piątek, 14 marca 2014

Rozdział 5

   Następnego ranka Emilię obudził szum deszczu za oknem, a że dziewczyna na noc uchyliła okno, wydawał się on sto razy głośniejszy. Z trudem zwlekła się z łóżka i spojrzała na zegarek. Była siódma rano. Poprzedniego wieczora położyła się spać dość szybko z powodu zmęczenia, które przypomniało o swoim istnieniu.
   Zeszła na parter. Janiny już nie było. Pojechała do Dolinów, gdzie dorywczo pracowała, o czym powiedziała wnuczce poprzedniego dnia. Chociaż nie narzekała na biedę i radziła sobie całkiem nieźle, żyjąc ze swojej renty, a przelewy jakich dokonywał co miesiąc Kamil na konto swojej matki, sprawiały, że często czuła się jak królowa, kobieta nie lubiła się nudzić. Nigdy nie była w Nowym Jorku chociaż syn z synową bardzo często ją zapraszali, więc nie miała pojęcia, w jaki sposób oni żyją.
   Emilia poszła do łazienki. Chciała się uwinąć jak najszybciej, bo nie miała w zwyczaju siedzieć długo w wannie lub tak jak teraz stać pod prysznicem. Włożyła na siebie ubrania przyniesione wcześniej z pokoju, na które składały się trochę przetarte dżinsy i t-shirt, umyła zęby gwałtownymi ruchami szczoteczki i rozczesała włosy, wychodząc na korytarz. Doprowadziła go do względnego ładu swój pokój i zeszła do kuchni. Tam na śniadanie postanowiła zjeść płatki kukurydziane z mlekiem.Wzięła więc pierwszą, lepszą miskę i wlała do niej mleko, które znalazła w lodówce, wsypując jednocześnie płatki kukurydziane, które z kolei wczoraj kupiła razem z Janiną. Usiadła na krześle i zaczęła jeść, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Emilia szybkim krokiem poszła otworzyć, chociaż nie wiedziała, kogo ani czego się spodziewać.
   Za drewnianą powłoką stała zgrabna, ale dość niska brunetka. Miała na sobie zielony dres i tenisówki, a w ręku trzymała parasolkę, z której kapały krople wody. Przez ramię miała przerzuconą torbę, którą właśnie poprawiła, żeby ta się nie zsunęła.
   Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, widząc Emilię.
   - Cześć. Jest może pani Jasia? - spytała brunetka.
   Jej głos był tak miły, że od razu można było ją polubić.
   -Nie, nie ma jej- odpowiedziała Emilia po krótkiej chwili.- Jak chcesz możesz na nią poczekać- zaproponowała chociaż nie wiedziała, dlaczego.- Powinna zaraz być- dodała, zerkając kontem oka na zegarek, wiszący w korytarzu.
  Dziewczyna tanecznym i pewnym krokiem weszła. Widać było, że zna dom, bo od razu po ściągnięciu przemoczonych butów skierowała się do kuchni i usiadła na krześle. Czuła się tam swobodniej niż sama Zielonka.
    - Przeszkodziłam ci w śniadaniu - bardziej stwierdziła niż zapytała. - Nie przejmuj się mną i jedz. Mam sprawę do twojej babci.. Bo ty pewnie jesteś Emilka?- promienny uśmiech nie znikał z jej twarzy.
   Emilia skinęła głową. Była pod wrażeniem temperamentu brunetki. Wyglądała na bardzo miłą osobę.
   - Oh, ale ze mnie gapa- dziewczyna walnęła się z otwartej ręki lekko w czoło. - Jestem Dagmara, ale możesz mówić do mnie Daga - wyciągnęła rękę do Emilii, wstając i gdy ta ją uścisnęła, ponownie usiadła. - Mieszkam dwa domy dalej - kontynuowała- Przychodzę, a raczej przychodziłam często pomagać twojej babci i dużo o tobie słyszałam- nadal nie przestawała się uśmiechać. Emily zaczęła się zastanawiać, czy nie bolą ją już mięśnie twarzy, ale najwyraźniej odpowiedź brzmiałaby "nie".- To prawda, że pięknie śpiewasz?- zapytała nagle.
   Emilia spojrzała na nią zaskoczona. Zdawała sobie sprawę ze swojego talentu, ale nigdy nie mogła go rozwijać. Jej marzeniem było pójść do szkoły muzycznej i nauczyć się czegoś profesjonalnego, ale wiedziała, że Sara jej nie pozwoli. Chciała, żeby Emilia została prawnikiem, albo poszła w jej ślady, czego w żadnym wypadku nie chciała nastolatka. Za to Kamil miał nadzieję, że Emilia przejmie całą jego działalność i będzie kontynuowała to, co on robi teraz. Żadna z perspektyw nie podobała się samej Emilii i bała się, co zrobi, kiedy będzie musiała wybrać dalszą drogę nauki.
   Kiedy Zielonka zdołała sobie przypomnieć, kiedy zaprezentowała swój głos babci, Dagmara nie spuszczała z niej roześmianego wzroku. Emilia była niemal pewna, że musi być bardzo lubianą osobą.
   - Czy ja wiem? Może ładnie, ale nie pięknie- odpowiedziała w końcu wymijająco.
   - Nie bądź taka skromna- machnęła ręką w powietrzu.- Koniecznie musisz mi kiedyś coś zaśpiewać.
   - Długo pomagasz mojej babci?- Emilia chciała jak najszybciej zmienić temat.
   - Od dwóch lat przychodzę, gdy mam czas lub jeśli poprosi pani Jasia. Wiesz, że będziemy chodziły do jednej klasy?- teraz to ona zmieniła temat.- Sprawdzałam dzisiaj listę przyjętych. Coś mi świtało w głowie twoje nazwisko, ale nie wiedziałam, skąd je znam, więc spytałam mamę - ciągnęła Dagmara, a Emilia nadal nie mogła uwierzyć, że istnieje  taka pozytywna osoba jak ona.- No i moja mama mi wytłumaczyła, że przyjechałaś.
   - Szybko się tu rozchodzą wieści. Prawie nie wychodzę.
   -Przyzwyczaisz się do tego. Na tym osiedlu tak to już jest. Tu wszyscy wszystko o sobie wiedzą. Jesteśmy taką jedną, wielką rodziną.
   - Skoro tak, to powinnaś mnie znać. Przyjeżdżałam tu kiedyś na wakacje- zauważyła.
   - Nasza rodzina przeprowadziła się tu dwa lata temu- wytłumaczyła.
   - Moja babcia nigdy nie wspominała, że ktoś jej pomaga.
   -No wiesz, Emilko, może pani Jasia nie chciała się przyznać, że często boli ją kręgosłup- powiedziała ciszej, jakby się bała, że ktoś ją usłyszy.
   W tym momencie dziewczyny usłyszały otwierające się drzwi wejściowe. Wróciła Janina i weszła do kuchni.
   - O! Widzę, że się poznałyście- uśmiechnęła się szerzej, pogłębiając swoje zmarszczki.
   - Tak, pani Jasiu - odezwała się pierwsza Daga.- Ma pani bardzo fajną wnuczkę- mówiła z tym swoim uśmieszkiem na twarzy. Podeszła do staruszki.
   -Co cię do nas, Dagmaro, sprowadza?- spytała, kładąc siatkę z kilkoma artykułami spożywczymi na blacie kuchennym. Widocznie bardzo lubiła brunetkę.
   - Mama poprosiła, żebym przyszła do pani po przepis na te ogórki curry, o których pani ostatnio mówiła- wyciągnęła z torby, która nadal wisiała na jej ramieniu, niewielki notes i długopis.
   - Zostawię was- powiedziała Emilia, odstawiła niedokończone płatki z mlekiem do zlewu i pobiegła do swojego pokoju.
   Kiedy po paru minutach siedziała po turecku na łóżku i bawiła się własnymi paznokciami, usłyszała, jak Dagmara wychodzi i niemalże po tym rozległy się kroki Janiny zbliżającej się w jej stronę, aż w końcu usłyszała pukanie do drzwi.
   - Po południu przyjdzie Dagmara i obiecała, że oprowadzi cię po mieście, żebyś wiedziała, gdzie co jest- powiedziała Janina, wychylając się zza drzwi.
   - W porządku- zgodziła się nastolatka, lekko się uśmiechając. Janina wyszła, zamykając za sobą drzwi.
   Emilia odpaliła stary komputer. Czekała dobre pięć minut aż w końcu mogła włączyć internet, który, o dziwo, był. Sprawdziła pocztę. Miała kilka wiadomości od Sary. Pisała:

Cześć skarbie. Przepraszam, że nie zdążyłam się z Tobą pożegnać, ale wiesz jak to jest z tymi samolotami. Jak ci minął lot? Niedługo lecę na Florydę. Mam tam zareklamować nowe bikini. Masz pozdrowienia od taty. Całuski. 
Mama

   Emilia westchnęła i otworzyła kolejnego maila, wysłanego osiem godzin po pierwszym.

Emilio, dlaczego nie odpisujesz? Coś się stało? Zaczynam się martwić.
Mama

 Ostatni przyszedł dziś rano.
Emilio Weroniko Zielonko, jak nie odpiszesz do wieczora, przylatuje do Polski.

   Tak, Emilia miała dwa imiona, ale nigdy nie używała drugiego z nich. To Sara ulubiła sobie to imię, co nieraz denerwowało jej córkę.
   Od razu zaczęła pisać wiadomość, bo nie chciała, żeby wynikła jakaś awantura o maila.

Spokojnie mamo. Nie musisz przyjeżdżać, bo w końcu lecisz na Florydę, prawda? U mnie wszystko dobrze. Poznałam taką Dagmarę. Mieszka parę domów dalej i jest przemiła. Wczoraj byłam z babcią na zakupach i kupiłam sobie parę rzeczy. Nie bój się o mnie. Radzę sobie doskonale. Całuję
Emilia

   Po wyłączeniu komputera, Emilia nie wiedziała, co z sobą zrobić. Za namową Janiny, która musiała sporo się natrudzić, żeby wnuczka się zgodziła, dziewczyna poszła do Dagmary.
   Po paru minutach Emilia już wyszła z domu. Na szczęście przestało padać, więc spokojnie według wskazówek babci skierowała się do domu Dagmary.
   Był on bladoróżowego koloru, gdzie w południe słońce odbijało się od różu i tworzyło wspaniałą jasność tak jak teraz. Wokół domu i ogrodzenia mieniło się od różnych gatunków kwiatów, co w połączeniu wyglądało ślicznie.
   Emilia niepewnie zadzwoniła dzwonkiem do drzwi. Otworzyła jej trzydziesto-paro letnia kobieta, tak samo uśmiechnięta jak Dagmara. Dziewczyna od razu domyśliła się, że musi to być jej mama.
   - Dzień dobry- przywitała się nastolatka z lekkim uśmiechem.
   - Dzień dobry- odpowiedziała kobieta, uważnie przyglądając się Emilii, co ją trochę skrępowało. Z pewnością wiedziała, kim jest. Nikt nie mógł jej pomylić, zważając nawet na jej amerykański akcent, który mimo wszystko był bardzo słyszalny.
   - Jest może Dagmara?- spytała.
   Gdy Emilia wypowiedziała te słowa, usłyszała tupot zbiegającej po schodach osoby. Była to oczywiście jej nowa znajoma, która zachowywała się jakby tylko czekała na przyjście Emilii.
   - Cześć - przywitała się już drugi raz tego dnia i uścisnęła Emilie, jakby znały się od lat.
   - Cześć. Chciałabyś może pójść na jakiś spacer czy coś w tym stylu?- zaproponowała niepewnie.
   - Jasne, słońce- Dagmara rozpromieniła się jeszcze bardziej. W mgnieniu oka się ubrała i od razu wyszły, kierując się w stronę centrum.

4 komentarze:

  1. Haha świetna jest ta Daga xD już ją lubię :3 czekam na kolejnu ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta Daga jest serio świetna. Coś czuję, że pomoże Emilii się zaklimatyzować :3 Czytam dalej :P

    OdpowiedzUsuń