W willi Emilia była pół godziny później.
Kiedy przekroczyła próg, w holu pojawiła się Dagmara razem z Sarą. Obie
wytrzeszczyły oczy na blondynkę, ale pierwsza ogarnęła się Daga.
- Emilia, co się stało?- pisnęła przerażona. Zielonka nawet nie chciała sobie wyobrażać jak wyglądała. Była mokra, nie dało się znaleźć na niej suchej nitki, dygotała z zimna, a jej makijaż był rozmazany przez łzy i deszcz.
- Na zewnątrz pada- skinęła głową w stronę okna, za którym nie było widac nic oprócz deszczu. Na dobre się rozpadało.
- Co ty robiłaś w parku o tej porze?- Sara podała Dagmarze wielki puszysty ręcznik, którym ta okręciła Emilię.
- Nie wiem- wzruszyła ramionami.
Brunetka westchnęła. Poprosiła Sarę, aby zrobiła coś gorącego do picia, dlatego kobieta zniknęła po chwili im z pola widzenia. Kiedy obie kobiety miały już ruszyć w stronę salonu, drzwi wejściowe otworzyły się, a do środka wszedł Kamil z Danny’m. Obaj strzepali zbędną wodę ze swoich parasolek i podniesli wzroki na kobiety, które w dalszym ciągu stały w holu.
- Co się stało?- pierwszy spytał Kamil.- Niech zgadnę… Byłaś na zewnątrz.
- Tak. Przed chwilą wróciłam..- pociągnęła nosem. Czuła, że będzie chora przez własną głupotę.- Och, przedstawię was sobie- dopiero wtedy zwróciła uwagę, że wcześniej nie zapoznała ze sobą Danny’ego i Dagmary. Przypomniała sobie dlaczego i poczuła, jak się zaczerwieni. Miała jednak nadzieję, że nie było to widoczne.
- To jest Dagmara, moja znajoma z Polski, a to Danny współpracownik taty- zagestykulowała rękoma.
- Danny Holland- mężczyzna wyciągnął w stronę brunetki swoją męską dłoń. Uważnie się jej przyglądał.
- Cześć. Dagmara Formańska- uścisnęła jego dłoń, ale szybko ją cofnęła.- Miło mi cię poznać.
- Mi również- patrzył na nią spod lekko przymróżonych powiek.
- Przepraszamy,a le musimy porozmawiać, więc..- chrząknęła, oczyszczając gardło- oddalimy się- powiedziała Dagmara, łapiąc Emilię pod ramię.
- Naturalnie. Porozmawiajcie sobie- Kamil ściągną wierzchnie nakrycie i powiesił w szafie.- Danny, będę w gabinecie- ruszył i zniknął za rogiem.
- Bardzo dobrze mówisz po angielsku- zauważył mężczyzna, kiedy Dagmara już się odwracała.
- Dziękuję. Mieszkałam w Nowym Jorku przez jakiś czas- wytłumaczyła, na chwile odwracając się w jego stronę.
- Rozumiem.
- To my już pójdziemy- Dagmara odwróciła się, ciągnąc za sobą Emilię. Zaczęła wchodzić po schodach w górę.
- Jak coś to możecie mnie wołać- usłyszały jeszcze.
- Dziękujemy- odkrzyknęła Dagmara.
Lekko się zdziwiła, że Emilia prawie się nie odzywała, ale nic nie powiedziała.
Obie kobiety poszły do sypialni, którą zajmowała tymczasowo Dagmara. Usiadły na jej łóżku.
- Lepiej idź się przebrać- Dagmara przeczesała palcami swoje włosy.
- Dobrze- Emilia zakaszlała. Ciągle drapało ją w gardle.
Poszła do swojej sypialni i przebrała się w dres, a następnie wróciła do koleżanki i zajęła swoje poprzednie miejsce.
- A więc.. co się stało?- zaczęła ostrożnie Dagmara.
Emilia ponownie wybuchła płaczem. Zdążyła się przywiązać do Jenifer. Emilia zaczęła rozumieć różne sytuacje, których wcześniej nie rozumiała. Przykładem były siniaki na ciele dziewczynki. Kobieta wiedziała, że kiedy ktoś choruje na białaczkę wystarczy lekko się o coś uderzyć, a powtaje siniak, jaki pojawiłby się u zdrowej osoby dopiero przy bardzo mocnym uderzeniu. Podobnie było z raną, z której popłynęło tak dużo krwi, kiedy Jenifer się potknęła i skaleczyła. Tak właśnie działo się u osób, które chorowały.
- Jenifer, którą uczyłam… ona… to znaczy ja…- plątała się w swoich słowach, mówiąc między szlochami.- Dowiedziałam się, że ona… ona… jest chora… Ścieli jej włosy… oni ogolili jej głowę, Dagmara! Leży w szpitalu…- szepnęła.
Dagmara bez słowa podsunęła się do niej bliżej i po prostu ją przytuliła. Zaczęła gładzić ją po włosach jak mama robi ze swoją córką, kiedy dowie się, że ktoś jej dokucza w szkole.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy, co ja poczułam- wyszlochała.- Nigdy bym się nie spodziewała, że tak młoda osóbka jaką jest Jenifer…
- Csii… Już dobrze. Przecież to nie twoja wina- Dagmara czuła wielką chęć zrobienia czegoś, żeby Emilia w końcu szczerze się uśmiechnęła i żeby ten uśmiech pozostał na jej twarzy już zawsze.- Emilia, nie możesz płakać. Musisz być silna, jeśli tak bardzo zdążyłaś się przywiązać do tej dziewczynki. Przecież wyzdrowieje. Jest młoda. Da radę.
- Ale dlaczego oni jej ścieli włosy?!- wychlipała, odsuwając się lekko od ciała Dagmary, aby spojrzeć jej w oczy.- Raczej to daje mi powód do myślenia, że w jej stanie zdrowia coś się pogorszyło.
- A rozmawiałaś z kimś? Z nią? Z jej rodzicami? Kimkolwiek?
Emilia pokręciła przecząco głową. Spuściła głowę, zasłaniając twarz włosami.
- A co zrobiłaś?- spytała brunetka.
- Ja.. po prostu uciekłam- wyszlochała.
- A ta dziewczynka cię widziała?- Dagmara miała bardzo dobre podejście do osób w takiej sytuacji w jakiej była Emilia. Niejedna osoba mogłaby pomyśleć, że powinna studiować psychologię. Jednak wybrała inną drogę.
- Widziała mnie- Emilia jeszcze bardziej się rozpłakała.- Jak ona musiała się poczuć, kiedy ja uciekłam?! Jestem kretynką!- krzyknęła na siebie.- Ja muszę do niej pojechać!- zerwała się na równe nogi.
- Emilia, nie możesz- Dagmara próbowała skłonić Emilię, żeby ta z powrotem usiadła.- Nie wpuszczą cię. Jest za późno.
Emilia opadła na pościel i zaczęła jeszcze bardziej płakać. Już o trylion razy bardziej wolała się dowiedzieć, że Jednifer jest bita. Wtedy mogłaby jej jakoś pomóc, a w takiej sytuacji? Z chorobą musi walczyć tylko osoba chorująca. Nikt inny nie może jej pomóc. Prawie w żaden sposób.
- Jutro pójdę tam i dowiem się jaką grupę krwi ma Jenifer- postanowiła Emilia.- Jeśli będę mogła to oddam dla niej krew. Dam im także czek i…
- Emilia- koleżanka jej przerwała.- A nie lepiej by było, gdybyś najpierw porozmawiała z nią i z jej rodzicami?
- To też zrobię- wytarła łzy z policzków.- Zrobię to jutro. Muszę jej pomóc. Ona musi żyć..
- Z pewnością będzie- zapewniła Dagmara.
W tej chwili zadzwoniła komórka Emilii. Kobieta wzięła ją do dłoni i zobaczywszy, kto dzwoni, od razu odebrała.
- Lucie? Och, jak dobrze, że dzwonisz!
Dała znak Dagmarze, że pójdzie porozmawiać z przyjaciółką i wróciła do swojego pokoju, gdzie opowiedziała wszystko Lucie ze szczegółami. Tak bardzo potrzebowała, żeby przy niej była.
- Emily, bardzo mi przykro- powiedziała szczerze. – Obiecuję ci, że coś zrobimy. Pomogę ci.
- Ale jak? Lucie, jak? Nie da się pomóc…- zaszlochała. Chciała przestać w końcu płakać, ale nie mogła.
- Właśnie dzwonię, żeby ci powiedzieć, że za kilka dni przylatuję do Nowego Jorku.
Emilia ze szczęścia aż podskoczyła. Nie mogła uwierzyć. Była to chyba jedyna rzecz, która mogła ją w tamtej chwili ucieszyć.
- Naprawdę? Nawet nie wiesz, jak się cieszę- tak bardzo jej potrzebowała.
- Tak, naprawdę. Przylatuję i nie zamierzam nigdzie się ruszać do porodu… Mam nadzieję, że i ty mi pomożesz. Pomożesz mi, prawda Emilka?- spytała pełna nadziei.
- No jasne, że tak. Lucie, przecież ci od zawsze mówiłam, że we wszystkim ci pomogę! Razem damy sobie radę, obiecuję.
- W dalszym ciągu nikt nie może się o niczym dowiedzieć. Od jakiegoś czasu już nie koncertuję, bo pokazało się kilka artykułów na ten temat jak bardzo przytyłam… Miałam tylko sesje zdjęciowe, które wszystkie były komputerowo przerabiane tak, żeby nie było widac mi brzucha… To było okropne! Nie nawidzę oszukiwać ludzi.
- Wyobrażam sobie. Gdzie teraz jesteś?
- We Włoszech.
- Więc niedługo się zobaczymy…. Nie mogę się doczekać!
- Ja także.
Następnego dnia Emilia od razna myślała tylko o tym, żeby jechać do szpitala. Jednak nie mogła. Musiała pójść ostatni dzień do pracy. W szkole muzycznej pierwszy raz siedziała jak na szpilkach i chciała jak najszybciej stamtąd wyjść. Kiedy po ostatniej lekcji pożegnała się z uczniami już na dobre, jak to zrobiła także na poprzednich lekcjach z innymi grupami, zabrała wszystkie swoje rzeczy, pożegnała się z innymi nauczycielami, od dyrektora otrzymała wynagrodzenie i wybiegła z budynku. Wszystkie swoje rzeczy rzuciła na tylne siedzenie samochodu i dała znać Dagmarze, która ją o to poprosiła, że już jedzie do szpitala. Spotkały się na miejscu. Emilia niemal biegła w stronę wind, a Dagmara próbowała z całych sił dotrzymac jej kroku. Jej krótkie nogi wcale jej tego nie ułatwiały.
- Gdzie właściwie teraz idziemy? Do dziewczynki czy będziemy szukać lekarza?- spytała Dagmara, kiedy w windzie mogły na chwilę stanąć. Emilię aż nosiło z jednego kąta w drugi. Wydawało jej się, że widna jak na złosć jedzie wolniej niż zazwyczaj.
- Oczywiście, że do Jenifer- powiedziała jakby to było oczywiste.
Kiedy drzwi windy się otworzyły, Emilia z prędkością światła z niej wyszła.
- Emilia, zwolnij- Dagmara wciąż prawie biegła za blondynką.
- Och, przepraszam- zwolniła.- Po prostu muszę do niej iść! Kupiłam rano owoce i ciasteczka..
- Emilia, uspokój się- kobieta zamilkła.
- Poczekaj- Emily zatrzymała koleżankę, kiedy były już dosłownie dwa kroki od odpowiedniej sali. Dagmara spojrzała na nią zmieszana. Dopiero jej się tak śpieszyło, a teraz się zatrzymuje? Myślała.- Nie wiem… co mam robić.. Nie chcę, żeby zrobiło się jakoś dziwnie..
- Nie martw się- pocieszała ją.- Będzie dobrze- zapewniła.- Wchodzimy?
Emilia głośno wypuściła powietrze, przytakując. Podeszła do drzwi i z wahaniem nacisnęła na klamkę. Bała się. Po prostu się bała. A czego? Widoku Jenifer chyba najbardziej.
Weszła. Kiedy podniosła wzrok, dwie inne postacie nie spuszczały z niej wzroku. Jenifer i jakaś nieznana dla Emilii kobieta. Dorbna osóbka tak jak poprzedniego dnia miała na głowie chustkę w różne wzory. Nie było sladu po jej pięknych kasztanowych włosach. Dagmara czuła się tam najgorzej z nich wszystkich. Czuła jakby była piątym kołem u wozu. Nie znała nawet tej dziewczynki, która była tak ważna dla Zielonki.
- Dzień dobry- przywitały się.
- Emily…- Jenifer bardziej szepnęła niż powiedziała. Oczyściła gardło z chrypki i powoli się podniosła do pozycji siedzącej.- Jesteś tu..
- Jestem- przyznała.
- To pani- nieznana kobieta wstała z krzesła, na którym wcześniej siedziała.- Że też pani nie poznałam. Jestem Trisha Gonzalez- wyciągnęła w jej kierunku dłoń. Uścisnęła ją. Emilia już wiedziała, kim jest kobieta. Matką Jenifer.
- Emily Zielonka. A to moja… koleżanka Dagmara Formańska- wskazała na brunetkę.
- Witam- uśmiechnęła się lekko.- Um… ja może wyjdę. Emilia, będę czekała na korytarzu- powiedziała nie chciała przeszkadzać. Nikogo tam nie znalała i naprawdę czuła się bardzo nieswojo. Po chwili już jej nie było.
- Tak, ja też was zostawię. Pójdę do bufetu napić się kawy. Później jeszcze przyjdę. Trzymaj się, skarbie- pocałowała Jenifer czule w czoło.- Do widzenia- pożegnała się.
- Do widzenia- Emilia odprowadziła ją wzrokiem.
Zapadła cisza. Ani Emilia, ani Jenifer nie umiała się przełamać. Blondynka spojrzała na dziewczynkę. Wydawała się bladsza niż poprzednio. Serce Emilii się ścisnęło. Nie mogła tego znieść. Tak bardzo było jej szkoda Jenifer. Nigdy by nie pomyślała, że tak bardzo polubi zwykłą na pozór dziewczynę. Ale ona nie była zwykła. Miała bardzo wielki talent. Dopiero wtedy Emilia zaczęła rozumieć, dlaczego Jenifer powiedziała jej podczas ich pierwszej rozmowy, że „dopóki może, będzie się rozwijać muzycznie”. Chodziło jej o chorobę…
- Bardzo się cieszę, że przyszłaś- to dziewczyna „przełamała lody”. Mówiła cicho i wolno.
- Musiałam…- w oczach Emilii pojawiły się łzy, kiedy zobaczyła, że policzki Jenifer są mokre.- Nie płacz- kucnęła przy jej łóżku i wytarła jej łzy.- Proszę cię, nie płacz…- sama zaczynała się rozklejać.
- Emily, ja umieram…
Nie dała rady dłużej wstrzymywac łez. Popłynęły z jej oczów niczym wodospad.
- Nie mów tak- energicznie kręciła głową.- Nie… nie umierasz… Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- Nie potrzebuję niczyjej litości- wyszlochała.- Nie chciałam, żebyś rozmawiała ze mną, spędzała ze mną czas tylko dlatego, że już niedługo mnie nie będzie.
- Nigdy przecież nie…
- Wiem, ale gdybyś wiedziała tak właśnie by było- przerwała jej.
Emilia ją przytuliła. Bardzo mocno. Tak bardzo się do niej przywiązała. Czuła się jakby była jej bliską rodziną. Wiedziała, że Jenifer jest kimś niezwykłym i gdyby nie choroba doszłaby bardzo daleko ze swoim wielkim talentem. Była niesamowitą osobą to nie podlegało dyskusji.
- Tak bardzo cię kocham, Emily- usłyszała i zaczęła płakać jak małe dziecko.
- Ja też cię kocham, Jenifer- odsunęła się lekko od dziewczynki. Jej oczy były czerwone od płaczu, a z jej piersi co jakiś czas wydostawał się szloch.
- Jesteś dla mnie jak siostra…- te słowa całkowicie roztopiły serce Zielonki.- Od zawsze byłaś dla mnie wzorem do naśladowania, a jak cię poznałam.. myślałam, że śnię. Jesteś niesamowitą osobą, Emily.
- Nie- pokręciła głową.- To ty jesteś niesamowita. A teraz musisz waliczyć, słyszysz Jenifer? Musisz walczyć i wygrać, rozumiesz? Dla nas wszystkich. Dla twoich rodziców, znajomych, dla samej siebie… dla mnie. Proszę cię, walcz do końca i się nie poddawaj.
- „Zawsze dąż do wyznaczonego sobie celu, spełniaj marzenia, bo są one po to, żeby je spełniać. Możesz w życiu napotkać wiele przeszkód, ale musisz być silna i pokazać wszystkim, że stać cię na wszystko.”- zacytowała słowa Emilii, które wypowiedziała podczas ich pierwszej rozmowy. Emilia lekko się uśmiechnęła na to wspomnienie.- Moją wielką przeszkodą jest białaczka. Emily… ja mam minimalne szanse na wygraną. Nikt mi tego nie powiedział, ale ja to wiem. Czuję to w środku…
Czuła, że wypłakuje morze łez. Nie mogła przestać. Nie mogła dopuścić do siebie myśli, że Jenifer może już niedługo nie być. Ona nie mogła umrzeć, powtarzała sobie.
- Wygrasz, Jenifer. Musisz- nie przejmowała się, że musiała wyglądać okropnie. Nic się dla niej nie liczyło oprocz Jenifer.- Dasz radę…
- Będę próbowoła, ale nie bądź na mnie zła, jeśli mi się nie uda.
- Jenifer, ja nigdy nie będę na ciebie zła- zapewniła.
- Przepraszam, że ci nie powiedziałam, ale nie chciałam, żeby ktokolwiek wiedział… A jak byłaś tutaj wczoraj… Myślałam, że już nigdy cię nie zobaczę.
- Zobaczysz mnie jeszcze wiele razy. Będę przychodziła do ciebie codziennie.
- Dobrze. Tylko ciekawe, czy ja każdego dnia tu będę.
- Będziesz. Jenifer, będziesz. Wyzdrowiejesz i wszystko będzie dobrze- bardziej zapewniała samą siebie niż Jenifer.- Wrócisz do szkoły muzycznej… osiągniesz w życiu wiele
- Trzeba mieć nadzieję- uśmiechnęła się na moment smutno- ale… chcę, żebyś o czymś wiedziała…- pociągnęła nosem.- Kiedy umrę- Emilia już chciała wtrącić, że to niemożliwe, ale dziewczyna jej nie dała.- Kiedy umrę, zawsze będę przy tobie, obiecuję. Będę wszędzie tam gdzie ty, będę twoim aniołem stróżem. Chcę, żebyś o tym wiedziała, że mimo wszystko nie pozbędziesz się mnie- zaśmiała się cichutko.- Będę cię chroniła na tyle na ile będzie to możliwe, ale sama też będziesz musiała walczyć, bo życie jest po prostu nie fair. Teraz ty musisz mi obiecać, że będziesz walczyła o swoje szczęście. Obiecaj mi to, Emily.
- Obiecuję.
- Tak bardzo cię kocham- nadeszła nowa fala łez.
- Ja też cię bardzo kocham.
***
Emilia codziennie odwiedzała Jenifer w szpitalu. Dużo rozmawiały, śmiały
się. Czasami nawet zapominały, że są w takim miejscu. Emilia kupiła kilka gier
planszowych, w które razem grały i kilka innych rzeczy. Cieszyła się, kiedy
widziała usmiechniętą Jenifer. Zielonka przekazała też sporą sumę pieniędzy na
leczenie dzieci w podobnej sytuacji jak dziewczynka. Rozmawiała z jej mamą,
która była jej niezmiernie wdzięczna za wszystko, co robiła Emilia. Niestety
dowiedziała się, że z każdego dnia stan zdrowia Jenifer się pogarszał.. Na
dodatek nic nie dało się zrobić. Emilia całymi nocami nieraz płakała. Nie
chciała nawet dopuszczać do siebie myśli, że może zabraknąć tak ważnej dla niej
dziewczynki.- Emilia, co się stało?- pisnęła przerażona. Zielonka nawet nie chciała sobie wyobrażać jak wyglądała. Była mokra, nie dało się znaleźć na niej suchej nitki, dygotała z zimna, a jej makijaż był rozmazany przez łzy i deszcz.
- Na zewnątrz pada- skinęła głową w stronę okna, za którym nie było widac nic oprócz deszczu. Na dobre się rozpadało.
- Co ty robiłaś w parku o tej porze?- Sara podała Dagmarze wielki puszysty ręcznik, którym ta okręciła Emilię.
- Nie wiem- wzruszyła ramionami.
Brunetka westchnęła. Poprosiła Sarę, aby zrobiła coś gorącego do picia, dlatego kobieta zniknęła po chwili im z pola widzenia. Kiedy obie kobiety miały już ruszyć w stronę salonu, drzwi wejściowe otworzyły się, a do środka wszedł Kamil z Danny’m. Obaj strzepali zbędną wodę ze swoich parasolek i podniesli wzroki na kobiety, które w dalszym ciągu stały w holu.
- Co się stało?- pierwszy spytał Kamil.- Niech zgadnę… Byłaś na zewnątrz.
- Tak. Przed chwilą wróciłam..- pociągnęła nosem. Czuła, że będzie chora przez własną głupotę.- Och, przedstawię was sobie- dopiero wtedy zwróciła uwagę, że wcześniej nie zapoznała ze sobą Danny’ego i Dagmary. Przypomniała sobie dlaczego i poczuła, jak się zaczerwieni. Miała jednak nadzieję, że nie było to widoczne.
- To jest Dagmara, moja znajoma z Polski, a to Danny współpracownik taty- zagestykulowała rękoma.
- Danny Holland- mężczyzna wyciągnął w stronę brunetki swoją męską dłoń. Uważnie się jej przyglądał.
- Cześć. Dagmara Formańska- uścisnęła jego dłoń, ale szybko ją cofnęła.- Miło mi cię poznać.
- Mi również- patrzył na nią spod lekko przymróżonych powiek.
- Przepraszamy,a le musimy porozmawiać, więc..- chrząknęła, oczyszczając gardło- oddalimy się- powiedziała Dagmara, łapiąc Emilię pod ramię.
- Naturalnie. Porozmawiajcie sobie- Kamil ściągną wierzchnie nakrycie i powiesił w szafie.- Danny, będę w gabinecie- ruszył i zniknął za rogiem.
- Bardzo dobrze mówisz po angielsku- zauważył mężczyzna, kiedy Dagmara już się odwracała.
- Dziękuję. Mieszkałam w Nowym Jorku przez jakiś czas- wytłumaczyła, na chwile odwracając się w jego stronę.
- Rozumiem.
- To my już pójdziemy- Dagmara odwróciła się, ciągnąc za sobą Emilię. Zaczęła wchodzić po schodach w górę.
- Jak coś to możecie mnie wołać- usłyszały jeszcze.
- Dziękujemy- odkrzyknęła Dagmara.
Lekko się zdziwiła, że Emilia prawie się nie odzywała, ale nic nie powiedziała.
Obie kobiety poszły do sypialni, którą zajmowała tymczasowo Dagmara. Usiadły na jej łóżku.
