piątek, 20 marca 2015

Rozdział 28

   - Słucham- Emilia przyłożyła do ucha swoją komórkę, a drugą dłonią szukała w torebce biletów na samolot. Kupiła je kilka dni wcześniej i chciała je położyć w bezpiecznym miejscu, żeby nie zapomnieć, gdzie je zostawiła.
   - Cześć, Emilka- zamarła, słysząc znajomy, niski głos.
   Bartek.
   Przełknęła ślinę. Kompletnie się nie spodziewała telefonu od niego. W całym zamieszaniu zapomniała nawet, że był w Nowym Jorku. Miała bardzo dużo na głowie.
   - Cześć- w jej głosie słychać było czysty szok.- Coś się stało?
   - Nie- odpowiedział od razu.- Co się miało stać?
   - Nie wiem- wzruszyła ramionami, chociaż mężczyzna nie miał prawa tego zobaczyć.- Dzwonisz.
   - Dzwonię- przytaknął.- Długo się nie widzieliśmy.
   - Jakoś wcześniej ci to nie przeszkadzało- zauważyła uszczypliwie. Nastąpiła cisza po drugiej stronie i Emilia zaczęła żałować, że to powiedziała. Nie chciała go urazić.
   - Miałem załatwienia- powiedział obojętnie.- Ty zresztą też. Przykro mi z powodu dziewczynki.
  Puf. I wszystko prysło. Cała osłona, którą Emilia budowała przez ostatnich kilka dni. Próbowała odciąć się od wspomnień i nie myśleć o tej wesołej twarzy dziewczyny. Wierzyła, że z czasem będzie jej łatwiej. Już teraz czuła się lepiej niż na samym początku. Zawsze mogła sobie wyobrazić, że Jenifer spędza właśnie czas ze swoimi rodzicami, chodzi do szkoły, że wciąż jest… Ale jej nie było.
   Zastanawiała się tylko, skąd Bartek wiedział? Dość szybko domyśliła się, że Dagmara musiała mu powiedzieć.
   - Mi także przykro- przygryzła dolną wargę.
   - Chciałabyś się spotkać?
   Oczywiście, że chciała!... Ale nie mogła.
   - Nie mogę- powiedziała krótko.
   - Och..
   - Jutro wyjeżdżam do Polski- dodała.
   - Do Polski?- zdziwił się.- Po co, jeśli można oczywiście wiedzieć.
   - Sprawy osobiste- nikomu nie mówiła o Lucie oprócz Joanny, Anny i Tomasza. Nie widziała takiej potrzeby, żeby rozpowiadać takie informacje. Im mniej osób wiedziało tym było lepiej i tego chciała się trzymać.
   - Rozumiem. Więc żadna kawa nie wchodzi w grę?- chciał się upewnić.
   - Niestety nie. Muszę się jeszcze spakować- i pomóc Lucie, dopowiedziała sobie w myślach. Musiała zaopatrzyć ją w potrzebne rzeczy, które mogły jej się przydać przez nadchodzące miesiące.
   - W takim razie, dobrze. Może innym razem. Cześć.
   - Cześć- rozłączył się.
   Emilia westchnęła i odłożyła urządzenie na szafkę nocną obok jej łóżka. Chciała spotkać się z Bartkiem, jednak wiedziała, że później nie dałaby rady wszystkiego załatwić jak trzeba, a ostatnim czego chciała było zapomnienie czegoś lub co gorsza spóźnienie się na samolot do Polski.
   Ruszyła do sypialni Lucie. Lekko zapukała, ale nie usłyszała odpowiedzi, dlatego nacisnęła klamkę i weszła, bojąc się, że coś się stało. Jej przyjaciółka siedziała w fotelu i bezmyślnie patrzyła w okno. Uwadze Emilii nie uszedł fakt, że trzymała dłoń na swoim sporym brzuchu i czule po nim jeździła.
   - Lucie- podeszła do niej, a następnie usiadła naprzeciwko niej w drugim fotelu.- Coś się stało?
   - Mam pewien problem, z którym obawiam się, że sobie nie poradzę- prawie wyszeptała. Emilia nie na żarty zaczęła się bać.
   - Chcesz o tym porozmawiać?- nie chciała jednak naciskać i do wszystkiego podjść spokojnie. Lucie milczała.
   - Chodzi o… Lilly- odezwała się po chwili. Emilia zmarszczyła czoło. Kim była Lilly? Nie przypominała sobie, żeby Lucie kiedykolwiek o niej wspominała.
   - Kto to Lilly?- spytała, kiedy upewniła się, że w jej głowie nie ma żadnych informacji na jej temat.
   - Moja córka- uśmiechnęła się lekko.
   Emilia na początku nie rozumiała słów przyjaciółki, jednak kiedy dotarł do niej sens jej słów, otworzyła ze zdziwienia buzię, a jej oczy przypominały okrągłe monety. Lucie znała płeć swojego dziecka i już nawet wybrała imię!
   Kiedy pierwszy szok minął, Emilia uśmiechnęła się szeroko.
   - Dlaczego nic wcześniej nie powiedziałaś? Gratulacje! Będziesz miała córeczkę!- szczerze się ucieszyła.
   - Dziękuję. Bardzo się cieszę, chociaż z chłopaczka też bym się cieszyła i kochała go całym sercem.
   Emilia jeszcze szerzej się uśmiechnęła. Była niemal dumna z Lucie, że zdołała już uporać się z ciążą, której nie chciała i już kochała swoją, jak się okazało, córeczkę.
   - Więc.. co jest z Lilly?- na samo imię tej małej istotki, która rozwijała się w organizmie Lucie, Emilia miała ochotę uśmiechnąć się jeszcze szerzej.
   - Boję się, że ona.. będzie w przyszłości pytała o swojego ojca.
   Emilia poczuła gęsią skurke na ramionach, a jej uśmiech znikł. Nie spodziewała się rozpoczęcia tego tematu jeszcze na dodatek z inicjatywy Lucie.
   - Może.. No nie wiem… Jest jakaś szansa, żebyś zmieniła zdanie i powiedziała mu o dziecku?
   - Nie- powiedziała cicho.- Nie ma takiej opcji.
   - Lucie, czy on umarł?- zaryzykowała. Nic innego nie przychodziło jej do głowy.
   Pokręciła jedynie przecząco głową.
   - Jest żonaty? O to chodzi?- była to druga myśl jaka przyszła jej na myśl.
   - Nie… Przynajmniej z tego co wiem- wzruszyła lekko ramionami. Zaczerpnęła głęboko powietrza i poprawiła swoją pozycję w fotelu.- Siedzi w więzieniu.
   Emilia wyprostowała się. Tego się nie spodziewała. Wiele rzeczy ją ostatnimi czasy zaskakiwało. A więc Lucie się wstydziła? I dlaczego był w więzieniu? Oszustwo? Kradzież? Handel narkotykami?
   - W więzieniu? Mogę wiedzieć, co zrobił? Dokonał napadu na bank, czy jak?
   Milczała chwilkę. Spojrzała za okno, gdzie widoczne były niemal suche gałęzie. Nawet przyroda przygotowywała się na nadejście zimy, która w tym roku miała być w Nowym Jorku wyjątkowo zimna.
   - To napaść- powiedziała.
   W głowie Emilii od razu zaczęły układać się różne scenariusze. Pod słowem „napaść” mogło się kryć kilka znaczeń.
   - Kogo on napa…- mruknęła.
   - Kobietę- nadal patrzyła w przestrzeń za oknem.- Napadł na kobietę.
   Emilia poczuła gęsią skórkę na całym ciele. Domyśliła się, że Lucie po prostu paliła się ze wstydu i dlatego nic jej nie powiedziała. Była z mężczyzną, który napadł na kobietę. Ale co jej zrobił? Okradł?
   Już miała zadać to pytanie, jednak Lucie domyśliła się, co zamierza zrobić jej przyjaciółka i odpowiedziała na nie, nawet go nie usłyszawszy.
   - Gwałt- powiedziała krótko.
   - Boże drogi…- zakryła dłonią usta.- On znał tą kobietę?- chciała, żeby Lucie na nią spojrzała, jednak ta nadal wzrok utkwiony miała w jakiś punkt za szybą.
   - Nie. Byli dla siebie obcy.
   - Złapali go?
   - Tak- przytaknęła.- Dzięki DNA i… moim zeznaniom- w jej oczach zaczęły pojawiać się łzy.
   Emilia nie mogła sobie tego wszystkiego wyobrazić. Musieli przez jakiś czas ze sobą być, a on zrobił coś takiego.
   - Zeznawałaś przeciwko niemu?- zdziwiło ją to. Ona nigdy by nie wydała nikogo sobie bliskiego nawet jeśli byłby naprawdę winny. Chociaż z drugiej strony gwałt to poważna sprawa.
   - Musiałam- Emilia podała jej chusteczkę, którą z wdzięcznością przyjęła.
   - A ofiara… Znałaś ją?- spytała z czystej ciekawości. Chciała wykorzystać fakt, że Lucie w końcu postanowiła się przed nią otworzyć.
   - Znałam ją- łza popłynęła po jej policzku.- Znam ją- poprawiła się.- Chodzi o to, że… że… tą kobietą byłam ja- zaszlochała cicho.
   Serce Emilii przestało być. Później znów zaczęło. Lucie szlochała w chusteczkę. Zielonka nie wiedziała, co powiedzieć. Była to ostatnia rzecz jakiej się spodziewała. Nawet do głowy jej nie przyszło, że… Ale jak? Coś takiego zrobił jej chłopak? A może jakiś przyjaciel? Znajomy?
   - Zawsze byłam taka ostrożna. Chodziłam z ochroną, zawsze byłam strzeżona..- słowa więzły jej w gardle.
   - Czy to było wtedy, co zadzwoniłaś, że ktoś cię napadł?
   - Nie- pokręciła przecząco głową.- Wtedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Musiałam coś wymyślić, żebyś nie zadawała trudnych pytań.
   Lucie siedziała wyprostowana. Swój wzrok przeniosła na ścianę za Emilią.
   - To było, kiedy wymknęłam się na imprezę. Chciałam po prostu pobawić się jak każda kobieta w moim wieku- dłonie miała splecione.- Kiedy uznałam, że lepiej jest wrócić, żeby nie było kłopotów, zamówiłam taksówkę. Zadzwoniono do mnie z informacją, że taksówkarz czeka na dole w granatowym BMW. Wyszłam więc, a kiedy odnalazłam pojazd podeszłam i zapukałam w szybę, pytając czy to jazda do Londynu, gdzie tamtego dnia miałam mieć koncert. Tam też mieszkałam w hotelu. Spytałam na wszelki wypadek, gdyby ktoś jeszcze zamówił taksówkę. Kierowca, który wydał mi się dość młody jak na taksówkarza, przytaknął. Wsiadłam i ruszyliśmy. Na imprezie trochę wypiłam. Niewiele, ale musiałam się zdrzemnąć. Kiedy się ocknęłam, zorientowałam się, że jedziemy w przeciwnym kierunku… Powiedziałam to temu mężczyźnie, ale tylko obleśnie się uśmiechnął- wolno zaczerpnęła powietrza.- Zaczęłam się bać. Wyciągnęłam telefon i chciałam zadzwonić na policję, ale on odwrócił się i wyrwał mi urządzenie z dłoni. To dlatego zmieniłam numer- powiedziała, przypominając Emilii dzień , w którym zadzwoniła z nieznajomego numeru i powiedziała, że to jej nowy.- Zaczęłam wpadać w histerię. A kiedy skręcił w jakiś ciemny zaułek… Nie potrafię nawet ocenić, co czułam. Było ciemno, zimno, śmierdziało ściekami…- Lucie zaciskała palce na podłokietniku fotela tak, że aż zbielały jej palce.- Zatrzymał samochód. Wtedy chciałam wykorzystać sytuację i uciec, ale drzwi były zamknięte. Podszedł i otworzył je od mojej strony. Nadażyła się okazja do ucieczki. Kopnęłam go w krocze, ale przez ciemność niezbyt celnie, ale mimo to zgiął się w pół. Zaczęłam biec. Nawet nie wiedziałam, gdzie. Ale on był szybszy i dość szybko mnie dogonił- zaniosła się szlochem.- Zaczął mnie wyzywać od suk, ciągnąć za włosy…
   - Och, Lucie- Emilia położyła swoją dłoń na jej.
