piątek, 27 marca 2015

Rozdział 29

   Kiedy kobiety jechały z lotniska, Lucie była strzępkiem nerwów. Bardzo się bała. Nowy kraj, obcy język, obcy ludzie. Dopiero teraz uświadomiła sobie w pełni, w jakiej sytuacji się znalazła.  Wcześniej jakoś nie myślała o tym pod tym kątem. Zaczęły dopadać ją obawy czy aby dobrze postąpiła, zgadzając się na ten wyjazd.. Ale wtedy patrzyła na Emilię, która tak bardzo się cieszyła podróżą do kraju, z którego pochodziła i uśmiechała się sama do siebie. Nigdy nie pomyślałaby, że dzięki jej ojcu zyska tak wspaniałą przyjaciółkę.
   Na lotnisko przyjechał po nie Tomek. Obie kobiety przytulił na powitanie. Emilia przedstawiła mu Lucie. Jedynie skinął w jej kierunku głową, ponieważ nie umiał mówić po angielsku. Dlatego wszystko tłumaczyła im nawzajem Emilia. Było to dla niej dość męczące, ale nie mogła narzekać. Sama wymyśliła taki układ.
   Przez całą drogę Tomek próbował podtrzymywać rozmowę chociaż z Emilią. Lucie siedziała na tylnym siedzeniu wpatrzona w krajobrazy przez nich mijane. No cóż.. Co prawda była raz w Polsce, ale w Warszawie, a mijane przez nich miejscowości były jej całkowitą odmiennością. Miasteczko, w którym miała zamieszkać też było całkiem inne. Emilia wiedziała, że trudno jej się będzie przystosować, dlatego między innymi chciała z nią tam zostać. Musiała pomóc jej się odnaleźć.
   Na miejscu byli jakiś czas później. W Polsce była pierwsza w nocy. Zarówno Lucie jak i Emilia były wyczerpane. Długi lot i podróż z lotniska były wyczerpujące zwłaszcza dla ciężarnej Lucie. Ale jednak mimo wszystko cieszyła się, że będzie mogła odpocząć od jej dotychczasowego życia świetle refrektorów. Już od bardzo dawna pożądnie nie odpoczęła. Każdy zawsze myślał, że skoro jest młoda nie potrzebuje dłuższego odpoczynku, ale rzeczywistość była zupełnie inna. Dlatego też Lucie zdarzało się uciec ochronie i gdzieś wyjść. Po prostu nie zaznała nigdy prawdziwego życia zwykłej kobiety. Czasami żałowała, że rozpoczęła karierię w tak młodym wieku, ale później myślała o tym wszystkim, co przeżyła. Kochała śpiewać, była to jej wielka pasja od dzieciństwa i nie wyobrażała sobie życia bez tego.
   W domu przywitała ich Kasia. Podobnie jak wcześniej Tomkowi, Emilia przedstawiła jej Lucie. Na szczęście Katarzyna umiała dogadać się mniej więcej po angielsku, dlatego Emilia była spokojniejsza. Bardzo ceniła to, że małżeństwo zgodziło się przyjąć je pod swój dach, biorąc jeszcze pod uwagę stan kobiety. Zielonka nie miała pojęcia jak im się za to odwdzięczy.
   Żadno z nich nie męczyło kobiet. Doskonale wiedzieli, że były zmęczone, dlatego poszły do pokoju, który Emilia zajmowała za każdym razem, kiedy tam jeździła. Nie miały siły na żadne rozpakowanie walizek, dlatego postawiły je w kącie i wyciągnęły jedynie kosmetyczki i pidżamy. Obie jedna po drugiej odświeżyły się i usnęły kamiennym snem. Emilia cieszyła się, że Lucie nie ma problemów z zasypianiem w nowych miejscach. Była to tego przyzwyczajona. Kiedy miała trasę, spała w różnych miejscach na całym świecie.
   Zasypiając, Emilia myślała tylko o tym, że musi zrobić wszystko, żeby Lucie była szczęśliwa w tym miejscu. Tak jak ona była siedem lat wcześniej..

                                                                              ***

   Rano przy śniadaniu, Kaśka grzecznie pytała Lucie, która nadal czuła się bardzo skrępowana, o różne nieistotne sprawy. Widać było, jak bardzo się stara, żeby ciężarna czuła się w jej domu dobrze. Robiła wszystko, aby Lucie czuła się jak najbardziej swobodnie. Tomek pojechał do pracy i kobiety były w domu same. Emilia na chwilkę zadzwoniła do rodziców, mówiąc, że są na miejscu.
   Po południ Emilia zabrała przyjaciółkę na małą wycieczkę po mieście. Pokazała jej, gdzie mieści się jaki sklep, a ta próbowała z całych sił zapamiętać różne miejsca. Jak uznała Emilia, musiała zapoznać ją z okolicą w razie różnych konieczności. Czuła potrzebę, tak jak Katarzyna i Tomek,  zrobienia wszystkiego, żeby Lucie poznała miasteczko i czuła się w nim jak u siebie, o czym wiedziała ciężarna i bardzo to doceniała.
   Zielonka zaprowadziła ją do jej ulubionego miejsca. Było dość ciepło jak na tą porę roku i nawet świeciło jakby nieśmiało słońce, dlatego kobiety nie przejmowały się  zimnem. Kiedy przechodziły koło niewielkiego lasku, gdzie przed kilkoma laty Bartek zerwał z Emilią, ta przywołała w pamięci tą chwilę. Jak wtedy nic nie rozumiała,obwiniała siebie.. Teraz z pewnością wiele spraw rozstrzygnęłaby inaczej, ale była za późno. Teraz miała nowe zmartwienia, które zostawiła w Nowym Jorku. Doskonale wiedziała, że będzie musiała znowu stawić im czoła. Tylko nie wiedziała jeszcze, w jaki sposób.

   Doszły na  niewielką polankę. To tam Bartek zabrał Emilię na przejażdżkę swoim motorem. Polana była w kształcie przybliżonym do koła.  Z jednej strony ciągnął się lasek z drzew liściastych i iglastych. Emilia wspięła się na jeden z kilku dość dużych kamieni i usiadła na nim. Lucie oparła się o drugi. Wolała nie ryzykować takiej wspinaczki.
   - Jak ci się tu podoba?- spytała Emilia, próbują poskromić swoje włosy, które rozwiał lekki wiatr.

   - Jest bardzo miło- uśmiechnęła się lekko.- Podoba mi się. Czuję się tu tak… inaczej- przyznała.
   Emilia uśmiechnęła się. Cieszyła się, że Lucie nie jest niezadowolona.
   - Mam nadzieję, że będziesz tu szczęśliwa i się odnajdziesz- wypowiedziała na głos swoje myśli.
   - Też mam taką nadzieję… Jednak nie będzie to łatwe- Lucie włożyła za ucho zabłąkany kosmyk włosów, który w jakiś sposób wydostał się z mocnego uścisku gumki do włosów.- Czuję się tak…dziwnie- westchnęła.- Nie znam nawet języka.
   - Wiem..Ale kiedy będziesz przebywała w otoczeniu tych ludzi, będziesz ich słuchała, zaczniesz sama się uczyć. Zobaczysz.
   - Będę się starała. Obawiam się tylko, że będę się tu nudziła, kiedy wyjedziesz..
   - Nudziła?- Emilia żartobliwie prychnęła.- Z Dagmarą nie da się nudzić- Lucie się zaśmiała.
   Emilia przypomniała sobie, że nawet nie zadzwoniła do Dagmary. Brunetka nawet  nie wiedziała, że są w Polsce. Zapamiętała sobie, żeby zrobić to kiedy tylko wrócą do domu… ich tymczasowego domu.
   - Nie znam jej za dobrze- bąknęła Lucie.- Emilka, nawet nie wiesz, jak bardzo się stresuję… Czuję się tak dziwnie, kiedy ktoś coś mówi, o coś pyta, a ja nie wiem, o co chodzi.
   - Lucie- Emilia zsunęła się z kamienia i stanęła naprzeciwko przyjaciółki.- Miałaś tu odpocząć, a nie się stresować. Rozumiem cię, ale staraj się to ignorować. Gdybym mogła, wybrałabym inne miejsce, ale gdzie? Nie zostawiłabym cię samej, a tu wiem, że się tobą zajmą.
   - Dziękuję, Emilka- Lucie ją przytuliła.- Za wszystko co dla mnie robisz. Nigdy nie sądziłam, że będę miała taką przyjaciółkę.
   - Szczerze, to ja też nie. I będę ciocią- niemal zapiszczała.- Lilly, strzeż się, ciotka Emilia już się tobą zajmie- zażartowała, odsuwając się od przyjaciółki.
   -Będziesz wspaniałą ciocią.
   - To ty będziesz wspaniałą mamą- poprawiła ją, ruszając w drogę powrotną.

                                                                        ***

   - Widać gołym okiem, jak zagubiona jest ta biedna dziewczyna- Katarzyna postawiła na stole puste talerze.
   Lucie poszła na piętro skorzystać z łazienki, więc czarnowłosa wykorzystała tą chwilę na swobodną rozmowę z Emilią.
   - Po prostu się boi, że ktoś ją rozpozna, media się dowiedzą…- westchnęła, stawiając dzbanek napełniony sokiem malinowym na środku stołu.- Na dodatek nie zna języka, jest w innym kraju, wśród obcych sobie ludzi.. Wcale jej się nie dziwię.
   - Ja też ją rozumiem, ale widać, że jest silna. Da sobie radę, a my jej w tym pomożemy- do położonych poprzednio rzeczy doszły sztućce i serwetki.
   - Dziękuję, Kasiu, że zgodziłaś się nas gościć.
   - Nie masz za co dziękować. Będzie chociaż weselej. Cały czas siedzimy sami… Lucie to bardzo fajna dziewczyna. Widać po niej, że z chęcią by dalej koncertowała, ale musiała szybciej wydorośleć niż by sobie tego życzyła. Będzie wkrótce mamą…
   Urwała, słysząc kroki na schodach. Po chwili do jadalni weszła Lucie. Uśmiechnęła się lekko.
   - Lucie, usiądź. Zaraz przyniosę kolację- Katarzyna wskazała na krzesła. Emilii chciało się śmiać, słysząc wymowę czarnowłosej, która bez porównania była chociażby z Joanną, która mówiła o wiele płynniej. Ale mimo to Emilia cieszyła się, że Kaśka może dogadywać się jakoś z Lucie, co wszystko bardzo ułatwiało.
   Po domu rozniósł się donośny dźwięk dzwonka. Emilia dała znać, że otworzy i ruszyła w stronę drzwi wejściowych, nucąc pod nosem jedną z jej ulubionych piosenek. Zamachnęła się i otworzyła drewnianą powłokę.
   - Kasiu, zapomniałam, że…- brunetka urwała w pół zdania, kiedy podniosła wzrok i zdała sobie sprawę, że to nie Katarzyna jej otworzyła.- Emilia- jej szczęka powędrowała ku dołowi.
   - Cześć- uśmiechnęła się szeroko.
   Dagmara otrząsnęła się z pierwszego szoku i także się uśmiechnęła.
   - Co tu robisz?- jej oczy nadal przypominały okrągłe monety.
   - Przyjechałam na jakiś czas. Wejdź- wpuściła ją do środka.- Jest tu też Lucie.
   - Nie spodziewałam się, że tak szybko się spotkamy- zaśmiała się.- Kaśka jest?
   - Jestem!-usłyszały z kuchni.- Coś się stało?- pojawiła się w korytarzu.
   - Przyszłam powiedzieć, że nie mogę przyjść dzisiaj na kolację, którą już czuję- uśmiechnęła się szerzej.
   - Kasia cię zaprosiła?- Emilia nie przypominała sobie, żeby kobieta cokolwiek wspominała. Dagmara przytaknęła.- Jak już tu jesteś to zostań. Lucie, chodź zobacz, kto przyszedł!- krzyknęła po angielsku w stronę jadalni.
   -Nie.. Lepiej nie. I tak jest tu dość dużo osób, a ja muszę jeszcze…
  - Nie dyskutuj- przerwała jej Kaśka.-Zostajesz u nas na kolację.
  Dagmara westchnęła, ale posłusznie zsunęła ze swoich stóp buty, tym samym zgadzając się.
   Usłyszały kroki, a następnie postać Lucie pojawiła się koło nich.
   - Cześć, Lucie- Dagmara pocałowała ją w policzek, przez co blondynka lekko się zmieszała.
   - Cześć. Miło cie widzieć- uśmiechnęła się.
   - Na ile przyjechałyście? Zrobiłyście sobie wakacje?- zakołysała brwiami, pozbywając się kurtki.
   - Nie- Emilia chrząknęła.- Lucie tu zostanie z pewnością do końca ciąży, a później zobaczymy..
   - A ty?
   - Będę tutaj, dopóki Lucie się nie będzie czuła pewniej. Później będę ją odwiedzała- nie była pocieszona tym, że musiała kolejnej osobie mówić o całym planie. Wiedziała jednak, że Dagmara ich nie wyda. Nie była taka.- Chciałam do ciebie zadzwonić, ale znowu wypadło mi to z głowy- wszystkie kobiety usiadły na dużej kanapie w salonie.- Chciałam prosić cię o przysługę- Dagmara dała znak, żeby kontynuowała.- Czy mogłabyś.. no nie wiem.. zajmować się Lucie, kiedy wyjadę? Będę się czuła lepiej, wiedząc, że masz na nią oko.
   - Nie boisz się?- Dagmara się zaśmiała.- Z zawodu jestem dziennikarką. Mogłabym wykorzystać ten fakt na dobry artykuł i dostać dzięki temu pracę w jakimś wydawnictwie czy coś- Emilia wiedziała, że żartuje.
   - Przestań- mimo to upomniała ją. Zerknęła na Lucie. Na całe szczęście i ona zrozumiała, że to żarty. Ciągle rozmawiały po angielsku, żeby ciężarna nie czuła się odtrącona. Katarzyna zostawiła je same i zniknęła za drzwiami kuchni.
   - W porządku. Będziemy się świetnie bawić z Lucie, prawda?
   - Myślę, że tak- uśmiechnęła się lekko.
   - Kiedy wyjedziesz?- Dagmara przeniosła swoja uwagę ponownie na Emilię.
   - Mówiłam już- przypomniała.- Kiedy Lucie będzie czuła się pewnie, pozna kilka osób, rozpozna się w terenie… Będę spokojniejsza.
   -Rozumiem- pokiwała głową.- A…- zawahała się.- Danny jeszcze u was mieszka?
   - Tak- Emilia skinęła głową.- Dlaczego miałby nie mieszkać?
   - Tak tylko spytałam.. Nie uważasz, że to trochę dziwne, że do tej pory nie wynajął sobie chociaż jakiegoś małego mieszkanka?
   - Tata zaproponował mu dach nad głową, więc po co ma się tym przejmować?
   - Tak tylko sobie pomyślałam, że to dziwne. Jest dorosły, z pewnością chciałby mieć więcej prywatności. Wiesz.. faceci- skubała paznokciami rękaw swojej bluzki.
   - Dagmara, dlaczego mam wrażenie, że ty coś wiesz?- Emilia nie wytrzymała. Miała dość tych wszystkich niejasności i udawania.
   - Emilia… ja muszę się upewnić- powiedziała tylko.
   Do domu wrócił Tomek, więc pani domu zaprosiła wszystkich do stołu. Kiedy jedli, Emilia myślała o zachowaniu brunetki. Miała nadzieje, że w końcu chociaż od niej się czegoś dowie. Może to „coś” wyjaśni kilka spraw? Miała nadzieję, że tak.

                                                                          ***

   W grudniu, jak to w grudniu cały świat zniknął pod grubym białym pokrowcem. Emilia i Lucy stały przy oknie i z przytulnego domu, obserwowały wirujące za oknem płatki śniegu. Emilia osobiście nie lubiła tej pory roku. Wszystko zamierało, a w Nowym Jorku było jeszcze zimniej niż w Polsce. Jedynym plusem były święta, które po prostu kochała. Ta rodzinna atmosfera, kolędy, ozdoby…
   W święta Emilia razem z przyjaciółką pojechała do Joanny i jej rodziny. Już od wielu lat nie spędziła z nimi żadnych świąt, a teraz nadażyła się ku temu idealna okazja. Katarzyna nie miała im tego za złe- rozumiała, że Zielonka chce spędzić taki czas razem z ciotką.
   Rodzina Klipków przyjęła Lucie bardzo radośnie, co, jak zauważyła Emilia, bardzo pomogło jej przyjaciółce trochę się odprężyć, przebywając w otoczeniu kolejnych nowych osób. Coraz łatwiej było jej nawiązywać nowe znajomości i wszystko zmierzało ku dobremu. Piosenkarka bardzo dobrze dogadywała się z dziećmi. Chociaż nie rozumieli się nawzajem, bawiła się z nimi w różne zabawy. Od przyjazdu do Polski, Emilia nauczyła przyjaciółkę podstawowych słów. W domu Anny i Tomasza czuła się już dość swobodnie. Dagmara często je odwiedzała, we trzy wychodziły na miasto, żeby Lucie rozpoznała się w terenie jak najlepiej. Kilka razy Emilia rozmawiała z Bartkiem przez telefon. Nadal był w Nowym Jorku, co jeszcze bardziej dziwiło Zielonkę, nie zamierzał wracać w najbliższym czasie. Zastanawiała się, co jest tego powodem, ale nie odważyła się spytać. Nie chciała wyjść na wścibską. Miał swoje życie i swoje sprawy, a ona nie miała prawa wypytywać go o prywatne sprawy.
   -Emilka! Emilka, popatrz, to tatuś!- Julka przyciskała nos do okna salonu, w którego centrum królowała błyszcząca od ozdób choinka.
   Kobieta podeszła do dziewczynki, objęła ją i z uśmiechem spojrzała przez okno. Na parkingu stał Krzysztof i machał córce.
   - Popatrz! Ma jakieś paczki!- dołączył do nich Szymon.
   Krzysiek ugiął się pod ciężarem wielkiego worka, który zarzucił sobie na plecy niczym Święty Mikołaj. Ubrany był w czarny garnitur, do którego założył czerwoną czapkę z białym pomponem.
   Emilia zaśmiała się, kiedy mężczyzna wszedł do mieszkania. Otrzepał resztki śniegu z ubrań i odstawił worek na podłogę.
   - Cześć dzieciaki- przywitał się z całą trójką.- Jak mija dzień, drogim paniom?- spytał, wchodząc do kuchni, gdzie Joanna kończyła przygotowywać wigilijne dania. Obok niej Lucie wykładała na talerzyk opłatek wigilijny, a Emilia wycierała blat kuchenny.
   - Pracowicie- powiedziała żona Krzysztofa z uśmiechem.- Lucie i Emilia bardzo mi pomogły- celowo zaczęła mówić po angielsku, żeby ciężarna nie czuła się jakaś odmienna. Mimo, że wiedziała, iż jej mąż nie rozumiał, co mówiła. Umówili się, że czasami będzie tak robiła, żeby Lucie czuła się jak najlepiej. Każdy ją polubił, pomimo jej skrytości. Nie było się w sumie czemu dziwić. Nikt na jej miejscu nie czułby się inaczej. Była to bardzo trudna sytuacja dla wszystkich.- Zaczynamy. Zapraszam do stołu.
   Wszyscy zajęli swoje miejsca i wykonali podstawowe obrzędy wigilijne. Lucie pierwszy raz w życiu uczestniczyła w polskim święcie. Wszystko to było dla niej nowe. Zawsze biegła przez życie. Koncert za koncertem, wywiady, sesje zdjęciowe… Teraz zwolniła i po prostu zaczęła dostrzegać wszystko to co wcześniej jej umykało. Cieszyła się, że mogła się tak właśnie zatrzymać. Miała okazję zwrócić uwagę na różne szczegóły, których inaczej by nie zauważyła.
   - Kiedy będziemy mogli je otworzyć? Teraz? Możemy już teraz?- dzieci, ubrane w czapki elfów, nie potrafiły wysiedzieć w miejscu.- No kedy będziemy mogli je otworzyć?
   Julka zsunęła się ze swojego miejsca i pociągnęła za rękaw Krzyśka.
   - Mogę otworzyć już swój prezent?- zrobiła słodkie oczka.
   - Prezent? Jaki prezent?- Krzysiek udawał zaskoczonego.- W tym worku jest moje pranie!- wytarł kąciki ust serwetką.
   - Nieprawda!- krzyknął najstarszy chłopczyk.- Mamusiu…- popatrzył błagalnie na Joannę.
   - Możecie- powiedziała z uśmiechem.
   Dzieci w jednym momencie znalazły się przy worku i zaczęły wyciągać opakowane w kolorowy papier ozdobny paczki. Kiedy Emilia spojrzała na Lucie, zobaczyła jak ta się uśmiecha. Był to bardzo dobry znak. Emilia czuła, że Lucie już jest coraz bardziej gotowa do tego, żeby zostać w Polsce sama, jednak chciała się upewnić, że wszystko będzie dobrze po jej wyjeździe.
   Kiedy dostała swój prezent, poczuła wibracje w kieszeni swoich spodni. Przeprosiła wszystkim wzrokiem i wyciągnęła urządzenie. Spojrzała  na wyświetlacz, gdzie pisało „Mama”. Zmarszczyła czoło, odbierając połączenie.
   - Słucham.
   - Emilia- usłyszała po drugiej stronie roztrzęsiony głos Sary. Zmarszczyła czoło, wstała od stołu i odeszła kilka kroków.
   - Mamo, co się stało?- przestraszyła się.
   - Och, Emilka.. Ka… Kamil…
   - Co z tatą?- niemal krzyknęła, ściągając na siebie uwagę pozostałych. Jej serce zaczęło niebezpiecznie łomotać w jej klatce piersiowej, a oddech stał się nierówny. Obawiała się najgorszego, jak najczęściej jest w takich chwilach.
   - O… on- jąkała się, szlochając.- Nie żyje.
   Te słowa trafiły ją jak grom z jasnego nieba. Na początku pobladła, później zaczęło jej się kręcić w głowie, widziała mroczki przed oczami. Pomyślała, że to głupi żart, ale wtedy przypomniała sobie, że rozmawia z własną matką, a ona nigdy nie żartuje. To była prawda.
   - J… jak to?- fo jej oczu zaczęły napływać nieproszone łzy, dlatego odwróciła się tyłem do zebranych w salonie.
   - Emilia… proszę cię, przyjedź…
   - Ale mamo, jak to się stało?- po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. Opuściła ją kolejna osoba? Tym razem jeszcze bardziej bliska? Nie, to nie może być prawda, powtarzała sobie.
   Oparła się plecami o zimną ścianę na korytarzu i osunęła się po niej.
   - B… był pożar w firmie… O.. on się zatrzasnął w ga… gabinecie i… i tam się u… udusił- szlochy co chwila wydostawały się z gardła Sary.
   - Boże…- Emilia położyła płasko dłoń na czole. Nie przejmowała się, że jej makijaż spływa po jej policzkach. Kamil nie żyje! Jej tata nie żyje… Nikt sobie nawet nie mógł wyobrazić, co czuła. Nie ma nic porównanego ze straceniem kolejnej tak bliskiej osoby jaką jest rodzic. Nie mogła pojąć, dlaczego? Dlaczego kolejna osoba ją zostawiła?
   - Mamo, uspokój się- prosiła, chociaż sama była w rozsypce. Najpierw podeszła do niej Joanna, pytając niemo, co się stało, ale ona nie odpowiedziała. Wiedziała tylko jedno: że teraz musi być ze swoją matką i wspierać się nawzajem. Kamil był wielką częścią ich życia. Głową rodziny- J.. ja przyjadę. Jak tylko będzie wolne miejsce w samolocie, przylecę. Obiecuję- łzy nie przestawały płynąć z jej oczu.
   - Tak bardzo cię teraz potrzebuję- pierwszy raz od wielu lat usłyszała coś takiego z ust Sary. Emilia nie mogła sobie wybaczyć, że nie ma jej teraz w Nowym Jorku.
   - Wiem, mamo. Przylecę jak najszybciej.
   Kiedy już się pożegnały, Emilia wybuchła niekontrolowanym płaczem. Płakała, płakała i płakała i nie mogła przestać. Joanna próbowała dowiedzieć się, co się stało, Lucie także próbowała swoich sił, nawet Krzysiek. Dzieci patrzyły lekko wystraszone, ale zostały wysłane do swoich pokoi przez rodziców. Emilia schowała twarz w dłoniach. Nie mogła wypowiedzieć nawet słowa, chociaż chciała. Musiała wytłumaczyć Lucie, Joannie i Krzysztofowi co się stało, ale po prostu nie mogła. Nie potrafiła.
   Nie mogła znieść myśli, że Kamil odszedł. Tak jak Jenifer  zostawił ją. Ją i Sarę. Cały dom. Firmy… A jej nawet nie było w Nowym Jorku. Nie widziała go przez kilka tygodni, nie rozmawiała z nim i to bolało ją najbardziej. Tak długo kłóciła się z nim o firmy, marnowała tak cenny czas na sprzeczki, a kiedy ten czas się skończył, zauważyła jak dużo nie zrobiła. Kiedy powiedziała, jak bardzo go kocha? Kiedy go przytuliła? Spędziła z nim czas? Każdy się zawsze śpieszył, w biegu mówił sobie „Dzień dobry” czy też „Dobranoc”. Nikt nie zdawał sobie sprawy, jak kruche jest życie. W każdej chwili czas spędzony na tym świecie, może się skończyć. Jenifer wiedziała od dawna, co ją czeka. Mogła się na to przygotować, z każdym porozmawiać, a Kamil? On nie miał takiej możliwości. Poszedł jak codziennie do pracy. I już z niej nie wrócił… Nie wrócił żywy.


  Następnego dnia cały świat dowiedział się o śmierci wielkiego biznesmena Kamila Zielonka. Każdy był w szoku. Nikt się tego nie spodziewał. Każda gazeta nie pisała o niczym innym.
   Emilia była wrakiem człowieka, kiedy żegnała się z Lucy i wszystkimi innymi. Teraz nie myślała o ciężarnej. Wiedziała, że każdy się nią zajmie. Miała dookoła siebie tyle wspaniałych ludzi. Teraz w jej głowie był tylko jej ojciec. Joanna chciała nawet polecieć do Nowego Jorku z nią, ale Emilia kategorycznie się nie zgodziła. Jej ciotka nie mogła przecież zostawić trójki dzieci i męża, który był bardzo zapracowany i pojechać z nią. Nie mogła rzucić wszystkiego, dla niej.
   Nie umknął uwadze Zielonki fakt, że Joanna musiała schować dumę, żeby zaproponować to swojej siostrzenicy. Przez te wszystkie lata nadal nie miała kontaktu z Sarą. Trochę bolał ją fakt, iż jej siostra nigdy jej nie odwiedziła, nawet nie zadzwoniła, ale sama nie chciała się narzucać.
   Emilia poleciała do Nowego Jorku dzień później wieczornym lotem.

----------------------
Wiem i przepraszam! Wszystko w tym rozdziale jest takie z innej beczki… Chcę po prostu, żeby wszystko wyglądało naturalnie, ale też nie mogę się ślimaczyć, więc wychodzi takie.. coś.
I tak, wiem… znowu kogoś uśmierciłam, ale wszystko jest po coś, pamiętajcie.

Tak jak pisałam w notce tydzień temu, jest to ostatni rozdział przed moją przerwą.. Kolejny rozdział pojawi się 01-02 maja 2015r. Osoby, które informowałam do tej pory, oczywiście poinformuję kiedy opublikuję rozdział.
Jeszcze raz bardzo przepraszam, jeśli komuś to przeszkadza, ale po prostu inaczej nie jestem w stanie zrobić.
Ale są plusy też przerwy ;) Jeśli ktoś ma jakieś zaległości, może spokojnie je nadrobić ;)

Teraz może kwesta, która może trochę bardziej zainteresować. Do egzaminów zostały 3 tygodnie, więc teraz już naprawdę mogę mieć zaległości, które oczywiście nadrobię. Do tej pory jakoś udawało mi się czytać wszystko, chociaż często z opóźnieniem.. No ale teraz mogę nie dać rady.

W rozdziale mogą pojawiać się literówki lub jakieś błędy, bo kiedy go pisałam, miałam zepsutą klawiaturę. Jeśli będę miała chwilę czasu, poprawię ewentualne błędy.

I jeszcze jedna sprawa tak przed moim pożegnaniem na te 5 tygodni. A mianowicie.. choćby to opowiadanie miała czytać jedna osoba, będę je pisać. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie piszę jakoś wyjątkowo czy coś. Cieszę się z takiej ilości czytelników. W ogóle dziękuję wszystkim którzy ze mną są. Bardzo wiele to dla mnie znaczy. Kiedy zakładałam bloga, byłam niemal pewna, że po góra dwóch miesiącach go usunę, a tu proszę ;) Istnieje już ponad rok.


A więc nie pozostaje mi nic innego jak pożegnać się na ten ponad miesiąc..  Jeszcze raz za wszystko dziękuję!:*
Noelle

6 komentarzy:

  1. Szkoda... Szkoda, że taka długa przerwa, bo nie mogę się doczekać. No ale dobra, rozumiem twoją sytuację, i oczywiście ucz się ucz... bo... Bo tak XD Ja i tak zostanę, nawet jeśli wydłużysz tą przerwę choćby o miesiąc (ale proszę, nie rób tego XD) Rozdział świetny! I z tą zepsutą klawiaturą to mam podobnie - nie reaguje mi "s" oraz "j". No trudno, metodą kopiuj wklej da się wytrzymać. Rozdział ekstra mega super git fajowy, jak zwykle. Tylko bardzo żal mi Kamila. I tago, że umarł. A jeszcze bardziej Emilii, Sary, i ich rodziny. To takie przykre, że można kogoś stracić tak szybko jak grom z jasnego nieba. Szkoda, że to przytrafiło się Emce. No dobra, muszę spadać, bo mam ograniczony czas na kompie -,-... Nie pytaj, to nie ja to wymyśliłam. To cześć, i do maja.
    (Grafit z Ołówka)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ucze się, uczę.. Nie mam wyboru ;) Cieszę się, że nawet w takiej sytuacji byś ze mną została, ale dłuższej przerwy od tej nie przewiduję ;)
      Bardzo dziękuję za miłe słowa! To bardzo dużo dla mnie znaczy.
      To do maja! ;)

      Usuń
  2. Pożegnania brzmią tak,,, smutno. Więc nie żegnaj się z nami, kochana:D

    Wiesz co? Ja Cię podziwiam! Nie masz żadnych skrupułów w uśmiercaniu swoich bohaterów, a to nie jest łatwe zadanie. Ja też co prawda uśmierciłam u siebie Colina, ale to była jedna osoba. A Ty najpierw Jen, teraz Kamila. Wiadomość o jego śmierci wstrząsnęła mną bardzo! Normalnie przez moment czułam się jakby ta tragedia dotyczyła też mnie. Poza tym ten sposób w jaki umarł... To straszne! Nie chce mi się nawet myśleć, co w takiej sytuacji myślałby normalny człowiek. Gdy ktoś umrze ze starości to jest to naturalne. A pożar, powódź, zabójstwo zawsze dają świadomośc, że COŚ mogliśmy zrobić. Emilia cięzko przeżyła śmierć Jen. To jak poradzi sobie ze śmiercią ojca? Rany boskie, aż nie się boję kolejnych rozdziałów! Pojechałaś ostro, powiem Ci:D
    Świetny rozdział! łał... naprawdę.

    Pozdrawiam i powodzenia na egzaminach! ;*

    PS Dlaczego mam wrażenie, że za tym podpaleniem stoi Danny? Mówiłam już kiedyś, ze jak kogoś nie lubię to wszystkie złe akcje mu przypisuję;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż.. Śmierć jest czymś naturalnym i jestem zdania, że trzeba poruszać takie kwestie. Myślę, że zaczęłam pisać o śmierci w dużej mierze przez to, że w ostatnim czasie prawie straciłam bliską mi osobę..
      Dla Emilii z pewnością nie będzie to łatwe. Śmierć nigdy nie jest łatwa dla nikogo.
      A co do Danny'ego.. Odpowiedzi na wszystkie swoje pytania znajdziesz w najbliższych trzech rozdziałach ;)
      Dziękuję bardzo za "powodzenia" :)

      Usuń
  3. Dobrze, że wszyscy chcą dla Lucie jak najlepiej. Myślę, że w Polsce będzie się dobrze czuć.
    No i szkoda mi Emilii. Kolejna bliska jej osoba umarła.

    Życzę weny na ciąg dalszy.
    I powodzenia na egzaminie :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lucie potrzebuje teraz pomocy jak nigdy. Nie chodzi już teraz tylko o nią, ale też o jej dziecko.
      Dziękuję bardzo! :)

      Usuń