piątek, 16 stycznia 2015

Rozdział 19

   Wszędzie na świecie jest w roku taka pora, kiedy wszystko osiąga stan bliski doskonałości. Letnie upały już minęły, deszcze i śniegi jeszcze nie nadeszły, a w kryształowo czystym powietrzu pojawia się pierwszy chłód, niebo wciąż jest lazurowe, a ludzie z przyjemnością wkładają wełnianą odzież i chodzą szybszym krokiem. Kiedy wrzesień ustępuje październikowi, wszyscy odżywają, zaczynają planować i nawet dzieci wyglądają świeżo, wracając ze szkoły. Emilia zaraz po zajęciach w szkole muzycznej postanowiła odwiedzić Corey. Ślub jej i Jake'a zbliżał się wielkimi krokami. Po wypiciu kawy i niewielkich ploteczkach, przyszła panna młoda, spytała:
   - Chcesz zobaczyć moją suknie ślubną?- aż roznosiło ją od środka.
   - Jasne- odpowiedziała natychmiast Emilia.
   Corey poprowadziła ją szybkim krokiem do sypialni. Złapawszy blondynkę za nadgarstek, pociągnęła ją do swojej garderoby. W najdalszym kącie pomieszczenia na osobnym wieszaku, wisiał długi, plastikowy pokrowiec na ubrania. Corey rozpięła torbę jednym zwinnym ruchem, a potem ostrożnie wyciągnęła zawartość. Powiesiwszy suknie z powrotem na stojaku, odsunęła się o krok z wyciągniętą w jej stronę ręką, jakby prezentowała coś na jakimś pokazie.
   Emilia założyła ręce na piersiach i przekrzywiła głowę, aby trochę podrażnić się z koleżanką.
   - Hm...
   Uśmiechnęła się.
   - Podoba ci się? Co o niej sądzisz?- Emily miała wrażenie, że Corey za chwilę zacznie skakać w miejscu z niecierpliwości.
   - Jest śliczna. Pasuje do ciebie-  powiedziała jeszcze trochę odciągając tą chwilę.
   Brunetka szeroko się uśmiechnęła.
   - Częściowo to mój własny projekt. Kiedy miałam piętnaście lat, postanowiłam, że w takiej wyjdę za mąż- dotknęła białej satyny.
   Suknia ślubna wykonana była właśnie z takiego materiału. Do bioder była idealnie dopasowana, a dalej rozkloszowana. Dotykała samej ziemi, ale tył był trochę dłuższy tak, że będzie się ciągnął za Corey, kiedy będzie szła.
   Kobiety wróciły do salonu.
   - Mam nadzieję, że wszystko będzie tak jak sobie wymarzyłam- Corey była bardzo podekscytowana.
   Emilia uśmiechnęła się. Bardzo cieszyła się szczęściem przyjaciół. Jednak z drugiej strony robiło jej się smutno, że to nie ona miała stanąć przed ołtarzem. W głębi duszy chciała już zostawić życie panienki.
   - Wykorzystasz zaproszenie z osobą towarzyszącą?- spytała Corey, odgryzają kęs ciasta, które stało na stoliku.
   - Tak- Emilia skinęła głową.
   Tydzień wcześniej poprosiła Danny’ego, aby jej potowarzyszył. Bartek wrócił do Polski, a Kamil bardzo nalegał, żeby to jego pracownika zaprosiła. W końcu uległa. Formański mógł przylatywać do Stanów Zjednoczonych tylko raz w roku, ponieważ miał taką wizę.  W innym wypadku mogliby go zatrzymać, podejrzewając o coś nielegalnego. Nie miałby wtedy przyjemności. Uczepiliby się go jak żep psiego ogona.
   Rodzina Zielonków uzyskała obywatelstwo amerykańskie, kiesy Emilia miała piętnaście lat. Wcześniej mieli tzw. "zieloną kartę". Kiedy Sara i Kamil otrzymali obywatelstwo, automatycznie Emilia także stała się Amerykanką, chociaż nadal uważała się za Polkę. Nie było więc u nich żadnego problemu z podróżami.
   - Bardzo się cieszę- w tym momencie komórka Corey zadzwoniła. Kobieta sięgnęła po urządzenie i przycisnęła je do ucha.
   Przez parę minut Emilia przysłuchiwała się jednostronnej konwersacji.
   - Emily, przepraszam- powiedziała, kiedy zakończyła połączenie.- Dekoratorka coś naplątała i muszę pojechać i zobaczyć, o co chodzi- patrzyła przepraszającym wzrokiem.
   - Nic się nie dzieje- podniosła się z wygodnej kanapy.- To jak, widzimy się na ślubie?- spytała, stojąc przy drzwiach.
   - No jasne. Dziękuję, że przyjdziesz.
   - To będzie dla mnie największa przyjemność.
    Razem wyszły z budynku. Na pożegnanie pocałowały się w policzki i rozeszły w swoje strony.

                                                             ***

   Słońce zachodziło pomarańczowo na różowym niebie. Emilia w sukience z czarnej tkaniny stała na środku salonu. Spojrzała na zdobiący komodę ciemnoniebieski zegar, który był bezcenny niemal tak jak okalający jej szyję szmaragdowo-brylantowy naszyjnik. Emilia odwróciła się na pięcie i zaczęła przemierzać pokój. Do szóstej brakowało tylko dziesięciu minut i wszystko wskazywało na to, że spóźni się razem z Danny'm na ślub Corey i Jake'a. Kątem oka Emilia złapała swoje odbicie w lustrze wiszącym nad stolikiem.
Przyszło jej do głowy, żeby zmienić uczesanie. Przez chwilkę przyglądała się swojemu odbiciu. Włosy upięte miała w kok, odsłaniający kolczyki zdobiące jej uszy. Jednym ruchem dłoni rozpuściła blond kosmyki, pozwalając, aby kaskadami opadły a jej ramiona. Wygładziła czarny materiał swojej  sukienki, sięgającej przed kolano i podeszła do fortepianu. Przejechała palcem po kilku klawiszach, które wydały charakterystyczne dźwięki. Usiadła przed instrumentem i zaczęła grać jeden z utworów, który nauczyła się w szkole muzycznej. Chciała zabić czas czekania na Danny'ego. Kiedy skończyła i przypomniała sobie w jakiej sytuacji się znajduje, podeszła do telefonu postawionego w holu. Wykręciła numer do Danny’ego. Powiedzieć, że była zła, byłoby niedopowiedzeniem. Była wściekła.
   Po czterech sygnałach mężczyzna odebrał.
   - Słucham.
   - Gdzie jesteś?- wysyczała. Gdyby można było zabijać głosem, Danny leżałby martwy.
   - Jak to gdzie?- nie rozumiał.- W domu.
   - W domu?!- krzyknęła. Nie mogła uwierzyć. Miała nadzieje, że chociaż był w drodze.
   - A gdzie mam być, Em?
   Em?!
   - Zapomniałeś, że miałeś iść ze mną na ślub Corey i Jake'a?!
   - To dzisiaj?- był słyszalnie zdziwiony. Przeklął siarczyście.- Naprawdę zapomniałem. Już zaraz jadę.
   - Nie kłopocz się już. Bez łaski- rozłączyła się, nie czekając na jego reakcje.
   Z impetem odłożyła słuchawkę. Odwróciła się na pięcie na swoich wysokich obcasach, zabrała swój płaszczyk, który nałożyła na ramiona, zgarnęła torebkę i wyszła. Brandon czekał na nią od prawie godziny.
   - Przepraszam, Brandon- przeprosiła szczerze.- Po prostu Danny się spóźniał.
   - Nic sie nie stało- uśmiechnął się, otwierając drzwi.- Czekamy na pana Danny'ego?
   Zawahała się.
   - Nie- pokręciła przecząco głową i usiadła na siedzeniu. Mężczyzna zamknął drzwi i usiadł na miejscu kierowcy. Ruszyli.
   Emilia przez całą podróż patrzyła przez szybę na tętniące życiem miasto. Kochała na swój sposób Nowy Jork, ale wolała jednak Polskę. Kiedyś nawet chciała zamieszkać tam na stałe, ale wiedziała, że trudno byłoby jej się odnaleźć. Nie pamiętała już gdzie co było, więc musiałaby wszystko zaczynać od nowa. Przeciwieństwem był Nowy Jork. I chociaż był o wiele większy, znała prawie każdy jego zakątek.
   Po paru minutach dojechali pod budynek, gdzie miało odbyć się wesele. Kiedy wysiadła z limuzyny, goście składali młodej parze życzenia przed wejściem. Wszyscy musieli wrócić już u urzędu. Z bagażnika wyciągnęła kupiony prezent i stanęła w kolejce. Po jakimś czasie nadeszła jej kolej.
   - Myślałam, że już nie przyjdziesz- powiedziała Corey.
   Wyglądała zjawiskowo. Miała na sobie piękną suknie ślubną, którą pokazywała Emilii, a w jej włosy wpięte były białe drobne kwiatuszki. Na ramiona założyła biały sweterek, ponieważ było dość chłodno, a w dłoni trzymała śliczny bukiet z białych i różowych kwiatów.
   - Coś ty. Nie mogłabym nie przyjść.
   - A gdzie ta twoja osoba towarzysząca? zerknęła jej ponad ramieniem.
   - Jestem sama- bąknęła, chcąc uciąć temat.- Wyglądasz ślicznie.
   - Dziękuję- uśmiechnęła się promiennie.
   - Życzę wam szystkiego co najlepsze. Żebyście byli szczęśliwi i zawsze się tak kochali, jak przez te lata- doszedł do nich Jake, który wcześniej przyjmował życzenia od innej osoby.
   - Dziękujemy bardzo- powiedzieli niemal równocześnie.
   Emilia pocałowała trzy razy w policzek najpierw Corey, a później Jake'a.
   - Zapraszamy na wesele.
  - Dziękuję. Idźcie pierwsi.
    Uśmiechnęli się i weszli do środka. Emilia jeszcze chwilę została na zewnątrz, patrząc na ruchliwą ulicę jakby z nadzieją, że pojawi się Danny. Ale się nie zjawił. Głośno westchnęła i ruszyła w kierunku drzwi.


***

   Impreza weselna trwała w najlepsze. Goście bawili się wyśmienicie, jedzenie było bardzo pyszne, a wystrój idealnie komponował się z strojami młodej pary. W każdym możliwym kącie stał bukiet kwiatów jak ten, który trzymała Corey, jedynie z jedną różnicą: te były większe.
   Emilia piła drinka z kolorową słomką, którego zrobił jej kelner przy barze. Siedziała przy swoim stoliku i patrzyła jak znajome jej twarze wirują na parkiecie. Sama trochę też potańczyła, ale teraz postanowiła odpocząć. Uśmiechnęła się sama do siebie, widząc szczęśliwą Corey. Tryskała pozytywną energią i niepowtarzalnym szczęściem na wszystkie strony świata.
   - Przepraszam, wolne?- spytał męski głos. Zadarła głowę do góry i zamarła. Nie spodziewała się, że przyjdzie.
   Skinęła wolno głową. Danny zajął miejsce obok niej. Chwilę milczeli, ale to mężczyzna przerwał ciszę panującą między nimi.
   - Przepraszam. Wiem, że nawaliłem. Po prostu mam teraz dużo na głowie.
   Spojrzała na niego.
   - To coś poważnego?
   - Mam nadzieję, że nie, ale nie chcę o tym rozmawiać- uśmiechnął się smutno.- To wybaczasz mi?
   - Znowu mnie przepraszasz. To chyba twój znak rozpoznawczy.
   - Przyznałem, że zawaliłem...
   - Danny, ty zawsze tylko przepraszasz. Może w końcu zacząłbyś najpierw myśleć, a później robić? Nie był to twój obowiązek przyjść tu ze mną, ale obiecałeś, że to zrobisz, a wystawiłeś mnie- rzuciła
oskarżycielsko.
   - Nie wystawiłem- zaprzeczył.- Po prostu pomyliły mi się dni- bronił się.
   - I pomyśleć, że w pracy jesteś podobno taki odpowiedzialny, sumienny...
   - Bo jestem. Tylko mam teraz małe problemy..- urwał.
   - Mogę ci może jakoś pomóc?- spytała szczerze.
   - Nie- pokręcił przecząco głową.- Ale gdybyś mogła to zwrócę się do ciebie.
   - Dobrze- skinęła głową.
   - Więc... skoro już tu jestem to zatańczymy?
   Spojrzała na niego. Jej złość znikła w jednej chwili. Nie chciała kłócić się, kiedy i tak wiedziała, że by mu wybaczyła.
   - Chętnie- uśmiechnęła się lekko.
   Danny wstał, wyciągając dłoń w kierunku Emilii. Podała mu swoją rękę, wstając i razem poszli na parkiet. Mężczyzna położył dłonie na biodrach Emily, a jej powędrowały na jego szyję. Zaczęli kołysać się w rytm muzyki.
Przetańczyli jeszcze dużo piosenek, ale niekoniecznie sami. Dołączyli do nich znajomi Emilii, a później nawet młoda para.
   W nocy Danny odwiózł Emilię pod willę.
   - Fajnie się bawiłem- przyznał, kiedy Emily już sięgała do klamki drzwi.
   - Ja również.
   Chwilę milczeli, jakby nie wiedzieli, co jeszcze można dodać.
   - Więc... do zobaczenia- odezwała się w końcu Emilia.
   - Tak. Do zobaczenia- pocałował ją w policzek zanim wyszła i odprowadził ją wzrokiem aż zniknęła za drzwiami.

