- Będę za wami
bardzo tęskniła- Emilia pociągnęła nosem, wciąż trzymając w objęciach Corey.-
Nie puszczę cię- zaśmiała się przez łzy.
- Ja też będę tęskniła, ale jeszcze się przecież zobaczymy- zapewniła.
Blondynka dała brunetce zrobić dwa kroki w tył. Prawie od razu Jake oplótł ją dłonią w pasie. Wyglądali słodko.
Corey i Jake wyprowadzali się do Miami tak jak sobie zaplanowali. Kupili tam mieszkanie i znaleźli już nawet pracę. Chcieli właśnie tam rozpocząć całkiem nowe życie. Życie razem. Byli bardzo dopasowaną parą i każdy to mógł powiedzieć. Niejedna osoba powiedziałaby, że byli sobie od samego początku pisani. Uzupełniali się nawzajem, tworząc tym samym parę idealną. Oboje mieli jakieś wady, ale akceptowali siebie takimi jakimi są. I to było najpiękniejsze. Kochali się bardzo szczerze i bezinteresownie, a takiej miłości nie da się znaleźć tuż za rogiem.
- Odezwijcie się- dopowiedziała jeszcze, kiedy wsiadali do taksówki, którą mieli pojechać na lotnisko.
- Odezwiemy się. Jasne, że się odezwiemy- Corey pomachała dłonią Emilii, a ta odmachała młodemu małżeństwu, zanim odjechali.
Westchnęła i wsiadła do swojego samochodu. Nie miało sensu dalsze stanie pod budynkiem, gdzie wcześniej mieszkało młode już małżeństwo.
Pod willą była kilkanaście minut później, kiedy zadzwonił jej telefon. Odnalazła go w torebce i przycisnęła do ucha, nie sprawdzając nawet, kto dzwoni.
- Słucham?
- Witaj, Emily- odezwał się męski głos.
- Kto mówi?- spojrzała szybko na ekran komórki. Numer był zastrzeżony.
- A jak myślisz?
- Kevin?- jej serce zaczęło bić szybciej.
Nie odpowiedział.
- Dobra, rozłączam się.
- A może jednak powinniśmy najpierw porozmawiać?- wyszeptał.
- Nie, jeśli nie dowiem się, kim jesteś- pomyślała, że ktoś robi sobie z niej żarty, ale kto?
- Jesteś śliczna, wiesz o tym?
Zakończyła połączenie. Nie zdążyła nawet odłożyć komórki na jej miejsce w torebce, kiedy zadzwoniła w jej dłoni.
- Myślisz, że tak łatwo jest się mnie pozbyć?- spytał ten sam męski głos.
- Kim jesteś?- spytała rozdrażniona.
- Kimś, kogo nawet się nie spodziewasz.
Nie powiedziała nic.
- Wiem, że tam jesteś- powiedział.
- Kto mówi?- przestawało to być dla niej żartem.
- Możesz się rozłączać, ile zechcesz, nie odzywać się, ale nie uciekniesz. Jestem wszędzie tam, gdzie ty... Patrzę, obserwuję.
Rozejrzała się odruchowo. Widziała dużo ludzi- tak jak zawsze. W końcu była w Nowym Jorku. Po chodniku chodziło multum osób, które właśnie wracali z pracy lub też po prostu gdzieś się śpieszyli, non stop przejeżdżały samochody- nic nowego. Zaczynało robić się ciemno, więc poczuła lekki strach. Wysiadła z samochodu.
- Czy to jakiś głupi żart?- wciąż miała cichą nadzieję, że tak.
- Potraktuj to jako ostrzeżenie- miał miękki aksamitny głos.
- Ostrzeżenie przed czym?- stanęła na schodach prowadzących do drzwi.
- Żebyś była grzeczną dziewczynką. Będziesz grzeczną dziewczynką?... Dla mnie?
Emilia ze zdziwienia aż otworzyła usta. Ponownie się rozłączyła, ale tym razem telefon już nie zadzwonił. Wbiegła po schodach do drzwi i wpadła do willi. Serce waliło jej jak oszalałe. Nie mogła uwierzyć w to, co się przed chwilą stało. Zastanawiała się, czy to był głupi żart? Ale nigdy wcześniej w jej życiu się takie nie zdarzały. Nawet sama nie potrafiła określić, co czuje. Miotały nią przeróżne emocje.
Unormowała oddech, co było nie lada wezwaniem i ruszyła w kierunku salonu, skąd dobiegały ją strzępki rozmów. Im bliżej była tym wyraźniejsze były słowa.
Kiedy weszła do pomieszczenia oczy Sary, Kamila i Danny'ego skierowały się na nią. Ostatni od razu wstał.
- Cześć- przywitał się.
- Cześć- patrzyła zaskoczona na zebranych. Nie było to w ich stylu tak siedzieć przy kawie i rozmawiać. A przynajmniej nie w stylu Kamila.
- Emily, dobrze, że jesteś. Musimy porozmawiać- ojciec Emilii wskazał, aby usiadła. Zrobiła to, zakładając nogę na nogę.
- Słucham.
- Zaproponowaliśmy Danny'emu, żeby tu zamieszkał- powiedział bez jakichkolwiek wstępów.
Emilia wytrzeszczyła oczy. Takiej wiadomości się nie spodziewała. Jeszcze powiedzianej ot tak po prostu, jak gdyby to było nic. Zakłopotany widocznie Danny bawił się palcami. Musiała być to dla niego trudna sytuacja.
- Danny będzie wynajmował swój dom, żeby spłacić długi- kontynuował.- Mam nadzieję, że nie jest to dla ciebie problem- spojrzał na nią znacząco.
Nie odpowiadała przez parę sekund. Nie wiedziała, co myśleć. Nagle mówią jej, że ma z nimi zamieszkać Danny. Rozumiała, że miał kłopoty, chciała mu przecież nawet jakoś pomóc... Ale od razu mieszkać z nim pod jednym dachem? Mogli ją chociaż wcześniej uprzedzić. Przygotowałaby się jakoś na to wszystko, ale nie. Oni musieli zrobić to po swojemu i po prostu postawić ją przed faktem dokonanym.
- Dom jest duży- wzruszyła lekko ramionami. I tak większość czasu jej nie było. Jego zresztą też, więc istniało bardzo duże prawdopodobieństwo, że nie będą się widywać. Musiała także brać pod uwagę to, że Danny pomógł jej znaleźć pracę. W sumie to nawet jej ją załatwił. Była mu dłużna zasługę.
- Świetnie!- Sara klasnęła w dłonie.- Więc się do nas wprowadzasz- widocznie go lubiła. Jej uśmiech rozciągał się na całą szerokość, co było nowością. Emilia już dawno nie widziała na jej ustach takiego uśmiechu.
- Ale ja nie chcę robić problemów... Państwo i tak są dla mnie jak wybawcy..
- Danny, rozmawialiśmy już o tym- Kamil poklepał go po ramieniu. Tak jak to robią jacyś kumple czy coś. Wszyscy go lubili. Nie to, że Emilia była zazdrosna, ale dość dziwnie się na to patrzyło. Zawsze miała
wrażenie, że Kamil wolałby mieć syna, który przejąłby po nim firmy. Bolało ją to głęboko w sercu. Miała poczucie winy, że nie jest odmiennej płci, ale nie mogła tego przecież zmienić. Kamil miał córkę, z czym musiał się pogodzić.
- Dobrze.. Dziękuję państwu za... wszystko. Gdyby nie pan, panie Kamilu, już dawno wylądowałbym na ulicy- uśmiechnął się z wdzięcznością.
- Nie masz za co dziękować. To przyjemność ci pomagać. I nie mów do mnie "pan". Kamil jestem- podał mu symbolicznie dłoń, którą Danny uścisnął. Emilia przyglądała się wszystkiemu, opierając brodę na zgiętej w łokciu ręce, którą z kolei oparła o kolano.
- Wspaniale!- wstała.- Wszyscy szczęśliwi i w ogóle, a teraz przeproszę was- musiała jednak przyznać, że była zazdrosna. Kiedy ona traciła rodziców, Danny podbijał ich serca. Kiedyś to ona była ulubienicą ojca. Z matką zawsze się kłóciła, ale miała chociaż jego. Zapracowanego, ale ojca. Teraz oddalała się od obojga i nie mogła nic z tym zrobić. Po prostu inaczej patrzyli na świat niż ona. Miała wrażenie, że albo ona, albo oni mają jakieś niewidoczne dla innych klapki na oczach i nie widzą świata takiego jakim jest.
Kiedy Emilia była już na schodach, dogonił ją Danny.
- Chyba nie jesteś zła za to, że będę tu mieszkał?- podniósł jedną brew do góry, przyglądając się jej twarzy. Stał trzy schodki niżej, a i tak był wyższy od blondynki.
- Zła?- powtórzyła.- Nie. Jasne, że nie- zapewniła.- Jestem po prostu zaskoczona.
- Tak samo zaskoczony byłem ja, kiedy pan... to znaczy Kamil- Emilia w duchu przewróciła oczami- zaproponował mi tą przeprowadzkę. Ale, uwierz, nie mam innego wyjścia. Musiałem się zgodzić.
- Wierzę ci. Naprawdę. Cieszę się, że w jakiś sposób możemy ci pomóc- próbowała z całych sił być miła dla mężczyzny. I bez jej kaprysów miał kłopoty.
- Nawet nie wiesz, jak głupio się czuję- dłonie schował głęboko do kieszeni spodni.
- Niepotrzebnie.
Chwilę milczeli. Danny wpatrywał się w Emily swoimi brązowymi tęczówkami.
- Więc będziemy współlokatorami- puścił jej oczko.
- Na to wygląda… Kiedy się wprowadzasz?
- Nie wiem- wzruszył ramionami.- Nie rozmawiałem jeszcze o tym z twoimi rodzicami.
- Rozumiem... Pójdę już do siebie- lekko się uśmiechnęła, odwracając się na pięcie i ruszyła schodami w górę.
- Cześć- usłyszała jeszcze za plecami.
Poszła do swojej sypialni. Zastanawiała się, czy zadzwonić do Lucie i o wszystkim jej opowiedzieć. Już sięgała po komórkę, kiedy coś zauważyła. Zerknęła na okno. Delikatna bryza poruszała zasłonami. Emilia pewna była, że okno zostawiła zamknięte. Pierwsza myśl jaka jej się nasunęła do głowy to, że gosposia postanowiła przewietrzyć pomieszczenie. Ale problem tkwił w tym, że nigdy nikt nie otwierał okien w jej pokoju po południu. Co najwyżej rano. Takie przyzwyczajenie. Proste było, że na zewnątrz nie ma czystego powietrza, tylko to zanieczyszczone spalinami samochodów. Powoli podeszła do okna i jednym szybkim ruchem rozsunęła zasłony. Na pierwszy rzut oka nic nadzwyczajnego tam nie było. Za oknem rozciągał się Central Park, ulica, przechodnie, samochody. Ale okno było otwarte. Odwróciła się i rozejrzała się po pokoju. Wszystko było na swoim miejscu. Podeszła ponownie do okna, żeby je zamknąć i wtedy to zauważyła. Nie wiedziała, jakim sposobem wcześniej to przeoczyła. Na parapecie leżało pudełko owinięte czerwoną wstążką. Nie było nadawcy, niczego. Próbowała sobie wmówić, że to jakiś głupi żart. Znowu. Ale komu chciałoby się wdrapywać na piętro, żeby zostawić to pudełko na parapecie? To było co najmniej dziwne. I jak ten ktoś otworzył okno? Emilia drżącymi rękoma wzięła pudełko, zamknęła okno i podeszła do swojego łóżka. Pakunek położyła na kołdrze i rozerwała papier. Podniosła wieko i jej oczom ukazała się zawartość pudełka. Wolno z sercem łomoczącym w piersi wyciągnęła materiał i rozłożyła go obok. Brązowa bluzka, którą oglądała rano w jednym ze sklepów.
