- Co?- spytała dziewczyna, a w jej oczach pojawiły się łzy, których nawet nie
starała się zatrzymać.
- Nie jestem kimś odpowiednim dla ciebie- Bartek miał kamienny wyraz twarzy, co jeszcze bardziej ją zabolało. Nie pokazywał żadnych uczuć, a to on ją zapewniał, że jest dla niego ważna!
- Nie bądź śmieszny- powiedziała, próbując, aby zabrzmiało to nonszalancko.- Jesteś najcudowniejszą osobą jaką spotkałam w życiu- po jej policzku spłynęła pierwsza łza.
- Oszalałaś- prychnął.
- Nie, nie oszalałam, chyba, że z miłości- po jej policzku popłynęła kolejna łza, kiedy uświadomiła sobie, że to prawda. Nigdy nie sądziła, że tak to wygląda, ale była niemal pewna, że pomimo swojego młodego wieku zakochała się. Chciała dla niego jak najlepiej, gdyby trzeba było, skoczyłaby za nim w ogień, żeby tylko zawsze był taki pełen energii, jak do tej pory.
- Emilia, przestań.
- Jak mam przestać? Ot tak chcesz ze mną zerwać, nic mi nie tłumacząc.
Przez dłuższą chwilę Bartek miał wzrok wbity w ziemie. Kiedy w końcu podniósł głowę, miał odmienione oczy- były gotowe na wszystko.
- Emilia- odezwał się wreszcie- nie kocham cię. Nie ma sensu cię oszukiwać.
Emilia powtarzała sobie to zdanie kilkakrotnie w myślach, bo za pierwszym razem to do niej nie dotarło.
- Nie… kochasz… mnie?- wydukała.
- Nie- odpowiedział bezlitośnie, a ona poczuła jakby ktoś włożył w jej serce tysiące szpilek.
Wpatrywała się w chłopaka w osłupiała.
- To zmienia postać rzeczy…
Spojrzała w bok. Przez zaszklone oczy widziała o wiele słabiej. Chciała przestać płakać, ale nie potrafiła. Tak bardzo jej zależało..
- Wiedziałam, że to… że się mną zainteresowałeś.. to by było zbyt piękne- jej głos na końcu się załamał.
- Nie mów tak…- zrobił krok w jej stronę.
- Mam tak nie mówić?- przerwała mu.- A jak mam mówić? Po co ze mną byłeś przez te kilka miesięcy?- spojrzała na niego.
- Naprawdę myślałem, że… że jesteś tą jedyną- szepnął, wbijając wzrok w swoje buty.
- Więc co się zmieniło i co ważniejsze, dlaczego?- nie rozumiała, gdzie popełniła błąd. Miała nadzieje, że będzie w stanie go naprawić.
Nie otrzymała odpowiedzi. Bartek patrzył teraz w jeden punkt przed sobą. Po chwili zerknął na nią.
- Przepraszam, że tak cię zraniłem..- przez moment wydawało jej się, że zobaczyła w jego pięknych, brązowych oczach ból, ale nie była pewna, bo równie szybko jak się pojawił, tak zniknął.
- Przestań- wydusiła, powstrzymując szloch.- Co ci się we mnie nie podoba? Powiedz, a to zmienię.
Z miny Bartka wyczytała, że jest za późno. Już nigdy nie będzie tak jak kiedyś. Wszystko prysło.
- Zrobię wszystko, aby nie wchodzić ci w drogę i w twoje życie- obiecał, oddalając się trochę.- Ty też mi musisz coś obiecać.
Emilia patrzyła na niego załzawionymi oczami. Nie mogła uwierzyć w to, co się właśnie działo na jej oczach.
- Obiecaj, że zapomnisz o mnie i będziesz żyć tak, jakbym nigdy nie pojawił się w twoim życiu. Będziesz szczęśliwa, jestem tego pewien, czy wrócisz to Nowego Jorku, czy nie. Jesteś silniejsza niż ci się wydaje. Możesz wszystko tylko musisz w to uwierzyć..
Emilia nawet nie analizowała jego słów, tego co do niej mówił. Nie miała na to siły. Wszystko zlewało się jej w jedno.
- Proszę cię, bądź szczęśliwa…- zawahał się przez moment, ale podszedł do niej ten ostatni raz. Położył swoje dłonie na jej policzkach, a ona spojrzała na niego załzawionymi oczami.- Naprawdę życzę ci jak najlepiej w życiu.. Nie chcę, żebyś cierpiała, bo właśnie tak by było, gdybyśmy zostali razem..
- M.. mówisz to.. t.. tak..- próbowała skleić jedno zdanie w całość, ale nie była w stanie.
- Csii… Nic nie mów. Tylko mi obiecaj, że zapomnisz- skinęła wolno głową, powstrzymując szloch.
- To już chyba wszystko- niemiłosiernie szybko się odsunął.- Ani ja, ani Dagmara nie będziemy cię niepokoić- podsumował i odwrócił się na pięcie.
- Z.. zaczekaj- wykrztusiła, ale on już nie słuchał i ruszył w stronę swojego domu.
Emilia pomyślała, że zaraz zemdleje. Próbowała oddychać w normalnym tempie, ale nadaremnie. Zaczęła szlochać. Nie powstrzymywała się już. Nie potrafiła. Wszystko w niej pękło.. Kiedy do końca dotarło do niej, co właśnie się stało, zaczęła biec w stronę ich ulicy. Gdy dobiegała i była już dosłownie cztery domy od Formańskich, zobaczyła przez łzy, które kapały na jej bluzkę jak gruchy, że cała ich rodzina wsiada do samochodu i gdzieś odjeżdżają. Emilia jeszcze bardziej zaczęła płakać. Jednego dnia straciła przyjaciółkę i chłopaka, ale ten chociaż z nią porozmawiał. Nie znaczy to, że cokolwiek wyjaśnił, ale porozmawiał. Dagmara uciekła.
Cała zapłakana wbiegła do domu babci. Ściągnęła kurtkę i buty. Nie zwracając uwagi na to co się dzieje wokół niej, pobiegła do swojego pokoju i zamknęła drzwi na klucz.
Padła na łóżko i zaczęła się mścić na poduszce: bić ją, drzeć… Było jej wszystko jedno. Liczyło się tylko, że już nigdy nie będzie tak cudownie, jak było jeszcze dzień wcześniej.
- Emilka- usłyszała głos babci za drzwiami.- Wszystko w porządku? Spotkałaś się z Bartkiem?
Na dźwięk jego imienia zwinęła się w kłębek, jakby ktoś ją z całej siły bił.
- Nie chcę teraz rozmawiać- odpowiedziała, szlochając w pościel.
Janina jeszcze chwilę stała pod drewnianą powłoką, ale kiedy upewniła się, że Emilia jej nie otworzy, zeszła na parter, nie wiedząc, co innego zrobić. Nie miała nawet pojęcia, że chodzi o Bartka i Dagmarę.
- Nie jestem kimś odpowiednim dla ciebie- Bartek miał kamienny wyraz twarzy, co jeszcze bardziej ją zabolało. Nie pokazywał żadnych uczuć, a to on ją zapewniał, że jest dla niego ważna!
- Nie bądź śmieszny- powiedziała, próbując, aby zabrzmiało to nonszalancko.- Jesteś najcudowniejszą osobą jaką spotkałam w życiu- po jej policzku spłynęła pierwsza łza.
- Oszalałaś- prychnął.
- Nie, nie oszalałam, chyba, że z miłości- po jej policzku popłynęła kolejna łza, kiedy uświadomiła sobie, że to prawda. Nigdy nie sądziła, że tak to wygląda, ale była niemal pewna, że pomimo swojego młodego wieku zakochała się. Chciała dla niego jak najlepiej, gdyby trzeba było, skoczyłaby za nim w ogień, żeby tylko zawsze był taki pełen energii, jak do tej pory.
- Emilia, przestań.
- Jak mam przestać? Ot tak chcesz ze mną zerwać, nic mi nie tłumacząc.
Przez dłuższą chwilę Bartek miał wzrok wbity w ziemie. Kiedy w końcu podniósł głowę, miał odmienione oczy- były gotowe na wszystko.
- Emilia- odezwał się wreszcie- nie kocham cię. Nie ma sensu cię oszukiwać.
Emilia powtarzała sobie to zdanie kilkakrotnie w myślach, bo za pierwszym razem to do niej nie dotarło.
- Nie… kochasz… mnie?- wydukała.
- Nie- odpowiedział bezlitośnie, a ona poczuła jakby ktoś włożył w jej serce tysiące szpilek.
Wpatrywała się w chłopaka w osłupiała.
- To zmienia postać rzeczy…
Spojrzała w bok. Przez zaszklone oczy widziała o wiele słabiej. Chciała przestać płakać, ale nie potrafiła. Tak bardzo jej zależało..
- Wiedziałam, że to… że się mną zainteresowałeś.. to by było zbyt piękne- jej głos na końcu się załamał.
- Nie mów tak…- zrobił krok w jej stronę.
- Mam tak nie mówić?- przerwała mu.- A jak mam mówić? Po co ze mną byłeś przez te kilka miesięcy?- spojrzała na niego.
- Naprawdę myślałem, że… że jesteś tą jedyną- szepnął, wbijając wzrok w swoje buty.
- Więc co się zmieniło i co ważniejsze, dlaczego?- nie rozumiała, gdzie popełniła błąd. Miała nadzieje, że będzie w stanie go naprawić.
Nie otrzymała odpowiedzi. Bartek patrzył teraz w jeden punkt przed sobą. Po chwili zerknął na nią.
- Przepraszam, że tak cię zraniłem..- przez moment wydawało jej się, że zobaczyła w jego pięknych, brązowych oczach ból, ale nie była pewna, bo równie szybko jak się pojawił, tak zniknął.
- Przestań- wydusiła, powstrzymując szloch.- Co ci się we mnie nie podoba? Powiedz, a to zmienię.
Z miny Bartka wyczytała, że jest za późno. Już nigdy nie będzie tak jak kiedyś. Wszystko prysło.
- Zrobię wszystko, aby nie wchodzić ci w drogę i w twoje życie- obiecał, oddalając się trochę.- Ty też mi musisz coś obiecać.
Emilia patrzyła na niego załzawionymi oczami. Nie mogła uwierzyć w to, co się właśnie działo na jej oczach.
- Obiecaj, że zapomnisz o mnie i będziesz żyć tak, jakbym nigdy nie pojawił się w twoim życiu. Będziesz szczęśliwa, jestem tego pewien, czy wrócisz to Nowego Jorku, czy nie. Jesteś silniejsza niż ci się wydaje. Możesz wszystko tylko musisz w to uwierzyć..
Emilia nawet nie analizowała jego słów, tego co do niej mówił. Nie miała na to siły. Wszystko zlewało się jej w jedno.
- Proszę cię, bądź szczęśliwa…- zawahał się przez moment, ale podszedł do niej ten ostatni raz. Położył swoje dłonie na jej policzkach, a ona spojrzała na niego załzawionymi oczami.- Naprawdę życzę ci jak najlepiej w życiu.. Nie chcę, żebyś cierpiała, bo właśnie tak by było, gdybyśmy zostali razem..
- M.. mówisz to.. t.. tak..- próbowała skleić jedno zdanie w całość, ale nie była w stanie.
- Csii… Nic nie mów. Tylko mi obiecaj, że zapomnisz- skinęła wolno głową, powstrzymując szloch.
- To już chyba wszystko- niemiłosiernie szybko się odsunął.- Ani ja, ani Dagmara nie będziemy cię niepokoić- podsumował i odwrócił się na pięcie.
- Z.. zaczekaj- wykrztusiła, ale on już nie słuchał i ruszył w stronę swojego domu.
Emilia pomyślała, że zaraz zemdleje. Próbowała oddychać w normalnym tempie, ale nadaremnie. Zaczęła szlochać. Nie powstrzymywała się już. Nie potrafiła. Wszystko w niej pękło.. Kiedy do końca dotarło do niej, co właśnie się stało, zaczęła biec w stronę ich ulicy. Gdy dobiegała i była już dosłownie cztery domy od Formańskich, zobaczyła przez łzy, które kapały na jej bluzkę jak gruchy, że cała ich rodzina wsiada do samochodu i gdzieś odjeżdżają. Emilia jeszcze bardziej zaczęła płakać. Jednego dnia straciła przyjaciółkę i chłopaka, ale ten chociaż z nią porozmawiał. Nie znaczy to, że cokolwiek wyjaśnił, ale porozmawiał. Dagmara uciekła.
Cała zapłakana wbiegła do domu babci. Ściągnęła kurtkę i buty. Nie zwracając uwagi na to co się dzieje wokół niej, pobiegła do swojego pokoju i zamknęła drzwi na klucz.
Padła na łóżko i zaczęła się mścić na poduszce: bić ją, drzeć… Było jej wszystko jedno. Liczyło się tylko, że już nigdy nie będzie tak cudownie, jak było jeszcze dzień wcześniej.
- Emilka- usłyszała głos babci za drzwiami.- Wszystko w porządku? Spotkałaś się z Bartkiem?
Na dźwięk jego imienia zwinęła się w kłębek, jakby ktoś ją z całej siły bił.
- Nie chcę teraz rozmawiać- odpowiedziała, szlochając w pościel.
Janina jeszcze chwilę stała pod drewnianą powłoką, ale kiedy upewniła się, że Emilia jej nie otworzy, zeszła na parter, nie wiedząc, co innego zrobić. Nie miała nawet pojęcia, że chodzi o Bartka i Dagmarę.
***
Kiedy następnego dnia Emilia otworzyła powieki było jakoś jaśniej. Przetarła oczy i rzuciła się do okna. Zarówno podwórko jak i ulice pokrywało kilka centymetrów śniegu. Pokręciła z niedowierzeniem głową.
Kiedy zeszła na parter, Janina zdążyła już wyjść, zostawiając jedynie karteczkę, że jest na zakupach. Dziewczyna zjadła szybko miskę płatków śniadaniowych z mlekiem i wypiła troche wody mineralnej. Nagle uderzyła ją rzeczywistość. Bartek.. ich rozmowa.. I na nowo w jej oczach pojawiły się łzy.
Emilia przez pół nocy myślała o wszystkim, co się ostatnio działo. Nie potrafiła pojąć, dlaczego Formańscy tak się zachowali.. Na dodatek oboje..
Dziewczyna wcale się nie śpiesząc, pojechała do szkoły autobusem. Przed lekcjami nie widziała nigdzie byłego chłopaka, ani przyjaciółki. A miała cichą nadzieję porozmawiać z Dagmarą.
- Mam dla was ogłoszenie- zaczął pan Pajkut, czym zwrócił uwagę uczniów podczas pierwszej lekcji, jaką mieli właśnie z nim.
Na tej lekcji Olivia usiadła z Emilią, ponieważ dość dobrze się dogadywały. Jako jedyna zauważyła, że z Zielonką jest coś nie tak, chociaż tak krótko się znały. Jednym z plusów ich znajomości było, że perfekcyjnie mówiły po angielsku, więc zażartowały nawet, że jak będą chciały o czymś porozmawiać w cztery oczy to wystarczy, że zmienią język i będą mówiły szybko, a nikt nic nie zrozumie.
- Od dzisiaj wasza koleżanka, Dagmara, nie będzie uczęszczała do naszej szkoły- serce Emilii na chwilę stanęło. Po klasie przeszedł szmer.
- Emilia- Olivia szepnęła do koleżanki z ławki.- Wiesz coś o tym?
Dziewczyna pokręciła przecząco głową. Nauczyciel mówił coś jeszcze, ale Emilia nie słuchała.. Miała ochotę znowu się rozpłakać, ale nie mogła.. teraz patrzyła na nią cała klasa.
Na przerwie wszyscy zasypywali Emilię masą pytań, ale na żadne nie mogła odpowiedzieć, bo przecież sama nic nie wiedziała. Poczuła w sercu dziwną pustkę. Bartka też nigdzie nie widziała. Oboje zmienili szkołę? Ale tak w środku semestru? Nie mogła tego zrozumieć.
Bez najmniejszego przemyślenia wyciągnęła z kieszeni komórkę i wybrała numer Dagmary, jednak w słuchawce poinformowano ją, że dany numer nie istnieje.
Po jej policzkach poleciały nieproszone łzy. Dopiero teraz dotarł do niej sens słów Bartka z poprzedniego dnia: Ani ja, ani Dagmara nie będziemy cię niepokoić. A więc to miał na myśli? Odcięcie się od niej całkowicie? Ale przecież mieszkali tak blisko siebie…
Emilia nie mogła wytrzymać w szkole, więc po raz kolejny zerwała się z lekcji pod pretekstem, że jednak nie czuję się zbyt dobrze, jak myślała rano.
Kiedy szła chodnikiem w stronę domu, zadzwoniła jej komórka. W pierwszej chwili pomyślała, że to Daga albo Bartek, jednak to nie było żadne z nich, tylko Jake. Emilia lekko się uśmiechnęła.
- Słucham*- powiedziała do słuchawki, kiedy przycisnęła ją do ucha.
- Cześć, Em- usłyszała entuzjastyczny głos przyjaciela.
- Cześć- nie mogła odwzajemnić jego entuzjazmu.
- Co jest? Twój głos brzmi bardzo smutno.
Emilia pomyślała, że nie chce mu wszystkiego opowiadać, ale z drugiej strony chciała się komuś zwierzyć. Teraz nie miała Dagmary.
- Wszystko się wali- wychlipała.. Nie powstrzymała już potoku łez.
- Dlaczego? Na pewno nie jest aż tak źle.
- Jest gorzej niż źle, Jake.
- Co się stało?
Emilia usiadła na ławce na przystanku autobusowym. Opowiedziała mu wszystko w skrócie.
- Co?!- krzyknął do słuchawki.- Skopię dupę temu twojemu całemu Bartkowi. Już zaraz rezerwuję bilet i lecę do ciebie.
- Nie. Nie musisz przyjeżdżać. Dam sobie radę- jednak poczuła dziwne ciepło, kiedy to usłyszała. Był gotowy przyjechać.. dla niej.
- Możesz na mnie liczyć. Pamiętaj.
- Wiem i dziękuję.
- Dzwoń do mnie o każdej porze dnia i nocy i informuj mnie na bieżąco. OK.?
- OK. Muszę kończyć- zobaczyła nadjeżdżający autobus.
- Dobrze. Do usłyszenia niedługo. Trzymaj się.
- Do usłyszenia- nacisnęła czerwoną słuchawkę i odłożyła komórkę na jej poprzednie miejsce.
Do domu dotarła piętnaście minut później. Janina była bardzo zaskoczona, widząc wnuczkę tak wcześnie w domu. Nie kupiła tekstu Emilii o bólu głowy.
- Myślę, że chodzi o Dagmarę… Słyszałam, że się wyprowadzili.
- Wyprowadzili się?- spytała zszokowana. Te słowa uderzyły w nią, jakby ktoś walnął ją z całej siły po twarzy. Znowu poczuła napływające łzy.
- Tak.. Dagmara nic ci nie powiedziała? Myślałam, że wiedziałaś..
- Gdzie się wyprowadzili?- chciała dowiedzieć się jak najwięcej.
- Nikt tego nie wie- rozłożyła bezradnie ręce.- Nikomu nic nie powiedzieli. Wyprowadzili się nagle i nikt nie wie, dlaczego. Dzisiaj w nocy była to ekipa od przeprowadzek i wywozili ich rzeczy. Zdzisio do mnie dzwonił bo myślał, że to złodzieje..
„W nocy?” zdziwiła się Emilia. Aż tak chcieli wszystko zachować w tajemnicy, zastanawiała się.
Emilia bez słowa pobiegła na piętro i zamknęła za sobą drzwi do pokoju na klucz. Położyła się na łóżku i cierpiała męki. Ból w końcu musiał się pojawić. Wydawało jej się, że jej tułów to jedna wielka rana, która nie ma zamiaru się zagoić już nigdy. Czuła niewyobrażalny ból, którego nigdy wcześniej nie doświadczyła. Straciła dwie osoby.. tak ważne osoby w jej życiu..
W jej głowie pozostawały pytania: Dlaczego tak się stało? Dlaczego oni tak zrobili? Dlaczego wyjechali? Dlaczego chcieli stracić z nią kontakt? Co się stało? Jednak na żadne z nich nie dostała odpowiedzi.
Czuła pustkę w całej duszy. Większość czasu płakała i raniła się jeszcze bardziej, przypominając sobie chwile spędzone z Dagmarą i Bartkiem. Wszystko jej o nich przypominało.
Ten ból był nie do zniesienia.
---------------------------------------------------------------------------------------------
* rozmowa w j. angielskim