Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, ale to Emilia pierwsza odwróciła wzrok.
- Mamo, jesteś gotowa?- spytał Kevin, przenosząc wzrok na swoją matkę. Emilię przeszły ciarki, kiedy usłyszała jego głos.
- Miałeś przyjechać za godzinę- stwierdziła kobieta, zerkając na zegarek.
- Tak, ale plany się zmieniły- bąknął.
Mówił tak chłodno… Emilia nigdy go takiego nie widziała. Zmienił się. Nawet bardzo. Na dodatek wcale nie na lepsze. Wygląd jako pierwszy rzucił się jej w oczy. Ściął włosy. Wcześniej jego czupryna była wiecznie potargana, a włosy o wiele dłuższe. Teraz ścięty był na krótko, a na jego twarzy widniał zarost. Ubrany był cały na czarno. Czarne spodnie, koszulka i bluza.
- Możemy… możemy porozmawiać?- spytała Emilia kierując swoje słowa do Kevin'a. Chciała z nim wyjaśnić wszystko twarzą w twarz i mieć na zawsze spokój.
Na chwilę na nią spojrzał.
- Nie- odpowiedział krótko i dwrócił wzrok.- Nie mamy już o czym rozmawiać- dodał.
- Nie mamy?- Emilia nie mogła uwierzyć. Siedem lat wspólnego życia, a teraz… to.- Według ciebie jest wszystko OK.?
- Tak- wciąż na nią nie patrzył. Wzrok wbity miał w ścianę.
- Nie! Nic nie jest dobrze- wstała.- Jak ty się w ogóle zachowujesz? Nie poznaję cię.
- A co?! Mam ci paść w ramiona?!- krzyknął nagle, strącając ręką wazon z kwiatami, który roztrzaskał się na podłodze na małe kawałeczki. Woda rozlała się po panelach, a płatki kwiatów się w niej zamoczyły.
Elisabeth i Sara podskoczyły na swoich miejscach, a Emilia stała jak sparaliżowana. Jednego była pewna: facet stojący przed nią, nie był tym, którego wcześniej kochała.
- Kevin, na litość …- zaczęła Elisabeth, wstając. Nie dane jej było dokończyć.
- Nie musisz padać mi w ramiona, tylko ze mną porozmawiaj! To tak dużo?!- Emilia także podniosła głos.
- Do jasnej cholery, Emily- zacisnął dłonie w pięści jakby starał się uspokoić.- Po prostu daj spokój.
Emilia szerzej otworzyła oczy. Nie mogła uwierzyć. To jak Kevin na nią patrzył w pewnym sensie ją przerażało. Jego wzrok był ciemny i taki przerażający.
- Wiesz co? Dobra. Nie chcesz nic wyjaśniać, normalnie porozmawiać, to nie- poddała się. Po prostu się poddała. Nie miała już siły.- Jeśli wolisz, żeby między nami było tak jak teraz, dobra- poczuła łzy pod powiekami, ale za wszelką cenę nie chciała pozwolić im wypłynąć na powierzchnię.- Tylko, do cholery jasnej, nie pokazuj mi się już więcej nigdy w życiu na oczy, bo nie mam zamiaru być tak traktowana przez kogoś, kogo kochałam, bo nawet nie wiesz, jak to cholernie boli!- krzyknęła i trącając Kevina w ramię, wybiegła z salonu. Kiedy wbiegła po schodach na piętro, a następnie wpadła do swojego pokoju, po jej policzkach spływały słone krople wielkości grochu.
Czuła wewnętrzny ból, patrząc na takiego Kevina. Nie mogła uwierzyć, że kiedyś go tak bardzo kochała i była gotowa zrobić dla niego wszystko. Nie poznawała go. Zmienił się nie do poznania i czuła, że to nie jest ten sam facet. Jej wewnętrzna intuicja podpowiadała jej, że z nim jest coś nie tak, jak powinno być.
I chociaż nie powinno ją to obchodzić, bała się, że Kevin w coś się wpakował. W coś złego.
***
Rano, kiedy Emilia jadła śniadanie, zadzwoniła jej komórka. Była to Corey. Kobieta spytała, czy Emilia nie mogłaby do nich przyjść i pomóc jej wypisywać zaproszenia.
-Zaproszenia? Jakie zaproszenia?- spytała, marszcząc czoło.
- Wychodzę za mąż- usłyszała.
- Za Jake’a?!- pisnęła. Kobieta po drugiej stronie przytaknęła.- Jak ja się cieszę! Naprawdę- z wrażenia wstała.
- Ja też- w jej głosie słychać było podekscytowanie.- Więc przyjdziesz? Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jaką dużą mam rodzinę.
- Oczywiście, że przyjdę. Zaraz będę.
Rozłączyła się i w mgnieniu oka pobiegła do swojego pokoju. Bardzo cieszyła się, że Jake i Corey nareszcie postanowili się pobrać. Byli idealną parą według wszystkich.
W swoim pokoju przebrała się i chodząc po schodach, minęła się z Sarą.
- Można wiedzieć, gdzie się wybierasz?- spytała jej matka, przystając u szczytu schodów. Emilia właśnie schodziła z ostatniego schodka.
- Idę do Corey- wzruszyła ramionami. Spojrzała na swoją matkę, dlatego zadarła głowę do góry.
- Ładnie wyglądasz- powiedziała, lustrując córkę od góry do dołu. Ona sama miała na sobie szarą spódnicę za kolano i białą bluzkę z krótkim rękawkiem, a na jej głowie widniał kok, czyli tak jak zazwyczaj.
- Dziękuję, mamo- Emilia przystąpiła z nogi na nogę.
- Długo cię nie będzie?- spytała, jeżdżąc palcem wskazującym po balustradzie schodów.
- Nie wiem. Mam pomóc wypisywać Corey zaproszenia na ich ślub.
- Wychodzi za mąż?- zaciekawiła się.
-Tak. Dzisiaj się dowiedziałam.
- Dobrze, więc idź- westchnęła.
Emilia już miała się odwrócić i wyjść, ale w ostatniej chwili zmieniła swoje zamiary.
- Mamo, ty też powinnaś gdzieś wyjść.
Sara zaśmiała się cicho. No cóż. To było lepsze od jej obojętnego wzroku.
- Emily, ja się już nie nadaję do wyjść.
- A kto tak powiedział? Ty? Sama sobie to wmawiasz- stwierdziła.
- Emily, nie mam znajomych.
- A dlaczego? Bo sama ich od siebie odpychałaś, bo myślałaś, że nie jesteś nic warta. A to wcale nie jest prawdą, o czym powinnaś doskonale wiedzieć.
- Idź już do tej Corey- ponagliła.
Emilia westchnęła i odwróciła się na pięcie, ale nie ruszyła się z miejsca. Uśmiechnęła się sama do siebie i wbiegła po schodach do swojej matki, przeskakując co drugi schodek. Pocałowała ją w policzek.
- Kocham cię, mamo- powiedziała i uśmiechnęła się do niej szeroko.
Zaskoczenie na twarzy Sary było widoczne. Nie spodziewała się tego w najmniejszym stopniu. No cóż… Emilia nie za często jej to mówiła.
Uśmiechnęła się do córki.
- Też cię kocham.
Emilia pomału zeszła po schodach w dół. Kiedy stała już na samym dole, zerknęła przez ramię. Sara wciąż stała na swoim miejscu. Pomachała jej na pożegnanie i wyszła.
Przed willą stał już jej nowy samochód. Brandon musiał go tam postawić, jakby wiedząc, że Emilia gdzieś będzie chciała wyjść. Ale nie było to nowością. Zawsze gdzieś wychodziła.
Wsiadła do pojazdu i włączyła się do ruchu. Nie mogła uwierzyć, że ma nowy samochód. Jechała bardzo ostrożnie. Musiała się do niego przyzwyczaić, żeby prowadzić tak jak wcześniej.
Kwadrans później była już pod drzwiami mieszkania jej przyjaciół. Zadzwoniła dzwonkiem. Drzwi otworzył jej Jake.
- Cześć- przywitał się i przytulił ją.
- Cześć. Ja do Corey- uśmiechnęła się.
- Jasne, jasne. Wejdź- odsunął się, a ona przestąpiła przez próg.
Wskazał jej drzwi, w których w tej samej chwili pojawiła się brunetka.
- Emily!- zawołała szczęśliwa- Cześć.
- Cześć.
Jake wyjrzał przez okno.
- Steve już przyjechał- zakomunikował swojej narzeczonej.- Będę wieczorem. Już tęsknię.
Przyciągnął ją do siebie i pocałował na pożegnanie. Emilia im zazdrościła. Mięli siebie, a ona nie miała nikogo takiego. Co prawda, było tak od niedawna, ale tęskniła za tym wszystkim. W oczach jej przyjaciół było widać, jak bardzo się kochają.
Kiedy Jake wyszedł, zarumieniona Corey odwróciła się do Emilii.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem ci wdzięczna, że przyjechałaś- powiedziała szczerze.- Naprawdę, dziękuję ci z całego serca. Gdyby nie ty goście nie rozczytaliby się z pisma Jake’a, a mi musieliby amputować nadgarstek- weszły do jadalni, gdzie stał ogromny stół, a na nim stert kopert.
Corey spojrzała na Emilię przepraszająco.
- Nie wiedziałam, że macie tylu znajomych i tak liczną rodzinę- przyznała Emilia.- Będzie to bardzo duże wesele.
- Mam dużo kuzynów i wszystkich muszę zaprosić. I wyobraź sobie, że będę musiała to wszystko wysłać. Nieźle mnie to będzie kosztowało. Pewnie chcesz się wycofać, co?
- No coś ty- prychnęła.- Dawaj te koperty. Zabieramy się do roboty- klasnęła w dłonie i usiadła na jednym z krzeseł.
Corey także zajęła jedno z nich i rozdzieliła koperty na pół. Pomiędzy nimi położyła kartkę z imionami, nazwiskami i adresami wszystkich gości. Zabrały się do pracy. Przez kilka minut słychać było tylko długopisy, jeżdżące po papierze.
- Czy coś jest nie tak?- spytała cicho Corey.- Wyglądasz, jakby… jakbyś się czymś zadręczała.
- Aż tak to widać?- uśmiechnęła się kwaśno.
- Nie aż tak. Tak tylko pytam. Jeśli nie chcesz nie musisz mówić- zapewniła.- Ale myślę, że by ci to pomogło.
Tego Emilii było trzeba. Marzyła, żeby się po prostu komuś wygadać. Lucie nie miała czasu, z czego przykro było Emilii, ale rozumiała ją, Olivia… z nią mało kiedy się komunikowała. Nawet nie wiedziała, dlaczego. Po prostu jakoś tak każdy dzień uciekał im między palcami.
- Masz rację- przyznała Emilia.- Mam kilka zmartwień.
- Jeśli chcesz, to mów.
- Chodzi o Kevina.. głównie…
- O, nie- Corey przerwała Emilii.- Miałaś o nim zapomnieć, pamiętasz?
- Tak, ale on wczoraj u nas był. Bardzo się zmienił. Nie poznałam go. Był taki… oschły.
- Bo to dupek, mówię ci.
- Myślę, że coś u niego jest nie tak…
- Tak. U niego jest coś nie tak, ale z głową.
- Może się w coś wplątał?
- Nawet jeśli tak, to co? To nie twoja sprawa. Jeśli on cię tak traktuje, dlaczego ty tak nie potrafisz?
- Nie wiem- wzruszyła ramionami.
- Czy… czy ty coś jeszcze do niego czujesz?- spytała, trochę przestraszona.
- Nie- Emilia ją uspokoiła tym jednym słowem.
- Emily, proszę cię, daj sobie z nim spokój. Popatrz jak on cię potraktował. To kretyn.
- Wiem. Masz rację.
- Ale nie chodzi też o niego, prawda?- podniosła jedną brew do góry.
- Nie. To znaczy o niego głównie, ale nie tylko. Tylko, że reszta nie jest tak ważna- westchnęła.- Kiedy byłam w Polsce, spotkałam Bartka…
- Bartka? Jakiego Bartka?- nagle jej oczy poszerzyły swoje rozmiary.- TEGO Bartka?!- krzyknęła. Emilia przytaknęła. Opowiedziała kiedyś jej i Jake’owi w skrócie jak to było z nią i Formańskim.- Przecież on wyjechał.
- Tak, ale wrócił. Akurat, kiedy ja tam byłam.
- I co? Wydrapywaliście sobie oczy?
- Nie. Właśnie o to chodzi, że między nami było… dobrze. I z tego powodu się cieszę.
- Więc, o co chodzi?- nie rozumiała.
- Jego siostra, Dagmara… Z nią było coś nie tak. Była taka dziwna. Nie odzywała się do mnie. A kiedyś byłyśmy przyjaciółkami…
- A ty jak zwykle przejmujesz się wszystkimi dookoła- Corey przewróciła oczami.- Głupia jest skoro zachowuje się jak dziecko, zamiast powiedzieć, o co jej chodzi. Tyle. Proszę cię, Emily, nie zadręczaj się sprawami, którymi nie powinnaś.
- Dobrze…
Corey poklepała Emilię po dłoni, a potem zmieniła temat. Była wspaniała- potrafiła wyczuć odpowiedni moment do zmiany tematu.
- Dostałam wczoraj kilka ulotek z daniami. Wybrałam potrawy. Mam nadzieję, że wszystkim będzie smakowało.
- Z pewnością- Emilia sięgnęła po kolejną kopertę.
- Postanowiliśmy też z Jakiem, że zamieszkamy w Miami.
Emilia przestała pisać i spojrzała na kobietę okrągłymi oczami.
- Miami?
- Tak. Oboje chcieliśmy tam zamieszkać.
- Ale to tak daleko… Nie będziemy mogły się widywać zbyt często. Do tej pory nie robiłyśmy tego z wiadomych powodów, a teraz… Teraz to będzie jedna wielka klapa.
Do tego to miasto kojarzyło jej się z Kevinem.
- Damy radę. Nie zapominaj, że mamy tu rodzinę, więc będziemy przyjeżdżać. Ty też możesz nas odwiedzać.
- Dziękuję za zaproszenie. Tylko ciekawe, czy po dzisiejszym dniu będę mogła ruszać ręką- zażartowała.
- Powinno obejść się bez amputacji.
Jakiś czas później trzasnęły drzwi wejściowe.
- Cor?- zawołał Jake.
- Chyba czas na mnie. Prawie skończyłyśmy. Dasz sobie radę z ostatnimi pięcioma?
- Jasne, nic się nie martw. Dziękuję ci bardzo. Spodziewaj się zaproszenia w najbliższych dniach.
- Dobrze.
Emilia wstała i przeciągnęła się. Trochę im to zajęło. Nawet nie zdawała sobie z tego sprawy.
- O, Emily. Widzę, że jakoś to przeżyłaś- Jake wszedł do jadalni.
- Tak. Dałyśmy radę. Będę już szła. Cześć- przytuliła najpierw Corey, później Jake’a i skierowała się w stronę wyjścia.
-Pa. Jeszcze raz dziękuję- zawołała za nią Corey.
***
- Emily, to ty?- zawołała Sara, słysząc, że ktoś wszedł do holu.
- Tak- odkrzyknęła.
Sara pojawiła się w zasięgu jej wzroku z filiżanką kawy w dłoni.
- Co u Jake’a i Corey?- spytała, popijając łyk kawy.
- Wspaniale. Prawie wszystkie zaproszenia są gotowe do wysłania.
- To miło- uśmiechnęła się.- Dzwoniła ta twoja koleżanka, Penny.
- Penny?- Emilia się zdziwiła. Nie miała pojęcia, po co mogła dzwonić jej koleżanka ze szkoły Julliarda.
- Tak, Penny. Zaprosiła cię na przyjęcie czy coś w tym stylu.
- Kiedy?
- O ósmej- Emilia spojrzała na zegarek, wiszący na ścianie. Była druga trzydzieści po południu.
- Dobrze. Pójdę. U niej?
- Tak. W jej domu.
- Dziękuję, że mi przekazałaś- wbiegła po schodach na górę.
Kiedy weszła do pokoju, odłożyła torebkę na łóżko i weszła do garderoby. Zaczęła przeglądać różne stroje, które mogły nadawać się na przyjęcie.
Po pewnym czasie zaczęła się przygotowywać. Założyła sukienkę bez ramiączek, sięgającą przed kolano. Górna część była czarna, a dolna, ta od piersi w kolorze turkusu. Na nogi założyła wysokie, czarne szpilki, a na szyję złoty, gruby naszyjnik. Zmyła swój poprzedni makijaż i zabrała się za nowyNastępnie na środkowy palec lewej ręki założyła pierścionek, a na nadgarstek wsunęła bransoletkę. Włosy szczepiła w koka na czubku głowy.
Kiedy spojrzała na zegarek była odpowiednia pora, żeby wyjść. Ze swojej poprzedniej torby przełożyła pomadkę i puder do małej czarnej torebki od Chanel.
Zeszła po schodach i wyszła na zewnątrz, gdzie czekał na nią Barndon, przy czarnej limuzynie ojca Emilii. Bardzo się zdziwiła, bo nie mówiła nic, że to on ma ją zawieść.
- Dobry wieczór, Emily- przywitał się, uśmiechając się miło.
- Dobry wieczór, Brandon.
- Słyszałem, że potrzebujesz podwózki na przyjęcie.
- To prawda, ale…
- Żadnego ale. Zapraszam- uśmiechnął się, pokazując swoje zmarszczki i otworzył Emilii tylne drzwi limuzyny.
- Dziękuję- wślizgnęła się do środka.
Nie lubiła jeździć limuzyną, ale też nie narzekała.
Podróż minęła bardzo szybko.
- Wyglądasz naprawdę ładnie- powiedział Brandon, kiedy otworzył jej drzwi, aby wysiadła.
- Dziękuję- uśmiechnęła się szczerze.
- Życzę miłej zabawy.
Odprowadził ją wzrokiem, kiedy wchodziła po schodach do drzwi wejściowych. Kiedy już miała klamkę w zasięgu ręki, zza jej pleców dobiegł aksamitny głos.
- Emily?
Natychmiast się odwróciła. Danny właśnie susami pokonywał schody. Miał na sobie czarne spodnie i białą koszulę. Jego włosy były lekko poburzone, ale każdy mógł się założyć, że były tak po prostu wystylizowane.
- Cześć- przywitał się.
- Cześć- przewróciła oczami. Jeszcze jego tam brakowało, pomyślała.- Co tu robisz?- spytała.
Nie spodziewała się go tam. Bo co on mógł robić w domu jej koleżanki?
- Co ja tu robię?- podniósł cwaniacko jedną brew do góry.- Ja tu mieszkam.
„Cholera” pomyślała Emilia.
--------------------------------------------
Cześć!
Mam prośbę. Chciałabym żebyście napisały w komentarzach, co Wam sie podoba, a co nie w tym opowiadaniu. Tylko tak szczerze. Chciałabym po prostu wiedzieć i poprawić to co nie przypadło wam do gustu. No może jeśli nie będzie się podobać nic to tego nie poprawie, ale postaram się zmienić.
Krótko i na temat xd- Mamo, jesteś gotowa?- spytał Kevin, przenosząc wzrok na swoją matkę. Emilię przeszły ciarki, kiedy usłyszała jego głos.
- Miałeś przyjechać za godzinę- stwierdziła kobieta, zerkając na zegarek.
- Tak, ale plany się zmieniły- bąknął.
Mówił tak chłodno… Emilia nigdy go takiego nie widziała. Zmienił się. Nawet bardzo. Na dodatek wcale nie na lepsze. Wygląd jako pierwszy rzucił się jej w oczy. Ściął włosy. Wcześniej jego czupryna była wiecznie potargana, a włosy o wiele dłuższe. Teraz ścięty był na krótko, a na jego twarzy widniał zarost. Ubrany był cały na czarno. Czarne spodnie, koszulka i bluza.
- Możemy… możemy porozmawiać?- spytała Emilia kierując swoje słowa do Kevin'a. Chciała z nim wyjaśnić wszystko twarzą w twarz i mieć na zawsze spokój.
Na chwilę na nią spojrzał.
- Nie- odpowiedział krótko i dwrócił wzrok.- Nie mamy już o czym rozmawiać- dodał.
- Nie mamy?- Emilia nie mogła uwierzyć. Siedem lat wspólnego życia, a teraz… to.- Według ciebie jest wszystko OK.?
- Tak- wciąż na nią nie patrzył. Wzrok wbity miał w ścianę.
- Nie! Nic nie jest dobrze- wstała.- Jak ty się w ogóle zachowujesz? Nie poznaję cię.
- A co?! Mam ci paść w ramiona?!- krzyknął nagle, strącając ręką wazon z kwiatami, który roztrzaskał się na podłodze na małe kawałeczki. Woda rozlała się po panelach, a płatki kwiatów się w niej zamoczyły.
Elisabeth i Sara podskoczyły na swoich miejscach, a Emilia stała jak sparaliżowana. Jednego była pewna: facet stojący przed nią, nie był tym, którego wcześniej kochała.
- Kevin, na litość …- zaczęła Elisabeth, wstając. Nie dane jej było dokończyć.
- Nie musisz padać mi w ramiona, tylko ze mną porozmawiaj! To tak dużo?!- Emilia także podniosła głos.
- Do jasnej cholery, Emily- zacisnął dłonie w pięści jakby starał się uspokoić.- Po prostu daj spokój.
Emilia szerzej otworzyła oczy. Nie mogła uwierzyć. To jak Kevin na nią patrzył w pewnym sensie ją przerażało. Jego wzrok był ciemny i taki przerażający.
- Wiesz co? Dobra. Nie chcesz nic wyjaśniać, normalnie porozmawiać, to nie- poddała się. Po prostu się poddała. Nie miała już siły.- Jeśli wolisz, żeby między nami było tak jak teraz, dobra- poczuła łzy pod powiekami, ale za wszelką cenę nie chciała pozwolić im wypłynąć na powierzchnię.- Tylko, do cholery jasnej, nie pokazuj mi się już więcej nigdy w życiu na oczy, bo nie mam zamiaru być tak traktowana przez kogoś, kogo kochałam, bo nawet nie wiesz, jak to cholernie boli!- krzyknęła i trącając Kevina w ramię, wybiegła z salonu. Kiedy wbiegła po schodach na piętro, a następnie wpadła do swojego pokoju, po jej policzkach spływały słone krople wielkości grochu.
Czuła wewnętrzny ból, patrząc na takiego Kevina. Nie mogła uwierzyć, że kiedyś go tak bardzo kochała i była gotowa zrobić dla niego wszystko. Nie poznawała go. Zmienił się nie do poznania i czuła, że to nie jest ten sam facet. Jej wewnętrzna intuicja podpowiadała jej, że z nim jest coś nie tak, jak powinno być.
I chociaż nie powinno ją to obchodzić, bała się, że Kevin w coś się wpakował. W coś złego.
***
Rano, kiedy Emilia jadła śniadanie, zadzwoniła jej komórka. Była to Corey. Kobieta spytała, czy Emilia nie mogłaby do nich przyjść i pomóc jej wypisywać zaproszenia.
-Zaproszenia? Jakie zaproszenia?- spytała, marszcząc czoło.
- Wychodzę za mąż- usłyszała.
- Za Jake’a?!- pisnęła. Kobieta po drugiej stronie przytaknęła.- Jak ja się cieszę! Naprawdę- z wrażenia wstała.
- Ja też- w jej głosie słychać było podekscytowanie.- Więc przyjdziesz? Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jaką dużą mam rodzinę.
- Oczywiście, że przyjdę. Zaraz będę.
Rozłączyła się i w mgnieniu oka pobiegła do swojego pokoju. Bardzo cieszyła się, że Jake i Corey nareszcie postanowili się pobrać. Byli idealną parą według wszystkich.
W swoim pokoju przebrała się i chodząc po schodach, minęła się z Sarą.
- Można wiedzieć, gdzie się wybierasz?- spytała jej matka, przystając u szczytu schodów. Emilia właśnie schodziła z ostatniego schodka.
- Idę do Corey- wzruszyła ramionami. Spojrzała na swoją matkę, dlatego zadarła głowę do góry.
- Ładnie wyglądasz- powiedziała, lustrując córkę od góry do dołu. Ona sama miała na sobie szarą spódnicę za kolano i białą bluzkę z krótkim rękawkiem, a na jej głowie widniał kok, czyli tak jak zazwyczaj.
- Dziękuję, mamo- Emilia przystąpiła z nogi na nogę.
- Długo cię nie będzie?- spytała, jeżdżąc palcem wskazującym po balustradzie schodów.
- Nie wiem. Mam pomóc wypisywać Corey zaproszenia na ich ślub.
- Wychodzi za mąż?- zaciekawiła się.
-Tak. Dzisiaj się dowiedziałam.
- Dobrze, więc idź- westchnęła.
Emilia już miała się odwrócić i wyjść, ale w ostatniej chwili zmieniła swoje zamiary.
- Mamo, ty też powinnaś gdzieś wyjść.
Sara zaśmiała się cicho. No cóż. To było lepsze od jej obojętnego wzroku.
- Emily, ja się już nie nadaję do wyjść.
- A kto tak powiedział? Ty? Sama sobie to wmawiasz- stwierdziła.
- Emily, nie mam znajomych.
- A dlaczego? Bo sama ich od siebie odpychałaś, bo myślałaś, że nie jesteś nic warta. A to wcale nie jest prawdą, o czym powinnaś doskonale wiedzieć.
- Idź już do tej Corey- ponagliła.
Emilia westchnęła i odwróciła się na pięcie, ale nie ruszyła się z miejsca. Uśmiechnęła się sama do siebie i wbiegła po schodach do swojej matki, przeskakując co drugi schodek. Pocałowała ją w policzek.
- Kocham cię, mamo- powiedziała i uśmiechnęła się do niej szeroko.
Zaskoczenie na twarzy Sary było widoczne. Nie spodziewała się tego w najmniejszym stopniu. No cóż… Emilia nie za często jej to mówiła.
Uśmiechnęła się do córki.
- Też cię kocham.
Emilia pomału zeszła po schodach w dół. Kiedy stała już na samym dole, zerknęła przez ramię. Sara wciąż stała na swoim miejscu. Pomachała jej na pożegnanie i wyszła.
Przed willą stał już jej nowy samochód. Brandon musiał go tam postawić, jakby wiedząc, że Emilia gdzieś będzie chciała wyjść. Ale nie było to nowością. Zawsze gdzieś wychodziła.
Wsiadła do pojazdu i włączyła się do ruchu. Nie mogła uwierzyć, że ma nowy samochód. Jechała bardzo ostrożnie. Musiała się do niego przyzwyczaić, żeby prowadzić tak jak wcześniej.
Kwadrans później była już pod drzwiami mieszkania jej przyjaciół. Zadzwoniła dzwonkiem. Drzwi otworzył jej Jake.
- Cześć- przywitał się i przytulił ją.
- Cześć. Ja do Corey- uśmiechnęła się.
- Jasne, jasne. Wejdź- odsunął się, a ona przestąpiła przez próg.
Wskazał jej drzwi, w których w tej samej chwili pojawiła się brunetka.
- Emily!- zawołała szczęśliwa- Cześć.
- Cześć.
Jake wyjrzał przez okno.
- Steve już przyjechał- zakomunikował swojej narzeczonej.- Będę wieczorem. Już tęsknię.
Przyciągnął ją do siebie i pocałował na pożegnanie. Emilia im zazdrościła. Mięli siebie, a ona nie miała nikogo takiego. Co prawda, było tak od niedawna, ale tęskniła za tym wszystkim. W oczach jej przyjaciół było widać, jak bardzo się kochają.
Kiedy Jake wyszedł, zarumieniona Corey odwróciła się do Emilii.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem ci wdzięczna, że przyjechałaś- powiedziała szczerze.- Naprawdę, dziękuję ci z całego serca. Gdyby nie ty goście nie rozczytaliby się z pisma Jake’a, a mi musieliby amputować nadgarstek- weszły do jadalni, gdzie stał ogromny stół, a na nim stert kopert.
Corey spojrzała na Emilię przepraszająco.
- Nie wiedziałam, że macie tylu znajomych i tak liczną rodzinę- przyznała Emilia.- Będzie to bardzo duże wesele.
- Mam dużo kuzynów i wszystkich muszę zaprosić. I wyobraź sobie, że będę musiała to wszystko wysłać. Nieźle mnie to będzie kosztowało. Pewnie chcesz się wycofać, co?
- No coś ty- prychnęła.- Dawaj te koperty. Zabieramy się do roboty- klasnęła w dłonie i usiadła na jednym z krzeseł.
Corey także zajęła jedno z nich i rozdzieliła koperty na pół. Pomiędzy nimi położyła kartkę z imionami, nazwiskami i adresami wszystkich gości. Zabrały się do pracy. Przez kilka minut słychać było tylko długopisy, jeżdżące po papierze.
- Czy coś jest nie tak?- spytała cicho Corey.- Wyglądasz, jakby… jakbyś się czymś zadręczała.
- Aż tak to widać?- uśmiechnęła się kwaśno.
- Nie aż tak. Tak tylko pytam. Jeśli nie chcesz nie musisz mówić- zapewniła.- Ale myślę, że by ci to pomogło.
Tego Emilii było trzeba. Marzyła, żeby się po prostu komuś wygadać. Lucie nie miała czasu, z czego przykro było Emilii, ale rozumiała ją, Olivia… z nią mało kiedy się komunikowała. Nawet nie wiedziała, dlaczego. Po prostu jakoś tak każdy dzień uciekał im między palcami.
- Masz rację- przyznała Emilia.- Mam kilka zmartwień.
- Jeśli chcesz, to mów.
- Chodzi o Kevina.. głównie…
- O, nie- Corey przerwała Emilii.- Miałaś o nim zapomnieć, pamiętasz?
- Tak, ale on wczoraj u nas był. Bardzo się zmienił. Nie poznałam go. Był taki… oschły.
- Bo to dupek, mówię ci.
- Myślę, że coś u niego jest nie tak…
- Tak. U niego jest coś nie tak, ale z głową.
- Może się w coś wplątał?
- Nawet jeśli tak, to co? To nie twoja sprawa. Jeśli on cię tak traktuje, dlaczego ty tak nie potrafisz?
- Nie wiem- wzruszyła ramionami.
- Czy… czy ty coś jeszcze do niego czujesz?- spytała, trochę przestraszona.
- Nie- Emilia ją uspokoiła tym jednym słowem.
- Emily, proszę cię, daj sobie z nim spokój. Popatrz jak on cię potraktował. To kretyn.
- Wiem. Masz rację.
- Ale nie chodzi też o niego, prawda?- podniosła jedną brew do góry.
- Nie. To znaczy o niego głównie, ale nie tylko. Tylko, że reszta nie jest tak ważna- westchnęła.- Kiedy byłam w Polsce, spotkałam Bartka…
- Bartka? Jakiego Bartka?- nagle jej oczy poszerzyły swoje rozmiary.- TEGO Bartka?!- krzyknęła. Emilia przytaknęła. Opowiedziała kiedyś jej i Jake’owi w skrócie jak to było z nią i Formańskim.- Przecież on wyjechał.
- Tak, ale wrócił. Akurat, kiedy ja tam byłam.
- I co? Wydrapywaliście sobie oczy?
- Nie. Właśnie o to chodzi, że między nami było… dobrze. I z tego powodu się cieszę.
- Więc, o co chodzi?- nie rozumiała.
- Jego siostra, Dagmara… Z nią było coś nie tak. Była taka dziwna. Nie odzywała się do mnie. A kiedyś byłyśmy przyjaciółkami…
- A ty jak zwykle przejmujesz się wszystkimi dookoła- Corey przewróciła oczami.- Głupia jest skoro zachowuje się jak dziecko, zamiast powiedzieć, o co jej chodzi. Tyle. Proszę cię, Emily, nie zadręczaj się sprawami, którymi nie powinnaś.
- Dobrze…
Corey poklepała Emilię po dłoni, a potem zmieniła temat. Była wspaniała- potrafiła wyczuć odpowiedni moment do zmiany tematu.
- Dostałam wczoraj kilka ulotek z daniami. Wybrałam potrawy. Mam nadzieję, że wszystkim będzie smakowało.
- Z pewnością- Emilia sięgnęła po kolejną kopertę.
- Postanowiliśmy też z Jakiem, że zamieszkamy w Miami.
Emilia przestała pisać i spojrzała na kobietę okrągłymi oczami.
- Miami?
- Tak. Oboje chcieliśmy tam zamieszkać.
- Ale to tak daleko… Nie będziemy mogły się widywać zbyt często. Do tej pory nie robiłyśmy tego z wiadomych powodów, a teraz… Teraz to będzie jedna wielka klapa.
Do tego to miasto kojarzyło jej się z Kevinem.
- Damy radę. Nie zapominaj, że mamy tu rodzinę, więc będziemy przyjeżdżać. Ty też możesz nas odwiedzać.
- Dziękuję za zaproszenie. Tylko ciekawe, czy po dzisiejszym dniu będę mogła ruszać ręką- zażartowała.
- Powinno obejść się bez amputacji.
Jakiś czas później trzasnęły drzwi wejściowe.
- Cor?- zawołał Jake.
- Chyba czas na mnie. Prawie skończyłyśmy. Dasz sobie radę z ostatnimi pięcioma?
- Jasne, nic się nie martw. Dziękuję ci bardzo. Spodziewaj się zaproszenia w najbliższych dniach.
- Dobrze.
Emilia wstała i przeciągnęła się. Trochę im to zajęło. Nawet nie zdawała sobie z tego sprawy.
- O, Emily. Widzę, że jakoś to przeżyłaś- Jake wszedł do jadalni.
- Tak. Dałyśmy radę. Będę już szła. Cześć- przytuliła najpierw Corey, później Jake’a i skierowała się w stronę wyjścia.
-Pa. Jeszcze raz dziękuję- zawołała za nią Corey.
***
- Emily, to ty?- zawołała Sara, słysząc, że ktoś wszedł do holu.
- Tak- odkrzyknęła.
Sara pojawiła się w zasięgu jej wzroku z filiżanką kawy w dłoni.
- Co u Jake’a i Corey?- spytała, popijając łyk kawy.
- Wspaniale. Prawie wszystkie zaproszenia są gotowe do wysłania.
- To miło- uśmiechnęła się.- Dzwoniła ta twoja koleżanka, Penny.
- Penny?- Emilia się zdziwiła. Nie miała pojęcia, po co mogła dzwonić jej koleżanka ze szkoły Julliarda.
- Tak, Penny. Zaprosiła cię na przyjęcie czy coś w tym stylu.
- Kiedy?
- O ósmej- Emilia spojrzała na zegarek, wiszący na ścianie. Była druga trzydzieści po południu.
- Dobrze. Pójdę. U niej?
- Tak. W jej domu.
- Dziękuję, że mi przekazałaś- wbiegła po schodach na górę.
Kiedy weszła do pokoju, odłożyła torebkę na łóżko i weszła do garderoby. Zaczęła przeglądać różne stroje, które mogły nadawać się na przyjęcie.
Po pewnym czasie zaczęła się przygotowywać. Założyła sukienkę bez ramiączek, sięgającą przed kolano. Górna część była czarna, a dolna, ta od piersi w kolorze turkusu. Na nogi założyła wysokie, czarne szpilki, a na szyję złoty, gruby naszyjnik. Zmyła swój poprzedni makijaż i zabrała się za nowyNastępnie na środkowy palec lewej ręki założyła pierścionek, a na nadgarstek wsunęła bransoletkę. Włosy szczepiła w koka na czubku głowy.
Kiedy spojrzała na zegarek była odpowiednia pora, żeby wyjść. Ze swojej poprzedniej torby przełożyła pomadkę i puder do małej czarnej torebki od Chanel.
Zeszła po schodach i wyszła na zewnątrz, gdzie czekał na nią Barndon, przy czarnej limuzynie ojca Emilii. Bardzo się zdziwiła, bo nie mówiła nic, że to on ma ją zawieść.
- Dobry wieczór, Emily- przywitał się, uśmiechając się miło.
- Dobry wieczór, Brandon.
- Słyszałem, że potrzebujesz podwózki na przyjęcie.
- To prawda, ale…
- Żadnego ale. Zapraszam- uśmiechnął się, pokazując swoje zmarszczki i otworzył Emilii tylne drzwi limuzyny.
- Dziękuję- wślizgnęła się do środka.
Nie lubiła jeździć limuzyną, ale też nie narzekała.
Podróż minęła bardzo szybko.
- Wyglądasz naprawdę ładnie- powiedział Brandon, kiedy otworzył jej drzwi, aby wysiadła.
- Dziękuję- uśmiechnęła się szczerze.
- Życzę miłej zabawy.
Odprowadził ją wzrokiem, kiedy wchodziła po schodach do drzwi wejściowych. Kiedy już miała klamkę w zasięgu ręki, zza jej pleców dobiegł aksamitny głos.
- Emily?
Natychmiast się odwróciła. Danny właśnie susami pokonywał schody. Miał na sobie czarne spodnie i białą koszulę. Jego włosy były lekko poburzone, ale każdy mógł się założyć, że były tak po prostu wystylizowane.
- Cześć- przywitał się.
- Cześć- przewróciła oczami. Jeszcze jego tam brakowało, pomyślała.- Co tu robisz?- spytała.
Nie spodziewała się go tam. Bo co on mógł robić w domu jej koleżanki?
- Co ja tu robię?- podniósł cwaniacko jedną brew do góry.- Ja tu mieszkam.
„Cholera” pomyślała Emilia.
--------------------------------------------
Cześć!
Mam prośbę. Chciałabym żebyście napisały w komentarzach, co Wam sie podoba, a co nie w tym opowiadaniu. Tylko tak szczerze. Chciałabym po prostu wiedzieć i poprawić to co nie przypadło wam do gustu. No może jeśli nie będzie się podobać nic to tego nie poprawie, ale postaram się zmienić.
Pozdrawiam!:*
Podoba mi si to jak kierujesz charakterami swoich postaci. Każdy popełnia błędy, nikt nie jest idealny od początku do końca i to nadawanie wad mi się bardzo podoba. Również to, że opisujesz uczucia, relacje jakie się rodzą między poszczególnymi postaciami. Dzięki temu wiemy, co myśli bohater, co czuje i bardziej się z nim integrujemy.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o to, co mogłabyś zmienić bądź poprawić, pierwsze do głowy przyszły mi opisy. Zdecydowanie przeważają dialogi, a opisów troszkę czasem brakuje. I czasami mogłabyś dodać troszkę akcji;) Ale ogólnie moim zdaniem jest bardzo w porządku;)
Kevin to cham i Corey bardzo dobrze powiedziała - Emilia nie powinna tak się wszystkm przejmować. Daga si nie odzywa, ma problem? Jej sprawa! Zostawiła przyjaciółkę, zachowała się źle to niech sobie teraz radzi. Emilia nie musi być matką Teresą i wszystkim pomagać. Bo zawsze będzie dostawała w dupę. A Kevin (bez względu na to czy ma problemy czy nie) nie ma prawa tak traktować byłej narzeczonej. Zrobił świństwo i mam nadzieję, że będzie tego żałował.
Pozdrawiam!:*
Od początku starałam się właśnie, żeby postacie były takie naturalne. Zależało mi na tym i cieszę się, że udało mi się.
UsuńMasz rację, przeważają dialogi, bo z tego co słyszałam od różnych osób, wolą czytać dialogi niż opisy, ale jeśli Ci brakuje tego, to postaram się poprawić ;)
Pozdrawiam!
Jak ty rewelacyjnie opisujesz i kierujesz postaciami *-* Zgadzam się z komentarzem wyżej, troszkę kuleją u ciebie opisy. Może dlatego, że jest ich dość mało. Bardzo polubiłam Emilię, chociaż trochę mi jej szkoda. Za dużo się tym wszystkim przejmuje. Czekam z niecierpliwością na następny rozdział.
OdpowiedzUsuńWeny :*
http://tommorow-is-beautifull-dream.blogspot.com/
Ojej, dziękuję :* Z opisami, tak jak już napisałam wyżej, postaram się poprawić :)
UsuńCieszę się, że polubiłaś naszą główną bohaterkę :) A następny rozdział już w piątek.
Serdecznie zapraszam ;)
Witaj!
OdpowiedzUsuńKevin okropnie potraktował Emily. Mógł jej wyjaśnić swoje zachowanie, na pewno wysłuchałaby go! Dziewczyna nic nie wskóra, jak on nie chce jej nic powiedzieć... Tylko co mu się stało? Dlaczego ją odtrąca? A może coś jej grozi i chce ją tym ochronić? Może wplątał się w złe towarzystwo, może jest dłużny, jakiemuś gangowi? Według mnie powinien być z nią szczery i wcale nie dziwi mnie to, że Emily nie chce go już widzieć na oczy. Zaprzepaścił swoją szanse.
Przyjaciółka się żeni, a Emily wali się życie, chociaż nie zadręcza się, tak Kevinem, jak powinna... Wydaje mi się, że ona zakochała się w Bartku, a nie w Kevinie, jego traktowała, jak przyjaciela... Tak mi się wydaje.
Szkoda, że Cor wyprowadza się do Miami, ale zawsze będą mogły się spotykać :).
Daga nie zasługuje na przebaczenie Emily :).
Zgadzam się z Rudą :). Zwróć uwagę na opisy, bo naprawdę świetnie Ci wychodzą, ale troszeczkę ich za mało :). I powiem Ci, że się poprawiłaś w pisaniu :).
Pozdrawiam!
Amy :)
Cześć!
UsuńHm, nie wiem co napisać. Co jest Kevinowi będzie wyjaśnione w dalszych rozdziałach, ale też nie tak od razu ;)
Na opisy oczywiści, tak jak już to pisałam, zwrócę uwagę ;)
Pozdrawiam!
Rozdział super, czkam na następny. Mi się wszystko podoba więc nie musisz nic poprawiać. A jeśli chodzi o Kevina to pewnie bierze narkotyki.
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło ;) A co do Kevina do mogę napisać, że nie zgadłaś :)
Usuń