- Lepiej idź się przebrać- Dagmara przeczesała palcami swoje włosy.
- Dobrze- Emilia zakaszlała. Ciągle drapało ją w gardle.
Poszła do swojej sypialni i przebrała się w dres, a następnie wróciła do koleżanki i zajęła swoje poprzednie miejsce.
- A więc.. co się stało?- zaczęła ostrożnie Dagmara.
Emilia ponownie wybuchła płaczem. Zdążyła się przywiązać do Jenifer. Emilia zaczęła rozumieć różne sytuacje, których wcześniej nie rozumiała. Przykładem były siniaki na ciele dziewczynki. Kobieta wiedziała, że kiedy ktoś choruje na białaczkę wystarczy lekko się o coś uderzyć, a powtaje siniak, jaki pojawiłby się u zdrowej osoby dopiero przy bardzo mocnym uderzeniu. Podobnie było z raną, z której popłynęło tak dużo krwi, kiedy Jenifer się potknęła i skaleczyła. Tak właśnie działo się u osób, które chorowały.
- Jenifer, którą uczyłam… ona… to znaczy ja…- plątała się w swoich słowach, mówiąc między szlochami.- Dowiedziałam się, że ona… ona… jest chora… Ścieli jej włosy… oni ogolili jej głowę, Dagmara! Leży w szpitalu…- szepnęła.
Dagmara bez słowa podsunęła się do niej bliżej i po prostu ją przytuliła. Zaczęła gładzić ją po włosach jak mama robi ze swoją córką, kiedy dowie się, że ktoś jej dokucza w szkole.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy, co ja poczułam- wyszlochała.- Nigdy bym się nie spodziewała, że tak młoda osóbka jaką jest Jenifer…
- Csii… Już dobrze. Przecież to nie twoja wina- Dagmara czuła wielką chęć zrobienia czegoś, żeby Emilia w końcu szczerze się uśmiechnęła i żeby ten uśmiech pozostał na jej twarzy już zawsze.- Emilia, nie możesz płakać. Musisz być silna, jeśli tak bardzo zdążyłaś się przywiązać do tej dziewczynki. Przecież wyzdrowieje. Jest młoda. Da radę.
- Ale dlaczego oni jej ścieli włosy?!- wychlipała, odsuwając się lekko od ciała Dagmary, aby spojrzeć jej w oczy.- Raczej to daje mi powód do myślenia, że w jej stanie zdrowia coś się pogorszyło.
- A rozmawiałaś z kimś? Z nią? Z jej rodzicami? Kimkolwiek?
Emilia pokręciła przecząco głową. Spuściła głowę, zasłaniając twarz włosami.
- A co zrobiłaś?- spytała brunetka.
- Ja.. po prostu uciekłam- wyszlochała.
- A ta dziewczynka cię widziała?- Dagmara miała bardzo dobre podejście do osób w takiej sytuacji w jakiej była Emilia. Niejedna osoba mogłaby pomyśleć, że powinna studiować psychologię. Jednak wybrała inną drogę.
- Widziała mnie- Emilia jeszcze bardziej się rozpłakała.- Jak ona musiała się poczuć, kiedy ja uciekłam?! Jestem kretynką!- krzyknęła na siebie.- Ja muszę do niej pojechać!- zerwała się na równe nogi.
- Emilia, nie możesz- Dagmara próbowała skłonić Emilię, żeby ta z powrotem usiadła.- Nie wpuszczą cię. Jest za późno.
Emilia opadła na pościel i zaczęła jeszcze bardziej płakać. Już o trylion razy bardziej wolała się dowiedzieć, że Jednifer jest bita. Wtedy mogłaby jej jakoś pomóc, a w takiej sytuacji? Z chorobą musi walczyć tylko osoba chorująca. Nikt inny nie może jej pomóc. Prawie w żaden sposób.
- Jutro pójdę tam i dowiem się jaką grupę krwi ma Jenifer- postanowiła Emilia.- Jeśli będę mogła to oddam dla niej krew. Dam im także czek i…
- Emilia- koleżanka jej przerwała.- A nie lepiej by było, gdybyś najpierw porozmawiała z nią i z jej rodzicami?
- To też zrobię- wytarła łzy z policzków.- Zrobię to jutro. Muszę jej pomóc. Ona musi żyć..
- Z pewnością będzie- zapewniła Dagmara.
W tej chwili zadzwoniła komórka Emilii. Kobieta wzięła ją do dłoni i zobaczywszy, kto dzwoni, od razu odebrała.
- Lucie? Och, jak dobrze, że dzwonisz!
Dała znak Dagmarze, że pójdzie porozmawiać z przyjaciółką i wróciła do swojego pokoju, gdzie opowiedziała wszystko Lucie ze szczegółami. Tak bardzo potrzebowała, żeby przy niej była.
- Emily, bardzo mi przykro- powiedziała szczerze. – Obiecuję ci, że coś zrobimy. Pomogę ci.
- Ale jak? Lucie, jak? Nie da się pomóc…- zaszlochała. Chciała przestać w końcu płakać, ale nie mogła.
- Właśnie dzwonię, żeby ci powiedzieć, że za kilka dni przylatuję do Nowego Jorku.
Emilia ze szczęścia aż podskoczyła. Nie mogła uwierzyć. Była to chyba jedyna rzecz, która mogła ją w tamtej chwili ucieszyć.
- Naprawdę? Nawet nie wiesz, jak się cieszę- tak bardzo jej potrzebowała.
- Tak, naprawdę. Przylatuję i nie zamierzam nigdzie się ruszać do porodu… Mam nadzieję, że i ty mi pomożesz. Pomożesz mi, prawda Emilka?- spytała pełna nadziei.
- No jasne, że tak. Lucie, przecież ci od zawsze mówiłam, że we wszystkim ci pomogę! Razem damy sobie radę, obiecuję.
- W dalszym ciągu nikt nie może się o niczym dowiedzieć. Od jakiegoś czasu już nie koncertuję, bo pokazało się kilka artykułów na ten temat jak bardzo przytyłam… Miałam tylko sesje zdjęciowe, które wszystkie były komputerowo przerabiane tak, żeby nie było widac mi brzucha… To było okropne! Nie nawidzę oszukiwać ludzi.
- Wyobrażam sobie. Gdzie teraz jesteś?
- We Włoszech.
- Więc niedługo się zobaczymy…. Nie mogę się doczekać!
- Ja także.
Następnego dnia Emilia od razna myślała tylko o tym, żeby jechać do szpitala. Jednak nie mogła. Musiała pójść ostatni dzień do pracy. W szkole muzycznej pierwszy raz siedziała jak na szpilkach i chciała jak najszybciej stamtąd wyjść. Kiedy po ostatniej lekcji pożegnała się z uczniami już na dobre, jak to zrobiła także na poprzednich lekcjach z innymi grupami, zabrała wszystkie swoje rzeczy, pożegnała się z innymi nauczycielami, od dyrektora otrzymała wynagrodzenie i wybiegła z budynku. Wszystkie swoje rzeczy rzuciła na tylne siedzenie samochodu i dała znać Dagmarze, która ją o to poprosiła, że już jedzie do szpitala. Spotkały się na miejscu. Emilia niemal biegła w stronę wind, a Dagmara próbowała z całych sił dotrzymac jej kroku. Jej krótkie nogi wcale jej tego nie ułatwiały.
- Gdzie właściwie teraz idziemy? Do dziewczynki czy będziemy szukać lekarza?- spytała Dagmara, kiedy w windzie mogły na chwilę stanąć. Emilię aż nosiło z jednego kąta w drugi. Wydawało jej się, że widna jak na złosć jedzie wolniej niż zazwyczaj.
- Oczywiście, że do Jenifer- powiedziała jakby to było oczywiste.
Kiedy drzwi windy się otworzyły, Emilia z prędkością światła z niej wyszła.
- Emilia, zwolnij- Dagmara wciąż prawie biegła za blondynką.
- Och, przepraszam- zwolniła.- Po prostu muszę do niej iść! Kupiłam rano owoce i ciasteczka..
- Emilia, uspokój się- kobieta zamilkła.
- Poczekaj- Emily zatrzymała koleżankę, kiedy były już dosłownie dwa kroki od odpowiedniej sali. Dagmara spojrzała na nią zmieszana. Dopiero jej się tak śpieszyło, a teraz się zatrzymuje? Myślała.- Nie wiem… co mam robić.. Nie chcę, żeby zrobiło się jakoś dziwnie..
- Nie martw się- pocieszała ją.- Będzie dobrze- zapewniła.- Wchodzimy?
Emilia głośno wypuściła powietrze, przytakując. Podeszła do drzwi i z wahaniem nacisnęła na klamkę. Bała się. Po prostu się bała. A czego? Widoku Jenifer chyba najbardziej.
Weszła. Kiedy podniosła wzrok, dwie inne postacie nie spuszczały z niej wzroku. Jenifer i jakaś nieznana dla Emilii kobieta. Dorbna osóbka tak jak poprzedniego dnia miała na głowie chustkę w różne wzory. Nie było sladu po jej pięknych kasztanowych włosach. Dagmara czuła się tam najgorzej z nich wszystkich. Czuła jakby była piątym kołem u wozu. Nie znała nawet tej dziewczynki, która była tak ważna dla Zielonki.
- Dzień dobry- przywitały się.
- Emily…- Jenifer bardziej szepnęła niż powiedziała. Oczyściła gardło z chrypki i powoli się podniosła do pozycji siedzącej.- Jesteś tu..
- Jestem- przyznała.
- To pani- nieznana kobieta wstała z krzesła, na którym wcześniej siedziała.- Że też pani nie poznałam. Jestem Trisha Gonzalez- wyciągnęła w jej kierunku dłoń. Uścisnęła ją. Emilia już wiedziała, kim jest kobieta. Matką Jenifer.
- Emily Zielonka. A to moja… koleżanka Dagmara Formańska- wskazała na brunetkę.
- Witam- uśmiechnęła się lekko.- Um… ja może wyjdę. Emilia, będę czekała na korytarzu- powiedziała nie chciała przeszkadzać. Nikogo tam nie znalała i naprawdę czuła się bardzo nieswojo. Po chwili już jej nie było.
- Tak, ja też was zostawię. Pójdę do bufetu napić się kawy. Później jeszcze przyjdę. Trzymaj się, skarbie- pocałowała Jenifer czule w czoło.- Do widzenia- pożegnała się.
- Do widzenia- Emilia odprowadziła ją wzrokiem.
Zapadła cisza. Ani Emilia, ani Jenifer nie umiała się przełamać. Blondynka spojrzała na dziewczynkę. Wydawała się bladsza niż poprzednio. Serce Emilii się ścisnęło. Nie mogła tego znieść. Tak bardzo było jej szkoda Jenifer. Nigdy by nie pomyślała, że tak bardzo polubi zwykłą na pozór dziewczynę. Ale ona nie była zwykła. Miała bardzo wielki talent. Dopiero wtedy Emilia zaczęła rozumieć, dlaczego Jenifer powiedziała jej podczas ich pierwszej rozmowy, że „dopóki może, będzie się rozwijać muzycznie”. Chodziło jej o chorobę…
- Bardzo się cieszę, że przyszłaś- to dziewczyna „przełamała lody”. Mówiła cicho i wolno.
- Musiałam…- w oczach Emilii pojawiły się łzy, kiedy zobaczyła, że policzki Jenifer są mokre.- Nie płacz- kucnęła przy jej łóżku i wytarła jej łzy.- Proszę cię, nie płacz…- sama zaczynała się rozklejać.
- Emily, ja umieram…
Nie dała rady dłużej wstrzymywac łez. Popłynęły z jej oczów niczym wodospad.
- Nie mów tak- energicznie kręciła głową.- Nie… nie umierasz… Dlaczego mi nie powiedziałaś?
- Nie potrzebuję niczyjej litości- wyszlochała.- Nie chciałam, żebyś rozmawiała ze mną, spędzała ze mną czas tylko dlatego, że już niedługo mnie nie będzie.
- Nigdy przecież nie…
- Wiem, ale gdybyś wiedziała tak właśnie by było- przerwała jej.
Emilia ją przytuliła. Bardzo mocno. Tak bardzo się do niej przywiązała. Czuła się jakby była jej bliską rodziną. Wiedziała, że Jenifer jest kimś niezwykłym i gdyby nie choroba doszłaby bardzo daleko ze swoim wielkim talentem. Była niesamowitą osobą to nie podlegało dyskusji.
- Tak bardzo cię kocham, Emily- usłyszała i zaczęła płakać jak małe dziecko.
- Ja też cię kocham, Jenifer- odsunęła się lekko od dziewczynki. Jej oczy były czerwone od płaczu, a z jej piersi co jakiś czas wydostawał się szloch.
- Jesteś dla mnie jak siostra…- te słowa całkowicie roztopiły serce Zielonki.- Od zawsze byłaś dla mnie wzorem do naśladowania, a jak cię poznałam.. myślałam, że śnię. Jesteś niesamowitą osobą, Emily.
- Nie- pokręciła głową.- To ty jesteś niesamowita. A teraz musisz waliczyć, słyszysz Jenifer? Musisz walczyć i wygrać, rozumiesz? Dla nas wszystkich. Dla twoich rodziców, znajomych, dla samej siebie… dla mnie. Proszę cię, walcz do końca i się nie poddawaj.
- „Zawsze dąż do wyznaczonego sobie celu, spełniaj marzenia, bo są one po to, żeby je spełniać. Możesz w życiu napotkać wiele przeszkód, ale musisz być silna i pokazać wszystkim, że stać cię na wszystko.”- zacytowała słowa Emilii, które wypowiedziała podczas ich pierwszej rozmowy. Emilia lekko się uśmiechnęła na to wspomnienie.- Moją wielką przeszkodą jest białaczka. Emily… ja mam minimalne szanse na wygraną. Nikt mi tego nie powiedział, ale ja to wiem. Czuję to w środku…
Czuła, że wypłakuje morze łez. Nie mogła przestać. Nie mogła dopuścić do siebie myśli, że Jenifer może już niedługo nie być. Ona nie mogła umrzeć, powtarzała sobie.
- Wygrasz, Jenifer. Musisz- nie przejmowała się, że musiała wyglądać okropnie. Nic się dla niej nie liczyło oprocz Jenifer.- Dasz radę…
- Będę próbowoła, ale nie bądź na mnie zła, jeśli mi się nie uda.
- Jenifer, ja nigdy nie będę na ciebie zła- zapewniła.
- Przepraszam, że ci nie powiedziałam, ale nie chciałam, żeby ktokolwiek wiedział… A jak byłaś tutaj wczoraj… Myślałam, że już nigdy cię nie zobaczę.
- Zobaczysz mnie jeszcze wiele razy. Będę przychodziła do ciebie codziennie.
- Dobrze. Tylko ciekawe, czy ja każdego dnia tu będę.
- Będziesz. Jenifer, będziesz. Wyzdrowiejesz i wszystko będzie dobrze- bardziej zapewniała samą siebie niż Jenifer.- Wrócisz do szkoły muzycznej… osiągniesz w życiu wiele
- Trzeba mieć nadzieję- uśmiechnęła się na moment smutno- ale… chcę, żebyś o czymś wiedziała…- pociągnęła nosem.- Kiedy umrę- Emilia już chciała wtrącić, że to niemożliwe, ale dziewczyna jej nie dała.- Kiedy umrę, zawsze będę przy tobie, obiecuję. Będę wszędzie tam gdzie ty, będę twoim aniołem stróżem. Chcę, żebyś o tym wiedziała, że mimo wszystko nie pozbędziesz się mnie- zaśmiała się cichutko.- Będę cię chroniła na tyle na ile będzie to możliwe, ale sama też będziesz musiała walczyć, bo życie jest po prostu nie fair. Teraz ty musisz mi obiecać, że będziesz walczyła o swoje szczęście. Obiecaj mi to, Emily.
- Obiecuję.
- Tak bardzo cię kocham- nadeszła nowa fala łez.
- Ja też cię bardzo kocham.
***
Kolejnego dnia z kolei Zielonka, tak jak zawsze, poszła do Jenifer. Dagmara w tym czasie pojechała odwiedzić swoją znajomą z czasów, kiedy jeszcze mieszkała w Nowym Jorku. Najczęściej właśnie to robiła- odwiedzała znajomych.
Zielonka zaparkowała na parkingu i wyszła z samochodu, biorąc pod pachę misia, którego kupiła Jenifer. Już nie biegiem, ale spokojnie weszła do szpitala, a następnie wjechała windą na odpowiednie piętro. Usmiechnęła się miło do pani Evans, którą zobaczyła w recepcji. Ta jednynie posłała jej marny uśmiech. Emilia zmarszczyła czolo, ale szła dalej. Kiedy doszła do sali, w której powinna leżeć Jenier, na początku nic nie rozumiała. Łóżko było idealnie pościelone nieskazitelnie białą pościelą, szafka, na której zawsze stały butelki z wodą lub inne rzeczy Jenifer, zniknęły. Krew z twarzy Emilii odpłynęła, kiedy zaczęły nawiedzać ją czarne scenariusze. Nie to nie może być prawda! Krzyczała w myślach. Gorączkowo się rozejrzała. Wybiegła na korytarz. Na drugim jego końcu zobaczyła lekarza, rozmawiającego z Trishą, wtuloną w pierś jakiegoś mężczyzny. Domyśliła się, że to ojciec Jenifer, ponieważ była ona po prostu jego dziewczęcą miniaturką. Trisha zachodziła się płaczem. Z jej policzków kapały łzy i co chwilę pociągała nosem. Emilia podeszła do nich. Napotkała zapłakany wzrok matki Jenifer. Kobieta lekko pokręciła głową i to wystarczyło. Emilia zrozumiała.
Jenifer Gonzalez umarła.
Boże ryczę jak idiotka do komputera... Jak ty potrafisz, kobieto wzruszyć. To takie smutne. Tak współczuję rodzicom Jenny i Emilli... No dobra, przestanę płakać, bo zrobię zwarcie. Tak mi żal tej fikcyjnej postaci, jakby była żywa. No nic wzruszona czekam na nexta. Boże i znów ryczę....
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za miłe słowa!:* Stworzyłam postać Jenifer na wzór osoby, którą znam i tak naprawdę to nawet nie planowałam zrobić z tego jakiegoś dłuższego wątku, ale jednak jakiś wyszedł :)
UsuńJeszcze raz dziękuję i pozdrawiam!
O mój Boże, dziewczyno... Cóż to był za rozdział! Choć opowiadanie jest dość długie i wiele przygód się do tej pory Emilce przytrafiało to ten moment był chyba najsmutniejszy ze wszystkich. No może oprócz śmierci babci, bo to również było przygnębiające. Zupełnie się nie spodziewałam, że historia tej małej się tak potoczy i że ona rzeczywiście umrze. raczej miałam nadzieję, że wyzdrowieje i wszystko wróci do normy. A tu taki szok... Ale plus dla Ciebie za to. Cieszę się, że dotykasz takich problemów jak choroby, straty, śmierci, rozstania. Podoba mi się ten realizm, który zachowujesz, bo to sprawia, że opowiadanie jest mi bliższe. Cudowne ozdrowienia się zdarzają, ale jeśli choroba była w wysokim stadium rozwoju to mała rzeczywiście miała nikłe szanse by z nią wygrać. A mimo to ogromnie mi żal, bo smutek Emilii był straszny, a strach tej dziewczynki ogromny. Ciężko chyba jest żyć ze świadomością, że ten dzień może być Twoim ostatnim. Bardzo wzruszająco opisałaś ostatnią rozmowę dziewczyn. Jen mimo młodego wieku wyglądała na taką dorosłą! Taką doświadczoną i mądrą! Niesamowite... Ale przynajmniej zdążyły sobie powiedzieć wszystko, co czuły. Jen wiedziała, że jest dla Emili ważna. To na pewno było dla niej pocieszeniem w tym trudnym czasie.
OdpowiedzUsuńEh... ciężki był to rozdział. Ale wyszedł Ci naprawdę bosko!
Pozdrawiam i czekam na dalsze losy! ;*
Opowiadanie nie jest jeszcze aż takie długie ;) Napisałam już takie, które ma 60 rozdziałów, więc no...
UsuńCały czas próbuję pisać o czymś co jest prawdopodobne jak na przykład właśnie śmierć. Tak jak pisałam wyżej, nie planowałam z tego wątku zrobić jakiegoś większego, miał w ogóle nic nie znaczyć, ale teraz wiem, że jednak swoje małe znaczenie będzie miał.
Dziękuję z całego serducha i pozdrawiam!;*
Hej!
OdpowiedzUsuńJak to przeczytałam, to miałam ochotę cię udusić, ale ja jestem jeszcze bardziej okropna, bo nie skomentowałam poprzedniego.....wybacz! Tak oto ujdziesz z życiem:D A tak na poważnie to postaram się już być na bieżąco, ale pewnie sama dobrze wiesz jak to jest, w końcu jesteśmy w tym samym wieku - egzaminy i bierzmowanie robią swoje:/
A co do rozdziału, to jest cudowny. Aż mi łzy poleciały. I za to miałam ochotę cię udusić. Od pierwszego spotkania polubiłam Jenifer i jest mi jej tak strasznie szkoda!
Nawet pisałam w komentarzach, byłam pewna, że jest ofiarą przemocy. A jak się okazało są normalną rodziną, tylko jest chora. I Emilka ma rację. W przypadku przemocy mogłaby jej przynajmniej jakoś pomóc, a w starciu z chorobą jest bezsilna. Wszyscy są bezsilni.
Jak przeczytałam ostatnie zdanie, to zapomniałam jak się oddycha...już raz myślałam, że nie uśmiercisz jej babci i się przeliczyłam tak jak w tym przypadku.
Czemu ty nas lubisz tak zaskakiwać?:c
Co do Dagmary, to wydaje mi się, że naprawdę ma już ten etap złości na Emilię za sobą i na czyste intencje. Chciałabym, żeby się znowu zaprzyjaźniły.
No i Dan jak dla mnie to coś kombinuje. Mam nadzieję, że nie zbałamuci Dagi, jeszcze tego by brakowało:o
Czekam z niecierpliwością na kolejny!
Pozdrawiam i życzę weny:*
Hah, cóż za szczęście. Będę żyła! :D
UsuńNiestety wiem, jak to jest... Egzaminy, ta presja itd. A o bierzmowaniu to już nie wspomnę. Mam 100 pytań do nauczenia się... :(
Chyba każdy tutaj polubił Jenifer. Jest ona oparta na znanej mi osobie, ale też trochę podkoloryzowana. Starałam się stworzyć tą postać taką optymistyczną, wesołą. Nie do końca mi się to udało, ale najgorzej nie jest.
No cóż.. Lubię zaskakiwać, ale najczęściej robię to, nawet nie zdając sobie z tego sprawy ;)
Dziękuję serdecznie i także pozdrawiam!:*
To musiało być smutne dla Emilii dowiedzieć się, że nie żyje osoba którą się lubiło.
OdpowiedzUsuńDobrze, że Jennifer mogła spędzić z nią swoje ostatnie dni.
Czekam na kolejny rozdział i życzę weny.
Z pewnością dla Emilii nie było to łatwe i nie będzie nigdy.
UsuńDziękuję!