Tamtego dnia Emilia postanowiła odwiedzić jeden ze swoich ulubionych sklepów. Spodobała jej się jedna z bluzek, ale nie kupiła jej. Pomyślała, że ma aż nadto ubrań, a postanowiła nie wydawać pieniędzy na niepotrzebne rzeczy. Zdecydowała też, że nie tknie "prezentu" od rodziców.
I wtedy przypomniały jej się słowa anonimowego mężczyzny. "Jestem wszędzie tam, gdzie ty". Przeszły ją zimne ciarki. Ten ktoś obserwował ją cały czas? Na dnie pudełka zauważyła liścik. Drżącymi dłońmi rozłożyła karteczkę.
- Ja też będę tęskniła, ale jeszcze się przecież zobaczymy- zapewniła.
Blondynka dała brunetce zrobić dwa kroki w tył. Prawie od razu Jake oplótł ją dłonią w pasie. Wyglądali słodko.
Corey i Jake wyprowadzali się do Miami tak jak sobie zaplanowali. Kupili tam mieszkanie i znaleźli już nawet pracę. Chcieli właśnie tam rozpocząć całkiem nowe życie. Życie razem. Byli bardzo dopasowaną parą i każdy to mógł powiedzieć. Niejedna osoba powiedziałaby, że byli sobie od samego początku pisani. Uzupełniali się nawzajem, tworząc tym samym parę idealną. Oboje mieli jakieś wady, ale akceptowali siebie takimi jakimi są. I to było najpiękniejsze. Kochali się bardzo szczerze i bezinteresownie, a takiej miłości nie da się znaleźć tuż za rogiem.
- Odezwijcie się- dopowiedziała jeszcze, kiedy wsiadali do taksówki, którą mieli pojechać na lotnisko.
- Odezwiemy się. Jasne, że się odezwiemy- Corey pomachała dłonią Emilii, a ta odmachała młodemu małżeństwu, zanim odjechali.
Westchnęła i wsiadła do swojego samochodu. Nie miało sensu dalsze stanie pod budynkiem, gdzie wcześniej mieszkało młode już małżeństwo.
Pod willą była kilkanaście minut później, kiedy zadzwonił jej telefon. Odnalazła go w torebce i przycisnęła do ucha, nie sprawdzając nawet, kto dzwoni.
- Słucham?
- Witaj, Emily- odezwał się męski głos.
- Kto mówi?- spojrzała szybko na ekran komórki. Numer był zastrzeżony.
- A jak myślisz?
- Kevin?- jej serce zaczęło bić szybciej.
Nie odpowiedział.
- Dobra, rozłączam się.
- A może jednak powinniśmy najpierw porozmawiać?- wyszeptał.
- Nie, jeśli nie dowiem się, kim jesteś- pomyślała, że ktoś robi sobie z niej żarty, ale kto?
- Jesteś śliczna, wiesz o tym?
Zakończyła połączenie. Nie zdążyła nawet odłożyć komórki na jej miejsce w torebce, kiedy zadzwoniła w jej dłoni.
- Myślisz, że tak łatwo jest się mnie pozbyć?- spytał ten sam męski głos.
- Kim jesteś?- spytała rozdrażniona.
- Kimś, kogo nawet się nie spodziewasz.
Nie powiedziała nic.
- Wiem, że tam jesteś- powiedział.
- Kto mówi?- przestawało to być dla niej żartem.
- Możesz się rozłączać, ile zechcesz, nie odzywać się, ale nie uciekniesz. Jestem wszędzie tam, gdzie ty... Patrzę, obserwuję.
Rozejrzała się odruchowo. Widziała dużo ludzi- tak jak zawsze. W końcu była w Nowym Jorku. Po chodniku chodziło multum osób, które właśnie wracali z pracy lub też po prostu gdzieś się śpieszyli, non stop przejeżdżały samochody- nic nowego. Zaczynało robić się ciemno, więc poczuła lekki strach. Wysiadła z samochodu.
- Czy to jakiś głupi żart?- wciąż miała cichą nadzieję, że tak.
- Potraktuj to jako ostrzeżenie- miał miękki aksamitny głos.
- Ostrzeżenie przed czym?- stanęła na schodach prowadzących do drzwi.
- Żebyś była grzeczną dziewczynką. Będziesz grzeczną dziewczynką?... Dla mnie?
Emilia ze zdziwienia aż otworzyła usta. Ponownie się rozłączyła, ale tym razem telefon już nie zadzwonił. Wbiegła po schodach do drzwi i wpadła do willi. Serce waliło jej jak oszalałe. Nie mogła uwierzyć w to, co się przed chwilą stało. Zastanawiała się, czy to był głupi żart? Ale nigdy wcześniej w jej życiu się takie nie zdarzały. Nawet sama nie potrafiła określić, co czuje. Miotały nią przeróżne emocje.
Unormowała oddech, co było nie lada wezwaniem i ruszyła w kierunku salonu, skąd dobiegały ją strzępki rozmów. Im bliżej była tym wyraźniejsze były słowa.
Kiedy weszła do pomieszczenia oczy Sary, Kamila i Danny'ego skierowały się na nią. Ostatni od razu wstał.
- Cześć- przywitał się.
- Cześć- patrzyła zaskoczona na zebranych. Nie było to w ich stylu tak siedzieć przy kawie i rozmawiać. A przynajmniej nie w stylu Kamila.
- Emily, dobrze, że jesteś. Musimy porozmawiać- ojciec Emilii wskazał, aby usiadła. Zrobiła to, zakładając nogę na nogę.
- Słucham.
- Zaproponowaliśmy Danny'emu, żeby tu zamieszkał- powiedział bez jakichkolwiek wstępów.
Emilia wytrzeszczyła oczy. Takiej wiadomości się nie spodziewała. Jeszcze powiedzianej ot tak po prostu, jak gdyby to było nic. Zakłopotany widocznie Danny bawił się palcami. Musiała być to dla niego trudna sytuacja.
- Danny będzie wynajmował swój dom, żeby spłacić długi- kontynuował.- Mam nadzieję, że nie jest to dla ciebie problem- spojrzał na nią znacząco.
Nie odpowiadała przez parę sekund. Nie wiedziała, co myśleć. Nagle mówią jej, że ma z nimi zamieszkać Danny. Rozumiała, że miał kłopoty, chciała mu przecież nawet jakoś pomóc... Ale od razu mieszkać z nim pod jednym dachem? Mogli ją chociaż wcześniej uprzedzić. Przygotowałaby się jakoś na to wszystko, ale nie. Oni musieli zrobić to po swojemu i po prostu postawić ją przed faktem dokonanym.
- Dom jest duży- wzruszyła lekko ramionami. I tak większość czasu jej nie było. Jego zresztą też, więc istniało bardzo duże prawdopodobieństwo, że nie będą się widywać. Musiała także brać pod uwagę to, że Danny pomógł jej znaleźć pracę. W sumie to nawet jej ją załatwił. Była mu dłużna zasługę.
- Świetnie!- Sara klasnęła w dłonie.- Więc się do nas wprowadzasz- widocznie go lubiła. Jej uśmiech rozciągał się na całą szerokość, co było nowością. Emilia już dawno nie widziała na jej ustach takiego uśmiechu.
- Ale ja nie chcę robić problemów... Państwo i tak są dla mnie jak wybawcy..
- Danny, rozmawialiśmy już o tym- Kamil poklepał go po ramieniu. Tak jak to robią jacyś kumple czy coś. Wszyscy go lubili. Nie to, że Emilia była zazdrosna, ale dość dziwnie się na to patrzyło. Zawsze miała
wrażenie, że Kamil wolałby mieć syna, który przejąłby po nim firmy. Bolało ją to głęboko w sercu. Miała poczucie winy, że nie jest odmiennej płci, ale nie mogła tego przecież zmienić. Kamil miał córkę, z czym musiał się pogodzić.
- Dobrze.. Dziękuję państwu za... wszystko. Gdyby nie pan, panie Kamilu, już dawno wylądowałbym na ulicy- uśmiechnął się z wdzięcznością.
- Nie masz za co dziękować. To przyjemność ci pomagać. I nie mów do mnie "pan". Kamil jestem- podał mu symbolicznie dłoń, którą Danny uścisnął. Emilia przyglądała się wszystkiemu, opierając brodę na zgiętej w łokciu ręce, którą z kolei oparła o kolano.
- Wspaniale!- wstała.- Wszyscy szczęśliwi i w ogóle, a teraz przeproszę was- musiała jednak przyznać, że była zazdrosna. Kiedy ona traciła rodziców, Danny podbijał ich serca. Kiedyś to ona była ulubienicą ojca. Z matką zawsze się kłóciła, ale miała chociaż jego. Zapracowanego, ale ojca. Teraz oddalała się od obojga i nie mogła nic z tym zrobić. Po prostu inaczej patrzyli na świat niż ona. Miała wrażenie, że albo ona, albo oni mają jakieś niewidoczne dla innych klapki na oczach i nie widzą świata takiego jakim jest.
Kiedy Emilia była już na schodach, dogonił ją Danny.
- Chyba nie jesteś zła za to, że będę tu mieszkał?- podniósł jedną brew do góry, przyglądając się jej twarzy. Stał trzy schodki niżej, a i tak był wyższy od blondynki.
- Zła?- powtórzyła.- Nie. Jasne, że nie- zapewniła.- Jestem po prostu zaskoczona.
- Tak samo zaskoczony byłem ja, kiedy pan... to znaczy Kamil- Emilia w duchu przewróciła oczami- zaproponował mi tą przeprowadzkę. Ale, uwierz, nie mam innego wyjścia. Musiałem się zgodzić.
- Wierzę ci. Naprawdę. Cieszę się, że w jakiś sposób możemy ci pomóc- próbowała z całych sił być miła dla mężczyzny. I bez jej kaprysów miał kłopoty.
- Nawet nie wiesz, jak głupio się czuję- dłonie schował głęboko do kieszeni spodni.
- Niepotrzebnie.
Chwilę milczeli. Danny wpatrywał się w Emily swoimi brązowymi tęczówkami.
- Więc będziemy współlokatorami- puścił jej oczko.
- Na to wygląda… Kiedy się wprowadzasz?
- Nie wiem- wzruszył ramionami.- Nie rozmawiałem jeszcze o tym z twoimi rodzicami.
- Rozumiem... Pójdę już do siebie- lekko się uśmiechnęła, odwracając się na pięcie i ruszyła schodami w górę.
- Cześć- usłyszała jeszcze za plecami.