***
   - Co na moim koncie robi 50 tysięcy dolarów?!
   Emilia z wydrukiem stanu swojego konta weszła szybkim krokiem do jadalni, gdzie Kamil i Sara jedli niedzielny obiad. Tego przedobiedzia sprawdziła stan swojego konta i dowiedziała się, że dość niedawno, bo tydzień wcześniej na jej konto wpłynęła spora suma pieniędzy. Od razu się domyśliła, czyja to zasługa. Małrzonkowie spojrzeli na siebie, a dopiero później na córkę.
    - Jaki masz znowu problem?- spytał Kamil, wkładając porcję obiadu do buzi.
    - Jaki mam problem?!- krzyknęła, wymachując wydrukiem trzymanym w dłoni.- Co to jest?!
    - Kartka- odpowiedziała Sara jak gdyby nigdy nic.
   Emilia przewróciła oczami.
   - Przestańcie! Dlaczego tacy jesteście?! Dlaczego cały czas nie chcecie zrozumieć, że chcę się usamodzielnić?!
   - Przecież rozumiemy.
   - Rozumiecie?!- prychnęła.- Nie wydaje mi się. W takim razie co na moim koncie robi taka suma, która wpłynęła tydzień temu?
   - A czy rodzice nie mogą zrobić prezentu własnej córce?- spytał Kamil.
   - Możecie, ale robić to jak normalni ludzie! Możecie mi kupić kwiatka, stroik czy coś w tym stylu, ale nie pieniądze! Na dodatek taką dużą sumę! Dostałam już od was samochód. To i tak dużo- oparła się rękami na oparciu krzesła, stojącego przed nią.
   - Nie histeryzuj- bąknął mężczyzna.
   - Ja nie wierzę- Emilia położyła płasko dłoń na czole i pokręciła z niedowierzaniem głową.- Dlaczego ja nie mogę mieć normalnych rodziców?- spytała samą siebie.
   - O, przepraszam, córko- powiedziała oburzona Sara- to źle, że żyjemy tak, jak żyjemy? Że niczego nam nie brakuje?
   - To dobrze, ale swoje pieniądze zatrzymujcie dla siebie. Nie potrzebuję ich.
   - Myślisz, że utrzymałabyś się z pensji nauczycielki w jakiejś marnej szkole muzycznej?
   - Tak. Utrzymałabym się tak jak to robi 2/3 osób na świecie!
   - Ale ty jesteś przyzwyczajona do innego życia! Całe życie żyłaś w luksusach...
   - Nie całe- wtrąciła.- Doskonale o tym wiecie.
   - Ale większość- poprawiła się.- Dlaczego nie chcesz naszej pomocy?
   - Pomocy?- prychnęła.- A czy ja potrzebuję tej pomocy? Nie! Dobrze wiecie, że chcę się usamo..
