-
Jesteś tego pewna?- Danny stał tyłem do Emilii, patrząc na fortepian, stojący w
salonie. Po jego głosie można było wywnioskować, że nie takiej decyzji się
spodziewał.
- Tak, Danny- powiedziała stanowczo.-
Przepraszam, ale nie mogę tak po prostu oddać ci tak potężnej firmy. Może w
przyszłości, kiedy będzie cię stać, kupisz ją- wzruszyła lekko ramieniem, ale
on tego nie widział. Kobieta mogła jedynie obserwować jego plecy. Nie odwrócił
się przodem do niej nawet na chwilę.
- To ostateczna decyzja?
- Tak. Ale nie zmieniłam zdania i
nadal chcę sprzedać wszystkie małe firmy, jakie miał ojciec i mam nadzieję, że
mi w tym pomożesz.
Gwałtownie się odwrócił, a w jego
oczach latały błyskawice. Popatrzył na Emilię. Jego dłonie był mocno zaciśnięte
w pięści tak, że aż pobielały mu knykcie. Szybkim i gwałtownym krokiem ruszył
przez salon. Kiedy mijał Emilię, lekko trącił jej ramię i nie odwracając się
wyszedł z willi.
Kobieta jeszcze chwilę stała tak jak
wcześniej. Nie do końca wiedziała, co się przed chwilą wydarzyło. Opadła na
kanapę i zakryła twarz dłońmi. Uraziła Danny’ego? Ale przecież od początku nic
nie obiecywała. Nie wiedziała, jak odebrać jego zachowanie. Ten koleś był
bardzo poplątany. Była pewna, że ją zrozumie… jakże się pomyliła.
Wstała z kanapy i poszła do swojej
sypialni, aby się ubrać. Następnie zakładając po drodze zimową kurtkę, wyszła na
zewnątrz. Wiadomość o śmierci Kamila zdążyła już spaść na dalszy plan w różnych
gazetach, więc mogła dzięki temu spokojnie wyjść w domu i nie narażać się na
ostrzał dziennikarzy. Wsiadła do swojego samochodu i ruszyła w stronę jednej z
firm. Nie była tam ani razu od tragedii w ich rodziny. Zajmował się nią Danny.
W głowie miała mętlik, ale czuła, że
dobrze postąpiła. Była sprawiedliwa. Przynajmniej tak uważała.
Zaparkowała na wolnym miejscu
parkingowym i ruszyła w stronę drzwi wejściowych. Kiedy tylko pojawiła się w
środku, szczupła blondynka wyszła zza wysokiego biurka i drobnym krokiem do
niej podeszła.
-
Dzień dobry, proszę pani-skinęła głową, bawiąc się ze zdenerwowania palcami u
rąk. Emilii zachciało się śmiać, ale się powstrzymała.
-Dzień dobry- uśmiechnęła się.-
Przyjechałam sprawdzić, jak firma się sprawuję- była to jedna z tych, które
zamierzała sprzedać, więc przed tym chciała się upewnić, czy wszystko jest w
porządku.
- Ach, oczywiście. Co chciałaby pani
zobaczyć?
- Na początek pójdę do gabinetu taty.
- Dobrze, naturalnie. Um, zaprowadzić
panią?
- Nie, dziękuję- Emilia pokręciła
przecząco głową.- Znam drogę.
Wyminęła ją i ruszyła w stronę
odpowiednich drzwi. W budynku było dziwnie pusto. Jedyną osoba, jaką spotkała
była owa sekretarka. Jednak nie przejęła się tym za bardzo. Kiedy przekroczyła
próg gabinetu, poczuła się tam bardzo obco. Nigdy tam nie przyjeżdżała.
Rozejrzała się dookoła siebie. Nie do końca wiedziała, od czego ma zacząć.
Planowała przepatrzeć różne papiery i upewnić się, czy nie było tam niczego
osobistego, co mogłaby zabrać. Otworzyła jedną z szafek, stojących przy
ścianie. Było w niej pięć grubych segregatorów, które wyciągnęła, kładąc je z
hukiem na biurku. Następnie przejrzała każdą kartkę, która w nich była. Zajęło
jej to sporo czasu, ale nie śpieszyło jej się. Później za swój cel obrała
szuflady. Były tam różne listy, najczęściej służbowe, ale trafiło się też kilka
prywatnych. Jeden z nich bardzo zainteresował Zielonkę. Otworzyła kopertę, która
była jeszcze zaklejona i wyciągnęła zgiętą na pół kartkę. Rozprostowała ją.
Pismo było od prywatnego detektywa. Emilia zmarszczyła czoło. Po co Kamil
zatrudnił prywatnego detektywa? Zaczęła czytać list i pomału wszystko zaczęło
do niej docierać. Jej serce przyśpieszało z każdym przeczytanym słowem, aż w
końcu zrobiło jej się słabo, więc oparła się biodrem o biurko. Przełknęła
głośno ślinę. Nie mogła uwierzyć własnym oczom i temu co właśnie przeczytała.
Z pisma, które zostało wysłane dwa dni
przed śmiercią Kamila, wynikało ewidentnie, że Danny Holland, a raczej Blaise
Ryan Holland, jest oszustem! Najzwyklejszym oszustem, który oszukał już
niejedną osobę, a teraz chciał to samo zrobić z Zielonkami! Na papierze było
napisane wszystko, dosłownie wszystko. Miejsce urodzenia, miejsce zameldowania…
wszystko. Emilia uświadomiła sobie, że nie znała ani jednej prawdziwej
informacji o nim. Pochodził z Irlandii, ale od dziesięciu lat mieszkał w
Filadelfii i oszukiwał ludzi z różnych stanów. Za każdym razem wszystko uchodziło
mu jakimś cudem płazem, ponieważ informacje jakie o sobie podawał były jego
wymysłami, które podawał swoim ofiarom. Kamil nie zdążył przeczytać pisma.. Emilii
zaczęło brakować powietrza. Holland
chciał ich oszukać! A ona rozważała jeszcze dobę temu przepisanie mu swoich firmy!
Kobieta uświadomiła sobie, że Jenifer
ją wysłuchała. Nie pozwoliła, żeby podjęła złą decyzję. Emilia aż bała się
myśleć, co by było gdyby oddała mu te firmy. Przecież on przez tyle miesięcy
całą ich rodzinę oszukiwał! Czy wiedziała o tym Dagmara i to dlatego ostrzegała
przed nim Emilię? Tylko dlaczego wtedy po prostu nie powiedziała prawdy? Mogła
ostrzec Zielonków, ale tego nie zrobiła i to zaczęło zastanawiać blondynkę.
A co z Penny? Była siostrą Danny’ego..
a raczej Blaise’a. Czy wiedziała o wszystkim? Może mu pomagała? Emilia była
załamana. Nie wiedziała, że mężczyzna, z którym mieszkała pod jednym dachem
może być kimś tak okrutnym. Wiedziała jednak jedno. A mianowicie, że musi
zgłosić go na policję. Jak najszybciej. Nie mogło mu to pójść płazem.
Postanowiła, że już ona się o to postara.
W tym momencie drzwi do gabinetu
otworzyły się. Serce jej w jednej sekundzie stanęło. Odwróciła się na pięcie,
chowając za siebie papier, który trzymała. W progu stał Blaise i patrzył
przenikliwym spojrzeniem na blondynkę. Kobieta poczuła taką odrazę do tego
mężczyzny, jak nigdy w swoim życiu do nikogo innego. Miała ochotę rzucić się na
niego z pięściami, wykrzyczeć wszystko w twarz, spoliczkować i rzucić pod jego
adresem kilka nieprzyjemnych słów, ale powstrzymała się.
- Emily- w jego głosie słychać było
tylko zaskoczenie.
Nie odpowiedziała. Nie mogła zmusić
się, żeby wydusić chociażby słowo.
- Co tu robisz?
- Przyszłam się rozejrzeć- powiedziała
cicho, wzruszając ramionami.
Podszedł do niej bliżej, zamykając za
sobą drzwi.
- Ach tak? I co, rozejrzałaś się?-
założył ręce na piersiach. Emilia przełknęła ślinę. Czuła niemiłosierną suchość
w gardle.
- Tak- skinęła głową. W jej żyłach
zaczęła krążyć adrenalina. Wiedziała, że powinna jak najszybciej wyjść i
pojechać na komisariat.
- Może czegoś potrzebujesz?
- Nie- ledwo zauważalnie pokręciła
głową.
Mężczyzna popatrzył na nią spod
przymrużonych powiek. Emilia nerwowo chrząknęła. Jego wzrok powędrował na ręce
Emilii, które trzymała z tyłu ciała.
-Co tam chowasz?- spytał, a po jej
ciele rozeszły się nieprzyjemne ciarki.
- Eeem… List.
- Jaki?- zrobił krok w przód. Chciała
się cofnąć, ale nie miała gdzie.
- Taty- ledwo wydusiła z siebie to
słowo. Zaczęła się zastanawiać, jak daleko mężczyzna może się posunąć..
- Ciekawy?
- Bardzo- pokiwała głową.-
Dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy,Danny…- oblizała wargi- a może powinnam powiedzieć Blaise?- poczuła
nagły przypływ odwagi. Mężczyzna zrobił okrągłe oczy i pobladł.- Blaise Ryan
Holland z Irlandii.. Ciekawe, nie?
W dwóch susach podszedł do niej i
wyrwał jej papier z dłoni. Rozłożył go i przeleciał wzrokiem po literkach.
Zacisnął mocno szczękę i przeklął siarczyście. Następnie, całkiem zbijając tym
z tropu Emilię, zaśmiał się jakby usłyszał bardzo zabawny żart.
-Nawet nie wiesz jak cholernie ta
śmierć pokrzyżowała moje plany.. Nie byłem zadowolony- mężczyzna wrócił do
całkiem normalnego i spokojnego wyrazu twarzy. Był gotowy na wszystko, a przy
tym bardzo spokojny. W nim wszystko było sprzeczne ze sobą.
Emilia przypomniała sobie, jak
formalny był Danny kiedy zobaczyła go po raz pierwszy po jej powrocie z Polski.
Dlatego tak dziwnie się zachowywał. Jak on to nazwał „nie był zadowolony”.
- Zadzwonię na policję- zagroziła.
- Nie sądzę, Emily, nie sądzę- odparł
ze spokojem.- Do nikogo nie będziemy dzwonić. A przynajmniej ty nie będziesz,
bo ja mógłbym- zmarszczyła czoło, nic nie rozumiejąc. Przyznał się?
- Zrobię to- powiedziała stanowczo.
- Jeżeli dowiedziałaś się już prawdy…
Powiem ci taką ciekawostkę. To dzięki mnie twój ojczulek kopnął w kalendarz-
wyszeptał, a Emilia pobladła. To on wywołał pożar w firmie?!
- Ale nie histeryzuj. Mógłbym na
przykład powiedzieć, że to ty wszystko wymyśliłaś, żeby w końcu cały majątek
przeszedł w twoje posiadanie, a kiedy ja, rzecz jasna, odmówiłem, postanowiłaś
wszystko zrealizować sama. Proponowałaś mi nawet całkiem niezłą sumkę…
powiedzmy… trzysta tysięcy. Taka kwota robi na człowieku wrażenie, prawda?
Gdybym zeznał obciążające cię zeznania, poszłabyś za kratki, a ja wyszedłbym ze
wszystkiego czysty jak łza… Znowu. A ten twój Kevin z chęcią by zeznał
przeciwko tobie. Zresztą tak właśnie postąpię, jeśli zaraz nie odpalisz mi
pięciuset tysięcy. To mała kwota za wolność, Emily, nie uważasz?- ze zdziwienia
otworzyła buzię.- Więzienie to miejsce nie dla ciebie, uwierz. Znam je od
podszewki.
Kobieta przypomniała sobie, jak
spotkała ostatnim razem Kevin’a. Oskarżał ją o śmierć Kamila.. To nie mógł być
przypadek. Ale nie miała czasu bardziej się nad tym zastanowić.
- Jak mógłbyś zrobić mi coś takiego?-
była w szoku. Nie sądziła, że taki właśnie jest Danny… Blaise Holland. Mówił,
że ją kocha, tak oczarowywał, imponował jej swoją dorosłością, a tymczasem
wszystkich okłamał. W tym ją samą. Oszukiwał, pożyczał od niej pieniądze,
których wcale nie zamierzał oddać… A teraz szantażował, że zniszczy jej życie,
a za co? Za pół miliona dolarów.
Trochę ją zdziwiło, że tak od razu się
przyznał, ale z jednej strony było jej to na rękę. Teraz znała prawdę.
- Prosta sprawa, kitek. Z powodu tego,
co nakręca cały świat. Kasy. Ty miałaś ją całe życie, ja nie. Za bardzo cię to
nie szarpnie finansowo. A zresztą.. sama mówiłaś, że nie chcesz żyć w tych
luksusach. Z chęcią przejmę wszystko.
- Ale przecież to był mój ojciec! Jak
mógłby ktokolwiek uwierzyć, że chciałam jego śmierci, skoro nawet nie chciałam
jego firm?
-A kto o tym wie? Nikt. Za to każdy
może powiedzieć, że się z nim często kłóciłaś… Chyba czas, żebyś zadzwoniła do
adwokata i banku.
- Jak wytłumaczysz, że zrobiłam ci
taki prezent? Będzie to bardzo podejrzane- przechylała się do tego, żeby
zgodzić się na jego warunki. Zdawała sobie sprawę, że mężczyzna, który w oczach
wszystkich był taki mądry i rozważny, nie spocznie, dopóki nie dopnie swego.
Tym bardziej teraz, kiedy Emilia znała całą prawdę.
- Emily, zakochane kobiety robią różne
głupstwa. Jakoś to rozegramy- mrugnął okiem, a jej zrobiło się niedobrze.
- Nie wierzę, że mógłbyś zrobić mi coś
takiego- nie docierało to do niej.
- Więc lepiej uwierz- powiedział przez
zęby.- Sześćset tysięcy. To nie aż tak dużo dla ciebie.
- Mówiłeś..
- Siedemset- powiedział głośniej.-
Lepiej się pośpiesz. Wtedy znikam z twojego życia raz na zawsze. Jak zły sen. A
ty będziesz mogła nosić sobie żałobę po ojczulku, opłakiwać go po nocach i
wspierać mamuśkę, która nawiasem mówiąc, ma chyba nierówno pod sufitem.
Zachowuje się często jakby była jakaś pomylona.
Miała ochotę wymierzyć mu siarczysty
policzek za obrażanie jej rodziny. Ale stchórzyła. Chociaż udawała twardą,
bardzo się go bała.
W życiu by się nie spodziewała, że
taki właśnie jest Blaise Holland, który podawał się za Danny’ego. I jak mu się
udawało udawać kogoś innego? I wszystkich oszukać? Każdy członek jej rodziny
bardzo go szanował, lubił, a on od samego początku, od kiedy pojawił się w
firmie Kamila miał tylko jeden plan. To dlatego wtedy przeprosił Emilię, chciał
mieć jak najlepsze stosunki… Kobieta zastanawiała się, ile osób oszukał? Z pewnością
sporo.
- Ty sukinsynu!- zrobiła krok do
przodu, jakby zamierzała go spoliczkować.
Chciał pod fałszywym zarzutem posłać ją
za kratki, jeśli nie da mu tak wielkiej sumy pieniędzy. A to on powinien
przebywać w więzieniu za swoje wszystkie kłamstwa, zabójstwo… Spowodował śmierć
osoby, którą tak bardzo kochała. Zabił jej ojca, a nie miała co do tego
wątpliwości, że nie była to jego jedyna zbrodnia, jakieś się dopuścił.
- Zabij mnie nawet jeśli chcesz,
powiedz policji, co ci ślina na język przyniesie, ale nie dostaniesz więcej ode
mnie złamanego grosza, panie Halland. Dałam ci wystarczająco dużo i więcej ode
mnie nie dostaniesz.
Bez słowa podszedł do Emilii i złapał
ją za włosy. Syknęła z bólu, kiedy odciągną jej głowę do tyłu. Był pewien, że
zdoła rozstrzygnąć to na swoją korzyść.
- Nigdy. Więcej.Się. Tak. Do. Mnie.
Nie. Odzywaj- wysyczał przez zęby.- Nie pieprz, co zamierzasz zrobić, a co nie,
bo będzie tak jak ja chcę, rozumiesz? Chcę mojej forsy i to zaraz. Zrozumiałaś, czy może jesteś
głupsza niż sądziłem? Mam dość tej zabawy. Dzwoń do adwokata- podał jej
telefon.
- Do nikogo nie dzwonię- powiedziała
spokojnie, chociaż w duszy piszczała ze strachu jak mała dziewczynka. Bała się.
Bardzo się bała, ale wiedziała, że nie może tego pokazać.
- Ty naprawdę nic nie rozumiesz?! Gra
skończona! Teraz nie muszę nawet udawać, żeby dostać to czego chcę.
Puścił jej włosy. Kobietę ogarnęła
furia. Podeszła do aparatu telefonicznego i wzięła go do dłoni. Następnie
wykręciła numer na policję.
- Co robisz?- spytał, kiedy ogarnął go
nagły niepokój.
- Wyręczam cię i dzwonię na policję.
Chcę mieć to z głowy.
Wyszarpnął jej telefon z dłoni i
zakończył połączenie, a następnie wyrwał kabel ze ściany razem z kawałkiem
farby.
- Jesteś aż taką kretynką?!- ryknął,
aż podskoczyła.- Masz mi dać te siedemset tysięcy, zrozumiałaś, dziwko?!
- Nienawidzę cię- powiedziała, patrząc
prosto w jego oczy, w których latały błyskawice.
Wtedy wymierzył jej policzek tak
mocny, że poleciała do tylu i zderzyła się z biurkiem. Później podniósł ją i
trzymając za ramiona, potrząsną nią z całej siły. Kobieta jeszcze nie do końca
doszła do siebie po uderzeniu w policzek, a Blaise rzucił nią o ziemię. Emilia
miała wrażenie jakby ciężki worek kartofli zderzył się z posadzką. Poczuła ból
w lewej dłoni, ale zignorowała go. Musiała się bronić, o czym doskonale
wiedziała.
Podniosła się, co nie było łatwe. W
ostatniej chwili się schyliła, unikając tym samym zderzenia z pięścią Blaise’a.
Nie umiała się bić, o czym oboje wiedzieli. Mogła zrobić tylko jedno. Nie miała
wyboru. Podeszła do niego i z całej zgromadzonej w sobie siły kopnęła go w
krocze. Musiała spróbować. Nie miała innego wyjścia jak to. Mężczyzna zgiął się
w pół, wykrzykując przeróżne wiązanki przekleństw skierowane w stronę Emilii.
Jednak ta nie traciła ani chwili i wybiegła na korytarz. Ile sił w nogach
biegła w stronę wyjścia. Na swoje nieszczęście wszędzie było jeszcze bardziej pusto
niż wcześniej. Kiedy wybiegła na zewnątrz, obejrzała się za siebie. Blaise już
biegł za nią. Miała jedynie pare sekund przewagi, których nie mogła stracić. Zerwała
się do biegu. Zbiegła do podziemnego parkingu, gdzie zostawiła samochód. Kiedy
dobiegła do pojazdu, drżącymi rękoma wyciągnęła kluczyki i wsunęła się do
środka. Na wszelki wypadek zamykając drzwi od środka. Chociaż cała się
telepała, odpaliła silnik i ruszyła, przy czym prawie potrąciła Blaise’a. Udało
jej się wyjechać z parkingu i włączyć do ruchu. Chociaż ręce telepały jej się
niemiłosiernie, chciało jej się płakać, wiedziała, że musi dać radę i dojechać
na posterunek policji.
Spojrzała w lusterko wsteczne i
zamarła. Samochód Blaise’a jechał tuż za nią. Jak on to zrobił? Myślała. Kiedy
po raz kolejny spojrzała w lusterko, nie było go. Zmarszczyła czoło. Przewidziało jej się? Czy może zniknął?
Jechała jakiś czas, ciągle zerkając w
lusterka, ale nigdzie nie widziała białego samochodu. Nagle jakiś pojazd
rozpędził się i nie zważając na inne środki transportu, jechał z naprzeciwka
prosto w audi Emilii. Za późno to zobaczyła, więc nie zdążyła wykonać żadnego
manewru. Usłyszała wielki huk i poczuła jak wgniata się w coś wielkiego.
Stłukła się przednia szyba samochodu i nastąpiła ciemność. Nic więcej.
Życie jest jak huśtawka. Raz jesteś na
górze, a raz na dole, ale należy zapamiętać te chwile na górze. To one dają
nadzieje na lepsze jutro.
------------------------------
Tak właśnie wygląda sytuacja. Nie da się was zaskoczyć! Już pod poprzednim
rozdziałem domyślałyście się, że Holland jest oszustem, coś knuje i oto proszę, wszystko się zgadza!
Zapraszam na kolejny rozdział za tydzień :D
Pozdrawiam :)
Wow!
OdpowiedzUsuńWow!
OdpowiedzUsuńAle dałaś czadu tym rozdziałem... W pewnym sensie jestem z siebie dumna, bo udało mi się rozszyfrować Danny'ego, ale z drugiej strony to oznacza, że Emilia jest w ogromnym niebezpieczeństwie! Nie dość, że dowiedziała się kto stoi za zabójstwem jej ojca to jeszcze sama znalazła się w rękach tego psychola. Moim zdaniem postąpiła bardzo głupio od razu wygadując, że wie o prawdziwym pochodzeniu Danny'ego. Gdyby szła w zaparte, skłamała albo miłymi słówkami uśpiła jego czujność, może nie uwierzyłby i nie rzucił się na nią z pazurami. A ona mogłaby bezpiecznie i po kryjomu iść na policję. Złość wygrała i jak widać nie doprowadziła do niczego pozytywnego. Cieszy mnie jednak to, że nie pozwoliła się zastraszyć. Szantaż Danny'ego był bez sensu biorąc pod uwagę jego przeszłość i fakt, że każdy mógłby zaświadczyć, że Emilia nigdy nie chciała pieniędzy ojca! Więc motyw zabójstwa dla kasy odpada. Poza tym Zielonków stać na dobrego adwokata, a Danny'ego mniej. Przegrałby to. Tylko ciekawa jestem, co będzie teraz... Czy Emilia wyjdzie z tego? Co w tym czasie będzie robił Danny?
OdpowiedzUsuńAle zamotałaś! Świetnie <3
Pozdrawiam! ;*
Cieszę się, że się podoba :D
UsuńStarałam się pokierować Emilią tak jak większość ludzi by zrobiła. Może się wydawać, że o, powinna przemilczeć wszystko i iść na policję, ale w rzeczywistości nie jest to takie proste, jak się myśli. W takich chwilach nie myśli się zbyt rozsądnie. Emilia była przerażona, zszokowana i nie do końca wiedziała, co robić i to był tak naprawdę odruch. A później wszystko potoczyło się następująco.
Także pozdrawiam!:*
No mnie nic nie zaskoczy xD Ale to tak na marginesie. No cholera. Wiedziałam. Czułam to. Matko! I co teraz będzie? Co się stanie? A ten wypadek? Na sto procent spowodował go Dann.. Ekh.. To znaczy Blaise! Tylko co teraz się stanie z Emilly? Przeżye to? Przecież musi! Ale nawet wtedy... może dozna akiś ran, obrażeń, napewno... Ale pojechałaś po bandzie kobieto.. Uch... Chyba przez to dzisiaj nie zasnę. Zmieniam zdanie. Tylko ty potrafisz tak zaskoczyć. XD <3 <3 <3 Ale on to sprytnie wymyślił. Matko jedyna... Nienawidzę go. Z resztą do początku go nie lubiłam. Oby ktoś to zgłosił na policę. Nie wiem, może Matka, Lucie, która, kurcze zaraz rodzi... Daga... A właśnie. Ta rozmowa. Ich rozmowa. Wciąż mnie to ciekawi. No cóż, muszę czekać. Branoc. <3 Kurcze, tylko jej nie zabij xD
OdpowiedzUsuńTak, nie da się cię zaskoczyć :D Cóż... nie sądzę, żeby ktoś go zgłosił, bo nikt nie wie, kim jest oprócz Emilii... A co z nią? Zobaczysz :D
UsuńDziękuję bardzo i pozdrawiam!:*