Poszła do swojej sypialni. Zastanawiała się, czy zadzwonić do Lucie i o wszystkim jej opowiedzieć. Już sięgała po komórkę, kiedy coś zauważyła. Zerknęła na okno. Delikatna bryza poruszała zasłonami. Emilia pewna była, że okno zostawiła zamknięte. Pierwsza myśl jaka jej się nasunęła do głowy to, że gosposia postanowiła przewietrzyć pomieszczenie. Ale problem tkwił w tym, że nigdy nikt nie otwierał okien w jej pokoju po południu. Co najwyżej rano. Takie przyzwyczajenie. Proste było, że na zewnątrz nie ma czystego powietrza, tylko to zanieczyszczone spalinami samochodów. Powoli podeszła do okna i jednym szybkim ruchem rozsunęła zasłony. Na pierwszy rzut oka nic nadzwyczajnego tam nie było. Za oknem rozciągał się Central Park, ulica, przechodnie, samochody. Ale okno było otwarte. Odwróciła się i rozejrzała się po pokoju. Wszystko było na swoim miejscu. Podeszła ponownie do okna, żeby je zamknąć i wtedy to zauważyła. Nie wiedziała, jakim sposobem wcześniej to przeoczyła. Na parapecie leżało pudełko owinięte czerwoną wstążką. Nie było nadawcy, niczego. Próbowała sobie wmówić, że to jakiś głupi żart. Znowu. Ale komu chciałoby się wdrapywać na piętro, żeby zostawić to pudełko na parapecie? To było co najmniej dziwne. I jak ten ktoś otworzył okno? Emilia drżącymi rękoma wzięła pudełko, zamknęła okno i podeszła do swojego łóżka. Pakunek położyła na kołdrze i rozerwała papier. Podniosła wieko i jej oczom ukazała się zawartość pudełka. Wolno z sercem łomoczącym w piersi wyciągnęła materiał i rozłożyła go obok. Brązowa bluzka, którą oglądała rano w jednym ze sklepów.
Tamtego dnia Emilia postanowiła odwiedzić jeden ze swoich ulubionych sklepów. Spodobała jej się jedna z bluzek, ale nie kupiła jej. Pomyślała, że ma aż nadto ubrań, a postanowiła nie wydawać pieniędzy na niepotrzebne rzeczy. Zdecydowała też, że nie tknie "prezentu" od rodziców.
I wtedy przypomniały jej się słowa anonimowego mężczyzny. "Jestem wszędzie tam, gdzie ty". Przeszły ją zimne ciarki. Ten ktoś obserwował ją cały czas? Na dnie pudełka zauważyła liścik. Drżącymi dłońmi rozłożyła karteczkę.
TO TAKI MAŁY PREZENT OD NAS.
Pisało. Emilia upuściła liścik i zakryła usta dłonią. Z całych sił starała się zachować spokój, ale kiepsko jej to wychodziło. Kilkoma gwałtownymi ruchami włożyła bluzkę i liścik z powrotem do pudełka. Nie dbała już, żeby poskładać materiał. Zrzuciła pakunek na podłogę, jakby parzył. Przeczesała palcami włosy. Chciało jej się płakać. Bała się, że to nie są żarty. Pomyślała nawet, żeby zadzwonić na policję, ale nie wiedziała, co powiedzieć. "Ktoś zostawił mi paczkę na parapecie?" Nie wzięliby zgłoszenia na poważnie.
To wszystko było dla niej za dużo. Wsunęła paczkę pod łóżko, a następnie poszła do łazienki. Ściągając z siebie ubrania, puściła wodę z prysznica. Następnie weszła pod strumień wody. Próbowała się odprężyć, ale nie udawało jej się to.
Kim był ten ktoś, kto do niej dzwonił?Czy to ta sama osoba, która zostawiła paczkę? I czego chce? Był w jej pokoju...
Od natłoku myśli aż zabolała ją głowa. Miała dość.
Świetny rozdział:-)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo :-)
UsuńO kurczę;D No takiego czegoś się nie spodziewałam. Widzę, że masz dużo pomysłów jak utrudnić Emilii życie, ale cieszę się;D Hah jak to brzmi^^ Ale trudno. Coś czuję, że będzie naprawdę ciekawie. Już sam ten telefon był dziwny i wiedziałam, że nic dobrego z tego nie wyniknie, a teraz jeszcze to pudełeczko.. To by oznaczało, że ktoś niepostrzeżenie wszedł do jej pokoju. Ani Kamil ani Sara tego nie zauważyli. A ochroniarze? Jestem przekonana, że jakiś mają. oni też nie widzieli jak ktoś wchodzi do pokoju Emilki? To już podejrzane... I widać, że nie mamy do czynienia z żółtodziobem. Ciekawa jestem, co dziewczyna zrobi w takim wypadku. Pójdzie na policje, zamówi ochronę, czy nie zrobi nic? Jeju! nawet nie chce się stawiać na jej miejscu. Ale jestem przekonana, że przez najbliższy czas będzie żyć w ciągłym strachu. Mam dziwne wrażenie, że to ktoś tej sekty do niej wydzwania. Może mają numer od Kevina albo to ma związek z nim? Ciężka sprawa...
OdpowiedzUsuńA co do Dannego, może być ciekawie;D Haha może Emilia będzie się bała prześladowcy i poprosi Dann'ego by z nią spał?:D haha teraz to już mnie fantazja poniosła! :D W każdym razie rozbudziłaś moją ciekawość do maksimum;)
Pozdrawiam!:*
No trochę pomysłów mam, ale nawet nie wiem, czy wszystkie je wykorzystam ;)
UsuńTen wątek będzie się ciągnął dość długo, ale kiedyś w przyszłości się wyjaśni, to jest pewne ;D
Z Danny'm też trochę będzie się działo, ale to (niestety) za kilkanaście rozdziałów... Tak myślę :)
Cieszę się, że rozbudziłam Twoją ciekawość ;)
Pozdrawiam!
Powiem ci szczerze, że mnie zaskoczyłaś;) Myślałam, że Emilka będzie miała inne problemy, a nie jakiegoś psychopatę. który za nią łazi:P Ale nie powiem, że ten pomysł mi się nie podoba, bo bym skłamała:D Strasznie rozbudziłaś moją ciekawość. Pierwsze co mi przyszło na myśl to, że to ktoś z tej sekty Kevin'a, albo wiem, że to głupie, ale pudełeczko mógł jej podrzucić Danny. Wiem, jestem okropna i w ogóle, no ale jak ktoś mógł wejść do jej pokoju, do chronionego domu? Przez okno? A Danny tam przebywa i nikt nie bierze go za intruza. Już, kończę wygłaszać moje oskarżenia, bo jestem zdolna oskarżyć Sarę albo Kamila xd
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział i dalszy rozwój wydarzeń;)
Zapraszam na nowość;) loveeorfriendship.blogspot.com
Cieszę się bardzo, że pomysł Ci się podoba ;) Niestety nie mogę zdradzić kim był ten ktoś, kto podrzucił to pudełko, ale wszystkiego każdy dowie się w swoim czasie ;)
UsuńBardzo interesujący rozdział. Zastanawia mnie kto jest tajemniczym człowiekiem. Mam nadzieję, że niedługo się dowiem. czekam z niecierpliwością.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Czy ja wiem, czy niedługo... Trochę jeszcze minie, ale myślę, że wytrzymasz ;D
UsuńPozdrawiam i dziękuję za komentarz :)
Witaj! :)
OdpowiedzUsuńRozstanie z przyjaciółką naprawdę musiało być przykre dla Emily... Do tego zmartwień przysporzył jej ten mężczyzna, który zadzwonił do niej z pogróżkami... Musi być psychiczny! Po co ją obserwuje? Dlaczego ma być grzeczna? Co mu takiego zrobiła?
To bardzo miły gest ze strony Kamila, że postanowił wziąć pod swój dach Dannego, jednak wcześniej powinien o tym powiadomić Emily.
Nie wiem, co zrobiłabym na jej miejscu. To wszystko staje się przerażające... Czego oni od niej chcą?
Pozdrawiam!
Amy ;)
Co do owego mężczyzny to nic nie zdradzę :P Ona sama nie wie, czego od niej chcą..
UsuńKamil powinien chociaż spytać o zdanie Emilię. W końcu też tam mieszka, ale to jest po prostu Kamil XD
Dziękuję za komentarz!