środa, 30 lipca 2014

Rozdział 25

   Następnego dnia dziewczyny wybrały się na spacer. Szły wzdłuż nabrzeża Branly, gdzie znajdowało się muzeum. Lucie miała na głowie perukę, więc nie było mowy, żeby ktoś ją poznał. Poznając się nawzajem, doszły na Pola Marsowe, gdzie znajduje się wieża Eiffla. Emilia opowiedziała Lucie wszystko o Bartku, Dagmarze, nawet o Sam’ie i ostatniej wiadomości. Po prostu czuła, że może jej ufać. Lucie za to opowiedziała jej dużo o życiu gwiazdy, które wcale nie jest takie kolorowe, jakby się mogło wydawać. Śmiały się jak głupie, kiedy opowiadała Emilii swoje różne wpadki.
   - Chcesz pójść na wieże Eiffla?- spytała Lucie.- To tam za kilka dni mam nagrać teledysk.
   - Możemy pójść. Nigdy na niej nie byłam, chociaż w Paryżu 
nie jestem pierwszy raz. 
   - Świetna okazja jest teraz!- krzyknęła Lucie, ciągnąc Emilię za rękę w kierunku konstrukcji.
   Była straszne wielka kolejka do wind jadących na pierwsze i drugie piętro, więc dziewczyny wybrały schody, gdzie kolejka była mniejsza. Okazało się, że to nie takie łatwe zadanie, jak mogło się wydawać. Schody pięły się i pięły. W połowie drogi Emilia poczuła, że jest bardzo zmęczona i musiała odpocząć, za to Lucie wspinała się po schodach jak tancerka. W końcu znalazły się na pierwszym piętrze, a w dole rozprzestrzeniał się Paryż. Emilii zabrakło tchu.
   - Może wejdziemy na drugie piętro?- zaproponowała Lucie.
   - Żartujesz?- jęknęła Emilia.- Nie czuję nóg!
   - Mięczak!- zaśmiała się piosenkarka.- W porządku, ja już tam byłam.
   Stały tam pół godziny, kiedy zdecydowały w końcu zejść. Zaczęły zbiegać po schodach, co było o wiele łatwiejsze. Jednak 
Emilię nogi wciąż bolały, a kolana miała jak z galarety. A była już całkowicie wyczerpana, gdy przeszły przez plac i doszły do przystanku metra. 
   Gdy wracały do apartamentu, wpadły na Kevina.
   -Lucie!- krzyknął.- I…- zawahał się.- Emily. Przepraszam, ale nie zapamiętałem twojego imienia- uśmiechnął się przepraszająco.
   - Wolałabym, żebyś mówił do mnie Emilia- poprosiła.
   - Dobrze, Emilio. Czytałem, że twoja mama jest Polką. To prawda?   
   - Tak, to prawda. Mój tata też jest Polakiem, więc i ja.
   - Może chciałybyście, żebym wam pokazał Paryż?- spytał obie dziewczyny.
   - Nie wiem, czy ja będę miała czas, ale Emilię możesz zabrać- odpowiedziała szybko Lucie. Wkrótce miała rozpocząć kręcenie swojego teledysku i obawiała się, że Zielonka w tym czasie zanudzi się na śmierć, a zależało jej, żeby jej nowa koleżanka dobrze wspominała te wakacje.
   - To jak?- Kevin zwrócił się do Emilii z uśmiechem. 
   - Dobrze- rzuciła.
   Gapił się na nie, gdy wchodziły po schodach.
   - Co sądzisz o Kevinie?- Lucie nie wytrzymała.
   - Jest fajny. Dlaczego pytasz?
   - Tak tylko… pomyślałam sobie, że może ci się jakoś bardziej podoba- położyła nacisk na słowo „bardziej”.
   - Nie podoba mi się bardziej niż powinien.
   Lucie parsknęła śmiechem. Zatrzymała się raptownie i powiedziała:
   - Powinnaś jakoś się postarać.
   - Mam dość miłości.
   - To, że ten Bartek cię tak potraktował, to nie znaczy, że każdy taki jest- sprzeciwiła się, znakomicie wymawiając polskie imię.
    - Wiem, że każdy taki nie jest. Ale nie można zakochać się ot tak.
   - Kiedyś się zakochasz, mówię ci to- weszły do mieszkania.

   Kolacje dziewczyny zjadły w ekspresowym tempie i od razu zasnęły, gdy dotknęły głowami poduszek.
    Emilia obudziła się gwałtownie następnego dnia i zerwała na równe nogi, widząc, że budzik wskazuje jedenastą w południe. Lucie stała przy oknie, odsłaniając zasłony.
   - Myślałam, że już nigdy nie wstaniesz- stwierdziła.- Mamy ostatni 
wolny dzień. Od jutra nagrywam teledysk- rzuciła się na Emilię, tak, że obie poleciały na łóżko i zaczęły się śmiać.
   - Już jutro? I co ja mam wtedy robić?- spytała przez śmiech.
   - Sama nie wiem. Będziesz mogła robić co tylko chcesz. Masz przecież zaproszenie od Kevina na zwiedzanie Paryża. Skorzystaj.
   - Jakoś dam sobie radę- wstała i skierowała się w stronę łazienki.
   Godzinę później już skręcały w  Pola Elizejskie.

    - Ja ci mówię teraz i już!- krzyknęła Lucie, a Emilia popatrzyła na nią dziwnie.- To jest Paryż! Tu się zakochasz, czuję to.
   - Tsa, jasne- przewróciła oczami.
   - No, ja ci mówię. A wiesz, że jak dzisiaj spałaś, to rozmawiałam z Kevinem? Przypomniałam mu o waszym zwiedzaniu. Oczy mu się tak rozbłysły…
   - Przestań! Gdzie właściwie idziemy?- zmieniła szybko temat.
   - Nie wiem. A gdzie chcesz?
   - Nie ma pojęcia.
   - Może kino?- zaproponowała, a Emilia ochoczo się zgodziła. 
   Po kilkunastu minutach wysiadły na odpowiedniej stacji. Budynek kina znajdował się na rogu ulicy- był okazały i elegancki z półokrągłym dachem, wejściem ozdobionym kolumnami i migającym neonem nad wejściem. 
   Dziewczyny kupiły bilety na „Gwiezde wojny” i weszły do sali, gdzie nie było zbyt wiele osób. Lucie bardzo szybko wypatrzyła, siedzącego dość blisko ekranu Kevina. Od razu do niego podbiegła i zajęła miejsce oddalone od niego o jeden fotel. Między nią a chłopakiem posadziła Emilię. Brunet przywitał je i pocałował w oba policzki. Zielonka zaczęła się zastanawiać, czy Lucie wiedziała, że Kevin tam będzie?
   Po seansie cała trójka wróciła razem. Nie mieli żadnego odpowiedniego tematu, więc rozmawiali o wszystkim i o niczym.
   Następnego dnia Kevin czekał na Emilię na dole. Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu na widok dziewczyny. Lucie była już na planie do nowego teledysku, ale wcześniej dopilnowała, żeby Zielonka poszła na spotkanie.
   - Jak się dzisiaj miewa droga Emilia?- spytał.
   - Dobrze- odpowiedziała z uśmiechem.- Gdzie pójdziemy?
   - Do Luwru. 
   - W porządku. Ty tu jesteś ekspertem. Prowadź. 
   Kiedy szli, Kevin opowiadał Emilii o każdym miejscu, które mijali. Dziewczyna była w szoku, ile chłopak wie. Spokojnie mógłby zostać przewodnikiem. Kiedy dobre kilka godzin zwiedzali Paryż i jego wszystkie zakamarki, Emilia miała trochę dość.
   - Może pójdziemy do jakiejś kawiarenki? Nogi mnie już bolą- popatrzyła na niego.
   - Jasne- ochoczo się zgodził.
   Najbliższa kafejka znajdowała się w bocznej uliczce. W środku wyglądało bardzo sympatycznie. 
   Po zamówieniu napojów, zaczęli rozmawiać. Emilia opowiedziała mu o swojej babci, o odnalezieniu ciotki i pobycie w Polsce.
   - Emilka? Co się dzieje? Posmutniałaś.
   - Och, nie!- zaprzeczyła gwałtownie, po czym się zaśmiała, chcąc go uspokoić. Śmiech przeszedł w nerwową czkawkę, a potem w szloch. Zaczęła płakać. Kevin przysunął swoje krzesło bliżej i po prostu objął ją ramieniem, więc szlochała w jego ramie. 
   Po dłuższej chwili zdołała się uspokoić. Uniosła głowę i zobaczyła, że pozostali goście jakoś dziwnie na nich zerkają. Nie mogła zrozumieć, dlaczego. Jej myśli odgadł Kevin.
   - Nie przejmuj się. Myślą, że jesteśmy parą, która się pokłóciła. Pamiętaj, że jesteś w mieście miłości. Tutaj uwielbiają zakochanych.
   Emilia zaczerwieniła się aż po cebulki włosów. 
   - Tak lepiej- stwierdził chłopak.- Byłaś bardzo blada.
   Po czym pochylił się i pocałował ja lekko w usta. Emilię przeszła elektryzująca fala ciepła. Pozostali goście byli zachwyceni, a ona lekko zaskoczona.
   - Kevin..- wyjąkała.- Nie wiem, czy powinniśmy…- nie chciała tego powiedzieć, więc zamilkła i po prostu wtuliła się w jego ramię. 
   - Nie powiedziałaś mi, dlaczego płakałaś- zauważył.
   - Jak ci tak o wszystkim opowiadałam, zatęskniłam za babcią, ciocią i innymi… Ale nie przejmuj się. Już mi lepiej.
   - To dobrze. Idziemy?- Emilia przytaknęła.

   Zabrali swoje rzeczy i wyszli z kawiarenki, rozmawiając. Kiedy Kevinowi rozwiązała się sznurówka, Emilia oparła się o zimną ścianę, czekając na niego. Kątem oka dostrzegła znajomą sylwetkę parę metrów przed nią. Ciemne włosy, biała koszulka… Poczuła, że jej słabo. Szedł drugą stroną ulicy i rozmawiał przez komórkę, którą przykładał do ucha. Emilia myślała, że za chwilkę zemdleje. Kiedy się uśmiechnął, mówiąc coś do słuchawki, była już pewna, że to on.
   Bartek.
--------------------------------------------------------------------------------------
A, więc. Niektóre fragmenty są wzięte z książki. Nigdy nie byłam w Paryżu, więc mam nadzieje że zrozumiecie. I tak dużo czasu spędziłam na mapy Google xd
Jest to już przedostatni rozdział… Ale czeka jeszcze druga część ;)
Pozdrawiam ;)

piątek, 25 lipca 2014

Rozdział 24

   Według Emilii to dziwne uczucie wysiąść z samolotu wraz z innymi ludźmi mówiącymi w języku angielskim, wejść do tunelu prowadzącego prosto na lotnisko, a potem nagle usłyszeć wszędzie dźwięczną Francuzką mowę. To tak jakby została przeniesiona do innego świata. Z pozoru jest taki sam, ale otaczają ją inni ludzie, nieznany kraj, no i oczywiście mówiono tu w innym języku. Emilia znała trochę francuski, bo uczyła się go wcześniej w szkole, ale nie był on najlepszy. Między innymi słabo wychodził jej ten charakterystyczny dla Francuzów akcent.
   Dziewczyna zaczęła zadawać sobie pytanie, czy w ogóle ktoś po nią przyjedzie, tak jak zapewniał pan Seguero? Oczywiście, kiedy minęła stanowisko kontroli paszportowej i celnej, zauważyła, że w hali stoi on sam. Podeszła do mężczyzny z lekkim uśmiechem na ustach.
   - Dzień dobry. Mam nadzieję, że podróż przebiegła dobrze- przywitał się.
   - Dzień dobry. Podróż minęła mi dobrze. Dziękuję, że pan po mnie przyjechał. To bardzo miłe- zaczęła trajkotać. Raczej spodziewała się, że wyśle kogoś ze służby, ale cieszyła się, że tak się nie stało. Jego chociaż znała.
   Mężczyzna wziął od Emilii walizkę i razem ruszyli na parking. Kiedy pan Seguero zapakował bagaż dziewczyny do bagażnika białego, luksusowego samochodu, wsiedli do środka. Przez większą część podróży nie odzywali się. Dopiero kiedy krajobraz zaczął się zmieniać z brzydkiego przedmieścia w ulice prawdziwego Paryża mężczyzna zaczął rozmowę. 
   - Proszę spojrzeć- powiedział Alfonso, zerkając na Emilię.- To Place de la Concorde. A przed nami Pola Elizejskie- kiwnął głową w odpowiednią stronę.
   - Tak, wiem- skinęła głową.- Byłam w Paryżu z mamą.
   - Podobało się panience?
   - Nie miałam czasu na zwiedzanie, więc nie mogę powiedzieć, czy mi się podobało, czy nie- wzruszyła lekko ramieniem.
   W połowie alei skręcili w boczną ulicę, a potem w zaułek, wjeżdżając na parking. Alfonso zatrzymał samochód na niewielkim parkingu i wysiedli. Dopiero wtedy Emilia zaczęła się denerwować. Pan Seguero ruszył przodem, niosąc walizkę dziewczyny. Doszli do masywnych drzwi i otworzyli je. Następnie znaleźli się w długim korytarzu. Były tam tylko jedne drzwi.
   - Tutaj mieszka pani Collins, dozorczyni, i jej syn- wyjaśnił Alfonso.- Pani Elisabeth Collins obserwuje wejście, by wiedzieć, kto wychodzi i wchodzi do tego budynku. Oboje mieszkają tu tylko na wakacjach, ponieważ pochodzą z Waszynktonu. Myślę, że należałoby cię przedstawić- powiedział, pukając do drzwi. 
   Zza nich wyjrzała kobieta o bystrych, ciemnych oczach i włosach ściągniętych w luźny kok. Nie wyglądała jak typowa dozorczyni. Przynajmniej nie tak, jak Emilia ją sobie wyobrażała. Raczej jak Amerykanka po czterdziestce. 
   - Dzień dobry, Alfonso. Dzień dobry, panienko- wykrzyknęła, wpatrując się z zaciekawieniem w Emilię. Rzeczywiście było słychać z jej wymowy, że nie jest Francuską. Jednak miała lekki akcent zapewne dlatego, że każde wakacje spędzała w Paryżu.- Mam na imię Elisabeth Collins. Panienka musi być Emily z Nowego Jorku, czyż nie?- 
wciąż mówiła po francusku.
   - Dzień dobry- odpowiedziała Emilia ostrożnie.- Tak, jestem Emily Zielonka. Jak się pani ma?- zaryzykowała, używając francuskiego. 
   - Ach! Dobrze mówi panienka po francusku- uśmiechnęła się szeroko.- Nie musisz się męczyć i możesz do nas mówić po angielsku.
   - Dobrze. Bardzo dziękuję- Emilia odetchnęła w duchu z ulgą. Wolała używać języka, którego umiała.
   Gdy to powiedziała, zobaczyła, że ktoś wychodzi z pokoju w korytarzu, znajdującym się w mieszkaniu za panią Elisabeth. Chłopak mający nie więcej jak dwadzieścia lat, z oczami prawie identycznymi jak pani Collins i brązowymi włosami, zaczął iść w ich kierunku. Był wysoki i miał przystojną, młodą twarz, a ubrany był w biały podkoszulek, czarne dżinsy i skórzana kurtkę. Emilia od razu poczuła, że można mu ufać.
   - Dzień dobry. Witamy w Paryżu- oznajmił, wyciągając rękę. Miał lekki francuski akcent i bardziej pasował do tego kraju niż jego matka. 
   - To mój syn, Kevin- oznajmiła z dumą Elisabeth.- Idzie teraz na uniwersytet. Wciąż się zastanawia na jaki- pochwaliła się.
   - Cześć. Jak się masz?- spytała Emilia.
   - Doskonale, dziękuję- odparł już w języku angielskim. Emilie trochę denerwowało, że raz mówił tak, a raz tak. Podejrzewała też, że musiał słyszeć ich rozmowę i po prostu ulżył mękom Emilii co do francuskiego, ale nie była pewna.
   - Są bardzo mili- zauważyła Emilia, gdy ona i Alfonso wchodzili po schodach w górę.
   - Tak- mężczyzna uśmiechnął się.- Całe życie Elisabeth poświęciła synowi. Chce dla niego jak najlepiej.
   - A ojciec?- spytała z czystej ciekawości.
   - Mieszka w Los Angeles- mężczyzna otworzył wielkie drzwi.- Chłopak nie nosi jego nazwiska. Nawet nigdy go nie poznał.
   - Musiało być im ciężko.
   - I tak było- przyznał.
   Emilia potulnie szła za panem Seguero. Minęli hol, prowadzący do wielkiego salonu wyłożonego perskimi dywanami, potem dużą jadalnię i kolejny salon, trochę mniejszy od tego pierwszego. Apartament był ogromny. Wysokie sufity i wytworne meble sprawiały, że miejsce wyglądało jak zamek. Dotarli do kolejnego korytarza, na którego końcu znajdowały się drzwi. Alfonso zapukał mocno, mówiąc:
   - Lucie, przyjechała Emily.
   Weszli do środka. W pierwszej chwili mogłoby się wydawać, że pokój jest pusty. Umeblowany był podobnie co salony- kanapa, fotele, mały zdobny stolik, regał z elektroniką i telewizor plazmowy. W kącie były drzwi do sypialni, a na przeciwnej ścianie znajdowały się dwa duże okna. Naprzeciwko jednego z nich stał fotel z wysokim oparciem, w stronę którego skierował się Alfonso.
   - Córeczko- powiedział miło.- Przedstawiam ci Emily.
   Fotel odwrócił się gwałtownie. Oczom nastolatki ukazała się naprawdę śliczna dziewczyna o blond włosach, którą zna pół świata. Dziewczyna wstała i podeszła do gościa. Poruszała się z niezwykłą gracją. 
   - Cześć- przywitała się, uśmiechając się szeroko.- Jestem Lucie Seguero. Cieszę się, że mogę cię poznać- pomachała swoimi wypielęgnowanymi dłońmi. 
   - Cześć. Jestem Emilia… Emily Zielonka- poprawiła się szybko.
   - Zostawię was teraz same. Poznajcie się- Alfonso nie przestawał się uśmiechać nawet na moment.
   Lucie zaczekała aż zamknął się drzwi za jej ojcem.
   - Mam tyle pytań- westchnęła.- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że tu jesteś. Jak chcesz, żebym do ciebie mówiła? Zauważyłam, że zająknęłaś się, kiedy się przedstawiałaś. Wiem, że jesteś Polką- Emilia była zdumiona otwartością dziewczyny. Słowa z jej ust wydostawały się z prędkością światła.- Czytałam o tobie, żeby się jakoś przygotować.
   - Szczerze, to wolałabym Emilia, nie Emily.
   - Załatwione- klasnęła w dłonie, uśmiechając się szerzej.- Słyszałam, że lubisz śpiewać. Ja uwielbiam. Zawsze tak było, ale jest naprawdę ciężko. Ty też to lubisz, prawda?- przytaknęła.- To rób to zawsze! Nie ograniczaj się! Wiem, że przyjechałaś tu po to, aby przekonać się, jak to jest, ale ty wcale nie musisz zostać piosenkarką- trajkotała.- Są różne sposoby spełnienia swoich marzeń. To że ja wybrałam akurat taki sposób, nie znaczy, że i ty musisz!
   Emilia poczuła, że ta dziewczyna rozumie ją jak nikt inny. Zaczęła czuć do niej sympatie.
   - Przepraszam, jeśli za dużo mówię. po prosu jestem taka podekscytowana..
   - Nic nie szkodzi- uśmiechnęła się.
   Próbując czymś zająć ręce, Emilia podniosła leżącą na stoliku płytę. Było ich sporo, ale ta znajdowała się na wierzchu.
   - Tata kupił mi ją niedawno. Chciałabym zaśpiewać kiedyś takie piosenki jak ona- pokazała na solistkę, widniejącą na okładce. Była dość znaną osobą- I nagrać taką płytę- dopowiedziała.

   - Dlaczego nie możesz? Nagraj.
   - Nie mogę. Dla mnie 
piosenki są wymyślane i nie mogę zaśpiewać po swojemu, tylko tak jak oni chcą- posmutniała.
   -To głupie- skomentowała.
   - Wiem, ale tak już jest. Napisałam kilka własnych piosenek, ale powiedzieli mi, że takie coś mogę śpiewać w łazience przed lustrem- wzruszyła lekko ramieniem.

   - Pokazałabyś mi teksty?- spytała, nawet się nad tym nie zastanawiając. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, co powiedziała i poczuła się głupio. Przecież to było coś prywatnego.
   - Jasne- Lucie uśmiechnęła się szeroko, że Emilia to powiedziała, a ta odetchnęła z ulgą.
   Piosenkarka otworzyła jakąś szufladę i wyciągnęła z niego teczkę, a z niej kilka kartek. Podała je Emilii.
   - Ile ich jest?- spytała z niedowierzaniem, przeglądając teksty.
   - Dziesięć piosenek. Jedenasta jest w budowie- Lucie lekko się uśmiechnęła.- Dość często mi się nudzi, kiedy podróżuję z jednego miejsca do drugiego.
   - Przecież to jest genialne!- wykrzyknęła Emilia, czytając jeden z tekstów.- Zaśpiewaj mi coś z tego- poprosiła.
   Lucie wzięła od niej jedną z kartek i zaczęła śpiewać. Emilia myślała, że oczy jej 
wypadną z orbit. Lucie śpiewała wyśmienicie; czysto i melodyjnie, a tekst i melodia bardzo dobrze ze sobą współgrały. 
   - Ty wszystko to sama stworzyłaś?- Lucie ledwo zauważalnie skinęła głową.- To jest rewelacyjne!
   - Oni tak nie myślą.
   - Nie znają się. Masz wrodzony talent!- Emilia nie mogła uwierzyć. Doskonale wiedziała, że jest niewiele piosenkarek, które śpiewają tak dobrze. Głosy większości z nich są oczyszczane i tak dalej, ale przed nią stała osoba z tak pięknym głosem, jakiego nigdy jeszcze nie słyszała na żywo.
   - Och! Emilka!- Lucie nagle przytuliła Emilie. Była niemało zaskoczona.- Tak się cieszę, że tu jesteś! Może w końcu ktoś mnie polubi za to jaka jestem..
   - Ja już cię lubię- wyznała Emilia i odwzajemniła uścisk. 


----------------------------------------------------------------------------

Do zakładki "Bohaterzy" została dodana Lucie i Kevin, więc kto jest zainteresowany, proszę zajrzeć ;)

piątek, 18 lipca 2014

Rozdział 23


   Przez następnych kilka dni Emilia praktycznie nie wychodziła z domu. Nastolatka nie chciała na razie nikomu się pokazywać, bo i bez tego o jej powrocie pisał każdy brukowiec, jakby było to wydarzenie miesiąca, ale ona wiedziała, że musi to po prostu przeczekać. Mimo wszystko nie mogła narzekać na nudę. Nie jest łatwo po roku wrócić do Nowego Jorku i tak po prostu przestawić się na nowy tryb życia, jakby organizm ludzki był komputerem. Dziewczyna rozpakowała swoje rzeczy i zrobiła porządki w pokoju. Chciała czuć się tam jak u siebie, a nie było tak do czasu aż nie dokonała tam kilku zmian. Przyzwyczaiła się już do tego małego pokoiku, który zamieszkiwała w Polsce.
   Pewnego dnia po południu zadzwonił telefon. Sara najwyraźniej nie zamierzała go odebrać, więc zrobiła to jej córka. Rozpoznała numer. Sasha.
   - Słucham- nie chciała z nią rozmawiać i była niemal pewna, że to nie do niej dzwoni i to nie ją chce usłyszeć po drugiej stronie.
   - Emily?- w jej głosie nie było słychać ani grama zaskoczenia.
   - To ja- przytaknęła.
   - Przyjdź do mojego biura- rozkazała. A więc jednak do niej dzwoni..
   Czego Sasha może chcieć od Emilii? Nastolatka przełknęła ślinę, zastanawiając się nad tym.
   - Stało się coś?
   - Po prostu przyjdź- rozłączyła się.
   Dziewczyna zmarszczyła czoło, odkładając słuchawkę. Sashy nie można było się sprzeciwiać. Wpajano to jej od dziecka. Powiedziała więc Sarze, gdzie idzie, ale ta wcale się nie zdziwiła. Emilia odniosła wrażenie, że dokładnie wiedziała, czego chce od niej jej asystentka.
   Zielonka do biura dotarła bez większych problemów. Zauważyła, że Sasha zrobiła remont. Teraz całe biuro było ultranowoczesne i eleganckie, utrzymane w bieli i srebrze. Nic tu nie było takie, jak wcześniej. Duże, przestronne i otwarte, nie licząc przeszklonego gabinetu, w którym siedzi sekretarka kobiety. W głównej części znajduje się biurko Sashy zastawione różnymi papierami i teczkami.
   Gdy Emilia weszła do środka, kobieta siedziała obok stolika w kącie, obok małej kanapy. Ale nie była sama. Siedział tam też jakiś nieznany dla Emilii mężczyzna.
   - Ach, jesteś, Emily. Siadaj, proszę. Chciałabym ci przedstawić pana Alfonsa Seguero- poklepała ręką sofę. Na całe szczęście nie zauważyła przerażenia dziewczyny.
   Nastolatka podeszła i usiadła wedle polecenia, a mężczyzna uśmiechnął się lekko w jej kierunku. Miał ciemne włosy i był bardzo dobrze ubrany- miał na sobie czarny garnitur, jeden z tych z górnej półki, a na szyi zawiązał sobie tego samego koloru krawat. Dziewczynie skojarzył się z Kamilem, kiedy wybiera się na spotkanie.
   - Panie Seguero, to właśnie Emily Zielonka, o której panu mówiłam- oznajmiła Sasha.
   - Miło mi- skinął głową w kierunku blondynki.
   - Mi również- powtórzyła jego gest.
   - Pan seguero chciałby zadać ci kilka pytać- wytłumaczyła asystentka Sary.
   - Dobrze- odparła, wzruszając ramionami.
   - Lubi pani muzykę?
   Popatrzyła na niego z uniesionymi brwiami, ale szybko wróciła do naturalnego wyrazu twarzy, uświadamiając sobie, jak to może wyglądać.
   - Tak- skinęła wolno głową.- Kocham muzykę.
   - Mówi coś panience nazwisko Lucie Seguero?
   Dziewczyna tym razem popatrzyła na niego ze zdziwienia okrągłymi oczami.
   - Każdemu mówi. To znana gwiazda muzyki pop. Jej piosenki puszczają w radiu. Jest bardzo znana.
   - Co o niej sądzisz?
   Emilia wodziła oczami od Sashy do Alfonsa. Nie wiedziała, o co w tym wszystkim chodzi.
   - Nie wiem- zaczęła wolno.- Nie znam jej osobiście. Ma fajne piosenki, ale to tyle, co wiem.
   Pan Alfonso uśmiechnął się szeroko, co trochę zmyliło Zielonkę.
   - Czy chciałabyś polecieć do Paryża?
   Zerknęła na Sashę, która lekko skinęła głową.
   - Do Paryża? Ale po co?
   - Właśnie zaproponowałem ci wakacje w Paryżu. Jestem menadżerem i ojcem Lucie.
   Ach, tak, nazwisko, pomyślała Emilia. Wcześniej Ne zwróciła na to uwagi.
   - Ja wciąż nie rozumiem- odparła oszołomiona.
   - Odbyłem rozmowę z Sarą, której zależy na tym, żebyś przed podjęciem ostatecznej decyzji, jeśli chodzi o szkołę, zobaczyła życie osoby, która oddała się muzyce ‘od kuchni’- wytłumaczył.
   „A więc to pomysł mamy” pomyślała Emilia. Domyśliła się, że chce ją zniechęcić, udowodniając, jakie to ciężkie. Ale ona przecież nawet nie powiedziała, że chce zostać piosenkarką!
   - Proszę się nie martwić- jej rozmyślenia przerwał Alfonso.- Moja córka potrzebuje po prostu towarzyszki. Jesteś idealna. Macie te same zainteresowania.
   - Ale dlaczego..
   - Proszę tylko nie zrozumieć mnie źle- przerwał jej.- Nie chcę jej znaleźć za wszelką cenę koleżanki. Po prostu wyświadczam przysługę twojej matce. Przy okazji dotrzymasz towarzystwa mojej córce.
   - Jak długo  miałoby to trwać?
   - Ile tylko byś chciała.
   - Dlaczego Paryż? Lucie mieszka w Australii.
   - We Francji nagrywa teledysk to jej najnowszej piosenki.
   Alfonso i Sasha patrzyli na Emilię, czekając na werdykt. Serce nastolatki biło jak oszalałe, a przez jej głowę przelatywały różne myśli. Nie wiedziała, czy polubi się z Lucie. Możliwe, że jest rozpuszczonym bachorem, który będzie chciał nią rządzić, a do tego nie mogła dopuścić.
   - Co o tym myśli mama?- spytała Emilia, chcąc się upewnić.
   - Ona to wymyśliła- Sasha cicho się zaśmiała, co nie było normalne w jej wykonaniu.
   Na chwilę zapadła cisza.
   - Mogę pojechać.

piątek, 11 lipca 2014

Rozdział 22


   Wszyscy byli równie zaskoczeni. Nikt nie spodziewał się, że Emilia w żaden sposób nie zawalczy i po prostu wyjedzie. Ona sama jeszcze jakiś czas temu nie powiedziałaby, że tak właśnie postąpi, ale wiedziała, że nie ma innego wyjścia.
   - Jesteś pewna?- niemal szeptem 
spytała Klara.

   - Tak- Emilia skinęła głową.- Muszę wrócić..
   Wszyscy weszli do odpowiedniej sali, gdzie miał odbyć się apel kończący rok szkolny z głowami spuszczonymi w dół. Siedząc już na swoich miejscach i słuchając dyrektora szkoły, przyjaciele niepewnie na siebie zerkali. Emilia nie mogła uwierzyć, że tak właśnie skończy się jej przygoda w Polsce. Oczywiście chciała zostać, ale wiedziała, że nie może. Nie było już jej babci.. Nastolatka ledwo powstrzymywała łzy, które poczuła w oczach. Była ostatni raz w tej szkole i chociaż spędziła w niej tylko dziesięć miesięcy, przywiązała się. Pierwszy raz miała okazję żyć jak przeciętna dziewczyna w jej wieku, a teraz wszystko się kończyło. Wszystko o co tak walczyła..
   Kiedy poszczególni uczniowie odbierali nagrody za różne osiągnięcia, do myśli Emilii wrócił Bartek i Dagmara. Trochę ją to zdziwiło, bo bardzo dawno o nich nie myślała. Można nawet powiedzieć, że zapomniała, ale teraz zaczęła się zastanawiać, czy Bartłomiej zdał maturę, którą pisał, miała nadzieje, w maju, czy chociaż czasami o niej myśli w co szczerze wątpiła, czy kiedykolwiek ich jeszcze zobaczy? Chciała ich jeszcze zobaczyć. Mimo wszystko byli ważnymi osobami w jej życiu i tego nie dało się zmienić.
   Kiedy uroczystość dobiegła końca, pan Pajkut zawołał całą klasę i rozdał świadectwa, życząc wesołych wakacji.
   - Emilia, nie wyjeżdżaj- Justyna owinęła ją rękoma 
w pasie.

   - Będę bardzo tęskniła, ale muszę.
   - Wszyscy będziemy tęsknili- zapewniła Olivia, przyłączając się do uścisku.
   - Szkoda, że nie da się nic zrobić..- do nich dołączyła się jeszcze Klara.
   - Musicie mi obiecać, że nie stracimy kontaktu, będziemy do siebie dzwonić i pisać…- Zielonka pociągnęła nosem.
   - Obiecujemy- powiedziały jednocześnie.
   - Gdzie twój tata?- spytał Dawid, który do nich podszedł zaraz po tym jak jego wychowawca wypuścił jego grupę z klasy. Kuba też stał razem z nimi.
   - Rozmawia z dyrektorem.
   Dziewczyny wybuchły niekontrolowanym płaczem. Chłopaki udawali lub naprawdę byli twardzi. Emilia nie mogła sama sobie uwierzyć, że wyjeżdża. Musi wrócić do Nowego Jorku. Do znanych rodziców. Do swojej matki. Do dawnego życia…
   Nagle nastolatka wpadła na pomysł. Nabrała nadziei, że jej wyjazd to nie jest jednak jedyne wyjście. Pobiegła do swojego ojca, który właśnie wyszedł z gabinetu dyrektora.
   - Tato, mam świetny pomysł!- powiedziała od razu.
   - Jaki znowu pomysł?- spytał lekko zmęczony.
   - Nie muszę wyjeżdżać! Mam tu jeszcze ciocię Asię i dziadków..
   - Nie ma takiej opcji- nawet nie dał jej dokończyć, kiedy surowo przerwał.
   - Chcę zostać w Polsce.
   - A my razem z mamą chcemy, żebyś wróciła- popatrzył na nią podirytowany.
   - Ty nic nie rozumiesz!- tupnęła nogą, niczym mała dziewczynka. Miała nadzieję, że Kamil się zgodzi..
   - Rozumiem więcej niż ty- podniósł głos.- Pozwoliliśmy ci wyjechać do babci. To i tak bardzo dużo. Nie pozwolimy ci znowu zamieszkać gdzieś indziej. My jesteśmy twoimi rodzicami i to z nami powinnaś mieszkać.
   - Jakoś wcześniej wam to nie przeszkadzało- założyła ręce na piersiach.
   - Pozwoliliśmy ci wyjechać, bo wiedzieliśmy, że będziesz szczęśliwsza. Odpoczęłaś przez ten rok i teraz wracasz- postanowił.
   - Mam tu przyjaciół!
   - Możesz sobie mieć! Zresztą sama postanowiłaś, że wyjeżdżasz- zauważył.
   - Bo myślałam, że tylko takie rozwiązanie mi zostało! Chciałam powiedzieć to znajomym, żeby później się nie zdziwili! Chciałam się z nimi pożegnać! Tato, myślałeś kiedykolwiek o tym? Może tak miało być? Straciłeś oboje swoich rodziców, abyś z mamą pogodził się z dziadkami?
   - Wątpię- Emilia chciała dalej się kłócić z ojcem, ale ten jej nie pozwolił.- Koniec dyskusji. Wracasz ze mną do Nowego Jorku, do mamy, do naszego domu.
   - I do niewoli- bąknęła Emilia. Kamil puścił to mimo uszu.


***



   Następnego dnia przyjaciele spotkali się w kinie. Olivia przyprowadziła ze sobą Patryka. Wszyscy chcieli spędzić w takim gronie jak najwięcej czasu. W końcu tak niewiele im go zostało… 

   To  był najkoszmarniejszy seans filmowy w życiu Emilii. Widok łez w oczach Klary, Justyny i Olivii był dla dziewczyny nie do zniesienia, więc i w jej oczach pojawiły się w końcu łzy. Chłopaki, chociaż twardzi, także byli smutni. Film był komedią, ale nikt z nich się ani razu nie zaśmiał. Emilia uważała, że żadne z nich nawet go nie ogląda.

   W połowie seansu szepnęła do siedzącej obok niej Olivii, że musi wyjść do łazienki, a ona skinęła głową na znak, że zrozumiała. Tak naprawdę Emilia nie miała zamiaru nigdzie iść. Po prostu nie mogła już wytrzymać. Wyszła z sali i usiadła na krześle w holu. Patrząc na plakat jakiegoś filmu, myślała tylko o jednym: że to ostatnie dni jej pobytu w Polsce, w jej kochanym kraju. Nowy Jork na swój sposób też lubiła, ale wiedziała, że takie szybkie życie, jakie tam trzeba było prowadzić, nie jest dla niej.

   Parę minut później z sali wyszła Olivia. 
   - Tak myślałam, że nie jesteś w łazience- powiedziała, siadając obok Zielonki.
   - Nie mogłam tam wytrzymać- przyznała.
   - To bardzo trudne.. Tak strasznie będę tęskniła- przytuliły się mocno.- Nie wyobrażam sobie tego, że ja miałabym wrócić, więc wiem, jak się teraz czujesz.
   - Ty miałaś wybór.. Teraz możesz tutaj ułożyć sobie życie- Emilia zaczęła szlochać.
   - Tak bardzo się cieszę, że poznałam kogoś takiego jak ty.. Zawsze już będę wspominała, jak rozmawiałyśmy po angielsku, a nikt nie rozumiał połowy wypowiadanych przez nas słów- powiedziała to w języku angielskim i lekko się uśmiechnęła, uwalniając koleżankę z uścisku.
   - Ja będę wspominała wszystko, co tu przeżyłam. Każdy szczegół.
   - Bałam się, że kiedy tu przyjadę będę odepchnięta, bo jestem Amerykanką, ale zyskałam przyjaciół..
   - Też się bałam, ale poznałam Dagmarę i..- z jej piersi wydobył się szloch.
   - Nie słyszałam o niej wiele, ale przykro mi, że tak to wszystko się skończyło.
   Emilia niewiele opowiadała znajomym o Dagmarze i Bartku. Chciała o nich zapomnieć, więc wolała unikać ich tematu jak tylko mogła.
   - Mi też jest przykro- spuściła głowę w dół.
   - Odwiedzę cię w Nowym Jorku, kiedy przyjadę do USA. Nie obiecuję, że będzie to szybko, ale kiedyś z pewnością.
   - Masz kontakt ze swoim ojcem?
   Emilia nigdy jej o to nie pytała. Bała się, że to zbyt trudny temat dla jej koleżanki. Jakże się zdziwiła, kiedy Olivia odpowiedziała na to pytanie bardzo entuzjastycznie.
   - No jasne! Ma przyjechać do mnie za dwa tygodnie.
   - To dobrze, że między wami wszystko jest w porządku.
   - To z mamą się rozwodzi, mnie się nie pozbędzie- uśmiechnęła się trochę szerzej.
   Z sali kinowej wyszła reszta. Żadne z nich nie chciało już oglądać filmu. Woleli gdzieś pójść i porozmawiać, więc tak też zrobili. Kiedy szli w kierunku parku, zadzwoniła komórka Emilii. Przeprosiła cicho i zostając trochę w tyle, odebrała. Była ta Joanna, która nie wiedziała o powrocie siostrzenicy, o czym ta ją poinformowała dopiero teraz. Obie się rozpłakały, ale obiecały sobie utrzymywać ze sobą stały kontakt.
***
   Kiedy Emilia wróciła do domu, Kamil pracował, czyli tak jak zawsze. Nastolatka bez zbędnych słów poszła do swojego pokoju i położyła się na łóżku, patrząc w sufit. Nie mogła nacieszyć się chwilą ciszy, bo przyszedł Kamil, informując, że musi wyjąć ze wszystkich mebli rzeczy.
   - Jutro przyjadą fachowcy i rozbiorą meble- powiedział.
   - Nie zgadzam się!- krzyknęła Emilia,
 gwałtownie wstając. 

   - Pomyśl logicznie- był całkiem spokojny i nie przejął się wybuchem córki.- Wyjeżdżamy stąd, a dom będzie stał pusty. Tomek obiecał tu czasami zaglądać.
   - Więc nie sprzedasz domu, prawda?- nie mogła na to pozwolić.
   - Nie- zaprzeczył.- Teraz należy do mnie, ale nie sprzedam go. Wychowałem się tu- rozejrzał się po pomieszczeniu.
   Powiedział jeszcze, że pudła są w kuchni, a potrzebne rzeczy wyślą do Nowego Jorku kurierem.
  
Kamil wyszedł, a Emilia zaraz za nim. Wzięła kilka pustych pudeł i wróciła do pokoju. Zdjęła z szafy metaliczną walizkę na kółkach. Kupiła ją trzy lata temu, gdy miała jechać z Sarą na pokaz mody w Dublinie. Była bardzo piękna i Emilia nie mogła się oprzeć. Jeździła od tamtej pory w każdą dłuższą podróż z dziewczyną. Przykładem tego był wyjazd do Polski.
   Dziewczyna ze łzami w oczach zaczęła się pakować. Torbę zostawia na rzeczy, które zabierze ze sobą.  W pudła spakowała wszystko inne. Zdjęcia, które Janina trzymała w szufladzie komody, stojącej w jej pokoju, kilka rzeczy z wartością sentymentalną, wszystkie drobiazgi, stojące w różnych pomieszczeniach domu i wiele innych rzeczy, które należały do Janiny. Nie potrafiła ich zostawić, nawet jeśli w Ameryce miały się tylko kurzyć, chciała je mieć. Była to jakaś cząstka jej babci.
   Na sam koniec zostawiła swój pokój. Na pierwszy ogień poszły jej ubrania, które w większości upchała w dużej torbie podróżnej i mniejszej podręcznej, które miała zamiar wziąć ze sobą na lotnisko. Później zabrała się za wszystkie inne rzeczy. Kilka ubrań, których nie zmieściła do walizek, włożyła na dno jednego z pudełek. Z szafek zabrała swoje kosmetyki, nieliczną biżuterię, kilka książek i zeszytów, a z półek ściągnęła wszystkie ozdoby, szkatułkę i figurki, jakie miała. Kiedy wkładała szklaną kulę z wodą i kolorowymi drobinkami w środku, uśmiechnęła się smutno. To właśnie tego chciała użyć jako ewentualną broń, kiedy Bartek próbował dostać się do jej pokoju przez okno tej nocy, gdy zaczęli być parą.. Drobinki zaczęły opadać na dno, więc potrząsnęła kulą i wznowiła ich wirowanie. Szczelnie okręciła ozdobę folią bąbelkową, zapobiegając uszkodzeniom i zapakowała do pudełka. Następnie sprawdziła każdą szafkę i półkę, żeby upewnić się, że niczego nie zapomniała.
   Wtedy przypomniała sobie o jeszcze jednym. Padła na kolana i spod łóżka wysunęła pudełko po butach, którego wieczko szybko ściągnęła. Wtedy po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. Drżącymi rękoma wyciągnęła zawartość pudełka i usiadła na łóżku. Nie zdążyła kupić albumu i ładnie ich uporządkować. Zdjęcia, które dała jej Dagmara… Emilia bardzo powoli zaczęła oglądać każdą jedną fotografię. Wiedziała, że już zawsze, oglądając te zdjęcia, będzie płakała. Za dużo było w  nich wspomnień. Tak świetnie się bawiły w Nowym Jorku.. A teraz Emilia miała tam jechać, ale już sama.. Nie potrafiła jeszcze znieść widoku twarzy brunetki uwiecznionej na fotografiach, więc bardzo szybko cały plik zdjęć znalazł się w niewielkiej reklamówce, która z kolei wylądowała na wierzchu ostatniego pudła.
   Wieczorem pokój był już całkowicie pusty, nie licząc walizki na kółkach pełnej ubrań i rzeczy osobistych. Na krześle leżała torebka Emilii, w której miała dokumenty, pieniądze i  telefon komórkowy. Poza tym wszystko było bez życia. Meble stały puste i czekały na jutrzejszą rozbiórkę, komputer został wyniesiony przez Kamila, tak jak wszystkie pudła. W całym domu wiało pustką.
   Tej nocy dziewczyna prawie nie spała. Myślała o przyjaciołach. Jej myśli zaprzątała też Dagmara i Bartek. Emilia zastanawiała się, jakby to było gdyby nie wyjechali, gdyby tutaj byli? Doszła do wniosku, że z jednej strony dobrze się stało, bo teraz to Emilia wyjeżdża. Wraca do domu. Zostawia wszystko. A jeszcze tak niedawno chciała zostać w Polsce już na stałe.. Teraz nie miała takiej możliwości.
   Nastolatka zasnęła dopiero nad ranem, ale nie na długo, bo obudziły ją szumy,  trzaski i wiercenie wiertarki. Z niechęcią zwlokła się z łóżka i wystawiła głowę za drzwi. Tak jak myślała, czterech facetów rozkręcało już meble w całym domu. Jak na razie zostawili jedynie pokój dziewczyny.
   W mgnieniu oka ubrała się i ściągnęła pościel z łóżka.  Je też mieli rozkręcić.. Bez śniadania i nic nikomu nie mówiąc, wyszła z domu. Wzięła jedynie komórkę tak na wszelki wypadek. Napisała do Justyny, aby wszyscy przyszli do parku. Chciała spędzić z nimi jak najwięcej czasu. 
    Pół godziny później wszyscy się spotkali w umówionym miejscu. Dziewczyna z czystym sercem mogła przyznać, że Dawid bardzo ostatnio się zmienił. Mało się odzywał, to po pierwsze, a po drugie wydawał się trochę wydorośleć, ale bała się, że to tylko chwilowe.
   Kiedy rozmawiali, udając, że to wszystko, że Emilia wyjeżdża, nie jest prawdą, zadzwoniła jej komórka. Kamil przypomniał córce, że za niedługo musi być w domu, bo jadą na lotnisko. Mężczyzna kupił pierwsze bilety, jakie były dostępne. Chciał jak najszybciej wrócić do Nowego Jorku i nadrobić wszystkie zaległości, jakie miał w pracy.
   Nadszedł czas żegnania z przyjaciółmi. Klara rzuciła się na Emilię w uścisku. Za nią podążyła Justyna i Olivia. Wszystkie cztery zaczęły płakać. Mówiły coś niewyraźnie, że będą tęskniły, że muszą dać radę utrzymać ze sobą kontakt, ale było to tak niewyraźne przez ciągłe szlochy, że chłopaki, którzy stali kilka metrów od nich, nic nie rozumieli.
   - Za wami też będę oczywiście tęskniła.. Za wszystkimi… za Polską- spojrzała na chłopaków, a następnie na konary drzew.

   Szybkim krokiem pokonała przestrzeń pomiędzy nią a Kubą i przytuliła się do niego. Potem to samo zrobiła z Dawidem i zaczęła powoli się wycofywać.
   - Może cię odprowadzimy?- zaproponowała Justyna, ale Emilia szybko pokręciła przecząco głową.
   - Nie dałabym rady drugi raz się z wami żegnać.
   - Trzymaj się i bądź silna- cała piątka przyjaciół Zielonki zaczęła machać w jej kierunku, kiedy ona idąc tyłem, coraz bardziej się od nich oddalała.- Pamiętaj, że masz tu przyjaciół!
   - Dziękuję wam za wszystko- zaczęła dławić się własnymi łzami.- Dzwońcie i piszcie do mnie!
   - Będziemy- obiecali.
   Z bolącym sercem odwróciła się na pięcie i szybkim krokiem, żeby nie zawrócić, ruszyła do domu. Nie przejmowała się nawet, jak może wyglądać.
   Gdy doszła na miejsce, wszystko było puste, w żadnym pomieszczeniu nic nie było. Emilia ostatni raz przeszła się po domu, nie przestając płakać. Wspominała różne momenty ostatniego roku. Jak uczyła się w salonie, jadła w kuchni, uśmiech jej babci kiedy gotowała, nawet jej grypę żołądkową.
   Kiedy odjeżdżali taksówką, nastolatka obejrzała się za siebie i przez tylną szybę pojazdu do ostatniej chwili patrzyła na ulicę, na której mieszkała przez ostatni rok. Nawet nie wiedziała, jakim cudem to tak szybko minęło. Wydawało się jej, że to wczoraj przyjechała z babcią pod ten dom, kiedy czuła ten strach, później poznanie Dagmary i bardzo mile spędzona wakacje..
   - Wszystko w porządku?- spytał Kamil, kiedy jechali już dobre piętnaście minut.
   - Dobrze wiesz, że nie- burknęła. Jedynie co chciała to zasnąć i przestać myśleć.
   - Sprzedałem działkę- poinformował.
   Skinęła jedynie głową. Nie miała siły odpowiedzieć.
   Była to ich jedyna rozmowa w czasie jazdy na lotnisko, jak i w samolocie, który był pełny. W końcu był początek sezonu. Emilia nie chciała czytać książki, ani przeglądać gazet. Patrzyła bezmyślnie w okno na białe chmury, które wyglądały jak wata cukrowa. Nie mogła nawet zasnąć chociaż tak bardzo chciała.
   Kiedy wreszcie po długich godzinach wylądowali w Nowym Jorku, Emilia znowu poczuła łzy w oczach. Oto wróciła „na stare śmieci”.
   Na parkingu czekał na nich Brandon, z którym Emilia się ciepło przywitała. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, jak za nim tęskniła. Mężczyzna schował ich walizki do bagażnika czarnej limuzyny, a  podróż wszyscy przemilczeli. Limuzyna zatrzymała się przy Grand Army Plaza. 
   - Idziesz na spotkanie- nastolatka bardziej stwierdziła niż zapytała. 
   - Tak. Nie było mnie dwa miesiące. Muszę to nadrobić- powiedział, wysiadając z pojazdu. Posłał jej jeszcze jedynie słaby uśmiech i zniknął.
   Przed willą Zielonków dziewczyna przeżyła szok. Na chodniku stała cała armia paparazzich, co przeraziło Emilię. „Witamy w domu” pomyślała z ironią.
   - Brandon, co oni tu robią?- spytała szofera.
   - Musieli się dowiedzieć, że panienka przyjeżdża- odpowiedział, wychodząc z limuzyny. 
   Po chwili był już przy drzwiach samochodu, które otworzył, aby Emilia mogła wysiąść. Od razu rozbłysły się flesze. Dziewczyna zaczęła przepychać się z Brandonem i walizkami przez tłum, który wykrzykiwał różne pytania skierowane własnie do niej, a na które ona nie miała najmniejszego zamiaru odpowiadać. Odzwyczaiła się już od takich sytuacji.
   Weszli do holu, a Sara rzuciła się w uścisku na Emilię. Nastolatka uświadomiła sobie, że już dawno tak się nie przywitały, więc z chęcią odwzajemniła uścisk.
   - Witaj, córciu- modelka jeszcze mocniej przycisnęła nastolatkę do swojej piersi.
   - Cześć, mamo- bąknęła oszołomiona. Tego to się nie spodziewała.- Nie powinnaś być w pracy?- zerknęła na zegarek, kiedy mijały go w salonie.
   Skierowały się do jadalni, gdzie na szklanym stole czekał już obiad.
   - Nie, Emily. Nie powinnam- usiadły na krzesłach.
   - Emilia- poprawiła ją dziewczyna.
   - To jest to samo imię. Przyzwyczajaj się, bo tak będą tu do ciebie mówić.
   - Gdyby to ode mnie zależało, byłabym u cioci Asi.
   Między nimi zapadła cisza. Sara zaczęła jeść obiad, więc i Emilia spróbowała potrawy.
   - Co ciekawego u Joanny?- spytała w końcu Sara, nie patrząc na córkę.
   - Wyszła za mąż, ma synka, mieszkanie w mieście, samochód..- zaczęła wyliczać.
   - Więc wszystko u niej dobrze..- brzmiało to tak, jakby kobieta powiedziała to sama do siebie.
   Ponownie zapadła cisza, która nie trwała jednak długo.
   - Myślałaś już do jakiej szkoły chcesz iść?- pytanie zostało skierowane do Emilii.
   - Dokładnie nie wiem.. Nie zastanawiałam się nad tym, ale wybiorę jakąś szkołę muzyczną..
   - Emily!- krzyknęła 
gwałtownie Sara tak, że nastolatka podskoczyła na krześle. Od tego też już zdążyła się odzwyczaić.- Nie pójdziesz do szkoły muzycznej!
   - Dlaczego? Kocham śpiewać, umiem grać na instrumentach, a tam tylko rozwija…
   - Pomyśl logicznie- weszła jej w pół słowa.- Co będziesz robiła po takiej szkole?
   - Nie wiem- była dość spokojna.- Mogę nawet uczyć w szkole muzyki- wzruszyła lekko ramieniem.
   - Co?! Emily Zielonka nie będzie nauczycielką! Nie ma nawet takiej opcji!
   - Dlaczego?! Co ty złego widzisz w tym zawodzie?
   - Nie będziesz nauczycielką- powtórzyła, dziobając widelcem w jedzeniu.
      Emilia poczuła łzy w oczach, więc szybko opuściła jadalnie i pobiegła do swojego pokoju, gdzie stała już jej walizka. Nie mogła rozpłakać się przy Sarze, pokazując tym samym swoją słabość. Dziewczyna położyła się na swoim wielkim łóżku i ogarnęła wzrokiem pomieszczenie, które w ogóle się nie zmieniło od jej ostatniego pobytu tutaj. Podniosła się na łokciach i włączyła laptopa. Zalogowała się na swoją pocztę i zaczęła odczytywać wiadomości. Jedna z nich przykuła jej uwagę. Nie miała pojęcia, kto ją wysłał, ale otworzyła ją. Owy ktoś wysłał jej link, który przekierował ją na stronę jakiejś kapeli. Damage przeczytała. Zmarszczyła czoło, nic nie rozumiejąc. Weszła w grafikę i nie mogła uwierzyć własnym oczom. Jej serce przyśpieszyło swoje obroty i nagle zrobiło jej się bardzo gorąco. Na zdjęciach było pięciu chłopaków, a jednym z nich był.. Bartek! Położyła dłoń płasko na czole i zaczęła mrugać gwałtownie oczami, mając wrażenie, że to wszystko jej się wydaje. Ale nie. On nadal był na zdjęciach. 
   Zaczęła oglądać fotografie. Były różne: z występów, sesji, prób.. Nie zwracała uwagi na innych członków. Liczyło się tylko to, że był tam Bartek. Prawie się nie zmienił. Jedyne co rzucało się w oczy, to jego postawa. Był bardziej męski i jeszcze pewniejszy siebie.  Zdjęcia Emilia oglądała ze łzami w oczach, których nie potrafiła ukryć.
   Później kliknęła zakładkę „Piosenki” i wyskoczyło kilka utworów. Przesłuchała każdą z nich kilka razy, wychwytując dość często głos Bartka, a po jej policzkach wciąż płynęły słone łzy. Co ją najbardziej zdziwiło? Śpiewali w języku angielskim..
   Następna zakładka zatytułowana została „Członkowie”, więc na to weszła. Wyświetliły się nazwiska osób z kapeli. Emilia zaczęła wszystko po kolei czytać. Nie znała większej części tych osób, ale dwójka z nich była jej znajoma. Tuż po Bartłomieju Formańskim był Sam Hill. Obok krótkiej biografii każdego członka, widniało zdjęcie. Był to ten Sam, którego Emilia i Dagmara poznały na imprezie u Jake’a. Bardzo się zmienił, ale jak się dobrze przyjrzeć, można było go rozpoznać.
   Bez większego zastanowienia Emilia chwyciła swój telefon i wybrała numer do przyjaciela.
   - Jake? Tu Emilia.. znaczy Emily. Masz chwilkę?- powiedziała na wstępie, nie odrywając wzroku od ekranu laptopa.
   - Emily!- wykrzyknął uradowany.- Miło cię słyszeć. Jasne, że mam chwilkę.
   - Możesz do mnie przyjść? Tylko na chwilkę. Obiecuję, że nie zabiorę ci dużo czasu.
   Na linii zapadła chwila ciszy.
   - Do ciebie?- powtórzył, jakby źle usłyszał.- Wiesz.. nie dam rady przylecieć na chwilę do Polski- zachichotał, a Emilia uświadomiła sobie, że nie powiedziała mu o powrocie.
   - Nie, nie do Polski- zaśmiała się sama z siebie.- Jestem w Nowym Jorku.
   - Co ty robisz w naszym mieście?
   - Wróciłam..
   - Zaraz będę- zaciekawił się.- Opowiesz mi wszystko. Do zobaczenia.
   - Do zobaczenia.
   Dokładnie dwadzieścia minut później Jake był w willi Zielonków. Emilia opowiedziała mu, dlaczego wróciła, a następnie pokazała mu stronę kapeli Damage. Chłopak podrapał się po czubku głowy.
   - Niestety nie mam kontaktu z Sam’em- przeprosił wzrokiem.
   - Żadnego? Mail? Numer telefonu?
   - Niestety nie- pokręcił przecząco głową.
   Emilia opadła na łóżko, wypuszczając głośno powietrze z ust. A więc nie odnajdzie ich… Ale czy na pewno tego by chciała? Skoro Bartek chciał się od niej odciąć, zrobił to, a ona nie miała prawa wchodzić w jego życie z butami. Oczywiście, że chciała go zobaczyć… ale się najnormalniej w świecie bała.. Gdyby się uparła, dowiedziałaby się wszystkiego o tej kapeli, ale mimo wszystko nie zrobiła tego.


--------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział wyszedł dość długi, ale nie miałam pojęcia gdzie go skończyć, więc przepraszam, jeżeli dla niektórych jest to jakiś problem. Następny będzie o wiele krótszy ;)

Pozdrawiam :*

piątek, 4 lipca 2014

Rozdział 21

   Śmierć przychodzi najczęściej w najmniej oczekiwanych momentach i nikt tak naprawdę się jej nie spodziewa. Niektórych dziwi, że najczęściej umierają osoby kochane, które mają wielu przyjaciół, znajomych, ale nie zastanawiają się nad tym głębiej. Może tak właśnie ma być? Może przez to, a może raczej dzięki temu ma się coś stać? Coś, co zmieni czyjeś życie nieodwracalnie? Trudno jest stwierdzić, czy na lepsze, czy na gorsze już teraz. Można jedynie się nad tym zastanawiać.
   Śmierć Janiny dla niektórych była wielkim szokiem, bólem, a dla innych była całkiem normalna, zważając na wiek kobiety. Mimo tego mogła jeszcze żyć wiele lat. Ale odeszła i nikt nic nie mógł na to poradzić.
   Dla Emilii najgorsze było to, że się z nią nie pożegnała. Jak codziennie wyszła do szkoły, rzucając szybkie ,,cześć”. Nie przytuliła jej, nie pocałowała w pomarszczony policzek… Więcej nie będzie miała takiej okazji i ta myśl ją dobijała.
   Dziewczyna nie wiedziała, co z nią będzie. Nie chciała wracać z ojcem do Nowego Jorku. Chciała zostać..
   Emilia, stojąc na cmentarzu nie mogła uwierzyć, ile osób przyszło na pogrzeb jej kochanej babci. Była ona bardzo lubiana i szanowana, to było pewne. Każdy bez wyjątku był smutny, a ci najbliżsi w oczach mieli łzy. Dziewczyna robiła wszystko, aby słone krople nie ujrzały światła dziennego i nie wypłynęły na policzki, ale na nic się to zdało, bo po chwili popłynęły w dół. Szybkim ruchem ręki wytarła je. Nie chciała płakać. Wiedziała, że Janina nie chciałaby, żeby cierpiała, ale nie potrafiła inaczej. To było zbyt silne.
    Rozejrzała się po zebranych. Byli wszyscy. Sąsiedzi, znajomi, nawet jacyś obcy ludzie, których dziewczyna nie znała. Po jej bokach stał Kamil, Zdzisław i Tomasz, a niedaleko dostrzegła swoich przyjaciół. Była im wdzięczna, że przyszli, chociaż ich o to nie prosiła. Zrobili to z własnej woli, jakby wiedzieli, ile to będzie dla niej znaczyło. Jake także okazał się dla niej wielkim wsparciem. Dzwonił kilka razy i bardzo długo rozmawiał z roztrzęsioną Emilią.
   Nie słuchała księdza, który towarzyszył im tego dnia podczas ostatniego pożegnania. Nie obchodziło ją nic. Myślała tylko o tym, że jej babcia odeszła. Na zawsze. Nie mogła się z tą myślą pogodzić i wiedziała, że szybko to nie nastąpi. Janina tyle dla niej zrobiła.. Przyjęła ją do siebie, opiekowała się nią.. Tak bardzo ją kochała.
   - Spoczywaj w pokoju- dopiero po tych słowach wypowiedzianych przez kapłana, Emilia zaczęła słuchać, co dzieje się dookoła niej. 
   Czterej mężczyźni z białymi rękawiczkami zaczęli opuszczać trumnę z Janiną do ziemi, a już po chwili dotknęła dna. Z oczu Emilii ponownie poleciały strużki łez, których tym razem nawet nie próbowała zatrzymać. Zaczęły kapać po czarnej sukience, którą miała na sobie, ale mało ją to interesowało. 
   - Ona odeszła- szepnęła bardziej do siebie, ale i tak osoby, które stały blisko niej usłyszały jej słowa.-  Już nie wróci…- z jej oczu zaczęło płynąć jeszcze więcej łez i teraz spokojnie można było ją porównać do wodospadu z czerwonymi oczami.
   - Ciii- Kamil objął córkę ramieniem, przytulając ją do swojego torsu. Słyszała jego bicie serca, ale to, co ją w dzieciństwie uspokajało, teraz nie pomogło ani trochę. Wręcz przeciwnie, bo myślała o tym, że serce jej babci już nie bije.
   - Ale ona umarła- mówiła jak w transie.-  Już jej nie ma. Nie wróci… 
   - Już dobrze- zaczął ją odciągać na bok, jednocześnie gładząc ją po włosach.
   - Nie- wyrywała się, ale jego uścisk był za mocny.- Tato, ja chcę tam zostać…- nie zwracał na nią uwagi.- Tato…- prosiła, ale nic to nie dało.
   Ludzie żegnali się z Janiną już na zawsze. Emilia czuła się jak marionetka, prowadzona przez swojego ojca. Nie rozumiała dlaczego chce ją odsunąć od jednej z najukochańszych osób w jej życiu… Miała zamiar zostać tam aż wszyscy się rozejdą, pobyć sam na sam z babcią..
   Jednak w końcu dała za wygraną i dała się prowadzić w przeciwną stronę niż ona by chciała…



***

   Miesiąc po pogrzebie Janiny Emilia czuła się jak puste pudełko. Gdyby nie Kamil, który został z nią w Polsce, co trochę ją zdziwiło, ale też w pewien sposób uszczęśliwiło, nie jadłaby i nie piła. W szkole została na jakiś  czas zwolniona, na prośbę Kamila, ale to zwolnienie już się skończyło. Zaczęła więc więcej czasu poświęcać na naukę, dzięki czemu nie myślała tak dużo. Do tej pory każdy krok postawiony w domu przypominał jej Janinę. Każda książka, fotel, mebel, kwiatek, dywan czy choćby zapach. Nie mogła pojąć faktu, że kiedy rano wyjdzie z pokoju, nie przywita ją babcia tylko Kamil. Przez te kilka miesięcy nie zdążyła się nią do końca nawierzyć. W końcu wcześniej widywały się bardzo rzadko.
   Kamil wiele razy próbował przekonać córkę, aby wróciła do Nowego Jorku, ale ona za wszelką cenę chciała skończyć rok szkolny i obiecała, że zastanowi się, co dalej, ale chyba już nawet wiedziała.. Kamil też strasznie cierpiał. Stracił przecież mamę i nie miał już żadnego z rodziców. Zatracał się więc w pracy, aby zapomnieć.
   Przyjaciele Emilii podtrzymywali ją na duchu, jak tylko mogli i to też bardzo pomogło jej wziąć się w garść i ciągle nie płakać. Mało się uśmiechała, ale po następnym miesiącu ogarnęła się na dobre. Zaczęła się częściej uśmiechać, co było dobrym znakiem.
   Kiedy pewnego wieczoru leżała na dywanie w salonie, a dookoła niej rozłożone były książki i zeszyty, rozdzwonił się dzwonek do drzwi. Kamil pracował przy swoim laptopie, więc Emilia podniosła się i ruszyła otworzyć, szurając kapciami po panelach.
   Zamachnęła się i z impetem otworzyła drewnianą powłokę. Os
oby, która za nią stała, nigdy nie spodziewałaby się tam zobaczyć. Zrobiła okrągłe oczy i wpatrywała się w uśmiechnięte szare oczy.
   - Cześć.
   - C… cześć- wydukała i uśmiechnęła się szeroko, jakby dopiero do niej dotarło, kto to.- Jake…- mocno go przytuliła, zagłębiając głowę między jego ramieniem, a szyją.
   - Ej… Co jest? Nie cieszysz się, że przyjechałem?- spytał, czując coś mokrego na ramieniu. Były to łzy Emilii, których nie mogła pohamować. 
   - Cieszę się- odpowiedziała szybko.- To łzy szczęścia… Nie wierzę, że tu jesteś.. Wejdź- odsunęła się od niego i wpuściła do środka, wycierając mokre policzki.
   - Tu jest tak… inaczej- skomentował, rozglądając się po bokach.
   - Wiem- Emilia uśmiechnęła się lekko.- Ale… co tu robisz?
   - Chciałem przy tobie być w tych chwilach, ale wcześniej nie mogłem przylecieć- wzruszył ramieniem w poczuciu winy.
   - Skąd wiedziałeś, gdzie jestem? Nigdy nie dawałam ci adresu- zauważyła.
   - Ale twój tata mi go dał- uśmiechnął się, pokazując zęby.
   Jak na zawołanie z salonu wyłonił się Kamil. Jego mina była bardzo podobna do pierwszej reakcji Emilii na widok przyjaciela. Nie spodziewał się go.
   - Dobry wieczór, panie Zielonka- Jake wyciągnął  w jego kierunku dłoń, którą Kamil uścisnął, witając się z nim „po męsku”.
   - Dobry wieczór.  Ty tutaj?
   - Przyleciałem odwiedzić Emilię- objął ją ramieniem.
   - To po to był ci adres- bardziej to stwierdził.-  Myślałem, że chcesz wysłać jakiś list, czy coś w tym stylu- opuścił rękawy swojej koszuli, które wcześniej podwinął, dlatego teraz były mocno pogniecione.
   - Chcesz coś zjeść?- zaproponowała szybko Emilia, podnosząc głowę do góry, żeby na niego spojrzeć.
   - Nie, dziękuję. Jadłem w samolocie. 
   - No to tutaj też zjesz- chwyciła go za rękę i poprowadziła do kuchni.- Co chcesz? Kanapki, płatki kukurydziane z mlekiem, tosta? Nic nie ugotowałam- nie gotowała od śmierci Janiny, przez co miała trochę wyrzuty sumienia, że skazała Kamila na byle jakie jedzenie.
   - Eeee- Jake podrapał się po głowie, a Emilia miała ochotę walnąć sobie młotkiem w głowę. Zapomniała się i mówiła po polsku!
   -Przepraszam. Po prostu to, że jestem w Polsce…- zaczęła się tłumaczyć już w języku angielskim. 
   - Nie masz za co przepraszać. Emily, nie chcę nic jeść. Nie jestem głody. Naprawdę-  zapewnił, siadając na krześle.
   - No, dobrze. To może chcesz wziąć prysznic?- chciała zając się gościem jak najlepiej.
   - Później. Emily…
   - Jake…
   - Przestań- zmarszczył zabawnie nos.
   - To ty przestań i w końcu się na coś zgódź- tupnęła nogą niczym mała dziewczynka. 
   - Wezmę prysznic, kiedy porozmawiamy. 
   - Mam rozmawiać ze śmierdziuchem? Nie, dziękuję- droczyła się z nim.
   - Emily…
   - To moje imię- mrugnęła do niego okiem.
   - Jejku, kiedy ty się taka zrobiłaś?- westchnął.
   - Nie wiem- wzruszyła ramionami, szeroko się uśmiechając.- Może zawsze taka byłam…
   - No raczej nie.
   - No raczej tak- wystawiła mu język, a on zachichotał.
   - Emily…
   - Zielonka, tak to ja.
   - Emily, przestań.
   - Dobra- wydęła usta w niezadowoleniu.- O czym chcesz rozmawiać?- usiadła naprzeciwko niego i uważnie na niego popatrzyła.
   - O wszystkim. Jak się czujesz? 
   - Nawet dobrze, chociaż czuję taką pustkę w środku- odpowiedziała już całkiem poważnie.
   - Jak dla mnie, jest z tobą w porządku, zważając na to jak ze mną żartowałaś..
   - Z tobą to co innego. Po prostu jak cię widzę, aż chce mi się śmiać.
   - Taki śmieszny jestem?- podniósł jedną brew do góry.
   - Troszeczkę- wzruszyła ramionami, jakby od niechcenia, ale na jej usta wkradł się nikły uśmieszek. 
   - Dobra, opowiadaj wszystko.
   Emilia powiedziała mu o wszystkim, co wydarzyło się ostatnio w jej życiu ze szczegółami, a on uważnie słuchał od czasu do czasu dopytując się czegoś. Tak bardzo się cieszyła z jego obecności i z tego, że może się komuś wygadać.. A Jake był idealną osobą do rozmów, o czym się przekonała.


***

  
   - Zuch dziewczyna- powiedział Kamil, obejmując córkę ramieniem, gdy ta ubrana na biało-czarno wchodziła na szkolny korytarz. Był z niej dumny, że w tak trudnym okresie dla nich obojga zachowała się całkiem dojrzale jak na swój wiek.
   - Dziękuję, że zostałeś ze mną przez te dwa miesiące- spojrzała mu w oczy.
   - Po to jestem- uśmiechnął się.- A ty jesteś moją księżniczką, pamiętaj o tym zawsze- pocałował ją w czoło, a ona poczuła bardzo przyjemne ciepło rozchodzące się po całym ciele. Była tak bardzo wdzięczna ojcu..
   - Szkoda, że Jake pojechał.. Zdążyłam bardzo mało mu pokazać.
   Chłopak był u Emilii tydzień po czym wrócił do Nowego Jorku. Przez te siedem dni nastolatka starała się pokazać mu Polskę od jak najlepszej strony. Zaprowadzała go w różne fajne i ciekawe miejsca, ale też siedzieli w domu, oglądając filmy i zajadając się słodyczami. Podczas gdy ona była w szkole, Jake spędzał czas z Kamilem i zazwyczaj się nudził, ale nie narzekał.
   - Dobry z niego przyjaciel, prawda?- Emilia przytaknęła, ciągnąc ojca w stronę grupki jej znajomych.
   Wszyscy się ze sobą przywitali. Kamil czuł się w ich towarzystwie dość dziwnie, dlatego chciał już odejść, ale Emilia go zatrzymała.
   - Muszę wam coś powiedzieć- spojrzała na twarze każdego z jej najbliższych znajomych.
   Olivia już wiedziała. Zdążyła poznać ją na tyle dobrze, że domyśliła się, o co może chodzić. Reszta spojrzała na blondynkę z pytającymi minami. Zielonka wypuściła wolno powietrze, a w jej oczach pojawiły się łzy. Dużo nad tym myślała przez ostatnich kilka nocy i podjęła ostateczną decyzję, która wcale nie przyszła jej łatwo. Nie chciała tego powiedzieć, ale musiała. Wiedziała, że musi. Nie miała innego wyjścia, jak postąpić właśnie tak.
   - Za kilka dni wracam z tatą do Nowego Jorku.

-------------------------------------------------------------------------------------

Szczerze, to nie jestem zadowolona z tego rozdziału nawet trochę. Poprawiałam go miliony razy, a wyszło jeszcze gorzej niż było. W końcu dałam za wygraną i zostawiłam tak jak widać. Mam nadzieję, że aż tak źle znowu nie jest… Po prostu miałam straszny zawias weny. Musiałam też przyśpieszyć akcję..
Dzisiaj szykuje się chyba najdłuższa notka jaką pisałam xd
Zbliżamy się do końca tej części opowiadania. Tak, dobrze napisałam. Będzie druga część. Będzie trochę inna od tej i wiele rzeczy się zmieni, ale z drugiej strony nie aż tak dużo xd
Na samym początku chciałam zrobić przerwę dwumiesięczną z powodu wakacji, ale myślę, że nie będzie konieczna. Tak myślę…
Tak wstępnie to
koniec tej części będzie 01- 02.08. 2014r. (piątek, sobota). Będzie to 26 rozdział. Rozdziały będą dodawane tak jak do tej pory co tydzień w piątki lub soboty, ale raczej w piątki, tylko będzie mały wyjątek. Rozdział 25 będzie dodany 30.07 (środa).

A druga część zacznie się 05-06.09.2014r.( piątek, sobota). Zostaną wtedy dodani bohaterzy i pierwszy rozdział.
Chyba, że coś by się jeszcze zmieniło to i plany się zmienią, ale nie sądzę.
Dobra, no to chyba tyle.
Pozdrawiam.