   - Przestań!- przerwał jej Kamil.- Będziemy robić to co nam się podoba. I jeżeli będziemy chcieli ci dawać pieniądze, damy ci je.
   - To są chyba jakieś żarty..
   - Mam teraz inne problemy, a nie twoje widzimisię.
   Już miała coś powiedzieć, ale zainteresowała ją pierwsza część zdania wypowiedzianego przez Kamila.
   - Macie problemy?- spytała dość spokojnie.
   - Nie do końca my- odpowiedział jej ojciec spokojniej.
   - A kto?- nie rozumiała.
   - Danny. Jest jednym z moich najlepszych pracowników, więc chcę mu pomóc.
   Emilia jeszcze bardziej się zaciekawiła. Usiadła na krześle, na którym chwilę wcześniej się opierała.
   - Co się stało?
   Kamil na początku nie chciał nic powiedzieć córce, ale w końcu uległ.
   - Rodzice zostawili mu w spadku dom.
   Emilia zmarszczyła czoło.
   - To źle?- nie rozumiała.
   - Wydawać by się mogło, że znakomicie, bo to nie byle jaki dom. Willa. Tylko razem z domem przeszły na niego ich bardzo duże długi- westchnął, odkładając sztućce.- Nie potrafi się z nich wyplątać.
   Emilii zrobiło się go żal. Przypomniała sobie o swojej koleżance i jednocześnie siostrze mężczyzny.
   - To znaczy, że jego rodzeństwo też ma razem z nim problemy?- przypomniała sobie, że kiedyś na imprezie u Penny Danny powiedział jej, że ma dwie siostry i brata.
   -Nie- pokręcił przecząco głową.- Tylko on. Penny z tego co mi powiedział, wyjechała. O niczym nawet nie wie. Ten dom został zapisany tylko na niego. Nie do końca wiem, co z resztą jego rodzeństwa, ale chyba już z nim nie mieszkają.
   Emilia pomyślała o koleżance ze szkoły muzycznej. Zawsze chciała być aktorką w musicalu. Pewnie w tym kierunku zmierza, myślała.
   - Staram sie jak mogę pomóc Danny'emu- kontynuował Kamil.- Pożyczyłem mu trochę pieniędzy. Swoje oszczędności wydał na kilka rat spłacenia długu. I tak dobrze, że ma rozłożone to na raty.
  - Nie możemy mu jeszcze jakoś pomóc?- dopytywała się.
  - On nie chce
 pożyczać więcej pieniędzy. Mówi, że nie może oddawać długu w jednym miejscu, a w drugim się zadłużać.
  Nastała cisza. Emilia przetwarzała wszystkie usłyszane informacje. Nikomu nie życzyła źle, a tym bardziej Danny'emu. Nie spodziewała się, że ma kłopoty.
   Postanowiła, że jak tylko będzie mogła pomoże mu.

***
   W szkole muzycznej Emilia radziła sobie coraz lepiej. Miała znakomity kontakt z uczniami i była z siebie dumna. Z wielką chęcią i szerokim uśmiechem na twarzy każdego dnia szła do pracy. Nie mogła sobie wyobrazić, że już niedługo będzie musiała odejść.
   - Do zobaczenia- pożegnała się z trzynastoletnią grupą.
   - Cześć, Emily- pomachali jej. Kobieta cieszyła się, że posłuchali ją i nie mówili do niej "pani". Czułaby się wtedy staro.
   Emilia poszła prosto do sali, gdzie ostatnią lekcje miała Jenifer. Dziewczyna siedziała przy fortepianie i bez emocji wpatrywała się w klawisze. Emilia zapukała w drzwi. Jenifer spojrzała na nią przez ramię.
   - Cześć- Emilia uśmiechnęła się, wchodząc do środka.- Mogę?
   - Już weszłaś- bąknęła dziewczyna. W dalszym ciągu obserwowała klawisze. Coś ją dręczyło.
   - Coś się stało?- usiadła na krześle obok.
   - Nie- pokręciła przecząco głową, ale powiedziała to tak, że nikt by jej nie uwierzył.
   Nagle Emilia zauważyła na jej przedramieniu okropnie sinego siniaka o bardzo dużych rozmiarach. A zobaczyła go dzięki podwiniętemu rękawowi bluzki Jenifer.
  - Co ci się stało?- spytała podniesionym głosem Zielonka, łapiąc ją za nadgarstek, aby nie miała jak zabrać ręki. Zaczęła się przyglądać fioletowemu miejscu. Było okropne.
   - Zostaw- Jenifer próbowała wyswobodzić się z uścisku.- Nic mi się nie stało.
   - Jak to nie?! Jenifer, to nie jest normalne!
   - Uderzyłam się, tak?- także podniosła głos.
   - Nie miałabyś takiego siniaka!
   Zafioletowiona skóra tworzyła coś na kształt koła i zakrywała prawie całe przedramię. Pewne było, że to nie wynik stłuczenia.
   -Emily, nic mi nie jest- upierała się.
   -Chyba nie sądzisz, że ci uwierzę?- prychnęła.- Może nie jestem lekarzem, ale wiem, że to nie jest normalne- pokazała na siniaka, puszczając Jenifer.
   - Nic mi nie jest- prawie szepnęła.
   - Możesz mi powiedzieć- powiedziała szczerze już całkiem spokojnie i prawie takim tonem jak brunetka. Ta tylko pokręciła lekko głową i wstała.
   - Możesz mi zaufać. Chcę dla ciebie dobrze- zapewniła, mając nadzieję, że to pomoże jej czegoś się dowiedzieć.
   - Ty nie wiesz, jak to jest- Jenifer odwróciła się przodem do Emilii.- Chcę spełniać marzenia...- spuściła głowę.- A gdyby wszyscy wiedzieli, krzywo patrzyliby na mnie.
   - Ja taka nie jestem- podeszła do niej, patrząc prosto na jej twarz.
   - Wiem- po jej policzku popłynęła łza.- Dlatego tak cię lubię. Dlatego jesteś dla mnie wzorem... Bo potrafisz walczyć... ja nie umiem- rzuciła się biegiem do drzwi, po chwili 
 za nimi znikając.
   Emilia stała na środku pomieszczenia jeszcze dość długo i myślała nad każdym słowem wypowiedzianym przez Jenifer. Zastanawiała się, co działo się w jej życiu... Skąd ten siniak? Jednak nie znała na te pytania odpowiedzi. Ale postanowiła się wszystkiego dowiedzieć.
------------------------


Witam wszystkich z szerokim uśmiechem i nowym szablonem! Zrobiła go Ruda, za co jeszcze raz bardzo dziękuję ;)
I przepraszam za ten opis sukni ślubnej. Nienawidzę opisywać ubrań, co mi też całkowicie nie wychodzi. Mam nadzieję, że przymkniecie na to oko ;)
:*

11 komentarzy:

  1. Widzę, że rodzice w dalszym ciągu głupkują. Nie rozumiem ich podejścia do sprawy. Jak dorosła kobieta pragnie samodzielności to rodzice powinni jej to umożliwić zamiast ciągle podsyłać pieniążki. Tym bardziej, że Emilia nie umiera z głodu i nie chodzi w podartych ciuchach. Te zastrzyki gotówki są zupełnie niemożliwe i zastanawia mnie dlaczego oni nie dopuszczają do siebie racji córki. Nie chcą pojąć, że jest już duża i może zechcieć od nich odejść? Nie wiem... Ale wkurzają mnie nieźle;D

    Bardzo się zdziwiłam, że Emilia mimo wszystko zaprosiła Danny'ego na ten ślub. To było ważne wydarzenie, a ona go przecież nie znosi! Miałam nadzieję, że zaprosi Bartka i coś się wydarzy, ale trudno:D Rozśmieszył mnie ten chłopak. Jak można zapomnieć o ślubie? :D Musi być rzeczywiście zakręcony. I ciekawa jestem czy Emilia pomoże mu jakoś z tym długiem.. Żal faceta;/ Nawet jeśli irytuje.

    No i jeszcze Jess. Dobrze, że Emilia interesuje się takimi sprawami i reaguje. Czyżby małą ktoś bił? Może znosi to dlatego, że dostaje możliwość uczenia się w tej szkole. Tak by wynikało z tego co mówiła. Ale kto ją bije? Ojciec, matka?

    Czekam na następny rozdział, bo widzę, że pojawia się coraz więcej niewiadomych! ;) To dobrze ! ;D

    Ściskam;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rodzice Emilii są dość... dziwni (?). Patrzą na świat trochę inaczej niż ona i to ich najbardziej różni. Dla nich danie takiej sumy córce "w prezencie" to normalna sprawa, dla niej to wielka przesada. No cóż... charaktery są różne.
      Wątek Jenifer będzie jeszcze przez jakiś czas trawał i mogę napisać, że wszystko wraz z tym wątkiem się potoczy. To znaczy... nie wiem jak to napisać xD Najlepiej będzie jak się samo wszystko okaże później.
      Dziękuję bardzo za komentarz!;*

      Usuń
    2. A którzy rodzice nie są ździebko dziwni...? ;)

      Usuń
    3. Hah, bywają i ci normalniejsi :)

      Usuń
    4. To chyba wyjątki, które trzeba czcić i nosić na rękach :P

      Usuń
  2. Witaj! ;)
    Emily także chcę przeżyć taką miłość, jak jej przyjaciółka i stanąć przed ołtarzem, aby powiedzieć to sakramentalne tak :). Zazdrości jej tego, ale cieszy się jej szczęściem, a to najważniejsze :).
    Emily ma mnóstwo adoratorów. Pewnie minie jeszcze bardzo dużo czasu, póki uświadomi sobie kto jest jej pisany ;)
    Danny ją wystawił do wiatru! Jak mógł zapomnieć o weselu? Do niczego się nie nadaje!
    Bardzo mi jest żal Emily. Chciała się świetnie bawić i nie chciała iść sama na to wesele, a niestety poszła...
    Bardzo zaskoczyło mnie to, że odważył się przyjść. Przecież gdyby Emily była bardziej zdenerwowana, to pewnie zepsułaby całe wesele, krzycząc na Danny'ego. Bardzo sie cieszę, że tak nie było ;)
    Teraz rozumiem, dlaczego Danny nie pomyślał o weselu. Miał ważniejsze sprawy, które potrzebowały jego uwagi.
    Wydaje mi się, że Jennifer biją rodzice, ponieważ nie chcą, aby chodziła do szkoły muzyczne, ale mogę się mylić.
    Pozdrawiam!
    Amy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie powiedziałabym, że ma wielu adoratorów... A żeby nic przypadkiem nie zdradzić to najlepiej będzie jak nie napiszę nic w tej sprawie ;)
      Jak widać, Emilia nie tylko potrafi krzyczeć na Danny'ego :) Z czasem patrzy na to wszystko trochę inaczej.
      Co do Jenifer to też nic nie zdradzę ;p Niestety... chociaż bardzo bym chciała.
      Także pozdrawiam!

      Usuń
  3. Na początku chciałabym Cię przeprosić, że tak długo mnie nie było. Rzadko bywałam tutaj, na blogspocie i nie myślałam nawet o tym, aby zajrzeć na parę adresów; bardzo przepraszam! Jestem jak Danny, przepraszanie to mój znak rozpoznawczy :) Jeśli chodzi o tego Pana to zdrowo nawalił spóźniając się, ale na całe szczęście wszystko dobrze się skończyło pomiędzy tą dwójką. Nie pokoi mnie sprawa długu, ale wierzę, że Emilia zrobi wszystko, aby pomóc mężczyźnie. Odstępując od tematu, tęsknię za Bartkiem ;c Rodzice naszej młodej nauczycielki jak zwykle muszą odstawać od normy i robić jej "niecodzienne prezenty". Z jednej strony uważam, że Emilia słusznie się im postawiła, ale z drugiej ja taką samą bym nie pogardziła od rodziców hehe :p. I i prawie bym zapomniała! Corey i Jake w końcu po ślubie! Teraz tylko czekać na ich mini kopie.
    Wątek z Jennifer mnie bardzo zaciekawił; co stoi za siniakiem? Co dziewczyna miała na myśli mówiąc "Ty nie wiesz jak to jest (...) chcę spełniać marzenia". Nurtuje mnie to i jestem ciekawa co wymyśliłaś.
    Piękny szablon! Czy ruda ma własnego bloga z nimi czy była to koleżeńska pomoc? :)
    Czekam na następny rozdział i jako wierna fanka Bartka, jego powrót do Ameryki!
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie masz za co przepraszać ;) Ja rozumiem.
      Tak, Emilia dość pomoże Danny'emu, jeśli można to tak nazwać, no ale, kurcze, znowu nie za wiele mogę napisać, żeby niczego nie zdradzić ;)
      Hah, pewnie niejedna osoba skakałaby do nieba, gdyby rodzice zrobili jej taki prezent, no ale Emilia jak widać do szczęśliwych z tego powodu nie należy ;)
      A Bartek już niedługo się pojawi! No dobra, może nie niedługo... Ale wkrótce ;) Spróbuję coś zrobić, żeby było go jak najwięcej specjalnie dla osób, które go lubią ;)
      Mnie też szablon bardzo się podoba i tak, Ruda ma bloga z szablonami ;)
      Dziękuję bardzo za opinię!:*

      Usuń
  4. Hej!
    Co tu nowego...Dan znowu nawalił, ale to nie nowość:P Nie no, nie można być dla niego zbyt surowym, ma poważne problemy, więc to normalne, miał prawo zapomnieć. Chociaż to i tak nie usprawiedliwia tych innych razów xd Tak szczerze, to nie wiem czego się spodziewać;/ Chciałam, żeby Emilka wróciła do Bartka, ale teraz wygląda jakby ją bardziej ciągnęło do Dana i już nie wiem, ale założę się, że ty w swojej główce już masz caaaały plan :P Mam nadzieję, że jest tam ślub Emilki, taki jak Corey:D
    Czekam co dalej!:)
    Pozdrawiam!xx

    loveeorfriendship.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Danny ma te swoje problemy. Masz rację, mam w głowie cały zarys już mniej więcej historii, ale zawsze może się coś zmienić ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń