piątek, 19 czerwca 2015

Rozdział 38

   Emilia stała, patrząc raz na Lucie, a raz na mężczyznę imieniem Kevin. Nie wiedziała, co powiedzieć. Kiedy Joanna opowiadała jej o Lucie, wspomniała coś o jakimś Kevinie, przypomniała sobie, ale nie sądziła, że był dla niej kimś ważniejszym. Jak się okazało, był. Kobieta wróciła pamięcią do chwil, kiedy oglądała zdjęcia w albumach po powrocie ze szpitala. Miała ochotę strzelić sobie z otwartej dłoni w czoło. Jak mogła nie skojarzyć imion? Mogła już wtedy zapytać Joannę o Kevina, z którym miała tyle zdjęć z kilku lat jej życia. Jak na złość nawet o tym nie pomyślała. Prawie całkowicie zapomniała o tej osobie, która stała teraz niemal tuż przed nią i czekała na jej ruch. Spojrzała mu prosto w oczy.
   - Po co przyjechałeś?- spytała spokojnie, zakładając ręce na piersiach.
   - Porozmawiać- odpowiedział. Emilia usłyszała coś na kształt mruknięcia ze strony Lucie. Kobieta spojrzała w stronę przyjaciółki. Wyglądała, jakby chciała zabić Kevina własnym wzrokiem.
   - O czym?- przymrużyła oczy, jakby chciała wykryć jakieś kłamstwo. Trochę dziwiła ją postawa przyjaciółki.
   - Nie wiem- westchnął.- Właściwie nie wiem, po co przyjechałem. Może chciałem cię zobaczyć? Nie wiem..- pokręcił głową.
   Emilia patrzyła na niego uważnie. Następnie swój wzrok przeniosła na Lucie i Annę, uśmiechając się lekko w ich kierunku.
   - Możecie nas zostawić samych?- spytała. Oczy Lucie powiększyły swoje rozmiary.- Lucie, tylko z nim porozmawiam- uspokoiła, chociaż nadal nie znała powodu zachowania blondynki. Anka posłusznie wstała z kanapy i posyłając lekki uśmiech w stronę Emilii, wyszła, kierując się w stronę schodów. Lucie jeszcze chwilę siedziała na swoim miejscu, ale później powoli wstała, uważając na swoją córeczkę.
   - Emilka, proszę cię, zwracaj uwagę na to, co słuchasz- poprosiła szeptem. Emilia zmarszczyła czoło, jeszcze bardziej nic nie rozumiejąc, ale powoli skinęła głową. Następnie poczekała aż jej przyjaciółka zniknie jej z pola widzenia.
   - Usiądź- zwróciła się do byłego narzeczonego, wskazując kanapę, na której już wcześniej siedział. Chwilę się zawahał, ale usiadł, a Emilia naprzeciwko niego w fotelu, w którym chwilę wcześniej siedziała Lucie.- Chciałeś porozmawiać- przypomniała. Skinął ledwo widocznie głową, nawet na nią nie patrząc.- Bo.. wiesz..- podrapała się po karku.- Ja cię nie pamiętam. Wiem tylko, że byliśmy kiedyś zaręczeni.
   - Zaręczeni- prychnął pod nosem.- Tak, byliśmy zaręczeni- pokręcił głową.
   - Jeśli chcesz, możesz mi coś o nas opowiedzieć- zaczęła niepewnie. Pomyślała, że dobrze by było wiedzieć, jakie relacje ich łączyły po zerwaniu.
   - O nas?- zaakcentował drugie słowo. Skinęła wolno głową.- Co tu mówić- wzruszył ramionami. Siedział pochylony lekko do przodu, opierając się na rękach opartych na kolanach.- To trochę skomplikowane.
   - Ale chciałabym wiedzieć.
   - Cholera, Emily- opuścił swoją głowę w dół tak, że niemal brodą dotykał klatki piersiowej.- To tak cholernie trudne- przejechał dłońmi po swojej łysinie, która z pewnością nie była wynikiem wieku.
   - Więc mi to wytłumacz- szepnęła. Albo jej się wydawało, albo usłyszała chlipnięcie. Zmarszczyła czoło. Kevin płakał? Nie, to nie było możliwe.
   - W życiu popełniłem tyle błędów..- jego głos się urwał.
   - Każdy je popełnia- zawahała się, czy nie wstać i do niego nie podejść, ale zrezygnowała.
   - Tylko, że za moje błędy płacisz ty- wyprostowała się. Ona płaci za jego błędy? Ale jak? Zastanawiała się.- Nie pamiętasz, ale tak bardzo cię zraniłem- i wtedy podniósł swój wzrok na nią. Jej buzia bezwładnie się otworzyła, kiedy zobaczyła jego czerwone oczy pełne łez, które co chwila spływały po jego i tak już mokrych policzkach.
   - Kevin- wstała i przysiadła na nogach tuż koło jego kolan. Wciąż na nią patrzył.- Dlaczego płaczesz? Ja nie pamiętam, co nas łączyło i co się między nami stało, ale chcę, żebyś mi to powiedział-  ponownie spuścił swoją głowę.- Ej- położyła swoją dłoń na jego kolanie. Nawet nie zdała sobie sprawy z tego, że dotknęła lekko jego słoni, która teraz leżała na jego udzie.- Ke..
   Urwała, kiedy znowu zobaczyła te obrazy.

   - Mam dla ciebie niespodziankę- powiedział zadowolony.
   - Jaką?- spytała z ciekawością.
   - Mam taki pomysł, żeby w ten weekend pojechać do Miami. Spędzilibyśmy trochę czasu razem. Już nawet zarezerwowałem pokój w hotelu i dwa bilety na samolot.
   - Może dałoby się to zrobić w następny weekend?
   - Dlaczego?- spytał z ironicznym uśmiechem.
   - To z powodu kogoś z moich przyjaciół. Lucie przyjeżdża właśnie w ten weekend.
   - Rozumiem- rzucił wyraźnie niezadowolony.- I to z nią chcesz spędzić ten weekend nie ze mną.
   - Nie, nie o to chodzi. Możemy się spotkać we trójkę, ale też chciałabym mieć trochę czasu tylko dla niej.
   - Przecież w Miami wszystko jest już gotowe.
   - Kevin, ona została napadnięta. Muszę być przy niej. To moja przyjaciółka.
   - Nie masz w ogóle czasu dla mnie. Wcześniej szkoła, później wyjazd do Polski, teraz Lucie.
   - To nie tak, Kevin- powiedziała łamiącym się głosem. Nie lubiła się z nim kłócić. Był na nią tak zły, że nie życzył sobie nawet żeby go dotykała. Kiedy ta próbowała położyć rękę na jego ramieniu, strząsną ją i się odsunął. – Dlaczego nie chcesz spędzać czasu z moimi przyjaciółkami. Polubiłbyś je. Olivii nawet nie znasz, a od razu ją znielubiłeś.
   - Nie widzę sensu, żeby spotkać się w ten weekend z tobą i tą twoją koleżanką, kiedy ja mogę  bawić się w Miami jak król- odwrócił się do niej tyłem.
   - Ja twoich znajomych nie unikam!
   - Spędziłbym z wami z chęcią czas, gdyby to nie wymagało
zmiany moich planów.


   - Co tu się u diabła dzieje?- spytała, stając w drzwiach.
   - Dzień dobry- mówiła, dysząc.- Wie może pani, gdzie jest Kevin?
   - Wyprowadził się przecież- odpowiedziała, machając rękami.
   - Wyprowadził się?- Emilia nie wierzyła własnym uszom.
   - Tak. Do Waszynktonu chyba.


   - Nie udawaj, że nie wiesz, o co mi chodzi- odepchnął się od maski samochodu i zrobił dwa kroki w jej stronę, ale ona tyle samo się cofnęła. Zaczynał ją przerażać.- Kamil Zielonka. Mówi ci to coś?
   - Czy ty sugerujesz, że zabiłam własnego ojca?!- krzyknęła,a jej głos odbił się echem po parkingu.
   - Ja jestem tego niemal pewny- sprostował. Emilia potarła palcami czoło. Czegoś takiego się nie spodziewała.
   - Na jakiej podstawie? Kochałam go!- w środku aż się gotowała ze złości.
   - Jesteś teraz bogatsza o jakieś kilka milionów, często się kłóciliście…
   - Kevin, to mój ojciec! Jak możesz w ogóle tak myśleć?! Znasz mnie już na tyle dobrze, że powinieneś wiedzieć, iż na pieniądzach mi nie zależy. Poza tym, kiedy wybuchł pożar byłam w Polsce. Jakim sposobem miałabym go zabić? Myślisz, że podpaliłabym całe piętro w biurowcu?!- była oburzona. Jak Kevin mógł myśleć,że to ona zabiła Kamila?
  - Istnieją różne sposoby. Mogłaś komuś zapłacić..
  - Kevin, zejdź na ziemię! Jak możesz mnie oskarżać o coś tak okropnego?! Nigdy bym nikogo nie skrzywdziła, a tym bardziej własnego ojca! Nie widzisz, jak żałosne są twoje słowa?


   Emilia zaczęła gwałtownie mrugać powiekami. Kiedy sobie coś przypominała, wyglądała jak w jakimś transie. Na dodatek strasznie bolała ją głowa. Kevin nie wiedział, co się dzieje. Popatrzył na nią zdziwiony. Kobieta położyła płasko dłoń na swoim czole, wracając na swoje wcześniejsze miejsce.
   - Już nie musisz mi nic tłumaczyć- wymamrotała.- Przypomniałam sobie kilka… scen.
   - Przypomniałaś sobie?- jego oczy przypominały okrągłe monety.- Emily, wraca ci pamięć!
   - Tak- uśmiechnęła się lekko jednak szybko kąciki jej ust opadły w dół.- Traktowałeś mnie okropnie..- wyszeptała.
   - Wiem- skinął smutno głową.- Miałem powody..
   - Dlaczego teraz przyjechałeś?- przerwała mu.- Dlaczego, Kevin? Teraz chcesz rozmawiać? Teraz?- powtórzyła.- Gdzie byłeś wcześniej?- prawie krzyczała. Sama już nie wiedziała, co czuje. Na dodatek teraz, kiedy sobie przypomniała, jaki dla niej był.- Dlaczego teraz? Teraz, kiedy nie wszystko pamiętam, a właściwie prawie nic... Co robiłeś wcześniej?
    - Wcześniej robiłem wszystko, żeby ci skurwiele nic ci nie zrobili!- wykrzyczał na całe gardło, gwałtownie wstając tak, że aż wbiła się zaskoczona w fotel.
   Jego klatka piersiowa bardzo szybko się unosiła i równie szybko opadała. Dłonie zaciśnięte miał w pięści, a usta zacisnął w wąską linię. Po jego wcześniejszych łzach były jedynie ślady w postaci lekko wilgotnych policzków. Przez chwilę oboje milczeli. Emilia oblizała swoje suche wargi i dopiero wtedy na niego spojrzała.
   - Co masz na myśli?- spytała cicho, jakby bojąc się, że Kevin znowu wybuchnie niczym wulkan.
   Odwrócił się do niej tyłem i stanął przy oknie z widokiem na ogród. Patrzył za szybę, ale nie na nią, co ją trochę zdenerwowało.
   - Nie spotkało cię nic dziwnego od wypadku?- nadal stał tyłem.
   Spotkało, ale nie chciała mu o tym mówić. Nikomu nie chciała mówić. Dlaczego? Tu chwilę się zastanowiła.. A jeżeli o mężczyźnie z parku i tym, który do niej dzwonił, a następnie który siedział w czarnym BMW, wiedział coś Kevin? Może wyjaśniłoby się wszystko? Dostałaby odpowiedzi na swoje pytania?
   - Nie- stchórzyła. W jakiś sposób się bała.
   Ta odpowiedź podziałała na Kevin’a jak czerwona chusta na byka. Odwrócił się gwałtownie i rzucił jej spojrzenie, które można było uznać za groźne.
   - Nie kłam- prychnął.- Wiem, kiedy kłamiesz. Emily, byliśmy razem nie rok czy dwa. Wiem o tobie więcej niż możesz sobie myśleć.
   Spuściła głowę, jakby została za coś karana.
   - W takim razie, dlaczego mnie o to pytasz?
   Nie odpowiedział na jej pytanie.
   - Byli tu- powiedział, ponownie odwracając się do niej tyłem, jakby nie chciał patrzeć jej w oczy.
   - Kto?- spytała tak cicho, że sama zaczęła się zastanawiać, czy to nie były po prostu jej myśli.
   - Powiedz mi prawdę, ktoś do ciebie dzwonił, pisał.. cokolwiek?- spojrzał na nią przez ramię tylko po to, żeby chwilę później znowu odwrócić głowę.
   Emilia bawiła się własnymi palcami. Musiała powiedzieć.  Teraz albo nigdy. On mógł jej wszystko wytłumaczyć.
   - Ktoś..- chrząknęła w celu oczyszczenia gardła.- Jakiś mężczyzna zaczepił mnie raz..
   - Jorge- przerwał jej. Zmarszczyła czoło.- Przyjechał tu przede mną.
   - Kim jest Jorge?
   - To mój..- zawahał się- przyjaciel. Mów dalej- polecił nareszcie się odwracając. Oparł się niechlujnie o ścianę obok.
   - Ktoś inny do mnie najpierw pisał, później dzwonił. Widziałam go w..
   - Czarnym BMW, tak?- podniósł jedną brew do góry.
   - Tak- skinęła głową.- Skąd wiesz?
   - To oni- był widocznie zły. Z jego ust wydostała się wiązanka przekleństw.- Nie sądziłem, że przyjadą aż tutaj- prychnął.- Jak widać, są zdolni do wszystkiego- mruknął jakby sam do siebie.- Zrobili ci coś?- spytał szybko, gdy sobie uświadomił, że coś się mogło stać.
   - Nie- pokręciła przecząco głową.- Co mieli mi zrobić? Kevin, kim oni są?
   - Jeszcze nie jestem do końca pewien, co są w stanie zrobić… Trzeba dmuchać na zimne.
   - Kim oni są?- ponowiła pytanie, które najbardziej ją interesowało w całej tej sprawie.
   Kiedy jego oczy spojrzały prosto w jej, zauważyła, że są gotowe na wszystko. Jakby zaraz miał ruszyć i walczyć w wojnie, dosłownie.
   - To coś na kształt sekty- powiedział, a serce Emilii na chwilę stanęło. „Coś na kształt sekty” dudniło jej w głowie przez kilkanaście sekund.
   - Jak to, coś na kształt sekty?- spytała.- Albo są sektą, albo nie- wzruszyła lekko ramionami.
   Kevin westchnął najwyraźniej lekko zirytowany.
   - To skomplikowane- bąknął, siadając ponownie na kanapie.
   - Więc mi to wytłumacz- szepnęła ledwie słyszalnie.
   - Emily, nie jest ci to potrzebne- obrzucił ją spojrzeniem.
   - Ale chodzi o mnie!- podniosła głos.
   - Nie zmuszaj mnie…- jego cierpliwość się kończyła. Postanowił, że nie będzie jej wszystkiego mówił, żeby chociaż w pewnym sensie ją odciążyć z problemów, ale ona najwidoczniej nie zamierzała się poddać tak łatwo.
   - Kevin, chodzi o mnie, więc muszę wiedzieć- wstała, odgarniając z twarzy kilka kosmyków włosów.
   - Ale nie mogę ci powiedzieć!- nie patrzył na nią.
   - A właśnie, że możesz!- upierała się przy swoim.
   - Nie mogę..- pokręcił przecząco głową.
   - Kevin, musisz mi powiedzieć!- krzyknęła.- Ja chcę to wiedzieć! Im chodzi o mnie, tak?! Więc muszę wiedzieć na czym stoję!- przygryzł swoją dolną wargę.- Dlaczego jesteś taki uparty i nie chcesz nic powiedzieć?!
   - Bo cię, do cholery, kocham i nie chcę, żeby coś ci się stało!- wykrzyczał na całe gardło, gwałtownie wstając.
   Emilia nie była zdolna wymówić ani jednego słowa pod wpływem wielkiego zdumienia i zaskoczenia. Spuściła wzrok na czubki swoich stóp, zakrywając tym samym twarz włosami. Nie chciała patrzeć na Kevina. Nie potrafiła. Słyszała jedynie jego przyśpieszony oddech.
   Nastąpiła cisza.
   - Chyba powinienem..- zaczął niepewnie mężczyzna- teraz ci co nieco wytłumaczyć- podniosła na niego wzrok. Uśmiechnął się lekko w jej stronę.- Usiądź, proszę.
   - Dlaczego to powiedziałeś?- zignorowała jego prośbę.
   - Bo to prawda- wyszeptał tak, żeby usłyszała.
   - Zerwałeś ze mną i traktowałeś mnie okropnie- zauważyła.
   - To także prawda- zgodził się ze smutkiem wymalowanym na twarzy.- Chcę ci to właśnie wytłumaczyć. Usią…- nie dokończył, bo Emilia zajęła swoje poprzednie miejsce w fotelu, zakładając nogę na nogę. Kevin także opadł na kanapę, wzdychając.
   - Mów- Emilia przyglądała mu się uważnie.
   Chrząknął.
   - Pewnie nie pamiętasz, jak się poznaliśmy..
   Pokręciła przecząco głową.
   - Wiem tylko, że było to w Paryżu, kiedy poznałam Lucie- wiedziała to od Joanny.
   - Dokładnie. Podobno to miasto zakochanych…- uśmiechnął się smutno.- Nie od razu byliśmy razem. Ty wróciłaś do Nowego Jorku, a ja zostałem w Paryżu- przypomniał sobie ich pożegnanie na lotnisku. Obiecał jej wtedy, że jeszcze się spotkają.- Później zacząłem studiować w Nowym Jorku. Wiesz dlaczego?- pokręciła przecząco głową.- Żeby być blisko ciebie- uśmiechnął się na to wspomnienie, kiedy ją o tym poinformował.- Później stworzyliśmy poważny związek, który przetrwał tak długo..
   - Ale ty wszystko popsułeś- wtrąciła. Kevin zrobił niezadowoloną minę.
   - W pewnym sensie, tak. Zaczęliśmy się kłócić.. Bardzo często… Nawet gdybyś nie straciła pamięci, nie znałabyś prawdziwego powodu.
   - Sekta?- domyśliła się.
   -Tak- przytaknął.- Nie należałem do nich, ale robili wszystko, żeby mi zrujnować życie. Tacy właśnie są- jego wzrok zatrzymał się w jednym punkcie, którym był kwiatek doniczkowy ustawiony na parapecie.- Rujnują ludzi, tak jak zrujnowali mnie- Emilia słuchała w skupieniu. Było jej szkoda Kevina, z całego serca mu współczuła.- Rzuciłem pracę, wyjechałem.. ciebie traktowałem najgorzej jak to było możliwe.. nawet mój wygląd- prychnął.- Popatrz, co ze sobą zrobiłem. Przecież ja.. ja nienawidziłem tatuaży, a  wiesz, co zdobi moje ciało? Tatuaże- odpowiedział swoje pytanie. Ściągnął gwałtownymi ruchami bluzę, którą miał na sobie, ukazując gołe ręce, których nie zakrywała jego koszulka. Rzeczywiście całe jego górne kończyny pokrywały w większości czarne malunki. Kiedy Emilia chciała im się bliżej przyjrzeć, mężczyzna szybko narzucił na siebie bluzę.
   - Stoczyłem się na dno.
   - Nie mów tak.
   - Nie mówić?- prychnął.- Nie mam grosza przy duszy, pracy, ani mieszkania. Wszystko straciłem przez nich.
   - Jak tu przyjechałeś?- zapytała cicho.
   - Mama pomogła mi przejrzeć na oczy. W Waszynktonie chodzę na terapię, żeby wrócić do normalnego życia.. Ale to nie jest łatwe. Powiedziałem im, że z tym kończę, więc uczepili się ciebie- jego dłonie zaciśnięte były w pięści.- Pewnie chcesz zapytać, dlaczego ty?- wcale nie zamierzała, ale nic nie powiedziała. Dała mu kontynuować.- Chcą mnie jak najbardziej zranić za odejście. Próbowali mnie na różne sposoby szantażować. To bardzo niebezpieczni ludzie, Emily…
   - Zdaję sobie z tego sprawę..
   - Oni są mordercami- kiedy to powiedział, jej oczy powiększyły swoje rozmiary co najmniej dwukrotnie.- Nie mogę ich wydać policji.. Niejeden próbował i dołączył do listy zaginionych w niewyjaśnionych okolicznościach..
   - Kevin… to jest straszne- dopiero teraz sobie w pełni uświadomiła, w  jakim niebezpieczeństwie była.- Co zrobimy?
   - Zrobimy?- powtórzył.- Nie, Emily, ty nie będziesz nic robiła. Muszę to załatwić sam- wstał. Emilia zaskoczona także się podniosła.- Jeszcze nie wiem, jak, ale to zrobię. Obiecuję ci to tu i teraz.
   Położył swoją dłoń na jej policzku, patrząc jej czule w oczy. Nie trwało to długo. Jakby ktoś go poparzył, opuścił swoją rękę wzdłuż ciała i szybkim krokiem wyszedł, zostawiając Emilię z milionem kłębiących się w jej głowie myśli. Kobieta wolno weszła po schodach na piętro, a następnie weszła do sypialni, którą zajmowała aktualnie z Lucie i Lilly, śpiącą teraz w drewnianym łóżeczku. Blondynka od razu skierowała swój wzrok na przyjaciółkę, podchodząc do niej, jak ta tylko zamknęła drzwi.
   - Emilia, co się stało?- spytała przestraszona wyglądem Emilii. Kobieta, chociaż nie zdawała sobie z tego sprawy, była bardzo blada, a ręce telepały się, jakby były galaretą.
   - Och, Lucie.. Dowiedziałam się takich strasznych rzeczy- po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. Lucie od razu objęła ją ramionami i czule pogładziła ją po włosach. Pozwoliła, aby Emilia wypłakała się jej w ramię, a następnie usiadły i kobieta wszystko opowiedziała przyjaciółce, co właśnie usłyszała od Kevina. Lucie także była zdruzgotana. Emilii mogło się coś stać jeszcze przed wypadkiem! A to wszystko dlaczego? Bo Kevin odseparował się od sekty.
   W nocy Emilia spała bardzo niespokojnie. Co chwilę się budziła, dręczona koszmarami pod różnymi postaciami. Kręciła się na łóżku niespokojnie i cieszyła się tylko, że nie obudziła Lucie. O czwartej nad ranem nie wytrzymała i wstała. Po wsunięciu na swoje stopy klapek, zeszła po cichu na parter i wypiła dwie szklanki wody mineralnej. Kiedy i to jej nie pomogło, wyszła na zewnątrz, najciszej jak potrafiła, przekręcając kluczyk w zamku. Usiadła na jednym ze schodków, prowadzących do drzwi wejściowych. Musiała odetchnąć świeżym powietrzem. Podskoczyła, jak mała dziewczynka, kiedy poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. W pierwszej chwili chciała rzucić się do ucieczki z głośnym wrzaskiem, ale odetchnęła z ulgą, kiedy rozpoznała osobę, stojącą przy niej.
   - Co tu robisz?- spytała, pocierając dłońmi skórę na swoich ramionach. Na zewnątrz było chłodno, a ona wyszła w cienkiej pidżamie.
   - O to samo mógłbym spytać ciebie- Bartek ściągnął grubą bluzę i położył ją na ramionach Emilii. Kobietę od razu ogarnęło ciepło pod wpływem okrycia. Mężczyzna usiadł obok niej tak, że stykali się kolanami.
   - Musiałam pomyśleć- wzruszyła ramieniem.
   - To pomyślmy razem- uśmiechnął się, co odwzajemniła.
   Siedzieli tak przez jakiś czas w ciszy. Emilia nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, kiedy zasnęła, opierając swoją głowę na ramieniu Bartka. Ten, kiedy zorientował się, że Emilia śpi, najdelikatniej jak potrafił wziął ją na ręce w pozycji panny młodej i wolnym krokiem zaniósł ją łóżka.

  Emilia uchyliła lekko powieki, ale kiedy zdała sobie sprawę, że nie jest u Anny i Tomasza, otworzyła je gwałtownie, podnosząc się na łokciach. Rozejrzała się na boki i uśmiechnęła się sama do siebie. Następnie pokręciła z niedowierzaniem głową. Przeturlała się na drugą stronę łóżka, kiedy zdała sobie sprawę, że nie jest sama. Bartek leżał na podłodze, owinięty w brązowy koc jakby leżał w kokonie. Emilia z uśmiechem oparła głowę na dłoniach, leżąc na brzuchu. Przyjrzała się mężczyźnie. Wcześniej nie miała okazji bezkarnie mu się przyjrzeć i nie być narażona na żadne docinki. Bartek był niezaprzeczalnie przystojnym mężczyzną. Od zawsze wyróżniał się urodą, ale teraz z męskimi rysami był przystojniejszy niż kiedykolwiek wcześniej. Z pewnością jego wysportowana sylwetka przyciągała dziewczyny. Jednak on nie był żadną zainteresowany. Oczywiście miał kilka partnerek w swoim życiu, ale nie było to nic poważnego.
   - Podziwiasz widoki?- spytał Bartek sennie, uśmiechając się, chociaż jego oczy wciąż pozostawały zamknięte.
   Emilia speszyła się, wracając na miejsce, w którym się obudziła.
   - Nie- bąknęła, czując, że jest czerwona jak burak. Usłyszała, jak Bartek wyplątuje się z koca, ale nie patrzyła w jego stronę. Łóżko lekko się zakołysało. Dopiero wtedy przeniosła swój wzrok na Bartka, który siedział na drugim końcu posłania i się jej przyglądał.
   - Znowu u ciebie spałam- bąknęła.- Jak tu trafiłam?
   - Przyniosłem cię- wzruszył ramionami z uśmiechem.- Nie chciałem chodzić po domu Anki.
   - Przeze mnie będziesz cierpiał na bóle kręgosłupa- zaśmiała się pod nosem.
   - Mogę cierpieć. Ważne, że ty się wyspałaś.
   - Nie mogę aż tak nadużywać twojej gościnności.
   - Ja pozwalam. Rano była tu Lucie. Przestraszyła się, kiedy się obudziła, a ciebie nigdzie nie było… Czy coś się stało, że była taka przestraszona?- przymrużył oczy, przyglądając się uważnie Emilii.
   - Można tak powiedzieć, ale nie chcę o tym rozmawiać- wymamrotała.- Która godzina?- rozejrzała się w poszukiwaniu zegarka.
   - Dziesiąta- Bartek sprawdził godzinę w swojej komórce, która leżała na szafce koło łóżka.
   - Jej, muszę iść- zerwała się na równe nogi. Dopiero zdała sobie sprawę, że jest w swojej pidżamie, na którą składały się krótkie spodenki w zieloną kratę i cieniutka bluzka na ramiączkach w tym samym kolorze.
   - Poczekaj, zawołam Dagmarę, żeby ci coś pożyczyła- wstał i zaczął iść w stronę drzwi, ale Emilia go zatrzymała.
   - Nie, nie trzeba- powiedziała.- To tylko kilka metrów. Nic mi nie będzie.
   - Ale..
   - Nic mi nie będzie- zapewniła drugi raz.- Dziękuję za przenocowanie, co nie było konieczne. Mogłeś mnie obudzić.
   - Nie, nie mogłem. Emilia, to nie jest normalne, że o czwartej rano siedziałaś na schodach i, jak to nazwałaś, myślałaś- popatrzył jej w oczy.
   - To tak samo jak to, że o czwartej rano byłeś na ulicy- odgryzła się.- Jeszcze raz dziękuję. Do zobaczenia- pożegnała się szybko, założyła na nogi swoje klapki i wyszła z pokoju. Zbiegła po schodach w dół i wyszła na zewnątrz. Nikogo po drodze nie spotkała, z czego była bardzo zadowolona. Truchtem pobiegła do domu Tomka. Zdawała sobie sprawę z tego, jak strasznie musi wyglądać. Kiedy tylko zamknęła za sobą drzwi, tuż przed nią wyrosła Lucie.
   - Co robiłaś u Bartka?- spytała z cwanym uśmiechem.
   - Nic, co zapewne myślisz- przewróciła oczami.- Zasnęłam na schodach, siedząc z nim w nocy, a on zaniósł mnie do siebie, żeby nie chodzić po czyimś domu- weszły do kuchni. Emilia usiadła na krześle i sięgnęła po jabłko, leżące w misce.
   - Lubisz go, nie?- Lucie usiadła obok niej.
   Emilia popatrzyła na nią w pierwszej chwili zaskoczona, ale pokiwała twierdząco głową.
   - Stara miłość nie rdzewieje, prawda?- uśmiechnęła się szeroko.
   - Przestań- skarciła ją.- Ja nawet nie pamiętam, co nas łączyło.
   - Ale sobie przypomnisz, a jak na razie wygląda na to, że on ci się podoba!- pisnęła podekscytowana.
   - Gdzie Lilly?- Emilia szybko zmieniła temat, czując, że robi się jej gorąco.
   - Z Anią na spacerze. Ma wolne- odpowiedziała, ale szybko wróciła do poprzedniego tematu.- Emilka, wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć prawda?
   Emilia popatrzyła jej w oczy, przygryzając dolną wargę. Następnie uśmiechnęła się sama do siebie, patrząc na jabłko, które trzymała w dłoni.
   - O, mateńko! On ci się naprawdę podoba!- krzyknęła podekscytowana Lucie, a Emilia popatrzyła na nią z uśmiechem.
   - Chyba tak..- ugryzła owoc i zaczęła wolno przeżuwać zawartość swoich ust.
   - Emilia, jak ja się cieszę!
   - Ale nie krzycz tak- upomniała ją.
   - Nikogo tu nie ma- wzruszyła lekko ramionami.- Musisz mi wszystko opowiedzieć.
   - Nie ma co opowiadać. Po prostu, kiedy z nim jestem, czuję się taka…- nie mogła znaleźć odpowiedniego słowa- szczęśliwa. To głupie- pokręciła głową.
   - Nie, to wcale nie jest głupie. Czujesz coś do Bartka- Lucie uśmiechnęła się, pokazując swoje białe zęby.
   Emilia popatrzyła na swoje palce. Co do tego nie miała wątpliwości. Zaczęła coś czuć do Bartka, ale nie miała pojęcia, jak to się stało. Teoretycznie mało czasu spędzili razem ale to było coś takiego, jakby odrodziły się w niej stare uczucia. Ale podobało się jej to. Te motylki w brzuchu na samą myśl o tym mężczyźnie, uczucie szczęścia, kiedy był przy niej.. to było nie do opisania. Bała się tylko, że się zawiedzie. Mimo to nie potrafiła postrzegać go inaczej. Nie mogła. Nie chciała.

***

   - Emilia, nie dzwoniłaś, nie pisałaś przez tak długi czas. Co ja sobie miałam myśleć?- Sara była słyszalnie zła na córkę. Młodsza Zielonka zadzwoniła do swojej matki, kiedy zobaczyła w swojej komórce pięć nieodebranych połączeń od niej. Głupio się czuła, kiedy zorientowała się, że od jej przyjazdu tu nie odezwała się do Sary. Miała bardzo duże wyrzuty sumienia, ale jakoś wcześniej całkowicie o tym zapomniała. Za dużo się działo.
   - Przepraszam, mamo. To już się nie powtórzy, obiecuję- siedziała na kanapie w salonie z kolanami podsuniętymi pod klatkę piersiową.
   - Mam nadzieję. Kiedy wracasz?
   Emilia wyprostowała się. Nie chciała wracać, ale z drugiej strony tęskniła za ciotką, dziadkami, matką i oczywiście dziećmi. Brakowało jej ich, ale nie chciała znowu zostawiać Lucie. Ani odjeżdżać od Bartka. Podpowiedział jej wewnętrzny głos i niestety musiała przyznać mu rację.
   - Nie wiem. Nie myślałam o tym. A ty? Nie chcesz już wrócić do Stanów?
   - Nie chcę, ale z bólem serca będę musiała to wkrótce zrobić. Danny mieszka u nas.. i tak głupio się czuję, że zostawiłyśmy go samego.
   - Kiedy będziesz chciała, wrócę z tobą- powiedziała to niechętnie. Chciała zostać.
   - Emilia, dam sobie radę. Jeżeli Lucie cię potrzebuje, zostań.
   - Pomyślę nad tym- Emilia usłyszała dźwięk otwieranych drzwi wejściowych, dlatego wstała i ruszyła w tamtym kierunku. Uśmiechnęła się lekko, kiedy zobaczyła Bartka w korytarzu. Pokazała mu, żeby poczekał.
   - Dobrze się tu czuję, ale trzeba wrócić do rzeczywistości. A ty Emilia masz firmę do prowadzenia. Musisz się wszystkiego nauczyć. Danny dzwonił do mnie ostatnio. Przypominał o twoim podpisie.
   - Tak, jasne. Podpiszę odpowiednie papiery, kiedy wrócę do Nowego Jorku.
   Bartek oparł się o ścianę i patrzył na Emilię z rozbawieniem.
   - Mam nadzieję, że tam nie rozrabiasz.
   Emilia zaśmiała się w głos.
   - Mamo, nie jestem dzieckiem.
   - Wiem, ale dla mnie zawsze nim będziesz.
   - Wiem. Mamo, muszę kończyć. Zadzwonię niedługo.
   - Dobrze tylko tym razem postaraj się nie mieć ważniejszych spraw od zadzwonienia do starej matki.
   - Nie jesteś stara- Emilia przewróciła oczami.- Do usłyszenia, mamo. Kocham cię.
   - Ja ciebie też kocham, Emilia. Pamiętaj o tym.
   - Pamiętam- rozłączyła się.
   Dopiero kiedy schowała komórkę w kieszeni spodni, Bartek stanął prosto, wciąż na nią patrząc.
   - Rozmowa międzynarodowa?- zaśmiał się.
   - Nie do końca. Mama jest u dziadków.
   - Och- wyrwało mu się.
   - Pogodzili się i wszystko jest jak w prawdziwej rodzinie- wytłumaczyła.- Co tu robisz?
   - Chcę cię gdzieś zabrać- uśmiechnął się szeroko, a Emilii zmiękło serce.- I nie pytaj, gdzie, bo to niespodzianka- dopowiedział zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć.
   - Dobrze. Skoro niespodzianka- wsunęła na stopy buty i wyszli zaraz po tym jak Emilia napisała karteczkę, którą zostawiła na stole, z wiadomością, że wyszła.
   Bartek zaczął prowadzić Emilię w przeciwną stronę niż w tą, w którą zazwyczaj chodzili. Szli ramie w ramię, rozmawiając na przypadkowe tematy, kiedy ktoś wpadł na Emilię, o mały włos nie wylewając na nią kawy z plastikowego kubka, który roztrzaskał się na chodniku.
   - Przepraszam najmocniej- mówił w języku angielskim, co uczuliło Emilię. Bartek spojrzał na niego zaskoczony.
   - Nic się nie stało- zapewniła szybko.- Każdemu się mogło zdarzyć.
   - Mimo to bardzo mi przykro- mężczyzna spojrzał jej w oczy. Na chwilę przeniósł swój wzrok na Bartka, ale równie szybko wrócił do Emilii.- Nie wybaczyłbym sobie, gdybym zabrudził ubrania tak pięknej kobiety, jak pani, a co gorsza poparzyłbym skórę.
   Emilia się speszyła na jego odważne słowa, ale miała nadzieję, że nie dała tego po sobie poznać.
   - Nic się nie stało, naprawdę- zapewniła jeszcze raz. Mężczyzna wydawał się być taki.. mroczny.
   - William, zostaw ją- usłyszała za plecami. W jednej sekundzie razem z Bartkiem odwrócili się. W ich stronę szedł pewnym krokiem Kevin, który mierzył groźnym spojrzeniem owego Williama.
   Emilia spojrzała zdezorientowana na Bartka i dopiero kiedy drugi raz spojrzała na mężczyznę, na którego wpadła, zesztywniała.
   - Czego chcesz?- spytał, stając tuż przed Emilią, oddzielając ją od Williama.
   - Dobrze wiesz, czego chcę- uśmiechnął się obleśnie.
   - Kevin..- zaczęła niepewnie Emilia, ale ten nie dał jej dojść do słowa.
   - Załatw ze mną, co masz załatwić, a nie dręczysz ją!- krzyknął tak, że kilka osób odwróciło się w ich stronę. Zapewne niczego z ich konwersacji nie rozumieli, ale Emilia przeprosiła ich wzrokiem za hałas.- Nic mnie już z nią nie łączy, kiedy to zrozumiecie?!
  Emilia nie do końca to rozumiała, ale miała wrażenie, że Kevin mówi to celowo. Ale czy to był jeden z… Nie, to niemożliwe- zapewniała samą siebie.
   - W takim razie, skoro chcesz załatwiać wszystko na własną rękę, Brian chce się z tobą widzieć- powiedział owy William, uśmiechając się zwycięsko.
   - Gdzie on jest?
   - Tam, gdzie zawsze.
   - Pojadę tam- zdecydował. Emilia już miała się wtrącić, ale tym razem to Bartek ją powstrzymał. Czuł, że nie powinni się odzywać.
   - Zapraszamy- nie przestawał się uśmiechać.- Będziemy czekać. Tylko nie zmień zdania, bo nie będziemy tacy mili- pogroził palcem, odwrócił się na pięcie i ruszył w nieznanym im kierunku.
   Kevin stał w pozycji obronnej dopóki mężczyzna nie zniknął im z pola widzenia.
   - Czy to był..
   Emilia nie dokończyła, bo jej były narzeczony odpowiedział:
   - Jeden z nich- przeniósł swój wzrok na nią.- Co ci mówił?- spytał, patrząc tylko na nią. Bartka zaczęło lekko irytować to, że o niczym nie wiedział.
   - Wpadł na mnie i przepraszał..
   - Typowe- mruknął.- Masz się nią zajmować, jak wyjadę- zwrócił się do Bartka. W jego oczach można było zobaczyć chłód, kiedy kierował w jego stronę te słowa.
   - Dobrze- zgodził się.
   Emilia wodziła wzrokiem od jednego mężczyzny do drugiego.
   - Chwila, gdzie wyjeżdżasz?
   - Pojadę do Briana- powiedział jak gdyby nigdy nic.- Musze to załatwić raz na zawsze.
   - Kevin, ale…
   - Emilia, dość- przerwał jej.- I tak dużo stresu się najadłaś z mojej winy- podszedł do niej.- Proszę cię tylko o jedno. Uważaj na siebie i staraj się unikać takich debili jak ja- zaśmiał się na własne słowa.
   - Będę uważać- uśmiechnęła się lekko.
   - Dzięki, że przy niej jesteś. Mam nadzieję, że jej nie skrzywdzisz tak jak ja- wyciągnął swoją dłoń w stronę Bartka. Ten, wahając się chwilę, uścisnął ją.
   Emilia popatrzyła zaskoczona na Kevina. On myślał, że ona jest razem z Bartkiem. Uśmiechnęła się do siebie, kiedy zdała sobie sprawę, że chciałaby, żeby tak właśnie było.
   Kevin posłał im ostatnie spojrzenie i zniknął im z oczu, oddalając się w stronę ulicy, na której był hotel, w którym mieszkał. Emilię ogarnął lekki niepokój o mężczyznę, ale wiedziała, że musi mu pozwolić jechać. Musiał naprawić to, co popsuł.

***

   - Nie powinniśmy założyć kasków?- spytała Emilia, przekrzykując z trudem motor, który prowadził Bartek. Mężczyzna z całych sił starał się odwrócić jej uwagę od wszystkich problemów i z powodzeniem.
   - Nie ma czasu do stracenia!- odkrzyknął.- Poza tym to blisko!
   Emilia wtuliła twarz w jego plecy. Obejmowała go w mocno pasie i nie zamierzała go puścić dopóki się nie zatrzymają. Wiatr rozwiewał jej włosy i czuła silny powiew wiatru na twarzy, ale nie przejmowała się. Ufała Bartkowi.
   Po kilku minutach zeszli z motoru.
   - Co będziemy robili?- spytała.
   - Musisz mi zaufać- uśmiechnął się.- Zgodzisz się, żebym zawiązał ci oczy?
   - No.. dobrze- była zaskoczona i przestraszona jednocześnie.
   Bartek położył Emilii ręce na ramionach i ją obrócił. Następnie zasłonił jej oczy jedwabnym szalikiem i zawiązał z tyłu głowy.
   - Dobrze. A teraz weź mnie za rękę- powiedział.
   Emilia z lekkim wahaniem złapała go za dłoń. Kiedy ich skóra się ze sobą spotkała, poczuła dziwne ciepło w sercu. Mężczyzna ruszył, prowadząc Emilię. Potykała się co kilka minut, więc asekurował ją, żeby nie upadła. Co chwilę pytała, gdzie idą, ale on nie chciał zdradzić jej szczegółów.
   - Zatrzymaj się- powiedział w końcu po kilkunastominutowym spacerze.- Jesteśmy na miejscu.
   Rozwiązał opaskę, która opadła na ziemię. Emilia szerzej otworzyła oczy z zachwytu, kiedy zobaczyła to, co dla niej przygotował. Przed nimi stała altana udekorowana sztucznymi, kolorowymi kwiatami, kokardami i serpentynami.
   - O rany!- wykrzyknęła Emilia. Uścisnęła Bartka bardzo mocno, a potem zawstydziła się i odsunęła kilka kroków.
   - Podoba ci się?- spytał.
   - A jak myślisz?- zaśmiała się.- To jest przepiękne!
   Weszli do altany, gdzie stały dwa rozkładane krzesełka, mały stolik i wielki kosz piknikowy. Usiedli na krzesłach. Bartek zaczął wyciągać zawartość koszyka. Wypakował z niego dwa kubki, do których nalał gorącej czekolady z termosu. Potem na stole pojawiły się przeróżne smakołyki, jak pianki, żelki, truskawki, bita śmietana i kruche ciastka. Emilia była oszołomiona. To wszystko było niesamowite.
   - Co się stało?- spytał Bartek niepewnie.- Może wolałabyś pojechać do McDonalnda?
   - Nie- pokręciła przecząco głową.- To wygląda wspaniale. Po prostu nie wiem, co powiedzieć.
   Rozpromienił się.
   - Jedzmy.
   Zaczęli rozkoszować się różnymi pysznościami. Bartek opowiadał różne śmieszne historie, dlatego też Emilia co jakiś czas się śmiała. Tymczasem pociemniało i niebo zaciągnęło się chmurami. Najpierw zaczęło lekko kropić, a zaraz potem padać na całego. Na ich głowy zaczęły kapać krople deszczu.
   - Cholera!- zawołał Bartek.- Musimy stąd uciekać! Leje jak z cebra! Tu niedaleko można się schować przed deszczem. Po rzeczy wrócę później. Gotowa?
   Emilia skinęła głową z uśmiechem. Zaczęli biec, ale kiedy kobieta nie mogła dorównać kroku Bartkowi ten stanął.
   - Wezmę cię na barana.
   Chciała zaprotestować, ale on już przykucnął. Emilia wskoczyła mu na plecy, a mężczyzna zaczął biec. Oboje byli coraz bardziej przemoczeni, ale nie przejmowali się tym. Zielonka zsunęła się z jego pleców, kiedy ten dobiegł do wiaty.
   - I co teraz?- zaśmiał się.- Oboje jesteśmy przemoczeni do suchej nitki, a obiad nam się utopił.
   - Nie mam zielonego pojęcia- oboje zaczęli się śmiać.
   Nagle Bartek spoważniał. Patrząc Emilii prosto w oczy, przysunął się bliżej niej. Ich  twarze dzieliło tylko kilka centymetrów. Emilia czuła jego oddech na swojej surze. Czuła zapach jego męskich perfum. Zapach przy którym nie umiała się skupić i myśleć tak, jak w innych sytuacjach. Usta Bartka znalazły się na jej w jednej sekundzie. Na początku całowali się delikatnie. Oboje tego chcieli. Jego ręce znalazły się na jej tali, przyciągając ją do siebie. Ich wargi zaczęły ze sobą w spół pracować. Emilia marzyła, żeby ta chwila trwała wiecznie. Kobieta zarzuciła mu swoje ręce na szyję i wtedy to się stało.

  - Halo?
   - Cześć, mamo- powiedziała, a jej serce zaczęło coraz szybciej bić.- Chciałabym cię przeprosić. Masz dużo racji, ale zrozum też mnie- głos zaczął jej drżeć. Mimo to mówiła dalej. Nie mogła się wycofać, więc wolała mieć to już za sobą.- Nie chce, abyśmy się kłóciły- dziewczynie zaczęły napływać łzy do oczu, które próbowała z całych sił powstrzymać.
   - Skarbie- zaczęła Sara. Głos jej drżał.- Ja też nie chcę, żebyśmy się kłóciły, ale mi również jest ciężko. Próbowałam cię wychować najlepiej jak potrafiłam.
   -Wiem. Strasznie źle się czułam z tym wszystkim.
   - Ja też. Uwierz mi, gdybym była teraz obok ciebie to bym cię strasznie mocno przytuliła.

   -Mamy dla ciebie pewną propozycje. Tylko się nad nią zastanów bardzo dobrze, bo może zmienić twoje życie na zawsze.
   -Jaka  to propozycja?-ledwo z siebie wykrztusiła. Nie wiedziała, czego się spodziewać. Musiała przyznać samej sobie, że się bała.
   - Gdybyś chciała to z mamą jesteśmy skłonni pozwolić ci wyjechać na rok do Polski, do babci Jasi i sprawdzić czy takie życie normalnej nastolatki ci odpowiada- powiedział akcentując słowa normalna nastolatka.

  - Oh, ale ze mnie gapa- dziewczyna walnęła się z otwartej ręki lekko w czoło. - Jestem Dagmara, ale nazywają mnie Daga - wyciągnęła rękę do Emilii, wstając i gdy ta ją uścisnęła, ponownie usiadła. - Mieszkam dwa domy dalej - kontynuowała- Przychodziłam często pomagać twojej babci i dużo o tobie słyszałam.

  -Spodobał ci się, prawda?
   - Co? Nie- Emilia udała zaskoczoną jej pytaniem i poczuła jak się czerwieni.
   - Luz, ja mu nic nie powiem- szturchnęła ją łokciem.- Wiem, wygląda zabójczo. Gdyby nie był moim bratem, mogłabym się w nim zakochać. Ale nie zawracaj sobie nim głowy. Żadna z miejscowych dziewczyn nie jest dla niego dostatecznie ładna.
   -Dagmara, wcale nie zamierzam sobie zawracać nim głowy- zaczęła prostować Emilia.- Zrobił na mnie porażająco dobre wrażenie, to prawda, ale to nie znaczy, że od razu mam za nim szaleć. Nie jestem tego typu dziewczyną, która zakochuję się w wyglądzie.

  - O co ci chodzi?- spytała Emilia i lekko się zarumieniła.
   - Jak to o co? Bartek przyszedł tu i siedział z tobą! On nigdy nie rozmawia z moimi znajomymi!

  - Hej! Emilia, poczekaj!- krzyczał męski głos.
   Emilia odwróciła się, aby sprawdzić kto ją woła. Odwróciła się i ujrzała tuż przed sobą, nikogo innego, jak Bartka. Serce jej stanęło na jego widok i nie mogła z siebie wydusić ani słowa jakby miała jakąś gule w gardle.
   - Cześć Emila- powiedział z tym swoim uśmieszkiem na twarzy. On pierwszy ją tak nazwał. – Myślałem że cię już nie dogonie.
   -A,aha- wydukała.
   -Co ty taka małomówna? Hę?- powiedział szturchając Emilię łokciem.
   - Nie wiem. Trochę mnie zaskoczyłeś- odpowiedziała, próbując kontrolować drżenie głosu.
   - Ja? Zaskoczyłem? Co w tym dziwnego, że sąsiad i brat twojej przyjaciółki się z tobą wita?

   - To w czym mam ci pomóc?- podjęła temat Emilia.
   - Jak pewnie wiesz, chodzę do publicznej szkoły muzycznej. Uczę się grać na pianinie, a niedawno skończyłem naukę gry na gitarze.
   Emilia nie miała o tym zielonego pojęcia, ale postanowiła udawać, że o wszystkim wiedziała.
   - A co ja mam z tym wspólnego?- spytała, nie rozumiejąc do czego dąży.
   - Bo wprowadzili nowe ćwiczenie i trzeba było dobrać się w pary. Chłopak i dziewczyna- przerwał blado się uśmiechając.
   - I że ja miałabym ci pomóc w tym ćwiczeniu?- zgadła Emilia.
   - Tak. Poprosiłbym Dagmare, ale ona tańczy jak kaczka.

   - Emilia, ja cię chyba kocham.
   Wtedy dziewczynę zamurowało. Czuła jak nie może się ruszyć i nic powiedzieć. Nie mogła uwierzyć w to co usłyszała.
   - Rozumiem twoje milczenie. Po prostu traktujesz mnie jak przyjaciela i brata swojej przyjaciółki- po tych słowach wyraźnie posmutniał.
    - Ty chcesz być ze mną?- spytała zszokowana Emilia.
    - Oczywiście. Już od jakiegoś czasu mi się podobasz, ale pierwszy raz w życiu bałem się ci to powiedzieć.
   - I nie blefujesz?- wciąż nie mogła uwierzyć własnym uszom.
   -Nie. Mówię serio- mówił.- Tak naprawdę to kilka razy w garażu chciałem ci dać jakiś znak, ale pierwszy raz się bałem, co do mnie nie podobne- wyznał.
    W między czasie Emilia zobaczyła, że Bartek nie trzymał już jej ręki.
   - Tak szczerze, to cały ten czas tylko czekałam na twój znak- odezwała się Emilia i poczuła jak oblewa ją rumieniec.


    -Porozmawiajmy o tobie- powiedziała Olivia, kiedy usiadły.
    - O mnie?- zdziwiła się Emilia.
    - Tak. Zauważyłam, że odkąd wyjechali Formańscy, jesteś pozamykana, jak stara wieża. Na cztery spusty!- nie patyczkowała się.
    - Stara wieża?- poczuła się lekko sfrustrowana.- Jak to?
    - Tak to!- rzuciła.- Na kilometr widać, że się zawiodłaś, rozczarowałaś. Na twarzy masz to napisane.
     - Naprawdę?
    - No naprawdę. Ty nawet nie zdajesz sobie sprawy, ilu chłopaków chociażby ze szkoły, się za tobą ogląda. Daliby wszystko, żebyś poszła z nimi na jakąś imprezę, a ty nigdy nie czaisz o co im chodzi.
   - Rany. Chyba naprawdę jestem jak stara wieża.
   - Oj jesteś, jesteś- pokiwała głową Olivia, przeżuwając kęs naleśnika.- A co z tobą i Kubą?- popatrzyła na Emilie badawczo.- On sam nic nie mówi, ale przecież dość dobrze go znam i myślę, że on coś tam do ciebie teges- zakołysała brwiami.- To porządny facet. Naprawdę ci się nie podoba?

   Kevin czekał na Emilię na dole. Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu na widok dziewczyny. Lucie była już na planie do nowego teledysku.
   - Jak się dzisiaj miewa droga Emilia?- spytał.
   - Dobrze- odpowiedziała z uśmiechem.- Gdzie pójdziemy?
   - Do Luwru.
   - W porządku. Ty tu jesteś ekspertem. Prowadź.

  - Teraz zostaję tutaj z mamą do końca wakacji, ale potem musimy koniecznie się spotkać- powiedział Kevin i przytulił Emilię.
   - No jasne, że tak.

   - Mam nadzieję, że zmieniłaś zdanie i zrozumiałaś, że muzyka to głupota?- spytała Sara, kiedy siedzieli już w limuzynie.
   - Nie, mamo- odpowiedziała stanowczo Emilia.- Przeciwnie. Lecąc samolotem, dużo myślałam. Postanowiłam, że chcę chodzić do Fiorello H. LaGuardia High School of music & Art.*, apotem studiować w szkole Julliarda**. Mam nadzieję, że mnie oboje wesprzecie. Zrozum mamo, muzyka to moja pasja i chcę ją rozwijać


  - Pan Holland to bardzo miły człowiek. Doskonale sobie radzi.
   - To chyba dobrze- Emilia oparła się o jeden ze stołów.

   - Cześć, tato- przytuliła go.- Co tu robisz?
   - Przyjechałem po ciebie- uśmiechnął się.
   - Ale nigdy tego nie robiłeś- zauważyła. Wziął od niej walizkę.
   - Dzisiaj mam ku temu powód- uśmiechnął się tajemniczo.- Mam dla ciebie niespodziankę.
   - Jaką?- spytała. Ruszyli w stronę parkingu.
   - Sprzedałem twój samochód.
   - Co?!- krzyknęła tak, że grupka osób odwróciła się w ich stronę.- Dlaczego to zrobiłeś?!
   - Miał już swoje lata- wzruszył ramionami.
   - Miał tylko siedem lat- bąknęła.
   - Dla ciebie tylko, dla mnie aż. Był stary. Dostałaś go, żeby nie jeździć do szkoły taksówką. Stać nas na nowy, więc dlaczego miałabyś jeździć czymś tak podstarzałym?
   - Lubiłam go. A na następny chciałam sama zarobić.
   - Ale cię wyręczyłem i…
   - Chwila- przerwała mu.- Jak to mnie wyręczyłeś? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że…
   - Kupiłem ci nowy samochód- dokończył za nią.
   - Tato- jęknęła.- Dlaczego? Wcale go nie chciałam.

   - Bartek!- krzyknęła, podchodząc bliżej.- Chcę ci kogoś przedstawić.
   Dopiero wtedy mężczyzna podniósł głowę. Tak jak Emilia był bardzo zaskoczony i jakby zmieszany. Wyprostował się i wyglądał jakby nie mógł uwierzyć własnym oczom. Od razu poznał Emilię.
   - To Emilia Zielonka- trajkotała dalej Anita, nie zauważywszy ich reakcji.- Mieszka w Nowym Jorku, super nie? Przyjechała tu niedawno. Mieszkała tu kiedyś przez pewien czas…- zamyśliła się.- Chwila… Ty też tu wtedy mieszkałeś. A potem się wyprowadziliście, a my się wprowadziliśmy. No albo nie umiem liczyć- zrobiła dość dziwną minę.- Mniejsza.
   Emilii stanęły łzy w oczach, ale za wszelką cenę chciała je ukryć. Oto po siedmiu latach stał przed nią Bartek, jej pierwsza miłość z lat młodzieńczych. To dzięki niemu była taka szczęśliwa, ale też dużo cierpiała, kiedy bez wyjaśnień najpierw ją zostawił, a potem wyjechał.
   - Wiem- powiedział mężczyzna, wpatrując się dalej w Emilię, której serce się ścisnęło, kiedy usłyszała jego męski głos. Bardzo się zmienił.- My się już znamy.

   - To się za chwilę zabawimy- burknął Bartek. Emilia spojrzała na niego z dołu, ale on obserwował już tylko Kevina.
   Niemiłosiernie szybko szedł w ich stronę. Emilia nie wiedziała, jak się zachować. Cieszyła się, że nie jest sama, ale z drugiej strony obawiała się.
   W końcu Kevin stanął jakieś dwa kroki przed nimi. Stanęli. Cała trójka stała tak w kompletnej ciszy i po prostu na siebie patrzyła.
   -Co tu robisz?- spytała Emilia po angielsku.
   Milczał. Z jego twarzy nie dało się wyczytać nic.
   - Co tu robisz?- powtórzyła ostrzej. Była zirytowana.
   Dalej milczał. Po prostu na nią patrzył jakby stracił mowę.
   - Kurwa, koleś ogarnij dupe!- ryknął Bartek. Także mówił po angielsku. Znał język. W końcu mieszkał tam kilka lat.- Po co dręczysz Emilkę?- słychać było w jego mowie, że nie jest z Nowego Jorku. Trochę szpecił język, ale Emilia się nie dziwiła. Nie miał tego akcentu.
   - A ty po co się wtrącasz?- Kevin pierwszy raz się odezwał, przenosząc wzrok na Bartka.- To sprawa między mną, a nią.
   - Kevin, zastanów się w końcu. Raz mówisz, że lepiej byłoby żebyśmy się więcej nie spotkali, a teraz...
   - Widzę, że już znalazłaś pocieszenie- przerwał jej.
   - A nawet jeśli to co?- Bartek znowu zabrał głos.- Nie powinno cię to interesować.
   - Nie rozmawiam z tobą- wciąż patrzył na Emilię.
   - Ale ja tak. Daj jej koleś spokój.
   - Bo ty tak chcesz?- prychnął.
   - Nie. Dla jej dobra.
   - Bartek, proszę cię- popatrzyła na niego. Mówiła po polsku.- Daj mi z nim porozmawiać. Chcę go o coś spytać. Idź już do tego kolegi. Dam sobie radę.
   - Emilka, nie. Ten koleś jest w sekcie, zapomniałaś?- spytał z wyrzutem.- Nie możesz z kimś takim utrzymywać kontaktów. Nigdy nie wiadomo czy to co robi nie jest kontrolowane przez... no wiesz.
   - Właśnie o tym chcę z nim porozmawiać.
   - Dlaczego sama utrudniasz sobie życie?- patrzył na nią błagalnie.
   - Nie utrudniam sobie życia tylko chcę właśnie wszystko wyjaśnić..
   - Ty go wciąż kochasz- stwierdził. Emilia popatrzyła na niego skonsternowana. Ona sama tego nie wiedziała.
   - Bartek, nie wiem...

   - Jenifer, co to jest?!- niemal krzyknęła. To przestało być dla niej zabawne. Nie mogła zostawić tego ot tak. Z tą dziewczyną działo się coś niedobrego, a ona musiała się dowiedzieć, co. Po prostu musiała.
   - Nic mi nie jest- bąknęła. Unikała wzroku Emily jak tylko mogła.- Proszę cię, nie zaczynaj tego tematu- kiedy ich wzroki się spotkały, oczy Jenifer wypełnione były łzami. Trochę to zmieszało Emilię.
   Wyprostowała się i spojrzała nierozumiejącym wzrokiem na dziewczynę.
   - Jenifer, co się dzieje?- wyszeptała. Tak bardzo chciała coś zrobić. Może jej pomóc, jeśli było to konieczne..
   - Och, Emily- przytuliła się do niej. Emilia oplotła ją ramionami, ale nadal nic nie rozumiała.- Będę tak bardzo tęskniła...

  - Krew do Sali numer 74 do Jenifer Gonzalez!- usłyszała gdzieś w oddali.

Jenifer Gonzalez umarła.

   Z pisma, które zostało wysłane dwa dni przed śmiercią Kamila, wynikało ewidentnie, że Danny Holland, a raczej Blaise Ryan Holland, jest oszustem! Najzwyklejszym oszustem, który oszukał już niejedną osobę, a teraz chciał to samo zrobić z Zielonkami! Na papierze było napisane wszystko, dosłownie wszystko. Miejsce urodzenia, miejsce zameldowania… wszystko. Emilia uświadomiła sobie, że nie znała ani jednej prawdziwej informacji o nim. Pochodził z Irlandii, ale od dziesięciu lat mieszkał w Filadelfii i oszukiwał ludzi z różnych stanów. Za każdym razem wszystko uchodziło mu jakimś cudem płazem, ponieważ informacje jakie o sobie podawał były jego wymysłami, które podawał swoim ofiarom. Kamil nie zdążył przeczytać pisma.. Emilii zaczęło brakować powietrza.  Holland chciał ich oszukać! A ona rozważała jeszcze dobę temu  przepisanie mu swoich firmy! (…)
   -Co tam chowasz?- spytał, a po jej ciele rozeszły się nieprzyjemne ciarki.
   - Eeem… List.
   - Jaki?- zrobił krok w przód. Chciała się cofnąć, ale nie miała gdzie.
   - Taty- ledwo wydusiła z siebie to słowo. Zaczęła się zastanawiać, jak daleko mężczyzna może się posunąć..
   - Ciekawy?
   - Bardzo- pokiwała głową.- Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy,Danny…- oblizała wargi-  a może powinnam powiedzieć Blaise?- poczuła nagły przypływ odwagi. Mężczyzna zrobił okrągłe oczy i pobladł.- Blaise Ryan Holland z Irlandii.. Ciekawe, nie?
(…)
   -Nawet nie wiesz jak cholernie ta śmierć pokrzyżowała moje plany.. Nie byłem zadowolony- mężczyzna wrócił do całkiem normalnego i spokojnego wyrazu twarzy. Był gotowy na wszystko, a przy tym bardzo spokojny. W nim wszystko było sprzeczne ze sobą.
(…)
   - Jeżeli dowiedziałaś się już prawdy… Powiem ci taką ciekawostkę. To dzięki mnie twój ojczulek kopnął w kalendarz- wyszeptał, a Emilia pobladła.



   To było jak najmocniejsze uderzenie wielką cegłówką w głowę Emilii. Wielkie było najpierw zdziwienie Bartka, a później strach pomieszany z dezorientowaniem. Złapał kobietę najszybciej, jak potrafił. Wokół nich nadal padał deszcz, jakby urwała się chmura, oni sami byli przemoczeni, a Emilia leżała na ziemi. Jedynie jej głowa była przytrzymywana przez Bartka. Kiedy zdał sobie sprawę, że kobieta jest nieprzytomna, trochę spanikował. Nie wiedział, co robić, więc zaczął nie za lekko, nie za mocno stukać dłonią w jej policzek, żeby się obudziła.
   - Emilia?!- niemal krzyczał.- Obudź się- zaczęła ogarniać go coraz większa panika.
   Podniósł ją z ziemi na ręce, żeby nie leżała na betonie i wtedy jej powieki lekko zadrgały. Zawahał się, kiedy miał już wyjść spod dachu i rzucić się biegiem szukać pomocy. Zatrzymał się i patrzył na nią.
   - Emilka? Słyszysz mnie?- spytał przejęty.
   Chwilę nie było żadnej reakcji z jej strony. Dopiero po kilkunastu sekundach zobaczył lekkie skinienie głową. Odetchnął z ulgą. Ocknęła się i to było najważniejsze. Bartek przykucnął tak, że Emilia siedziała na jego kolanach.
   - Co się stało?- spytał. Znowu chwilę musiał czekać, aż Emilia zareagowała na jego słowa. Bardzo powoli otworzyła swoje oczy i spojrzała na niego. Mężczyzna zauważył, że coś się zmieniło. Wyczytał to w jej oczach. Patrzył na nią z lekkim niepokojem. Kobieta złapała się za głowę, która niemiłosiernie ją bolała. Czegoś takiego jeszcze nie przeżyła nigdy. Była pewna.
   - Emilia, powiedz proszę, co się stało? Mam cię zabrać do domu? Do lekarza?- bał się. Najzwyczajniej się bał, że coś się stało.
   - Chyba nie trzeba- wyszeptała. Nie była zdolna normalnie mówić. Skierowała swój wzrok najpierw na swoje ciało, a następnie ponownie przeniosła go na twarz Bartka, która dalej nic nie rozumiał.
   - Bartek, odzyskałam pamięć.


----------------------------------
No, cześć :*
Jak się podoba rozdział? Nareszcie ta upragniona chwila, nie? :D Wyjaśniło się prawie wszystko, w końcu jest to już sama końcówka opowiadania, ale pozostała jeszcze jedna z ważniejszych kwestii ;) A więc, jak myślicie.. Emilia odzyskała pamięć, a co zrobi dalej? Pojedzie do NY i wygarnie wszystko Danny'emu? :D XD Jeżeli macie jakieś swoje "scenariusze", piszcie ;)

Do końca opowiadania zostały dwa rozdziały w tym jeden taki, który z pewnością nie należy do krótkich, ale mam nadzieję, że każdy da radę :D W końcu można się poświęcić tak na sam koniec..

Zapraszam za tydzień!:*

4 komentarze:

  1. Dobrze, że Kevin wyjaśnił Emilii wszystko. Teraz z jednej strony mogę zrozumieć, że chciał ją dla jej dobra zostawić. Z drugiej strony jednak myślę, że jak ją kochał to nie powinien jej zostawiać.
    Dobrze, że Emilia odzyskała pamięć. Teraz powinna wrócić do NY i zrobić porządek z tym Danem zanim jakieś kłopoty z nim będą.
    No i Emilia i Bartek. Czy oni będą razem? Bo coś myślę, że się na to zanosi :D.

    Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz dużo racji. Skoro ją kochał, nie powinien jej zostawiać, ale trzeba być wyrozumiałym i spróbować się postawić na jego miejscu.
      Nie mogę odpowiedzieć na Twoje pytanie.. niestety, ale to już niedługo się okaże :D

      Usuń

  2. O ranyniu! Kochana w tym rozdziale to pojechałaś z akcją i to nieźle! Przede wszystkim podoba mi się to, że wreszcie mamy jakieś ostrzejsze scen z Bartkiem i Emilią;D Coś mi się wydaje, że on przez te wszystkie lata z nikim się nie związał, bo ciągle w jego głowie była Em. Ależ by to było romantyczne! A teraz, kiedy oboje są wolni i zauroczeni sobą myślę, że wszystko pójdzie z górki. Mam dziwne wrażenie, że Em jest przy nim bezpieczna. Jakoś nie boję się o jej życie gdy Bartek jest obok.

    Cieszę się, że wreszcie dowiedzieliśmy się nieco na temat Kevina. Kurde, choć całym sercem jestem za E&B to miałam jakąś dziwną ochotę na poczytanie o pocałunku E&K :D Taki powrót do siebie mimo przeciwności losu i popełnionych błędów też byłby mega. Ale jestem niezdecydowana;D

    Odzyskała pamięć! Jupijajajeje! Nie mam pojęcia, co ona może teraz zrobić, ale mam ogromną nadzieję, że Bartek jej pomoże i utrą nosa Dannemu.

    Pozdrawiam! ;*
    I informuję, że u mnie również pojawiła się nowość;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się bardzo, że się podoba! :D
      Fajnie, że masz takie pozytywne nastawienie do Bartka ;) Chyba od początku był twoim ulubieńcem, nie? :D
      Rzeczywiście jesteś niezdecydowana ;D Ale to w sumie dobrze, bo co bym nie zrobiła to będziesz zadowolona (no prawie xD).
      A odzyskanie pamięci.. hmm.. zapraszam na nowy rozdział. tam okaże się, co się stanie :D
      Pozdrawiam!:*

      Usuń