- Sprzedałem właśnie wszystkie twoje
mniejsze firmy. Pieniądze powinne wpłynąć na twoje konto w ciągu dwudziestu
czterech godzin- Emilia usiadła na ławce przed domem, przyciskając do ucha
komórkę.
Rozmawiała z Danny’m, któremu udało się szczęśliwie sprzedać parę firm, o co poprosiła go Emilia przed wypadkiem. Na początku nie wiedziała, o co w ogóle chodzi, ale mężczyzna wszystko jej wytłumaczył. Nawet nie wiedziała, że należały do niej jakiekolwiek firmy, ale to też wyjaśnił jej Danny, a Sara potwierdziła.
- To chyba dobrze- podrapała się po karku, patrząc na roześmiane dzieci, które bawiły się na podwórku.- Dużo za nie wziąłeś?
- Dość sporo- przyznał słyszalnie zadowolony z siebie.- Udało mi się wynegocjować bardzo wygodne warunki. Potrzebny jest tylko twój podpis.
- Nie wiem, kiedy przyjadę… Mam nadzieję, że to może poczekać.
- Jasne, że może. Nic się nie martw. Mam wszystko pod kontrolą.
- Jak ci się bez nas mieszka?- spytała, bawiąc się źbłem trawy.
- Bardzo… spokojnie- odpowiedział po chwili.- Mam bardzo dużo czasu na różne przemyślenia i tak dalej..- nawet nie zdawała sobie sprawy, że słowa mężczyzny mają podwójne znaczenie.
- To dobrze- rozmowa widocznie im się nie kleiła. Emilia nie mogła znieść Danny’ego. Nie rozumiała, jakim sposobem mogli być według jego słów parą. Nawet nie czuła do niego sympatii. Był jej całkiem obojętny i szczerze, nawet ją irytował.
- Wiesz, muszę kończyć. Mam firmę do prowadzenia- usłyszała po drugiej stronie.
- Jasne, idź.
- A wiesz może, kiedy mniej więcej będziecie wracały?
- Niestety nie- odpowiedziała zgodnie z prawdą. Nawet nie rozmawiała o powrocie z Sarą, która widocznie nie miała zamiaru jeszcze wyjeżdżać. Po tylu latach chciała się nacieszyć rodziną.
- W porządku. Miłego odpoczynku. Nie musicie się śpieszyć. Nad wszystkim tu czuwam.
- Dzięki, Danny. Miłego dnia- złapała swoją dolną wargę zębami. Chciała jak najszybciej się rozłączyć. Jakiś wewnętrzny głos mówił jej, żeby uważała. A może po prostu w każdym człowieku, którego choćby mijała, widziała jakieś zagrożenie od ostrzeżenia owego mężczyzny? Nie była pewna. Ale z pewnością stała się ostrożniejsza.
- Z pewnością będzie miły. Na razie.
- Cześć- z ulgą zakończyła połączenie.
Zaczęła się zastanawiać. Musiała w końcu dojść do jakiegoś sensownego wniosku, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Wiedziała tylko, że jest w rzekomym niebezpieczeństwie, Danny zajmuje się jedyną firmą jaka została w jej posiadaniu, a ona jest w Polsce. Nie miała nawet kogo spytać, czy miała jakieś kłopoty. Sama się domyśliła, że skoro nie miała dobrych kontaktów z matką, to ta z pewnością nic nie wie. Ta bezradność doprowadzała ją do szaleństwa.
Rodzina wspólne zjadła obiad. Po nim wyszli na zewnątrz. Dni były wyjątkowo ciepłe, więc szkoda im było ich marnować. Promyki słońca śmiało wydostawały się zza niewielu chmur, wiał lekki wiaterek, co tylko zachęcało do spędzania czasu poza domem. Sara rozmawiała z rodzicami, kiedy Joanna przysiadła się do Emilii, która siedziała na dużej, drewnianej huśtawce ustawionej z tyłu domu. Ciągle zastanawiała się nad swoim wcześniejszym życiem. Wbrew pozorom nadal była przygnębiona zaistniałą sytuacją.
- Wszystko dobrze?- spytała Bartosik z lekkim uśmiechem, kładąc swoją dłoń na dłoni siostrzenicy. Ta podniosła na nią wzrok, zauważając dopiero wtedy, że ciotka siedzi obok niej.
- Tak- uśmiechnęła się lekko.- Po prostu myślę.
- Pojedziesz do Lucie?- spytała, a Emilia zmarszczyła czoło, patrząc na nią zmieszana.
- Lucie?- nie rozumiała. Nie wiedziała o żadnej osobie imieniem Lucie.
- Tak. Nie pamiętasz?- widocznie się zdziwiła i trochę zmieszała. Była pewna, że Sara powiedziała swojej córce o jej przyjaciółce i jej całej sytuacji.
- Nie- pokręciła przecząco głową.- Nikt mi o niej nie powiedział- odwróciła na moment głowę, patrząc na Sarę, która zawzięcie o czym dyskutowała ze swoim ojcem. Następnie znowu wróciła wzrokiem na ciotkę.
- Myślałam, że wiesz.. Nie wiem, czy powinnam ci mówić..- zawahała się.
- Ciociu, dlaczego nie? Chcę wiedzieć. W końcu chodzi o kogoś z moich znajomych, tak?- Joanna przytaknęła.- Musisz mi powiedzieć.
Aśka jeszcze chwilę milczała, ale w końcu powiedziała jej wszystko, co wiedziała. Emilia, od kądś się odnalazły i miały tak dobry kontakt, bardzo dużo jej opowiadała, dzięki czemu teraz to ona mogła jej wszystko to powtórzyć. Opowiedziała jej o wyjeździe do Paryża, gdzie poznała Lucie i Kevin’a, ale na jego temat Joanna tylko coś nie coś nabąknęła. Bardziej skupiła się na przyjaźni Lucie i Emilii. Wiedziała, że jest ona prawdziwa. Bardzo dużo przeszła, wielomiesięczne rozłąki, brak czasu obu kobiet, nawet kłótnie kilka razy bardzo burzliwe, ale mimo wszystko za każdym razem się godziły. Były dla siebie jak siostry, której ani jedna, ani druga nigdy nie miała. Wspierały się w najtrudniejszych chwilach i potrafiły nadrobić kilka miesięcy ciszy w kilka godzin, rozmawiając nawet przez telefon. Nie przeszkadzało im, że były na różnych kontynentach, a kiedy tylko mogły spotykały się choćby w środku nocy, żeby tylko spędzić ze sobą trochę czasu. Pewnego roku Emilia zrobiła Lucie nawet niespodziankę i poleciała na jeden z koncertów przyjaciółki, który odbywał się we Włoszech. Piosenkarka całkowicie się nie spodziewała takiej niespodzianki i aż popłakała się ze szczęścia. Za to Lucie przylatywała na każdy występ Emilii, kiedy ta chodziła do szkoły i nawet nie patrzyła, gdzie była, czy w USA, czy Austrii, czy Irlandii, czy też Czechach. Nie obchodziło ją to. Jej ekipa na początku była na nią wściekła, ale w końcu się przyzwyczaili do jej wyjazdów i wiedzieli, że jeżeli zbliża się koncert Emilii, Lucie będzie niedostępna. Było to często bardzo problemowe, ale piosenkarce nie dało się sprzeciwić w tej kwestii. Była po prostu nieugięta. Joanna powiedziała jej także o ciąży Lucie. Nie wiedziała jednak tego, co piosenkarka powiedziała tylko Emilii.
Kobieta patrzyła na ciotkę i nie wiedziała, co powiedzieć.
- Nie wiedziałam, że mam taką przyjaciółkę- niemal szepnęła.- Dlaczego mama nic nie powiedziała?
- Myślę, że nawet nie wiedziała, jak ważne dla siebie jesteście- odpowiedziała równie cicho, jakby bała się, że ktoś ją usłyszy.- Jak wiesz, nie miałyście zbyt dobrych stosunków, a widywałyście się bardzo rzadko.
Emilia popatrzyła na swoje paznokcie pomalowane bezbarwnym lakierem. Przez chwilę myślała, a Joanna spokojnie siedziała. Wiedziała bardzo doskonale, że sytuacja Emilii nie jest dla niej ani trochę łatwa.
- To z nią miała kilka zdjęć…- szepnęła jakby do siebie Zielonka.
- Bardzo możliwe. Tylko nie bądź zła na Sarę. Mogła nawet nie pomyśleć, żeby ci opowiedzieć o Lucie.
- Gdzie ona jest?- spojrzała w zielone oczy Joanny.- Spytałaś wcześniej, czy do niej pojadę..
- Tak- zgodziła się.- Lucie jest w Polsce. Przyjechałaś tu z nią w grudniu. Byłyście nawet u mnie na Wigilii. Później wyjechałaś, zostawiając ją u znajomych, bo dowiedziałaś się, że Kamil.. umarł.
- Rozumiem- skinęła głową. Na wzmiankę o jej ojcu, posmutniała. Chociaż od jego śmierci minęło sporo czasu, wciąż nie mogła w to uwierzyć, tym bardziej, że nawet go nie pamiętała. Mimo to wiedziała, że bardzo go kochała. Coś wewnątrz jej to podpowiadało.- Chciałabym do niej pojechać.
- Jesteś pewna?- spytała dla pewności.
- Tak- pokiwała twierdząco głową.- Jak najszybciej. Skoro jest dla mnie taką ważną osobą.. Muszę to zrobić.
Już kilka godzin później Joanna i Emilia siedziały w jej samochodzie i oddalały się od domu dziadków Zielonki. Sara na początku chciała jechać z nimi, ale gołym okiem było widać, że milion razy bardziej wolała zostać z rodzicami i siostrzeńcami. Tak też za namową córki zrobiła. Nie zatrzymywała Emilii. Chciała, żeby ta spotkała się z przyjaciółką, żeby porozmawiały, a możliwe było, żeby Emilia coś sobie znowu przypomniała. Teraz to każdemu oprócz Danny’emu na tym zależało. Kobieta zabrała ze sobą swoją niewielką torbę. Nie wiedziała, czy wróci z ciotką, czy zostanie z przyjaciółką, więc musiała być gotowa na każdą ewentualność. W środku bała się tego spotkania, ale z drugiej strony czuła, że będzie dobrze. Musiało być, powtarzała sobie. Obawiała się jednak wszystkiego innego. Ludzi, z którymi mieszkała Lucie, kolejnych nowych dla niej twarzy, których nie będzie pamiętała. Bardzo źle i głupio się czuła, kiedy ktoś coś do niej mówił, zaczepiał ją, witał się, a ona nie wiedziała, kim dana osoba jest. Miała jednak nadzieję, że wszystko ułoży się tak dobrze, jak to było w przypadku jej dziadków i ciotki.
Gdy kobiety dojechały na miejsce, był już wieczór. Joanna zatrzymała samochód przed jednym z domów na przedmieściach. Emilia z zaciekawieniem popatrzyła za szybę na piętrzący się przed nią niemały budynek. Jej serce zaczęło trochę szybciej bić, kiedy wysiadły z pojazdu i wolnym krokiem, ramię w ramię, pokonały kilka schodków prowadzących do drzwi.
- Gotowa?- spytała Joanna, patrząc na Emilię. Ta lekko skinęła głową. Wtedy Aśka nacisnęła dzwonek do drzwi i czekały. Ale kiedy po kilku sekundach nikt im nie otworzył, ani nie usłyszały żadnego znaku obecności kogokolwiek w środku, starsza z kobiet ponownie użyła urządzenia. Jednak i tym razem nie spotkały się z żadną reakcją.
- Nie ma ich- bąknęła kobieta, patrząc w stronę okien, w których nie świeciło się ani jedno światło.
- Najwyraźniej..
Joanna założyła ręce na piersiach i patrzyła bez przerwy na siostrzenicę.
- Nic tu po nas- wzruszyła lekko ramionami, opuszczając ręce wzdłuż tułowia.- Przyjedziemy jutro- zaczęła schodzić po schodkach w dół.
- No chyba sobie żartujesz- Emilia szybko do niej dołączyła, przeskakując ostatni schodek.- Nie wrócimy do dziadków. To za długa droga. Przecież to nie ma sensu.
- W takim razie hotel- postanowiła, stając przy samochodzie.
- Nie- sprzeciwiła się Emilia niczym mała dziewczynka.- Może poczekamy, skoro już tu jesteśmy.
- Emilia, a jak nie wrócą? Będziemy tu siedziały jak te dwa kołki?
Brunetka fuknęła pod nosem niezadowolona. Wiedziała, że Joanna ma rację, ale bardzo chciała poznać swoją przyjaciółkę. Nawet w jej myślach dziwnie to brzmiało, ale taka była prawda.
- Co robimy?- spytała, mając nadzieje, że zyska na czasie. Jakże się ucieszyła, kiedy usłyszała swoje imie wołane przez osobę płci żeńskiej. W jednej sekundzie odwróciła w tamtą stronę głowę i napotkała wzrokiem sylwetkę, zbliżającą się w jej stronę. Ale to nie była Lucie, tego akurat była pewna.
- Emilia? Co ty tu robisz?- spytała kobieta z szerokim uśmiechem wymalowanym na twarzy. Wiedziała, że Emilia przyleciała do Polski już jakiś czas temu, ale że nie przyjechała tak długo, nie spodziewała się jej o tej porze.
- Przyjechałam zobaczyć się z Lucie- odpowiedziała zgodnie z prawdą.
- Prawie cię nie poznałam. Co ty zrobiłaś z włosami?
- Chciałam coś zmienić… A.. kim jesteś?
- Oh- Dagmara zdążyła zapomnieć o wypadku Emilii.- Jestem Dagmara Formańska- wyciągnęła w jej stronę dłoń, którą uścisnęła.- Dzień dobry- te słowa skierowała w stronę Joanny, która stała tuż obok.
- Dzień dobry- uśmiechnęła się lekko.- Wiesz może, gdzie jest Lucie? Zależy nam na rozmowie z nią.
- Ach, pani musi być ciocią Emilii?- skinęła głową.- Miło panią poznać. Lucie o pani wspominała- Dagmara nie przestawała się uśmiechać.- Jest u nas w domu. Przyszłam właśnie po kilka pieluszek. Lucie u nas dzisiaj nocuje, bo zorganizowaliśmy jej małe przyjęcie powitalne dla malucha- jeszcze szerzej się uśmiechnęła.
- Lucie urodziła?- spytała Emilia równocześnie z ciotką. Kiedy się o tym zorientowały, uśmiechnęły się do siebie nawzajem.
- Tak. To śliczna dziewczynka. Zaraz zaprowadzę was do niej- wyciągnęła z kieszeni jeansów plik kluczy i podeszła z nimi do drzwi wejściowych.- Tylko zabiorę kilka rzeczy, dobrze? Poczekajcie tu chwilunię-zniknęła za drewnianą powłoką.
Emilia oparła się o maskę samochodu i spojrzała na Joannę.
- Kto to dla mnie był?
Kobieta westchnęła.
- Przyjaźniłyście się, później ona wyjechała, a niedawno wróciła i spotkałyście się po latach. Tyle wiem- wzruszyła lekko ramionami.
- W porządku. Dobrze wiedzieć chociaż tyle- uśmiechnęła się lekko. Zaczęła bawić się własnymi palcami. Najgorsze uczucie jakiego doświadczyła w życiu? Nie pamiętać znajomych osób. Z niczym nie mogło się to równać.
Po chwili Dagmara wyszła z budynku z niewielką torbą w dłoni. Zamknęła drzwi na klucz i podeszła do pozostałych kobiet.
- Idziemy?- ruszyły.- Lucie tak bardzo się ucieszy.. Martwiła się, że przyjechałaś do Polski, ale nie tutaj. Mimo wszystko rozumie sytuacje doskonale. Na długo przyjechałyście?
- Ja wracam za chwilę- odpowiedziała od razu Joanna.
- Nie ma mowy. Zostaje pani u nas- postanowiła Dagmara.- Chyba, że pani nie chce to nie będę zmuszała.
-Dziękuję za zaproszenie, z chęcią skorzystam, jeśli Emilia zechce zostać.
-To tutaj- skierowały się do zielonego domu. Emilia poczuła, że skądś zna ten budynek, ale nie była pewna. Coś było w nim nie tak, jak jej się wydawało.
Kobiety weszły do środka, a następnie poprowadzone przez Dagmarę, poszły do dużego salonu, gdzie było kilka osób.
- Przyprowadziłam gości- zapowiedziała Formańska.
Oczy wszystkich zgromadzonych osób od razu skierowały się w stronę Emilii i Joanny. Na twarzach niektórych wymalowany był czysty szok, między innymi jeśli chodziło o rodziców Dagmary i Bartka. Samego mężczyzny nie było w pomieszczeniu.
- Emily- szepnęła Lucie, jakby chcąc przekonać samą siebie, że dobrze widzi. Odłożyła szklanke, którą trzymała w dłoni i wstała z kanapy. Następnie wolnym krokiem podeszła do Emilii, zatrzymując się dwa metry przed nią, jakby się czegoś obawiała.
- Cześć- uśmiechnęła się Zielonka.
W oczach Lucie pojawiły się łzy.
- Nie mogę uwierzyć, że cię widzę. Tak bardzo się martwiłam.. Och, tak mi przykro- bez większego zastanowienia przytuliła Emilię. Ta na początku lekko się spięła, ale później stało się coś, czego nigdy wcześniej nie doświadczyła.
Fotel odwrócił się gwałtownie. Oczom Emilii ukazała się naprawdę śliczna dziewczyna o blond włosach, którą zna pół świata. Dziewczyna wstała i podeszła do gościa. Poruszała się z niezwykłą gracją. Była bardzo ładna i niejedna dziewczyna na świecie chciała jak najbardziej się do niej upodobnić, śledząc każdy jej krok.
- Cześć- przywitała się, uśmiechając się szeroko.- Jestem Lucie Seguero. Cieszę się, że mogę cię poznać- pomachała swoimi wypielęgnowanymi dłońmi.
- Cześć. Jestem Emilia… Emily Zielonka- poprawiła się.
- Och! Emilka!- Lucie nagle ją przytuliła. Była bardzo zaskoczona tym nagłym gestem.- Tak się cieszę, że tu jesteś! Może w końcu ktoś mnie polubi za to jaka jestem..
- Ja już cię lubię- wyznała Emilia i odwzajemniła uścisk.
- Cześć. Wszystko w porządku?
- Ktoś na mnie napadł- wyszlochała.
- Co?- Emilia zerwała się na równe nogi.- Nic ci się nie stało?
- Nie.
- Jak to się stało?
- Szłam wyjątkowo bez ochroniarzy. Wymknęłam się. To był okropny błąd- zaszlochała.- Ten typ szedł z naprzeciwka. Wyrwał mi torebkę i popchnął z całej siły.
- Pocałował mnie!
- Czekaj, kto? Danny czy Bartek?- nie rozumiała.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Danny- zaczęła się bawić swoim warkoczem. Leżała na kanapie w salonie, trzymając nogi na oparciu.
- Powoli. To dobrze czy źle?
- Lucie! Czy ty w ogóle dzisiaj kontaktujesz? Rozmawiamy od pół godziny, a ty nadal nic nie rozumiesz…
- Przepraszam. Przecież Kevin i ty to zamknięty rozdział. Więc w czym problem? Jesteś wolna.
- Ja prawie nie znam tego Danny’ego! Wiem tylko, że jest chamem.
- Zaprosiłam cię tu, żeby nikt nie zauważył, że spodziewasz się dziecka, prawda?- Lucie przytaknęła wolno głową.- Ale przecież nie możesz ciągle siedzieć w domu- zauważyła.- Dlatego musimy wyjechać- klasnęła w dłonie zadowolona z siebie. Przez swój pomysł zapomniała na moment o tym smutnym dniu. Dość szybko zmieniały się jej humory, to trzeba było przyznać.
Lucie patrzyła na nią jak na idiotkę. Najwyraźniej Emilia była bardzo zadowolona ze swojego pomysłu, którego ona nie do końca rozumiała.
- Wyjechać?- powtórzyła bardzo wolno i wyraźnie.- Emilia, wszędzie mnie znają. To się nie uda- pokręciła głową.
Emilia westchnęła zrezygnowana.
- Popatrz, tyle lat jeżdżę do Polski, mieszkałam tam nawet i nikt nie doniósł miediom ani nic z tych spraw- próbowała bardziej szczegółowo wytłumaczyć swój plan.- Rodzice też tam jeździli i także nawet nie pojawił się o tym ani jeden artykuł. Nikt nie wie, skąd pochodzimy i jest to dla nich od zawsze zagadką. To może się udać!- była bardzo entuzjastycznie nastawiona.
- To
było, kiedy wymknęłam się na imprezę. Chciałam po prostu pobawić się jak każda
kobieta w moim wieku- dłonie miała splecione.- Kiedy uznałam, że lepiej jest
wrócić, żeby nie było kłopotów, zamówiłam taksówkę. Zadzwoniono do mnie z
informacją, że taksówkarz czeka na dole w granatowym BMW. Wyszłam więc, a kiedy
odnalazłam pojazd podeszłam i zapukałam w szybę, pytając czy to jazda do
Londynu, gdzie tamtego dnia miałam mieć koncert. Tam też mieszkałam w hotelu.
Spytałam na wszelki wypadek, gdyby ktoś jeszcze zamówił taksówkę. Kierowca,
który wydał mi się dość młody jak na taksówkarza, przytaknął. Wsiadłam i
ruszyliśmy. Na imprezie trochę wypiłam. Niewiele, ale musiałam się zdrzemnąć.
Kiedy się ocknęłam, zorientowałam się, że jedziemy w przeciwnym kierunku…
Powiedziałam to temu mężczyźnie, ale tylko obleśnie się uśmiechnął- wolno
zaczerpnęła powietrza.- Zaczęłam się bać. Wyciągnęłam telefon i chciałam
zadzwonić na policję, ale on odwrócił się i wyrwał mi urządzenie z dłoni. To
dlatego zmieniłam numer- powiedziała, przypominając Emilii dzień , w którym
zadzwoniła z nieznajomego numeru i powiedziała, że to jej nowy.- Zaczęłam
wpadać w histerię. A kiedy skręcił w jakiś ciemny zaułek… Nie potrafię nawet ocenić,
co czułam. Było ciemno, zimno, śmierdziało ściekami…- Lucie zaciskała palce na
podłokietniku fotela tak, że aż zbielały jej palce.- Zatrzymał samochód. Wtedy
chciałam wykorzystać sytuację i uciec, ale drzwi były zamknięte. Podszedł i
otworzył je od mojej strony. Nadżyła się okazja do ucieczki. Kopnęłam go w
krocze, ale przez ciemność niezbyt celnie, ale mimo to zgiął się w pół.
Zaczęłam biec. Nawet nie wiedziałam, gdzie. Ale on był szybszy i dość szybko
mnie dogonił- zaniosła się szlochem.- Zaczął mnie wyzywać od suk, ciągnąć za
włosy…Rozmawiała z Danny’m, któremu udało się szczęśliwie sprzedać parę firm, o co poprosiła go Emilia przed wypadkiem. Na początku nie wiedziała, o co w ogóle chodzi, ale mężczyzna wszystko jej wytłumaczył. Nawet nie wiedziała, że należały do niej jakiekolwiek firmy, ale to też wyjaśnił jej Danny, a Sara potwierdziła.
- To chyba dobrze- podrapała się po karku, patrząc na roześmiane dzieci, które bawiły się na podwórku.- Dużo za nie wziąłeś?
- Dość sporo- przyznał słyszalnie zadowolony z siebie.- Udało mi się wynegocjować bardzo wygodne warunki. Potrzebny jest tylko twój podpis.
- Nie wiem, kiedy przyjadę… Mam nadzieję, że to może poczekać.
- Jasne, że może. Nic się nie martw. Mam wszystko pod kontrolą.
- Jak ci się bez nas mieszka?- spytała, bawiąc się źbłem trawy.
- Bardzo… spokojnie- odpowiedział po chwili.- Mam bardzo dużo czasu na różne przemyślenia i tak dalej..- nawet nie zdawała sobie sprawy, że słowa mężczyzny mają podwójne znaczenie.
- To dobrze- rozmowa widocznie im się nie kleiła. Emilia nie mogła znieść Danny’ego. Nie rozumiała, jakim sposobem mogli być według jego słów parą. Nawet nie czuła do niego sympatii. Był jej całkiem obojętny i szczerze, nawet ją irytował.
- Wiesz, muszę kończyć. Mam firmę do prowadzenia- usłyszała po drugiej stronie.
- Jasne, idź.
- A wiesz może, kiedy mniej więcej będziecie wracały?
- Niestety nie- odpowiedziała zgodnie z prawdą. Nawet nie rozmawiała o powrocie z Sarą, która widocznie nie miała zamiaru jeszcze wyjeżdżać. Po tylu latach chciała się nacieszyć rodziną.
- W porządku. Miłego odpoczynku. Nie musicie się śpieszyć. Nad wszystkim tu czuwam.
- Dzięki, Danny. Miłego dnia- złapała swoją dolną wargę zębami. Chciała jak najszybciej się rozłączyć. Jakiś wewnętrzny głos mówił jej, żeby uważała. A może po prostu w każdym człowieku, którego choćby mijała, widziała jakieś zagrożenie od ostrzeżenia owego mężczyzny? Nie była pewna. Ale z pewnością stała się ostrożniejsza.
- Z pewnością będzie miły. Na razie.
- Cześć- z ulgą zakończyła połączenie.
Zaczęła się zastanawiać. Musiała w końcu dojść do jakiegoś sensownego wniosku, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Wiedziała tylko, że jest w rzekomym niebezpieczeństwie, Danny zajmuje się jedyną firmą jaka została w jej posiadaniu, a ona jest w Polsce. Nie miała nawet kogo spytać, czy miała jakieś kłopoty. Sama się domyśliła, że skoro nie miała dobrych kontaktów z matką, to ta z pewnością nic nie wie. Ta bezradność doprowadzała ją do szaleństwa.
Rodzina wspólne zjadła obiad. Po nim wyszli na zewnątrz. Dni były wyjątkowo ciepłe, więc szkoda im było ich marnować. Promyki słońca śmiało wydostawały się zza niewielu chmur, wiał lekki wiaterek, co tylko zachęcało do spędzania czasu poza domem. Sara rozmawiała z rodzicami, kiedy Joanna przysiadła się do Emilii, która siedziała na dużej, drewnianej huśtawce ustawionej z tyłu domu. Ciągle zastanawiała się nad swoim wcześniejszym życiem. Wbrew pozorom nadal była przygnębiona zaistniałą sytuacją.
- Wszystko dobrze?- spytała Bartosik z lekkim uśmiechem, kładąc swoją dłoń na dłoni siostrzenicy. Ta podniosła na nią wzrok, zauważając dopiero wtedy, że ciotka siedzi obok niej.
- Tak- uśmiechnęła się lekko.- Po prostu myślę.
- Pojedziesz do Lucie?- spytała, a Emilia zmarszczyła czoło, patrząc na nią zmieszana.
- Lucie?- nie rozumiała. Nie wiedziała o żadnej osobie imieniem Lucie.
- Tak. Nie pamiętasz?- widocznie się zdziwiła i trochę zmieszała. Była pewna, że Sara powiedziała swojej córce o jej przyjaciółce i jej całej sytuacji.
- Nie- pokręciła przecząco głową.- Nikt mi o niej nie powiedział- odwróciła na moment głowę, patrząc na Sarę, która zawzięcie o czym dyskutowała ze swoim ojcem. Następnie znowu wróciła wzrokiem na ciotkę.
- Myślałam, że wiesz.. Nie wiem, czy powinnam ci mówić..- zawahała się.
- Ciociu, dlaczego nie? Chcę wiedzieć. W końcu chodzi o kogoś z moich znajomych, tak?- Joanna przytaknęła.- Musisz mi powiedzieć.
Aśka jeszcze chwilę milczała, ale w końcu powiedziała jej wszystko, co wiedziała. Emilia, od kądś się odnalazły i miały tak dobry kontakt, bardzo dużo jej opowiadała, dzięki czemu teraz to ona mogła jej wszystko to powtórzyć. Opowiedziała jej o wyjeździe do Paryża, gdzie poznała Lucie i Kevin’a, ale na jego temat Joanna tylko coś nie coś nabąknęła. Bardziej skupiła się na przyjaźni Lucie i Emilii. Wiedziała, że jest ona prawdziwa. Bardzo dużo przeszła, wielomiesięczne rozłąki, brak czasu obu kobiet, nawet kłótnie kilka razy bardzo burzliwe, ale mimo wszystko za każdym razem się godziły. Były dla siebie jak siostry, której ani jedna, ani druga nigdy nie miała. Wspierały się w najtrudniejszych chwilach i potrafiły nadrobić kilka miesięcy ciszy w kilka godzin, rozmawiając nawet przez telefon. Nie przeszkadzało im, że były na różnych kontynentach, a kiedy tylko mogły spotykały się choćby w środku nocy, żeby tylko spędzić ze sobą trochę czasu. Pewnego roku Emilia zrobiła Lucie nawet niespodziankę i poleciała na jeden z koncertów przyjaciółki, który odbywał się we Włoszech. Piosenkarka całkowicie się nie spodziewała takiej niespodzianki i aż popłakała się ze szczęścia. Za to Lucie przylatywała na każdy występ Emilii, kiedy ta chodziła do szkoły i nawet nie patrzyła, gdzie była, czy w USA, czy Austrii, czy Irlandii, czy też Czechach. Nie obchodziło ją to. Jej ekipa na początku była na nią wściekła, ale w końcu się przyzwyczaili do jej wyjazdów i wiedzieli, że jeżeli zbliża się koncert Emilii, Lucie będzie niedostępna. Było to często bardzo problemowe, ale piosenkarce nie dało się sprzeciwić w tej kwestii. Była po prostu nieugięta. Joanna powiedziała jej także o ciąży Lucie. Nie wiedziała jednak tego, co piosenkarka powiedziała tylko Emilii.
Kobieta patrzyła na ciotkę i nie wiedziała, co powiedzieć.
- Nie wiedziałam, że mam taką przyjaciółkę- niemal szepnęła.- Dlaczego mama nic nie powiedziała?
- Myślę, że nawet nie wiedziała, jak ważne dla siebie jesteście- odpowiedziała równie cicho, jakby bała się, że ktoś ją usłyszy.- Jak wiesz, nie miałyście zbyt dobrych stosunków, a widywałyście się bardzo rzadko.
Emilia popatrzyła na swoje paznokcie pomalowane bezbarwnym lakierem. Przez chwilę myślała, a Joanna spokojnie siedziała. Wiedziała bardzo doskonale, że sytuacja Emilii nie jest dla niej ani trochę łatwa.
- To z nią miała kilka zdjęć…- szepnęła jakby do siebie Zielonka.
- Bardzo możliwe. Tylko nie bądź zła na Sarę. Mogła nawet nie pomyśleć, żeby ci opowiedzieć o Lucie.
- Gdzie ona jest?- spojrzała w zielone oczy Joanny.- Spytałaś wcześniej, czy do niej pojadę..
- Tak- zgodziła się.- Lucie jest w Polsce. Przyjechałaś tu z nią w grudniu. Byłyście nawet u mnie na Wigilii. Później wyjechałaś, zostawiając ją u znajomych, bo dowiedziałaś się, że Kamil.. umarł.
- Rozumiem- skinęła głową. Na wzmiankę o jej ojcu, posmutniała. Chociaż od jego śmierci minęło sporo czasu, wciąż nie mogła w to uwierzyć, tym bardziej, że nawet go nie pamiętała. Mimo to wiedziała, że bardzo go kochała. Coś wewnątrz jej to podpowiadało.- Chciałabym do niej pojechać.
- Jesteś pewna?- spytała dla pewności.
- Tak- pokiwała twierdząco głową.- Jak najszybciej. Skoro jest dla mnie taką ważną osobą.. Muszę to zrobić.
Już kilka godzin później Joanna i Emilia siedziały w jej samochodzie i oddalały się od domu dziadków Zielonki. Sara na początku chciała jechać z nimi, ale gołym okiem było widać, że milion razy bardziej wolała zostać z rodzicami i siostrzeńcami. Tak też za namową córki zrobiła. Nie zatrzymywała Emilii. Chciała, żeby ta spotkała się z przyjaciółką, żeby porozmawiały, a możliwe było, żeby Emilia coś sobie znowu przypomniała. Teraz to każdemu oprócz Danny’emu na tym zależało. Kobieta zabrała ze sobą swoją niewielką torbę. Nie wiedziała, czy wróci z ciotką, czy zostanie z przyjaciółką, więc musiała być gotowa na każdą ewentualność. W środku bała się tego spotkania, ale z drugiej strony czuła, że będzie dobrze. Musiało być, powtarzała sobie. Obawiała się jednak wszystkiego innego. Ludzi, z którymi mieszkała Lucie, kolejnych nowych dla niej twarzy, których nie będzie pamiętała. Bardzo źle i głupio się czuła, kiedy ktoś coś do niej mówił, zaczepiał ją, witał się, a ona nie wiedziała, kim dana osoba jest. Miała jednak nadzieję, że wszystko ułoży się tak dobrze, jak to było w przypadku jej dziadków i ciotki.
Gdy kobiety dojechały na miejsce, był już wieczór. Joanna zatrzymała samochód przed jednym z domów na przedmieściach. Emilia z zaciekawieniem popatrzyła za szybę na piętrzący się przed nią niemały budynek. Jej serce zaczęło trochę szybciej bić, kiedy wysiadły z pojazdu i wolnym krokiem, ramię w ramię, pokonały kilka schodków prowadzących do drzwi.
- Gotowa?- spytała Joanna, patrząc na Emilię. Ta lekko skinęła głową. Wtedy Aśka nacisnęła dzwonek do drzwi i czekały. Ale kiedy po kilku sekundach nikt im nie otworzył, ani nie usłyszały żadnego znaku obecności kogokolwiek w środku, starsza z kobiet ponownie użyła urządzenia. Jednak i tym razem nie spotkały się z żadną reakcją.
- Nie ma ich- bąknęła kobieta, patrząc w stronę okien, w których nie świeciło się ani jedno światło.
- Najwyraźniej..
Joanna założyła ręce na piersiach i patrzyła bez przerwy na siostrzenicę.
- Nic tu po nas- wzruszyła lekko ramionami, opuszczając ręce wzdłuż tułowia.- Przyjedziemy jutro- zaczęła schodzić po schodkach w dół.
- No chyba sobie żartujesz- Emilia szybko do niej dołączyła, przeskakując ostatni schodek.- Nie wrócimy do dziadków. To za długa droga. Przecież to nie ma sensu.
- W takim razie hotel- postanowiła, stając przy samochodzie.
- Nie- sprzeciwiła się Emilia niczym mała dziewczynka.- Może poczekamy, skoro już tu jesteśmy.
- Emilia, a jak nie wrócą? Będziemy tu siedziały jak te dwa kołki?
Brunetka fuknęła pod nosem niezadowolona. Wiedziała, że Joanna ma rację, ale bardzo chciała poznać swoją przyjaciółkę. Nawet w jej myślach dziwnie to brzmiało, ale taka była prawda.
- Co robimy?- spytała, mając nadzieje, że zyska na czasie. Jakże się ucieszyła, kiedy usłyszała swoje imie wołane przez osobę płci żeńskiej. W jednej sekundzie odwróciła w tamtą stronę głowę i napotkała wzrokiem sylwetkę, zbliżającą się w jej stronę. Ale to nie była Lucie, tego akurat była pewna.
- Emilia? Co ty tu robisz?- spytała kobieta z szerokim uśmiechem wymalowanym na twarzy. Wiedziała, że Emilia przyleciała do Polski już jakiś czas temu, ale że nie przyjechała tak długo, nie spodziewała się jej o tej porze.
- Przyjechałam zobaczyć się z Lucie- odpowiedziała zgodnie z prawdą.
- Prawie cię nie poznałam. Co ty zrobiłaś z włosami?
- Chciałam coś zmienić… A.. kim jesteś?
- Oh- Dagmara zdążyła zapomnieć o wypadku Emilii.- Jestem Dagmara Formańska- wyciągnęła w jej stronę dłoń, którą uścisnęła.- Dzień dobry- te słowa skierowała w stronę Joanny, która stała tuż obok.
- Dzień dobry- uśmiechnęła się lekko.- Wiesz może, gdzie jest Lucie? Zależy nam na rozmowie z nią.
- Ach, pani musi być ciocią Emilii?- skinęła głową.- Miło panią poznać. Lucie o pani wspominała- Dagmara nie przestawała się uśmiechać.- Jest u nas w domu. Przyszłam właśnie po kilka pieluszek. Lucie u nas dzisiaj nocuje, bo zorganizowaliśmy jej małe przyjęcie powitalne dla malucha- jeszcze szerzej się uśmiechnęła.
- Lucie urodziła?- spytała Emilia równocześnie z ciotką. Kiedy się o tym zorientowały, uśmiechnęły się do siebie nawzajem.
- Tak. To śliczna dziewczynka. Zaraz zaprowadzę was do niej- wyciągnęła z kieszeni jeansów plik kluczy i podeszła z nimi do drzwi wejściowych.- Tylko zabiorę kilka rzeczy, dobrze? Poczekajcie tu chwilunię-zniknęła za drewnianą powłoką.
Emilia oparła się o maskę samochodu i spojrzała na Joannę.
- Kto to dla mnie był?
Kobieta westchnęła.
- Przyjaźniłyście się, później ona wyjechała, a niedawno wróciła i spotkałyście się po latach. Tyle wiem- wzruszyła lekko ramionami.
- W porządku. Dobrze wiedzieć chociaż tyle- uśmiechnęła się lekko. Zaczęła bawić się własnymi palcami. Najgorsze uczucie jakiego doświadczyła w życiu? Nie pamiętać znajomych osób. Z niczym nie mogło się to równać.
Po chwili Dagmara wyszła z budynku z niewielką torbą w dłoni. Zamknęła drzwi na klucz i podeszła do pozostałych kobiet.
- Idziemy?- ruszyły.- Lucie tak bardzo się ucieszy.. Martwiła się, że przyjechałaś do Polski, ale nie tutaj. Mimo wszystko rozumie sytuacje doskonale. Na długo przyjechałyście?
- Ja wracam za chwilę- odpowiedziała od razu Joanna.
- Nie ma mowy. Zostaje pani u nas- postanowiła Dagmara.- Chyba, że pani nie chce to nie będę zmuszała.
-Dziękuję za zaproszenie, z chęcią skorzystam, jeśli Emilia zechce zostać.
-To tutaj- skierowały się do zielonego domu. Emilia poczuła, że skądś zna ten budynek, ale nie była pewna. Coś było w nim nie tak, jak jej się wydawało.
Kobiety weszły do środka, a następnie poprowadzone przez Dagmarę, poszły do dużego salonu, gdzie było kilka osób.
- Przyprowadziłam gości- zapowiedziała Formańska.
Oczy wszystkich zgromadzonych osób od razu skierowały się w stronę Emilii i Joanny. Na twarzach niektórych wymalowany był czysty szok, między innymi jeśli chodziło o rodziców Dagmary i Bartka. Samego mężczyzny nie było w pomieszczeniu.
- Emily- szepnęła Lucie, jakby chcąc przekonać samą siebie, że dobrze widzi. Odłożyła szklanke, którą trzymała w dłoni i wstała z kanapy. Następnie wolnym krokiem podeszła do Emilii, zatrzymując się dwa metry przed nią, jakby się czegoś obawiała.
- Cześć- uśmiechnęła się Zielonka.
W oczach Lucie pojawiły się łzy.
- Nie mogę uwierzyć, że cię widzę. Tak bardzo się martwiłam.. Och, tak mi przykro- bez większego zastanowienia przytuliła Emilię. Ta na początku lekko się spięła, ale później stało się coś, czego nigdy wcześniej nie doświadczyła.
Fotel odwrócił się gwałtownie. Oczom Emilii ukazała się naprawdę śliczna dziewczyna o blond włosach, którą zna pół świata. Dziewczyna wstała i podeszła do gościa. Poruszała się z niezwykłą gracją. Była bardzo ładna i niejedna dziewczyna na świecie chciała jak najbardziej się do niej upodobnić, śledząc każdy jej krok.
- Cześć- przywitała się, uśmiechając się szeroko.- Jestem Lucie Seguero. Cieszę się, że mogę cię poznać- pomachała swoimi wypielęgnowanymi dłońmi.
- Cześć. Jestem Emilia… Emily Zielonka- poprawiła się.
- Och! Emilka!- Lucie nagle ją przytuliła. Była bardzo zaskoczona tym nagłym gestem.- Tak się cieszę, że tu jesteś! Może w końcu ktoś mnie polubi za to jaka jestem..
- Ja już cię lubię- wyznała Emilia i odwzajemniła uścisk.
- Cześć. Wszystko w porządku?
- Ktoś na mnie napadł- wyszlochała.
- Co?- Emilia zerwała się na równe nogi.- Nic ci się nie stało?
- Nie.
- Jak to się stało?
- Szłam wyjątkowo bez ochroniarzy. Wymknęłam się. To był okropny błąd- zaszlochała.- Ten typ szedł z naprzeciwka. Wyrwał mi torebkę i popchnął z całej siły.
- Pocałował mnie!
- Czekaj, kto? Danny czy Bartek?- nie rozumiała.
- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Danny- zaczęła się bawić swoim warkoczem. Leżała na kanapie w salonie, trzymając nogi na oparciu.
- Powoli. To dobrze czy źle?
- Lucie! Czy ty w ogóle dzisiaj kontaktujesz? Rozmawiamy od pół godziny, a ty nadal nic nie rozumiesz…
- Przepraszam. Przecież Kevin i ty to zamknięty rozdział. Więc w czym problem? Jesteś wolna.
- Ja prawie nie znam tego Danny’ego! Wiem tylko, że jest chamem.
- Zaprosiłam cię tu, żeby nikt nie zauważył, że spodziewasz się dziecka, prawda?- Lucie przytaknęła wolno głową.- Ale przecież nie możesz ciągle siedzieć w domu- zauważyła.- Dlatego musimy wyjechać- klasnęła w dłonie zadowolona z siebie. Przez swój pomysł zapomniała na moment o tym smutnym dniu. Dość szybko zmieniały się jej humory, to trzeba było przyznać.
Lucie patrzyła na nią jak na idiotkę. Najwyraźniej Emilia była bardzo zadowolona ze swojego pomysłu, którego ona nie do końca rozumiała.
- Wyjechać?- powtórzyła bardzo wolno i wyraźnie.- Emilia, wszędzie mnie znają. To się nie uda- pokręciła głową.
Emilia westchnęła zrezygnowana.
- Popatrz, tyle lat jeżdżę do Polski, mieszkałam tam nawet i nikt nie doniósł miediom ani nic z tych spraw- próbowała bardziej szczegółowo wytłumaczyć swój plan.- Rodzice też tam jeździli i także nawet nie pojawił się o tym ani jeden artykuł. Nikt nie wie, skąd pochodzimy i jest to dla nich od zawsze zagadką. To może się udać!- była bardzo entuzjastycznie nastawiona.
- Och, Lucie- Emilia położyła swoją dłoń na jej.
Dla wszystkich osób z boku mogło to wyglądać jakby Emilia potknęła się o własne nogi. Prawie upadła, widząc przed oczami ciemność, ale złapała ją Joanna i przy pomocy Dagmary zdołały podnieść Zielonkę, która gwałtownie mrugała powiekami. Jej oddech był przyśpieszony i urywany. Kobiety posadziły brunetkę na fotelu.
- Emilia, co się stało?- Joanna niemal krzyknęła. Bardzo się wystraszyła.
- Ja.. ja sobie przypomniałam..- zaczęła się jąkać. Nadal była w wielkim szoku. Później szok zniknął i kobieta szeroko się uśmiechnęła. Następnie zaczęła się po prostu śmiać, a wszyscy patrzyli na nią jak na idiotkę, która uciekła z ośrodka psychiatrycznego.
- Emilka, co ci jest?- spytała Lucie. Przysiadła na zgiętych nogach obok fotela, na którym siedziała Emilia. Piosenkarka była jednocześnie przestraszona i zdezorientowana podobnie jak reszta osób tam zebranych.
Zielonka nachyliła się i mocno przytuliła Lucie. Blondynka zmarszczyła czoło, dalej nic nie rozumiejąc.
- Chcesz wody?- zaproponowała pani Formańska, która stała po drugiej stronie pokoju.
- Nie, dziękuję- pokręciła przecząco głową, nadal się uśmiechając.- Przypomniałam sobie- jeszcze szerzej się uśmiechnęła.
- Przypomniałaś sobie?- pierwsza odezwała się Joanna.- Co sobie przypomniałaś?
- Lucie- swój wzrok skierowała na przyjaciółkę.- Wszystko, rozumiesz? Wszystko. Pamiętam wszystko, co jest związane z tobą!- była tak bardzo szczęśliwa, że po jej policzku poleciały łzy szczęścia.- Każdy najmniejszy szczegół!
Oczy Lucie wyglądały jak okrągłe monety.
- To wspaniale!- niemal krzyknęła, ponownie przytulając przyjaciółkę.- Tak bardzo się cieszę, Emilka. To bardzo dobry znak.
- Wiem- pokiwała głową. Następnie oparła się o oparcie fotela, wycierając łzy z policzków.- To takie fajne uczucie, pamiętając tak wiele.
Joanna wyszła z salonu i zadzwoniła do siostry, mówiąc jej tą dobrą wiadomość. Matka Emilii bardzo się ucieszyła, słysząc słowa siostry. To wydarzenie było bardzo dobrym znakiem. Emilia coraz więcej sobie przypominała. Jednak tym razem nie był to jakiś urywek z jej życia. Przypomniała sobie wszystko co było związane z Lucie. Joanna zastanawiała się przez chwilkę, dlaczego akurat Lucie? Dlaczego akurat ją przypomniała sobie w całości?
W tym czasie, kiedy ciotka Zielonki rozmawiała przez komórkę, Lucie pociągnęła Emilię za dłoń i zaprowadziła do pokoju na piętrze. Poszła z nimi także Dagmara. Piosenkarka otworzyła jedne z drzwi i weszły do pomieszczenia. W kącie stał błękitny wózek dziecięcy, w którym spała słodko Lilly, przykryta różowym kocykiem. Emilia na palcach podeszła do dziewczynki i nachyliła się nad nią, uśmiechając się lekko. W jej oczach na nowo pojawiły się łzy. Była taka szczęśliwa.
- Przedstawiam ci Lilly Emily Seguero, moją córeczkę- powiedziała szeptem Lucie tak, aby nie obudzić dziecka.
Emilia w jednej chwili się wyprostowała, patrząc zaskoczona na Lucie.
- Lilly Emily?- zaakcentowała drugie imię.
- Tak- skinęła głową.- Chciałam, żeby miała tak na imię, ponieważ będąc z nią w ciąży, bardzo mi pomogłaś i jesteś moją przyjaciółką, a do tego wszystkiego urodziła się w twoje urodziny-uśmiechnęła się szeroko.
- Naprawdę?- Emilia nie mogła uwierzyć. Był to dla niej zaszczyt.
- Tak.
- Jest śliczna- znowu swój wzrok skupiła na małej istotce, leżącej w wózku.- Już ją kocham.
- To tak jak my wszyscy- powiedziała Dagmara, która do tej pory się nie odzywała.
- Chciałabyś ją wziąć na ręce?- spytała Lucie, kierując swoje pytanie w stronę Emilii.
- Nie, nie teraz. Nie chcę jej obudzić.
- Ona ciągle śpi. Nie bój się, nie obudzisz jej. Nie krępuj się i weź ją.
Emilia jeszcze chwilę patrzyła to na Lucie, to na Dagmarę, ale w końcu odwróciła się i najostrożniej jak potrafiła wzięła Lilly na ręce. Trzymając ją w swoich ramionach, zapomniała o całym otaczającym ją świecie. Dziewczynka była taka krucha i malutka, że Emilia bała się ją nawet trzymać, obawiając się, że coś jej zrobi. Była tak bardzo szczęśliwa, jak jeszcze nigdy od czasu jej wypadku. Przypomniała sobie swoją przyjaciółkę i prawie wszystko, co było z nią związane, poznała swoją imienniczkę, którą pokochała od razu, kiedy ją zobaczyła. Została jej ciocią i była z tego niezmiernie dumna. Emilia ostrożnie się nachyliła i leciutko ucałowała Lilly w czoło. Dziewczynka lekko się poruszyła, ale się nie obudziła. Wyglądała tak bardzo słodko, że Emilia nie mogła się na nią napatrzeć. Co z tego, że chociaż miała na sobie jedne z najmniejszych ubrań, jakie można było kupić, rękawki były za długie? Nie miało to znaczenia. Mimo wszystko Zielonka naznaczyła ją mianem „najsłodszego dziecka na świecie”. Postanowiła sobie, że postara się ze wszystkich swoich sił, żeby być najlepszą możliwą ciocią dla Lilly.
***
Emilia została z Lucie. Joanna już następnego dnia wróciła do domu, zostawiając siostrzenicę. Ale nie bała się. Wiedziała, że Emilii nic się nie stanie, zwłaszcza po tym jak przypomniała sobie Lucie. Ufała jej.
Zielonka siedziała otulona miękkimi poduszkami z Lilly na rękach na huśtawce ustawionej pośrodku tarasu u Anny i Tomasza z tyłu ich domu. Na zewnątrz było bardzo ciepło, pogoda po prostu jakby chcąc im sprzyjać, była wyśmienita. Emilia prawie nie odstępowała Lilly. Kochała to dziecko całym sercem. Na rozkładanym krześle obok siedziała Dagmara i z uśmiechem patrzyła na Emilię.
-Wiesz…- zaczęła, zwracając na siebie uwagę Emilii.- Głupio to może brzmieć, ale tęskniłam za tobą.
Emilia zmarszczyła czoło.
- Dawno się widziałyśmy?
- Nie o to chodzi- pokręciła lekko głową.- Tęskniłam za dawną tobą- Emilia nadal nic nie rozumiała.- Teraz jesteś taka naturalna.
- Wcześniej tak nie było?
- Nie do końca. Byłaś.. inna, niż cię zapamiętałam.
- Dagmara, powiedz mi, jak to było z naszą znajomością?
Formańska wyprostowała się, patrząc Emilii prosto w oczy.Następnie zaczęła się bawić własnymi palcami.
- W liceum przyjaźniłyśmy się. Przyjechałaś wtedy do Polski. Później zaczęłam cię traktować okropnie, za co cię już przeprosiłam, ale chcę to zrobić jeszcze raz. Wiedziałam, że wyjadę. I tak też się stało- przełknęła ślinę zakłopotana. Najtrudniej jest się przyznać to błędu, o czym obie wiedziały.- Nie miałyśmy kontaktu przez siedem lat. Spotkałyśmy się na wakacjach.
- Rozumiem. Ale wszystko jest ok?
- Mam nadzieję- obie się zaśmiały.
- Mogę cię jeszcze o coś spytać?- Emilia spojrzała na Dagmarę niepewnie.
- Jasne.
W międzyczasie dołączyła do nich Lucie, która wyszła właśnie z domu. Usiadła obok Emilii i swojej córki na huśtawce trzyosobowej. Uśmiechnęła się lekko do znajomych twarzy.
- Albo mi się wydaje… albo kogoś sobie znowu przypomniałam.. to znaczy nie do końca. Po prostu… kojarzę czyjąś twarz, ale nie wiem, kto to… A.. a czuję, że możesz tą osobę znać- plątała się we własnych słowach, ponieważ nie była ich do końca pewna.- To ciemny brunet… albo może nawet mężczyzna o czarnych włosach. Ma ciemne oczy…- zamilkła, chcąc przypomnieć sobie jakieś szczegóły.- Kojarzy mi się z motorem.
Dagmara chwilę się zastanowiła, kogo Emilii może mieć na myśli.
- Może Bartek? Tak, myślę, że to on- pokiwała głową.
- Bartek?- powtórzyła.- Kto to?
Westchnęła.
- Bartek to mój straszy brat. Byliście razem w liceum, zanim wyjechaliśmy- brwi Emilii powędrowały do góry.- Z nim też nie miałaś kontaktu i także się spotkaliście po siedmiu latach. Teraz wyjechał. W ostatnich miesiącach dużo podróżuje. Jak on to nazwał.. Chce korzystać z życia dopóki może- przewróciła oczami.- Chyba teraz jest w Hiszpanii z dziewczyną- zakołysała brwiami.
Lucie zapatrzona była w swoją komórkę i nawet nie słuchała Emilii i Dagmary. Od kiedy przyjechała jej przyjaciółka i zaczęła niemal wszystko robić za nią wokół Lilly, miała o wiele więcej czasu wolnego.
- Ma dziewczynę?- spytała Emilia.
- Najwyraźniej- wzruszyła ramionami.- Długo był sam.
-To chyba dobrze..
Między nimi zapadła cisza. Żadna z nich nie wiedziała, co powiedzieć. Emilia spojrzała na Lilly, śpiącą w jej ramionach. Uśmiechnęła się sama do siebie. Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, że tak pokocha tą małą istotkę. Chociaż starała się ze wszystkich sił nie myśleć o brunecie, który, nie wiedzieć czemu, zaprzątał jej głowę od samego ranka, nie do końca jej się to udawało. Wciąż miała przed oczami jego poważną twarz, ciemne oczy i zaczęła się w końcu zastanawiać, czy przed wypadkiem coś z nim związanego miało miejsce? Nie chciała się nikogo wypytywać. Zauważyła, że ludzi zaczyna męczyć ciągłe opowiadanie jej czegoś, co ona powinna wiedzieć. Ją samą to denerwowało, ale nie miała czasami innego wyjścia.
Po południu Emilia postanowiła pobiegać. Dagmara chciała jej towarzyszyć, ale Zielonka grzecznie ją przeprosiła, mówiąc, że chciałaby pobyć sama. Po prostu tego potrzebowała. Przebrała się w dres i tenisówki, do uszu włożyła słuchawki podłączone do jej komórki i pobiegła trasą, którą już zdążyła poznać. Dość szybko się zmęczyła, ale tak łatwo się nie poddała. Chociaż nogi robiły jej się jak z waty, zaczęło kuć ją w boku, nie przestała biec. Na jej czole pojawiły się krople potu i było jej niemiłosiernie gorąco, ale nadal biegła. Sama nie wiedziała, dlaczego, ale zboczyła ze znanej jej trasy i pobiegła żwirową drogą w stronę niewielkiego lasku. Nuciła pod nosem, mijając kolejne drzewa. Jej zaskoczenie było wielkie, kiedy dobiegła do niewielkiej polanki. Obróciła się dookoła własnej osi z szeroko otwartymi oczami. Była pod wrażeniem, jak tam jest pięknie. Zaciągnęła się głęboko powietrzem, wyciągając słuchawki z uszu. Wolnym krokiem, próbując równocześnie unormować oddech po krótkim, ale wyczerpującym dla niej biegu, podeszła do kilku sporych kamieni. Oparła się o jeden z nich. Przymknęła oczy i wtedy to zobaczyła.
Bartek nie potrzebował ustnej zgody dziewczyny. Pociągnął ją za sobą w stronę niedalekiego lasku. Zaczęła wzbierać się w niej panika.
Nie zaszli daleko, kiedy Bartek się zatrzymał, wciąż widać było ulice i budynki.
Chłopak odwrócił się w stronę Emilii.
- Z nami koniec, Emilia.
- Co?- spytała dziewczyna, a w jej oczach pojawiły się łzy.
-Nie jestem kimś odpowiednim dla ciebie- Bartek miał kamienny wyraz twarzy.
-Nie bądź śmieszny- powiedziała, próbując, aby zabrzmiało to nonszalancko.- Jesteś najcudowniejszą osobą jaką spotkałam w życiu.
- Oszalałaś- prychnął.
- Nie, nie oszalałam, chyba, że z miłości- po jej policzku popłynęła pierwsza łza.
- Emilia, przestań.
- Jak mam przestać? Ot tak chcesz ze mną zerwać, nic mi nie tłumacząc.
Przez dłuższą chwilę Bartek miał wzrok wbity w ziemie. Kiedy w końcu podniósł głowę, miał odmienione oczy- były gotowe na wszystko.
- Emilia- odezwał się wreszcie- już cię nie kocham.
Emilia powtarzała sobie to zdanie kilkakrotnie w myślach, bo za pierwszym razem nie dotarło to do niej.
- Nie… kochasz… mnie?- wydukała.
- Nie- odpowiedział bezlitośnie.
Wpatrywała się w chłopaka w osłupiała.
- To zmienia postać rzeczy.
Spojrzała w bok.
- Wiedziałam, że to, że ty się mną zainteresowałeś byłoby zbyt piękne.
- Nie mów tak…
- Mam tak nie mówić?- przerwała mu.- A jak mam mówić? Po co ze mną byłeś przez te kilka miesięcy?
- Kochałem cię…- szepnął.
-Więc co się zmieniło i co ważniejsze, dlaczego?
Nie otrzymała odpowiedzi. Bartek patrzył w jeden punkt przed sobą.
Po chwili zerknął na nią.
- Przepraszam, że tak cię zraniłem.
- Przestań- wydusiła, powstrzymując szloch.- Co ci się we mnie nie podoba? Powiedz, a to zmienię.
Emilia z miny Bartka wyczytała, że jest za późno. Już nigdy nie będzie tak jak kiedyś.
- Zrobię wszystko, aby nie wchodzić ci w drogę i w twoje życie- obiecał, oddalając się trochę.- Ty też mi musisz coś obiecać.
Emilia patrzyła na niego załzawionymi oczami.
- Obiecaj, że zapomnisz o mnie i będziesz żyć tak, jakbym nigdy nie pojawił się w twoim życiu- w jego oczach można było dostrzec jakby… ból?- Będziesz szczęśliwa, jestem tego pewien, czy wrócisz to Nowego Jorku, czy nie.- zapewnił.
Emilia nawet nie analizowała jego słów, tego co do niej mówił. Nie miała na to siły.
- To już chyba wszystko. Ani ja, ani Dagmara nie będziemy cię niepokoić- podsumował i odwrócił się na pięcie.
- Zaczekaj- wykrztusiła, ale on jej nie słuchał i ruszył w stronę swojego domu.
W jednej sekundzie otworzyła szeroko oczy. To był on! Mężczyzna, o którym myślała od samego rana! To on się jej przypomniał w nocy. Uśmiechnęła się lekko, ale równie szybko posmutniała. Zranił ją. Nawet bardzo- to jedyne, co pamiętała. Nagle ogarnął ją dziwny niepokój, którego nie potrafiła nawet zrozumieć. Była sama gdzieś na uboczu, co nie było zbyt budującą wizją. Zaczęła kierować się w stronę, z której przybiegła. Nogi niemalże ją paliły i czuła, że jej twarz jej w kolorze dojrzałego pomidora, więc nie było mowy o dalszym biegu. Kiedy dotarła do ulicy, telefon zaczął wibrować jej w dłoni. Spojrzała na ekran. Numer zastrzeżony. Zmarszczyła czoło, odbierając.
- Halo?
- Witaj, piękna- usłyszała męski głos, mówiący po angielsku. Przystanęła.
- Kto mówi?
Owa osoba się zaśmiała, jakby Emilia opowiedziała jakiś śmieszny dowcip. Trochę ją to zdenerwowało.
- Znowu musieliśmy za tobą jechać.. Nie ładnie tak uciekać- cmoknął w niezadowoleniu.
Serce Emilii przyśpieszyło swoje obroty. Miała wrażenie, że zemdleje. Było jej bardzo słabo.
- Możesz z łaski swojej powiedzieć, kim jesteś?
Mężczyzna ponownie się zaśmiał.
- Spójrz w prawo, ślicznotko- usłyszała, a następnie jedyne co było słychać to dźwięk zakończonego połączenia.
Bardzo powoli spojrzała w stronę wskazaną przez mężczyznę. Nie wiedziała, czego się spodziewać w biały dzień na środku ulicy. Przymrużyła lekko oczy. Dostrzegła jedynie samochód. Czarne BMW; takie samo jak to, do którego wsiadł nieznajomy blondyn, który ją ostrzegał kilka dni wcześniej. Przyciemniana szyba od strony kierowcy zaczęła zjeżdżać w dół, ale zatrzymała się w połowie. Ktoś wyciągnął swoją męską dłoń i pomachał w stronę Emilii. Głośno przełknęła ślinę. Chociaż rozum podpowiadał co innego, miała dość. Ruszyła niemal biegiem, chociaż nogi wciąż ją niemiłosiernie bolały, ale próbowała to dzielnie ignorować, w stronę pojazdu. Ręka w jednej sekundzie z powrotem schowała się w środku, a szyba powędrowała do góry. Zanim kobieta zdołała dojść do samochodu, ten ruszył z piskiem opon i odjechał z zawrotną prędkością. Emilia rozłożyła bezradnie ręce. Uciekł. Najnormalniej w świecie uciekł. Pokręciła z niedowierzaniem głową. Po co ją dręczy, dzwoni, pisze, skoro później ucieka? Czego chce? Zastanawiało ją.
Ale nie mogła sobie nic zarzucić. Chociaż spróbowała się dowiedzieć.
***
- O nie- wyszeptał Bartek. Oparł głowę na rękach zaciśniętych w pięści.- Tylko nie to..
- Czemu tak jęczysz? Stało się coś?- zapytała obłudnie Dagmara, wkładając do ust kolejny kęs pieczeni.- A przy okazji co słychać u..- zastanowiła się- Baśki?
- Skąd mam wiedzieć?- oburzył się, patrząc na siostrę spode łba.
- Przecież poleciałeś z nią do Hiszpanii. Zgubiłeś ją po drodze?
Bartek wrócił przed chwilą do domu. Zastał siostrę, jedzącą obiadokolację na ich tarasie i się do niej przysiadł.
- Lecieliśmy tylko tym samym samolotem. Wcale nie byliśmy razem.
- Słyszałam coś innego.
Znowu jęknął.
- Dobrze ci tak! Każdy myśli, że jesteś z dziewczyną w Hiszpanii, podrywaczu.
Dagmara spokojnie przeżuwała kolejny kawałek mięsa.
- Pyszne- mruknęła.- Nie jesteś głodny?
- Straciłem apetyt na cokolwiek- upił łyk kawy z filiżanki siostry, za co dostał złe spojrzenie brunetki.
- Ciągle z kimś randkowałeś. Teraz masz tego, co chciałeś. Ludzie wymyślają plotki na twój temat, a Emilia w nie wierzy.
- Emilia?- zbladł.- Jest tu?
- Ach, nie mówiłam ci? Zapomniałam- zrobiła minę niewiniątka.- Przyjechała do nas wczoraj- uśmiechnęła się szeroko.
Patrzył na nią, ale nic nie powiedział.
- Myślisz, że jestem taka głupia? Widzę, że tylko czekasz, żeby coś ci o niej powiedzieć.
- Straciła pamięć i nic nie pamięta.
- I tu się mylisz, mój kochany- pomachała mu widelcem niemal pod nosem.- Przypomniała sobie już całkiem sporo. Lucie pamięta doskonale, nawet ciebie sobie troszeczkę przypomniała- zmarszczył czoło.- Rozmawiałyśmy o tobie rano.
Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów. Jednego z nich włożył sobie do buzi, a resztę odłożył na stół. Następnie sięgnął po zapalniczkę i podpalił koniec trucizny, zaciągając się dymem.
- A ty nadal palisz- mruknęła Dagmara z dezaprobatą.
Głowa Dagmary od niechcenia powędrowała na ulicę. Jednak zatrzymała się na sylwetce znanej osoby.
- Emilia!- krzyknęła, machając ręką w stronę Zielonki, która szła chodnikiem.
Wzrok Bartka także powędrował na jej sylwetkę. Mężczyzna szeroko otworzył oczy na widok kobiety. Jeszcze nie widział jej w nowej fryzurze i całkiem innym stylu ubierania się. Tym bardziej, że teraz była w najzwyklejszym dresie.
Emilia nie od razu zobaczyła Bartka. Wcześniej podeszła bliżej Dagmary. Wciąż w głowie miała to, co
zaszło parę minut wcześniej. Dopiero wtedy dostrzegła mężczyźnie, siedzącego obok siostry. Ubrany był w białą koszulę, której pierwsze guziki sobie rozpiął, czarne spodnie i tego samego koloru marynarkę. Jego twarz pokrywał kilkudniowy zarost, a papieros dodawała mu zadziorności. „To on” pomyślała, pokonując dwa niewielkie schodki. Bartek nie odrywał od niej wzroku. Nagle przypomniała sobie, jak musi wyglądać: czerwona, spocona i przestraszona jednocześnie.
- Um, biegałam- powiedziała, jakby chcąc się usprawiedliwić.
- Dobrze ci poszło?- spytała Dagmara z uśmiechem na twarzy.
- Kiepsko- bąknęła.
- Cześć- przywitał się z nią Bartek, wstając. Był od niej wyższy o głowę, więc, żeby na niego psojrzeć, zadarła lekko głowę do góry.
- Hej. Ty jesteś Bartłomiej, tak?
- Bartłomiej?- zaśmiał się w głos, pokazując równe białe zęby.- Chyba pierwszy raz słyszę z twoich ust swoje pełne imię- pokręcił z rozbawieniem głową.
Poczuła jak robi się jej gorąco.
- Ja.. um.. przepraszam, jeśli ci to przeszkadza..
- Nie, nie przeszkadza- przerwał.
- Emilia- Dagmara także się podniosła i stanęła przy bracie- to właśnie mój brat, o którym dzisiaj mówiłam- szturchnęła go w żebra.
Spojrzał na nią minął w stylu „co to miało być?”.
- Domyśliłam się- nie chciała wspominać, że przypomniała sobie ich rozstanie. Wiedziała, że to było dawno.
- Jesteś głodna?- spytała Dagmara, ponownie siadając na swoim poprzednim miejscu. Wznowiła jedzenie.
- Nie- pokręciła przecząco głową.- Wrócę do Lucie i Lilly- uśmiechnęła się lekko. Czuła się lekko zawstydzona, czując, że Bartek wciąż na nią patrzy. Wcale nie ułatwiał jej fakt,że w gorszym stanie już nie mógł jej zobaczyć.
- W porządku. Zajrzyj do nas później lub jutro, jeśli chcesz- Dagmara uśmiechnęła się szeroko.
- Dobrze. To.. Na razie- obrzuciła ich szybkim spojrzeniem i niemal biegnąc, opuściła ich posiadłość. Dopiero kilka metrów dalej była w stanie zwolnić. Nie wiedziała dlaczego, bo nigdy od wypadku jej się to nie przytrafiło, że nie była w stanie oddychać w czyjejś obecności. Było to dla niej coś nowego i bardzo dziwnego. Nawet trochę ją to denerwowało. Położyła dłoń płasko na czole i wypuściła powietrze z ust. Kim był dla mnie wcześniej Bartek? Spytała po raz kolejny samą siebie. Otrząsnęła się, próbując pozbyć się jego twarzy z głowy, kiedy podeszła do Lucie, karmiąca właśnie swoją córeczkę. Uśmiechnęła się do przyjaciółki, siadając obok niej.
- Nie wiem, czy ci to mówiłam, ale nie wyobrażam sobie życia bez ciebie- powiedziała, patrząc jej w oczy. Zaskoczyła tym samą siebie
Lucie w pierwszej chwili się zmieszała, ale następnie uśmiechnęła się szeroko.
- Ja też sobie tego nie wyobrażam.
Uważając na Lilly, lekko się przytuliły. Emilii stanęły łzy w oczach, ale szybko je ukryła, nie chcąc aby ujrzały światło dzienne. Tak bardzo się cieszyła, że ma taką przyjaciółkę jaką była Lucie. Miała tylko nadzieję, że już zawsze tak będzie i nic tego nie popsuje..
Przyjaźń Lucie i Em naprawdę jest piękna. Nie wyobrażam sobie, że mogłyby się pokłócić albo być wobec siebie nieszczere. Wiąże ich prawdziwa, silna nić i mam nadzieję, że tak będzie przez cały czas. W sumie można im zazdrościć takiej relacji, bo nie zdarza się to często w prawdziwym życiu.
OdpowiedzUsuńAż się zachłysnęłam jak przeczytałam, że Bartek ma dziewczynę. Na szczęście bardzo szybko wyjaśniłaś, że jednak to pomyłka i nic go z tamtą dziewczyną nie łączy. Mam wrażenie, że on i Em ciągle coś do siebie czują i teraz dostaną szansę na rozpoczęcie tej znajomości od nowa. Cieszyłabym się, bo bardzo na to czekam! ;)
Cieszę się, że Emily coraz więcej sobie przypomina. Może wreszcie wrócą wspomnienia związane z Dannym? Mam wrażenie, że on doprowadza ich właśnie do ruiny... Oby odzyskała pamięć przed podpisaniem tych papierów, bo sądzę, że w tym jest jakiś koszmarny przekręt!
Pozdrawiam! ;*
A w wolnej chwili zapraszam do siebie na nowość;)
Tak, taka przyjaźń jest bardzo rzadka i można jej pozazdrościć stanowczo. Jeśli chodzi o Bartka to chciałam własnie to wszystko napisać całkiem inaczej, ale nie ma już na to czasu :( A kiedy Emilia i czy w ogóle odzyska pamięć? Zobaczysz ;)
UsuńPozdrawiam :*
Bardzo dobrze, że Emilia pamięta coraz więcej.
OdpowiedzUsuńFajnie, że Emilia spotkała się z Lucie i że przypomniała sobie z nią wszystkie wydarzenia. W nich widać że te dwie kobiety się przyjaźniły.
Bartka pewnie Emilia też z czasem sobie bardziej przypomni.
No i ciekawe dlaczego Bartek tak nagle interesuje się Emilią. Może uczucia do niej mu wróciły? Ale chyba nie, bo po 9 latach chyba o tak by nie mogły wrócić, więc musi być jakiś inny powód.
Czekam na kolejny.
Różnie bywa.. Czasami ludzie bardzo się zmieniają, a innym razem pozostają tacy sami wraz ze swoimi uczuciami ;) I taki szczegół.. po 8 latach ;)
UsuńPozdrawiam!
Długi iświetny rozdział. Super, że pojawił się Bartek, bo szczerze mówiąc mi go brakowało. Jednakże przypominały się Emilce tylko złe momenty z nim związane - czyli jak ze sobą zerwali. Mimo to chyba coś jeszcze między nimi zaiskrzy. Tak coś czuję. Dziś krótko. Cieszę się że Emilia pamięta chociaż całą Lucie. To w tej chwili bardzo ważne. Do następnego. Pa!
OdpowiedzUsuńObiecuję, że Bartka będzie więcej :D Także myślę, że będzie ci się to podobało :)
UsuńPozdrawiam :D
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń