piątek, 7 marca 2014

Rozdział 4

     Myśl, że wyjeżdża z Nowego Jorku, nadal siedziała w głowie Emilii, kiedy ta siedziała wygodnie w limuzynie wlokącej się ślimaczym tempem Czterdziestą Pierwszą ulicą w stronę lotniska. Nastolatka miała niewielkie wyrzuty sumienia, że zostawia wszystko, ale z drugiej strony nic ją tu nie trzymało. Nie miała przyjaciół, za którymi mogłaby tęsknić ani nawet bliższych znajomych. Kiedyś jej jedynym bardzo dobrym kolegą był Jake Herman, syn przyjaciół rodziców Emilii. Razem się bawili, chodzili w dużym stopniu z nudów na lekcje tańca, odrabiali wspólnie lekcje.. Bardzo dobrze się dogadywali. Wszystko to jednak zmieniło się, kiedy rodzice chłopaka postanowili, że od trzeciej klasy podstawówki nie będzie on miał indywidualnego nauczania tak jak Emilia. Próbowali także przekonać w tej kwestii Sarę, ale ta była nieugięta. Po zmianie szkoły Jake zaczął mieć nowych znajomych, przyjaciół, a w końcu jego kontakt z Emilią się urwał i teraz szli własnymi ścieżkami. Mieli okazję spotkać się jedynie od czasu do czasu na nielicznych spotkaniach, na których jakimś cudem chłopak się zjawiał. Jego w przeciwieństwie do Emilii rodzice nie zmuszali do publicznych wystąpień, czego dziewczyna mu zazdrościła.
   Nastolatka wyciągnęła ze swojej torby małe lusterko. W jego odbiciu zobaczyła swoje niebieskie oczy i spadające na twarz blond włosy. Wiele osób mówiło jej, że urodę odziedziczyła po swojej mamie, która właśnie siedziała w samolocie lecącym na Manhattan. Bardzo możliwe, że nawet się nie zobaczą przed wylotem Emilii, dosłownie się mijając.
   Limuzyna zatrzymała się.
   Emilia z Kamilem, którzy przez całą drogę na lotnisko rozmawiał służbowo przez telefon komórkowy, wysiadła z pojazdu prosto w duszny letni wieczór. Było tak parno, że Emilii momentalnie zrobiło się słabo. Szybko wzięli walizki i minęli tłum tłoczących się przy wejściu ludzi chodzących w popłochu i weszli do budynku. W środku uwijała się jak w ukropie policja przy tłumie ludzi, czekających na samolot jakiejś znanej gwiazdy. Emilia pomyślała, że to bez sensu, że taka bogata osoba nie lata prywatnym samolotem tylko woli przepychać się przez swoich psychicznych fanów. Ale to jej wybór. Rodzice Emilii mieli swój odrzutowiec, którym się przemieszczali, ale dziewczyna wolała latać tanimi liniami lotniczymi wśród najzwyklejszych ludzi.
   Jej myśli o możliwościach podróżowania przerwał głos z głośników umieszczonych w całym budynku. Nieznana nikomu kobieta poinformowała wszystkich, żeby osoby lecące do Polski wstawili się do odprawy.
   Gdy Emilia weszła wraz z Kamilem do windy mającej zawieść ją na drugie piętro,  gdzie miała rozpocząć się odprawa, poczuła, jak motylki w brzuchu, które czuła do tej pory, teraz zmieniły się w wybuchające granaty. Nosiło ją z nerwów od samego rana, ale też była podekscytowana.
   Po wyjściu z ruchomego pudełka, stanęła w kolejce do odprawy i pożegnała się z tatą, mocnym uściskiem i buziakiem w policzek. Kamil  nie mógł z nią lecieć. Czekał na Sarę, która pół godziny później miała przylecieć na to samo lotnisko. Emilia przeszła przez bramkę. Następnie sprawdzili jej torby i ją. Po wielu kontrolach i oddaniu walizek do zapakowania na pokład samolotu, Emilia mogła odnaleźć swoje miejsce w latającej maszynie.   Chwilę musiała poczekać i usłyszała informacje, żeby zapiąć pasy bezpieczeństwa. To też zrobiła.
   Lot trwał bardzo długo, bo dziewięć godzin z przesiadką w Niemczech.
   Po wylądowaniu w Polsce Emilia wolno i bez pośpiechu pozbierała swoje rzeczy i wysiadła. Niemal padała z nóg, ale ostatkiem sił utrzymywała swoje powieki otwarte. Równie dobrze mogła się zdrzemnąć w samolocie, ale nie potrafiła, kiedy wiedziała, że otacza ją tyle obcych ludzi. Po odebraniu bagaży weszła do wielkiego pomieszczenia, gdzie ludzie witali się z osobami, którzy tak jak Emilia wyszli z samolotu.
   ,,Ciekawe czy ktoś w ogóle po mnie przyjechał" pomyślała i ruszyła w stronę drzwi wyjściowych, gdy nigdzie nie dostrzegła nikogo znajomego.
   Ktoś zawołał jej imię, kiedy była już prawie na zewnątrz.
   -Emilka! Poczekaj!
   Dziewczyna gwałtownie się odwróciła. Była to jej babcia, Janina. Jej kochana babcia, której nie widziała trzy lata i która właśnie biegła wolno w jej stronę. Pierwsze co rzuciło się nastolatce w oczy to bardzo dobry stan fizyczny staruszki. Chociaż lata jej nie oszczędzały, trzymała się bardzo dobrze.
   Emilce przypomniało się jak, gdy była o wiele mniejsza, podczas wizyt u babci,  ta zabierała ją do zoo i na plac zabaw, na którym spędzały miłe popołudnia. To właśnie była ona. Miła i kochana babcia, która nigdy nie podniosła na nią głosu.
   Z rodziną ze strony Sary Zielonkowie nie mieli kontaktu od trzynastu lat. Pokłócili się, kiedy Sara, Kamil i mała Emilia postanowili wyjechać do Nowego Jorku i tam rozpocząć nowe życie. Wtedy rodzice Sary w złości postawili im ultimatum: jeśli wyjadą, nie mają po co wracać. Wyjechali i wzięli sobie ich słowa bardzo głęboko do serca.
   -Cześć, babciu - przywitała się Emilia, przytulając Janinę z całych sił.
   - Cześć, kochanie- odwzajemniła uścisk wnuczki.- Ale wyrosłaś- była zdumiona. Popatrzyła na wnuczkę, oglądając ją z każdej strony.- Już nie jesteś tą małą dziewczynką, która bawiła się lalkami.
   Emilia uśmiechnęła się szerzej, idąc wraz z nią do jej samochodu.
   Włożyły walizki do bagażnika i ruszyły do domu Janiny. Czekała ich co najmniej godzina podróży, a z tempem w jakim poruszał się sfatygowany pojazd Janiny, Emilia miała wątpliwości, czy zajadą tam w ciągu trzech godzin. Kiedy zobaczyła, czym jeździ jej babcia, szczerze się przestraszyła. Obawiała się, czy jest on w ogóle bezpiecznym środkiem transportu. Nie była przyzwyczajona do takich pojazdów jak ten, ale nic nie powiedziała. Nie chciała wyjść na rozpieszczoną pannę z Nowego Jorku. Całe swoje życie starała się taka nie być.
   Nastolatka sennym głosem opowiadała co nieco o rodzicach i ciekawostkach z Nowego Jorku Janinie przez prawie całą drogę. Chciała jak najdłużej podtrzymać temat, ale i tak mimo starań w końcu usnęła w niewygodnym fotelu samochodu. Obudziła się jakiś czas później. Wyjrzała zaciekawiona przez szybę.
   Okolica była niezaprzeczalnie piękna. Wszystko tonęło w zieleni: korony drzew, ich pokryte mchem pnie, porośnięta trawą ziemia. Przez tę wszechobecną zieleń Emilia czuła się tu jak na obcej planecie, ponieważ w Nowym Jorku było co prawda kilka parków i oczywiście wielki Central Park, ale tutaj wszystko było takie naturalne. Nie otaczały ich budynki o ogromnych wysokościach, ale małe domki z pięknymi ogródkami.
   Emilia wysiadła z samochodu, kiedy pojazd zatrzymał się przed jednym z budynków. Janina mieszkała w niewielkim domku na przedmieściach. Dziadek Emilii zmarł zanim ta zdążyła go poznać. Dom ten posiadał dwie sypialnie. W jednej, kilkanaście lat temu, zamieszkiwał dziadek Emilii z babcią, a w drugiej ona sama z rodzicami. W tej drugiej, po wyjeździe do Stanów, Janina urządziła pokój, w którym spała i bawiła się Emilia, podczas jej kilku wizyt. Sara i Kamil najczęściej przylatywali tylko po to, aby przywieść córkę i jeszcze tego samego dnia wracali. Taka sama sytuacja była, gdy Emilia wracała do Nowego Jorku. Nie podobało się to matce Kamila, ale przestała się wtrącać w życie syna i jego rodziny. Był dorosły i mógł robić, co mu się podobało. Była z niego dumna, że odniósł taki sukces w życiu, ale martwiło ją, że tak rzadko się widywali. Dlatego też jej radość była jak nie z tej ziemi, kiedy Kamil spytał ją, czy Emilia może do niej przyjechać na tak długo.
   Cały bagaż zdołały wieść na piętro za jednym zamachem. Emilia dostała sypialnie wychodzącą na zachód na podjazd przed domem, tę samą co za każdym razem, gdy tu przyjeżdżała. Drewniana podłoga, bladoniebieskie ściany, spadzisty sufit, stare meble i świeżo uprane firanki składały się na jego wystrój. W kącie pokoju nadał stał miniaturowy fotel bujany- ulubiony w dzieciństwie Emilii. Na biurku stał stary komputer kupiony jeszcze przez rodziców nastolatki, gdy tu mieszkali. Dziewczyna miała spore wątpliwości, czy ten jeszcze działa.
   W domu była tylko jedna łazienka, czyli niewielkie  pomieszczenie u szczytu schodów. Emilia miała ją dzielić z babcią, od czego zdołała się odzwyczaić.
    Jedną z wielu cech babci dziewczyny było brak nadopiekuńczości, więc prawie od razu zostawiła wnuczkę samą, aby się rozpakowała i rozgościła. Nastolatka była zdumiona, że nagle odechciało się jej spać, jak za pomocą czarodziejskiej różdżki. Miała możliwość rozpakowania się i spokojnego odświeżenia po podróży.
   Gdy Emilia skończyła układać ubrania w starej sosnowej komodzie, poszła z kosmetyczką do jej wspólnej łazienki, dzielącej z babcią. Poukładała na zwolnionej przez Janinę półce swoje kosmetyki i wzięła odświeżający prysznic.
   Przy kolacji Janina z Emilią znowu zaczęły plotkować. Babcia dziewczyny opowiadała o okolicy i ludziach mieszkających w sąsiedztwie, a następnie wyszła do ogrodu.
   Dziewczyna usiadła przy dębowym stole na jednym z trzech krzeseł i lustrowała wzrokiem niewielką kuchnię. Nic się nie zmieniło. Ściany nadal były wyłożone ciemnym drewnem, szafki jaskrawożółte, a podłoga z linoleum. Nad niewielkim kominkiem w przylegającym do kuchni saloniku wisiał rząd fotografii poczynając na młodości dziadków, a kończąc na zdjęciach Emilii aż do ubiegłego roku. Zdjęcia te wysyłała własnoręcznie Sara.
   Emilia usiadła wygodnie na kanapie i sięgnęła po pilota od niewielkiego babcinego telewizora. Odpaliła go. Nie była przyzwyczajona do polskiej telewizji, ale postanowiła spróbować. Niestety, dostępne były tylko trzy kanały, na których transmitowane były programy, które w żadnym stopniu nie interesowały nastolatkę. Z rezygnacją wróciła do swojego pokoju i położyła się na łóżku, rozglądając się po pomieszczeniu. Był szary i nudny, co się jej nie podobało. Przypomniała sobie o ozdobach, które ze sobą zabrała- spodziewała się takiej ewentualności. Sięgnęła do jednej z dwóch toreb leżących nadal prawie puste na środku pokoju i wyciągnęła kolorowe, sztuczne motylki, które przyczepiła do firanki.
   -Miałabyś ochotę na zakupy? Przy okazji zwiedziłabyś trochę miasto- zaproponowała Janina, gdy Emilia weszła do ogrodu. Staruszka szła właśnie do wnuczki, omijając grządkę truskawek.
   -Jasne- zgodziła się chętnie nastolatka. Zakupy jak najbardziej jej odpowiadały. Zawsze to nie siedziała w domu.
   Pół godziny później były już w centrum miasta. Weszły do jednego ze sklepów i Emilia zaczęła przeglądać ubrania wiszące na wieszakach.
   - Przymierzę tę- powiedziała do babci i wyciągnęła wykończoną koronką lawendową bluzeczkę z wieszaka, a Janina kiwnęła głową. - Zaraz wracam- odparła nastolatka, znikając w przymierzalni. Kiedy wróciła przyjrzała się w dużym lustrze. Janina przez kolejne piętnaście minut mówiła, że Emilia wygląda ślicznie we wszystkim, co przymierzyła. W końcu nastolatka zaopatrzyła się w kilka nowych rzeczy i z zakupami poszły do budki z lodami. Dzień był naprawdę ciepły.
   Kiedy wróciły do domu, Emilia z uśmiechem uznała, że podoba się jej w Polsce. Samo to, że mogła nareszcie normalnie funkcjonować, wychodzić, kiedy chciała i gdzie chciała, nie narażając się na zdjęcia bardzo ją mobilizowało do dalszych starań, żeby było jeszcze lepiej. Wszystko dopełniała cisza, która ją otaczała. Już od bardzo dawna nie zasypiała w takiej błogiej ciszy bez klaksonów samochodów zza okna, a od tego dnia miało tak być przez równy rok.

7 komentarzy: