. Westchnął zrezygnowany jakby wiedział, że jest na straconej pozycji.- Dwieście tysięcy.
   Emilia bezwładnie otworzyła usta w szoku. Była to spora suma pieniędzy, a Danny chciał na własne życzenie zadłużyć się na dłużej. Ale dlaczego? Przecież i tak rządził firmą, którą chciał odkupić.
   - Danny..
   - Wiem- przerwał jej.- To głupie. Wybacz- wstał. Emilia zadarła głowę do góry, żeby na niego spojrzeć.
   - Nie. To nie głupie tylko… dziwne jak dla mnie.
   - W pełni cię rozumiem- odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę drzwi.
   - Zastanowię się- powiedziała Emilia, kiedy jego dłoń już leżała na klamce do drzwi. Zatrzymał się i odwrócił się w jej stronę.
   - Naprawdę?- spytał, nie wierząc w to co właśnie usłyszał.
   - Tak. Przemyślę to.
   - Dziękuję- podszedł do niej. Zadarła głowę do góry, żeby na niego spojrzeć. Wciąż siedziała, a on stał. Położył swoją dłoń na jej policzku i przjechał kciukiem po jej dolnej wardze. Wstrzymała oddech. Czuła, że każdy ruch mógł coś zmienić, więc wolała się nie ruszać. Danny pochylił się w jej kierunku. Emilia sama nie wiedziała, czy chciał ją pocałować, czy może nie. Mężczyzna popatrzył jej w oczy z błyskiem w oku i przeciągle pocałował ją w czubek głowy.
   - Dobranoc- powiedział, odwrócił się i zniknął za drzwiami.
    Emilia głośno wypuściła powietrze. „Jacy faceci są poplątani” pomyślała, kładąc głowę na poduszce. Ale ona wcale nie była lepsza doskonale o tym wiedziała. Zaczęła zastanawiać się nad propozycją Danny’ego i nad słowami Kevina. Nadal nie mogła uwierzyć, że oskarżał ją o zabójstwo Kamila.
   Zasypiała, myśląc o tym jak to było, kiedy jej ojciec żył, ile chwil mogła przeżyć inaczej, lepiej i co czasami przemilczeć. Ale niestety było już za późno.

                                                                                        ***
   - Jak sądzisz, co mam zrobić?- spytała Emilia, przyciskając do ucha swojego iPhon’a. Leżała na brzuchu na swoim łóżku i obracała między palcami kosmyk swoich blond włosów. Tej nocy nie mogła spać, dlatego nad ranem wstała i zadzwoniła do Lucie. W Polsce był już dzień.
   - To bardzo trudna decyzja.
   - Wiem-westchnęła.- Dlatego muszę z kimś porozmawiać.. Nie wiem co robić.
   - Emilka, skoro wiesz, że nie dasz sobie sama rady, to może pomysł nie jest najgorszy. Lepiej, żeby to on zajął się tą firmą niż żeby zbankrutowała, a ty razem z nią.
   - Emilia, ani mi się waż- nagle po drugiej stronie usłyszała stanowczy głos Dagmary. Zmarszczyła czoło. Słuchała ich przez całą rozmowę?
   - Cześć, Dagmara- przywitała się.- Dlaczego?
   - Zastanów się, czy mu naprawdę ufasz- mówiła po polsku.
   Emilia westchnęła. Miała już serdecznie dość zastanawiania się i analizowania wszystkiego.
    - Dlaczego miałabym mu nie ufać? Dagmara, cały czas jesteś do niego nastawiona tak anty- wtedy przypomniała sobie o rozmowie tamtej dwójki, którą podsłuchała. Może rzeczywiście nie powinna aż tak ufać Danny’emu?
    - Po prostu proszę cię, Emilia, nie popełnij błędu, który może cię dużo kosztować. Nie uważasz, że i tak bardzo dużo dla niego zrobiła wasza rodzina? Daliście mu dach za głową i wyżywienie za darmo, a nie jesteście jakąś oragnizacją charytatywną, prawda?
    - Nie wiem, co robić…
    - Jeśli wiesz, że nie dasz rady, sprzedaj coś, ale nie jemu!- niemal krzyknęła.- Możesz zostawić tą formę co on chce kupić w przyszłości. Przecież nikt mu nie będzie bronił odkupić ją, kiedy będzie go stać. Nie możesz dawać się tak wykorzystywać!
    - Muszę pomyśleć..- podrapała się po głowie. Teraz to Dagmara namieszała jej w głowie.
    - Proszę cię, Emilia, pomyśl nad tym bardzo, naprawdę bardzo szczegółowo, powoli i podejmij konkretną decyzję, ale taką, żebyś na niej nie ucierpiała.
   - Postaram się- obiecała.
   Pożegnała się najpierw z Dagmarą, później z Lucie i odłożyła komórkę na szafkę nocną, na której świeciła się lampka. Wstała i podeszła do okna, odsłaniając rolety. Było jeszcze ciemno, ale Nowy Jork już żył. Wydawać by się mogło, że tam nigdy nie przestają jeździć samochody. Otworzyła okno, wpuszczając do środka zimne powietrze. Kilka dni temu spadł śnieg, pokrywając ulice,parki i dachy domów kilkucentymetrowym białym puchem. Na jej gołych rękach pojawiła się gęsia skórka, ale zignorowała to. Musiała odetchnąć świerzym powietrzem i pomyśleć. Dlaczego Dagmara tak ostrzega ja przed Danny’m? Czy on coś ukrywa, o czym wie brunetka? Ale w takim razie, co?
   Emilia przypomniała sobie slowa Jenifer: ” Kiedy umrę, zawsze będę przy tobie, obiecuję. Będę wszędzie tam gdzie ty, będę twoim aniołem stróżem. Chcę, żebyś o tym wiedziała.”. Usmiechnęła się smutno i popatrzyła na czarne niebo. Właśnie w tamtym momencie kobieta zobaczyła spadającą gwiazdę. W jej oczach stanęły nieproszone łzy. Bardzo tęskniła za dziewczynką i tylko miała nadzieję, że jest szczęśliwa. „Jest przy mnie” pomyślała.
   - Proszę, Jenifer, nie pozwól, żebym podjęła złą decyzję- szepnęła. Podmuch wiatru rozwiał jej włosy, a ona zaczęła płakać. Była bezsilna. Nie wiedziała, co zrobić a co nie, żeby wyjść na tym dobrze i przy tym pomóc.
   Stała tam bardzo dlugo, rozważając wszystkie za i przeciw. O szóstej rano podjęła decyzje i była jej całkowicie pewna. Uśmiechnęła się do siebie szeroko. Założyła szlafrok i ruszyła do pokoju Danny’ego, żeby przekazać mu, jaką decyzje podjęła.

---------------------------------------------
Witam wszystkich po tak długiej przerwie!Pamiętacie mnie jeszcze? ;) Mam nadzieję, że nikt mnie nie opuścił przez ten czas.
Nie jestem zadowolona z tego rozdziału, ale pisałam go trochę na szybko, żeby wyrobić się z dodaniem, więc przepraszam!
Muszę też przyśpieszyć akcję, żeby zdążyć przed wakacjami ze skończeniem historii, ponieważ tak jak pisałam już kiedyś, nie przewiduję dodawania rozdziałów w czasie wakacji, więc żeby nie robić tak długiej przerwy, najrozsądniej będzie skończyć „Gotta go my own way”. Mam nadzieję, że rozumiecie.
To by było na tyle. Za nadrabianie rozdziałów u niektórych z Was wezmę się dzisiaj wieczorem ;)
Pozdrawiam serdecznie!