Następny dzień był koszmarny. Padał deszcz, więc ze śniegu pozostała mokra breja, taksówki stały się nieosiągalne, metro- gdy Emilia próbowała skorzystać z tego środka komunikacji- nagle stanęło, więc nie było nawet mowy, aby gdziekolwiek dojechać. Brandon z samego rana pojechał gdzieś razem z Kamilem i od tamtej pory nie wrócił. Zapewne miał niemały problem z dojechaniem do willi Zielonków.
Wróciwszy do domu, Emilia czuła się jak zmoknięta kura. Zazdrościła Sarze i Dagmarze, że nie musiały ruszać się z domu. Teoretycznie ona też nie musiała, ale chciała kupić jakieś małe upominki dla babci, rodziców Dagmary i Bartka jednak nic z tego nie wyszło.
Po południu w domu Zielonków ,,wiało nudą”. Dagmara chciała spotkać się z Sam'em, ale w żaden sposób nie mogli do siebie nawzajem dotrzeć, więc chodziła niezadowolona. Emilia siedziała w swoim pokoju, starając się skupić na książce, którą czytała, ale tak naprawdę nasłuchiwała, kiedy pojawi się Brandon. Wydawało jej się, że mimo głośnego szumu trwającej od rana ulewy, będzie w stanie usłyszeć z drugiego piętra dźwięk drzwi wejściowych. Przeceniła się- kiedy po raz kolejny wyjrzała przez okno, limuzyna stała na podjeździe. Z prędkością światła zbiegła na parter. Miała nadzieję, że w końcu uda jej się dotrzeć do jakiegoś sklepu. Na ostatnim schodku potknęła się o własne nogi i kiedy już przygotowała się na upadek, poczuła czyjąś silną dłoń, oplatającą ją w talii, tym samym ratując ją przed zderzeniem się z ziemią. Oszołomiona podniosła wzrok na swojego ratownika. Spotkała się z szarymi tęczówkami i szerokim uśmiechem na twarzy ich właściciela.
-Uważaj na siebie, bo zamiast na lotnisko pojedziesz do szpitala- zaśmiał się cicho.
- Dzięki za uratowanie- wyswobodziła się z jego uścisku i zrobiła krok w tył, aby powstał miedzy nimi mały dystans.- Co tu robisz?- zmarszczyła czoło.
- Przyszedłem się pożegnać z przyjaciółką, bo ta raczej takiego zamiaru nie miała.
"Przyjaciółka" dzwoniło jej w uszach.
- Wiesz kiedy jadę?- zdziwiła się.
- Oczywiście, że wiem- Jakie puścił jej oczko.
- Nawet ja tego do końca nie wiem..- mruknęła.- Tato!- krzyknęła w głąb domu. Po chwili zza rogu wyłoniła się zmęczona sylwetka Kamila.- Kiedy mamy samolot?
- Jutro o ósmej- plany się zmieniły.
- Dziękuję. Tylko tyle chciałam- mężczyzna kiwnął głową, odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę swojego gabinetu.-
- A to ja chciałem ci powiedzieć- mruknął.
- Nie potrzebuję twojej łaski- wystawiła język w stronę Jake’a niczym małe dziecko.
- Zauważyłaś, że zachowujemy się właśnie jak kiedyś?
- Yhmm- pokiwała twierdząco głową.- Chodź, zrobię ci herbatę- pociągnęła go za rękę w stronę kuchni.
Przechodząc koło salonu, Jake przywitał się z Dagmarą, która przygaszona oglądała jakiś kanał w telewizji.
- To jak? Chcesz malinową, zieloną…
- Nie chcę herbaty- przerwał jej.- Siadaj- wskazał krzesło, koło tego na którym sam siedział.
Emilia posłusznie usiadła.
- A może chcesz ciasto?- spytała nagle, a Jake przewrócił oczami.- Jest bardzo dobre. O, a może kawa?
- Emily- jęknął.- Nic nie chcę, dziękuję. Przyszedłem, bo jak teraz wyjedziesz, to nie wiadomo kiedy przyjedziesz.
- Przecież możesz mnie odwiedzić. Przyjedź kiedyś z moim tatą- zaproponowała.
- Zobaczymy. Co jest Dag…- zawahał się. Nie potrafił wymówić jej imienia.
- Dagmarze- podpowiedziała.- Myślę, że to przez Sam’a.
- Co?- zmarszczył brwi.- Co on jej zrobił?- jego głos stał się groźniejszy.
- Nic jej nie zrobił. Po prostu… myślę, że… Daga jest smutna, bo wyjeżdża stąd i nie będzie się z nim widywać. Może boi się, że stracą kontakt. Myślę…
- Że coś tam między nimi teges- dokończył za przyjaciółkę Jake, uśmiechając się szeroko i kołysząc zabawnie brwiami.
- Dokładnie.
- Nie będzie tak źle. Mogą do siebie jeździć..
- Ale to nie będzie to samo. Będą na dwóch różnych kontynentach… Ty tego nie zrozumiesz. Nie jesteś dziewczyną.
- Podobno nie- uśmiechnął się. Emilia nie mogła się powstrzymać i odwzajemniła uśmiech.
- Oj, zamknij się- szturchnęła go łokciem.- Chodź, pójdziemy do Dagmary. Nie chcę żeby tak sama siedziała- wstali i poszli do salonu, gdzie w dalszym ciągu siedziała przyjaciółka Emilii.
Kiedy weszli, Dagmara podniosła na nich wzrok i lekko się uśmiechnęła, ale Emilia wiedziała, że był to wymuszony uśmiech.
- Nad czym myślisz?- spytała Emilia, siadając obok przyjaciółki.
- Nad niczym. Nie chce po prostu jeszcze wracać- wyznała szczerze.
- Kiedyś jeszcze przyjedziemy- obiecała.- Może na ferie?
- Byłoby fajnie- ożywiła się nieco.
- To co, dziewczyny, idziemy na bilarda do piwnicy Emily?- zaproponował Jake, żeby zmienić temat.
- Ty masz bilarda w piwnicy?- Dagmara szeroko otworzyła oczy.
- Tak się składa, że mam- Emilia niewinnie się uśmiechnęła.
- I ja się dopiero teraz o tym dowiaduję?- Daga w jednej chwili się ożywiła, wstając gwałtownie.
Zeszli po schodach w dół. W pierwszej chwili Emilia i Jake myśleli, że przyjaciółka dziewczyny zemdleje, kiedy zobaczyła niewielki basen i siłownie.
- Dlaczego ty mi nie powiedziałaś, że masz w domu basen?- spytała z wyrzutem Daga, zaplatając ręce na piersiach.
- Nie było okazji- wzruszyła ramionami. Nie oprowadzała ją po "piwnicy", która służyła rodzinie Zielonków jako piętro do pewnego sposobu relaksu i wypoczynku.
- Co ty, dziewczyno, jeszcze tu masz?
- Cóż… trochę pomieszczeń jest. Na przykład sala kinowa…
- Sala kinowa?- Dagmara nie mogła uwierzyć.- A zdążę jeszcze obejrzeć przed wyjazdem jakiś film? Zawsze chciałam to zrobić.
- Jasne. Kiedy pogramy, pójdziemy obejrzeć film- obiecała.
- Ja bym się z domu nie ruszała, gdybym miała to wszystko- podeszła do basenu i stając na płytkach przy nim, zanurzyła jedną dłoń w wodzie.
Jake stał i wpatrywał się z oszołomieniem w dziewczyny. No tak, nic nie rozumiał. Emilia wytłumaczyła mu, że kiedy znudzi im się gra, pójdą do sali kinowej, na co chłopak ochoczo się zgodził.
***
Emilia zmarszczyła zdziwiona brwi, kiedy patrzyła na Kamila schodzącego po schodach ze swoją torbą podręczną w dłoni.
- Tato, lecisz gdzieś?- spytała
ostrożnie, zakładając swoją kurtkę na ramiona.
- Owszem, lecę- uśmiechnął się lekko do córki.- Lecę z wami- dopowiedział, a Emilia niemal pisnęła ze szczęścia.
- Naprawdę?!- skinął głową, a ona podskoczyła w miejscu, rzucając się na niego w uścisku. Rodzice bardzo rzadko z nią gdzieś jeździli, dlatego tak się ucieszyła na tą wiadomość.- Mama zostaje?- spytała, patrząc w stronę schodów prowadzących na piętro.
- Jest zmęczona- bronił żonę.- Gazety o niej piszą…- westchnął zrezygnowany.- Zrozum ją- niemal szeptał.
- Nie może chociaż na pięć minut zejść, żeby się z nami pożegnać?- dziewczyna zaczynała czuć złość.
- Jest wykończona..
- Dobra. Nie broń jej- machnęła dłonią, zapięła suwak w kurtce, zabrała swoją walizkę i wyszła na zewnątrz, żeby jak najszybciej dostać się do limuzyny, która już na nich czekała. Za nią ruszyła Dagmara, która od samego rana była smutna i Emilia doskonale wiedziała, co było tego powodem. A raczej kto.
Kiedy cała trójka usadowiła się wygodnie na siedzeniach pojazdu, Brandon odpalił silnik i ruszyli. Kamil prawie od razu zaczął coś robić na swoim laptopie, bez którego nigdzie się nie ruszał, więc nastolatki mogły troche porozmawiać.
- Co z Sam’em?- spytała szeptem Emilia. Z głośników zaczęła płynąć jakaś piosenka.
- Nie zadzwonił- Dagmara posmutniała.- Nie wiem, co mam myśleć..
- Bardzo ci się podoba?
- Tak.. myślę, że tak- skinęła głową. Ciągle mówiły szeptem.- Pocałował mnie.
- Naprawdę?- Emilia uśmiechnęła się szerzej.
- Tak.. ale teraz się nie odzywa..
Rozmawiały o Sam’ie całą drogę na lotnisko. Emilia starała się pomóc jakoś przyjaciółce. Potem nie miały jak zamienić ze sobą choćby jednego zdania. Lotnisko było przepełnione. Każdy czekał na swój samolot, a te startowały co kilka minut. Przez śnieg wiele lotów zostało odwołanych i teraz na lotnisku panował istny harmider. Cała trójka szczęśliwie przeszła przed odprawę i kontrolę, a następnie zajęli miejsca na pokładzie samolotu. Dagmara przespała prawie cały lot, a Emilia zasnęła tylko na dwie godziny. Nie potrafiła spać w takich miejscach, więc gdy wylądowali, wyczerpana z sił opuściła samolot. Po odebraniu walizek Kamil, Emilia i Dagmara musieli skorzystać z taksówki. Zielonka jęknęła niezadowolona, kiedy zobaczyła, że w Polsce jest już czternasta, a myśl, że będzie musiała przestawić się na nowy czas i iść do szkoły już następnego dnia, dobijała ją.
Dwie godziny podczas drogi nastolatki spały, a raczej drzemały. Emilia nie potrafiła już utrzymać otwartych oczu i opierając się o ramię ojca, przysnęła. Miała wrażenie jakby dopiero co zamknęła oczy, a Kamil już ją obudził, mówiąc, że są na miejscu. Janina wybiegła im na powitanie, ale blondynka nie miała nawet siły przytulić babci. Obie wniosły wspólnymi siłami walizkę do salonu, a w tym czasie Kamil pomógł Dagmarze dotrzeć do domu, rozmawiając przy tej okazji parę minut z jej rodzicami.
Kiedy Emilia dotarła do swojego pokoju, przebrała się jedynie w pierwszą lepszą pidżamę po czym zasnęła jak suseł, a kiedy się obudziła, nie pamiętała nawet czy to środa, czy piątek, czy niedziela. Chciało jej się jedynie spać.
Przekręciła się na drugi bok i wtedy coś musnęło jej czoło.
Zacisnęła mocniej powieki, myśląc, że wciąż śni. Wzdychając z rezygnacją, otworzyła oczy, aby wrócić do realnego świata.
- O, nie- wyrwało jej się.
Była pewna, że nadal śpi. Otworzyła oczy drugi raz. Nie, Bartek wciąż tam był. Jego twarz od twarzy Emilii dzieliło zaledwie kilka centymetrów.
- Przestraszyłem cię?- spytał szeptem z troską w głosie.
Chłopak przyglądał się jej uważnie, a jego oczy były w ciemnościach czarne jak smoła. Emilia zamrugała kilkakrotnie, starając sobie przypomnieć, gdzie w ogóle jest. Była jak nieobecna- nic nie pamiętała.
- Kurcze- jęknęła ochryple.
- Coś się stało, kochanie?
Skrzywiła się.
- Nie żyję?- spytała.
- Żyjesz.
- Tak? W takim razie, dlaczego nie potrafię się obudzić?
- Właśnie się obudziłaś, Emilka- zachichotał.
Spojrzała na niego jak na debila.
- Jasne- prychnęła.- A ty sobie siedzisz tutaj jak gdyby nigdy nic.. Ech… Muszę się obudzić- uszczypnęła się w dłoń, ale nic to nie dało.
Bartek pokręcił z niedowierzeniem głową i westchnął ciężko.
Emilia oderwała wzrok od twarzy chłopaka i zerknęła w bok na otwarte okno, przez które do pokoju wpadało zimne powietrze. Powoli trzeźwiała. Wszystko zaczęło jej się układać w logiczną całość. Bartek… Bartek wszedł przez okno! Tak jak to zrobił kilkanaście tygodni wcześniej! On tu siedział! A ona mówiła jakieś głupoty. Poczuła, jak się czerwieni.
- Czyli… to wszystko… to nie sen?- wymamrotała.
- To nie sen- przytaknął.
- To nie umarłam, żyję i będę tańczyć tango?
- Bredzisz, Emilia. Chyba powinnaś jeszcze się zdrzemnąć.
- Nie!- zaprotestowała szybko, podnosząc się do pozycji siedzącej.- Ja naprawdę tańczyłam tango! Tylko… w piątek.
Bartek zaczął się śmiać.
- Która godzina?
- Jest parę minut po północy- odpowiedział, sprawdzając to w komórce, którą na chwilę wyciągnął z kieszeni spodni.
- Czekałeś tu?- spytała z niedowierzeniem.
- Nie- pokręcił przecząco głową.- Przyszedłem godzinę temu. Widziałem, że masz uchylone okno, a mam już doświadczenie z wchodzeniem tutaj taką drogą. Dagmara już wstała, więc pomyślałem, że i ty niedługo się obudzisz- wytłumaczył.
- Nie obudziłeś babci i taty?
- Nie. Śpią. Rozmawiałem wcześniej z Kamilem. Upoważnił mnie, żebym mówił do niego po imieniu.
- O czym?
- O wszystkim – wzruszył niedbale ramionami.- A zaczęło się od tematu samochodów.
Emilia zachichotała. Jej tata w dzieciństwie chciał być mechanikiem, o czym wiedziała, ale teraz nie miał o tym zielonego pojęcia.
- Bardzo tęskniłem- szepnął Bartek, a jej serce przyspieszyło swoje obroty.
- Ja też- przyznała.
Chłopak posadził Emilię na swoich kolanach i otulił ją ramieniem, całując, a to w czoło, a to w czubek nosa. Za każdym razem przechodziły ją ciarki.
- Wciąż nie rozumiem, dlaczego ja..- szepnęła.
- Bo mam wspaniały gust- zażartował, za co dostał kuksańca w bok i się zaśmiał.
- Mówię poważnie. Myślisz, że nie widzę, jak ogląda się za tobą większość dziewczyn?
- Jesteś zazdrosna?- mimo ciemności, Emilia zauważyła na twarzy Bartka figlarny uśmieszek.
- Jestem- przyznała.
- Zauważ, że to ciebie wybrałem, a nie te dziewczyny. Martwi mnie, że nie wierzysz, że jesteś śliczna, mądra, najpiękniejsza…
- Przestań- Emilia się zaczerwieniła.
- Dlaczego nie możesz w to uwierzyć?- w odpowiedzi dostał lekkie wzruszenie ramion.
Ujął stanowczo jej twarz w obie dłonie, a ich usta dzieliły milimetry.
- Kocham cię i już- szepnął i wpił się w jej wargi.
Serce Emilii waliło jak młot. Całowali się bardzo niepewnie, ale po chwili coś się zmieniło. Wargi chłopaka zrobiły się bardziej zdecydowane. Nastolatka mało nie zemdlała i cudem została przytomna. Dziewczyna była tak bardzo stęskniona za Bartkiem, że nie stawiała oporu, gdy chłopak zaczął wplatać jedną rękę w jej blond włosy.
Kiedy się od siebie oderwali, Emilia opadła na łóżko. Miała przyśpieszony oddech, a świat wirował jej przed oczami.
- Przepraszam- Bartkowi też brakowało tchu.
- Za co ty mnie przepraszasz?- nie rozumiała.
- Chyba powinienem pójść- nie dostała odpowiedzi.- Jakby ktoś się obudził, to mielibyśmy problemy. Porozmawiamy jutro- cmoknął Emilie w policzek i ruszył w stronę okna.- Zamknij tylko okno, bo jest chłodno. Dobranoc- wysłał jej całusa w powietrzu.
- Dobranoc- Emilia uśmiechnęła się, gdy Bartek zeskakiwał z drzewa.
Dziewczyna zasnęła dopiero godzinę później, a obudziła się nad ranem, wpół do piątej. Rzuciła się pędem do łazienki. Janina znalazła ją tam o siódmej, gdy chciała ją obudzić do szkoły. Nastolatka leżała na podłodze z policzkiem przyciśniętym do płytek na ścianie. Przez kilka sekund na nią patrzyła, a później zawyrokowała.
- Grypa żołądkowa.
- Chyba tak- wyjęczała.- Babciu, zadzwoń, proszę, do Dagmary i poproś, żeby wzięła dla mnie notatki z dnia naszej nieobecności…- poprosiła ochrypłym głosem.
- Dobrze.
Emilia niemal cały dzień spędziła w łazience. Od czasu do czasu zaglądała do niej Janina lub Kamil, ale ten po południu pojechał odwiedzić znajomego ze szkolnych lat i dopiero po piętnastej blondynka usłyszała czyjeś kroki.
- Żyjesz jeszcze?- była to Dagmara.
- Powiedzmy- wyjęczała Zielonka.
- Bartek chciał przyjść- pojawiła się
w drzwiach.- Ale trener się go uczepił i musiał iść na trening. Później musi
biec do szkoły muzycznej, więc wpadnie do ciebie pewnie dopiero wieczorem-
Emilia jedynie pokiwała głową na znak, że zrozumiała.- Przyniosłam ci notatki-
zamachała swoją torbą w powietrzu.- Owszem, lecę- uśmiechnął się lekko do córki.- Lecę z wami- dopowiedział, a Emilia niemal pisnęła ze szczęścia.
- Naprawdę?!- skinął głową, a ona podskoczyła w miejscu, rzucając się na niego w uścisku. Rodzice bardzo rzadko z nią gdzieś jeździli, dlatego tak się ucieszyła na tą wiadomość.- Mama zostaje?- spytała, patrząc w stronę schodów prowadzących na piętro.
- Jest zmęczona- bronił żonę.- Gazety o niej piszą…- westchnął zrezygnowany.- Zrozum ją- niemal szeptał.
- Nie może chociaż na pięć minut zejść, żeby się z nami pożegnać?- dziewczyna zaczynała czuć złość.
- Jest wykończona..
- Dobra. Nie broń jej- machnęła dłonią, zapięła suwak w kurtce, zabrała swoją walizkę i wyszła na zewnątrz, żeby jak najszybciej dostać się do limuzyny, która już na nich czekała. Za nią ruszyła Dagmara, która od samego rana była smutna i Emilia doskonale wiedziała, co było tego powodem. A raczej kto.
Kiedy cała trójka usadowiła się wygodnie na siedzeniach pojazdu, Brandon odpalił silnik i ruszyli. Kamil prawie od razu zaczął coś robić na swoim laptopie, bez którego nigdzie się nie ruszał, więc nastolatki mogły troche porozmawiać.
- Co z Sam’em?- spytała szeptem Emilia. Z głośników zaczęła płynąć jakaś piosenka.
- Nie zadzwonił- Dagmara posmutniała.- Nie wiem, co mam myśleć..
- Bardzo ci się podoba?
- Tak.. myślę, że tak- skinęła głową. Ciągle mówiły szeptem.- Pocałował mnie.
- Naprawdę?- Emilia uśmiechnęła się szerzej.
- Tak.. ale teraz się nie odzywa..
Rozmawiały o Sam’ie całą drogę na lotnisko. Emilia starała się pomóc jakoś przyjaciółce. Potem nie miały jak zamienić ze sobą choćby jednego zdania. Lotnisko było przepełnione. Każdy czekał na swój samolot, a te startowały co kilka minut. Przez śnieg wiele lotów zostało odwołanych i teraz na lotnisku panował istny harmider. Cała trójka szczęśliwie przeszła przed odprawę i kontrolę, a następnie zajęli miejsca na pokładzie samolotu. Dagmara przespała prawie cały lot, a Emilia zasnęła tylko na dwie godziny. Nie potrafiła spać w takich miejscach, więc gdy wylądowali, wyczerpana z sił opuściła samolot. Po odebraniu walizek Kamil, Emilia i Dagmara musieli skorzystać z taksówki. Zielonka jęknęła niezadowolona, kiedy zobaczyła, że w Polsce jest już czternasta, a myśl, że będzie musiała przestawić się na nowy czas i iść do szkoły już następnego dnia, dobijała ją.
Dwie godziny podczas drogi nastolatki spały, a raczej drzemały. Emilia nie potrafiła już utrzymać otwartych oczu i opierając się o ramię ojca, przysnęła. Miała wrażenie jakby dopiero co zamknęła oczy, a Kamil już ją obudził, mówiąc, że są na miejscu. Janina wybiegła im na powitanie, ale blondynka nie miała nawet siły przytulić babci. Obie wniosły wspólnymi siłami walizkę do salonu, a w tym czasie Kamil pomógł Dagmarze dotrzeć do domu, rozmawiając przy tej okazji parę minut z jej rodzicami.
Kiedy Emilia dotarła do swojego pokoju, przebrała się jedynie w pierwszą lepszą pidżamę po czym zasnęła jak suseł, a kiedy się obudziła, nie pamiętała nawet czy to środa, czy piątek, czy niedziela. Chciało jej się jedynie spać.
Przekręciła się na drugi bok i wtedy coś musnęło jej czoło.
Zacisnęła mocniej powieki, myśląc, że wciąż śni. Wzdychając z rezygnacją, otworzyła oczy, aby wrócić do realnego świata.
- O, nie- wyrwało jej się.
Była pewna, że nadal śpi. Otworzyła oczy drugi raz. Nie, Bartek wciąż tam był. Jego twarz od twarzy Emilii dzieliło zaledwie kilka centymetrów.
- Przestraszyłem cię?- spytał szeptem z troską w głosie.
Chłopak przyglądał się jej uważnie, a jego oczy były w ciemnościach czarne jak smoła. Emilia zamrugała kilkakrotnie, starając sobie przypomnieć, gdzie w ogóle jest. Była jak nieobecna- nic nie pamiętała.
- Kurcze- jęknęła ochryple.
- Coś się stało, kochanie?
Skrzywiła się.
- Nie żyję?- spytała.
- Żyjesz.
- Tak? W takim razie, dlaczego nie potrafię się obudzić?
- Właśnie się obudziłaś, Emilka- zachichotał.
Spojrzała na niego jak na debila.
- Jasne- prychnęła.- A ty sobie siedzisz tutaj jak gdyby nigdy nic.. Ech… Muszę się obudzić- uszczypnęła się w dłoń, ale nic to nie dało.
Bartek pokręcił z niedowierzeniem głową i westchnął ciężko.
Emilia oderwała wzrok od twarzy chłopaka i zerknęła w bok na otwarte okno, przez które do pokoju wpadało zimne powietrze. Powoli trzeźwiała. Wszystko zaczęło jej się układać w logiczną całość. Bartek… Bartek wszedł przez okno! Tak jak to zrobił kilkanaście tygodni wcześniej! On tu siedział! A ona mówiła jakieś głupoty. Poczuła, jak się czerwieni.
- Czyli… to wszystko… to nie sen?- wymamrotała.
- To nie sen- przytaknął.
- To nie umarłam, żyję i będę tańczyć tango?
- Bredzisz, Emilia. Chyba powinnaś jeszcze się zdrzemnąć.
- Nie!- zaprotestowała szybko, podnosząc się do pozycji siedzącej.- Ja naprawdę tańczyłam tango! Tylko… w piątek.
Bartek zaczął się śmiać.
- Która godzina?
- Jest parę minut po północy- odpowiedział, sprawdzając to w komórce, którą na chwilę wyciągnął z kieszeni spodni.
- Czekałeś tu?- spytała z niedowierzeniem.
- Nie- pokręcił przecząco głową.- Przyszedłem godzinę temu. Widziałem, że masz uchylone okno, a mam już doświadczenie z wchodzeniem tutaj taką drogą. Dagmara już wstała, więc pomyślałem, że i ty niedługo się obudzisz- wytłumaczył.
- Nie obudziłeś babci i taty?
- Nie. Śpią. Rozmawiałem wcześniej z Kamilem. Upoważnił mnie, żebym mówił do niego po imieniu.
- O czym?
- O wszystkim – wzruszył niedbale ramionami.- A zaczęło się od tematu samochodów.
Emilia zachichotała. Jej tata w dzieciństwie chciał być mechanikiem, o czym wiedziała, ale teraz nie miał o tym zielonego pojęcia.
- Bardzo tęskniłem- szepnął Bartek, a jej serce przyspieszyło swoje obroty.
- Ja też- przyznała.
Chłopak posadził Emilię na swoich kolanach i otulił ją ramieniem, całując, a to w czoło, a to w czubek nosa. Za każdym razem przechodziły ją ciarki.
- Wciąż nie rozumiem, dlaczego ja..- szepnęła.
- Bo mam wspaniały gust- zażartował, za co dostał kuksańca w bok i się zaśmiał.
- Mówię poważnie. Myślisz, że nie widzę, jak ogląda się za tobą większość dziewczyn?
- Jesteś zazdrosna?- mimo ciemności, Emilia zauważyła na twarzy Bartka figlarny uśmieszek.
- Jestem- przyznała.
- Zauważ, że to ciebie wybrałem, a nie te dziewczyny. Martwi mnie, że nie wierzysz, że jesteś śliczna, mądra, najpiękniejsza…
- Przestań- Emilia się zaczerwieniła.
- Dlaczego nie możesz w to uwierzyć?- w odpowiedzi dostał lekkie wzruszenie ramion.
Ujął stanowczo jej twarz w obie dłonie, a ich usta dzieliły milimetry.
- Kocham cię i już- szepnął i wpił się w jej wargi.
Serce Emilii waliło jak młot. Całowali się bardzo niepewnie, ale po chwili coś się zmieniło. Wargi chłopaka zrobiły się bardziej zdecydowane. Nastolatka mało nie zemdlała i cudem została przytomna. Dziewczyna była tak bardzo stęskniona za Bartkiem, że nie stawiała oporu, gdy chłopak zaczął wplatać jedną rękę w jej blond włosy.
Kiedy się od siebie oderwali, Emilia opadła na łóżko. Miała przyśpieszony oddech, a świat wirował jej przed oczami.
- Przepraszam- Bartkowi też brakowało tchu.
- Za co ty mnie przepraszasz?- nie rozumiała.
- Chyba powinienem pójść- nie dostała odpowiedzi.- Jakby ktoś się obudził, to mielibyśmy problemy. Porozmawiamy jutro- cmoknął Emilie w policzek i ruszył w stronę okna.- Zamknij tylko okno, bo jest chłodno. Dobranoc- wysłał jej całusa w powietrzu.
- Dobranoc- Emilia uśmiechnęła się, gdy Bartek zeskakiwał z drzewa.
Dziewczyna zasnęła dopiero godzinę później, a obudziła się nad ranem, wpół do piątej. Rzuciła się pędem do łazienki. Janina znalazła ją tam o siódmej, gdy chciała ją obudzić do szkoły. Nastolatka leżała na podłodze z policzkiem przyciśniętym do płytek na ścianie. Przez kilka sekund na nią patrzyła, a później zawyrokowała.
- Grypa żołądkowa.
- Chyba tak- wyjęczała.- Babciu, zadzwoń, proszę, do Dagmary i poproś, żeby wzięła dla mnie notatki z dnia naszej nieobecności…- poprosiła ochrypłym głosem.
- Dobrze.
Emilia niemal cały dzień spędziła w łazience. Od czasu do czasu zaglądała do niej Janina lub Kamil, ale ten po południu pojechał odwiedzić znajomego ze szkolnych lat i dopiero po piętnastej blondynka usłyszała czyjeś kroki.
- Żyjesz jeszcze?- była to Dagmara.
- Powiedzmy- wyjęczała Zielonka.
- Dziękuję. Jak mi przejdzie to przepiszę…- chwile później pochyliła się nad muszlą klozetową.
Po wyjściu Dagmary Emilia zasnęła na dywaniku w łazience, ale gdy się obudziła była już we własnym łóżku, a za oknem było już jasno. Nie pamiętała, jak się tam znalazła, ale zgadywała, że przeniósł ją Kamil. Na nocnym stoliku stała szklanka wody. Dopięła się do niej łapczywie i wypiła jednym haustem.
Wstała ostrożnie, ale była mile zaskoczona, że czuje się normalnie. Żeby nie kusić losu, na śniadanie zjadła herbatniki.
- Nie uwierzysz- Kamil podał córce szklankę świeżej wody, kiedy siedzieli razem w kuchni.- Babcia wymyśliła sobie, że ma za mały ogródek i się nudzi. Postanowiła więc kupić sobie działkę- prychnął.- Jadę dzisiaj coś jej kupić.
- Przecież niedługo będzie śnieg- zauważyła.
- Ale babcia chce i już- przewrócił oczami, co w jego wykonaniu było dziwne.- Jeśli nie czujesz się na siłach, nie musisz iść do szkoły- zmienił temat.- Ale jutro koniecznie- zagroził palcem.- Dzwoniłem do twojego nauczyciela. Jesteś usprawiedliwiona.
Pokiwała głową, kierując się w stronę schodów ze szklanką wody w dłoni. Nie chciało jej się wracać do szkoły i bała się, że znowu poczuje się źle, więc zabrała się za przepisywanie lekcji i nadrabianie zaległości.
--------------------------------------------------------------------------------
Witam was :D
Co do kolejnego rozdziału mogę napisać tyle, że trochę zacznie się w końcu dziać, bo do tej pory wszystko było takie... bezproblemowe xd Nie mówię, że od razu zrobię z tego kryminał czy coś, bo oczywiście nie, ale myślę, że będzie trochę ciekawiej ;)
W takim razie do następnego tygodnia!:*
świetny rozdział, czekam na następny
OdpowiedzUsuńcieszę się że sie podobał i zapraszam na kolejny już w piatek lub sobote :)
UsuńNo hej!:)
OdpowiedzUsuńMoże i było bezproblemowe, ale bardzo ciekawe. Mam tylko nadzieję, że między Bartkiem i Emi nic się nie popsuje, bo są świetną parą. Bartek rzeczywiście zachowuje się jak ideał... te czułe gesty, pocałunki, romantyczne wtargnięcia do jej pokoju. Cudownie się o nich czyta! Oby więcej scen z nimi;)
I na szczęście nie spełniły się moje obawy związane z Jake. Przynajmniej na razie nie wtrąca się w związek Emily. Ale jak na razie najbardziej ciekawa jestem, dlaczego Sam nie odzywa się do Dagi. Widać jak cierpi... Mam nadzieję, że niedługo się to wszystko wyjaśni!:)
Ściskam;*
A w wolnej chwili serdecznie zapraszam na kolejny rozdział "Tajemnicy Locmarie", a w nim rozpoczęcie wspólnej pracy duetu L&L;D
Bardzo cieszę się że ci się podobało, a w czytając następne rozdziały może twoje objawy, pytania się rozwiążą, a może wręcz przeciwnie ;) więc zapraszam na kolejny rozdział w piątek lub sobotę, a do ciebie wpadnę w wolnej chwili :)
UsuńCoś między nimi teges x D Hah. Super *,*
OdpowiedzUsuń