Od tajemniczego
telefonu do Emilii minął tydzień. Jednak ona nawet na moment o tym nie
zapomniała. Czuła się dość dziwnie, wychodząc z domu i mając świadomość, że
ktoś może ją obserwować. Obawiała się, że ten ktoś z powodu dla niej niewiadomego
chce ją zastraszyć. Tylko, właśnie, dlaczego? Tego nie wiedziała. Przecież nikomu nic nie
zrobiła, żeby posuwać się do czegoś takiego. Aż zaczęła się zastanawiać, czy
aby na pewno? Ale nic nie przychodziło jej do głowy.
Emilia zeszła do kuchni. Był niedzielny poranek, więc nie musiała iść do pracy. Ubrana w zwykłe szare dresy, wracała ze szklanką soku pomarańczowego do swojego pokoju, kiedy natknęła się na Danny'ego.
Mężczyzna w minionym tygodniu wprowadził się do Zielonków. Nie miał ze sobą zbyt wielu rzeczy. Jedynie jedną walizkę. Dostał sypialnię, która służyła jako pokój gościnny. Domownicy przyjęli go bardzo miło. Powoli czuł się w willi Zielonków coraz bardziej swobodnie. Na samym początku robił wszystko, żeby schodzić wszystkim z drogi, bardzo mało przebywał w domu, jakby nie chciał się narzucać. Willa Zielonków z Danny'm stała się o wiele weselsza. Potrafił rozbawić każdego. Nawet Sarę. Kobieta bardzo się zmieniła przez ten tydzień. Pierwszym, co rzucało się w oczy był jej coraz częstszy uśmiech. Emilia była w szoku z tego jak się zmieniła. A to był tylko jeden tydzień.
- Wow, nie sądziłem, że kiedykolwiek zobaczę cię w dresie- powiedział, skanując Emilię od góry do dołu, jakby nie mógł uwierzyć własnym oczom.
- Bardzo śmieszne- przewróciła oczami.- Też jestem człowiekiem- puściła mu oczko, omijając go i wchodząc na pierwszy schodek.
- Wcale nie powiedziałem, że nie jesteś- spojrzał na nią.- Ale i tak ładnie wyglądasz- uśmiechnął się.
- Nie podlizuj się- uśmiechnęła się, popijając soku ze szklanki.- Na mnie twoje tanie teksty nie działają.
- To nie są tanie teksty! Mówię prawdę- oparł się o balustradę.- Naprawdę śliczny macie dom.
- Wiem- uśmiechnęła się szeroko.- Gdzieś to już słyszałam.
Danny pokręcił z rozbawieniem głową.
- Gdzie idziesz?
- Do pokoju- wzruszyła ramionami.- Mam wolny dzień, więc posiedzę w zaciszy mojej oazy.
- Tak, taka oaza spokoju... A za oknem tętniący życiem Nowy Jork- zerknął w stronę drzwi wyjściowych.
- A ty zamierzasz dzisiaj gdzieś wyjść?- przejęła pałeczkę.
- Jeszcze nie wiem- wzruszył ramionami.- A co, mam to potraktować jako zaproszenie?- zakołysał brwiami.
Emilia żartobliwie prychnęła.
- Chciałbyś- klepnęła go lekko w ramię.- Sam sobie organizuj czas. A tata nie potrzebuje cię w firmie?
- No właśnie nie. I nudzi mi się- wydął usta niczym małe dziecko. Dosłownie jakby tylko chciał, żeby Emilia mu coś zaproponowała.
Blondynka wywróciła oczami. Pomyślała, że każdy facet ją otaczający to bachor. A raczej dość często tak się zachowywali.
- Jak chcesz to chodź do mnie- uśmiechnęła się lekko.
- Dobra- zgodził się prawie od razu.- Zaraz przyjdę.
- Ok- lekko wzruszyła ramionami.
Wspięła się w górę po schodach i weszła na drugie piętro, a następnie do swojego pokoju. Rozejrzała się, aby sprawdzić czy sypialnia jest w stanie ładu i składu, ale jak zawsze była. Dbała o to nie tylko Emilia, ale też sprzątaczka. Kobieta odstawiła pustą już szklankę na stoliku przy oknie. Spojrzała na okno. Przypomniał jej się prezent od tego kogoś. Poczuła ciarki w dole kręgosłupa. Oparła się o parapet i sięgnęła po swój telefon. Napisała szybkiego sms'a do Lucie, w którym pytała, czy wszystko w porządku. Następnie podeszła do swojej toaletki i usiadła na krześle przed nią. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Nie była przyzwyczajona do samej siebie bez makijażu. Zachciało jej się nagle płakać. Wcale nie chciała być dorosła. Chciała być znowu tą Emilią kłócącą się z mamą, ale mającą wsparcie w ojcu. Tą dziewczyną, która chodziła do szkoły, odrabiała lekcje, nie malowała się, nie miała w głowie spraw typu "problemy byłego". Z jednej strony chciała dużo zmienić, a z drugiej nic. A najgorsze było, że sama nie wiedziała, czego chce w życiu. Na pewno usamodzielnić się. A co dalej? W szkole muzycznej miała pracować tylko jakiś czas, więc nawet tego nie będzie miała. Przeczesała palcami włosy. Żałowała nawet, że je pofarbowała.
Otworzyła jedną z szuflad w toaletce i wyciągnęła pierścionek. Niby zwykły, ale dla niej najważniejszy ze wszystkich. Należał do Janiny- jej babci ze strony ojca. Zaczęła obracać go w palcach. Oparła głowę na dłoni i po prostu na niego patrzyła. Wspominała, jak to było, kiedy żyła, jak mieszkała przez rok w Polsce... Bardzo tęskniła za babcią, ale ona nigdy już nie miała prawa wrócić. Niestety. Ale takie jest życie.
- Bardzo ładny- usłyszała za plecami. Podskoczyła w miejscu, gwałtownie się odwracając.
Danny stał tuż przed nią i lekko się uśmiechał.
- Przestraszyłaś się?- spytał rozbawiony.
- Nie- skłamała, wstając.- Powinieneś zapukać.
- Pukałem- Emilia zmarszczyła czoło. Niczego nie słyszała, a przecież nie była aż tak zamyślona.
- Nie słyszałam- ominęła go i ruszyła przez pokój. Zatrzymała się w połowie, kiedy usłyszała mężczyznę.
- Fajnie tu masz- rozglądał się po pomieszczeniu.
- Dzięki. Zauważyłam, że wszystko w tym domu ci się podoba.
- Bo macie odpicowany dom.
- Twój nie jest gorszy- zauważyłam.
- Tsa.. mój, a będą mieszkać w nim obcy ludzie- westchnął.
- Przykro mi..- powiedziała po chwili ciszy.
Nie odpowiedział.
- Nie wiem czy zauważyłaś, ale mężczyźni przy tobie dziecinieją- zmienił nagle temat.
Zaśmiała się.
- Zauważyłam. Nie wiem, dlaczego tak jest.
- Ja też nie wiem- rozmowa jakoś im się nie kleiła.
- Może obejrzymy coś w sali kinowej?- zaproponowała od niechcenia.
- Sala kinowa... Chodźmy.
Wyszli z sypialni Emilii i skierowali się w stronę drzwi na drugim końcu korytarza. Emilia uruchomiła sprzęt i usiadła obok Danny'ego.
- Co to?- spytał, patrząc na ekran, gdzie zaczynał się film.
- "Szybcy i wściekli"- uśmiechnęła się szeroko.- Czekaj!- zerwała się nagle na równe nogi. Sięgnęła po pilota i zatrzymała odtwarzanie filmu. Danny spojrzał na nią zaskoczony.- Jeszcze popcorn- powiedziała jakby to było oczywiste.
- To nie jest przecież konieczne..
- Niekonieczne?- podniosła jedną brew do góry.- Nie da się nic oglądać, nie jedząc!- machnęła ręką.- Idę po coś do jedzenia, a ty tu czekaj. Tylko nie oglądaj beze mnie- pogroziła żartobliwie palcem, kiedy już była koło drzwi.
- Niczego nie tknę- obiecał.
Uśmiechnęła się i wyszła. Zbiegła po schodach do kuchni i zaczęła buszować po szafkach. Jak zwykle były zapełnione. Zabierała żelki, ciastka, batony, chipsy i oranżadę. Podśpiewując pod nosem, wróciła do sali kinowej, gdzie siedział Danny.
- Ty masz zamiar to zjeść w ciągu dwóch godzin?- był w szoku.
- Jasne- wzruszyła ramionami, siadając obok niego.- I ty mi w tym pomożesz.
Otworzyła paczkę ciastek i żelek. Położyła je między nimi i podała puszkę oranżady Danny’emu. Drugą zostawiła sobie. Sięgnęła po słodycz w kształcie długiego, żelkowego węża i odgryzła kawałek.
Zaczął się film.
- Nie krępuj się tylko bierz- powiedziała, nie odrywając wzroku od ekranu.
Danny pokręcił z rozbawieniem głową i wrzucił do ust ciastko.
Emilia zeszła do kuchni. Był niedzielny poranek, więc nie musiała iść do pracy. Ubrana w zwykłe szare dresy, wracała ze szklanką soku pomarańczowego do swojego pokoju, kiedy natknęła się na Danny'ego.
Mężczyzna w minionym tygodniu wprowadził się do Zielonków. Nie miał ze sobą zbyt wielu rzeczy. Jedynie jedną walizkę. Dostał sypialnię, która służyła jako pokój gościnny. Domownicy przyjęli go bardzo miło. Powoli czuł się w willi Zielonków coraz bardziej swobodnie. Na samym początku robił wszystko, żeby schodzić wszystkim z drogi, bardzo mało przebywał w domu, jakby nie chciał się narzucać. Willa Zielonków z Danny'm stała się o wiele weselsza. Potrafił rozbawić każdego. Nawet Sarę. Kobieta bardzo się zmieniła przez ten tydzień. Pierwszym, co rzucało się w oczy był jej coraz częstszy uśmiech. Emilia była w szoku z tego jak się zmieniła. A to był tylko jeden tydzień.
- Wow, nie sądziłem, że kiedykolwiek zobaczę cię w dresie- powiedział, skanując Emilię od góry do dołu, jakby nie mógł uwierzyć własnym oczom.
- Bardzo śmieszne- przewróciła oczami.- Też jestem człowiekiem- puściła mu oczko, omijając go i wchodząc na pierwszy schodek.
- Wcale nie powiedziałem, że nie jesteś- spojrzał na nią.- Ale i tak ładnie wyglądasz- uśmiechnął się.
- Nie podlizuj się- uśmiechnęła się, popijając soku ze szklanki.- Na mnie twoje tanie teksty nie działają.
- To nie są tanie teksty! Mówię prawdę- oparł się o balustradę.- Naprawdę śliczny macie dom.
- Wiem- uśmiechnęła się szeroko.- Gdzieś to już słyszałam.
Danny pokręcił z rozbawieniem głową.
- Gdzie idziesz?
- Do pokoju- wzruszyła ramionami.- Mam wolny dzień, więc posiedzę w zaciszy mojej oazy.
- Tak, taka oaza spokoju... A za oknem tętniący życiem Nowy Jork- zerknął w stronę drzwi wyjściowych.
- A ty zamierzasz dzisiaj gdzieś wyjść?- przejęła pałeczkę.
- Jeszcze nie wiem- wzruszył ramionami.- A co, mam to potraktować jako zaproszenie?- zakołysał brwiami.
Emilia żartobliwie prychnęła.
- Chciałbyś- klepnęła go lekko w ramię.- Sam sobie organizuj czas. A tata nie potrzebuje cię w firmie?
- No właśnie nie. I nudzi mi się- wydął usta niczym małe dziecko. Dosłownie jakby tylko chciał, żeby Emilia mu coś zaproponowała.
Blondynka wywróciła oczami. Pomyślała, że każdy facet ją otaczający to bachor. A raczej dość często tak się zachowywali.
- Jak chcesz to chodź do mnie- uśmiechnęła się lekko.
- Dobra- zgodził się prawie od razu.- Zaraz przyjdę.
- Ok- lekko wzruszyła ramionami.
Wspięła się w górę po schodach i weszła na drugie piętro, a następnie do swojego pokoju. Rozejrzała się, aby sprawdzić czy sypialnia jest w stanie ładu i składu, ale jak zawsze była. Dbała o to nie tylko Emilia, ale też sprzątaczka. Kobieta odstawiła pustą już szklankę na stoliku przy oknie. Spojrzała na okno. Przypomniał jej się prezent od tego kogoś. Poczuła ciarki w dole kręgosłupa. Oparła się o parapet i sięgnęła po swój telefon. Napisała szybkiego sms'a do Lucie, w którym pytała, czy wszystko w porządku. Następnie podeszła do swojej toaletki i usiadła na krześle przed nią. Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Nie była przyzwyczajona do samej siebie bez makijażu. Zachciało jej się nagle płakać. Wcale nie chciała być dorosła. Chciała być znowu tą Emilią kłócącą się z mamą, ale mającą wsparcie w ojcu. Tą dziewczyną, która chodziła do szkoły, odrabiała lekcje, nie malowała się, nie miała w głowie spraw typu "problemy byłego". Z jednej strony chciała dużo zmienić, a z drugiej nic. A najgorsze było, że sama nie wiedziała, czego chce w życiu. Na pewno usamodzielnić się. A co dalej? W szkole muzycznej miała pracować tylko jakiś czas, więc nawet tego nie będzie miała. Przeczesała palcami włosy. Żałowała nawet, że je pofarbowała.
Otworzyła jedną z szuflad w toaletce i wyciągnęła pierścionek. Niby zwykły, ale dla niej najważniejszy ze wszystkich. Należał do Janiny- jej babci ze strony ojca. Zaczęła obracać go w palcach. Oparła głowę na dłoni i po prostu na niego patrzyła. Wspominała, jak to było, kiedy żyła, jak mieszkała przez rok w Polsce... Bardzo tęskniła za babcią, ale ona nigdy już nie miała prawa wrócić. Niestety. Ale takie jest życie.
- Bardzo ładny- usłyszała za plecami. Podskoczyła w miejscu, gwałtownie się odwracając.
Danny stał tuż przed nią i lekko się uśmiechał.
- Przestraszyłaś się?- spytał rozbawiony.
- Nie- skłamała, wstając.- Powinieneś zapukać.
- Pukałem- Emilia zmarszczyła czoło. Niczego nie słyszała, a przecież nie była aż tak zamyślona.
- Nie słyszałam- ominęła go i ruszyła przez pokój. Zatrzymała się w połowie, kiedy usłyszała mężczyznę.
- Fajnie tu masz- rozglądał się po pomieszczeniu.
- Dzięki. Zauważyłam, że wszystko w tym domu ci się podoba.
- Bo macie odpicowany dom.
- Twój nie jest gorszy- zauważyłam.
- Tsa.. mój, a będą mieszkać w nim obcy ludzie- westchnął.
- Przykro mi..- powiedziała po chwili ciszy.
Nie odpowiedział.
- Nie wiem czy zauważyłaś, ale mężczyźni przy tobie dziecinieją- zmienił nagle temat.
Zaśmiała się.
- Zauważyłam. Nie wiem, dlaczego tak jest.
- Ja też nie wiem- rozmowa jakoś im się nie kleiła.
- Może obejrzymy coś w sali kinowej?- zaproponowała od niechcenia.
- Sala kinowa... Chodźmy.
Wyszli z sypialni Emilii i skierowali się w stronę drzwi na drugim końcu korytarza. Emilia uruchomiła sprzęt i usiadła obok Danny'ego.
- Co to?- spytał, patrząc na ekran, gdzie zaczynał się film.
- "Szybcy i wściekli"- uśmiechnęła się szeroko.- Czekaj!- zerwała się nagle na równe nogi. Sięgnęła po pilota i zatrzymała odtwarzanie filmu. Danny spojrzał na nią zaskoczony.- Jeszcze popcorn- powiedziała jakby to było oczywiste.
- To nie jest przecież konieczne..
- Niekonieczne?- podniosła jedną brew do góry.- Nie da się nic oglądać, nie jedząc!- machnęła ręką.- Idę po coś do jedzenia, a ty tu czekaj. Tylko nie oglądaj beze mnie- pogroziła żartobliwie palcem, kiedy już była koło drzwi.
- Niczego nie tknę- obiecał.
Uśmiechnęła się i wyszła. Zbiegła po schodach do kuchni i zaczęła buszować po szafkach. Jak zwykle były zapełnione. Zabierała żelki, ciastka, batony, chipsy i oranżadę. Podśpiewując pod nosem, wróciła do sali kinowej, gdzie siedział Danny.
- Ty masz zamiar to zjeść w ciągu dwóch godzin?- był w szoku.
- Jasne- wzruszyła ramionami, siadając obok niego.- I ty mi w tym pomożesz.
Otworzyła paczkę ciastek i żelek. Położyła je między nimi i podała puszkę oranżady Danny’emu. Drugą zostawiła sobie. Sięgnęła po słodycz w kształcie długiego, żelkowego węża i odgryzła kawałek.
Zaczął się film.
- Nie krępuj się tylko bierz- powiedziała, nie odrywając wzroku od ekranu.
Danny pokręcił z rozbawieniem głową i wrzucił do ust ciastko.
***
- Mogę ci coś zagrać?- spytała Jenifer, kiedy siedziały w niewielkiej sali z pianinem.
- Jasne. Chętnie posłucham- uśmiechnęła się.
Dziewczyna usiadła przy instrumencie, wyciągnęła nuty i zaczęła grać, naciskając odpowiednie klawisze, bardzo śliczny utwór. Emilia go nie znała.
- Co to takiego?- spytała, gdy dźwięki ustały.
- Bez nazwy- wzruszyła ramionami.- Bo... to moje- machnęła ręką w stronę kartek z nutami.
- Naprawdę?- Emilia była pod wielkim wrażeniem.- To jest świetne- zachwycała się.- Masz niezwykły talent, naprawdę.
- Dziękuję- lekko się zarumieniła.- Kurcze, Emily, muszę pójść po swoją teczkę do salo nr 25!- zerwała się na równe nogi. Ruszyła, ale zahaczyła o szelkę własnej torby, leżącej na podłodze. Wylądowała na ziemi jak długa. Syknęła.
- Jenifer, nic ci nie jest?!- Emilia w sekundzie znalazła się przy niej.
- Nie, wszystko w porządku- zapewniła. Zachichotała.
- Uważaj- pomogła jej wstać. Jej wzrok zatrzymał się na dłoni dziewczyny.- Krwawisz- złapała jej kończynę.
- To nic takiego- poruszyła się niekomfortowo. Nagle bardzo spoważniała.
- Jenifer, to nie wygląda dobrze- Emilia popatrzyła na nią przestraszona.
- Tu- wskazała na podłogę- musiał leżeć jakiś odłamek szkła czy coś- wzruszyła ramionami.
Emilia patrzyła na nią niepewnie. Rana była niewielka- zwykłe skaleczenie, ale jak na taką małą rankę, było bardzo dużo krwi. Czerwona ciecz spływała po jej nadgarstku i kapała na podłogę.
- Poczekaj, mam chusteczki higieniczne- kobieta podeszła do swojej torebki i wyciągnęła paczkę białych chusteczek.- Jenifer, może powinnam cię zaprowadzić do…
- Nic mi nie jest- przerwała jej nerwowo.
- Jesteś pewna? To…
- To tylko skaleczenie- odwróciła się do niej tyłem i zabrała swoją torbę z podłogi.
- Z bardzo dużą ilością krwi- zauważyła. Przeczesała swoje blond kosmyki dłonią.
- Pójdę po teczkę- ruszyła w stronę wyjścia.
- Weź chociaż chusteczki- zatrzymała ją. Jenifer odwróciła się i przyjęła tą niewielką pomoc.
- Dzięki. Na razie- uśmiechnęła się lekko i zniknęła za drzwiami.
Emilia przez jakiś czas nie ruszyła się z miejsca. Nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Te siniaki, teraz krew nie były normalnym zjawiskiem. Tego była pewna. Tylko nie wiedziała w dalszym ciągu, czego były to skutki. Niewiele się zastanawiając, wyszła z pomieszczenia i skierowała się do pokoju nauczycielskiego. Nikogo tam nie było. Wcześniej nawet na to nie wpadła, ale postanowiła sprawdzić wszystkie informacje Jenifer. Odnalazła odpowiedni dziennik i sprawdziła miejsce zamieszkania dziewczyny. Serce dudniło jej w piersi niemiłosiernie szybko. Bała się dowiedzieć się, że Jenifer pochodzi z jakieś ubogiej dzielnicy. W końcu uczyła się w tej szkole dzięki stypendium. a wtedy miałaby już swoją teorię, a raczej domyślenia. Pierwsze co przyszło jej na myśl to, że rodzina dziewczyny miała nieciekawą sytuację w domu. Do tego przemknęło jej przez myśl, że jest u nich stosowana przemoc domowa. Wtedy wytłumaczalne byłyby te siniaki, ale wolała nawet tak nie myśleć. Chciała być dobrej myśli.
- 28th Street. Brooklyn- przeczytała na głos.
Zmarszczyła czoło. Nie spodziewała się, że dziewczyna mieszka tak daleko od szkoły. Codziennie musiała dojeżdżać. Wyciągnęła z torebki notes i długopis. Zapisała pełny adres i odłożyła dziennik na swoje miejsce. Miała ochotę sprawdzić kartę Jenifer, ale nie mogła. Były one w gabinecie dyrektora.
Opuściła pokój i wyszła na zewnątrz. Wsiadła do swojego samochodu i włączyła się do ruchu. Ale nie pojechała w stronę swojego domu tylko na Brooklyn. Musiała mieć pewność, że dobrze kojarzy tą ulicę. Wydawało jej się, że była.. normalna. Nie panowało tam żadne ubóstwo. Ale dla własnego spokoju chciała to sprawdzić.
Kilkanaście minut później była na miejscu. Stanęła niedaleko budynku, w którym mieszkała Jenifer. Spojrzała na kamienicę. Wyglądała przeciętnie. Zbudowana z brązowej cegły, trzypiętrowa i zadbana. Emilia odetchnęła z ulgą. Wykluczało to najgorsze, ale wciąż nic nie wiedziała.
Wracając do domu, nie myślała o niczym innym jak o Jenifer i jej życiu. Bała się o dziewczynę. Bardzo ją polubiła, ale to wszystko, co zobaczyła było niepokojące. Chciała jej pomóc, ale nie wiedziała jak. Nawet nie wiedziała, czy była potrzebna jej pomoc.
Do willi wróciła jakiś czas później. W holu ściągnęła płaszczyk i skierowała się do salonu. Przeżyła niemałe zaskoczenie, kiedy zobaczyła tam Kamila, Danny’ego i jakiegoś faceta, siedzących przy stole. Zmarszczyła czoło, ale szybko wróciła do neutralnego wyrazu twarzy.
- Dzień dobry- przywitała się.
- Witamy- obcy mężczyzna skinął w jej kierunku głową.- Rozumiem, że to pana córka?- spytał Kamila.
- Rzecz jasna- przytaknął.- Emily, to pan Derek Maddison- przedstawił. Emilia skinęła głową na znak, że przyjęła tą informację do świadomości. Spojrzała katem oka na Danny’ego. Siedział na krześle z założonym rękoma na klatce piersiowej. Po wyrazie jego twarzy można było odgadnąć, że nie był z czegoś zadowolony.
- O co chodzi?- chciała się dowiedzieć.
Mężczyzna wyciągnął ze swojej teczki jakieś papiery i rozłożył je na stole.
- Przyszedłem tu, aby dokonać przepisu firmy z pana Kamila Zielonka na Emilię Zielonka- odpowiedział formalnie. Trochę śmiesznie wymówił jej imię. We wszystkich jej papierach widniało jej polskie imię.
Nagle dotarło do niej, co powiedział pan Maddison.
- Że co?- spytała podniesionym tonem.- Chwila, jakich firm?
- Firmy transportowej i hotelu- odpowiedział Kamil spokojnie.
Emilia wytrzeszczyła oczy. Zastanawiała się, czy jej ojciec myślał, że jak zechce zrobić to z zaskoczenia, to ona ulegnie?
- To są chyba jakieś żarty. Nie chcę żadnej firmy transportowej ani hotelu- powiedziała stanowczo.
Derek patrzył na zgromadzonych zdezorientowany.
- Mówiłem ci, Kamil- pierwszy raz odezwał się Danny.- Mówiłem, że nie będzie chciała tych firm, a ty się uparłeś.
- Czyli pani odmawia?- spytał dla pewności Maddison.
- Tak.
- Nie.
Powiedziała równocześnie z Kamilem. Spojrzała na niego wściekła.
- Przepraszam pana. Zamienię z córką słówko- wstał i złapał Emilię za łokieć, prowadząc w stronę swojego gabinetu. Wyrwała mu się, ale posłusznie weszła do pomieszczenia.
- Czy ty do cna zwariowałeś?!- krzyknęła, kiedy tylko zamknęły się drzwi.
- Nie tym tonem- ostrzegł.
- Przepraszam- bąknęła.- Ale co ty wyprawiasz?- spytała spokojniej. Oparła się biodrem o biurko ojca, który stał naprzeciwko niej.
- Chcę, żebyś przyjęła te firmy. Tylko te dwie.
- Tak?- podniosła jedną brew do góry.- Teraz dwie, ale za jakiś czas znowu będziesz wymagał ode mnie, że przejmę kolejne! Tato, ja się na tym nie znam!
- Nauczysz się.
- Nie chcę twoich firm. Dlaczego tego nie rozumiesz?
- Będę ci pomagał, ale chcę mieć pewność, że będą twoje.
- Sprzedaj je. Ja nie umiem zajmować się hotelem, a tym bardziej firmą transportową.
- Jak nie te to możesz wybrać sobie inne moje nieruchomości.
- Naprawdę nie dasz mi spokoju?- pokręcił przecząco głową.
- Emilia, spójrz obiektywnie. Masz dwadzieścia cztery lata, niedługo dwadzieścia pięć, pracujesz w szkole muzycznej za marne gorsze, kiedy możesz spokojnie prowadzić firmę z moją pomocą chociaż na początku i żyć w pełnym luksusie. Nawet na własną rękę.
- Proszę cię- prychnęła.- Czy ty wierzysz w to, że mama dałaby mi się wyprowadzić? Bo ja nie. Szanuję was, dlatego jeszcze wbrew wam się nie wyprowadziłam, bo mogłabym- założyła ręce na piersiach.
- Ale ty jesteś uparta…
- Tak, jestem uparta, ale po kimś to mam- zauważyła.- Tato- spróbowała jeszcze raz- nie jestem gotowa, żeby nawet z tobą prowadzić jakąś działalność.
- Masz do tego predyspozycje.
Emilia fuknęła pod nosem i szybkim krokiem opuściła gabinet. Wiedziała, że nic nie wskóra. Słyszała, jak Kamil ją wołał, ale nie zwracała na to uwagi. Szła prosto do salonu, gdzie czekał Derek Maddison i Danny.
- Przepraszam, że musiał pan czekać, ale do żadnego przepisywania tu nie dojdzie- mówiła ze złością.
Do pomieszczenia wszedł Kamil.
- Emilia, co robisz?- spytał po polsku, co było rzadkością.
- To co widzisz- odpowiedziała także w tym języku.- Może pan odejść. Przykro mi, że zajęliśmy panu czas- zwróciła się do gościa po angielsku.
- Emilia, przestań- Kamil złapał ją za łokieć, ale wyrwała mu się.
- Przestań?! To ty przestań! Nie przejmę tutaj, a tym bardziej dzisiaj żadnej twojej działalności! Dotarło?!- wydarła się. Straciła nad sobą kontrolę.
Derek wstał i zaczął zbierać wszystkie dokumenty, a Danny podszedł do Emilii. Pierwszy z mężczyzn także ruszył w ich kierunku.
- Skontaktujemy się, panie Kamilu- powiedział.- Do widzenia- skinął głową.
- Do widzenia- odpowiedziała Emilia, na chwilę tylko na niego zerkając.
Danny obserwował kobietę uważnie. Nie wiedział, jak się zachować.
- Emilia, co ty zrobiłaś?- Kamil wciąż mówił po polsku.
- Nie widzisz? Doskonale wiesz, co zrobiłam, więc się głupio nie pytaj! Mam dość, rozumiesz?! W ogóle mnie nie słuchasz tylko robisz, co ci się podoba! Zachowujesz się jakbyś żył w jakiś własnym świecie!
- Pamiętaj, że jestem twoim ojcem i masz mnie szanować.
- Szanuję cię, ale przekroczyłeś dzisiaj wszelkie granice- wymachiwała rękoma.
- Emilia, chcę dla ciebie dobrze..
- Dobrze?! W takim razie, patrzyłbyś, czy będę szczęśliwa, a nie czy twoja firma będzie moja! Prawda jest taka, że o trylion razy szczęśliwsza jestem w szkole muzycznej, pracując, jak ty to nazwałeś, za marne grosze- zrobiła w powietrzu palcami cudzysłów- niż siedząc w tej zakichanej willi i w tych luksusach!
Do pomieszczenia weszła Sara. Słyszała część zajścia.
- Uspokójcie się- powiedziała. Emilia obrzuciła ją spojrzeniem.
Danny stał zdezorientowany. Nic nie rozumiał i to doprowadzało go do szału. Próbował wyłapywac jakieś słowa, czy coś, ale na nic się to zdawało. Nie umiał tego języka nawet troszeczkę.
- Mam się uspokoić? W ogóle by do tego nie doszło, gdyby nie tata i jego głupie pomysły!
- Chciał dobrze- broniła męża.
Emilia wyrzuciła ręce w powietrze.
- A co się stało, że nagle polski sobie przypomnieliście? Nie chcecie, żeby Danny zrozumiał o czym mówimy?
- To wy tu krzyczeliście po polsku- zauważyła.- Ale też dobrze, że tak było. Ten biedny chłopak nie musiał słuchać tego jak pokazujesz zero szacunku w stosunku do ojca.
Emilia wytrzeszczyła oczy.
- A on pokazuje mi jakiś szacunek?- zaczęła mówić po angielsku.- Ja go bardzo szanuję, ale to już jest szczyt wszystkiego!
- Robisz wielkie coś z niczego- bąknął Kamil.
- Co?- pokręciła głową.- Nie... Normalnie nie wytrzymam- położyła dłoń płasko na czole.- Zapamiętaj raz na zawsze. Nie chcę twoich firm, jasne? A przynajmniej nie teraz, ale nie myśl, że jak będziesz tak na mnie nalegał, zmienię zdanie.
Nie czekając na jakiekolwiek reakcje wyszła szybkim i gwałtownym krokiem z salonu, wbiegła po schodach i weszła do swojej sypialni. Z impetem zamknęła za sobą drzwi i rzuciła się na łóżko. Miała ochotę wyładować swoją złość na czymś, ale nic odpowiedniego nie miała pod ręką. Poduszka by nie wystarczyła. Po jakimś czasie takiego leżenia, usłyszała pukanie. Przeklęła pod nosem, myśląc, że to jedno z jej rodziców. Nic nie odpowiedziała. Usłyszała, jak drzwi się otwierają, a następnie zbliżające się kroki. Ktoś usiadł na rogu łóżka, ale ona nadal nawet nie drgnęła.
- Mówiłem mu, że to zły pomysł- był to Danny.
- Mówić sobie każdy może, ale on i tak zrobi swoje. To jest mój ojciec. Jego nie zrozumiesz- podniosła się i usiadł na łóżku po turecku. Mężczyzna patrzył na nią uważnie.
- Nic nie zrozumiałem z tego co tam krzyczeliście i w pewnym sensie się cieszę. Przyszedłem porozmawiać.
- O czym?
- O tym całym zajściu. Rozumiem cię i myślę, że dobrze zrobiłaś.
- Też tak uważam. On nie potrafi zrozumieć, że niczego nie chcę!- pożaliła się.
- po prostu patrzy na to wszystko inaczej niż ty.
- Bronisz go, bo to twój szef.
- Nie- pokręcił przecząco głową.- Jesteś teraz zła, on także, a tylko ja w tej chwili potrafię ocenić sytuację taką jaką jest. Tak mi się wydaje- wzruszył ramionami.
- Może masz rację, ale ja zdania nie zmienię.
Rozmawiali jeszcze dość długo. Nie tylko o całej tej sytuacji. Jakoś z tematu do tematu przeszli nawet do pogody. Emilia musiała przyznać, że źle oceniła Danny’ego na samym początku ich znajomości. Okazał się być fajnym mężczyzną. Już wiedziała, że go zaczęła lubić. A upewniła się w tym po ich rozmowie. Potrafił wszystko obrócić w żart, ale też za chwilę być całkiem poważny.
W nocy, kiedy nie mogła zasnąć, uśmiechała się sama do siebie. Jeszcze nie tak dawno chciała za wszelką cenę unikać tego mężczyzny, a teraz gotowa była sama iść do niego i spędzać wspólnie czas. W pewnym momencie przyszło jej na myśl, że jednak za szybko mu zaufała, ale odsunęła to od siebie równie szybko.