Proszę przeczytać ważną notkę pod rozdziałem. Dziękuję.
Dagmara w ostateczności zgodziła się zostać u Emilii na parę dni. Kobieta czuła się z tym o wiele lepiej. Obie dogadywały się coraz łatwiej, z czego zadowolona była Zielonka. Aż nie mogła uwierzyć, że z tak błahego powodu Dagmara zachowywała się, jak się zachowywała. Następnego dnia z trudem podniosła się z łóżka. Była padnięta. Zazdrościła Dagmarze, że mogła sobie spać, ile chciała. Sara i Kamil zostali już poinformowani o nowym gościu i nie robili żadnych problemów, chociaż Emilia odniosła wrażenie, że Sara nie była zachwycona. Jednak zignorowała to.
Godzinę później Emilia była w szkole muzycznej. Szła do odpowiedniej sali, kiedy mignęła jej znajoma sylwetka. Wróciła się kilka kroków i zajrzała do jednej z niewielkich sal. Uśmiechnęła się lekko. Jenifer w pośpiechu pakowała kilka zeszytów do swojej torby. Było już parę minut po dzwonku na zajęcia i obie były spóźnione.
- Cześć- powiedziała Emilia, kiedy dziewczyna odwróciła się przodem do niej. Lekko podskoczyła, zaskoczona widokiem, ale szybko się ogarnęła.
I wtedy Emilia to zobaczyła. Dzięki podwiniętym rękawom bluzki Jenifer. Jej dłonie niemal całe pokryte były w okropnych, fioletowych siniakach... Dziewczyna szybkim ruchem dłoni zasłoniła fioletowe miejsca, ale Emilia nie miała zamiaru udawać, że nic nie zauważyła. Kilkoma susami pokonała dzielącą ich odległość.
- Jenifer, co to jest?!- niemal krzyknęła. To przestało być dla niej zabawne. Nie mogła zostawić tego ot tak. Z tą dziewczyną działo się coś niedobrego, a ona musiała się dowiedzieć, co. Po prostu musiała.
- Nic mi nie jest- bąknęła. Unikała wzroku Emily jak tylko mogła.- Proszę cię, nie zaczynaj tego tematu- kiedy ich wzroki się spotkały, oczy Jenifer wypełnione były łzami. Trochę to zmieszało Emilię.
Wyprostowała się i spojrzała nierozumiejącym wzrokiem na dziewczynę.
- Jenifer, co się dzieje?- wyszeptała. Tak bardzo chciała coś zrobić. Może jej pomóc, jeśli było to konieczne..
- Och, Emily- przytuliła się do niej. Emilia oplotła ją ramionami, ale nadal nic nie rozumiała.- Będę tak bardzo tęskniła...
Odsunęła się od niej. Emilia zmarszczyła czoło.
- Dlaczego będziesz za mną tęskniła? Przecież się jeszcze spotkamy.
Jenifer tylko lekko pokręciła przecząco głową, kiedy po jej policzku spłynęła łza. Następnie wybiegła na korytarz. Emilia próbowała ją złapać, ale dziewczyna była szybsza i wybiegła z budynku.
Nawet podczas zajęć Emilia myślała o dziewczynce i zastanawiała się nad sensem jej słów. Bo co miała na myśli, mówiąc to? Kobieta miała różne pomysły, ale żaden nie wydawał się racjonalny. Nawet trochę niczego nie rozumiała i to doprowadzało ją do szału. Tak bardzo chciała poznać prawdę... Ale właśnie tej prawdy nigdy by się nie spodziewała.
Dagmara w ostateczności zgodziła się zostać u Emilii na parę dni. Kobieta czuła się z tym o wiele lepiej. Obie dogadywały się coraz łatwiej, z czego zadowolona była Zielonka. Aż nie mogła uwierzyć, że z tak błahego powodu Dagmara zachowywała się, jak się zachowywała. Następnego dnia z trudem podniosła się z łóżka. Była padnięta. Zazdrościła Dagmarze, że mogła sobie spać, ile chciała. Sara i Kamil zostali już poinformowani o nowym gościu i nie robili żadnych problemów, chociaż Emilia odniosła wrażenie, że Sara nie była zachwycona. Jednak zignorowała to.
Godzinę później Emilia była w szkole muzycznej. Szła do odpowiedniej sali, kiedy mignęła jej znajoma sylwetka. Wróciła się kilka kroków i zajrzała do jednej z niewielkich sal. Uśmiechnęła się lekko. Jenifer w pośpiechu pakowała kilka zeszytów do swojej torby. Było już parę minut po dzwonku na zajęcia i obie były spóźnione.
- Cześć- powiedziała Emilia, kiedy dziewczyna odwróciła się przodem do niej. Lekko podskoczyła, zaskoczona widokiem, ale szybko się ogarnęła.
I wtedy Emilia to zobaczyła. Dzięki podwiniętym rękawom bluzki Jenifer. Jej dłonie niemal całe pokryte były w okropnych, fioletowych siniakach... Dziewczyna szybkim ruchem dłoni zasłoniła fioletowe miejsca, ale Emilia nie miała zamiaru udawać, że nic nie zauważyła. Kilkoma susami pokonała dzielącą ich odległość.
- Jenifer, co to jest?!- niemal krzyknęła. To przestało być dla niej zabawne. Nie mogła zostawić tego ot tak. Z tą dziewczyną działo się coś niedobrego, a ona musiała się dowiedzieć, co. Po prostu musiała.
- Nic mi nie jest- bąknęła. Unikała wzroku Emily jak tylko mogła.- Proszę cię, nie zaczynaj tego tematu- kiedy ich wzroki się spotkały, oczy Jenifer wypełnione były łzami. Trochę to zmieszało Emilię.
Wyprostowała się i spojrzała nierozumiejącym wzrokiem na dziewczynę.
- Jenifer, co się dzieje?- wyszeptała. Tak bardzo chciała coś zrobić. Może jej pomóc, jeśli było to konieczne..
- Och, Emily- przytuliła się do niej. Emilia oplotła ją ramionami, ale nadal nic nie rozumiała.- Będę tak bardzo tęskniła...
Odsunęła się od niej. Emilia zmarszczyła czoło.
- Dlaczego będziesz za mną tęskniła? Przecież się jeszcze spotkamy.
Jenifer tylko lekko pokręciła przecząco głową, kiedy po jej policzku spłynęła łza. Następnie wybiegła na korytarz. Emilia próbowała ją złapać, ale dziewczyna była szybsza i wybiegła z budynku.
Nawet podczas zajęć Emilia myślała o dziewczynce i zastanawiała się nad sensem jej słów. Bo co miała na myśli, mówiąc to? Kobieta miała różne pomysły, ale żaden nie wydawał się racjonalny. Nawet trochę niczego nie rozumiała i to doprowadzało ją do szału. Tak bardzo chciała poznać prawdę... Ale właśnie tej prawdy nigdy by się nie spodziewała.
***
- Poprosiłem panią o rozmowę- zaczął
dyrektor szkoły muzycznej, kiedy Emilia usiadła na fotelu naprzeciwko niego.
Skinęła lekko głową.- Zdaję sobie sprawę, że miała pani tu jeszcze jakiś czas pracować,
ale z przykrością muszę powiadomić, że do pracy wraca pani Miller- tego Emilia
się spodziewała, kiedy szła do gabinetu. Bo po co innego by ją wzywał? Z chęcią
zostałaby w szkole, ale niestety musiała odstąpić miejsca należnej osobie.
- Rozumiem- pokiwała głową. Robiła wszystko, żeby nie pokazać, jak bardzo jest jej przykro. Przywiązała się do tego miejsca, uczniów, nawet nauczycieli, chociaż z nimi zbyt często nie rozmawiała.
- Będzie pani tutaj do piątku, a później dam pani należną wypłatę. Bardzo miło było gościć panią w naszym budynku- zamknął jakąś teczkę, która wcześniej leżała przed nim otwarta, jakby chciał dać do zrozumienia, że zakończył rozmowę.
- Mi także było miło- Emilia wstała, pożegnała się i wyszła.
Musiała iść na kolejne zajęcia. Myśl, że był to jej ostatni tydzień z tymi dziećmi i młodzieżą trochę ją dobijała, ale ciągle powtarzała sobie, że od samego początku tak właśnie miało to wyglądać. Kiedy panna Miller wróci, ona odejdzie i nie mogła mieć do nikogo pretensji. Sama się na to zgodziła.
- Rozumiem- pokiwała głową. Robiła wszystko, żeby nie pokazać, jak bardzo jest jej przykro. Przywiązała się do tego miejsca, uczniów, nawet nauczycieli, chociaż z nimi zbyt często nie rozmawiała.
- Będzie pani tutaj do piątku, a później dam pani należną wypłatę. Bardzo miło było gościć panią w naszym budynku- zamknął jakąś teczkę, która wcześniej leżała przed nim otwarta, jakby chciał dać do zrozumienia, że zakończył rozmowę.
- Mi także było miło- Emilia wstała, pożegnała się i wyszła.
Musiała iść na kolejne zajęcia. Myśl, że był to jej ostatni tydzień z tymi dziećmi i młodzieżą trochę ją dobijała, ale ciągle powtarzała sobie, że od samego początku tak właśnie miało to wyglądać. Kiedy panna Miller wróci, ona odejdzie i nie mogła mieć do nikogo pretensji. Sama się na to zgodziła.
Emilia wyszła ze szkoły muzycznej w dość
dziwnym humorze. Nie miała siły nawet przekonująco się uśmiechnąć. Do jej
zmęczenia dochodziło jeszcze to dziwne uczucie chęci pomocy Jenifer. Tylko jak
miała to zrobić? Tego sama nie wiedziała. Była tylko pewna, że zrobi wszystko,
żeby w końcu poznać prawdę.
Była już na rogu budynku, kiedy dostrzegła mały kawałek zielonego papieru wetknięty w boczną kieszonkę jej torby. Wyjęła go i niemal odruchowo rozwinęła, wciąż mając w głowie obraz Jenifer. Na karce napisano kilka słów dużym, wyraźnym i nieznajomym charakterem pisma. Emilia przeczytała je i poczuła, że robi jej się słabo. Rozejrzała się na wszelki wypadek dookoła, ale jak zawsze nic dziwnego nie zobaczyła. Nie miała szans. Włożyła kartkę głęboko do torby i ruszyła w stronę swojego samochodu zaparkowanego niedaleko. Ciągle miała wrażenie, że ktoś na nią patrzy. Nie mogła tego znieść. Kiedy tylko znalazła się w samochodzie ruszyła prosto do domu chociaż nawet tam nie czuła się już do końca bezpieczna.
Weszła do willi, szybko zamykając za sobą drzwi. Pisnęła jak mała dziewczynka, kiedy przed nią wyrosła postać. Była to tylko Dagmara, która lekko się wzdrygnęła na reakcję blondynki. Emilia pomyślała, że to zaczyna być już chore. Mogła ją wystraszyć nawet taka osóbka jak Dagmara.
- Wszystko w porządku? - spytała brunetka z zatroskaną miną.
- Tak- odpowiedziała trochę za szybko, żeby brzmiało naturalnie.- Po prostu się wystraszyłam. Poznałaś już Danny'ego?- chciała jak najszybciej zmienić temat.
- Nie- pokręciła przecząco głową.- Cały dzień byłam tylko ja i twoja mama..
- Nic ci nie mówiła?- Emilii przyszło do głowy, że Sara mogła pokazać ciemniejszą stronę swojego charakteru.
- Zadała kilka pytań- wzruszyła lekko ramionami. Ruszyły po schodach w górę, a następnie weszły do sypialni Emilii.- Pytała, czym się zajmuję i różne takie. Ale nie martw się. Nie sprawiła mi żadnej przykrości- dopowiedziała na wszelki wypadek.
- Dobrze. Kiedy przyjdzie Danny poznam cie z nim- uśmiechnęła się lekko.
Dokładniej przyjrzała się Dagmarze, czego wcześniej nie zrobiła. Jej ciemne oczy także patrzyły na Emilię. Dopiero teraz Emilii rzuciło się w oczy jak niska jest jej koleżanka. Mogła mieć może 1,60 m wysokości. Była też bardzo szczupła, a jej karnacja była trochę ciemniejsza od Zielonki. Formańska była naprawdę piękną kobietą. To było pewne. Emilia dziwiła się, że po Samie nie znalazła sobie kogoś. Czy aż tak bardzo go kochała, że nie potrafiła o nim tak długo zapomnieć? Ale on nie żył i nie mogła ciągle go rozpamiętywać. Przeszłość powinna zostawić za sobą, a zająć się teraźniejszością i przyszłością. Łatwo było tak pomyśleć, ale wykonać już nie tak łatwo, o czym doskonale wiedziała Emilia. Sama chciałaby tak zrobić... niestety życie ciągle pisało jej inne scenariusze.
- Pójdę do siebie- z zamyśleń wyrwał ją głos Dagmary.- Odpocznij. Nie spałaś dzisiaj zbyt długo- uśmiechnęła się szeroko, odwróciła się na pięcie i wyszła, zamykając za sobą drzwi.
Emilia usiadła w nogach swojego łóżka. Dopiero wtedy przypomniała sobie o kartce, która nadal leżała na dnie jej torebki. Zaczęła się nawet zastanawiać, jak ona znalazła się w tej kieszonce? Tylko raz zostawiła torebkę w pokoju nauczycielskim. Czy to wtedy ktoś ją podrzucił?
Na sam widok zielonego papieru poczuła nieprzyjemny posmak. Z trudem zmuszała się do patrzenia na kartkę. Ciągle miała nadzieje, że słowa będą inne, a wcześniej po prostu się pomyliła. Ale słowa się nie zmieniły. Wciąż widniały na bladym tle, jakby miały po kilka metrów wysokości.
Była już na rogu budynku, kiedy dostrzegła mały kawałek zielonego papieru wetknięty w boczną kieszonkę jej torby. Wyjęła go i niemal odruchowo rozwinęła, wciąż mając w głowie obraz Jenifer. Na karce napisano kilka słów dużym, wyraźnym i nieznajomym charakterem pisma. Emilia przeczytała je i poczuła, że robi jej się słabo. Rozejrzała się na wszelki wypadek dookoła, ale jak zawsze nic dziwnego nie zobaczyła. Nie miała szans. Włożyła kartkę głęboko do torby i ruszyła w stronę swojego samochodu zaparkowanego niedaleko. Ciągle miała wrażenie, że ktoś na nią patrzy. Nie mogła tego znieść. Kiedy tylko znalazła się w samochodzie ruszyła prosto do domu chociaż nawet tam nie czuła się już do końca bezpieczna.
Weszła do willi, szybko zamykając za sobą drzwi. Pisnęła jak mała dziewczynka, kiedy przed nią wyrosła postać. Była to tylko Dagmara, która lekko się wzdrygnęła na reakcję blondynki. Emilia pomyślała, że to zaczyna być już chore. Mogła ją wystraszyć nawet taka osóbka jak Dagmara.
- Wszystko w porządku? - spytała brunetka z zatroskaną miną.
- Tak- odpowiedziała trochę za szybko, żeby brzmiało naturalnie.- Po prostu się wystraszyłam. Poznałaś już Danny'ego?- chciała jak najszybciej zmienić temat.
- Nie- pokręciła przecząco głową.- Cały dzień byłam tylko ja i twoja mama..
- Nic ci nie mówiła?- Emilii przyszło do głowy, że Sara mogła pokazać ciemniejszą stronę swojego charakteru.
- Zadała kilka pytań- wzruszyła lekko ramionami. Ruszyły po schodach w górę, a następnie weszły do sypialni Emilii.- Pytała, czym się zajmuję i różne takie. Ale nie martw się. Nie sprawiła mi żadnej przykrości- dopowiedziała na wszelki wypadek.
- Dobrze. Kiedy przyjdzie Danny poznam cie z nim- uśmiechnęła się lekko.
Dokładniej przyjrzała się Dagmarze, czego wcześniej nie zrobiła. Jej ciemne oczy także patrzyły na Emilię. Dopiero teraz Emilii rzuciło się w oczy jak niska jest jej koleżanka. Mogła mieć może 1,60 m wysokości. Była też bardzo szczupła, a jej karnacja była trochę ciemniejsza od Zielonki. Formańska była naprawdę piękną kobietą. To było pewne. Emilia dziwiła się, że po Samie nie znalazła sobie kogoś. Czy aż tak bardzo go kochała, że nie potrafiła o nim tak długo zapomnieć? Ale on nie żył i nie mogła ciągle go rozpamiętywać. Przeszłość powinna zostawić za sobą, a zająć się teraźniejszością i przyszłością. Łatwo było tak pomyśleć, ale wykonać już nie tak łatwo, o czym doskonale wiedziała Emilia. Sama chciałaby tak zrobić... niestety życie ciągle pisało jej inne scenariusze.
- Pójdę do siebie- z zamyśleń wyrwał ją głos Dagmary.- Odpocznij. Nie spałaś dzisiaj zbyt długo- uśmiechnęła się szeroko, odwróciła się na pięcie i wyszła, zamykając za sobą drzwi.
Emilia usiadła w nogach swojego łóżka. Dopiero wtedy przypomniała sobie o kartce, która nadal leżała na dnie jej torebki. Zaczęła się nawet zastanawiać, jak ona znalazła się w tej kieszonce? Tylko raz zostawiła torebkę w pokoju nauczycielskim. Czy to wtedy ktoś ją podrzucił?
Na sam widok zielonego papieru poczuła nieprzyjemny posmak. Z trudem zmuszała się do patrzenia na kartkę. Ciągle miała nadzieje, że słowa będą inne, a wcześniej po prostu się pomyliła. Ale słowa się nie zmieniły. Wciąż widniały na bladym tle, jakby miały po kilka metrów wysokości.
Nigdy nie wiesz, gdzie jestem, co robię i kiedy
zaatakuję. Bądź czujna, piękna.
Przeszły ją nieprzyjemne ciarki. Nie
wiedziała, jak interpretować słowa. Jak groźbę? Czy może głupie żarty? Ale na
żarty to nie wyglądało. Coraz bardziej się bała, a myśl, że owa osoba była przy
jej torebce była nie do zniesienia. Tak na wszelki wypadek sprawdziła, czy nic
z niej nie zniknęło, ale wszytko było na swoim miejscu.
Czego chciała owa osoba? Po co ją dręczyła? I jaki związek miał z tym Kevin? Na żadne pytanie niestety nie znała odpowiedzi. Nie wiedziała nawet, czy wyrzucić tą kartkę, czy też iść z tym na policję. Ale przypomniała sobie słowa Kevina. Zignorować wszystko. Kilkoma ruchami dłoni zamieniła kartkę w małe kawałeczki papieru i wrzuciła je na samo dno kosza na śmieci.
Według wiadomości na karce, miała być czujna. Ale przed czym? I o jakim zaatakowaniu pisał ten ktoś? Chociaż papier leżał podarty w koszu, Emilia nadal miała w głowie słowa na nim napisane, a przed oczami nieznajome, pochyłe pismo nadawcy. Jej serce waliło niewyobrażalnie szybko i nic na to nie mogła poradzić. Powinna odpocząć, odprężyć się, a zamiast tego siedziała na łóżku ze wzrokiem wbitym w mały kosz na śmieci i z głową pełną najróżniejszych myśli.
Kiedy wyjrzała przez okno w jej sypialni na teren przed willą, Danny wysiadał z limuzyny jej ojca, którą jeździł do pracy razem z Kamilem. Ich szoferem był oczywiście Brandon. Emilia wyszła z pokoju i poszła do holu. Weszła tam w momencie, kiedy mężczyzna zamykał za sobą drzwi frontowe.
- Cześć, Emily- przywitał się, uśmiechając się lekko. Odpowiedziała mu tym samym.
- Mamy gościa, jak już pewnie wiesz i chciałabym cię przedstawić- oboje ruszyli do salonu, gdzie usiedli na kanapach.
- W porządku- wzruszył ramionami, odpinając guzik w marynarce garnituru i poluzowując krawat, opinający jego szyję.
- Zaraz po nią pójdę- wstała, ale nie ruszyła z miejsca.- Danny... jak z twoimi problemami?- spytała niepewnie.
Mężczyzna zmarszczył czoło i oparł ciężar swojego ciała na łokciach.
- Jak było. Co miesiąc mam płacić sporą sumę, więc całe moje wynagrodzenie z pracy przeznaczam na to.
- Mogę ci jakoś pomóc?
- Dużo już zrobiłaś... nie chcę nadwyrężać twojej dobroci.
- Jeśli mogę coś zrobić, powiedz- powiedziała od razu, patrząc mu w oczy. Chciała pomóc chociaż jemu.
- Ymm..- zawahał się.- Mój samochód... się popsuł. Nie chcę wciąż zabierać czasu twojemu ojcu... On jedzie zazwyczaj na drugi koniec miasta, a ja na drugi..
- Chcesz, żebym zapłaciła za naprawę- zgadła. Lekko skinął głową.
Wiedziała, że po raz kolejny sama mu zaproponowała pomoc i wcale tego nie żałowała. Nikomu nie życzyła takiej sytuacji, w której znalazł się Danny Holland.
- Zrobię to- zdecydowała.- Dużo to kosztuje?
- Nie wiem- wzruszył ramionami.- Samochód jest w warsztacie, ale nie pytałem, ile wyniesie jego naprawa.
- W takim razie się dowiedz.
- Naprawdę dziękuję ci, Emily- popatrzył na nią z wdzięcznością wymalowaną na twarzy.
- Nie ma sprawy. Stać mnie- zaśmiała się nerwowo.
- Pójdę do siebie i przejrzę dokumenty- wstał i ruszył w kierunku schodów.
- Ale miałam ci przedstawić..- nie dokończyła, bo zniknął jej z pola widzenia.
Ruszyła w stronę kuchni, ale zrobiła może trzy kroki, gdy poczuła szarpnięcie za nadgarstek. Później wszystko działo się bardzo szybko. Danny pochylił się i przycisnął swoje wargi do jej ust, całując z wielką wprawą. Emilia zesztywniała, a on spojrzał badawczo w jej niebieskie oczy. Próbowała wyrwać się z jego mocnego uścisku- bez rezultatów. Kiedy on zdążył do niej podejść? Przecież poszedł w innym kierunku.
- Czy wiesz, ile mam lat?- zapytał głosem niskim i ochrypłym.
- Nie- pokręciła przecząco głową. Nigdy nawet się nad tym nie zastanawiała.
- Dwadzieścia dziewięć. Zbliżam się do trzydziestki- niemal wyszeptał.
Zmarszczyła skonsternowana czoło. Po co jej to mówił?
- Dawno już wyrosłem z trzymania się za ręce i spacerków przy blasku księżyca.
Wpatrywała się w niego, nic nie rozumiejąc.
- Danny, ale…
Skrzywił się, po czym jego twarz zmieniła się w maskę bez wyrazu.
- Daj mi skończyć- skinęła lekko głową. Nie mogła zrozumieć tego faceta.- Przykro mi, że to mówię, ale taka jest prawda. Wyglądasz i myślisz jak nastolatka.
Tego było już za wiele. Poczuła się lekko urażona. On po prostu dawał jej do zrozumienia, że była jak dziecko. Zacisnęła zęby i poczerwieniała na twarzy ze złości.
- Nie przejmuj się tym tak- ponowiła próbę uwolnienia się z jego uścisku jednak ponownie się jej nie udało.
- Jak śmiesz?!
- Nie bulwersuj się tak- pogładził ją opuszkami palców po policzku- Najgorsze jest, że… mimo wszystko… po prostu coś mnie do ciebie ciągnie.
Emilia nie wiedziała, gdzie patrzeć. Uciekała wzrokiem jak najdalej od twarzy Danny’ego. W jej głowie toczyło ze sobą wojnę kilkanaście myśli, których Emilia nijak nie mogła uporządkować.
Mężczyzna pokręcił głową.
- I nic nie można zrobić…- szepnął.
- Danny, ja.. nie wiem…
- Nic nie mów- myślała, że znowu ją pocałuje, ale tylko oparł swoje czoło o jej.- I tak bardzo komplikuję sytuację.
- Nawet nie wiesz jak bardzo- wymamrotała nieskładnie. Czuła się niezręcznie tak blisko Danny’ego.- Odsuń się- poprosiła.
Danny spojrzał na nią nieobecnym wzrokiem, ale posłusznie zrobił dwa kroki w tył. Emilia dopiero wtedy zaczęła normalnie oddychać. Nie zdawała sobie sprawy, że wstrzymywała oddech.
- Wrócę do pracy- powiedział, wracając do swojego codziennego wyrazu twarzy.- Miłego dnia, Emily.
Minął ją, a następnie usłyszała dźwięk zamykanych drzwi wejściowych. „Co to miało być?!” krzyczała w myślach. Nic nie rozumiała. Że Danny.. że on ją pragnął? Bo co oznaczały słowa : „ciągnie mnie do ciebie”?
- O, Emily, dobrze, że jesteś- Sara z ulgą wymalowaną na twarzy podeszła do córki.- Wszystkich wywiało.
- O co chodzi?- spytała, ale myślami była gdzieś indziej.
- Postanowiłam wspomóc jeden ze szpitali. Miałam im dzisiaj przekazać czek z odpowiednią sumą. Z pewnością im się przyda.
- Chcesz pobawić się w świętego Mikołaja? Tak troszkę za wcześnie, nie uważasz?
Sara popatrzyła na nią karcąco.
- Chcę pomóc rodzinom, które często nie mają pieniędzy na leczenie swoich dzieci, a że my mamy ich trochę więcej, to czemu nie?
Emilia była szczerze zdumiona. Nigdy się nie spodziewała takiego daru od serca od swojej matki. Ale w duchu ucieszyła się. Sara zaczęła integrować w życie społeczne.
- Więc w czym problem?
- Nie mogę jechać, bo muszę pomóc w czymś Danny’emu..- chrząknęła- Chciałabym, żebyś to zawiozła- podała córce czek.
- A na co dokładnie to jest?
- Dla dzieci chorujące na białaczkę i raka.
- W porządku- wzruszyła ramionami.- Pojadę.
- Daj to pani Evans.
Skinęła głową.
Emilia wyminęła Sarę, ale zatrzymała się, kiedy usłyszała jej głos.
- Dziękuję.
Jedno słowo. Jedno,a tak dużo znaczyło. Sara nigdy nie dziękowała. Blondynka odwróciła się i stanęła przed matką. Na początku po prostu tak stały, patrząc na siebie. W pewnej chwili Emilia nie wytrzymała i po prostu przytuliła się do Sary. Ale tylko na chwilkę. Czuła się dość dziwnie, chociaż wiedziała, że nie powinna.
- To ja jadę- poinformowała i tym razem wyszła z domu, zabierając po drodze torebkę, do której włożyła czek i kurtkę, którą narzuciła na siebie.
W odpowiednim szpitalu była dwadzieścia minut później. Kiedy weszła przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz. Nie lubiła szpitali. Kojarzyły jej się tylko źle. Bladoniebieskie ściany wcale nie zmieniały jej nastawienia do tego miejsca, a niewygodne zielone krzesła, które mijała jedynie odstraszały. Sama nie wiedziała, skąd u niej tyle empatii do zwykłych rzeczy. Po prostu czuła takie dziwne coś i nie potrafiła tego zmienić.
Pojechała windą na odpowiednie piętro. Kiedy żelazne pudełko się zatrzymało, wysiadła. Idąc długim korytarzem, mijała wiele sal, na których w większości leżały dzieci. Serce jej się krajało, patrząc na ich niewinne twarze. Tak bardzo było jej ich szkoda… Takie biedne dzieci chorowały i nikt nie mógł nic zrobić.
- Przepraszam- zaczepiła jedną z kobiet w fartuchu. Miała krótko ścięte ciemne włosy i duże bystre zielone oczy.- Gdzie mogę znaleźć panią Evans?
- To ja. W czym mogę pomóc?- uśmiechnęła się miło.
- Jestem Emily Zielonka- przedstawiła się.- Moja mama, Sara Zielonka, nie mogła przyjechać osobiście, więc przywiozłam za nią czek- wyciągnęła go z torebki.
- Och, to naprawdę miło. Tyle ludzi potrzbuję pomocy, a nie ma na to odpowiednich środków.. Pani mama bardzo nam pomaga.
Emilia była pod wrażeniem. Więc nie był to pierwszy raz, kiedy Sara przekazała jakąś sumę pieniędzy na leczenie tych ludzi.
- Bardzo mnie to cieszy, że można jakoś pomóc- głupio jej było, że ona sama wcześniej o tym nie pomyślała. Obiecała sobie, żę niebawem tu wróci i przeznaczy jakąś sumę na ten szczytny cel.
- Bardzo dziękujemy- powiedziała po raz setny panna Evans, patrząc na Emilię z wdzięcznością. Czek spoczywał już w dłoniach brunetki.
- Proszę nie dziękować. Niedługo tu wrócę- uśmiechnęła się lekko.
Panna Evans chciała jeszcze coś powiedzieć, ale podeszła do niej jedna z pielęgniarek.
- Potrzebna jest krew AB do Sali numer 65.
- Dobrze, już idę. Porozmawiamy następnym razem, dobrze?- zwróciła się do Emilii.
- Jasne- uśmiechnęła się.- Do zobaczenia.
- Do zobaczenia- odwróciła się i odeszła, zostawiając Emilię na środku korytarza. Emilia rozejrzała się. Korytarz wydawał się jakiś opustoszały. Przeszły ją zimne ciarki. Już miała się odwrócić i wrócić do domu, kiedy usłyszała kobiecy głos.
- Krew do Sali numer 74 do Jenifer Gonzalez!- usłyszała gdzieś w oddali.
Nagle poczuła jakby spadała do wielkiej otchłani i nie mogła się niczego chwycić, żeby tylko nie upaść.
Poszukała wzrokiem pielęgniarki, która wykrzyczała to jedno zdanie. Nie mogła odnaleźć jej wzrokiem. „Sala 74” powtarzała w głowie. Idąc w odpowiednim kierunku, miała wciąż nadzieję, że to zbieżność nazwisk lub po prostu się przesłyszała i wcale nie słyszała nazwiska Jenifer…
Wszystkie jej wewnętrzne zapewnienia legły w jednym momencie. W momencie, kiedy stanęła przed wielką szybą, z którym na szpitalnym łóżku leżała dziewczynka… Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że to wcale nie ona, ale kiedy Emilia przyjrzała się bliżej już wiedziała, że to Jenifer. Nogi pod nią się ugięły, zaczęło jej się kręcić w głowie. Dostrzegła samą siebie w odbiciu szyby- bladą i wystraszoną. Wyobrażała sobie wszystko, nawet przemoc domową, ale nigdy do głowy by jej nie przyszło to.
Jenifer, a raczej osóbka, która tak łudząco ja przypominała, leżała jak kukiełka na łóżku przykryta do pasa kołdrą. Od jej lewej dłoni ciągnęła się rurka do woreczka, wiszącego na stojaku. Worka z krwią… Serce jej się ścisnęło na ten widok. Twarz Jenifer była niewyobrażalnie blada, usta niemal sine, nie było nawet śladu po jej pięknych kasztanowych włosach, które widziała dzisiaj rano. Zamiast nich widniała chustka w kolorowe kwiatki…
W oczach Emilii gromadziły się łzy. Nie mogła uwierzyć, że to co widzi to prawda. Miała wrażenie, że za chwilę się obudzi we własnym łóżku i wszystko będzie dobrze. Jenifer była chora! Po jej policzku popłynęła pierwsza łza, którą szybko wytarła dłonią. Nagle głowa Jenifer odwróciła się w jej stronę. Nie wiedziała wcześniej , że Emilia na nią patrzyła. Jej oczy podwoiły swoje rozmiary. Zerwała się do pozycji siedzącej, ale pielęgniarka, która stała przy jej łóżku i robiła coś w swoich papierach, musiała ja do ponownego położenia się. Emilia nie wiedziała, co zrobić. Stać tam? Czy może wejść do sali? Nie chciała żeby ktokolwiek widział ją w takim stanie w jakim właśnie się znajdowała. Po jej policzkach zaczęły jednym strumieniem płynąć łzy, które desperacko wycierała. Z jej piersi wydostał się szloch, kiedy zobaczyła, że Jenifer tak bardzo chce wstać, a pielęgniarka jej to uniemożliwia. W końcu dziewczynka się poddała i po prostu patrzyła na Emilię, która po prostu nie wytrzymała tego widoku. Zerwała się biegiem w stronę wind, a następnie w stronę wyjścia. Mijający ją ludzie myśleli pewnie, że zwariowała, ale ona się tym nie przejmowała. Po prostu biegła przed siebie i nawet na momen się nie zatrzymała. Gdzieś na dnie je torebki dzwonił telefon, ktoś ją zaczepił, ale ona tylko biegła i nawet nie zwracała na nich uwagi.
Zatrzymała się w parku. Oparła się o zimny pień drzewa i zaczęła łapać powietrze, którego tak bardzo było jej trzeba. Miała lekką zadyszkę. W końcu nie miała najlepszej kondycji. Przeklęła pod nosem, kiedy poczuła na czubku głowy krople wody. Spojrzała w górę. Z ciemnego już nieba zaczął padać deszcz. Emilia przeczesała włosy rękoma. Do samochodu miała dość daleko- zostawiła go pod szpitalem.
W jej torebce ponownie zaczął wibrować telefon. Tym razem wyciągnęła go i spojrzała na wyświetlacz. Była to Dagmara. Emilia pociągnęła nosem i wytarła spływające po policzkach ciecze,na które składały się jej własne łzy i deszcz.
- Słucham- powiedziała, czując chłód. Jej kurtka zaczęła przemakać.
- Emilia?- kobieta nie była pewna.
- Tak, to ja- przygryzła dolną wargę, aby zapobiec zgrzytaniu zębów.
- Nie poznałam. Gdzie jesteś? Jest już późno…- mówiła przestraszona. No cóż. W końcu bałą się o koleżankę.
- Jestem w parku- powiedziała zgodnie z prawdą.
- Gdzie? Emilia, jest już późno! Co ty robisz w parku?!
Blondynka nie wytrzymała i zaczęła szlochać.
- Ja nie wytrzymam… Dlaczego każdy kogo bardzo polubię musi cierpieć?
- Ale o kim ty mówisz? W którym parku jesteś? Za chwilę przyjadę- dało się usłyszeć jakiś szelest.
- Nie przyjeżdżaj. Pada i zmokniesz… Zaraz wrócę- obiecała.
- Coś sprawia, że nie mogę ci uwierzyć. W którym parku jesteś?
Emilia rozejrzała się, ale miała pustkę w głowie. Spod drzewa, pod którym stała, nie mogła dostrzeć żadnych charakterystycznych rzeczy dla tego parku. Wiedziała jedynie, że musi być niedaleko szpitala.
- Nie jestem pewna… Dagmara, nie przyjeżdżaj. Już idę do samochodu- odepchnęła się od drzewa i biegiem ruszyła w stronę, z której wcześniej przybiegła. W międzyczasie się rozłączyła i wrzuciła komórkę do torebki. Wiedziała, że Dagmara się martwi, dlatego chciała jak najszybciej wrócić do domu i tam się wypłakać. Nie do końca docierało do niej to co zobaczyła.
Nawet nie zdawała sobie sprawy, że w życiu spotkają ją jeszcze gorsze sytuacje.
-------------------------------------------------Czego chciała owa osoba? Po co ją dręczyła? I jaki związek miał z tym Kevin? Na żadne pytanie niestety nie znała odpowiedzi. Nie wiedziała nawet, czy wyrzucić tą kartkę, czy też iść z tym na policję. Ale przypomniała sobie słowa Kevina. Zignorować wszystko. Kilkoma ruchami dłoni zamieniła kartkę w małe kawałeczki papieru i wrzuciła je na samo dno kosza na śmieci.
Według wiadomości na karce, miała być czujna. Ale przed czym? I o jakim zaatakowaniu pisał ten ktoś? Chociaż papier leżał podarty w koszu, Emilia nadal miała w głowie słowa na nim napisane, a przed oczami nieznajome, pochyłe pismo nadawcy. Jej serce waliło niewyobrażalnie szybko i nic na to nie mogła poradzić. Powinna odpocząć, odprężyć się, a zamiast tego siedziała na łóżku ze wzrokiem wbitym w mały kosz na śmieci i z głową pełną najróżniejszych myśli.
Kiedy wyjrzała przez okno w jej sypialni na teren przed willą, Danny wysiadał z limuzyny jej ojca, którą jeździł do pracy razem z Kamilem. Ich szoferem był oczywiście Brandon. Emilia wyszła z pokoju i poszła do holu. Weszła tam w momencie, kiedy mężczyzna zamykał za sobą drzwi frontowe.
- Cześć, Emily- przywitał się, uśmiechając się lekko. Odpowiedziała mu tym samym.
- Mamy gościa, jak już pewnie wiesz i chciałabym cię przedstawić- oboje ruszyli do salonu, gdzie usiedli na kanapach.
- W porządku- wzruszył ramionami, odpinając guzik w marynarce garnituru i poluzowując krawat, opinający jego szyję.
- Zaraz po nią pójdę- wstała, ale nie ruszyła z miejsca.- Danny... jak z twoimi problemami?- spytała niepewnie.
Mężczyzna zmarszczył czoło i oparł ciężar swojego ciała na łokciach.
- Jak było. Co miesiąc mam płacić sporą sumę, więc całe moje wynagrodzenie z pracy przeznaczam na to.
- Mogę ci jakoś pomóc?
- Dużo już zrobiłaś... nie chcę nadwyrężać twojej dobroci.
- Jeśli mogę coś zrobić, powiedz- powiedziała od razu, patrząc mu w oczy. Chciała pomóc chociaż jemu.
- Ymm..- zawahał się.- Mój samochód... się popsuł. Nie chcę wciąż zabierać czasu twojemu ojcu... On jedzie zazwyczaj na drugi koniec miasta, a ja na drugi..
- Chcesz, żebym zapłaciła za naprawę- zgadła. Lekko skinął głową.
Wiedziała, że po raz kolejny sama mu zaproponowała pomoc i wcale tego nie żałowała. Nikomu nie życzyła takiej sytuacji, w której znalazł się Danny Holland.
- Zrobię to- zdecydowała.- Dużo to kosztuje?
- Nie wiem- wzruszył ramionami.- Samochód jest w warsztacie, ale nie pytałem, ile wyniesie jego naprawa.
- W takim razie się dowiedz.
- Naprawdę dziękuję ci, Emily- popatrzył na nią z wdzięcznością wymalowaną na twarzy.
- Nie ma sprawy. Stać mnie- zaśmiała się nerwowo.
- Pójdę do siebie i przejrzę dokumenty- wstał i ruszył w kierunku schodów.
- Ale miałam ci przedstawić..- nie dokończyła, bo zniknął jej z pola widzenia.
Ruszyła w stronę kuchni, ale zrobiła może trzy kroki, gdy poczuła szarpnięcie za nadgarstek. Później wszystko działo się bardzo szybko. Danny pochylił się i przycisnął swoje wargi do jej ust, całując z wielką wprawą. Emilia zesztywniała, a on spojrzał badawczo w jej niebieskie oczy. Próbowała wyrwać się z jego mocnego uścisku- bez rezultatów. Kiedy on zdążył do niej podejść? Przecież poszedł w innym kierunku.
- Czy wiesz, ile mam lat?- zapytał głosem niskim i ochrypłym.
- Nie- pokręciła przecząco głową. Nigdy nawet się nad tym nie zastanawiała.
- Dwadzieścia dziewięć. Zbliżam się do trzydziestki- niemal wyszeptał.
Zmarszczyła skonsternowana czoło. Po co jej to mówił?
- Dawno już wyrosłem z trzymania się za ręce i spacerków przy blasku księżyca.
Wpatrywała się w niego, nic nie rozumiejąc.
- Danny, ale…
Skrzywił się, po czym jego twarz zmieniła się w maskę bez wyrazu.
- Daj mi skończyć- skinęła lekko głową. Nie mogła zrozumieć tego faceta.- Przykro mi, że to mówię, ale taka jest prawda. Wyglądasz i myślisz jak nastolatka.
Tego było już za wiele. Poczuła się lekko urażona. On po prostu dawał jej do zrozumienia, że była jak dziecko. Zacisnęła zęby i poczerwieniała na twarzy ze złości.
- Nie przejmuj się tym tak- ponowiła próbę uwolnienia się z jego uścisku jednak ponownie się jej nie udało.
- Jak śmiesz?!
- Nie bulwersuj się tak- pogładził ją opuszkami palców po policzku- Najgorsze jest, że… mimo wszystko… po prostu coś mnie do ciebie ciągnie.
Emilia nie wiedziała, gdzie patrzeć. Uciekała wzrokiem jak najdalej od twarzy Danny’ego. W jej głowie toczyło ze sobą wojnę kilkanaście myśli, których Emilia nijak nie mogła uporządkować.
Mężczyzna pokręcił głową.
- I nic nie można zrobić…- szepnął.
- Danny, ja.. nie wiem…
- Nic nie mów- myślała, że znowu ją pocałuje, ale tylko oparł swoje czoło o jej.- I tak bardzo komplikuję sytuację.
- Nawet nie wiesz jak bardzo- wymamrotała nieskładnie. Czuła się niezręcznie tak blisko Danny’ego.- Odsuń się- poprosiła.
Danny spojrzał na nią nieobecnym wzrokiem, ale posłusznie zrobił dwa kroki w tył. Emilia dopiero wtedy zaczęła normalnie oddychać. Nie zdawała sobie sprawy, że wstrzymywała oddech.
- Wrócę do pracy- powiedział, wracając do swojego codziennego wyrazu twarzy.- Miłego dnia, Emily.
Minął ją, a następnie usłyszała dźwięk zamykanych drzwi wejściowych. „Co to miało być?!” krzyczała w myślach. Nic nie rozumiała. Że Danny.. że on ją pragnął? Bo co oznaczały słowa : „ciągnie mnie do ciebie”?
- O, Emily, dobrze, że jesteś- Sara z ulgą wymalowaną na twarzy podeszła do córki.- Wszystkich wywiało.
- O co chodzi?- spytała, ale myślami była gdzieś indziej.
- Postanowiłam wspomóc jeden ze szpitali. Miałam im dzisiaj przekazać czek z odpowiednią sumą. Z pewnością im się przyda.
- Chcesz pobawić się w świętego Mikołaja? Tak troszkę za wcześnie, nie uważasz?
Sara popatrzyła na nią karcąco.
- Chcę pomóc rodzinom, które często nie mają pieniędzy na leczenie swoich dzieci, a że my mamy ich trochę więcej, to czemu nie?
Emilia była szczerze zdumiona. Nigdy się nie spodziewała takiego daru od serca od swojej matki. Ale w duchu ucieszyła się. Sara zaczęła integrować w życie społeczne.
- Więc w czym problem?
- Nie mogę jechać, bo muszę pomóc w czymś Danny’emu..- chrząknęła- Chciałabym, żebyś to zawiozła- podała córce czek.
- A na co dokładnie to jest?
- Dla dzieci chorujące na białaczkę i raka.
- W porządku- wzruszyła ramionami.- Pojadę.
- Daj to pani Evans.
Skinęła głową.
Emilia wyminęła Sarę, ale zatrzymała się, kiedy usłyszała jej głos.
- Dziękuję.
Jedno słowo. Jedno,a tak dużo znaczyło. Sara nigdy nie dziękowała. Blondynka odwróciła się i stanęła przed matką. Na początku po prostu tak stały, patrząc na siebie. W pewnej chwili Emilia nie wytrzymała i po prostu przytuliła się do Sary. Ale tylko na chwilkę. Czuła się dość dziwnie, chociaż wiedziała, że nie powinna.
- To ja jadę- poinformowała i tym razem wyszła z domu, zabierając po drodze torebkę, do której włożyła czek i kurtkę, którą narzuciła na siebie.
W odpowiednim szpitalu była dwadzieścia minut później. Kiedy weszła przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz. Nie lubiła szpitali. Kojarzyły jej się tylko źle. Bladoniebieskie ściany wcale nie zmieniały jej nastawienia do tego miejsca, a niewygodne zielone krzesła, które mijała jedynie odstraszały. Sama nie wiedziała, skąd u niej tyle empatii do zwykłych rzeczy. Po prostu czuła takie dziwne coś i nie potrafiła tego zmienić.
Pojechała windą na odpowiednie piętro. Kiedy żelazne pudełko się zatrzymało, wysiadła. Idąc długim korytarzem, mijała wiele sal, na których w większości leżały dzieci. Serce jej się krajało, patrząc na ich niewinne twarze. Tak bardzo było jej ich szkoda… Takie biedne dzieci chorowały i nikt nie mógł nic zrobić.
- Przepraszam- zaczepiła jedną z kobiet w fartuchu. Miała krótko ścięte ciemne włosy i duże bystre zielone oczy.- Gdzie mogę znaleźć panią Evans?
- To ja. W czym mogę pomóc?- uśmiechnęła się miło.
- Jestem Emily Zielonka- przedstawiła się.- Moja mama, Sara Zielonka, nie mogła przyjechać osobiście, więc przywiozłam za nią czek- wyciągnęła go z torebki.
- Och, to naprawdę miło. Tyle ludzi potrzbuję pomocy, a nie ma na to odpowiednich środków.. Pani mama bardzo nam pomaga.
Emilia była pod wrażeniem. Więc nie był to pierwszy raz, kiedy Sara przekazała jakąś sumę pieniędzy na leczenie tych ludzi.
- Bardzo mnie to cieszy, że można jakoś pomóc- głupio jej było, że ona sama wcześniej o tym nie pomyślała. Obiecała sobie, żę niebawem tu wróci i przeznaczy jakąś sumę na ten szczytny cel.
- Bardzo dziękujemy- powiedziała po raz setny panna Evans, patrząc na Emilię z wdzięcznością. Czek spoczywał już w dłoniach brunetki.
- Proszę nie dziękować. Niedługo tu wrócę- uśmiechnęła się lekko.
Panna Evans chciała jeszcze coś powiedzieć, ale podeszła do niej jedna z pielęgniarek.
- Potrzebna jest krew AB do Sali numer 65.
- Dobrze, już idę. Porozmawiamy następnym razem, dobrze?- zwróciła się do Emilii.
- Jasne- uśmiechnęła się.- Do zobaczenia.
- Do zobaczenia- odwróciła się i odeszła, zostawiając Emilię na środku korytarza. Emilia rozejrzała się. Korytarz wydawał się jakiś opustoszały. Przeszły ją zimne ciarki. Już miała się odwrócić i wrócić do domu, kiedy usłyszała kobiecy głos.
- Krew do Sali numer 74 do Jenifer Gonzalez!- usłyszała gdzieś w oddali.
Nagle poczuła jakby spadała do wielkiej otchłani i nie mogła się niczego chwycić, żeby tylko nie upaść.
Poszukała wzrokiem pielęgniarki, która wykrzyczała to jedno zdanie. Nie mogła odnaleźć jej wzrokiem. „Sala 74” powtarzała w głowie. Idąc w odpowiednim kierunku, miała wciąż nadzieję, że to zbieżność nazwisk lub po prostu się przesłyszała i wcale nie słyszała nazwiska Jenifer…
Wszystkie jej wewnętrzne zapewnienia legły w jednym momencie. W momencie, kiedy stanęła przed wielką szybą, z którym na szpitalnym łóżku leżała dziewczynka… Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że to wcale nie ona, ale kiedy Emilia przyjrzała się bliżej już wiedziała, że to Jenifer. Nogi pod nią się ugięły, zaczęło jej się kręcić w głowie. Dostrzegła samą siebie w odbiciu szyby- bladą i wystraszoną. Wyobrażała sobie wszystko, nawet przemoc domową, ale nigdy do głowy by jej nie przyszło to.
Jenifer, a raczej osóbka, która tak łudząco ja przypominała, leżała jak kukiełka na łóżku przykryta do pasa kołdrą. Od jej lewej dłoni ciągnęła się rurka do woreczka, wiszącego na stojaku. Worka z krwią… Serce jej się ścisnęło na ten widok. Twarz Jenifer była niewyobrażalnie blada, usta niemal sine, nie było nawet śladu po jej pięknych kasztanowych włosach, które widziała dzisiaj rano. Zamiast nich widniała chustka w kolorowe kwiatki…
W oczach Emilii gromadziły się łzy. Nie mogła uwierzyć, że to co widzi to prawda. Miała wrażenie, że za chwilę się obudzi we własnym łóżku i wszystko będzie dobrze. Jenifer była chora! Po jej policzku popłynęła pierwsza łza, którą szybko wytarła dłonią. Nagle głowa Jenifer odwróciła się w jej stronę. Nie wiedziała wcześniej , że Emilia na nią patrzyła. Jej oczy podwoiły swoje rozmiary. Zerwała się do pozycji siedzącej, ale pielęgniarka, która stała przy jej łóżku i robiła coś w swoich papierach, musiała ja do ponownego położenia się. Emilia nie wiedziała, co zrobić. Stać tam? Czy może wejść do sali? Nie chciała żeby ktokolwiek widział ją w takim stanie w jakim właśnie się znajdowała. Po jej policzkach zaczęły jednym strumieniem płynąć łzy, które desperacko wycierała. Z jej piersi wydostał się szloch, kiedy zobaczyła, że Jenifer tak bardzo chce wstać, a pielęgniarka jej to uniemożliwia. W końcu dziewczynka się poddała i po prostu patrzyła na Emilię, która po prostu nie wytrzymała tego widoku. Zerwała się biegiem w stronę wind, a następnie w stronę wyjścia. Mijający ją ludzie myśleli pewnie, że zwariowała, ale ona się tym nie przejmowała. Po prostu biegła przed siebie i nawet na momen się nie zatrzymała. Gdzieś na dnie je torebki dzwonił telefon, ktoś ją zaczepił, ale ona tylko biegła i nawet nie zwracała na nich uwagi.
Zatrzymała się w parku. Oparła się o zimny pień drzewa i zaczęła łapać powietrze, którego tak bardzo było jej trzeba. Miała lekką zadyszkę. W końcu nie miała najlepszej kondycji. Przeklęła pod nosem, kiedy poczuła na czubku głowy krople wody. Spojrzała w górę. Z ciemnego już nieba zaczął padać deszcz. Emilia przeczesała włosy rękoma. Do samochodu miała dość daleko- zostawiła go pod szpitalem.
W jej torebce ponownie zaczął wibrować telefon. Tym razem wyciągnęła go i spojrzała na wyświetlacz. Była to Dagmara. Emilia pociągnęła nosem i wytarła spływające po policzkach ciecze,na które składały się jej własne łzy i deszcz.
- Słucham- powiedziała, czując chłód. Jej kurtka zaczęła przemakać.
- Emilia?- kobieta nie była pewna.
- Tak, to ja- przygryzła dolną wargę, aby zapobiec zgrzytaniu zębów.
- Nie poznałam. Gdzie jesteś? Jest już późno…- mówiła przestraszona. No cóż. W końcu bałą się o koleżankę.
- Jestem w parku- powiedziała zgodnie z prawdą.
- Gdzie? Emilia, jest już późno! Co ty robisz w parku?!
Blondynka nie wytrzymała i zaczęła szlochać.
- Ja nie wytrzymam… Dlaczego każdy kogo bardzo polubię musi cierpieć?
- Ale o kim ty mówisz? W którym parku jesteś? Za chwilę przyjadę- dało się usłyszeć jakiś szelest.
- Nie przyjeżdżaj. Pada i zmokniesz… Zaraz wrócę- obiecała.
- Coś sprawia, że nie mogę ci uwierzyć. W którym parku jesteś?
Emilia rozejrzała się, ale miała pustkę w głowie. Spod drzewa, pod którym stała, nie mogła dostrzeć żadnych charakterystycznych rzeczy dla tego parku. Wiedziała jedynie, że musi być niedaleko szpitala.
- Nie jestem pewna… Dagmara, nie przyjeżdżaj. Już idę do samochodu- odepchnęła się od drzewa i biegiem ruszyła w stronę, z której wcześniej przybiegła. W międzyczasie się rozłączyła i wrzuciła komórkę do torebki. Wiedziała, że Dagmara się martwi, dlatego chciała jak najszybciej wrócić do domu i tam się wypłakać. Nie do końca docierało do niej to co zobaczyła.
Nawet nie zdawała sobie sprawy, że w życiu spotkają ją jeszcze gorsze sytuacje.
Mam szczerą nadzieję, że rozdział się spodobał. W końcu tyle się wydarzyło! Uwieżcie, bardzo długo zastanawiałam się czy nie rozbić tego rozdziału na pół, ale pomyślałam, że już czas wyjaśnić wszystko z Jenifer. Kilka osób zastanawiało się, skąd te różne ślady, wiec teraz już wiadomo ;)
Ale teraz przejdę to mojej ważnej informacji. Przynajmniej dla mnie jest ona ważna.
Wielkimi krokami zbliżają się moje egzaminy… A że ja raczej wysoko mierzę i nie chcę dostać się byle gdzie, to muszę jeszcze bardziej przysiąść i zacząć się uczyć.. No właśnie. W związku z tym może to się odbić na blogu. Przestanę pisać, bo zajmuje to masę czasu. Rozdziały będę dodawała dopóki nie skończą mi się te które już mam napisane. Później może nastąpić niewielka przerwa w dodawaniu nowych. Nie potrafię określić, jaka ale z pewnością jakaś.
Kolejna sprawa też związana z moimi egzaminami. Mogę mieć zaległości u was na blogach. Będę próbowała czytać wszystko na bieżąco i komentować, ale nie jestem pewna w jakich terminach i czy systematycznie, za co już teraz bardzo PRZEPRASZAM. Jednak obiecuję, że wszystko nadrobię, kiedy już jakieś zaległości mi się pojawią. Mam jednak nadzieję, że aż tak źle nie będzie. W końcu 24h nie będę siedziała w książkach, ale informuję tak na wszelki wypadek. Mam nadzieję, że nikt nie będzie mi miał za złe.
Tak naprawdę to niczego nie jestem pewna. Wiem jedynie, że wszystko powinno wrócić do normy 24.04.2015r. Będzie już po egzaminach i tylko pozostaje kwestia tego, czy będę miała co dodawać… Nie będę jednak snuć czarnych scenariuszy. Zrobię wszystko, żeby wszystko wyszło sprawnie i żeby nikt nie był poszkodowany. Będę informowała na bieżąco w jakiej sytuacji się znajduję i dam znać, kiedy będzie miała nastąpić ta przerwa. No a kiedy już wrócę do normalnego trypu dodawania, poinformuję osoby, które do tej pory informowałam o nowych rozdziałach i nowościach (dla przypomnienia, jeśli chcesz być informowana o nowościach na blogu, daj znać w zakładce „Informowani”).
Mam nadzieję, że rozumiecie mnie i nikt nie będzie zły czy coś.. Naprawdę szukałam różnych sposobów rozwiązania tego, ale niestety to rozwiązanie jest najlepsze. Nie mogę zawalić egzaminów przez bloga.
Mam nadzieję, że każdy dotarł do końca.
Dziękuję za uwagę i do następnego tygodnia!:*