   - Przyłożył mi do gardła nóż… Zaczęłam go błagać, ale on jedynie kpiarsko się śmiał.. Dla niego była to zabawa. Wiedział, jak się bałam… Kiedy było po wszystkim, wyniósł mnie z samochodu i posadził na zimnej ziemi. Wtedy zrobił coś tak dziwnego…- zamknęła oczy.- Po prostu mnie przytulił- spojrzała wreszcie na Emilię zapłakanym wzrokiem.- To był dość dziwny gest z jego strony zaraz po czymś tak brutalnym. Nie wiem, czy mi się wydawało, czy rzeczywiście to powiedział, ale myślę, że z jego ust wypłynęło nawet „Przepraszam”. Nie pamiętam- pokręciła głową.- Trwało to chwilkę, a ja byłam roztrzęsiona.
   - Lucie, tak bardzo mi przykro- wstała i mocno ją przytuliła. Nie mogła sobie nawet wyobrazić, jak dużo musiała przejść jej przyjaciółka.- Dlaczego mi nie powiedziałaś? Pomogłabym ci.
   - Wstydziłam się…- wyszlochała. Emilia zaczęła czuć wilgoć na swoim ramieniu i wiedziała, że to łzy Lucie.
   - Jak go znaleźli?- obie usiadły na łóżku.
   - Kiedy odjeżdżał, zapamiętałam jego numer rejestracyjny. Do tej pory go pamiętam… Pomogła mi jakaś kobieta, którą spotkałam po wyjściu z tego okropnego zaułka. To był dla mnie jakiś cud, że ją tam spotkałam w środku nocy. Pożyczyła mi swój telefon.. mój został u niego. Zadzwoniłam na policję. Znaleźli go po pięciu dniach.. Zaczęły się przesłuchania, badania… Najgorsze było oczekiwanie na wyniki badań na HIV. Ale był negatywny.
   - Ta firma taksówkowa pewnie pomogła go namierzyć.
   - Nie- pokręciła przecząco głową. Emilia zmarszczyła czoło.- Okazało się, że nie był taksówkarzem.
   - Jak to?
   - Pod budynkiem stało jeszcze jedno BMW. To była moja taksówka… nie on.
   Emilia pokręciła z niedowierzeniem głową i jeszcze raz przytuliła przyjaciółkę. Jeszcze bardziej była z niej dumna, że tak szybko ze wszystkim się uporała i zdołała pokochać swoje jeszcze nienarodzone dziecko.
   - Proces był dwa miesiące temu.
   - Dość szybko- zauważyła.
   - Przyśpieszyli wszystko ze względu na mój stan. To był cud, że media się nie dowiedziały, ale moi agenci się tym zajęli.
   Emilia była ogłuszona jej opowieścią. Do jej oczu zaczęły napływać łzy. Nie mogła sobie wyobrazić tego wszystkiego i tego co musiała przeżywać wtedy Lucie. I nic jej nie powiedziała.
   - Dlatego zastanawiałaś się nad aborcją…
   - Tak- przytaknęła.- To dziwne, ale kiedy myślę teraz o Lilly, czuję tylko miłość. Żadnej nienawiści, obrzydzenia.
   - Lucie, wykazałaś taką odwagę…
   - Chodziłam do psychologa. To było okropne. Ona tak mnie wypytywała.. Ale pomogło mi to dość szybko. Nawet ona była zaskoczona, że w tak szybkim czasie ze wszystkim się uporałam.
   - Ile dostał?
   - Pięć lat. Nie udowodniono mu, że posiadł nóż i że mi nim groził. Były tylko moje słowa.
   - Wiedział, że jesteś w ciąży? Wiesz, w sądzie.
   - Nie- pokręciła przecząco głową.- Poprosiłam o osłonięte miejsce. Tak żeby nie było widać mojego brzucha. Nie chciałam, żeby wiedział, ale przysięgli doskonale o tym wiedzieli. Na rozprawie tylko raz na niego spojrzałam… Ale on nie spuszczał ze mnie wzroku.. Ciągle czułam, że na mnie patrzy. Muszę przyznać, że był przystojny- cicho zaśmiała się na własne słowa.- Więc moja córka może być naprawdę ładna.
   - Lucie.. nie wiem co mam ci powiedzieć.
   - Nic nie mów. Chciałam, żebyś wiedziała. Ale nie chcę więcej do tego wracać. Będę miała córeczkę- pogładziła z czułością swój brzuch.
   Emilia zazdrościła Lucie jej odwagi. Jej niestety takiej cechy brakowało. Lekko uśmiechnęła się do siebie, patrząc na to z jaką miłością jej przyjaciółka patrzy na wystający brzuch. Cieszyła się, że Lucie się udało przez wszystko przejść. Żałowała jedynie, że bez niej.

                                                                                ***

   Emilia poszła długim korytarzem do szafy, z której szybko wyjęła dwie torby ze skóry w kolorze
czekolady, ozdobione charakterystycznym czerwono-zielonym pasem. Lucie w tym czasie już pakowała się u siebie w sypialni. Było już dość późno i Emilia zaczynała być coraz bardziej nerwowa. Czas do odlotu kurczył się niemiłosiernie szybko, a ona nawet nie była spakowana. Poszła do swojej sypialni i bezszelestnie zamknęła drzwi. Otworzyła garderobę i stanęła na jej środku, rozglądając się po półkach i wieszakach. Nie wiedziała, co wziąć. Zapomniała spytać się, jaka jest pogoda w Polsce.. Westchnęła zrezygnowana i szybko pościągała spodnie z wieszaków, bluzki i dwie sukienki na wszelki wypadek.   Nigdy nie było wiadomo, jaka pogoda będzie przez jej pobyt tam. Ściągnęła z wieszaków trzy ciepłe swetry, dwie bluzy i jej ulubiony dres. Z szuflad wyciągnęła bieliznę i kilka torebek. Następnie przyszła kolej na buty. Do torby trafiło kilka tych na wysokim obcasie, czarne pantofelki, dwie pary kozaków i balerinek. Musiała być przygotowana na każdą ewentualność. Uporawszy się z ubraniami, otworzyła pudełko z drewna, gdzie trzymała biżuterię.  Nie wiedziała dokładnie, czego potrzebowała. Nie wiedziała nawet, kiedy wróci.  Ledwie zapięła dwie torby, ale w końcu jej się udało.
   Zostało spakować jej rzeczy osobiste takie jak paszport, pieniądze czy inne dokumenty, które włożyła do torebki, którą zamierzała mieć przy sobie podczas lotu. Żeby nie zapomnieć, od razu do tych rzeczy dołączyły bilety na samolot. Lucie ponownie nie dała się namówić na lot prywatnym samolotem i Emilia nie miała pojęcia, dlaczego jej przyjaciółka była do tego uprzedzona.
   Wyszła z pokoju i z zaskoczeniem uznała, że Lucie już śpi, a Sary i Kamila nie było w domu, a było już po  pierwszej w nocy. Jednak ucieszyła się, że jej rodzice gdzieś wyśli. Nie robili tego zbyt często.
   Emilia poszła do kuchni, gdzie zrobiła kilka kanapek na lot. Każdą z nich włożyła to oddzielnego woreczka. Zaparzyła herbatę i wlała ją do termosu. Wzięła także paczkę ciasteczek i krakersów. Wszystko to włożyła do swojej torby podręcznej. Czekał je długi lot.
   - To ty- usłyszała za sobą zachrypnięty męski głos.
   Podskoczyła w miejscu. Nie spodziewała się nikogo na parterze. Wykonała obrót o dziewięćdziesiąt stopni i niemal wpadła na klatkę piersiową Danny’ego. Chciała zrobić krok w tył, ale napotkała na swojej drodze blat kuchenny.
   - Tak, to ja- przytaknęła, przełykając ślinę.
   Niekontrolowanie jej wzrok skierował się na umięśnioną klatkę piersiową Danny’ego. Stał przed nią w samych spodenkach. Poczuła jak lekko się zaczerwieniła, dlatego ukryła twarz we włosach.
   - Hm- chrząknęła.- Mógłbyś się trochę cofnąć?
   Zrobił dwa kroki w tył i cicho się zaśmiał.
   - Co tu robisz tak późno?- spytał, otwierając lodówkę, z której wyjął butelkę wody.
   - Jedzenie na lot- wzruszyła lekko ramionami.
   - O której lecicie?- oparł się o drzwiczki lodówki, kiedy już ją zamknął.
   - Siódma trzydzieści- odpowiedziała.
   - Więc pasowałoby mi się z tobą pożegnać. Nie wiadomo, kiedy wrócisz, prawda?- pokręciła głową.- Ja jutro wcześnie rano muszę iść do pracy.
   Pokiwała głową na znak, że zrozumiała.
   Danny wolno podszedł do Emilii, a następnie objął ją silnymi ramionami, przyciskając ją do swojego ciała. Kobieta położyła swoją głowę na jego lewej piersi, przez co słyszała miarowe bicie serca mężczyzny.
   - Będę tęsknił- powiedział, nie wypuszczając ją z objęć.
   - Ja też- przyznała. Bardzo polubiła Danny’ego i cieszyła się, że mogła mu jakoś pomóc. Tylko wciąż dręczyły ją różne przypadki takie jak podsłuchanie jego rozmowy z Dagmarą.- Ale w czasie mojej nieobecności, możesz dzwonić, jeśli będzie taka potrzeba- powiedziała. Musiała przyznać sama przed sobą, że przyjemnie jej się tak stało.
   - Będę pamiętał- odsunął się od niej na długoś jego ramion.- Idź lepiej spać. Musisz odpocząć przed lotem.
   - Nie wiem, czy dam radę zasnąć- przyznała.
   - Dasz, dasz- uśmiechnął się tak całkiem naturalnie.- Do zobaczenia, mam nadzieję, że niedługo.
   Nachylił się i musnął jej policzek. Niemal do jej ucha wyszeptał „Dobranoc” i zniknął jej z oczu.
   Emilia sprawdziła jeszcze raz, czy wszystko wzięła i kiedy była już na piętrze, usłyszała Kamila i Sarę gdzieś na dole. Słyszała śmiechy i schodząc, po schodach w dół, nie poznała własnych rodziców. Śmiali się jakby byli nastolatkami.
   - Aż tak się upiliście?- spytała, opierając się biodrem o balustradę.
   - Ups, chyba kogoś obudziliśmy, Kamil- Sara zasłoniła usta dłonią, powstrzymując kolejny wybuch śmiechu.
   - Ciszej bądźcie- Emilia doskonale wiedziała jak głosy rozchodziły się po ich domu, kiedy wszędzie było tak cicho.- Obudzicie Lucie. Tato- popatrzyła na niego błagalnie, szukając wsparcia, ale on jedynie parsknął śmiechem. Emilia przewróciła oczami.- Jesteście kompletnie pijani!- rzuciła oskarżycielsko.- Tato, jutro musisz iść do pracy- przypomniała, jakby on sam o tym nie pamiętał.
   - Uwaga, baczność!- krzyknął mężczyzna.- Meldować się u panny Emily Zielonka!
   Obije stanęli „na baczność”, chociaż w ich wykonaniu było to dość krzywe. Emilia podniosła jedna brew do góry, patrząc na nich jak na idiotów. Rzeczywiście gdyby ktoś popatrzył na to z boku, pomyślałby „banda kretynów”.
   - Uspokójcie się. Ile wy wypiliście?- spytała Emilia, ale nawet nie spodziewała się odpowiedzi. Jej rodzice ledwo kontaktowali ze światem.
   Najpier Sara, a później Kamil zaczęli nieporadnie ściągać ze swoich stóp buty. Nie obyło się bez śmiechów i chichotów. Kiedy zaczęli wchodzić po schodach w górę, co chwila się potykali o własne nogi lub schodki, łapiąc się siebie nawzajem. Emilia zaczęła się obawiać, że oboje spadną i sobie coś naprawdę zrobią, dlatego podeszła do nich, łapiąc Sarę pod ramię akurat w momencie, kiedy ta leciała do przodu. Pomogła jej wstać.
   - Chodźcie do salonu. Lepiej nie ryzykujcie złamaniem sobie czegoś.
   Zaprowadziła ich do wspomnianego pomieszczenia i wskazała kanapy.
   - Tutaj dzisiaj nocujecie, jasne?- spytała.
   - Tak jest, pani kapitan!- Kamil ukłonił się przed nią niczym książe z bajki. Emilia głośno wypuściła powietrze. Już bardzo dawno nie widziała swoich rodziców w takim stanie. W sumie to nie widziała ich takich nigdy.
   - Cicho bądź- syknęła.- Ściągnijcie te kurtki- rozkazała.
   Zaczęli pozbywać się wierzchniego okrycia dość dobrze jak na ludzi pijanych, ale w pewnym momencie zaczęli gubić się w jakże „skomplikowanej” czynności jaką jest wyciągnięcie rąk z rękawów.
   - Kamil, weź mi pomóż- powiedziała Sara, kiedy po raz kolejny nie udało jej się wyplątać z własnej kurtki.
   - Czekaj, nie wiem, gdzie mam ręce- bąknął Kamil, który z językiem po prawej stronie ust próbował rozgryźć działanie zamka błyskawicznego.
   Emilii zachciało się śmiać. „Normalnie jak dzieci” pomyślała i ulżyła ich mękom, pomagając im pozbyć się kurtek. Następnie niemal zmusiła ich do położenia się na dwóch kanapach. Przyniosła im nawet koce, którymi ich przykryła.
   Tej nocy konieta prawie nie spała. Usnęła o czwartej nad ranem, ale godzinę później wstała, żeby sprawdzić czy Kamil i Sara grzecznie śpią- spali. Później na chwilę przysnęła, ale niemal zaraz musiała pożądnie się obudzić i razem z Lucie jechać na lotnisko. Emilia ubrała się w wygodne do podróży ubrania i zniosła po jednej walizce na parter. Następnie poszła obudzić Lucie, ale ta już się ubierała. Zielonka przypomniała sobie o rodzicach, dlatego poszła do salonu, sprawdzić w jakim stanie się znajdowali. Kiedy tam weszła, wybuchła śmiechem. Miała ochotę zrobić im zdjęcie.
   Sara na wpół leżała oparta o kanapę. Jej głowa przechylona była w bok, a ręce ciasno otulały kurtkę, jakby była to jej przytulanka. Jej włosy sterczały na wszystkie strony świata. Kamil natomiast leżał na dywanie, mocno ściskając jego róg. Wyglądało to trochę tak, jakby myślał, że to kołdra, a nałożenie jej na siebie uniemożliwiały mu meble, które na nim stały.
   - O jej- Lucie weszła do salonu i stanęła jak wryta.- C… co tu zaszło?- jej oczy przypominały pięciozłotówki.
   - Pijani rodzice- bąknęła Emilia. Wyciągnęła z torebki kartkę i długopis. Podeszła do niewielkiego stolika i napisała wiadomość do rodziców, że już pojechały. Następnie przyniosła im po butelce wody i tabletce przeciwbólowej. Wiedziała, że będą mieli niezłego kaca.
   Do willi wszedł Brandon i wziął walizki kobiet. Emilia ostatni raz obrzuciła spojrzeniem rodziców, uśmiechnęła się i wyszła, zamykając za sobą drzwi. Czekał ją lot do Polski.

----------------------------------------------------------
Witajcie! :*
W rozdziale jest Lucie i Danny, i nawet Bartek przez chwilkę, więc mam nadzieję, że wszyscy są zadowoleni chociaż po malutkiej części ;)
Rozdział w większości cały o Lucie. I teraz pytanie ;) Spodziewałyście się tego, czy może dałam radę zaskoczyć? Przyznam szczerze, że na samym początku, kiedy pojawiła się ta cała ciąża, wszystko miało być inne, ale jak to ja, musiałam pozmieniać. Najczęściej tak właśnie jest, że mam pomysł, a później praktycznie w ostatniej chwili wszystko zmieniam. Ale nie zanudzam.

W tym tygodniu zmieniłam nick z natullaa na Noelle. Zrobiłam to z dość osobistych powodów i mam tylko nadzieję, że nikomu to nie przeszkadza ;)

Do następnego tygodnia!:*

4 komentarze:

  1. Heh! Ci pijani rodzice mnie rozwalają! Ale fanie, że tu ich dałaś! Super rozdział jak zwykle. Nareszcie się dowiedziałam kto jest ojcem tego dziecka! Nawet nie wiesz jak się cieszę... Przez myśl mi nawet przeszło że ten cały gwałt... Nie! To głupie! Ale ze mnie idiotka! Myślałam przez chwilę, że tym gwałcicielem mógł być Danny. Ale jak zwykle się pewnie mylę. Poza tym to idiotyczne. Zdziwiła mnie reakcja Emilki na podryw Danny'ego. Gdyby facet mówił mi, że jestem jak nastolatka, nie chciałabym do niego dzwonić. To tyle z mojej strony o ich relacjach. Rozdział świetny jak zwykle. Wkradło się kilka literówek, ale ie mam ci tego za złe. A w ogóle to też zmieniłam nazwę kilka dni temu. I mam tak samo - w ostatnie chwili zmienia mi się pomysł na wątek...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że rozdział przypadł ci do gustu!
      Cóż.. Danny gwałcicielem? To raczej niemożliwe, patrząc na fakt, iż ojciec dziecka Lucie siedzi w więzieniu ;)
      Literówki mogły się wkraść. Poprawie to w wolnej chwili ;) Dziękuję, że zwracasz na to uwagę. Często nie czytam rozdziałów przed opublikowaniem, więc nie sprawdzam takich rzeczy.
      Dziękuję bardzo za komentarz!

      Usuń
  2. Przyznam szczerze, że też wpadło mi do głowy, że to Danny może być gwałcicielem, ale szybko odsunęłam od siebie tę myśl:D Cóż, jak człowiek kogoś nie lubi to jest w stanie wszystkie łatki mu przykleić;D Na szczęście szybko odsunęłam to niemożliwe stwierdzenie z głowy. Myślę, że nie masz zamiaru nam tutaj rozwijać tego wątku z gwałcicielem (chyba że masz, wtedy przepraszam:D ), ale sam 28 rozdział wystarczył by co nie co się o nim dowiedzieć. Przede wszystkim wielki pokłon dla Lucie, że zdecydowała się zeznawać przeciwko niemu. Szkoda tylko, że nikomu nie powiedziała, co ją trapi. Na pewno lepiej by to wszystko przeszła mając przy sobie chociażby Emilly, a tak to była z tym sama. Ale cieszę się, że nie usunęła dziecka i że wreszcie zaczęła kochać tą małą kruszynkę. W końcu dziecko nie jest niczemu winne. Gorzej gdy zacznie pytać kim jest tatuś xD Ale do tego jeszcze dużo czasu.

    Szkoda, że nie wypaliło spotkanie z Bartkiem. kurde, brakuje mi wątku miłosnego! :D To tak apropos :D

    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nikt tu nie lubi Danny'ego ;) Wątek... hm.. zależy jak się wyrobię ze wszystkim innym, bo jak pisałam, zamierzam skończyć opowiadanie przed wakacjami.
      A wątek miłosny? Wszystko w swoim czasie! :)
      Pozdrawiam!

      Usuń